01. Artur Weasley
-Przepraszam panie, ale tak się składa, że nie tolerujemy tutaj
takich wygłupów. To zakłóca spokój naszym klientom. Ale mogę wam pomóc. Gdzie
jedziecie, mogę wskazać wam peron- zaproponował masywny mężczyzna, ubrany w
charakterystyczny strój ochroniarza. Miał krótkie mysie włosy, okulary na
czole, piwne oczy i nieco za duży nos. Przyjaciółki wymieniły spojrzenia.
-Do… Derby- bąknęła Mary, Derby to pierwsze
miasto, które przyszło jej do głowy. W Derby była kiedyś na wczasach z
rodzicami. Ochroniarz podniósł prawą
brew i przewrócił oczami.
-Do Derby jedziemy dopiero w przyszłym
tygodniu- odpowiedział.
-No racja! Pomyliłyśmy daty. Przepraszamy za
problem! Do zobaczenia- mruknęła Dorcas i odwróciła się na pięcie. Dziewczyny
zrobiły to samo. Ochroniarz złapał Agnes
za skraj szaty i powiedział: Czy wiecie, że w naszych pociągach nie można mieć
ze sobą: toreb, walizek, plecaków, ani kufrów? Do tego służy luk bagażowy,
który znajduje się koło peronu piątego- wyrecytował jak by znał formułkę na
pamięć.
-Proszę pana, przecież każdy ma tutaj: torby,
walizki, plecaki i kufry!- odgryzła się Dorcas. Ochroniarz najpierw spojrzał
się na Dorcas jak na jakiegoś seryjnego mordercę, a potem wybuchnął
histerycznym śmiechem.
-Przepraszam, ma pan coś do tych panienek?-
zapytał ktoś za ochroniarzem. Był to dosyć wysoki i szczupły mężczyzna o mocno
rudych włosach i niebieskich oczach. Na oko miał dwadzieścia pięć lat.
Ochroniarz patrzał to na mężczyznę, to na przyjaciółki. Po dłuższej chwili
odszedł zostawiając towarzystwo samych. Rudowłosy podszedł do nich.
-Jesteście z Hogwartu?- szepnął. Uśmiechnął
się tajemniczo.
-Tak,,, Przynajmniej byliśmy- szepnęła Lily.
-Jestem Artur. Artur Weasley- Weasley
rozejrzał się po dworcu, a potem zawołał kogoś z daleka.
-Miło pana poznać, jestem Lily, to jest
Dorcas, Mary i Agnes- wskazała na towarzyszki. Weasley rozejrzał się po dworcu,
a potem zawołał kogoś z daleka.
-Młodzieńcze! Mówiłem, że nie jesteś sam!-
wiele spojrzeń powędrowało w stronę Artura oraz przyjaciółek, a po chwili
podszedł do nich jakiś Krukon. Był bardzo wysoki, miał złociste włosy i miodowe
oczy oraz ściśnięte usta i bladą cerę. Miał na białą koszulę z Hogwartu i mocno
związany wyrafinowany niebieski krawat. Uśmiechnął się promiennie do
przyjaciółek, chodź Lily uważała, że bardziej uśmiechnął się do niej. Lily
odwzajemniła uśmiech.
-Jestem Jet- powiedział i podał rękę po
kolei: Dorcas, Mary, Agnes i Lily. Przy Rudej dłużej się zatrzymał.
-Spadł ci but- powiedział. Lily zarumieniła
się. Szybko założyła na stopę but. Jet przez chwilę stał wpatrując się w nią,
ale potem zrobił dwa kroki do tyłu.
-Jest już dwadzieścia po jedenastej. Nie ma
sensu nadganiać pociągu- powiedział Artur. –Zabiorę Was do mojego domu i
jeszcze dziś zawiadomię Dumbledore’ a, o braku pięciu uczniów.
-Dziękujemy, panie Weasley- powiedziała Mary.
Ten skinął głową.
***
-Gdzie tak właściwie idziemy, panie Weasley?-
zapytała zmęczona Mary. Od prawie godziny Artur Weasley prowadził
szesnastolatków przez cały Londyn do „jakiegoś tajemniczego miejsca”, jak to
ujął.
-Zobaczycie. I
proszę mówcie mi Artur- odpowiedział dziarskim tonem rudowłosy. –Jesteśmy już
bardzo blisko. Wiecie trzeba ukrywać takie rzeczy przed mugolami. Oni już tacy
są: wścibscy. Ale to bardzo inteligentni ludzie. Dla mnie to nie wyobrażalne
żeby żyć bez magii. Nieprawdaż?
-Co takiego
ukrywać przed mugolami?- spytała szatynka.
-Widzę, że
jesteś bardzo ciekawska, Mary- uśmiechnął się pan Weasley. –Ale to nic takiego,
też lubię wiedzieć dużo rzeczy. Wtedy czuje się pewniej. Jeżeli jesteście jednak
tacy ciekawi to powiem, że zmierzamy do domu państwa Hideki. To Japończycy.
Bardzo mili ludzie. Ja, Molly, oraz moi synowie: Bill i Charlie mieszkamy tam
razem z nimi. Co prawda Molly ciągle wygłasza mowy o przeprowadzce, która chyba
rzeczywiście jest nieunikniona. Pięcioosobowa rodzina to nie jest wcale mało
rodzina, o nie- ciągnął Artur.
-Jak to?
Przecież pan, pańska żona i dwóch synów to łącznie cztery osoby- przerwała
Mary.
-Och, Mary.
Proszę cię mów mi Artur, tak samo do Molly mów po imieniu. Czuje się nieswojo,
kiedy mówisz do mnie „pan”. Niedawno byłem kawalerem. Mam dwadzieścia sześć
lat, nie wyglądam chyba na więcej?- po pytaniu, usłyszał protesty. –A Molly
jest w ciąży. Ona bardzo chce mieć córkę, wiesz? A ja sądzę, że tym razem
również będzie chłopiec. Wybrałem już nawet imię: Percy. Podoba wam się?-
zapytał.
-Bardzo-
powiedziała Lily.
-Znalazłem też
inne imiona, które mi się podobają. Fred, George i Ronald. A dla córeczki
wybraliśmy z Molly imię: Ginerva, w skrócie Ginny. Oryginalne, prawda?
-Tak-
powiedziała z uśmiechem Mary.
-No chyba
dochodzimy do celu- rzekł z satysfakcją pan Weasley. –Za tym murem znajduje się
Świstokilk.
-Nie mogliśmy
się teleportować? Po co szliśmy taki kawał?!- pisnęła Agnes.
-Agnes,
przeszliśmy się kawałek, dla zdrowia. Bez definicji. Przecież świetnie się
bawiliśmy. Dowiedzieliśmy się dużo o sobie, prawda Mary?
-Tak. Dawano
się tak dobrze nie bawiłam- skłamała.
-Widzicie!
Musicie pomóc mi szukać Świstokliku. To kałamarz- powiedział pan Weasley. Lily
spojrzała na Dorcas, a potem zapytała ją: Co to jest Świstoklik? Pan Weasley
najwyraźniej usłyszał uwagę, bo od razu się wtrącił.
-Świstoklik jest to dosyć dziwny przedmiot magiczny, który
umożliwia teleportację z miejsca na miejsce każdemu czarodziejowi niezależnie
od tego gdzie i kiedy się znajduje. To przedmiot dosyć specyficzny, ponieważ
mogą z niego korzystać także niepełnoletni czarodzieje. Są to najczęściej
rzeczy, które mugole wezmą po prostu za śmieci i nie podniosą ich. Zaklęciem
umożliwiającym zrobienie Świstokliku jest Portus. A więc Świstoklik to dziwny
przedmiot, który dzięki zaklęciu Portusa teleportuje niepełnoletnich i
pełnoletnich czarodziejów gdzie tylko im się żywnie spodoba- skończył monolog.
-Chodzi o to,
że mogliśmy po prostu się teleportować, bez tego całego cyrku. Nie musieliśmy
szukać po Londynie Świstokliku, gdyż było by o wiele łatwiej przenieść się w
dane miejsce za pomocą zaklęcia. A gdyby zobaczył nas jakiś mugol, po prostu
zmodyfikować mu pamięć- powiedziała Dorcas z kwaśną miną. Agnes i Jet
przytaknęli.
-Nie
narzekajcie. Razem zaraz znajdziemy kałamarz.
Niestety, nie
było tak jak przekonywał pan Weasley. Kałamarz jakby rozpłynął się w powietrzu.
Artur kilka razy użył zaklęcia przywoływania, ale nie zadziałało. Po pół
godzinie, kałamarz znalazł się pod nogą Agnes, która od dłuższego czasu leżała
n trawie, zupełnie ignorując poszukiwania. Jedyne co Lily zapamiętała to dziwne
uczucie w okolicy pępka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).