„Między mężczyzną, a kobietą przyjaźń nie jest możliwa.
Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość – tak, lecz nie przyjaźń”
-Oscar Wilde
Regina
Bulstrode wpięła we włosy Jo ostatnią wsuwkę. Dziewczęta przygotowywały się na imprezę
halloweenową, a jako Ślizgonki na przyjęcie miały blisko, więc mogły pozwolić
sobie na dłuższe strojenie. Regina nalegała, żeby Prewettówna ubrała
śliczną, czarną sukienkę, która przy jej pomocy i kilku magicznych sztuczkach, przypominałaby szatę narzeczonej Draculi. Jo odmówiła. Jeszcze Snape pomyślałby
sobie za dużo.
W swojej głowie wciąż odtwarzała
wygląd dziwnej, porannej wizji związanej z jedną z książek jej wychowawcy. Kadra
nauczycielska zazwyczaj przechowywała własne zbiory, ściśle związane z
nauczanym przedmiotem, w swoich gabinetach, ale Slughorn był wyjątkiem. Jego
zainteresowania obejmowały o wiele więcej niż marne eliksiry, do tego stopnia, że
być może posiadał on coś związanego z zaklęciami jednorazowymi. Może nawet napisane jest tam,
jak je odwrócić. Boże, jak bardzo chciała, żeby Lilian Evans przestała włazić
jej do głowy!
Faktycznie, mogła to lepiej
zaplanować. Z pewnością będą tam Huncwoci i nagadają Peterowi, że… a w sumie po
co ona, do jasnej cholery, jest jeszcze z Pettigrewem? Udało jej się wbić w
śmietankę towarzyską, zbliżyła się do Evansównej i co jej to dało? Nic.
Medalion został schowany i Bóg jeden wie, gdzie. Isaac dowiedział się, że
nawaliła i zostawił runy, żeby ją nastraszyć. Ona wysłała do niego list, na
który wcale nie odpowiedział. A skoro nie odpowiedział- Jo nie dowie się, co było w medalionie, nie dowie
się, co wypłynęło i nie dowie się, jakie jeszcze krzywdy wyrządziła. Nie żeby brały
ją wyrzuty, ale przecież zaklęcia jednorazowe są kompletnie nieokiełznane! Mogą
obijać się o ściany tego zamku i w każdej chwili wpaść wprost do niej… i oberwie jakąś
skomplikowaną klątwą, na którą nie ma przeciwzaklęcia! Och, tak- sytuacja jest
wystarczająco opłakana. Co ją obchodzi Peter?
-Był
pod ręką- odparła wymijająco. –Zresztą i tak długo tam nie zabawię… Widzisz,
Regino…- zawahała się.
Potrzebowała w tej chwili pomocy.
Sama nie będzie w stanie ukraść książki i jednocześnie spławiać wszystkich
gapiów… Nie może nikomu mydlić oczu ani rąbnąć kogoś jakąś klątwą… nie pod
okiem nauczyciela. Wcześniej mogła mieć gdzieś, czy ją wywalą, czy też nie, ale
teraz? Teraz, nie może opuścić murów
tego zamku bez medalionu. Czy mogła jednak zaufać tej rudowłosej Ślizgonce?
Należała do Łowów Śmierci- powinna zjawić się na każde jej skinięcie palca, bo
w sumie, po to jest ta cała organizacja. Nie wygada się. Za bardzo się jej boi-
słyszy jej niespokojne myśli. Wzięła głęboki oddech.
-Słucham
cię- usłyszała drżący głos jej towarzyszki. Dobra, skoro już układa jej włosy, to
chyba może zagadać Ślimaka?
-Nie
idę tam przez przypadek. Muszę coś zwędzić. Jesteś ze mną?
***
Dorcas
przyjrzała się w lustrze szczupłej Gryfonce o gęstych, brązowych włosach i
zagubionym spojrzeniu. Z jej uszu zwisały długie, rzucające się w oczy
kolczyki, a dekolt zdobił słodki medalion w kształcie serca, który dał jej kiedyś
jeden z kuzynów. W środku znajdował się otwór na zdjęcie, kogoś, kto jest dla
niej drogi, ale odkąd go dostała, pozostawał pusty. Były co prawda momenty, w których
chciała schować tam fotografię Syriusza, ale coś kazało jej się wstrzymać
jeszcze trochę. I dobrze zrobiła. Medalion, jak tłumaczył jej kuzyn, jest
absolutnie jednorazowy- zdjęcia nie będzie można już zmienić. Nigdy go nie
zdejmowała. Gdyby za każdym razem widziała w nim podobiznę Blacka, z pewnością
by jej zbrzydł, albo by go rozwaliła. A stracić coś tak nieodłącznego jak ten
wisiorek, to jak stracić część siebie. I to przez głupiego, niewiernego
chłopaka.
Dokładnie- głupiego i niewiernego!
Syriusz Black już nic, ale to nic, dla niej nie znaczy. Koniec z wiecznym
dawaniem mu drugiej szansy. Mógłby zachować przynajmniej resztki honoru i
przyznać się do tego, że jest dwulicowym babiarzem, ale nie- on jak trzymał
się, tak trzyma się ciągle wersji, że nic nie zrobił i że to Emmelina i jego
zakichane fanki zmówiły się przeciwko niemu. Myślał, że mu uwierzy… Owszem,
zdawała sobie sprawę, że Titanicówna ma lekką słabość do Łapy, ale z natury
była to taka energiczna, głupiutka i milutka dziewczyna, istne słoneczko- przez
myśl by nikomu nie przeszło, że potrafi w ogóle knuć. A, gdzie tam. Huncwot
kłamał coraz gorzej.
-Co jeśli on tam będzie?- spytała
Lily, patrząc z troską na przyjaciółkę. Nie musiała mówić po imieniu. No
właśnie- co jeśli przyprowadzi tam Clemence albo jakąś jego fankę o nikłym
ilorazie inteligencji, albo…? Nie. Skoro ostatnio próbuje zagadać do
niej, Dorcas, to chyba nie zaprzepaściłby wszystkiego w jeden wieczór zjawiając
się z inną dziewczyną? A może? Wyprostowała się dumnie.
-Nigdy nie przychodzi do Ślimaka- odparła próbując przekonać samą siebie.
-I nie ma partnerki- dodała zgryźliwie. –Gdyby miał, to bym wiedziała.
-Faktycznie. Black bez partnerki
to jak Potter bez miotły…- skrzywiła się Lily. Dorcas obdarzyła ją zaciekawionym spojrzeniem, więc szybko sprostowała, żeby nie było, że porównuje wszystko do Pottera: -albo Emmelina bez tuszu do rzęs. Ale wiesz, że ma on nie
po kolei w głowie, prawda? Może przyjdzie i będzie próbował cię uwieść albo coś
w tym stylu… A tak w ogóle, powiesz wreszcie z kim idziesz?
Uśmiechnęła się lekko widząc
rozdrażnienie przyjaciółki. Faktycznie, nie powiedziała jej, kto zostanie tym
szczęściarzem, ale miała na to swoje powody. Poza tym nie mogła porozmawiać z
nią na osobności, bo zawsze wokół kręcił się Łapa albo Emmelina, której ostatnie
czasy ciężko było zaufać. Przygryzła dolną wargę. Lily na pewno będzie
zszokowana, jak tylko się dowie… Stwierdziła, że miło by było troszkę się
podroczyć.
-Powiem. Ale ty pierwsza.
Zmieszałaś Stevenson z błotem i idziesz z Rogasiem, czy… AŁA!- oburzyła się, bo
Ruda właśnie cisnęła w nią poduszką. Strasznie
przewrażliwiona.
-Zamknij się! Dobrze wiesz, gdzie
mam Pottera i jego dziewczyny... Zmienia je i tak, co dwie minuty, więc dawno się pogubiłam.
-Gadałam z jego siostrą-
kontynuowała Meadowes, wspominając dzisiejszą lekcję Numerologii. –Powiedziała
mi, że umówił się z Phoebe tylko dlatego, że ktoś mu to załatwił…
-Och, a więc sam już nie potrafi załatwić
sobie randki?!
Wywróciła oczami, czując, że ta
rozmowa nie wróży nic dobrego i skupiła się na istotnych w tej chwili sprawach-
włosach:
-Rozpuszczone czy spięte?
-Spięte. Lekki kok będzie ci
pasował do tej fioletowej sukienki.
-A jakie spinki? Srebrne czy
czarne?
-Srebrne… Czarne się chyba
połamały. Jak myślisz, po co ktoś miałby załatwiać Jamesowi randkę?- skrzywiła
się.
A więc jednak ciekawił ją ten temat!
Chyba nikomu do tej pory nie udało się skłonić Rudej do rozmowy na jego temat. Jest cudotwórczynią! Coś
jeszcze zwróciło jej uwagę… Czy ona się właśnie skrzywiła? Naprawdę się
skrzywiła? Pewnie do jutra osoba, która zeswatała Rogacza i Stevenson będzie
martwa.
-Uuu… A więc to już jest James? A
nie Potter?
-Tak- odparła rudowłosa. -Powiedział,
że będziemy znajomymi. Zwykłymi znajomymi.
-I był wtedy trzeźwy?
-Na umyśle? A czy kiedykolwiek
był?- ugryzła się w język. –Miałam być milsza, ale mi nie wychodzi. Jeśli jest
on moim znajomym… zwykłym znajomym,
to chyba powinnam mówić do niego po imieniu, nie?
Meadowes wzruszyła ramionami.
Szczerze wątpiła w tak wspaniałomyślne intencje Rogacza jak przyjaźń z Lily…
Nie. On z pewnością coś knuje. On i Black. Chociaż właściwie, po co ma się
dzielić z przyjaciółką swoimi podejrzeniami? Lepiej poudawać, że wierzy w jego dobre intencje... Ona i Rogacz byliby znakomitą
parą! Przecież ile on już się za nią ugania… A Evans była dzisiaj o niego
zazdrosna, a więc nie jest jej tak całkiem obojętny...
-Chyba tak. Moim zdaniem możesz
nawet mówić na niego Jamie- urwała widząc gniew w oczach zielonookiej.
-Dobra, koniec o mnie. Z kim idziesz?
Ignorując pytanie, szatynka wspięła się na palce
do stojącego na półce nad lustrem brązowego, tekturowego pudełka z wielkim
napisem DORCAS i lekko mniejszym: NIE OTWIERAĆ. Wyciągnęła z niego trochę
swojej biżuterii, wyszukując czegoś zielonego. W czym najładniej byłoby jej
rudowłosej przyjaciółce? Grzebała chyba z dwie minuty, aż wreszcie wyciągnęła
cudowny medalion z oczkiem w kształcie oka Horusa- pamiątki z Egiptu, gdzie
pojechała razem z rodziną Rudej, w wakacje przed czwartą klasą. Dziewczyny
obiecały sobie, że gdy tylko dorosną wrócą tam razem ze swoimi chłopakami. No
dobra, to Dorcas wspomniała o chłopakach, a Lily wyśmiała całą tę ideę, ale ona
wiedziała swoje. Wspaniały wyjazd.
-Co tam masz?
-Wiesz, zawsze ładniej z
takimi rzeczami. Nie mam pojęcia, kogo zaprosiłaś, ale jeśli nie będzie on na
tyle eee… godny uwagi…
-MEADOWES!
-..żeby Rogaś był zazdrosny…
-Jaaasne. Bo to jest mój
priorytet- zazdrosny James Potter.
-…to przynajmniej będziesz pięknie
wyglądać! Daj spokój- przez tę całą sprawę nawet się nie wystroiłaś. Idziesz w
najgorszej sukience jaką masz. W tej chwili popieram pomysł Emmy, żeby ją
spalić.
-Mnie się podoba.
-Yhym- mruknęła ironicznie. –Pozwól mi przemienić cię na dzisiaj w istną boginię! Nie mam pojęcia, co dzisiaj wieczorem mnie czeka, mogę
na przykład zobaczyć z kimś Syriusza, a wtedy przynajmniej zachowam dobry
humor, bo się zabawiłam w dormitorium.
Czy
ona bierze mnie na litość?!, oburzyła się Lil. Dorcas zrobiła słodkie oczka
i złożyła ręce, jak do modlitwy. Przecież szatynce tak rzadko na czymś zależy…
Z natury była porywcza, ale brakowało jej uporu, ale gdy już go okazywała, nikt
nie miał serca jej odmawiać. W sumie... to wcale nie jest taki zły pomysł... Uśmiechnęła się łobuzersko… Już widziała minę
Pottera.
No ale nie może się tak po prostu zgodzić! To byłoby zanadto podejrzane... Przygryzła dolną wargę. Już wiedziała, jak to rozegrać:
No ale nie może się tak po prostu zgodzić! To byłoby zanadto podejrzane... Przygryzła dolną wargę. Już wiedziała, jak to rozegrać:
-W porządku. Jak powiesz mi, z kim idziesz!
***
-Wpadnę
tam tylko na chwilę- stwierdził uśmiechnięty Łapa. Uwielbiał planowanie żartów Huncwotów-
to było w tym wszystkim najzabawniejsze. Zapowiadało się najlepsze Halloween w
Hogwarcie… Kawał wydawał się kompletnie bezbłędny. I pomyśleć, że przed kilkoma
godzinami narzekał, że nie przeżyje tych kilku godzin… –Potem idę kończyć z Emmą, a wtedy możemy
działać.
James odpowiedział mu uśmiechem. On i
jego przyjaciel rozumieli się bez słów, zupełnie jakby byli bliźniętami,
których ktoś rozdzielił po urodzeniu. Byli zresztą do siebie bardzo podobni-
oboje pewni siebie, diabelnie przystojni, aroganccy, utalentowani,
inteligentni… w dodatku tacy skromni. Nic dziwnego, że każda dziewczyna w
Hogwarcie chciała z nimi być. Syriusz jeszcze jako tako z tego korzystał, ale
James… No właśnie- to ich jedyna różnica. Black uwielbiał zmienić panienki jak
rękawiczki, co prawda jedną tak jakby wyróżnił na tle pozostałych, ale Meadowes
na pewno nie miała na niego takiego wpływu, żeby mógł się do niej ograniczyć.
Jeśli choć przez sekundę łudziła się, że zmieni on swoje dotychczasowe
przyzwyczajenia ze względu na nią, to za bystra nie była. Owszem, przy ich
zerwaniu pierwszy raz zrobiło mu się trochę przykro. Trochę. Ale to dlatego, że
po raz pierwszy został rzucony. Na pewno. Zresztą, odzyska szatynkę już
niedługo, a potem ona już zobaczy, kto tu kogo rzuca…
A Rogaś? Evans okręciła go sobie
wokół małego palca, a on, dureń, się dał. Podrywanie innych dziewcząt już nie
sprawiało mu przyjemności, a gdy to robił, to tylko dlatego, żeby zagrać jej na
nosie. Cały czas opracowywał jakieś plany na zdobycie jej, a każdy z nich skończył
się fiaskiem. Oczywiście nie mógł zaakceptować tego, że ktoś mu się opiera,
chociaż zdaniem Łapy Evans zachowywała się tak specjalnie. Chce wyplenić z
niego resztki Huncwota i usidlić… I pewnie niedługo jej się uda. Już
wystarczającą ilość razy prosił przyjaciela, żeby dał sobie z nią spokój. Jak
grochem o ścianę. Nie, zdecydowanie nigdy nie zrozumie, co on widzi w tej
wrednej, upartej istotce. Ładna może i była, ale bez przesady. Kompletna
sadystka i egoistka! W życiu by z nią nie wytrzymał…
Kiedyś w tym wszystkim okularnik zachowywał jeszcze zdrowy rozsądek, po prostu chciał ją zdobyć, zaliczyć i
zostawić, jak każdą inną, ale przed te liczne odmowy, chyba coś mu się poprzestawiało w tej rozczochranej głowie…
Zakochał się? Nie… Nie potrafił sobie wyobrazić, żeby on albo Potter byli
kiedykolwiek zakochani. Znaczy, mówiło się tak do każdej dziewczyny, ale to
tylko puste słowa. Żeby się zakochać,
tak na serio… Daleko im do tego.
-A co zrobisz z Titanic?
Uwiedziesz, pobawisz się i rzucisz jak zabawkę, tak chamski, że się emocjonalnie
nie pozbiera?
Hmm… Chyba tak. Ta zasada zawsze się
sprawdzała.
-Taa… A potem dołączy do mojego
anty-fanklubu, który naprawdę jest fanklubem, będzie chciała się na mnie mścić,
ale w końcu jej się znudzi i zamieni się w psychiczną wariatkę. Potem pewnie
będzie startowała na przewodniczącą mojego fanklubu… Ale one znowu wybiorą
Clemence. Tak kończyły wszystkie.
-A co jeśli się nie podda? Jeśli
zacznie cię pastwić?
-Nie sądzę, żeby przemieniła się
w ciebie, stary.
Rogacz nie roześmiał się i zerknął na
białą tablicę, gdzie wciąż widniał napis Emmeliny:
POTTER vs EVANS
1:0
Machnął różdżką, a na miejscu jedynki
pojawiła się niedbale napisana dwójka. Syriusz ściągnął brwi. Spodziewał się,
że zaraz zmieni on wynik Lily- w końcu skoro pozwoliła mu na zdobycie punktu,
pewnie uprzednio zarobiła z tuzin swoich, ale nic takiego nie nastąpiło.
Zamrugał.
-Co zrobiłeś?- spytał na wpół z
przerażeniem, a na wpół z rozbawieniem.
-Zaproponowałem jej przyjaźń.
Parsknął śmiechem.
-A serio?
-Ja mówię serio, Łapo.
Black wciąż wyglądał na
nieprzekonanego. Mierzył wzrokiem to białą tablicę zapełnioną różnorodnymi
bazgrołami, to swojego przyjaciela, zamykając i otwierając buzię. Chyba
pierwszy raz zapomniał języka w gębie. Minęło dobre parę chwil, nim oprzytomniał
i podszedł do przyjaciela kładąc mu z politowaniem rękę na ramieniu.
-Rogasiu, w takim wypadku powinieneś
mieć MINUS dwa punkty.
-Też byłem do tego negatywnie
nastawiony- zaczął się bronić. –Sytuacja jest i tak już wystarczająco
beznadziejna, a ja nie mam nic do stracenia.
-To fakt. Nie masz- przystał na
to Łapa.
-A jeśli dalej będzie mnie
ignorowała, co pewnie zrobi, i jeśli przyjaźń obróci się przeciwko mnie, wrócę
do punktu wyjścia.
-O ile ona pozwoli ci wrócić do
punktu wyjścia! Rogacz… Słuchaj- nie daj Bóg ci… a raczej wam, się uda. Co wtedy? Utkniesz na stopie przyjacielskiej i nic
nie będziesz mógł zrobić. Już widzę, jak to się skończy… Chcesz wiedzieć?-
Potter niechętnie kiwnął głową. –To będzie tak- Ruda znajdzie sobie chłopaka… a
może nawet wróci do Chamberlaina…
James zachichotał słuchając jego
podejrzeń- Lily z pewnością nigdy nie wróciłaby do Doriana Chamberlaina. Kiedy ta dwójka ze sobą chodziła, Evans jeszcze nie za wiele dla niego znaczyła- chciał tylko się z nią umówić dla
zasady. Spotykali się przez pół roku, od Balu Bożonarodzeniowego w czwartej
klasie, a zerwali tuż przed końcem wakacji, naturalnie przez niego i
naturalnie, jak to określiła Lily- „w przyjaźni”. Potem, w piątej klasie
faktycznie czasami ze sobą rozmawiali, ale nic z tej ich „pozazwiązkowego koleżeństwa” nie wyszło. Potter zaczął się wtedy kręcić wokół niej, ale ona uparła się, że się z nim nie
umówi, pewnie chcąc w ramach zemsty utrzeć mu nosa. Od tego wszystkiego minęło
tyle czasu… Nie, ona z pewnością nigdy nie wróci do Doriana.
-Nie rżyj, tylko mnie słuchaj!
Jak nie pasuje ci ten prefekt, to może być to każdy inny… ale mówmy na niego
Dorian, żeby łatwiej się opowiadało, dobra? Okej… Wróci do Chamberlaina i
pierwsze co zrobi, to powiadomi o tej „wspaniałej nowinie” swojego drogiego,
rozczochranego przyjaciela. Jak byś się wtedy poczuł? Właśnie. Nie mógłbyś jej
zwymyślać, bo „powinieneś ją wspierać w nowym związku”. Co będzie dalej? Ty
będziesz cierpieć, ona po jakiś kłótniach z chłopakiem będzie do ciebie
przychodzić po radę, a ty, idioto, będziesz jej tę radę dawał, a w końcu sowa
przyniesie ci zaproszenie na ślub. NIE WYWRACAJ OCZAMI! I żeby było zabawniej
Ruda zmusi Doriana, żeby zrobił z ciebie świadka. No i co zrobisz?
Potter zastanowił się przez chwilę,
czy oby nie jest to pytanie retoryczne, ale w końcu wzruszył ramionami i niby
to żartobliwym, ale w pewien sposób pewnym swego tonem, odparł:
-Wiesz… Ksiądz zawsze gada takie
tam, że ten kto się nie zgadza na małżeństwo, niech wystąpi i wtedy ja…
Przerwało mu głośne parsknięcie. Nie
ma co, Black chyba zaczął naprawdę wierzyć w swoje scenariusze:
-NIE MOŻESZ SIĘ NIE ZGODZIĆ NA
TYM ŚLUBIE, BO BĘDZIESZ ŚWIADKIEM! TO DOPIERO BYŁBY SKANDAL!
-Syriuszu, ja właściwie nie wiem,
po co my o tym gadamy. Serio jesteś ciekawy, co bym zrobił? Zgubiłbym obrączki.
Sabotował wesele. Miałbym gdzieś, co sobie ludzie pomyślą.
-…a wtedy ona by cię przepędziła
i tak by się skończyła wielka przyjaźń Potter-Evans, a raczej
Potter-Chamberlain- zagderał tamten, przedrzeźniając jakąś dziewczynę… James
był zbyt zdezorientowany wizją wyimaginowego ślubu, żeby móc połączyć go z kimś
konkretnym… Chociaż… Czy tak nie brzmi Emmelina? -I CO WTEDY? Twoje dzieci będą
ganiać za małymi evansiątkami?
-Nie wybiegaj tak daleko w
przyszłość!- mruknął, ściskając mocno swój krawat przed lustrem. -Przecież
dobrze wiesz, że Lily w życiu nie wyszłaby za Doriana Chamberlaina.
-W porządku- jak nie on to… eee…
kogo ty jeszcze od niej odpędziłeś? Ten… jak-mu-tam… Podmo…- urwał. Czerwona
poduszka leżąca spokojnie na najbliższym Potterowi łóżku, bodajże Petera,
właśnie wylądowała na jego dopiero co ułożonej fryzurze. Krew się w nim
zagotowała.
–Miło, że tak traktujesz tych,
którzy wyrażają własne zdanie, bo chcą CI POMÓC.
-Nie próbujesz mi pomóc-
stwierdził beznamiętnie Potter. –Tylko mnie dobijasz.
-Super. A teraz się odsuń-
nakazał, wykonując ręką lekceważący gest. –Przez ciebie i ten żałosny rzut mam
szopę na głowie, prawie taką JAK TWOJA. MUSZĘ to natychmiast NAPRAWIĆ.
James niechętnie przystał an te
warunki. Niewiele osób o tym wiedziało, ale Black był niezwykle przewrażliwiony
na punkcie swojej urody. Trochę jakby dormitorium zamieszkiwała z nimi baba, a
nie dumny Huncwot. Najwyraźniej każdy miał te swoje słabości.
Skradziony znicz śmignął mu przed
oczami. Nie złapał go. Wyśmiał całą teorię tego czarnowidza, ale nie mógł
odpędzić się od wizji siebie, na ślubie Lily, ale z pozycji świadka. Zwykłej, nic nie wartej, prawej
ręki pana młodego. To przerażające. Na samą myśl, że Evans mogłaby się pokazać
z kim innym niż on, odczuwał dziwne skręty w brzuchu i nieopartą chęć kopnięcia
czegoś. Ciekawe, czy po tym całym ślubie zdołałby się kiedykolwiek uśmiechnąć? I wtedy zdał
sobie sprawę z czegoś, co było niby oczywiste, wręcz namacalne, ale co do tej
pory skutecznie wypierał- on przegrywał. Tak, on, James Potter, ten, który
nigdy nie odniósł porażki, naprawdę przegrywał. To jego przedostatni rok. Na
zdobycie Lily zostało mu… ile? Niecałe dwa lata. Na upartego mógłby ją
prześladować po Hogwarcie- miał wystarczające środki, żeby ją wytropić i kupić
dom w bardzo bliskim sąsiedztwie, ale, pytanie tylko, po co? Czy naprawdę
kiedyś przyjdzie do niego zaproszenie na jej ślub?
Syriusz oderwał spojrzenie od lustra
widząc, że jego przyjaciel złapał doła. Westchnął ciężko i położył mu rękę na
ramieniu. Znów ogarnęło go uczucie, że rozumieją się bez słów.
-Będzie dobrze, Rogaczu.
***
-Jesteś
pewna, Lily?- spytała łagodnie Dorcas zatrzymując się na schodach do lochów,
gdzie miało odbyć się przyjęcie. Pytała się o to już czwarty raz i szczerze
wątpiła, że jej rudowłosa przyjaciółka zmieniła zdanie, ale
wolała się upewnić. Według niej, to co wymyśliła Evans, mieszało się z czystą
głupotą. Chociaż… Było w tym coś bardzo miłego. Miłego, że dla niej, Dorcas,
Lily Evans przełknęła nawet swoją dumę.
-Meadowes, jak zapytasz się o to
jeszcze raz, obiecuję ci, że się obrażę- mruknęła i pociągnęła ją w dół.
-Ale… Wiesz, że wtedy go
wystawisz? Strugisa?
-Wiem- odparła beznamiętnie. –Ale
nie martw się, chłopak jest zaradny- znajdzie sobie kogoś na moje miejsce.
-Ale… James będzie się z ciebie
naśmiewał. Że nie masz partnera.
Lily westchnęła ciężko i odwróciła
się w stronę Dor robiąc swoją popisową minę, która nie znosiła sprzeciwu. W tej
chwili była naprawdę przerażająca.
-Dorcas, powiedz mi proszę, jak
długo już się przyjaźnimy?
-Dwa lata. Bo wcześniej…
-Wiem- przerwała jej. –Nie
przepadałyśmy za sobą. A pamiętasz, gdzie się pogodziłyśmy?
Policzki szatynki pokryły szkarłatne
rumieńce. Jasne, że pamiętała. Wszystko wydarzyło się w ciągu jednego Balu
Bożonarodzeniowego w czwartej klasie. Lily przyszła tam z niejakim Dorianem
Chamberlainem, a ona z… Jamesem Potterem! Nie miała ona wtedy zbyt dobrych
kontaktów ze swoimi współlokatorkami i preferowała towarzystwo chłopców. Z
Jamesem przyszła tylko dlatego, że nie chciała wyjść przy innych na idiotkę, a
dlaczego? Och! No tak- Syriusz załatwił wszystkich jej potencjalnych partnerów
i koniec końców nikt jej nie zaprosił. Jamesa wtedy coś tchnęło, gdy zobaczył
Evansównę- pamiętała jego minę… Powiedział, że wygląda jak anioł. Następnego
dnia zaprosił ją na randkę, ale ona była już zajęta. Podczas tej nocy Rogacz
nagle gdzieś zniknął, a Black zrobił jej jakieś wyrzuty, że go wystawiła,
chociaż nie przypominała sobie, żeby zgodziła się mu towarzyszyć na przyjęciu…
Potem miała problemy z jego fanklubem, Clemence i reszta tych lafirynd chciały
ją nauczyć szacunku do Łapy… i Ruda się za nią stawiła. Zaczęła się wydzierać,
wyciągnęła różdżkę i zaskoczyła wszystkich swoją asertywnością do tego stopnia, że
dziewuszyska praktycznie uciekły z płaczem. Od tej pory zostały przyjaciółkami
i zakopały wojenny topór. Najwyraźniej niechęć do plastikowych lasek przeważyła
nad niechęcią do niej.
-No właśnie- odparła po kilku
minutach ciszy Ruda. –Nie zostawię cię samej, Dor. Nigdy. Nie obchodzi mnie, co
sobie pomyśli Potter. Skoro nie masz partnera, to ja również nie będę go mieć.
Meadowes przygryzła wargę. Wciąż nie
mogła uwierzyć, że tak się to wszystko skończyło. Nie żeby była zbyt nieśmiała,
żeby do kogoś zagadać… nie- ona po prostu… Nie mogła znieść poczucia winy,
wyrzutów sumienia, które gryzły ją od środka, gdy tylko się do kogoś zalotnie
uśmiechnęła, zupełnie jakby w dalszym ciągu musiała być wierna Syriuszowi.
Powtarzała sobie, że on tej wierności nie uszanował, więc ona też nie musi,
ale… To chyba było silniejsze od niej. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Miała
nadzieję tylko, że gryzące uczucie niebawem zniknie, a ona nie zamieni się w
płaczącą za chłopakiem hipokrytkę. To dopiero byłoby ośmieszające.
Spojrzała na pokrzepiający uśmiech
swojej przyjaciółki. Szły na przyjęcie razem… Bez chłopców. To pewnie będzie
sensacja… Nikt nie zaprosił na imprezę Meadowes i Evans… Plotki będą chodzić po
Hogwarcie przez najbliższe dwa tygodnie.
-To co? Dorcas Scarlett Meadowes-
potowarzyszysz mi dzisiaj na tej prymitywnej prywatce?- parsknęła śmiechem
widząc, że Ruda wyciąga doń dłoń z szelmowskim uśmiechem, naśladując jakiegoś
mugolskiego dżentelmena. Och, chyba nie potrafiła jej odmówić.
-Jasne, Lilian.
***
Wkroczyły
lekko spóźnione, bo większość ich znajomych już dotarło, nawet nie kłopocząc
się nań zaczekać. Marlena siedziała przy stole sącząc z papierowego kubeczka
trochę ponczu i uśmiechając się do opowiadającego coś Franka Longbottoma-
ciężko stwierdzić czy się pogodzili, czy jednak nie. Hestia prowadziła
kokieteryjną rozmowę z jakimś starszym kolegą, co chwila odrzucając włosy za
ramię. Potter siedział na jednym krześle słuchając świergotu Phoebe Stevenson,
jak za karę. Z nieznanych powodów Lily od razu poprawił się humor.
W gabinecie zaszły diametralne
zmiany. Przede wszystkim wydawał się przestronniejszy i bardziej zachęcający-
zewsząd nie waliły się stare tomiska książek, a opary eliksirów nie gryzły w
nos. Mimo, że zabawa odbywała się lochu, nie było wcale wilgotno ani ciemno-
Slughorn potrudził się na tyle by zainstalować u góry wielką kulę świetlną,
która, gdyby była bardziej błyszcząca, mogłaby uchodzić za kulę dyskotekową.
Wzdłuż drzwi stały rządy stołów, trochę, jak te w Wielkiej Sali, przy których
siedziała większość pałaszując jakieś przysmaki, które z dodatkiem jakiś czarów
wyglądały charakterystycznie do Święta Duchów- to posklejane prymitywną
pajęczyną, to dziwacznie pokrojone. Podsumowując, było to całkowicie
nadzwyczajnie spotkanie Klubu Ślimaka.
-DZIEWCZYNY!- usłyszały za sobą
podekscytowany, melodyjny sopran. Nie było mowy o pomyłce- tylko jedna
dziewczyna potrafiła tak piszczeć.
-Kim jest partner Emmeliny?-
szepnęła Dorcas widząc, że blondynka zbliża się do nich ciągnąc kogoś za rękę.
Evansówna tylko pokręciła głową, na znak, że nie ma pojęcia.
Dziwne, jakim cudem Emma przybyła
przed nimi- w dormitorium były kompletnie same, Marlena i Hestia wyszły
wcześniej zwalniając łazienkę, a wnioskując po ilości makijażu na twarzy
blondynki nie było mowy o tym, żeby się minęły, a ona uporała się z
przygotowaniami w jakieś pięć minut. Pewnie
u kogoś siedziała.
-Dziewczyny…- powtórzyła Emma
dysząc tak ciężko, jakby przebiegła właśnie całe boisko do Qudditcha. –Już
myślałam, że nie przyjdziecie… Lily, gdzie podziałaś Strugisa Podmore’ a?
Rachel Sommers twierdzi, że widziała, jak cię zapraszał, więc domyśliłam się,
że z nim idziesz… O, Dorcas! Pytałam się WSZYSTKICH, którzy mogli coś wiedzieć,
kim jest twój partner, ale oni kręcili głową. Chodzą nawet plotki, że idziesz z
Marcusem Mulciberem- parsknęła. –Stwierdziłam jednak, że to niemożliwe…-
roześmiała się sztucznie. –Dobrze się kryłaś, pytanie tylko- dlaczego? Czyżby twój
towarzysz był tak okropny, że bałaś się naszej reakcji? Mojej i MOJEGO
towarzysza?
Nikt jej nie odpowiedział. Szatynka
kompletnie zamarła, kiedy tylko zobaczyła z
kim przyszła Emmelina. Zdawała sobie sprawę, że blondynka w tej chwili z
pewnością sobie z niej żartuje, ale nie potrafiła skupić się na jej słowach.
Boże, co będzie gdy tylko domyśli się, że z nikim nie przyszła… jak tylko on się dowie? Jak ona mogła jej to
zrobić? Czy nie były przyjaciółkami już tak długo? Czy nie spały w jednym
dormitorium? Czy nie dzieliły się sekretami, nie wiedziały o tym, kto się
której podoba? Czy ona kiedykolwiek wyrządziła Emmelinie krzywdę? Zrobiła jej
takie świństwo?
Łzy napłynęły jej do oczu. Cały
wcześniejszy entuzjazm zniknął tak szybko, jak się pojawił. Ruda ścisnęła
mocniej jej rękę, żeby dodać jej otuchy, ale ona wiedziała, że już za późno…
Przełknęła gorzko ślinę… Nie możesz się
teraz rozpłakać, Dorcas… Nie możesz… Przecież ty nigdy nie płaczesz… Nie możesz
dać jej tej satysfakcji… Musi stąd uciekać. Uciekać, zanim ta małpa ją
zobaczy w takim stanie. Zanim
ktokolwiek ją taką zobaczy…
-…dwie lewe nogi? Dorcas?
Kochana, czy wiesz, co do ciebie powiedziałam? Dor? Słyszysz mnie?
-Przepraszam…- mruknęła
pociągając nosem i uwalniając się z uścisku Lil. Przechodząc potrąciła
zaskoczonego Syriusza Blacka.
***
-Jo, ale jak to mam zagadać Slughorna?- spytała kolejny raz
Regina. Zapewne nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrafi być irytująca.
–Wybacz, ale ja ani nie przepadam ani za nim, ani za eliksirami. Raczej nie
znajdziemy wspólnych tematów.
-Możesz powiedzieć, że widziałaś
jak ktoś pobił Wilkesa. To prefekt, chociaż nie za dobry, Slughorn z pewnością
się nim zainteresuje- zaproponowała Jo. Regina zmarszczyła brwi.
-A pobijemy Wilkesa?- spytała tak
cicho, jakby przerażał ją ten pomysł.
-Możemy- powiedziała zdawkowo
Prewett. -Ale to nie będzie konieczne. Eee…
Spróbuj ściemniać, jak już się domyśli, że blefowałaś, że musiałaś się pomylić
i doprowadź go do Snape’ a.
-A co jest ze Snape’ em?-
Bulstrode przeraziła się nie na żarty. Jo zdawała się być kompletnie
nieprzewidywalna, a skoro w swojej desperacji była gotowa okaleczyć jej kolegę,
to musiało chodzić o coś ważnego. Nigdy nie lubiła się ze Snape’ em, ale raczej
nie powinna pozostać na to obojętna, prawda?
-Nie bój się. Jest naszym
sojusznikiem w tej chwili. Rzucę na niego kilka zaklęć, zrobimy trochę
fałszywej krwi i voila. Pomfrey się
skapnie, ale on nie jest na tyle inteligentny. Zresztą, tu nie chodzi o jakiś
dłuższy okres- wystarczy mi kilka minut na zdobycie czegoś, co potrzebuję- wyjaśniła
z grubsza. –Snape będzie ostatecznością. Być może nawet nie trzeba będzie przygotować
przedstawienia.
Ślizgonka kiwnęła głową.
-A… nie lepiej od razu
powiedzieć, że chodzi o Snape’ a?
-Nie- odparła tamta nie ukrywając
poirytowania. –On ma go gdzieś.
-Przecież jest dobry z eliksirów
i w ogóle…
-Tak, ale on za nim nie przepada.
Pewnie podejrzewa go o złe zamiary i
uważa, że obraca się w podejrzanym towarzystwie- rzuciła z uśmiechem. –Musi
zapanować chaos, rozumiesz? Kompletny zgiełk. Normalnie pójdzie z tobą i zabierze
ze sobą cały pakiet podejrzeń. Skupi się i wykryje, że blefujemy. A za taki
numer możemy nawet wylecieć ze szkoły… szczególnie jak połączy fakty i zorientuje się, że coś mu ukradłam. Z Wilkesem będzie zbyt spanikowany,
słyszałam nawet, że są spokrewnieni, więc...
-Ale… Przecież w końcu i tak
doprowadzę go do Severusa…
-NO TAK. Ale będziesz z nim latać
dookoła. Robić z tego kompletną paranoję. PARANOJĘ, Regina. Gdybyś panikowała
przy Snape’ ie, byłoby to zanadto podejrzane. A tak, będziesz latać po całym
Hogwarcie z rykiem- przystanęła na chwilę spoglądając w szare oczy towarzyszki.
Ile emocji się w nich odbijało… Nie trzeba być dobrym w legilimencji, żeby
wyczuć, ile sprzecznych uczuć nią teraz targało. Bała się. To było poniekąd
bardzo żałosne- nie przepadała za tchórzami, którzy zaczęli od pewnego czasu
cały czas ją otaczać. W Durmstangu nie było tchórzy. Specjalna sytuacja wymaga specjalnych środków. –Posłuchaj…- mruknęła łagodnie siląc się
na uśmiech i ruszyła dalej, wzdłuż korytarza. –To, co próbuję zdobyć jest bardzo ważne. A nie mogę zaufać
większości osób. Wolę, żeby cały podstęp obejmował tylko naszą trójkę, uwierz
mi, Snape na to pójdzie, już moja w tym głowa.
-Ufasz mu?- zdziwiła się jej
towarzyszka.
-Jasne, że nie. Ale powiedziałam
mu już kilka rzeczy i… chyba mogę zaryzykować bardziej. Znajdę na niego
jakiegoś haka, już mam nawet kilka pomysłów…- przystanęła, bo stanęły tuż pod
drzwiami gabinetu Slughorna, gdzie umówiła się ze „swoim partnerem”. Spojrzała
ostatni raz na Reginę. Chyba ją przekonała. A nawet jeśli, potem zawsze może
zmodyfikować jej pamięć, tak jak zrobiła z Lily. Lepiej żeby nikt nie wiedział,
czego poszukiwała.
-Gotowa?- Bulstrode kiwnęła
głową. –Jeszcze tylko znajdę Snape’ a i…
I rozpoczynamy przedstawienie.
***
-Dor?- spytała niepewnie Lily. Stała pod kabiną w łazience w lochach, która od dawna została zdominowana
przez Ślizgonów. Nie była tym faktem zachwycona. Tak bardzo chciała, żeby ten
wieczór wypalił… To byłoby okropne, gdyby Black po chamsku wszystko zepsuł…
Boże, a miała już nadzieję, że jej przyjaciółka zamknęła już ten niefortunny rozdział
z nim w roli głównej.
Zaskoczyła ją bezpośredniość Emmeliny.
Zawsze była z niej tak miła dziewczyna… Zakompleksiona, nieśmiała, na której
zawsze można było polegać. Istne słoneczko. Kiedy jej się odmieniło? Jak
schudła i zyskała popularność? Nie… Po pocałowaniu Remusa w piątej klasie? Nie…
Chyba od pierwszej nocy szóstej klasy, kiedy przypadła jej świeca. Kiedy
powiedziała, że się zakochała. Już wiedziała, że miała na myśli Syriusza, ale…
czy ten chłopak naprawdę miał aż taką moc niszczenia wszystkiego? Najpierw
Dorcas, z którą Ruda się utożsamiała, która niedawno była jej autorytetem-
chłodna, zimna i niedostępna dla pewnego chłopaka, który o nią zabiegał. Dorcas
odrzucała Blacka, a Lily Pottera. Tak było zawsze. Aż do feralnej wycieczki do
Paryża… W sumie Dor zmieniła się od tamtej pory na gorsze- zamknęła się w
sobie, zaczęła robić się przewrażliwiona, zazdrosna i lekko zarozumiała. Stała
się wrakiem tryskającej optymizmem samej siebie. Co Syriusz miał jeszcze na
sumieniu? Skłócił dwie przyjaciółki. Meadowes i Titanic. No dobrze, może nie
zawsze pałały do siebie sympatią, może czasem ich wzajemna zgryźliwość
sprawiała drugiej przykrość, ale tak było zawsze- one ze sobą rywalizowały.
Tylko, że zawsze na koniec zwyciężała przyjaźń. Nie ważne jakie świństwo jedna
zrobiła drugiej. Czyżby teraz wszystko zaczęło się skończyć? Runąć jak domek z
kart? Cała ich paczka miała się rozwiązać? Przez chłopaka? Och nie, Lily z pewnością nie miała zamiaru nigdy się zakochiwać.
-Idź sobie- wychlipała Meadowes.
Nie mieściło się jej w głowie, że płakała. Dorcas nigdy nie płakała. To był tak
rzadki widok jak… jak widok poważnego Pottera albo Blacka z szopą na głowie.
-Serio chcesz żebym poszła?-
spytała niby to łagodnie, ale z mieszanką ironii. Westchnęła ciężko. –Dorcas,
proszę cię odpuść sobie go… Ile razy on cię jeszcze zrani? Mało chłopaków w
Hogwarcie? Na pewno jest w nich lepszy materiał na chłopaka. W tym wszystkim żal mi
Emmeliny, bo pewnie oberwie tak samo jak ty- ugryzła się w język. Nie powinna
wspominać o Emmie… To teraz temat tabu.
-Lily, zostaw mnie w spokoju-
rzuciła tamta łamiącym się głosem. –Ja… ja nie chcę tam wracać. Nie chcę na
nich patrzeć.
-Mnie też chcę się rzygać, Dor,
jeśli o to chodzi- zażartowała chcąc rozluźnić atmosferę. Spojrzała jeszcze raz
na drzwi kabiny. Naprawdę powinna ją teraz zostawić? Czy ona by tak postąpiła?
Pewnie nie. Szatynka była zbyt napastliwa. Istniały dwie możliwości- Meadowes naprawdę
pragnie chwili samotności albo wstydzi się przyznać, ale nie daje sobie sama
rady i potrzebuje jej, swojej najlepszej przyjaciółki, jak nigdy wcześniej.
Przełknęła ślinę.
Dorcas nie chciała, żeby ktokolwiek
widział jak płacze. To było dla niej największe możliwe upokorzenie. Lepiej dać
jej się uspokoić. Lily, choć pełna obaw, powoli opuściła łazienkę. Miała wielką
ochotę wrócić teraz na przyjęcie i porządnie zwymyślać Blackowi…
***
James nudził się
jak mops. Phoebe nie dawała mu dojść do głosu, co pewnie wprawiłoby go w
zirytowanie, ale był już i tak wystarczająco zirytowany. Wkurzył się, bo nie
mógł uwierzyć, że dał się wkopać w tak idiotyczny pomysł jak przyjaźń z Evans.
No bo, między Bogiem a prawdą, każdy wiedział, że oni nie nadają się na
przyjaciół. Byli takim typem osób, które mogły się wzajemnie albo kochać, albo
nienawidzić. On skłaniał się ku pierwszej opcji, ale Lily była odmiennego
zdania.
Chciał wytropić jej partnera i zrobić
mu jakiś głupi kawał. Dać mu do zrozumienia, o co się prosi, zagadując do niej.
Szkopuł w tym, że kompletnie zgubił ją wzrokiem. Pamiętał jak wparowała tu z
Dorcas, ubrana w cudną, zieloną sukienkę i z cudnie spiętymi włosami… Przez chwilę
nie mógł oderwać od niej oczu. Było zupełnie tak, jak gdy pierwszy raz ją
zauważył. W sensie, poznał tę rudowłosą osóbkę już na Pokątnej, kiedy wpadli na
siebie w Esach i Floresach, a ona nakrzyczała na niego, bo… Boże, nie zdawał
sobie sprawy, o co poszło. O jakieś głupstwo… W sumie, każda ich kłótnia zawsze
była o jakieś głupstwo i chociaż wszyscy
panicznie bali się gniewu pani prefekt, on uważał, że jest wtedy wyjątkowo
urocza. A co pomyślał jedenastoletni James Potter? Chyba walnął wtedy jakiś infantylny
komentarz… Coś w stylu „nie chcę, żeby złość zaszkodziła twojej piękności,
śliczna”. Pomyśleć, że był taki wyszczekany od dziecka. W każdym bądź razie, do
Balu Bożonarodzeniowego w czwartej klasie widział w niej jedynie kujonicę,
sztywną nudziarę, która co chwila psuła mu świetne kawały. Ładną, ale zbyt
nudną, jak na niego. A wtedy… Kiedy zobaczył jak schodziła z dokładnie tych
samych schodów, co dzisiaj… Miała piękną sukienkę, cudną fryzurę i poruszała
się z taką gracją… Tak jakby przejrzał na oczy. Zupełnie jakby ugodziła go
nagle strzała Amora. Stwierdził, że wszystko, co wcześniej go w niej irytowało-
sztywność, przewrażliwienie, gniew i lekkie tchórzostwo- było zwyczajną maską,
a przed nim stoi dziewczyna ze świetnymi predyspozycjami na huncwotkę. Jej
temperamencik też był niewątpliwym atutem- w końcu gwarantował, że raczej nie
będzie się z nią nudził.
Taaa, pobożne życzenia. Powinien
skupić się na rzeczywistości. Jak odciągnąć od siebie Stevenson? Black
najwyraźniej również miał problemy- Titanic nie odskakiwała od niego na krok, a
któryś z nich musiał skoczyć po duchy, w celu wykonania kawału. Może po prostu
powie o tym Phoebe? Wygląda na tak zauroczoną, że pewnie będzie zachwycona
pomysłem spędzania z nim czasu, nie ważne w jaki sposób. Wyobrażał już sobie te
komentarze „jesteś taki sprytny…” albo „prawdziwy z ciebie huncwot” i te
tandetne trzepotanie rzęsami… Ale to łączyłoby się ze zdradzeniem jednej z
tajemnic Huncwotów, a na to nie mógł sobie pozwolić przy byle kim. Trzeba ją
zgubić.
-Wiesz, Pheob? Chyba skoczę do
toalety- I wstał, z rozpaczą odnotowując, że dziewczyna robi dokładnie to samo. No
nie! Jeszcze niech się do niego przyklei. –Ale sam- rzucił cierpko, tonem nie
znoszącym sprzeciwu. Oczy jej się zaszkliły. Boże, ona chyba nie ma zamiaru się
teraz rozpłakać, nie? Spojrzał nań nieco łagodniej i krzywiąc się nieznacznie
rzucił:
-Jeszcze wrócę, nie martw się.
Pomachała mu na odchodne, a ten
wywrócił oczami. Miał na drugim końcu języka odruch wymiotny- dziewczyna przez
jakiś moment się do niego przyssała, chyba kiedy przechodziła jakaś jej
koleżanka, bo obrzuciła ich zazdrosnym spojrzeniem. Po co on się na to godził?
Mijając Syriusza „przypadkiem” ochlapał sukienkę Emmeliny- zwyczajnie nie
mógł znieść tego fałszywego uśmieszku na jej twarzy. Wpakowała go w to bagno, to teraz ma. Skręcił w stronę schodów.
Na co dzień ich tu nie było, ale Slughorn najwyraźniej postanowił zadbać o
każdy szczegół. Podszedł na górę, a gdy tylko opuścił sztywną imprezę puścił
się biegiem przez korytarz, uprzednio wyciągając w kieszeni swojej szaty
wyjściowej pelerynę-niewidkę. Ileż on jej zawdzięczał! Przynajmniej oszczędzi
sobie nieprzychylnych spojrzeń tej wstrętnej kocicy- Pani Norris. Już dawno
miał zamiar zapoznać ją z Łapą w animagicznej formie, ale nie mógł tego zrobić
tak po prostu. Trzeba było ją wywabić z zamku, a potem niewątpliwie o nią zadbają. Już
miał zacząć wchodzić po schodach na piętro, ale poczuł, że ktoś na niego wpada.
Cholera! Pewnie Filch wyskoczył z bocznego zakrętu, z łazienek. Teraz wszystko
się wyda. Uniósł głowę, przygotowując się na to, że zaraz obślizgłe palce
woźnego ściągną jego magiczny płaszcz, gdy natrafił na przerażone, płochliwe,
szmaragdowozielone oczy najpiękniejszej dziewczyny pod słońcem. Lily.
Nie zastanawiając się, co robi,
ściągnął z siebie pelerynę i wyszczerzył nań zęby. Ruda zamrugała kilkakrotnie.
Mina jej zrzedła. Pewnie bidulka nie spodziewała się, że dzisiaj znajdą się w
tak niekorzystnej dla niej sytuacji. No tak! James dopiero teraz zorientował się,
że zdezorientowana Evans wciąż spoczywa w jego ramionach. Jego umysł ogarnęło
dominujące uczucie satysfakcji.
-Puść mnie, Potter- wymamrotała
bezsilnie, wciąż wpatrując się w pelerynę-niewidkę w jego rękach.
-Podczas, gdy ja cię w ogóle nie
trzymam- odparł z huncwockim uśmiechem. Uwielbiał się z nią droczyć… Lily
szarpnęła się, ale zacieśnił uścisk w ostatniej chwili. Miał zamiar trochę
wycisnąć z ich „przyjaźni”…
-Teraz mnie trzymasz- zauważyła
obrażonym tonem. –Wydaję mi się, że nie zachowujesz się po koleżeńsku.
-Czy w układzie było coś o
trzymaniu w ramionach?- spytał z błyskiem w oku. –Mówiłaś o całowaniu,
otaczaniu ramieniem i przytulaniu w nie-zupełnie-przyjacielski sposób. Ani
słowa o…
-Tak- warknęła Evans. –To nie
możesz mnie trzymać w ramionach, okej? Widziałeś, żeby jacyś zwykli znajomi się tak zachowywali?
-Tak i nie- przyznał. –Teoretycznie
rzecz biorąc wszystkie pary są w pewien sposób znajomymi, nie sądzisz?
Lil aż zatrzęsła się ze złości.
-NIE! Albo jest się parą, albo
znajomymi!
-…albo jest się PARĄ znajomych.
-Myślałam, że wydoroślałeś!-
oburzyła się. –Że naprawdę zaczynasz się zmieniać, po tym jak zaproponowałeś mi
przyjaźń, a ty… ty… jesteś jeszcze gorszy! I w dodatku… masz pelerynę-niewidkę?
Przecież to… to na pewno narusza regulamin szkoły!
-Skonfiskujesz mi ją?- spytał,
szczerze wątpiąc, że Evans posunęłaby się do tego. Owszem, nienawidziła
naginania zasad i byłaby z siebie dumna, gdyby odebrała coś samemu Jamesowi
Potterowi, ale nie była aż taka wredna… A nawet jeśli, nasłałby na nią Remusa,
z którym utrzymywała przyjazne kontakty, a on namówiłby ją do zmiany zdania.
-Być może. A, co? Zabronisz mi?
-Nie!- zaprzeczył natychmiast. –Gdzie
bym tam śmiał… Uważam po prostu, że byłoby to wybitnie nieprzyjacielskie
zagranie, nie sądzisz?
-To ty zacząłeś być
nieprzyjacielski- zarzuciła mu krzyżując ręce na piersi. –Prosiłam, żebyś mnie
puścił, ale ty pozostajesz głuchy na moje póki co GRZECZNE prośby.
Puścił ją z tym niechętnie.
Postanowił rozegrać to inaczej.
-Widziałem Strugisa Podmore’ a w
parze z moją siostrą- odparł z łobuzerskim uśmiechem.
-No i?
-Oprócz niego nie przychodzi mi
do głowy nikt, kogo zaproszenie na imprezę być przyjęła. To w końcu prefekt,
nie?- spytał z goryczą. Lil zmarszczyła brwi.
-Sugerujesz, że jestem
zarozumiała, bo nie przyjęłam twojego zaproszenia, którego, tak między nami,
nie dostałam?
-A chciałabyś? Pytam po
przyjacielsku- dodał szybko.
-Jasne. Nic tylko marzę, żebyś
mnie gdzieś zaprosił- rzuciła sarkastycznie. –W ogóle, wiesz co? To moje
największe hobby- rozmyślanie całymi godzinami, czy największy palant, jaki
Hogwart widział, zaprosi mnie na
przyjęcie czy nie i jak ja będę mogła później żyć, jeśli tego nie uczyni- Wręcz
kipiała gniewem. Chyba jeszcze nigdy nie udało mu się tak szybko ją rozzłościć…
-Wiesz, Lily. W porządku- zawahał
się. Czuł, że balansuje na krawędzi wytrzymałości dziewczyny. Nie powinien
ryzykować jej gniewem, ale musiał zacząć otwierać jej oczy. -Byłem po prostu
ciekawy, z kim idziesz, to wszystko. Widzę jednak, że wolisz się na mnie
wyżywać. Rób to dalej. Dobrze wiesz, o czym mówię. Nie pasuje do twojego
schematu idealnego chłopaka, i tyle.
Usta Rudej ukształtowały się w wyraźną
literę: O z oburzenia. Jak on śmiał powiedzieć o niej takie rzeczy! Przecież
nie ma ona jakiś schematów, według których wybiera znajomych… Przecież każdy
mówi, że jest tolerancyjna- jak on śmie mówić jej takie rzeczy!
Wbrew początkowemu oburzeniu, jej
głowa zaczęła analizować fakty, które mogły naprowadzić Pottera na tak bzdurny
wniosek. W porządku, może miał trochę racji- kiedy była mała wyobrażała sobie
jak będzie wyglądać jej przyszłe życie- będzie słynną pianistką, albo zawodową
baletnicą… Szybko jednak zarzuciła te marzenia- z wiekiem doszła do wniosku, że
potrzebuje prawdziwego zawodu i wykształcenia- chciała uczyć angielskiego w
szkole, do czego zainspirowała ją jej nauczycielka w podstawówce. A jak miało
wyglądać jej życie uczuciowe? W jej przypadku powiedzenie, że córka szuka męża
podobnego do ojca było bzdurą- szukała kogoś zupełnie odmiennego od
beztroskiego Ethana Evansa o pogodnym usposobieniu, który był zbyt pochłonięty
realizowaniem swojej pasji, czyli muzyce. Mimo porządnej pracy wciąż pisywał
piosenki i najchętniej rzuciłby wszystko ruszając w trasę. Wiedziała, że takie
było zawsze jego marzenie. I choć zdawała sobie sprawę, że ojciec ją kocha,
widziała w jego oczach jakiś smutek, który, jak podejrzewała, wiązał się ze
zbyt szybkim założeniem rodziny. Nie wyszalał się za młodu i wręcz męczyła go
codzienna rutyna. A Potter… był do niego tak przerażająco podobny. Wiedziała,
że to idiotyczne postrzegać każdego jej kandydata na chłopaka jako materiał na
przyszłego męża, ale jakaś część umysłu robiła to mimowolnie. Chciała znaleźć
spokojnego i odpowiedzialnego facetta, który potrafiłby poskromić jej gniew i
przy którym nigdy nie musiałaby się denerwować. Może i byłoby z nim nudno, i
nie byłaby do końca szczęśliwa, ale to najlepsze rozwiązanie. Czy to były
schematy? Czy faktycznie jakieś wyobrażenia, które zapisała w głowie jako mała
dziewczynka sprawiały, że odpychała Pottera? Ależ oczywiście, że nie.
Denerwowała ją jego pycha… i pewność siebie… i arogancja… jakby sam fakt bycia
Jamesem Potterem robił z niego niewiadomo kogo.
Nabrała głęboko powietrza.
-Sądzisz, że nie zadaje się z
tobą przez jakiś schemat? Mylisz się- odparła z dziwną determinacją w głosie. –Dawaj.
Powiedz jaki kawał szykujecie z Blackiem.
***
Kiedy Regina
wyprowadziła Slughorna z jego gabinetu, Jo dobrała się do drzwi, które łączyły
go z klasą do eliksirów. Tam musiała być… Pociągnęła za klamkę. Zamknięte, no
pięknie! Jo aż syknęła ze złości.
Zastanowiła się, czy oby nie powinna
jakoś uprzedzić jej sojuszników o komplikacjach… Różdzkę zostawiła w
dormitorium- Boże, jak mogła być aż tak głupia! Uderzyła głową o drewnianą
framugę drzwi chcąc przypomnieć sobie coś, co mogłoby jej pomóc w teraźniejszej
sytuacji. Zaklęcie niewerbalne… Nie, to nic nie da. Slughorn był doświadczonym
czarodziejem, pewnie zwykła Alohomora by nie pomogła, a co dopiero jej słabsza,
nieudolna wersja. Może włamie się tam po mugolsku? Jak oni to robili? Wyciągali
wsuwkę… Wsuwka. Ma we włosach multum wsuwek Reginy… Parsknęła śmiechem z
własnego farta. Rozejrzała się, według swojego zwyczaju, we wszystkie strony, poczym
zaczęła wygrzebywać sobie jakąś spinkę z włosów. Kogo tam obchodzi jej fryzura…
Zamek puścił. Wielu czarodziei
zabezpieczało swoje rzeczy jedynie przed czarami nie będąc na tyle kreatywnym i
nie biorąc pod uwagę jeszcze inne sposoby… W sumie jej pewnie i tak nie
przyszłoby to do głowy. Szkoda tylko, że Slughorn dowie się, że ktoś u niego
był. Bezszelestnie weszła do środka szukając wzrokiem tomiska, które widziała w
swojej wizji. Była pewna, że je rozpozna. Tymczasem czas mijał nieubłagalnie, a
ona nic nie miała.
Po
drugiej stronie- usłyszała w swojej głowie. Zamarła. Po raz pierwszy
doświadczyła na własnej skórze telekinezy. Sama wielokrotnie jej używała, ale
nie zdawała sobie sprawy, że to aż tak przerażające. Odczekała chwilę i
unormowała swój oddech, potem zdecydowała się obrócić.
Z regału naprzeciwko wśród tysięcy
różnych pozycji wyłapała tą, która ją interesowała. Ile ma czasu? Czy powinna
ją zabierać? Co jeśli ktoś ją zauważy? Przełknęła głośno ślinę łudząc się, że
głos w jej głowie jeszcze powróci. Nic takiego nie nastąpiło.
Chwiejnym krokiem ruszyła do drugiego
końca pokoju, wciąż rozglądając się po kątach, czy nikt jej nie obserwuje.
Wyciągnęła rękę po książkę i otworzyła ją na pierwszej, lepszej stronie.
Zamarła.
Po pomieszczeniu echem rozniósł się odgłos
upadającego tomiska, które otworzyło się na kolejnej, przypadkowej stronie,
która wyglądała tak samo, jak ta, którą Jo przeczytała, i jak wszystkie
pozostałe strony. Na pożółkłej kartce widniały niedbale napisane dwa słowa:
ZABIJĘ CIĘ.
***
James
i Lily wrócili do towarzystwa z łobuzerskimi uśmiechami. Ten pierwszy nie
zdawał sobie sprawy, że ukochana dziewczyna potrafi być tak nieprzewidywalna-
kompletnie przejęła pałeczkę i sama zaczęła przekonywać duchy w imprezowym
nastroju na odwiedzenie gabinetu Ślimaka. I w dodatku zrobiła to wiedząc, że z
pewnością dostanie następny szlaban i towarzystwo rozczochranego chłopaka
będzie znów ją prześladować.
Gryfonka sama nie wiedziała, dlaczego
tak bardzo chce udowodnić, że James się myli, a ona wcale nie ma wszystkiego z
góry ustalonego i nie dokonuje na każdym selekcji, czy pasuje do jej wyobrażeń,
czy nie. Być może dała się sprowokować, ale naprawdę przez chwilę spodobał jej
się huncwocki styl bycia- mogła całkowicie wyluzować. I tak od początku tej
imprezy wszystko szło nie tak. A gorzej chyba już nie będzie?
Nagle wielka, świetlna kula nauczyciela
eliksirów zerwała się z sufitu i niczym balon, z którego ktoś spuścił hel,
zaczęła krążyć po całym pomieszczeniu, raz gasnąć, raz znowu oślepiając
wszystkim blaskiem. W końcu, gdy już wylądowała na podłodze pękła z ogromnym
hałasem. Zapanowały egipskie ciemności.
Wtedy znikąd zmaterializował się
Syriusz. Ruda aż podskoczyła słysząc jego głęboki głos w jej uchu.
-Proszę, proszę… Pokazujesz się z
Rogaczem przy ludziach?
Spiorunowała go mało łaskawym spojrzeniem,
na co, podobnie jak jego przyjaciel w okularach, uśmiechnął się kokieteryjnie. Zawsze będą mieć takie same zagrywki… Pewnie
ćwiczą te uśmieszki codziennie, pomyślała złośliwie.
Następne wydarzenia kompletnie
oderwały jej myśli od Blacka-do lochów wpadły duchy niosąc ze sobą swoje
obrzydzające jedzenie i przypominającą drapanie paznokciem o tablicę muzykę.
Zapanował kompletny zgiełk. Połowa uczniów miała ochotę jak najszybciej opuścić
przyjęcie, ale zrozpaczony nauczyciel zagrodził przejście mówiąc, że
natychmiast ich przepędzi. Na jego nieszczęście, wśród duchów prym wiódł Irytek
i jego koledzy, jeden z nich złapał za wielki nos profesora, a drugi zaczął
unosić w górę, tam gdzie niedawno zwisała kula świetlna, z głośnym chichotem. Pozostałe
poobrzucały swoim śmierdzącym jedzeniem uczniów, na co tamci nie pozostali im
dłużej, co z tego, że każdy ich kontratak w przezroczystego ducha kończył się
fiaskiem? Porządnie się zawzięli, z czego wybuchła niezła wojna na jedzenie. Całość ze schodów wyglądała tak komicznie, że
Lily nie mogła powstrzymać się od chichotu. James puścił do niej oczko.
-To chyba pierwszy raz, jak
śmiejesz się z naszego kawału, Evans!- zawołał Black starając się przekrzyczeć
muzykę poltergeistów, od której bolała głowa.
-Teoretycznie bardzo pomogła go
zaplanować- przyznał Potter. Lily w „nagrodę” za tę uwagę obrzuciła go garścią
tarzającej się wokół zgnilizny, którą przytargnęły ze sobą duchy. Łapa zaśmiał
się i dołączył do ataku na okularnika. Evans nigdy nie pomyślałaby, że można
tak dobrze bawić się z dwójką tych gumochłonów. Humor poprawił jej się jeszcze
bardziej, gdy Rogacz krzyknął do piszczącej Phoebe Stevenson:
-HEJ! Zatańczysz?
Odpowiedział mu kolejny
przypominający drapanie tablicy ryk.
***
-Wasz
kawał był świetny- przyznała roześmiana Emmelina, gdy Slughorn kazał wynosić
się wszystkim Huncwotom z przyjęcia, co skutkowało kolejnej dawce ich bezczelnych
uwag na temat bezpodstawnych oskarżeń.
Spędziła właśnie najpiękniejszy
wieczór swojego życia- nie dość, że udało jej się rozzłościć Dorcas, to jeszcze
spędziła kilka godzin tańcząc i śmiejąc się z najprzystojniejszym chłopakiem w
Hogwarcie. Wręcz wróciła jej chęć życia! Miała ochotę obcałować wszystkich,
których minęła.
-Twoje towarzystwo też było
świetne- odparł z filuternym uśmiechem Łapa. Titanicównę oblał szkarłatny
rumieniec. Miała wrażenie, że zaraz ktoś ją uszczypnie, a cały ten wieczór
okaże się pięknym snem. Tylko pięknym snem… Tylko gdyby nie te gryzące wyrzuty
sumienia… Jakby robiła cos złego. Zatrzymała się nagle i wbiła wzrok w
chłopaka:
-Dlaczego mnie zaprosiłeś?-
spytała głupio. Black aż zmarszczył czoło. –Chodzi mi o to… że uganiasz się
cały czas za Meadowes i ja… czy byłam tylko beznadziejną zapchadziurą?
Mimo wszystko blondynka nie mogła
pozwolić sobie, żeby któryś chłopak ją w ten sposób wykorzystywał. Nawet
Syriusz. Spędziła z nim cudowne chwile, ale jeśli to wszystko było nieszczere…
nawet nie chciało jej się myśleć w ten sposób.
-Nie byłaś zapchajdziurą.
Poczuła jak robi jej się sucho w
gardle. Miała ochotę go o coś zapytać… O coś, co mogło przekreślić całą ich
dzisiejszą nić porozumienia, ale musiała… musiała wiedzieć na czym stoi. Wzięła
głęboki oddech.
-To znaczy, że… że będziemy
razem?
***
BIG EDIT. 06.01: Boże... Czytam dzisiaj rano moje wczorajsze wypociny i chcę mi się płakać. Serio. Trochę mi wczoraj odbiło z pisaniem rozdziału- praktycznie nie opuszczałam laptopa, olałam klasówkę z historii i skrobałam, skrobałam i jeszcze raz skrobałam. Dlaczego? Pewnie bym tego NIGDY nie opublikowała, gdybym się tak nie spięła. Musicie wybaczyć, że jest taki niszowy-brak weny daje mi ostatnio w kość. W każdym bądź razie poprawiłam rażące błędy stylistyczne, których się dopuściłam, bo spałam na klawiaturze. Mam nadzieję, że jest teraz lepiej.
Wasze notki? Nadrobię. Serio. Dzisiaj skomentuje te najnowsze rozdziały, a te dalsze... hmmm... mam szybko ferie w tym roku, dwudziestego wyjeżdżam w góry, ale w wolnych chwilach ogarnę wszystko na komórce. Po 27 wszędzie będą wyczerpujące komentarze- OBIECUJĘ. Tym razem naprawdę- zauważyłam, że jak chodzi o obietnice, co do notki, to jest krucho- miała być przed nowym rokiem, a było pięć dni poślizgu, a jeśli chodzi o komentarze, to jako tako je ogarniam.
NIE. NIE ZGADZAM SIĘ. KOMPLETNE NIE ;/ ! ona jest zapchajdziurą żal w ogóle ;-;
OdpowiedzUsuń"Wiesz chyba ładnie czy..." a nie ci? Ja mogłam nie zrozumieć. . W sumie nie ludzka pora :-:
Uwielbiam te spory James vs Lily.. uh oke nie dam rady. Jak coś to ja się jeszcze rano powypowiadam, ale teraz to zdycham z braku snu i jak nic powypisuję głupoty! To do.. 10? ; ; D
*pierwsza? ;>*
Czekaj na mój zawiły komentarz ; D
Czekam :D.
UsuńFaktycznie... Masz rację z tym czy/ci, ale kompletnie spałam na klawiaturze... W każdym bądź razie już poprawione :D.
SYRIUSZ OGARNIJ SIĘ.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, pojedynki Potter-Evans sprawiają mi taką frajdę ;D
Pozdrawiam,
Lilka.
Hahaha <333. Też kocham ich cięte wymiany zdań, chociaż pewnie kiepsko mi wychodzą :c.
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam :*
Mam dwie wiadomości, dobrą i złą.
OdpowiedzUsuńZła jest taka, że jestem okropna i leniwa, bo nie komentowałam Twoich wcześniejszych rozdziałów.
Dobra jest taka, że gdy przeczytałam ten, tak mnie urzekł, że skomentowałam natychmiast. Moim zdaniem - najlepszy Twój rozdział na tym blogu.
Uwielbiam Twoją Lily. Jest taka wyrazista, ma twardy, zarysowany charakter. A co najlepsze - udaje Ci się go ciągle utrzymać. Minęło już tyle rozdziałów, a ona się nie zmienia. Jest ciągle taka sama. Ma taki sam charakter. Naprawdę, szacunek, że to ciągniesz tak perfekcyjnie.
No i nie lubię Emmy! Musiałam to powiedzieć. Mimo, że ma wyrzuty sumienia, że gdzieś tam czuje, że źle postąpiła, to i tak jej nie lubię. A Syriusz też mnie wkurza, ale mniej. Sama nie wiem czemu. No i te potyczki Lily i Jamesa <3
Fenomenalnie, jakby to powiedział mój pan od muzyki, fenomenalnie!
Weny :*
Lumossy
im-possible-dramione.blogspot.com
Dobra wiadomość bije złą na głowę! :D.
UsuńCieszę się, że się spodobało :*.
Faktycznie, z Lily również jestem zadowolona, chociaż, niestety, pewnie trochę-bardzo nagięłam kanon moją "wersją" jej.
No i fajnie, że ktoś zauważył to, że próbuje przypomnieć Titanicównej o jej sumieniu, chociaż pewnie to wcale nie minimalizuje tego, że jest okropna i taka ma być :D.
Dziękuję ci za motywujący komentarz :*
Witam witam ;* A czemu koleżanki nie było wczoraj na gg, co? <3 Boże, i ty mi mówisz, że rozdział ci się nie podoba? No proszę cię! Przeczytałam pierwszy kawałek z Jo i od razu takie ,,łoo'' ^^ Ja głupia, jeszcze swojego nie skończyłam, nie mówiąc o oddaniu do zbetowania T.T Oke oke. Już kończę gadać.
OdpowiedzUsuńMówiłam już jak bardzo Snape denerwuje mnie swoim istnieniem? Tak? To mówię ponownie :3
Hhaha, Dorcas i jej myśli o Blacku xD ,,Dwulicowy babiarz!'' xDDD W tym komentarzu JAK ZAWSZE będę skarżyła na Emmelinę. Nie lubię jej! I to bardzo! Czy ona po prostu nie może zrozumieć, że NIGDY nie będzie s Syriuszem?! Ubzdurała sobie Bóg wie co i teraz myśli, że Black ją kocha (a ja jestem chińczykiem!).
,,Owszem, zdawała sobie sprawę, że Titanicówna ma lekką słabość do Łapy, ale z natury była to taka energiczna, głupiutka i milutka dziewczyna, istne słoneczko'' Oh, tak. Pewnie, lekka słabość (ludzie zabierzcie ją stąd). To że głupiutka, to się zgodzę ;D
,,-Faktycznie. Black bez partnerki to jak Potter bez miotły… albo Emmelina bez tuszu do rzęs'' Lily miszczu sucharów ^^ HHAHA XD Potter nie umie sam załatwić sobie randki xDD To było coś ;D
I masz babo placek! Evans CHCE wiedzieć kto załatwił mu tą randkę! ^^ Ja zawsze wiedziałam, że jest o niego zazdrosna. ZAWSZE!
,,-Tak- odparła rudowłosa. -Powiedział, że będziemy znajomymi. Zwykłymi znajomymi.
-I był wtedy trzeźwy?
-Na umyśle? A czy kiedykolwiek był?'' Powiedz mi, Abigail. Jak ty tworzysz takie super śmieszne teksty? xD
,,Black uwielbiał zmienić panienki jak rękawiczki, co prawda jedną tak jakby wyróżnił na tle pozostałych'' O Boże *0* Umieram...
O Masakra! xD Lily wraca do Doriana, a James dostaje zaproszenie na ślub ^^ Black to ma taką dużą wyobraźnie... Jego wizja przyszłości Jamesa mnie powala :D O mój Boże! Syriuszowi rozwaliła się fryzura! I co my teraz zrobimy? ;o
Zapomniałam powiedzieć już dawno temu, że ubóstwiam imię Scarlett :3 Jest taki, no...wiesz o co chodzi xD Sama chciałam je wykorzystać, ale nie wiem jeszcze gdzie je wcisnę :D
Boże, ludzie zamknijcie mnie w szafie bo zaraz uduszę tę blondyne! Emmelina! Lepiej dla niej i jej ego aby mnie unikała! Pytała się WSZYSTKICH z kim idzie Dorcas? Ale z niej bezczelna dziewucha! Powiedziała to takim tonem, że mam ochotę wrzucić ją do wody i w jakiś szalony sposób przywiązać ją do dna!
ALE Z NIEJ ŚWINIA! Zabije ją! Lepiej przywiążcie mnie łańcuchami bo ją zabiję! Biedna Dorcas...;C *minutaciszydlaniej*
Jak taka świnia jak Emma mogła zrobić coś takiej super Dor? Chamstwo na najwyższym poziomie.
Jeśli chodzi o ,,przyjaźń'' Evans-Potter to ona nigdy nie zaistnieje! ^^ Albo (w końcu) będą parą, albo znów się znienawidzą (tak swoją drogą to mogliby być razem).
Jezusie, ,,Chyba skoczę do toalety- I wstał z rozpaczą widząc, że dziewczyna robi dokładnie to samo. No nie! Jeszcze niech się do niego przyklei. –Ale sam'' xD Co z niej za dziewczyna ^^ Krejzolka jakaś.
,,-NIE! Albo jest się parą, albo znajomymi!
-…albo jest się PARĄ znajomych.'' No pewnie, nie słyszałaś o tym Lily?Każda para to para znajomych xDD Hahaha, nieprzyjacielskie zagranie- zabranie Potterowi pelerynę :3 Rozwalił system, zgasił ją.
,,-Proszę, proszę… Pokazujesz się z Rogaczem przy ludziach?'' Taka tam, miła odmiana ^^
COOOO?! TA ŚWINIA NIE MOŻE, NIE MOŻE BYĆ Z SYRIUSZEM! ZABRANIAM, STANOWCZO ZABRANIAM! Zabiję Cię, jeśli oni będą razem, obiecuję! Kiedy wejdziesz na gg zabiję cię!
Ale rozdział był superr, dużo się działo. Jednak uduszę gołymi rękami za Emmelina-Syriusz (I promise)
Wbijaj na GG!
Okej, lecę kończyć rozdział, bo jeszcze nie skończony T.T
Wybacz za krótki komek.
Pozdrawiam i weny ;**
Aleksja
Hahahahhha- KRÓTKI komek. Yhym. Jasne. Krótki. Skopiowałam go- tylko półtora strony! Faktycznie, wręcz nie zauważyłam, że jest :P. :****
UsuńDziękuję ci za dłuugaśny i wyjątkowo motywujący komentarz, uzależniłam się od twoich komentarzy, tak jak ty (ponoć) od moich *_*. Serio, ja nie potrafię bez nich już nic napisać :D.
KOCHAM twoje hejtowanie Emmy... Wręcz zastanawiam się, czy oby nie pogorszyć jej zachowania (od przyszłego rozdziału miało być z nią lepiej), bo wtedy jeszcze bardziej się uśmieje na twoich porównaniach ;>.
I nie zabijaj mnie! Obiecuję, że Doriusz będzie! Jestem taka młoda, świata nie widziałam, nie zaaabijaj mnie *błaga o litość* :*.
Dobra, nie ważne, dziękuję ci za komantarz, raz jeszcze :*
I pozdrawiam i tobie weny więcej:*
Mój korektor (Miśka) cały czas mi powtarza abym zaczęła nn pisać. Ale uparłam się, że będę czekała na twój komentarz ;* xD Ja to mam dopiero uzależnienie xD
UsuńKocham jechać po Emmelinie :3 Takie tam hobby xD No ja myślę, że będzie Doriusz D:
A tym czasem zapraszam na gg ;*
Pozdrawiam i WEEENY <3
Aleksja
Hej. Dziękuję za tak długi komentarz u mnie, których ja nie potrafię chyba pisać. :P
OdpowiedzUsuńStanowczo lubię Lily ! No podoba mi się w jaki sposób kreujesz tą postacią. ;)
Czy wspominałam już, że nienawidzę, nie cierpię, *cenzura* EMMELINY SRINY? O.O Yhhhgh ona mnie irytuje !
Żal mi tej Dorcas ;((
Syriusz i ta ......... znowu się powstrzymam, bo niecenzuralne słowa pójdą... xD Nie rób mi tego no :(
Rozdział zarąbisty ! <3 <3 <3 Czekam kochana na dalsze ich losy ;*:*:*:*
Dziękuję ci za komentarz :*
UsuńSYRIUSZ OGAR, TY NIE MOŻESZ BYC Z EMMELINĄ!
OdpowiedzUsuńNie cierpię Emmeliny - tak, ha heh wprost nienawidzę!
Dorcas- tak smutam :'( - ja chę jej szczęścia :D
Ojej , nie umię pisać takich długich kom - chociaz bym chciała :(
Znów tasiemiec - wniektórych momentach długość się nużyła, ale treść super!
Rozdział zerąbisty :* <3
Czekam na dalsze losy bohaterów i tego mojego Doriusza :*
Pozdrawiam
Paulla K
Ps. zapraszam do mnie na rozdział dorcasihuncwoci.blogspot.com - mam nadzieję,że wpadniesz i zostawi ślad
Dziękuję ci ślicznie za komentarz :*.
UsuńI obiecuję, że przeczytam twój boski rozdzialik w piątek, teraz wręcz "naginam" dane mojemu rodzicielowi słowo, że będę sie uczyć i tylko uczuć odpisując na komentarze, ale z obowiązku w piątek będę z pewnością zwolniona :D
Pozdrawiam :*
Ps. zapraszam na nn http://szesciorowspanialych.blogspot.com/
UsuńJestem idiotka!!! Wchodzę prawie codziennie i dzisiaj weszłam, żeby być natrętna i pytać się o kolejne rozdziały. Taki sam tytuł rozdziału i nie załapałam, że to nowy! Trzy dni później przeczytałam! To do mnie nie podobne!!!
OdpowiedzUsuńAle ten rozdział był genialny!!! Szkoda mi było trochę Dorcas, ale jest dzielna i sobie poradzi. Ale wszystko biło to jak Syriusz mówił o ślubie Lily i Jamesie jako świadku. Nie wiem dlaczego, ale dla mnie to było WYBITNE!!! A później cały ten schemat! Ile ja bym oddała, żeby tak pisać jak Ty!!! No i nareszcie Lily się przełamała i częściowo dołączyła do Huncwotów. Lily jako huncwot!!! Po prostu nie wierzę!!! :)
A Emmeliny nienawidzę. Jest okropna!!! I co to za cała księga? Nie wytrzymam do następnego rozdziału!!!
Pozdrawiam ♥
Czekałam na twój komentarz niecierpliwie i nie mów, że jesteś idiotką! Warto było czekać ;>.
UsuńHmm, coś czuję, że będą lecieć spoilery xD. Dorcas sobie poradzi w pewien specyficzny sposób, ale to później... No i nie mogę powiedzieć, że Doriusz, jak już do siebie wróci, będą wzorową, szczęśliwą parą... Co to, to nie :D. Syriusz musi być draniem i nim będzie :D.
Cieszę się, że podobał cię ten monolog Syriusza, bo ja mam wrażenie, że jest dziecinny i żałosny :d. Nie ma to jak wysoka samoocena :D. Nawet nie mów, że chciałabyś pisać jak ja, takiego braku weny nie życzyłabym nikomu :*. Ale i tak mi miło <333.
Pozdrawiam :*
Jak ten rozdział może się nie podobać?! Jest genialny!!!! Zakochałam się w twoim blogu, a teraz nadrabiam wszelkie zaległości Huncwot hm??? to może być ciekawe!!!! A Syriusz.... Nie nie nie! Po przeczytaniu kilku twoich opowiadań, stwierdzam stanowcze nie! Przecież ona jest taka... Jaram się twoim blogiem, jak dziecko czekoladką, ale na serio jest tego wart!Jesteś genialna! Zapraszam do mnie esme-carlisle.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za komentarz :*. Na pewno przeczytam twojego bloga :*
UsuńAaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jak możesz?! Traktować tak Dorcas! Płaczę :>
OdpowiedzUsuńMam pomysł! Zabij Emmeline! Błagam! Niech zginie śmiercią powolną i bolesną! Kiedy Lily i James będą razem!?
Pozdro:***
P S W końcu znalazłam osobę która lubi Queen i ac dc
I LOVE YOU <3 <3 <3 <3 <:
Jestem zua dla Dorcas, to też zauważyłam, ale to wina... mojego sadystycznego podejścia :D
UsuńHahahah fajnie byłoby tak kogos uśmiercić, dałabym upust swojemu sadyzmowi, ale chyba mogę ewentualnie ją oszpecić xD. Albo zafundować jakieś tortury... Zadowolicie sie tym ? ;>.
Lily i James... hmm tak myślę, ze koło 70 rozdziału :D. No dobra, a tak serio to jeszcze trochę potrwa... Ale zbliża się ich pierwszy pocałunek SPOILER, KTÓRY WYGADAŁAM WIEKI TEMU w piętnastym rozdziale :D.
Pozdrawiam i dziekuję za komek :*
Kocham Queen *_* i AC/DC *_*. Wgl zmieniłam składankę na takie stare szlagiery i bałam się, że narobie sobie przeciwników... chciałam, żeby było klimatycznie, ale miło, że ktoś lubi te stare, rockowe zespoły jak ja <333.
Ej, 10 miała być przed 10, a jest 11 :/
OdpowiedzUsuńEhhh... Jak to się mówi obiecanki cacanki :c. Mam za to pełen bukiet wymówek, więc jeśli ktoś jeszcze czeka, niech wie, że:
Usuńa) nie zdawałam sobie sprawy, jak źli są moi nauczyciele i że potrafią tuż przed końcem semstru tyle dowalić. U nas już jest po wystawieniu ocen, a prac domowych więcej niż przez jakikolwiek normalny, szkolny weekend.
b) jetem głupia i pisze daty nie zaglądając do kalendarza, w sensie myślałam, że 10 jest w niedzielę. Skapnęłam się o swojej omyłce wczoraj xD.
c) zaspałam i nie wiedziałam, że w ten weekend mam WOŚPA, gdzie jestem wolontariuszką. Wczoraj cały wieczór spędziłam na klejeniu puszek...
Tak więc mam kilka usprawiedliwień, jutro nie ma mnie przez cały dzień... Nowa notka albo pojawi się dzisiaj, albo 17/18/19, ale wole nie myśleć nad tak fatalistyczną prognozą. Wszystko zależy od mojego poziomu zmęczenia na jutro (mogę naskrobać coś podczas przerwy obiadowej dla wolontariuszy i glodować, ale to można przeboleć) albo poziomu weny na dzisiaj... której póki co nie mam. Przepraszam, że jak zwykle moje słowo okazało się nic nie warte, ale naprawdę, cała rzeczywistość jest teraz przeciwko mnie xD. Ale i tak mi miło, że ktoś czeka :*
Ech, rozumiem - wybaczę :D ogółem miłego WOŚP'u c:
Usuńps. mam nadzieję, że jednak rozdział pojawi się dziś ;]
Dobra, sorry, że piszę dopiero teraz, przeczytałam twój rozdział w sumie od razu gdy do mnie napisałaś, ale w tedy jakoś nie miałam głowy pisać komentarza. Wybacz. Rozdział jest przecudny, na serio, w pewnym momencie miałam taki moment, że nie mogłam oderwać się od czytania, na serio. A gdy się skończyło, to wkurzyłam się, że nie mogę czytać dalej. Jeżeli chodzi o sam rozdział, to zrobiło mi się tak przykro, gdy Emmelina gadała z Dorcas i powtórzę chyba to co wszyscy przede mną. Jak ja nie cierpię tej dziewczyny!!!! Jak mogła zrobić coś takiego przyjaciółce, no jak?!?!?!?! Teraz może coś o Łapie. OGARNIJ SIĘ CZŁOWIEKU! Scena pomiędzy Lily i Jamesem, była świetna :) "…albo jest się PARĄ znajomych." padłam po prostu. Kawał Huncwotów był prześmieszny, nie wiem co jeszcze mam powiedzieć :) Jeszcze może wspomnę coś o Jo. Jej wątek jest na prawdę interesujący i wciągający. Dobra to kończę już ten totalnie nieogarnięty komentarz, ale ja już tak mam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nn!!!!
Dorcas
Dziękuję ci pięknie za komentarz :* Naprawdę udało ci się zmotywować mnie do pisania :*.
Usuń