12.09.2022

31.1. Zwykły atak serca

"No cóż, masz tylko siedemnaście lat i wszystko, czego pragniesz, to zniknąć.

Rozumiesz, co chcę powiedzieć. "

— Queen, ,,Sheer Heart Attack"


1

Queen - Sheer Heart Attack


— Do you know, do you know, do you know just how i feel? SHEEEEEEEER HEEART ATTACK! REEEEEEEEEAL, wstawaj, Evans! CAAAARDIAC!!!!! Rogacz, śpiąca królewno! I feel so, ina- ina- ina--- RTICULATE!!!!

Gramofon podskakiwał na szafce nocnej Syriusza Blacka, grając na cały regulator Sheer Heart Attack Queen. Syriusz stał na środku sypialni z łobuzerskim uśmiechem na ustach wykorzystywał swoje umiejętności magiczne w celach niegodziwych. James został strącony ze swojego wygodnego łóżka i zaatakowany przez przetransmutowane, wściekłe poduszki. Przeklinając, zerwał się na równe nogi i założył na nos swoje okulary. Sekundę później niebieski błysk rozświetlił pokój, a gramofon uderzył w sufit i odbył samobójczy skok przez okno.

Tymczasem Lily Evans ukryła swoją głowę pod złotoczerwonym kocem, modląc się w duchu, aby Syriusz nie zwrócił różdżki w jej stronę (przed porannym macchiato nie była ona bowiem w stanie stoczyć żadnego pojedynku). Musiała przyznać uczciwie, że spodziewała się podobnego przedstawienia w swój pierwszy poranek jako współlokatorka Huncwotów. Nie miałaby jednak nic przeciwko, gdyby koledzy nie zawstydzali ją transmutacyjnymi zdolnościami.


Lily tego poranka wyjątkowo nie miała ochoty opuszczać swojego łóżka. Czekało na nią dzisiaj bardzo dużo rozmów, na które nie była przygotowana, mnóstwo frustracji z powodu szaleństw Blacka i Pottera, koszmarny test z transmutacji i, na dobór złego, konfrontacja z Severusem i Dorianem w Klubie Pojedynków Argenta. To wszystko razem zdecydowanie nie przepowiadało udanego dnia.

Pisnęła, gdy poczuła, że jakaś niewidzialna ręka zrywa cieplutki koc i odrzuca go na drugi koniec pokoju. Syriusz zachichotał złośliwie.

— No nie wstydź się, Evans. Pokaż nam, co tam ukrywasz...

— Nie prowokuj mnie, głupi durniu - mruknęła, ciskając nieprzytomnie poduszką w stronę, z której dochodził głos Syriusza. — Gdzieś w moim kufrze przechowuje najsilniejsze trucizny znane czaro... — Końcówkę tej groźby przerwało ziewnięcie.

James uśmiechnął się bezczelnie, a jego ręka powędrowała do włosów, gdy tylko odnotował, że Evans opuszcza powoli objęcia Morfeusza. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo. Potarła nieśmiało dłońmi o swoje odsłonięte ramiona.

Wczoraj w nocy, tuż przed pójściem spać, James i Syriusz postanowili przetransmutować jej ulubioną piżamę z kangurami w nieprzyzwoitą satynową haleczkę w kolorze krwistej czerwieni. Lily o tak późnej porze nie próbowała nawet podjąć transmutacyjnego wyzwania i odczarować koszulę nocną, dlatego przykryła się pościelą po samą brodę i trzymała kurczowo za jej skrawek w zaciśniętych piąstkach. Po przebudzeniu czuła się jednak więcej niż niezręcznie. Nie dość, że spała w dormitorium z Potterem i Blackiem, dzieliła z nimi łazienkę i oglądała, jak się przebierają (a raczej, urządzają żenujący striptiz, żeby potem śmiać się z jej rumieńców), to jeszcze musiała paradować w koronkach i wielkich dekoltach... Potter z czystej ludzkiej przyzwoitości mógłby lustrować ją swoim samczym spojrzeniem w bardziej dyskretny sposób.

Już chciała poderwać się na równe nogi, założyć kapcie (a raczej, po poprawkach Syriusza, kiczowate klapeczki na obcasie z futerkiem) i przebrać się w mundurek w publicznej toalecie dziewcząt, gdy Black nieoczekiwanie ruszył w kierunku jej łóżka, przysiadł się i otoczył ją ramieniem. Lily zrobiła minę przerażonej ryby.

— Wiesz, że Evans dziś śpi razem ze mną w jednym łóżku, Rogaczu? - zapytał bezczelnie, nieoczekiwanie cmokając rudowłosą w czubek głowy. Byłby to może i niewinny całus, gdyby Syriusz nie przyciskał twarzy dziewczyny do swojej nagiej klatki piersiowej. Lily szybko zakryła dekolt poduszką, rozdzielając się nim zarazem od piersi Syriusza.

James zadarł jedną brew.

— Eee... winszuję?

Syriusz uśmiechnął się dumnie.

— Jak ja się cieszę, że uzyskaliśmy twoje błogosławieństwo...

— A gdzie ty zamierzasz spać, James? - weszła mu w słowo Lily, udając zatroskaną. Syriusz wyraźnie ucieszył się, że Evans dołączyła do porannego, rytualnego drażnienia się z Rogaczem.

— Możesz iść do skrzydła szpitalnego - doradził mu wspaniałomyślnie Black - bo leży tam bardzo samotna Mary McDonald.

Lily nie wytrzymała i roześmiała się złośliwie. Zbolała mina Jamesa dostarczyła jej jeszcze więcej radości.

— No niby tak, ale... - kontynuował tę rozmowę Potter, uśmiechając się nagle triumfalnie. — Poppy pewnie będzie miała coś przeciwko...

Syriusz spojrzał na niego z politowaniem.

— Evans, jak uważasz, kto wygra pojedynek wariatek: Poppy czy McDziwka?

Lily wzruszyła teatralnie ramionami.

— To zależy, jak bardzo Mary jest poszkodowana po naszym wczorajszym starciu.

Młody Black ryknął na całą sypialnię złośliwym, jowialnym śmiechem. James również się roześmiał, jednak z mniejszą wylewnością. Nie czekając na zaproszenie, dołączył do towarzystwa na łóżku Evans i objął ją ramieniem z drugiej strony, bezczelnie zaciskając palce na śliskim materiale halki. Tego już było za wiele...

— Ubierz się! - zażądała, przykładając koniec różdżki do jego nagiej klatki piersiowej.

— Dokładnie, Rogaczu... — chichotał Black. — Jesteś nieletni i nie możesz zarabiać swoim ciałem. No chyba że Evans przymknie oko i nie doniesie na ciebie do ministerstwa.

— To ciebie tyczy tak samo!

Dziewczyna zrobiła zgrabny unik i zerwała się na równe nogi, uciekając od natrętnych rąk Blacka i Pottera. Wycelowała różdżką w skrawek satynowego materiału koszulki nocnej i - w przypływie transmutacyjnego natchnienia - wydłużyła halkę do długości kostek.

— Czy wy macie zamiar mnie tak obłapiać przez cały poranek czy pozwolicie zejść na dół i...

— ...przygotujesz dla nas śniadanie, kobieto? — zakpił Syriusz. Lily rozdziawiła usta z oburzenia. Śmieszkowanie z tymi chłopakami musiało się wreszcie skończyć.

— Jedyne, co mogę ci podać do wypicia, to jeden z moich trujących eliksi...

Przerwało jej powstanie Jamesa, który zajął miejsce obok niej i ponownie bezceremonialnie złapał ją w talii.

— Muszę niestety opuścić was, piękne kobiety — rzekł do niej i szczerzącego się Syriusza. — Frank i Jayden poprosili, żebym pomógł im przygotować strategię na mecz z Puchonami. Pewnie trochę jeszcze polatamy, więc umyję się w szatni graczy.

Lily aż zadrżała z niepokoju. Nie podobała jej się perspektywa dzielenia łazienki z marudzącym Syriuszem, a potem śniadania z Huncwotami. O czym ona będzie z nimi rozmawiać? Obecność Jamesa z nieznanych jej przyczyn działała na nią kojąco. Mogłaby przekomarzać się z nim, kiedy reszta chłopców zajęłaby się organizacją kawałów i knuciem innych intryg. A poza tym, James broniłby ją przed seksistowskimi żartami Syriusza. Czy wystarczy jej cierpliwości i nie oderwie Blackowi głowy przed powrotem jego przyjaciela? Nie była tego taka pewna.

Był co prawda jeszcze Remus, ale w przeciągu ostatnich tygodni oddaliła się od niego i obawiała się, że przymusowa kilkudziesięciominutowa rozmowa z nim mogłaby być niezręczna. Dlaczego James musiał zostawiać ją tutaj samą?!

— A ten mecz nie jest jakoś za dwa tygodnie? — spytała marudnie.

— To jest bardzo poważne, Evans. Jestem zastępcą kapitana, nie mogę pozwolić sobie na pobłażliwość.

Syriusz przedrzeźnił poważną minę Jamesa i zaskrzeczał: "jestem zastępcą kapitana".

— A co... co z testem z transmutacji, obiecałeś, że ze mną powtórzysz...

— Bo to na pewno jest twoje największe zmartwienie, Eva...

— Syriusz — wszedł mu w słowo Potter — z tobą powtórzy. Prawda?

Ten w odpowiedzi burknął coś, co można by uznać za zgodę, ale jego mina mówiła zgoła co innego.

— No to uzgodnione.

Chłopak oddalił się w kąt pokoju, gdzie trzymał swoją torbę sportową i kilkoma sprawnymi zaklęciami przywołał do siebie szatę, miotłę, ochraniacze i jakieś notatki, które zapewne były wielce strzeżoną strategią meczu. Na pożegnanie skinął głową w stronę Łapy i cmoknął Evansównę w czubek głowy.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za Jamesem, szeroki uśmiech momentalnie opuścił szlachecką twarz Blacka. Wyglądał on na tak samo zirytowanego, jak zeszłego wieczora, kiedy odmawiał przyjęcia Lily do swojego dormitorium. No, pięknie.

— Dobra, Evans, koniec tych sentymentów - powiedział, krzyżując ręce na piersi. — Musimy porozmawiać.

Lily zamarła, przygotowując się na atak. Dobrze wiedziała, co Syriusz planował jej wyrzucić.

— Co ty... wyrabiasz z Jamesem, do jasnej cholery?

No cóż... to było subtelne, prawda?

— Nic nie wyrabiam!

— Nie okłamuj mnie, gracie w te swoje gierki... kolejne dziwne układy, spanie w dormitorium... czy to znowu jakiś śmieszny zakład?

— Nic podobnego, Syriuszu.

— Przed chwilą dał ci buziaka w czółko!

Lily rozdziawiła usta z oburzenia.

— Nie prosiłam go o to!

Black westchnął ze zmęczeniem. Minę miał wyniosłą, ale zaciętą, zupełnie jak osoba, która nie miała ochoty wdawać się w jakąś rozmowę, ale została do tego zmuszona.

— Chciałbym po prostu, żebyś się zdecydowała, a jeśli podjęcie decyzji, z kim masz zamiar sypiać, przekracza twoje możliwości, to z łaski swojej zostaw Jamesa w spokoju. Jesteś jednym wielkim problemem i nie wnosisz nic dobrego do jego życia.

Przerwał na chwilę, jakby potrzebował chwili, żeby ochłonąć.

— Czekam na dzień, w którym James wreszcie zmądrzeje i każe tobie i McDziwce iść do diabła. Nie chcę, żeby James miał złamane serce jeszcze bardziej niż ma teraz. W porządku? Potrafisz to uszanować? On naprawdę nie jest teraz w najlepszym miejscu w swoim życiu...

Urwał, a tyradę postanowił zakończyć znudzoną, ale pewną siebie miną. Lily zaniemówiła. Z początku chciała zezłościć się o te słowa i urządzić Blackowi taką scenę, jaką usłyszeliby wszyscy czarodzieje w tym zamku, ale gniew bardzo szybko z niej wyparował. Trudno było przyznać Syriuszowi rację, ale jednak tym razem się nie mylił. Przestrzegał przecież Lily tego dnia, gdy podczas walk Huncowtów z Krukonami o tajemne dormitorium przehandlowała Jamesa z Jessiką i odwiedziła Doriana w celu zdobycia informacji. Mówił, że takie wodzenie Jamesa za nos nie jest w porządku i dał do zrozumienia, że on, Syriusz, w razie potrzeby zainterweniuje.

On naprawdę troszczy się o Jamesa. Po procesie Isaaka sytuacja w rodzinie Potterów i tak jest napięta. Pewnie miał rację, kiedy wczoraj tak protestował przed moją wprowadzką, pomyślała z żalem. W głębi duszy sama nie wiedziała, dlaczego ona i James posiadali tak skomplikowaną relację, a także dlaczego krzywdziła go coraz bardziej i bardziej.

— Myślisz,że James bardzo cierpi? — spytała cicho, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Potter. Syriusz długo nie odpowiadał.

— To tykająca bomba, Evans. On niedługo eksploduje. To się i tak stanie, ale najlepiej nie dolewać oliwy do jego cholernego ognia.


2

— Reg! Reg! Wstawaj, zaspałeś!

Regulus potarł swoje zmęczone oczy, Jego dziewczyna, Regina Bulstrode, opierała się o wezgłowie łóżka, zasłanego szmaragdową, jedwabną pościelą i srebrnym kocem z haftami wykonanymi przez Walburgę Black. Rude kosmyki wyślizgiwały się z niedbałego kucyka Reginy i niesfornie zaczepiały o zielony krawacik. W dormitorium piątorocznych Ślizgonów nie było o tej porze już nikogo.

Młody Black leniwie przeciągnął się i wykonał różdżką dryg. Magiczny gramofon, który został poprzedniego wieczora okrutnie porzucony w kącie dormitorium, momentalnie rozbrzmiał melodią Sheer Heart Attack Queen.

— Jasna cholera — zakłął. — Dobrze, że rano mam tylko historię... Może stary Binns nawet się nie zorientuje.

To nie był pierwszy raz, kiedy Regulus omijał poranne lekcje. Zawsze posiadał raczej nocny tryb życia, jednak po wypadku z Eliksirem Blancharda cierpiał na nasilającą się bezsenność, przez co opuszczenie łóżka stało się prawdziwą męczarnią. Zarobił już dwa szlabany za wagary, a nie chciał, żeby rozczarowany nim Slughorn wysłał sowę na Grimmauld Place. Matka Regulusa ostatnio martwiła się bezustannie, nie chciał dokładać jej kolejnych przykrości.

— Binns pewnie się nie przejmie, ale pytał o ciebie też Rosier. Lepiej pogadaj z nim, zanim zacznie zajęcia.

Rozmowa z Evanem Rosierem stanowiła dla Regulusa o wiele lepszą motywację do opuszczenia objęć Morfeusza niż lekcje. Evan był jego kapitanem, ale mało prawdopodobne, że wzywał go z powodu treningów quidditcha. Szczególnie po tym, jak wczoraj Jo Prewett wypytywała Rosiera o Regulusa... Wymienił z dziewczyną zaniepokojone spojrzenia. Nawet wśród zaufanego kręgu Ślizgonów, postać siódmorocznego prefekta, niedawno urządzającego imprezę z powodu otrzymania Mrocznego Znaku, wzbudzała postrach.

— Może on chce coś od ciebie kupić? — podsunęła Regina. Regulus pokręcił głową. Evan jeszcze nigdy nie zamawiał u niego opium, a przynajmniej nie we własnej osobie.

— Albo chce wiedzieć, o czym gadałeś z Jo. Zwłaszcza że... że Evan chyba podkochuje się w Jo.

— Dobra, zbieram się, zanim naprawdę dostanę ataku serca — zażartował, nawiązując do granej piosenki.

Wstał i zasunął z powrotem zasłony wokół łóżka. Jednym machnięciem różdżki przywołał do siebie mundurek i szybko się przebrał. W przeciwieństwie do brata, Regulus kompletnie nie zaprzątał sobie głowy takimi błahostkami jak fryzura czy ogolona twarz, dlatego poranna toaleta praktycznie w ogóle nie zabierała mu czasu. Pchął klamkę w kształcie wijącego się węża, bardzo podobną do tych, które zamontowano na Grimmauld Place. Razem z Reginą zeszli do pokoju wspólnego Slytherinu.

O tej porze w salonie przesiadywali tylko uczniowie starszych lat, którzy zwykle zaczynali zajęcia później: bliźniaczki Greengrass, rodzeństwo Avery, Prefekt Rosier, no i oczywiście Jo Prewett. Jo wyglądała nieco lepiej niż zeszłego dnia. Swoje kruczoczarne włosy przewiązała szmaragdową opaską, a usta pomalowała na karminowy, krwisty kolor, kontrastujący z bladą, syberyjską karnacją.

— Zdravstvuyte, Regulus — powiedziała śpiewnie, zatrzaskując wolumin, z którego uczyła się chyba na transmutację.

— Privet — odpowiedział, na co Jo szeroko się uśmiechnęła.

— Jesteś moim ulubieńcem. Pogadałabym z tobą, ale mam dzisiaj... dużo do zrobienia. I jeszcze McGonagall chce się widzieć ze mną, Shaunee i Marthą. Ale zobaczymy się chyba w Klubie Pojedynków, co?

Reg potaknął, nerwowo zerkając na Evana. Obawiał się, że uwaga o ,,ulubieńcu" może go nieco zdenerwować. Rosier, brązowowłosy młodzieniec w eleganckich, francuskich butach ze smoczej skóry i okrutnym spojrzeniu, czytał podręcznik eliksirów na jednej z kanap przy kominku. Gdy tylko Jo i bliźniaczki Greengrass opuściły salon, a ich siedzenia zajęli Regulus i Regina, zadrżały mu wargi, co miało chyba imitować uśmiech.

— Reggie — zwrócił się pieszczotliwie do Regulusa. — Mam dla ciebie zaproszenie.

Wskazał na srebrny, rzeźbiony stolik, na którym oprócz pergaminu należącego do Rosiera, leżały trzy zapieczętowane koperty.

Kolacja graczy!, natychmiast połączył fakty Black. Tylko o to chodzi!

W każdym roku w lutym największe sportowe talenty Hogwartu otrzymywały zaproszenie na elitarne spotkanie, na którym razem z graczami z innych domów debatowali o meczach oraz głosowali, komu należy się nagroda dla najlepszego zawodnika sezonu. Regulus otrzymał kopertę drugi raz z rzędu.

— Och — wyrzucił z ulgą. — A więc o to chodzi. Kolacja graczy. Świetnie.

— Tak... Zabierz jakąś osobę towarzyszącą. Pójdziesz tam ze mną i Mią Avery.

Regulus uśmiechnął się do Amelii. Spodziewał się, że Rosier jeszcze raz rozmówi się z ich dwójką przez kolacją i zmusi, żeby na niego głosowali.

— Evan, zobaczymy się za pół godziny u Ślimaka — odezwała się Regina, nieco zasmucona, że nie została uwzględniona w nominacjach na najlepszą zawodniczkę. — Reg nie jadł jeszcze śniadania, więc musimy szybko skoczyć do Wielkiej Sali, zanim skrzaty zaczną sprzątać.

Rosier potaknął grzecznie, ale nie wydawał się zbytnio zainteresowany celem ich podróży. Para oddaliła się szybko na odległość bezpieczną od Pokoju Wspólnego Slytherinu. Widząc niemrawą minę Reginy, Reg szybko zaproponował, żeby mu towarzyszyła i głosowała w jego imieniu. Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, łapiąc go za rękę.

— No widzisz, a już myśleliśmy, że to zaproszenie do rezydencji Rosierów na weekend.

W slangu Ślizgonów pobyt u Rosierów oznaczał werbunek do Śmierciożerców. Nie było bowiem tajemnicą, że ojciec Evana należał do najwierniejszych popleczników Czarnego Pana i użyczył swój dom jako siedzibę dla śmierciożerczej armii.

— Myślałam, że będzie wypytwał o Jo... Mnie też to ciekawi — czego ona właściwie chce. I ta jej serdeczność dzisiaj...

Spojrzała znacząco na chłopaka, licząc chyba, że sprzeda jej trochę ciekawych ploteczek. Reg wzruszył ramionami.

— Chcesz dołączyć do Czarnego Pana, Regina?

Bulstrode zmarszczyła czoło. Nie wiedziała, czy rozmawiają dalej o Evanie i żarcie o zaproszeniu do Rosierów, czy też o Jo Prewett.

— Co to znaczy? Dobrze wiesz, że tak. Myślałam, że to jasne.

— Rozumiem.

Reg nachmurzył się, zdawał się oddalić myślami gdzieś indziej.

— Co to za mina? — zdziwiła się. — Jak możemy nie wspierać kogoś, kto chce nam dać tyle przywilejów? Nie żebym nie szanowała Dumbledore'a, ale... dobrze wiesz, jaką ideologię on nam wciska. Równość nasza i mugoli? Daj spokój. Ukrywamy się przed niemagicznymi, jakbyśmy się ich obawiali. Poza tym... od zawsze najwyższe stanowiska otrzymywali dobrze urodzeni czarodzieje. Dyrektorami Hogwartu byli Blackowie, Rowle'owie... powinniśmy bronić tych stanowisk.

Regulus przypomniał sobie portret Fineasa Nigellusa Blacka, jaki oglądał na Grimmauld Place. Czuł dumę z powodu wybitnych przodków z Orderami Merlina Pierwszej Klasy, ale czasami zastanawiał się czy tak powszechny nepotyzm w czarodziejskim świecie niejako nie przeczy idei wyższości rasy czystokrwistych. Skoro wierzyli w to, że największe umysły i talenty rodzą się w wielkich rodach, to czy jakiś przypadkowy czarownik z rodziny mugolskiej mógł w jaki sposób zagrażać ich pozycji? Czy musieli używać siły, żeby udowodnić wyższość, którą brali za oczywistą?

— Boli mnie ta poprawność polityczna dzisiejszych czasów... — ciągnęła Regina, choć jej słowa brzmiały jak wyoczone frazesy. — Kto zastąpi Dumbledore'a czy Minchuma — jakiś mugolak, a może półolbrzym? Chyba do tego zmierzamy...

— No tak, masz rację — potaknął, lecz bez przekonania. — Ale... czy nie można rozwiązać tego inaczej? Wiem, że czystokrwiści są mniejszością, jednak wciąż mamy silną pozycję. Minister Minchum jest po naszej stronie. Praktycznie wszyscy wysoko urodzeni mają mnóstwo pieniędzy i są faworyzowani w Ministerstwie. Czy potrzebne jest... to wszytsko?

— Ale co takiego?

— Te wszystkie mordy. Czy to... nie zaszło za daleko? Zaczęło się niewinnie, wzniośle, wszystkim z nas spodobał się pomysł czarnej rebelii, ale teraz wojna zupełnie nie przypomina idealistycznych początków. Dobrze wiesz, że dla Czarnego Pana pracuje banda jakiś szemranych mieszańców, olbrzymy... Fenrir Greyback, który gryzie dzieci... im mamy zawdzięczać naszą wolność?

Regina westchnęła ciężko. Ewidentnie nie chciała zastanawiać się nad środkami prowadzącymi do celu. Czasami była tak głucha na argumenty, jak wuj Cygnus czy Marcus Mulciber.

— Oni są tylko narzędziem — wyrzuciła obojętnie.

— Mówię tylko, że mnóstwo jest tam fanatyków. Wygrażają i mordują dla zabawy — mugoli, czarodziejów, nawet czystej krwi, którzy chcą trzymać się od wojny z daleka... dręczą gobliny, skrzaty domowe — i to wszystko w imię czystości krwi? Potrafiłabyś zabić, Regina? Zabić z zimną krwią... na przykład jego — wskazał palcem na drugorocznego Gryfona z rodziny mugolskiej, który także spóźnił się na kolację. Regina przełknęła głośno ślinę.

— To nie tak, że przeszkadzają mi oni — powiedziała niepewnie. — Po prostu... przeszkadza mi ta ideologia. Przeszkadza mi to, że oni za bardzo się afiszują. A prawda jest taka, że nigdy nie będą nam równi. Jesteśmy elitą i zasługujemy na pozycję elity. Nie chcę zabijać...

— Obawiam się, że jako Śmierciożerczyni nie będziesz mogła po prostu nie chcieć zabijać.

Po tych słowach młody Black przekroczył drzwi do Wielkiej Sali i pokierował się za zapachem świeżo wysmażonych naleśników. 


3

— Do you know, do you know, do you know, just how I feel?

Chwytliwa piosenka mugolskiego zespołu grała w radiu londyńskiego hotelu Russel. W penthousie owego luksusowego hotelu Orion Black właśnie przeciągał się na eleganckim szezlongu w stylu barokowym i wesoło podśpiewywał tekst Sheer heart attack. Przystojnego arystokratę obsługiwał właśnie pracownik hotelu, mugol pod wpływem zaklęcia Confundus. Dzięki znajomości magii Orion i Georgina przesiadywali w najdroższym apartamencie i nie odmawiali sobie niczego, a przy tym nie zapłacili mugolom nawet złamanego knuta.

Wnętrze utrzymane zostało w wytwornym, eklektycznym stylu inspirowanym Drugim Cesarstwem. Szezlongi ustawione zostały przed ogromnym kominkiem z pozłacanym, marmurowym gzymsem. Elegancka, perłowa boazeria zdobiła wysokie ściany pokoju, a konsole z różanego drzewa, zastawione flakonami z pachnącymi, świeżymi kwiatami, zdawały się stać na straży pięknych akwareli w mosiężnych oprawach.

Służący pozostawił przygotowane przezeń drinki na stoliku do kawy przy siedzeniu Oriona, tym samym, na którym spoczywał zabytkowy radioodbiornik. Gdy opuścił apartament, sir Black z rozbawieniem przekręcał pokrętła radia.

— Zawsze lubiłem mugolską muzykę, ale przez to koszmarnym małżeństwie z Walburgą, nie miałam pojęcia, co nowego grają — zwrócił się do Georginy Rowle. — Za młodu znałem wszystkie piosenki Elvisa. Nie myśl, że jestem Zdrajcą Krwi – podniósł ręce do góry. – Uważam, że czarodzieje i mugole nie powinni się mieszać. Ale ich muzyki mogę słuchać.

Georgina przyznała, że też jej się spodobał zespół nazywający się Królową. Otworzyła najnowsze wydanie Czarownicy, w poszukiwaniu nowych, smakowitych plotek, najlepiej o rodach czystej krwi — czyli tego, co Georgina kochała najbardziej.

Orion i Georgina spędzili poranek spokojnie, lecz oddali się leniwemu wyczekiwaniu. Wieczorem do Russela aportował się Stworek, skrzat domowy Blacków, i zaanonsował odwiedziny dawno niewidzianej siostry swojego pana. Orion ucieszył się bardzo z tej wiadomości, choć przypuszczał, że miała ona jakiś ukryty cel.

— To chyba ona — mruknął Black, gdy rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Poderwał się na równe nogi, znikając na chwilę w przedpokoju apartamentu. Następnie Georgina usłyszała wesoły okrzyk: ,,LUCY!", a chwilę później krewna została wprowadzona do salonu.

Lukrecja wyglądała dokładnie tak, jak Georgina wyobrażała sobie bogate Rosjanki: opatulona w grube, ciężkie futro, niepasujące do angielskiej zimy; wysoka i majestatyczna; z niemiłym, aczkolwiek pięknym wyrazem twarzy. Jej wejściu towarzyszył słodki zapach cukierków i papierosów.

W swoich ślicznych, wysokich butach Lukrecja górowała nad bratem o ponad pół głowy. Georgina z trudem próbowała doszukać się jakichkolwiek wspólnych cech pomiędzy rodzeństwem. Posągowa Lukrecja ze świdrującymi, zimnobłękitnymi oczami i jasnymi, błyszczącymi włosami w niczym nie przypominała rodu Blacków, których uroda dobrze współgrała z nazwiskiem.

— Georgina Rowle — przedstawiła się towarzyszka Oriona, podrywając się na nogi i dygając niezręcznie. Lukrecja zadarła brew.

— Córka Florence? Och... Znam dobrze twoich rodziców. To tacy... prości ludzie. Aczkolwiek bardzo wpływowi. Dlaczego nie mieszkasz w Paryżu?

Lukrecja na pewno dobrze wiedziała, dlaczego. Georginie nie spodobał się jej wyniosły ton i protekcjonalny komentarz na temat rodziny Rowle. Skrzyżowała ręce na piersi i z powrotem usiadła na szezlongu.

— A ty dlaczego nie siedzisz wśród komunistów?

Orion roześmiał się nerwowo i podał siostrze sporego drinka. Wśród Blacków picie z samego rana było chyba dosyć powszechną praktyką. Następnie ustąpił Lucy swojego miejsca, a sam zasiadł na jednym z rzeźbionych, srebrnych krzeseł.

— Widzisz, Georgie... — odezwał się w imieniu siostry. — Mój szwagier, zresztą jeden z pierwszych zwolenników Czarnego Pana, niezwykle postępowy człowiek...no cóż, obecnie przesiaduje w Azkabanie. Spodziewałem się, że wrócisz do nas, Lukrecjo, już wiele lat temu.

Lucy przerzuciła swoje piękne futro przez zagłówek siedzenia i skrzyżowała dłonie na podołku, jak osoba, która zbiera się na ogłoszenie coś ważnego. Upiła duży łyk martini, którym poczęstował ją brat.

— Do rzeczy — warknęła, odstawiając drinka na stolik. — Walburga poprosiła mnie, żebym przyjechała i spróbowała naprawić wasze relacje. Oczywiście nie robię tego na jej życzenie, tylko z powodu obaw o jedność naszego rodu.

Jedność naszego rodu zabrzmiało jak wyuczony frazes, wzniosłe słowa powtarzane przez protoplastów Blacków tyle razy, że kompletnie zatraciły znaczenie i powtarzało się je już tylko dla żartów. Orion spoglądał na Lukrecję z podobnym powątpiewaniem, że chodzi jej o dobro rodowe.

— Miałam mieszkać na Grimmauld Place, ale chyba wolę też znaleźć sobie apartament w tym hotelu. Przyznam, drogi braciszku, że... że to nad Walburgą trzeba szczególnie... popracować.

Orion odetchnął głęboko, zachwycony korzystną dla siebie samego refleksją siostry. W przypływie uczuć ujął dłoń Lukrecji i mocno ją ścisnął.

— Postaw się w mojej sytuacji! Wiem, że ona jest twoją przyjaciółką, ale Walburga jest koszmarną żoną. Jest zaniedbana, sztywna i w dodatku... — aż się wzdrygnął – oziębła. A ja jestem od was młodszy, nie mam jeszcze pięćdziesięciu lat – nie chce od razu kłaść się do grobu...

— Stracisz pieniądze — stwierdziła sucho, wiedziała bowiem, że jedyne, co liczy się dla jej brata bardziej niż seks i młode kochanki, to rodowe pieniądze.

— Georgie ma ich mnóstwo! A zresztą, mam już dość rodowych pieniędzy. Wiesz, że nigdy w życiu nie pracowałem? Jako dziedzic fortuny Blacków od małego uczony byłem jedynie, jak tracić złoto. A to złoto nie chciało, i wciąż nie chce, się skończyć! Poza tym, Alfard może mi coś pożyczyć. Syriuszowi pożycza.

Alfard Black był chrzestnym Syriusza, w Hogwarcie dzielił jedno dormitorium z Orionem. Był jednak również bratem Walburgi. Lukrecja nie wątpiła, że jej brat doskonale potrafi trwonić złoto, ale wiedziała też, że nie potrafi kompletnie zarządzać majątkiem, że przelicza dobroć i oddanie własnej rodziny, i że po rozwodzie z Walburgą wszyscy odwrócą się od niego plecami — a Orion sobie nie poradzi.

Kryzys wieku średniego, pomyślała z niesmakiem. Dobrze, że mój mąż siedzi w więzieniu i nie muszę tego tolerować.

Postanowiła uczepić się wzmianki o Syriuszu i uderzyć z innej strony.

— Masz dzieci, Orion. Musisz wziąć za nie odpowiedzialność.

— Moje dzieci są dorosłe. Syriusz wyniósł się do Setha Pottera, a Regulus jest zapatrzony w Walburgę. Nie jestem mu do niczego potrzebny!

— Wiesz, ze Walburga chce się sądzić z Syriuszem?

Georgina i Orion wymienili znudzone spojrzenia, jakby słyszeli tę informację po kilka razy dziennie.

— Już raz go pozwała — wtrąciła się dziewczyna, przez jej słowa wybrzmiewała silna niechęć. — A potem się rozmyśliła. Tak będzie i tym razem.

— Nie udawaj, że troszczysz się o Syriusza... znam cię, Lucy. Nie wyjeżdżałaś z Leningradu od siedemnastu lat! Nie wmówisz mi chyba, że potencjalny proces Syriusza wygnał cię z twojego radzieckiego pałacyku?

Lukrecja uśmiechnęła się tajemniczo. Kochała swojego brata, ceniła też jego ikrę i sporą dawkę (jak na rodzinę Blacków) buntowniczości, ale chyba nie ufała mu na tyle, żeby wtajemniczać go w sprawy między nią a Jo. Wiedziała tylko, że jej jedynej córce groziło olbrzymie niebezpieczeństwo. Jo niestety często sprzeciwiała się matce z czystej przekorności i nie dbała o jakiekolwiek zasady — dlatego ona, Lukrecja, musiała uciec się do podstępu, żeby ją ochronić.

— Kto w tym roku organizuje kotylion? — spytała jakby od niechcenia, zwracając się do Georginy.

— Blackowie - odparł Orion. - Zapowiada się najbardziej wystawny kotylion od dwudziestu lat. Przypuszczam, że zajmie się tym Cygnus albo ciotka Dorea.

Georgina westchnęła z rozmarzeniem. Uwielbiała kotyliony. Bardzo byłaby rada, gdyby Orion wziął na siebie organizację kotylionu, a ona, Georgina, mogłaby wystąpić jako gospodyni przyjęcia... Lukrecja zdała się wyczuć ten nastrój, bo kolejne zdanie skierowała właśnie do młodej kochanki brata:

— To dobrze się składa. Mogę pomóc wam w organizacji balu. Chcę, żeby moja córka zadebiutowała. Uważam, że najwyższy czas znaleźć dla niej narzeczonego. 

4

Queen - Good old-fashioned lover boy

Lily przez sześć ostatnich lat jadała śniadania przy stole Gryfonów razem z Huncowtami. Zdarzało się, że jedli nawet w bardziej kameralnych warunkach na zajęciach u Argenta. Jednak nic z tego, co przeżyła do tej pory, nie mogło się równać z doświadczeniem obłąkanej herbatki.

Kiedy Evans była dzieckiem, jej ulubioną książką stała się Alicja w krainie czarów. Codziennie przed zaśnięciem tata czytał jej rozdział opowiadający o wizycie Alicji w domu Marcowego Zająca i o wszystkich absurdalnych rzeczach, które działy się podczas tego szalonego podwieczorku. Gdy dzisiejszego ranka przyglądała się zachowaniu Huncwotów na śniadaniu, od razu przypomniała sobie znane na pamięć wersy z książki. Niczym Alicja, siedziała przestraszona przy stole w Tajemnym Dormitorium Huncwotów i nie potrafiła zrozumieć nic z tego, co Szalony Kapelusznik (Syriusz), Marcowy Zając (Remus) i Suseł (Peter) między sobą mówili.

Śniadanie rozpoczęło się od przyniesienia jedzenia osobiście przez skrzata pracującego w hogwarckiej kuchni. Już to zdawało się dziewczynie egzotyczne, bo na palcach jednej ręki potrafiła wyliczyć, ile razy w życiu widziała domowego skrzata. Ten skrzat najwyraźniej zaprzyjaźnił się z Huncwotami, bo znał ich ulubione śniadaniowe dania. Potem Syriusz i Peter przemienili się w swoje zwierzęce formy i zaczęli ganiać się razem z Gladiusem dookoła stołu. Gdy wreszcie usiedli, zajęli miejsca naprzeciwko Lily i Remusa i wygłaszali między sobą jakieś zaszyfrowane komunikaty.

— Dzisiaj Smarkuś wraca na zajęcia, więc proszę cię, Łapo, o przykładne zachowanie — powiedział Remus, otwierając świeżo dostarczonego przez sowę Syriusza Proroka Codziennego.

— Jak tylko wasza królewska mość sobie życzy, Księżno Edynburga.

Lily pociągnęła duży łyk z wyśmienitej, hiszpańskiej cortado, którą przyniósł dla niej skrzat.

— Peter? — szepnęła do kolegi. — Dlaczego Syriusz mówi do Remusa: Księżno?

— Bo Remus jest prefektem i nad nami panuje. Rozumiesz...

Lily nie rozumiała. Potem Syriusz zaczął czytać rubrykę ogłoszeń towarzyskich z Proroka i bardzo się przy tym śmiał — dziewczyna przypuszczała, że sam kilka z tych ogłoszeń napisał i teraz bawiły go otrzymane odpowiedzi. Black odpalił papierosa przy śniadaniu, tak jak zwykła to robić babcia Lily. Wymachiwał dymem i obgadywał jakieś osoby, używając dziwnych ksywek, takich jak: ,,Nazistka", ,,Ostatni rycerz Okrągłego Stołu", ,,Brigitte Bardot" czy ,,Jackie Daniels". Huncwoci zataczali się ze śmiechu z każdą jego kolejną uwagą. Gdy Łapa nareszcie wypalił papierosa i zabrał się do jedzenia, wymyślił z kolegami nową zabawę: transmutowali jedzenie i napoje w jakieś obrzydliwe rzeczy, gdy któraś z osób przy stole miała je właśnie zjeść. Lily myślała, że rozszarpie Blacka, gdy jej kawa Cortado została przemieniona w nawóz z gnojówki, jeden z tych namiętnie używanych przez profesor Sprout.

— Żałuj, Evans, że nie ma z nami Człowieka Roku — zwrócił się do niej Syriusz. Dziewczyna domyśliła się, że chodziło o Jamesa, a wszystkie ksywki wyśmiewające jego rycerstwo zapewne powstały po feralnym wypadku we Wrzeszczącym Chacie. — Z nim nasze śniadania są bardzo barwne.

Odchrząknął i zaczął parodiować swojego najlepszego przyjaciela, czochrając sobie włosy i plotąc jakieś głupoty, które co prawda Remusowi i Peterowi bardzo Jamesa przypominały:

— I wtedy ja i Lily... wczoraj spotkałem Lily... .spojrzała na mnie. Mój ulubiony zespół? Lily Evans. Moja ulubiona drużyna Quidditcha? Lily Evans. Ulubiona modelka playboya? Lily Evans. Mój rozmiar buta... Lily hhaha, Evans!

Evans zmusiła go do zamknięcia się, okładając go bagietką, przetransmutowaną przez Remusa w nogę trolla. Zirytowany Gladius zeskoczył Syriuszowi z kolan i zamiauczał głośno, jakby chciał zaanonsować przybycie gości — całe towarzystwo zwróciło wzrok w stronę drzwi.

— Bardzo cieszy mnie to, że przybywam do was na śniadanko z dramami - odparła pogodnie Hestia, szczerząc się do Lily. Przyprowadziła ze sobą podnieconą Gretę Catchlove, która od razu pobiegła na kolana Petera.

Hestia dzisiejszego ranka przetransmutowała swoje włosy na wściekło różowo, tym samym kolorem ozdobiła paznokcie i starannie wymalowała usta. Razem z niedbale utrzymanym mundurkiem i kabaretkami, wyglądała jak buntowniczka z ulic Londynu.

Skoro Hestia z taką perfekcją codziennie zmienia swój wizerunek i najwyraźniej podzielała z kuzynami talent do transmutacji, to może właśnie ona powinna dawać mi korki?, pomyślała z nadzieją Lily.

Zmieniła zdanie, kiedy Hestia wyczarowała sobie krzesło obok Syriusza i idealnie wpasowała się w szalony nastrój posiłku z Huncwotami.

— Lily, stawiam ci kocią kabałę — oświadczyła Hestia, wyciągając z kieszeni dziwacznego tarota i przy okazji zrzucając kanapki Syriusza na ziemię.

— Hmm... to pers — zmarszczyła brwi, odwracając pierwszą kartę. Nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa, przetasowała karty i zmieniała temat na bardziej przyziemny. — Ach, i Dorcas się wyniosła. Przyszła do nas rano Minnie i powiedziała, że panna Meadowes na chwilę pomieszka poza naszym dormitorium, dopóki nie pozbiera się po ciężkim procesie.

Zrobiło się cicho. Huncowci, Lily oraz Greta rozdziawili usta i całą uwagę skupili na Hestii, która jednak bardziej od swoich potężnych plotek przejmowała się tarotem z rasami kotów.

— Nagle tak postanowiła?

Hestia pokręciła głową i ciągnęła sennym, nieobecnym głosem:

— Wieczorem wściekała się trochę na ciebie, Lily. Mówiła, że bierzesz stronę Potterów w jakimś tam sporze i że uciekając, zrzuciłaś na nią podejrzenia. Minnie gadała nam też o napadzie na McDziwkę... że ma podejrzenia, ale w sumie to nikogo nie oskarża, takie tam. Wiecie, spodziewałam się konfliktów, kiedy wczoraj wieczorem w czytaniu pojawił mi się podwójny Munchkin.

Gladius wrócił na kolana Syriusza, ale chyba tylko po to, żeby obserwować rysunki kotów na kartach Hestii.

— Dlaczego Mary mnie nie sypnęła? — zdziwiła się Lily.

— Pewnie Rogacz jej zabronił - westchnął Syriusz. - W nocy wyszedł. Pewnie zakradł się do skrzydła i ją opieprzył.

Lily nie spodobał się ten pomysł. Nie zauważyła, żeby James się wymykał...

— Nie masz najmniejszego pojęcia, gdzie poszła? — spytał ostro Syriusz, a gdy kuzynka mu nie odpowiedziała, z irytacją zabrał dwie karty z Maine Coonami. Hestia natychmiast się zreflektowała:

— Och, pewnie że mam! Od razu się dowiedziałam!

— Ale chyba nie z kabały?

Peter i Greta zachichotali.

— Nie, kuzynku. McGonagall stwierdziła, że rozumie Dorcas i że dobrze jej zrobi zmiana otoczenia... wiecie, że nie będzie oglądała osób, które w sądzie zeznawały przeciwko jej rodzinie. Powiedziała, że może iść do Puchonów, bo choć Mayie jest ponownie w szpitalu, to Krukoni mogą być niedyskretni.

— I co, poszła? — ponaglił ją Syriusz.

— Och, nie. Dorcas stwierdziła, że woli iść do swoich kuzynek.

— Nic mi to nie mówi.

— Może do Shaunee i do Marthy — wtrącił się Remus, który bardzo dobrze znał wszystkich na roku jako prefekt. — No wiecie, bliźniaczek Greengras.

— Czy to znaczy, że ona mieszka ze Ślizgonami... no chyba jej już do końca pierdolnęło.

— Syriuszu - skarcił go Remus. - Może to i dobry pomysł?

Black pokręcił głową i, jakby nagle poczuł się bardzo rozdrażniony, wyciągnął kolejnego papierosa z paczki czerwonych Marlboro.

— Jeśli Dorcas chce słyszeć jak zdarta płyta... — mruknął, ale przerwał, żeby zapalić zaklęciem papierosa i zaciągnąć się łapczywie — jak okropnie niesprawiedliwie traktuje się czystokrwistą arystorkację, to zaiste... Bliźniaczki Greengrass jej to zapewnią.

— Czy ja mogę dzisiaj na teście z transmutacji powiedzieć Minnie, że jestem z arystokracji i jestem niesprawiedliwie traktowana? — spytała śmiertelnie poważnie Hestia.

Peter i Remus zaśmiali się z tego pomysłu.

— Nic mnie tak nie wkurza w Ślizgonach, jak ich gadka o tym, że powinni mieć osobny program nauczania, bo są czystej krwi — mruknął Peter.

—Eee... Syriusz?

— Proszę mnie nie identyfikować z tą hołotą — wypluł z płuc wielką chmurę dymu, tak że biedna Greta aż się zakrztusiła. Lily zastanawiała się, czy Black oby nie pomylił zaklęć, bo naprawdę dym z jego papierosa śmierdział jak przypalone mięso z mugolskiego grilla. — Myślicie, że gdybym zaczął gadać do takiej Lydii Selwyn czy Amelii Avery — gdybał Syriusz — że w tej szkole panuje obrzydliwa dyskryminacja szlachetnie urodzonych, to dałaby mi śmieszne tysiąc galeonów?

Hestia wyciągnęła kolejną kartę i rzekła coś w stylu: ,,uch, problemy finansowe. To dlatego masz sfinksa w czytaniu". Pozostała część towarzystwa bardziej przejęła się tym wyznaniem.

— Czy ty znowu grasz w pokera, Syriuszu? — wypaliła Lily. — I znowu przegrałeś taką wielką sumę?!

— Niee... Tym razem nie chodzi o kasyna. Tyle muszę wypłacić odszkodowania dla Regulusa, żeby zatwierdzono ugodę sądową. Śmieszne, skromne... tysiąc galeonów. Jakieś pomysły?

— Może zacznij dealować narkotykami jak Regulus — padła pierwsza propozycja (od Petera), ale została zignorowana.

Greta spytała, czy ktoś w rodzinie Syriusza posiada ogromną fortunę, któremu można by podać Eliksir Żywej Śmierci i sfałszować testament. Black zastanowił się przez moment, po czym rzekł:

— W sumie... jest bardzo wielu takich idiotów.

— Och, na litość boską...

— Już dobrze, Evans. Tylko sobie żartuję... — uśmiechnął się łobuzersko. — Masz jeszcze jakieś plotki, Hestia?

Dziewczyna znowu zamyśliła się, zamaszyście tasując karty.

— Hmm... Jayden mówi, że już są nominacje na gracza roku i rozesłano zaproszenia na wieczorek graczy.

— Och, tak! — podchwyciła temat Greta. — Od nas idzie Kingsley Shacklebolt, Declan Sterne i Mila Rivera. Krukoni na pewną wystawią Chamberlaina i Hayesa...

— Taak... A od nas idzie Frank, James i Jayden — kontynuowała nieobecnym tonem Hestia. Lily miała poważne obawy, że jej koleżanka weszła w stan podobny do hipnozy, z powodu tej całej kociej kabały.

Syriusz zgasił papierosa o swój talerz i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Powiem wam tak... Odkąd gram w drużynie Gryfonów nie było roku, kiedy nie dostałbym zaproszenia na wieczorek graczy. To po prostu... skandal.

— Syriuszu, jesteś zawieszony w prawach ucznia i nie jesteś technicznie już graczem, wiesz o tym?

Black machnął ręką na słowa swojej Księżny.

— Oczywiście, nie możemy dopuścić, żeby zabrakło tam tak ważnej osobistości, jak ja. Dlatego zamierzam poderwać — emem, werble, Petey.

Peter zaczął uderzać szybko w swoje kolana, co miało imitować uderzenie w bębny.

— ...no właściwie to nie wiem kogo, byleby się dostać na tę imprezę.

— Może spytaj Regulusa, czy nie możesz z nim iść — spytał śmiertelnie poważnie Remus. Wszyscy się roześmiali.

— Może Amelia Avery dałaby ci te tysiąc galeonów za wieczór... — zasugerowała Lily. Syriusz udał, że wymiotuje do swojego kufla.

— Może... — zastanawiał się głośno. — Pójdę z Milą Riverą. Jest młodsza i głupia, nie zdążyłem jeszcze sobie u niej nagrabić.

— To faktycznie niesłychane — odparowała swoim nieprzytomnym tonem Hestia. — Myślałam, że wszystkie dziewczyny w tej szkole mają już ciebie dość. Nawet Dorcas...

Greta Catchlove wyprostowała się gwałtownie. Syriusz westchnął ciężko.

— Nie rozumiem tego — wyznał niemalże zbolałym tonem. — Jestem, skromnie mówiąc najprzystojniejszym i najbardziej pożądanym facetem w tej szkole. Bez obrazy — mrugnął do Remusa i Petera. — Jakim cudem mam takiego pecha? To jest dla mnie niezrozumiałe. Weźmy chociażby takiego Rogacza - biją się o niego jak wściekłe dziwki McDonald, Evans i jeszcze Jess Bein... no i wiecie, cała trójka jest bardzo gorąca. I w dodatku myśląca... no, może Evans czasem jest mało błyskotliwa, ale ma swoje momenty... No a mnie uczepiły się takie Titanic i Meadowes - oczywiście, również nie najgorzej wyglądające, ale za to głupie i histeryczne. Czym ja sobie na to zasłużyłem?

Remus wzruszył niewinnie ramionami.

— Jesteś bardzo biedny, Syriuszu.

Lily chciała powiedzieć mu coś bardzo niemiłego, ale Hestia uprzedziła ją, podnosząc nad swoją głową kartę z wielkim, tłustym kotem brytyjskim.

— To twoja odpowiedź! — rzuciła kartę w jego stronę. — Masz pecha, bo jesteś nadętym, egoistycznym szowinistą, który wyzywa kobiety od głupich bab i wiecznie je okłamuje! Ach — rzuciła w niego kolejnym kotem — i masz długi na tysiąc galeonów! 


5

Fleetwood Mac - Seven Wonders

Severus Snape na początku faktycznie odczuwał wyrzuty sumienia przez te wszystkie kłamstwa, którymi mydlił oczy Lily Evans, jednak za każdym kolejnym razem sumienie piekło go odrobinę mniej.

Madame Pomfrey przepowiedziała, że po urazie głowy zaniki pamięci mogą się utrzymywać nawet do dwóch tygodni, jednak Severus odzyskał pamięć już w drugiej dobie od odzyskania przytomności. Oczywiście, zapomniał podzielić się tą nowiną z Lily.

Już raz stracił najdroższą dziewczynę i zamierzał mówić, czynić i udawać, ile tylko trzeba, aby nie dopuścić do tego ponownie. Jego dawna przyjaciółka okazywała mu tyle troski po wypadku, traktowała tak ciepło, a przede wszystkim: chwilowo zapomniała o ich kłótni i zatrzymanym w sercu żalu — to wszystko stanowiło prawdziwy dar od losu, drugą szansę, na którą nie zasłużył. Nie mógł dopuścić, żeby urazy z przeszłości znowu stanęły między nimi. Najwygodniejszą opcją było więc udawanie, że nadal nie przypomina sobie koszmarnego popołudnia po sumach z obrony przed czarną magią, kiedy użył w stosunku do Evans niewybaczalnego słowa, bo to odbierało Lily precedens do rozmowy o jego poglądach.

Severus nie był głupi i wiedział, że kością niezgody pomiędzy nią a dziewczyną zawsze będą koledzy Snape'a, czystokrwiści radykałowie. Przypuszczał, że jedynie całkowicie odcięcie się od Avery'ego, Mulcibera czy Rosiera, zakończyłoby spór. Jednak mimo wielkiego uczucia do Lily, na taki czyn nie potrafił się zdobyć. Chłopak mógł kochać rudowłosą Gryfonkę całym swoim nastoletnim, złaknionym uczucia sercem, jednak nie sama miłość kształtowała jego osobowość.

Przed przybyciem do Hogwartu Snape służył za worek treningowy kolegom z mugolskiej podstawówki, obiekt żartów dzieciaków z podwórka, najżałośniejszą postać w całym mieście. Nie miał żadnych kolegów, nikt nie chciał z nim rozmawiać, nawet z rodzicami nie posiadał emocjonalnej relacji. W szkole magii straumatyzowany, samotny chłopiec ze Spinner's End po raz pierwszy został zauważony. Severus nigdy nie był członkiem gangu, nigdy nawet nie marzył, że zostanie dostrzeżony, a nawet poważany przez kogoś z tak doskonałym rodowodem jak Evan Rosier czy Malum Avery.

Nie potrafił ubrać w słowa swoich uczuć, nastoletniej wstydliwości i potrzeby przynależności do grupy. Gdy mówił o tym na głos, miał wrażenie że są to płytkie powody, w stosunku do argumentów Lily. Jak jednak Evans, ciesząca się popularnością i posiadająca sporo znajomych, mogła zrozumieć jego rozterki? Lily mogłaby z dnia na dzień zakończyć znajomość ze swoimi kolegami z domu, a pewnie po kilku dniach już znalazłaby sobie nowe towarzystwo. Severus, po odrzuceniu Ślizgonów, zostałby sam jak palec, narażony na znęcanie się przez rówieśników i całkowicie bezbronny przeciw swoim najwytrwalszym prześladowcom, Huncwotom.

Severus lubił winić Jamesa Pottera za każde swoje niepowodzenie. To przynosiło ulgę, gdy mógł złość na samego siebie przenieść w nienawiść na inną osobę. James nie tylko znęcał się nad Severusem razem ze swoją bandą, ale też ośmielał zalecać się do Lily.

Zazdrość o Evans zdecydowanie stanowiła najsilniejszą przyczynę urazy do Pottera, ale geneza tak silnej niechęci nie była aż tak banalna. James bowiem, całą swoją osobą, usposobieniem i zachowaniem, zdawał się prowokować Severusa, uwypuklać wszelkie braki, o których Snape wolał nie myśleć ani ich nie uznawać przed sobą samym.

Był obrzydliwie bogaty, rozpieszczony przez słynnego ojca - podczas gdy Severus otrzymał za ojca ograniczonego, zapyziałego mugola i wychowywał się w ubóstwie. Był popularny, wysoki i wielbiony przez dziewczyny - Snape'em natomiast nie interesowała się żadna koleżanka. W końcu, posiadał wielki talent sportowy, niestety połączony z nieznośną bystrością na lekcjach. Severus może i dobrze radził sobie w szkole, ale nauczyciele niespecjalnie go lubili i zdawali się nie zauważać jego potencjału. O quidditchu nawet nie wspominał, to był cud, że udało mu się zdać lekcje latania na pierwszym roku.

Z drugiej strony, James był najlepszym motorem do rozwoju. Na piątym roku Sev odkrył nowe hobby do tworzenia nowych zaklęć. Sprawiało mu to dużo frajdy i satysfkacji, musiał jednak przyznać, że gdyby nie głęboka i paląca nienawiść do Pottera i jego zgrai, doskiwerałby mu brak natchnienia. Wystarczyło, że natknął się wieczorami na okropną paczkę Gryfonów, znosił ich docinki i żarty, a już w głowie pojawił mu się nowy pomysł na wyjątkowo okrutne zaklęcie. Jak można nie kochać czarnej magii, gdy potrafiła stanowić tak skuteczną terapię!

Dzisiaj na śniadaniu doszło do incydentu, który wzburzył nim tak mocno, jak chyba żaden od rozpoczęcia szkoły. Severusowi weszło w nawyk podsłuchiwanie rozmów swoich wrogów, a zauważył, że Bohater-Potter zwykle jest dosyć rozmowny z rana. Najpierw długo rozprawiał z Longbottomem na sportowe tematy, ale potem zjawił się były chłopak Lily, Chamberlain. Severus poczuł, jak podnosi mu się ciśnienie. Gdy tylko usłyszał te obrzydliwe pomówienia, jakoby Evans zamieszkała w dormitorium Jamesa Pottera... Nie, nigdy by w to nie uwierzył. W myślach już wymyślał zaklęcia, które - niczym niewidzialny sztylet - przecinałyby tę ładną buźkę Jamesa Pottera...

Bezzwłocznie po usłyszeniu tych wstrętnych plotek postanowił skonfrontować się z Lily. Spotkali się jeszcze przed pierwszymi zajęciami na jednym z krużganków. Dziewczyna stawiła się w umówione miejsce, opatulona w mugolskie, brązowe futerko, w którym (zdaniem Snape'a) przypominała gwiazdę filmową.

— Sev, jest strasznie zimno — jęknęła. — Czy nie możemy wrócić do zamku?

— O tak, zawsze możemy pomówić w dormitorium Pottera, czyż nie?

Jedno spojrzenie na Lily wystarczyło, aby zrozumiał, że tym razem Potter nie wygłaszał głupich plotek czy nieuzasadnionych pomówień... Niewiarygodne!

— Sev, błagam nie mów o tym nikomu — powiedziała z mocą, jej oczy błyszczały. — Jak McGonagall się dowie, to chyba mnie stąd wyleją. Mam straszne problemy z Mary, wiesz, że ona potrafi być jędzą...

— I myślisz, że wprowadzenie się do Pottera nie wkurzy jej jeszcze bardziej? Zresztą... od kiedy on jest takim twoim przyjacielem, że biegniesz do niego na ratunek?

— Przecież nie tylko on tam mieszka... to moi koledzy z roku, znam ich sześć lat! Z Lupinem jesteśmy prefektami, często mamy razem patrole... dobrze ich znam.

Sev parsknął złośliwie.

— Czyli twoim przyjacielem może być dręczyciel, wilkołak i niedoszły morderca Black, ale nie może być Ślizgon?

Lily zrobiła wielkie oczy.

— Sev, na litość boską, nie mów w miejscach publicznych o Remusie! Rozumiem, że... przypomniałeś sobie o... o wypadku w Wrzeszczącej Chacie?

— A czemu mam ukrywać, kim jest Lupin! Może ludzie powinni się dowiedzieć? Dobrze wiesz, jak blisko wilkołaki związane są z Czarnym Panem...

Lily energiczną gestykulacją nakazała mu ściszyć głos. Nagle cieszyła się, że nie rozmawiają na jakimś zatłoczonym korytarzu...

— Sev, on jest naprawdę w porządku. Rozumiem, że uważasz, że jest niebezpieczny po tym, co cię spotkało. Ja od początku byłam po twojej stronie — nie zasługiwałeś na to, żart Syriusza był okrutny... ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo...

— Nie jestem wcale pewien — wszedł jej w słowo — czy naprawdę byłaś po mojej stronie. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że twoja troska o mnie jest jakąś... formą gry wstępnej z Potterem. Bronisz mnie tylko po to, żeby dodać pikanterii do waszej relacji.

Severus wiedział, że te słowa mogą rozwścieczyć Evans, ale stracił już nad sobą panowanie. Lily długo zbierała się, żeby odpowiedzieć na ten zarzut.

— Ja i James jesteśmy tylko przyjaciółmi, możesz być o to spokojny. Wasza sprawa nie ma nic wspólnego z nim i ze mną. Wiem, że jesteście zbyt różni, żeby się polubić — powiedziała spokojnie. — I rozumiem twój żal do Jamesa i Syriusza. Nie mam zamiaru ich usprawiedliwiać. Syriusz postąpił karygodnie i jest mu wstyd. Remus bardzo się zadręcza. Kiedy byłeś w skrzydle, przychodził do ciebie i przejmował się twoim zdrowiem. No i przede wszystkim, Severusie - Dumbledore zabronił ci mówić o likantropii Remusa, dlatego — na litość boską! — nie groź mi, że go zdemaskujesz...

— Och, ale opinia publiczna i tak wie tylko tyle, że bohaterski Potter mnie uratował... może powinni dowiedzieć się, jak było naprawdę. Że ratował tylko własną skórę i żałosnego Blacka, który i tak jest już zawieszony w prawach ucznia...

— Mieliście trudną przeszłość z Jamesem. On bywał dla ciebie niesprawiedliwy, ale nie wmówisz mi, Sev, że byłeś jedynie ofiarą w tym konflikcie — to była obustronna niechęć. Obydwoje przekroczyliście granicę, atakowaliście się, ty w dodatku śledziłeś całą jego paczkę i groziłeś doniesieniem do nauczycieli. Ostatecznie doszło do tragedii. Myślę, że ostatnie wydarzenia naprawdę zmieniły Jamesa. On nie jest już taki beztroski i bezmyślny jak w piątej klasie, twój wypadek nim wstrząsnął i jestem pewna, że nie będzie cię już źle traktował. Chciałabym, żebyś ty też wyciągnął z tego jakąś lekcję i zostawił Huncwotów w spokoju.

— Boli mnie po prostu to, że zaprzyjaźniłaś się z nim akurat wtedy, kiedy my się pokłóciliśmy. To był naprawdę cios poniżej pasa, Lily.

— Nie zaprzyjaźniłam się z nim po to, żeby zrobić ci na złość! Tak naprawdę zaprzyjaźniłam się z nim stosunkowo niedawno. Wybacz, Sev, ale wy oboje jesteście dla mnie ważni. Nie będę wybierać.

Zaborczość Severusa dość mocno ją irytowała. Nie wiedziała, na ile Sev planował swoje słowa, a na ile działał pod wpływem impulsu, potrafiła jednak wyczuć manipulację. Zdawało jej się, że z jakiegoś powodu (może z racji długiej znajomości?) Severus uważał się za kogoś, kto powinien mieć pierwszeństwo u Lily. Z tego tytułu pozwalał sobie wybierać jej znajomych, zabraniać jej kontaktu z Jamesem Potterem, czasami nawet indoktrynować ją szkodliwymi poglądami o czystości rasowej. To wszystko razem wzięte sprawiało, że dusiła się w tej relacji i chciała uciec... czuła to jeszcze przed feralnym incydentem ze ,,szlamą". Severus z roku na rok stawał się dla niej coraz większym ciężarem.

Nie powinnam tak myśleć, skarciła się. Severus nie jest zły, tylko popadł w złe towarzystwo. Co ze mnie za przyjaciółka, jeżeli nie postaram się mu pomóc?

Snape nie wydawał się zachwycony tą odpowiedzią, ale zrozumiał, że dalsze naciski nie przyniosą sensu. Postanowił poczekać, aż James Potter ponownie zrobi coś głupiego, żeby wykazać dziewczynie, że wypadek we Wrzeszczącej Chacie nikogo magicznie nie zmienił. Zgodził się na przeniesienie na korytarz pierwszego piętra, bo sam już czuł, jak odmarzają mu palce u stóp.

Lily i Severus rozmawiali jeszcze chwilę o egzaminie z transmutacji i spotkaniu Klubu Pojedynków Argenta, gdy nagle zza załamania korytarza pojawił się James z zaciętą miną. Evans bardzo chciała wierzyć, że to zbieg okoliczności - obawiała się jednak, że Rogacz bardzo rozmyślnie przerywa jej pogawędki.

Jeden był gorszy od drugiego...

— Cześć — powiedział Potter, łypiąc na Snape'a spode łba. — Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłem, ale Lily... mam coś dla ciebie.

— Nie, właśnie skończyliśmy rozmowę — rzekła Lily, uśmiechając się do Snape'a znacząco. — Sev, spotkamy się na obronie, prawda?

Ślizgon potaknął i pożegnał się bez słów. Na korytarzu oprócz nich kręciło się kilkoro czwartoklasistów. Lily z ciekawością oczekiwała obiecanego prezentu.

Czyli następne tygodnie to będą potyczki moje, Snape'a i Doriana? — zażartował James, wręczając jej do rąk kopertę. — Nieźle. Wracamy do starych rozrywek.

— Znasz warunki naszej umowy — rozdarła zapieczętowaną korespondencję. — Ja pomagam ci z Jessiką, a ty przestajesz pastwić się nad Severusem. Doriana też możemy w tym uwzględnić.

Prezentem od Jamesa okazało się eleganckie zaproszenie, przypominające te rozsyłane przez Slughorna przed potańcówką halloweenową. Evans momentalnie skojarzyła, o jaką sprawę chodzi — James pewnie dostał od Franka zaproszenie na elitarną kolację najlepszych graczy quidditcha, tą samą, z której Syriusz żalił się, że został wykluczony. Czy to oznaczało, że Potter oczekiwał jej towarzystwa?

— Czyli myślisz, Lily, że możesz nawrócić aspirującego Śmierciożercę? Ach, Lily... Wbrew temu, co on ci wmawia, sam wcale nie jest aniołkiem...

— Rozumiem. Ale James — afera z pełnią powinna zakończyć to raz na zawsze. Bądź mądrzejszy i nie dawaj się sprowokować... nawet jeżeli Sev zacznie. Jeśli znowu coś się stanie, Dumbledore już się nad wami nie ulituje. Pomijam już to, jak dziecinne są takie bezsensowne pojedynki...

James wywrócił oczami. Gdyby tylko słyszał wcześniejszą rozmowę na krużgansku z Severusem! To zabawne, jak obydwoje starali się zdyskredytować siebie nawzajem w oczach Lily i nakłonić do wyboru strony...

— Myślę po prostu, że za dużo od siebie samej wymagasz. Męczy cię ta znajomość i dobrze o tym wiesz. Wasze drogi się rozeszły.

— Nie chcę oglądać Severusa jako Śmierciożercę i potem wyrzucać sobie, że nic nie zrobiłam.

James westchnął ciężko.

— Snape jest dorosłym czarodziejem i decyduje o sobie. Jeżeli wstąpi do Voldemorta, to tylko z własnej głupoty — a na pewno nie przez ciebie.

Lily potaknęła uprzejmie, ale nie zamierzała rozwijać tego tematu. Wiedziała, że Jamesa i tak nie uda jej się przekonać. Uniosła zaproszenie na kolację graczy, chcąc do niej nawiązać.

— Czy zabierasz mnie tam, bo Jessica Bein wybiera się z Louisem Hayesem z reprezentacji Raveclawu?

W głębi duszy liczyła na to, że James rozmyślił się i wcale nie zamierza odegrać na kolacji graczy nieprzyzwoitych scenek. Z jakiegoś powodu Potter poprosił ją o to, aby udawali zakochaną parę, bo jego zdaniem wywoła to zdecydowane akcje ze strony Jess i innych Piękności. Pewnie nie przeliczył się z tą teorią, pytanie tylko: po co chciał sprowokować te dziewczyny?

— Dokładnie tak — odparł z łobuzerskim uśmiechem i cmoknął ją w czubek głowy. — Będziemy musieli potrenować zakochanych, żeby wypaść przekonywująco — kolejny pocałunek złożył w policzek. Lily poczuła, jak cała drży.

— I rozumiem, że... że chcesz wywołać u Jessiki zazdrość, żeby dała ci jeszcze jedną szansę?

— Tak.

— Hmm, ale... może zechcesz mnie wtajemniczyć, dlaczego pragniesz... eee... powrotu do swojego eee... bardzo zaawansowanego i eee.... satysfakcjonującego związku?

James roześmiał się, widząc jej skrzywioną minę.

— Słuchaj, Lily. Czy ty nie jesteś już zmęczona tym irracjonalnym dramatem pomiędzy tobą, mną, Mary i Chamberlainem? Chcę po prostu czegoś nowego. Próbowałem być z Mary i nam sie nie udało. My... no cóż, technicznie my też prawie spróbowaliśmy, ale też nam się nie udało. Mam wrażenie, że oddalam się od szansy na stworzenie normalnego związku, kiedy cały czas wszyscy tańczymy w tym bałaganie. Rozumiesz mnie?

Jedyne, co pocieszyło ją w tej wypowiedzi, to bardzo łagodne obejście się z numerem, który Lily wywinęła Jamesowi, przehandlowując go z Jessiką. Spodziewała się, że po czymś takim Rogacz nie zechce dłużej zawracać sobie Evans głowy, jednak nie potrafiła ukrywać, że kłuło ją nagłe awansowanie Jessiki Bein na kogoś więcej niż przypadkową randkę. Czy niekończący się, irracjonalny dramat pomiędzy nimi i ich byłymi partnerami męczył dziewczynę? Zdecydowanie tak. Czy chciała, żeby się zakończył? Tak, ale nie w taki sposób, że James znajduje sobie dziewczynę spoza tego koła wzajemnej adoracji, a ona zostaje sama!

— Więc... to jest twój cel, tak? Chcesz normalnego związku?

James zastanowił się przez chwilę, po czym potaknął.

— Myślę, że tak. Jestem singlem już od ośmiu miesięcy... chociaż nie nazwałbym mojego ostatniego związku normalnym. Walentynkowy wieczorek graczy tylko mi o tym przypomina. Ty tego nie chcesz?

To pytanie całkowicie zbiło Evans z pantałyku. Czy chciała normalnego związku? Czy ona w ogóle chciała ustatkowania się, zdrowej relacji, braku dramatów? Nie przywykła do przeprowadzania takich rozmów, nawet sama ze sobą. Tak naprawdę... nie miała pojęcia. Nie miała nawet czasu się nad tym zastanawiać.

Owszem, była dorosła, jej siostra w wieku siedemnastu lat była już w stałym związku i miała na koncie jakieś przygody. Lily nigdy nie zależało na chłopakach tak jak Petunii czy choćby Dorcas, ale jednak zawsze w głębi duszy czuła obawę, że przegapi etap parowania się, Hogwart się skończy, a ona zostanie sama. Czy powinna zacząć bardziej się interesować własnym życiem miłosnym i... seksualnym? Jej dotychczasowe doświadczenie było dosyć żałosne.

— Eee... chyba nie - palnęła. Twarz Jamesa nie zdradzała żadnych emocji. — Chyba nie chcę być w związku.

A może chce, ale najpierw muszę pozbyć się uczucia paniki, kiedy o tym myślę, dodała w myślach.

— Masz jeszcze dużo czasu.

Czy na pewno miała? Trwała wojna. Ona jako Mugolak pewnie będzie musiała żyć w ukryciu. Jeśli jakimś cudem nie zawali transmutacji i uda jej się dostać na kurs aurorski, to czekają ją lata pełne nauki, długich staży i braku czasu. Nie wspominając już o tak banalnych rzeczach jak to, że nie posiadała oszczędności i brakowało jej pomysłu, jak sfinansowałaby miejsce swojej kryjówki. Z partnerem na pewno byłoby jej znacznie łatwiej... Ale czy mogła podchodzić do miłości i związków w taki chłodny, kalkulujący sposób?

— Wciąż jednak... — odrzuciła nieprzyjemne myśli, powracając do meritum. — Jessica Bein! To nie może się dobrze skończyć!

— Lily, proszę, daj już sobie z tym spokój. Obydwoje wiemy, że mój związek z Jess był o wiele bardziej zaawansowany niż to, co nasza dwójka miała kiedykolwiek.

— Ja... hmm, całowaliśmy się! Wielokrotnie... A ty i Jessica chyba nie... JAMES!

James roześmiał się bezczelnie. Och, jak bardzo pragnęła go teraz uderzyć...

— Jesteś bezbłędna w udawaniu zrzędzącej dziewczyny — nasz mały teatrzyk na pewno się uda!

— Nie zmieniaj tematu! — uderzyła go w bok, nie mogąc już nad sobą zapanować.

— Dlaczego zakładasz, że nie? — drażnił się. — Przecież Jess jest z nami w klasie od sześciu lat. Było tyle okazji...

— Jesteś po prostu niemożliwy... wręcz obrzydliwy! Jak możesz traktować to wszystko tak... lekko?

Uśmiechnął się słodko. Lily zacisnęła powieki w wąskie szparki.

— Poza tym, sypiam u ciebie w dormitorium - byłam w starym i obecnym. A Jess nie...

— W porządku. Ale zważywszy na to, że absolutnie nic się między nami nie zaszło, to porównałbym naszą wspólną nockę do mojego spania w jednym łóżku z Hestią podczas wycieczki w Egipcie.

— Poza tym ty...

Powiedziałeś, że mnie kochasz.

Ugryzła się w język. Nie, James nigdy tego nie powiedział. To dziwne, że Lily dopiero teraz sobie to uświadomiła. Czy naprawdę ich relacja była tak słabo rozwinięta? Czasem miała wrażenie, że jej kręcenie z Jamesem trwa od stulecia i obydwoje zachowują się jak parka staruszków obchodzących złote gody. Tyle osób powtarzało jej, że Potter ją kocha i świata poza nią nie widzi, jednak... czy naprawdę jego uczucie było na tyle głębokie? Zawsze miała co do tego wątpliwości.

— Poza tym ty zawsze lubiłeś niedostępne kobiety — dokończyła złośliwie, a James złapał się za serce, jakby właśnie przeszyła mu serce niewidzialną strzałą.


6

INXS - Mystify

Lily wydawało się, że szalone śniadanie z Huncwotami, rozmowa z Severusem, a wreszcie spotkanie się z Jamesem, trwało tak długo, że bez wątpienia spóźni się na obronę przed czarną magią, a Argent ukaże ją szlabanem. Syriusz musiał jednak obudzić ją naprawdę wcześnie, ponieważ gdy razem z Potterem dotarli pod klasę, okazało się, że większości grupy — nie wspominając o nauczycielu — jeszcze nie ma. Pod drzwiami natknęli się jedynie na Snape'a i Avery'ego, Emmelinę i Chase'a oraz Jess Bein z dwoma koleżankami. Krukonki natychmiast przerwały rozmowę. Widok Jamesa i Lily, zmierzających razem do klasy i trzymających się za ręce, zaskoczył je nawet bardziej niż wczorajszy tragiczny wypadek Mary McDonald.

— Zaczyna się — szepnął jej do ucha James.

Lily uśmiechnęła się złośliwie. Zajmowanie się takimi głupotami jak denerwowanie dziewczyn z Ravenclawu i rozsiewanie nieprawdziwych plotek teraz wydawało się panaceum na wszystkie problemy. Dobrze było udawać, że na co dzień zajmują ją szkolne dramaty, zamiast intryg Jo Prewett, amnezji Severusa, problemów rodzinnych Potterów, ezoterycznych tajemnic Mary McDonald czy kłamstw byłego chłopaka Doriana.

James i Lily stanęli z boku korytarza, Evans pozwoliła chłopakowi otoczyć się ramieniem i bawić się jej włosami. Jessica, Phoebe i Mia komentowały między sobą każdy gest ulubionej pary, jakby oglądały co najmniej księcia Karola z nową wybranką. Ukradkiem oka Evans zauważyła, że Emmelina także staje na palcach, przygląda się jej i Potterowi z wyraźnym zdziwieniem i obgaduje wszystko z Chase'em.

W swoim czasie jej to wyjaśnię, obiecała sobie Lily, choć wiedziała, że zapowiada się kolejna, uciążliwa rozmowa.

Następnymi uczniami, którzy zjawili się na korytarzu, byli Huncwoci (Syriusz poczochrał Lily czubek głowy, co jeszcze bardziej zaintrygowało koleżanki Jessiki), Dorcas w asyście swoich kuzynek Shaunee i Marthy (przywitała się nieco oschle z Lily, a na Jamesa nawet nie spojrzała), jacyś koledzy Jamesa z Hufflepuffu, Luke McDonwer, a wreszcie - pozostałe dwie Gryfonki. Hestia pojawiła się zza załamania korytarza jako pierwsza i dołączyła do grupki utworzonej przez szóstorocznych Gryfonów. Wyglądała, jakby zmuszała się do rozmowy z Chase'em i przyklejoną do niego Emmą. Za Hestią zjawiła się Marlena i także dołączyła do znajomych, lecz gdy dostrzegła Lily, natychmiast porzuciła kółeczko adoracji (i nerwowego Lupina).

— Lily — syknęła. — Co się z tobą stało? Szukałam cię wszędzie.

Jessica i Mia Bones rozdziawiła usta z zaciekawienia. Evans próbowała przekazać Marlenie bezgłośnie, że nie czas i miejsce na taką rozmowę, ale najwyraźniej nie została zrozumiana.

— Wszystko ze mną w porządku. Lenny...

— Lily, nie o ciebie się martwię. Na brodę Merlina, to Mary jest w szpitalu!

Teraz już ucichły wszystkie rozmowy prowadzone na korytarzu. Lenny nachyliła się i zniżyła głos.

— Ten konflikt trwa już za długo, Lily. Już wyjazd do Francji czy rzucanie na siebie uroków na transmutacji było przegięciem, ale ucieczki z dormitorium? Lily, pomyślałaś, co będzie, jeżeli McGonagall się dowie?

— Marley... — wtrącił się łagodnie James, ale nie odważył się kontynuować. Zdeterminowanej Marleny McKinnon nie można było tak łatwo zatrzymać.

— Będziemy razem w szkole jeszcze przez półtora roku. Macie zamiar ciągnąć ten obłęd do samego końca?

— Myślę, że nie możemy mieszkać razem - ja i ona — rzekła Lily, zakładając ręce na piersi. — Będę myślała nad tym, co powiem McGonagall...

— Dzisiaj rano Dorcas, teraz ty... Lily, jak tak dalej pójdzie, cała nasza szóstka będzie miała rozmowę u dyrektora. Nie uważasz, że możesz trochę odpuścić Mary po tym, co ją ostatnio spotkało?

Evans instynktownie chciała się wykłócać — powiedzieć, że nie tylko Mary w ostatnich tygodniach doświadczyło życie — jednak porzuciła tę myśl. Do tej pory nie patrzyła na to w taki sposób... Mary zawsze cieszyła się wysoką pozycją w szkole, a to w dużej mierze dzięki karierze politycznej jej ojca. Po ujawnieniu afery z udziałem sir McDonalda przez Proroka Codziennego rządy Mary w szkole się skończyły, dziewczyna padała ofiarą złośliwych dowcipów czy nawet napaści ze strony Ślizgonów, nie wspominając już o tym, że Nicholas McDonald znajdował się na szczycie listy gończej Brygady Uderzeniowej, ale zdążył zbiec bardzo daleko i przestał kontaktować się z rodziną. Starszy brat Mary również posiadał status przestępcy, a jej nadęta matka wyszła ponownie za mąż i praktycznie pozbyła się córki, każąc jej mieszkać u Rowle'ów (a z tego, co słyszała od Marleny, ta rodzinka potrafiła zafundować piekło na ziemi). Utrata rodziny, fałszywych koleżanek z Piękności, popularności i ukochanego Jamesa — to wszystko razem wzięte faktycznie przytłaczało.

Oczywiście, fatalny tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty siódmy jak na razie nie przyniósł za wiele dobrego także Jamesowi, Syriuszowi, Dorcas czy samej Marlenie, ale oni wszyscy mogli na kimś polegać, posiadali liczne wsparcie. Mary została pozostawiona sama sobie, koleżanki i koledzy codziennie ją wyśmiewali, a w dodatku nawet w jej własnym dormitorium czaili się wrogowie.

Trochę sobie na to zasłużyła, pomyślała Lily, ale wiedziała, że wymówienie tego na głos byłoby podłe. Westchnęła więc ciężko.

— Wiem. Żałuję tego, co się stało.

Marley zadarła brew.

— Czyli spróbujesz się z nią pogodzić?

— Tego nie mogę obiecać.

— Na brodę Merlina, Lily! Myślisz, że James nie ma już dosyć tego waszego sporu?

Potter wyglądał na zdumionego, że został zaangażowany w tę rozmowę. Potrzebował kilku chwil, żeby zastanowić się, czy faktycznie ma dosyć tego sporu.

— Prawdę mówiąc, na pewno zdziwiłbym się — ale też odetchnął — gdybyście znowu się zaprzyjaźniły. Powiem ci szczerze, Lily — wiem, jaka jest Mary. Jest uparta i zawzięta, potrafi długo trzymać w sercu urazę... ale jej pozytywne uczucia są równie stałe. Myślę, że po wyjściu ze szpitala, będzie wściekła, że ją przeklęłaś, ale w głębi serca, będzie ją to też bardzo smucić.

James wyglądał, jakby chciał dodać coś jeszcze — ale w tej chwili drzwi klasy otworzyły się, a profesor Argent zaprosił szóstorocznych na zajęcia.

Lily usiadła razem z Jamesem przed Amelią Bones i Jessiką, pozwalając, żeby objął ją ramieniem. Sąsiednią ławkę zajął Remus z Syriuszem, którzy nie wyglądali na zachwyconych z ostentacyjnego okazywania sobie uczuć przez Lily i Jamesa. Tyły klasy zajęły Ślizgonki, razem z Dorcas.

Argent stanął na środku klasy, nerwowo obracając podręcznik w dłoniach. Wydawał się bardzo poruszony.

— Słuchajcie... zanim zaczniemy, mam dla was złe wieści.

— Wyrzucili pana z Biura Aurorów, profesorze Argent? – zapytała z czułością Mia Bones i zrobiła oburzoną minę. Argent pokręcił głową, ale jego mina wskazywała, że chyba ten scenariusz nie jest daleki od realizacji.

— Nie będę was okłamywał, sytuacja jest dramatyczna. Dzisiaj w nocy miał miejsce kolejny atak na rodzinę aurorską.

Lily poczuła, że James cały się napina. Taka sytuacja nie należała do nowości — Aurorzy, członkowie Uderzeniówki i inni zaufani Dumbledore'a co jakiś czas płacili wysoką cenę za swoją walkę z siłami ciemności. Kilka miesięcy temu opinię publiczną poruszyła historia rodziny Sturgisa Podmore'a, którzy zostali zaatakowani we własnym domu przez grupę Śmierciożerców. McDonwer i James wymienili spojrzenia — jako jedyni z tej klasy pochodzili z aurorskich rodzin.

— Na pewno znajdziecie więcej informacji w gazetach, ale powinniście mieć na uwadzę, że Prorok może być pod kontrolą. W ministerstwie powstała siatka szpiegowska, nie wiadomo, komu można ufać... Zaatakowano rodzinę Owena Shafiqa, zapewne nie pamiętacie go, bo ukończył Hogwart dobre kilka lat temu. Został skierowany na długą misję do Wenecji..

Tak jak przypuszczał Argent, większość klasy nie znała Owena Shafiqa, niestety Syriusz i James wydawali się porażeni tą informacją.

— Oprócz rodziny Aurora Shafiqa, zaatakowani zostali jego podopieczni, szkoleni przez niego kandydaci na Aurorów. Są to absolwenci Hogwartu z ostatnich lat, więc przypuszczam, że na kolacji sam dyrektor powie wam więcej o tej sprawie. Nie wiemy też, czy inni działacze na szkoleniach w Wenecji, ulegli tej napaści...

W tym momencie James zerwał się z krzesła. Był blady, cały rozdygotany, jego mina nie zdradzała żadnych emocji. Nim Argent zdołał skończyć zdanie, chłopak przemknął przez klasę, w drodze potrącił Heraclesa Notta, i zatrzasnął za sobą drzwi. Lily zerknęła z obawą na Syriusza. Młody Black sprawiał wrażenie gotowego do dołączenia do Jamesa, jednak Remus skutecznie go powstrzymywał. Argent zmarszczył brwi, wpatrując się w siedzenie, przed chwilą zajmowane przez Pottera.

— Jakim cudem on może sobie na to wszystko pozwalać? — spytał zimny głos z końca klasy. To była oburzona Dorcas.

— Nie może — oprzytomniał Liam. — Evans! Idź po Pottera, a jeśli nie będzie chciał wrócić — proszę iść do profesor McGonagall i zgłosić to zachowanie jako prefekt.

Lily poderwała się na równe nogi. Za nic w świecie nie zamierzała iść z donosem do McGonagall, ale musiała spróbować przywołać Pottera do porządku... Wypadła z klasy, przygotowując się na bieg. Okazało się jednak, że James przykucnął pod drzwiami klasy Argenta. Miał pusty wyraz twarzy, ale wydawał się bardzo zdenerwowany.

— James!

Przykucnęła obok chłopaka i rzuciła Muffliato, aby nikt z sali nie usłyszał ich rozmowy.

— Musisz wrócić, zanim profesor Argent się zdenerwuje i wyrzuci cię z grupy owutemowej!

— Nie mów na niego: profesor! — odparował. — Cholera, Lil. On jest cztery lata starszy od nas... gówno-nie-profesor. To bardzo wygodne dla niego... Kiedy wszyscy nadstawiają karku, on siedzi sobie w Hogwarcie i się mądrzy.

Dziewczyna westchnęła ciężko. Faktycznie, skoro Jamesa kusiło wypowiedzenie tych słów w twarz Argenta, to dobrze, że wybiegł z klasy...

— On chce nas przygotować do walki... Przekazać nam to, czego nauczył się na kursie aurorskim.

— Ach, tak?! To dlaczego tego kursu nigdy nie ukończył?!

Lily nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że James o wiele lepiej niż ona orientuje się w stosunkach między aurorami, więc obrona Argenta chyba tylko bardziej by go rozsierdziła. Nieśmiało złapała jego rękę i czekała, aż wyrzuci z siebie całą złość.

— Moi rodzice mieli jechać na misję do Wenecji — powiedział cicho, nie patrząc jej w oczy. Po plecach Lily przeszedł dreszcz. — Na tym szkoleniu byli nie tylko młodzi aurorzy, ale też ludzie z włoskiego ministerstwa, w tym rodzina mojej mamy, van Weertowie.

— James... — rzekła z największym współczuciem. — Najważniejsze, że twoi rodzice są bezpieczni, że ostatecznie nie pojechali. Zresztą, sam słyszałeś Argenta, że na razie nic jeszcze nie wiadomo...

— I co z tego, że nie pojechali! — zdenerwował się. — To mogli być oni, a jeśli nie, to mogło paść na starego Luke'a McDonwera, albo Franka Longbottoma, albo twojego ukochanego Doriana! A Nott bezczelnie się z niego śmiał, bo pewnie cała jego rodzinka uczestniczyła w tej napaści, ale jako agresorzy!

Tykająca bomba, przypomniała sobie słowa Syriusza. W Jamesie po procesie Isaaka tli się ogień i to tylko kwestia czasu, zanim zostanie wzniecony.

— Co roku ta szkoła produkuje kolejnych Śmierciożerców... Dumbledore na to pozwala... oni nie wyciągają żadnych konsekwencji! Snape, Nott, Mulciber, Rosier — wyliczał. — Kiedy nareszcie ktoś zrobi z nimi porządek?!

Lily chciała odpowiedzieć, że przeciwko ich kolegom z roku nie ma żadnych dowodów, ale ugryzła się w język. Słowa Syriusza wybrzmiewały jej w głowie niczym mantra i powstrzymywały od wdawania się w spór.

— Mam dosyć śmierci, Lily. Mam dosyć śmierci i procesów, i napaści, i tego wszystkiego. 


7

AC/DC - Dirty deeds done dirt cheap

Kolejne wyzwania, jakie przynosił dzisiejszy dzień, nie zakończyły się pomyślnie. Lily, Syriusz i Peter razem uciekli z testu z transmutacji i schowali się w tajnym dormitorium Huncwotów. Początkowo Evans naprawdę planowała stawić czoła kolejnemu sprawdzianowi przygotowanym przez profesor McGonagall, ale Huncwoci namówili ją do wybrania łatwiejszej opcji, kiedy to po Obronie Peter oświadczył, że nic nie potrafi i nie chce marnować sobie popołudnia.

— Ja też nie chcę tam iść — mruknął Syriusz, chociaż Lily doskonale wiedziała, że i bez nauki wypadłby na teście przyzwoicie. — Może dokończymy ten kawał dla Rosiera?

Peter natychmiast uczepił się tej myśli, a że Lily akurat stała obok nich, uległa presji rówieśniczej i szybko wybiegła za kolegami z korytarzu na parterze przez tajemne przejście, a potem tajnymi schodami na górę, aż zniknęli za drzwiami sypialni.

Chłopcy wyglądali na nieco rozdrażnionych tym, że prefekt Gryffindoru ich wyśledziła. Lily postanowiła wtedy przełknąć dumę i wkupić się jakoś w łaski kolegów Jamesa — w końcu gdyby nie oni, pewnie dostałaby na teście O, a McGonagall poważnie zwątpiłaby w to, że udało jej się samodzielnie zdać egzamin z całego zakresu materiału. Pomogła im więc w robieniu sobie żartów z Evana Rosiera.

— Wkręcamy go, że jesteśmy jego cichą wielbicielką — wyjaśnił jej pokrótce Peter. — I podpisujemy się jako Napalona Czystokrwista. Próbujemy nakłonić go, żeby pisał do nas bardzo brudne rzeczy.

— To tak cholernie komiczne, Evans — śmiał się Syriusz. — Sama zobaczysz.

I chociaż z początku Lily pomagała chłopcom wyłącznie z powodu długu wdzięczności (no i tego, że liczyła na ich pomoc na poprawce z transmutacji), ale czuła się zniesmaczona tą zabawą, to z czasem naprawdę zrobiło się cholernie komicznie. Evan Rosier odpisywał Napalonej Czystokrwistej w tempie ekspresowym, a jego sprośne teksty bawiły do łez. Cała trójka całkowicie straciła poczucie czasu, także kiedy Luniak wrócił około godziny później z miną pełną wyrzutów, Lily nie mogła uwierzyć, że już skończył się przerażający test.

— Musiałem w waszym imieniu tłumaczyć Minnie, że wy i Mary McDonald zaraziliście się od siebie nawzajem skrofungulusem.

Syriusz i Peter zaśmiali się bezczelnie. Lily poczuła wyrzuty sumienia, że niewinny Remus znowu musiał sprzątać cały bałagan. Lupin jeszcze przez chwilę układał usta w obrażoną minę, jednak wystarczyło, że sowa Syriusza przyniosła kolejną wiadomość od Rosiera, i Lupin przestał się czubić. Popołudnie spędzili na pałaszowaniu podkradniętego jedzenia z kuchni, naśmiewania się z Rosiera, przedrzeźnianiu min kandydatów na Nagrodę Najpiękniejszego Uśmiechu Czasopisma ,,Czarownica" (Syriusz wyniósł gazetę z kuchni), a także pisaniu nieskładnych esejów z mugoloznastwa na temat komiksów. Lily i Remus (który okazał się wielkim fanem mugolskich superbohaterów!) pomagali kolegom jak mogli, ale trudno pracować z osobami, które koniecznie chcą dopasować każdego superbohatera do czarodzieja z ich roku.

— Przecież to jest czysty Rogaś! — upierał się Syriusz, pokazując im okładkę Supermana. Lily przypomniała sobie, jak sama skojarzyła Jamesa z Supermanem pierwszej nocy szóstej klasy, ale nie podzieliła się tą myślą. Z podobnym uporem Black upierał się, że Lily to Poison Ivy, a Pingwin z ,,Batmana" wygląda jak Avery ze Slytherinu.

Rozmowa o Jamesie zwróciła uwagę Lily na to, że nie ma go już od dobrych paru godzin. Potter wpadł do dormitorium po transmutacji dosłownie na chwilę, żeby się przebrać. Opuścił wyborne towarzystwo z powodu - rzecz jasna — quidditcha, ponieważ w ostatnich dniach poprzedzających mecz Gryffindoru z Hufflepuffem treningi drużyny trwały naprawdę długo.

To zabawne, że mieszkała w dormitorium Huncwotów i spędziła już tyle godzin ze swoimi kolegami z roku, i to jeszcze bez asysty Pottera. Wcześniej myślała, że będzie czuła się tu jak intruz, a wychodziło na to, że spędzała jedne z najbardziej wesołych dni od początku swojej kariery w Hogwarcie — a James nawet się do tego nie przyczynił!

— A propos, jak zapewne pamiętacie, zgłosiłem Jamesa do konkursu Człowiek Roku Czarownicy — powiedział ze złośliwym błyskiem w oku Syriusz. Lily parsknęła w rękaw. Zdążyła zauważyć, że przyjaciele Pottera lubią żartować z powodu jego przesadnej rycerskości i potrzeby bycia w centrum uwagi. — I redaktorka odesłała do mnie zgłoszenie, pisząc że muszę jakoś uzasadnić tę kandydaturę.

— Napisz, że napyskował prokuratorowi Meadowesowi na rozprawie — zasugerował Peter. — To jest wyczyn godny Człowieka Roku.

Syriusz zapisał to z drugiej strony pergaminu przeznaczonego na esej o komiksach.

— Działa w fundacji pomocy młodym wilkom... Ratuje zlęknione niewiasty, takie jak Snivella Snape...

— Własnym ciałem chroni szkolne boisko quidditcha przed Dorianem Chamberlainem — zasugerował Remus. Syriusz pisał wszystko na bieżąco, śmiejąc się z uciechą.

— No i oczywiście jest Największą Gwiazdą reprezentacji Gryffindoru i nie może... nie może pozwolić sobie na pobłażliwość...

— Czy ty mnie przedrzeźniasz, Syriuszu?

James wybrał akurat ten szczególny moment, żeby wrócić do dormitorium po treningu. Był cały obłocony, wyczerpany i spocony, a jego włosy przypominały bocianie gniazdo, jednak Lily dalej znajdowała w nim cechy wspólne z Supermanem. Potter zaklęciem odesłał swoją bezcenną miotłę do kufra, a potem ogarnął wzrokiem stół zaśmiecony resztkami jedzenia, zgnieconymi puszkami po piwie i komiksami Remusa.

— Ale się byczycie, chyba transmutacja was tak wymęczyła... — zakpił, a Syriusz zrobił minę. — Wy nie idziecie się pojedynkować?

Huncwotom i Lily dosłownie opadła szczęka. Tak bardzo zatracili się w nicnierobieniu, że zapomnieli o wieczornym spotkaniu Klubu Pojedynków Argenta. Syriusz nerwowo zerknął na zegarek i zaklął.

— Oczywiście, że idziemy. Ja dzisiaj zabieram się za Chamberlaina — oświadczył uroczyście Black. — Wybaczcie, wiem, że wielu z was na to liczyło... no ale niestety, musicie poczekać na swoją kolej. Rogaś?

James w tej chwili walczył ze swoim strojem sportowym, który przykleił się do codziennego ubrania.

— Łapciu, masz moje błogosławieństwo, żeby się z nim pojedynkować... ja chyba idę dzisiaj na Rosiera. Ale Snape też może być...

— Evans, nie przemęczaj się, może dostaniesz od Argenta zwolnienie z dzisiejszego spotkania — stwierdził Peter, po tym jak Lily wstała na równe nogi, żeby zdążyć się przygotować na spotkanie. — Po wczorajszych potyczkach z McDziwką.

Huncwoci zachichotali, a Lily wytknęła język do Petera. Nie miała jednak czasu, żeby angażować się w jakieś potyczki słowne, więc skierowała się natychmiast na górę, do sypialni Jamesa i Syriusza, a reszta towarzystwa wzięła z niej przykład. James wszedł do sypialni jako pierwszy i zamknął w łazience, żeby zmyć z siebie zapach quidditcha.

Lily westchnęła i przywołała zaklęciem wygodne, sportowe ubranie. Ku swojemu zdziwieniu, Black przechwycił je w locie i schował za pazuchę.

— Nie możesz ubrać czegoś bardziej sexy? — spytał marudnym tonem, pochylając się nad kufrem dziewczyny.

Chyba ten komiks z Poison Ivy za bardzo namieszał mu w głowie, pomyślała.

— Eeem... nie?

— To jest niezłe — zignorował jej słowa i wyciągnął z kufra bardzo krótką, jedwabną sukienkę o modnym perłowym kolorze. Och, oczywiście, że akurat to mu się spodobało...

— Dostałam ją od mojej macochy na urodziny. Mam zamiar to wkrótce odesłać.

— To bardzo ładna sukienka.

— To zdzirowata sukienka.

Syriusz w końcu zirytował się, że Lily nie chwyta jego aluzji i pokazał palcem na drzwi łazienki.

— Evans, proszę. Chcę zobaczyć jego minę. Będzie śmiesznie.

To zabawne, że jeszcze rano Syriusz kazał jej nie próbować żadnych sztuczek, żeby zawirować w głowie Rogaczowi, a teraz sam bawił się w szaloną swatkę.

— Nie mam butów... — marudziła. — ACH!

Klapki Lily z futerkiem, które już zresztą wcześniej przemienił Syriusz, nagle urosły o jakieś dwa cale, a kiczowate futerko stało się ładnym, lśniącym czubkiem eleganckich czółenek. Ku zdziwieniu Lily mimo wysokiego obcasa czuła się w butach bardzo komfortowo - to z pewnością zasługa wybitnego transmutacyjego umysłu Syriusza Blacka.

Kolejne niewerbalne zaklęcie wygładziło jej włosy. Cała seria wymyślnych zaklęć z transmutacji humanoidalnej zapewniła Lily ładny, ale filuterny makijaż, trochę w stylu Rity Hayworth. Rozdziawiła usta na widok samej siebie w małym lusterku, spoczywającym na jej szafce nocnej.

Od kiedy Syriusz Black sprawdzał się jako Wróżka Chrzestna z Kopciuszka?

— Black, to już przesada!

Chciała groźbami zmusić go do cofnięcia zaklęć, ale w tym szczególnym momencie James opuścił łazienkę, wedle swego zwyczaju - bez koszulki. Gdy tylko zobaczył wampowatą Lily po zabiegach urodowych Syriusza Blacka, zrobił głupią minę i zarumienił się jak piwonia. Syriusz parsknął w rękaw.

— Ty... tak chcesz się pojedynkować?

— Tak, James. Lily ma zamiar zaprezentować pełen wymiar kobiecej siły.

— No cóż... — westchnął James. — Będziesz miał dzisiaj mało roboty z rozproszonym Dorianem Chamberlainem, Łapo.

Ponieważ Remus i Peter zaczęli dobijać się już do drugiej sypialni, a cała piątka musiała bardzo spieszyć się na zajęcia Argenta, Lily postanowiła tym razem odpuścić Syriuszowi. Choć trochę ją to denerwowało, tonaprawdę podobała jej się świadomość, że James nie może skupić się w jej obecności, a rumieniec dalej nie opuścił jego twarzy.

Spotkania Klubu Pojedynków odbywały się w klasie obrony przed czarną magią, specjalnie do tego celu przygotowanej. Rzędy ławek i gabloty z fałszoskopami znikały, a na ich miejscu pojawiło się sporo poduszek, mających amortyzować upadki, oraz wysoki parkiet ciągnący się przez środek pomieszczenia.

Gdy Gryfoni dotarli na miejsce, zastali wszystkich członków grupy podzielonych w małe grupki. Argent spóźniał się - podobnie jak rano na swoje poranne zajęcia. Lily z Remusem i Peterem przyłączyła się do grupy skupionej wokół Franka Longbottoma. Syriusz i James natomiast schowali się w kącie i dla zabawy ciskali zaklęciami rozweselającym w ich dobrego kolegę z Ravenclawu, Luke'a McDonwera.

Lily do tej pory była jedyną dziewczyną w Klubie Pojedynków i zwykle nikt (oprócz Evana Rosiera albo piątoklasistów) nie chciał z nią walczyć, dlatego liczyła, że uda jej się namówić do tego Franka albo Syriusza. Jej obawy okazały się jednak zbyteczne, bo gdy tylko Argent nareszcie zaszczycił klub swoją obecnością, wpuścił za sobą do klasy dwóch nowych członków:

— Dobra, mamy dzisiaj kilkoro nowych członków — rzekł Argent, wskazując otwartą dłonią na swoich towarzyszy. — Przywitajcie się proszę z Dorianem...

Krukoni i siódmoklasiści z entuzjazmem zaczęli bić brawo. Lily uśmiechnęła się lekko. Dorian może i nie chodził do klubu za kadencji profesora Argenta, ale walczył, gdy w Hogwarcie nauczał Lynnwood. Dobrze wiedziała, jak doskonale potrafiłby rozbroić większość podopiecznych Argenta.

— Oprócz Doriana, przywitajcie także Marlenę.

Zza Argenta wyłoniła się znajoma dziewczyna z kocim spojrzeniem i niezwykle modną trwałą. Marley!

Lily i Huncwoci przywitali ją wesołymi okrzykami. Argent oddalił się w stronę Ślizgonów, którzy akurat rzucili niepoprawnie zaklęcie, a panna McKinnon z uśmiechem stanęła obok Longbottoma i Lily, tak, żeby Remus mógł jedynie widzieć jej plecy.

— Ostatnie tygodnie pokazały mi, jak ważna jest umiejętność... no, porządnego przeklęcia kogoś, kto na to zasługuje — powiedziała, wzruszając ramionami. Wszyscy zachichotali.

— Co nie, Lily? — dokuczył jej Frank. Evans zarumieniła się lekko.

— Czy wszyscy już wiedzą...?

— Że odesłałaś Mary McDonald do szpitala? Yyy.. tak? Daj spokój, zrobiłaś naszemu klubowi niezłą reklamę!

— Jestem z niej ogromnie dumny — nagle za plecami rudowłosej, zmaterializował się Syriusz i poklepał ją z uczuciem po plecach. — Od jęczenia za każdym razem, jak przeklinaliśmy z Rogaczem Smarka... po spontanicznego rzucania uroków na swoje wspołlokatorki. Jak te dzieci szybko dorastają!

— Syriuszu, będziesz walczył jako pierwszy! — krzyknął z końca klasy Argent, który dalej instruował Ślizgonów, jak prawidłowo machać różdżką. — Skoro uważasz się za mistrza pojedynków!

Ostatecznie jako pierwsi na parkiet wyszli Evan Rosier i wyzwany przez niego Frank. Cały klub ścisnął się jak najbliżej parkietu, bo pojedynek dwóch wybitnych uczniów z siódmej klasy zapowiadał się bardzo imponująco. Marlena musiała zaakceptować, że po wywołaniu Longobttoma na parkiet, stać będzie obok niej Lupin. Lily słyszała strzępy ich nerwowej rozmowy:

— ...musieliście zerwać chyba już bardzo dawno, skoro masz teraz innego narzeczonego...

— ...mówisz to tak, jakbyś ignorował wszystko, co do ciebie napisałam. Czy nie dostałeś listu od Colette?

Ich rozmowa robiła się coraz ciekawsza — podobnie zresztą jak pojedynek — gdy wydarzyło się coś jeszcze bardziej absorbującego. Przez Jamesa i Syriusza przedarł się ktoś bardzo wysoki i barczysty, po czym złapał dziewczynę za rękę.

— Cześć, Lily — szepnął Dorian. — Czy mogę cię prosić na moment?

James i Syriusz wymienili rozbawione spojrzenia.

— I oto nadchodzi.... — rozpoczął Syriusz tonem podekscytowanego konferansjera.

— ...gotowy przywrócić dobro, ład i porządek...

— ...nieustraszony...

— ...niezawodny...

— ...szlachetny...

— ...i dobrotliwy...

— ...i bogobojny...

— ...sir Dorian Robert...

— ...Chamberlain...

— Och, zamknijcie się! – fuknęła Lily, szturchając Pottera. – Jesteście po prostu bezczelni.

Czasy, kiedy James i Syriusz brali do serca jej obelgi, już dawno temu przeminęły z wiatrem. Oboje wyszczerzyli teraz zęby do Lily, jakby jej ataki złego humoru bardzo ich rozczulały.

— O co chodzi, Dorian? Nie będziemy chyba wychodzić z klasy?

Chamberlain spojrzał spode łba na Jamesa i Syriusza i obdarzył dokładnie tą samą dezaprobującą miną, jaką sztorcował ich, gdy mieli trzynaście lat, a on musiał ich niańczyć w wakacje. Potem zerknął na Lily, zlustrował długim spojrzeniem jej wyjątkowy strój i uśmiechnął się lekko uwodzicielsko.

Nie do wiary, pomyślała Evans. Black miał rację, że zdzirowaty strój rozproszy Chamberlaina.

— Muszę z tobą porozmawiać... na osobności.

— Jestem przekonana, że cokolwiek masz do powiedzenia, mogą również usłyszeć James i Syriusz.

Blackowi bardzo spodobała się riposta Evans: pokiwał głową z uznaniem i szepnął do przyjaciela, że ,,Ruda Nazistka mogłaby każdego obronić w Wizengamocie, a stary Meadowes tylko by się jąkał". Chamberlain najwyraźniej posiadał więcej pewności siebie niż oskarżyciel Meadowes, bo nie stracił rezonu po tej odpowiedzi.

— No dobrze. Chcę tylko, żebyś wiedziała,że jeśli ON – pokazał ostentacyjnie na Jamesa, a ten zaczął się głośno śmiać – w jakikolwiek sposób wykorzysta to, że u niego mieszkasz, to... zawsze możesz przyjść do mnie, Lily. Wiesz, że jestem dżentelmenem.

— Przepraszam, wasza wysokość, ale uważasz, że ja i Rogacz nie jesteśmy dżentelmenami? - wtrącił się Syriusz.

— Zdecydowanie nie jesteście – odpowiedziała (ponownie w dość adwokacki sposób) Lily. — Dziękuję, Dorian, to miłe z twojej strony. Czy to wszystko?

— Nie, ale nalegam, żebyśmy porozmawiali w cztery oczy — bez tych twoich przybocznych.

Kłótnia z Chamberlainem zapewne zostałaby rozbuchana do o wiele większych rozmiarów, gdyby w tej chwili nie zakończył się pojedynek Franka i Rosiera. Argent wpadł na podest, rozbroił Evana i zaczął krzyczeć na niego za użycie jakiegoś czarnomagicznego uroku. Prefekt Naczelny wyglądał na wstrząśniętego, ale nie doznał żadnej poważnej krzywdy.

— Zdajesz sobie sprawę po co tu jesteśmy, Rosier! — krzyczał Argent. — Mamy nauczyć się bronić przed klątwami, a nie je rzucać! Gdyby Dumbledore tu był, to...

Syriusz głośno skomentował, że niczego innego nie można oczekiwać od kuzynka Rosiera, ale nauczyciel zdawał się dopiero zaczynać tyradę.

— Zmieniamy parę, nie chcę oglądać więcej czarnomagicznych uroków, które z jakiegoś powodu znacie... James i Dorian — zapraszam!

Remus na chwilę przerwał zażartą dyskusję z Marley, Peter aż zapowietrzył się z emocji, a Sturgis Podmore, współlokator Doriana, pokręcił głową z wyraźną obawą. Lily ukryła twarz w dłoniach. Jedyną osobą w klasie, która wydawała się zachwycona tym zwrotem akcji, był rzecz jasna Syriusz: zatarł ręce z uciechy i spojrzał z napięciem w stronę dwóch kuzynów i stojącej pomiędzy nimi rudowłosej dziewczyny, niczym pies, który zwietrzył królika.

— Czy to będzie fair, panie profesorze? — spytał protekcjonalnie Dorian. — James jest ode mnie dwa lata młodszy... będę musiał dać mu fory.

On go jeszcze prowokuje!, oburzyła się w myślach Lily. To się zakończy przynajmniej jatką.

— James jak do tej pory radził sobie najlepiej w naszym klubie — odparował Argent. — Obydwoje wasi ojcowie są Aurorami i słyną z wygranych pojedynków. Jestem ciekawy, jak wam pójdzie.

Lily poczuła, że Remus zbliżył się do niej i złapał mocniej jej dłoń, jakby przeczuwał, jak bardzo potrzebowała otuchy. Marley natomiast pomogła usunąć się z parkietu Frankowi. James i Dorian niespiesznie sunęli w swoją stronę, skłonili się niechętnie i ustawili różdżki w pozycji bojowej. Argent dał sygnał — i od razu środek sali rozbłysnął oślepiającym, szkarłatnym światłem. Drugi z walczących wykonał bezbłędną, niewerbalną blokadę i posłał zaklęcie o niebieskim grocie. Liczne iskry wypuszczonych zaklęć odbijały się po ścianach sali, tak że pozostali członkowie klubu musieli wykonywać uniki. Dorian i James dawali wyśmienity przykład refleksu, tak dobrego jaki tylko można było oczekiwać po gwiazdach quidditcha i synach aurorów, odbijając wszystkie wymierzone w nich zaklęcia.

Kilka zaklęć chłopców okazało się celnych — Lily poznała transmutacyjne zdolności Pottera po tym, z jaką precyzją i oddaniem szczegółów zmienił kuzyna w bobra — ale poznała też ostry styl walki Doriana, gdy część parkietu, na której stał James, stanęła w płomieniach. Każda szkoda, jaką wyrządzał przeciwnik, zostawała jednak natychmiast naprawiana. Pojedynek wyglądał bardzo imponująco, ale i strasznie, a Lily z każdą chwilą czuła się coraz bardziej zdenerwowana.

W pewnej chwili, gdy jedno z zaklęć odbiło się od sklepienia klasy i obróciło w kierunku drzwi wejściowych, rozległ się pisk. Wysoka blondynka ubrana w czerwone dzwony, dobrany kolorystycznie sweter i satynowy szaliczek, niczym Olivia Newton-John na okładce modowego magazynu, z przerażeniem wpatrywała się na parkiet zza framugi drzwi.

Emmelina?

— Wchodź szybko, panno Titanic! — nakazał dziewczynie Argent, robiąc unik przed kolejnym z zaklęć. — Jest co oglądać!

W tym momencie z różdżki Doriana wystrzeliły ogniste duchy, przypominające drapieżne zwierzęta. Emma przeraziła się jeszcze bardziej, a Argent wyglądał na wściekłego.

Szatańska Pożoga, pomyślała z trwogą Lily. Czy Dorian oszalał?!

James nie dał się jednak zwieść i wystrzelił ze swojej różdżki falę wody, która odrzuciła Doriana do tyłu, przerwała jego zaklęcie i wyślizgnęła mu różdżkę z ręki. Fala zapewne ochlapałaby poruszoną Lily i podekscytowanego Petera, gdyby Syriusz i Remus równocześnie nie zdematerializowali jej.

— Cudowny pojedynek! — ucieszył się Argent, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Moja klasa nie walczyła tak dobrze. Chyba ta wojna tak was zaprawia do walki.

Emma zdobyła się na odwagę, żeby nareszcie wyłonić się zza framugi i podbiec do paczki przyjaciół z Gryffindoru. Zanim wyjaśniła, dlaczego przyszła, wydała okrzyk zachwytu z powodu kreacji Lily.

— Wyglądasz jak Jean Shrimpton... doskonała transmutacja włosów.

Oczywiście, że doskonała, pomyślała z przekąsem Lily. Bo nie moja...

— Eee... nie mogłam cię jakoś dzisiaj złapać na lekcjach...

Jak ktoś jest za bardzo zajęty całowaniem się z Chase'em, to nie ma co się dziwić...

Lily już chciała coś odpowiedzieć, gdy z parkietu w miejsce obok niej zeskoczył zziajany, ale szczęśliwy James. Glizdogon wydał okrzyk podziwu i zaczął bić brawo.

— ...w każdym razie Larissa...

— Syriuszu — widzę, że już ustawiłeś się, żeby być następny! — krzyknął Argent. — No to może stoczysz pojedynek z naszą spóźnialską, panną Titanic?

Emma przerwała plotkę, którą chciała przekazać Lily, i zerknęła na nauczyciela z wyraźną obawą. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć, że wcale nie przyszła na spotkanie, żeby się pojedynkować, tylko dlatego, że Lily, jej współlokatorka, zeszłego wieczora uciekła z Wieży Gryffindoru. Syriusz prychnął, jakby po pojedynku przyjaciela z Dorianem uważał walkę z Emmą za uwłaczającą.

— Nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika, Black! No dalej — zapraszam was na podest!

Dziewczyna z przerażeniem szukała wsparcia ze strony Remusa, Lily i Marleny, ale w tamtym momencie uwaga całego Klubu Pojedynków była na niej skupiona. Nie mogła teraz stchórzyć. Syriusz ze znudzoną miną wskoczył na podest i narzekał na to, że James mógł walczyć z Szatańską Pożogą, a on, Syriusz, z Expelliarmusem. Nagle coś drgnęło na twarzy Emmeliny. Zmarszczyła swój mały nosek i zacisnęła pięści. Duch Godryka Gryffindora obudził się w jego podopiecznej: Emma wkroczyła na podest.

Zachęcające brawa dodały Emmie trochę pewności siebie. Argent pomógł jej co prawda ustawić różdżkę w pozycji bojowej, jednak ukłoniła się poprawnie, w przeciwieństwie do Syriusza, który prześmiewczo dygnął. Blondynka posłała mu piorunujące spojrzenie.

— Ktoś tu chyba zapomniał, co oznacza gniew byłej dziewczyny — zażartował Frank, a James zaśmiał się głośno.

No cóż, pomyślała Lily. On najlepiej wie, co to znaczy, mieć koszmarną eks...

— Gdy policzę do trzech... raz, dwa, TRZY!

Syriusz niedbale machnął różdżką. Błysnęło szkarłatne światło, grot zaklęcia zbliżał się z zawrotnym tempie do Emmeliny i nagle... został zatrzymany przez bardzo ładną tarczę. Dziewczyna zacisnęła oczy w wąskie szparki. Przypominała sobie właśnie wszystkie złośliwe rzeczy, które powiedział pod jej adresem Syriusz, to, jak zażartował sobie z niej i zamienił ją w Gretę Catchlove, oraz to, jak na boku spotykał się z Dorcas. Poczuła, że wzmaga się w niej wielki, niszczący gniew, który dodaje jej pewności siebie i tłamsi lęk. Przystąpiła do natarcia.

Pierwsze dwa śmiałe zaklęcia Syriusz zblokował, całkowicie zrelaksowany. Emma z imponującą szybkością wykonywała uniki przed jego Zaklęciem Rozbrajającym. Wreszcie, gdy Syriusz złośliwie ziewnął, przelała się szala goryczy. Trach! Podest pod Syriuszem załamał się, a on stracił równowagę. Kolejne zaklęcie uderzyło go prosto w pierś, odrzucając na ścianę. Jeszcze jeden atak, a Black wylądował na podłodze, nieprzytomny.

Emma zasłoniła usta dłonią. W klasie rozległ się ryk, Huncwoci i Lily zataczali się ze śmiechu, gdy Argent ocucił Syriusza i wrócił na podest, żeby pogratulować Emmelinie.

— Masz predyspozycje!— powiedział, kiwając głową. — Nadajesz się normalnie do Uderzeniówki, Emmelino. Niepozorność to twoja największa broń! Ale w końcu... jesteś siostrą Diany.

— Tak — uśmiechnęła się Emma, która jeszcze nigdy nie została przyrównana do siostry w wyrazie uznania. — Jestem siostrą Diany. 


8

Roxy Music - More than this

Lily zdecydowała zobaczyć się z Dorianem na osobności po spotkaniu Klubu Pojedynków, jednak nie wspomniała o tym Huncwotom. Czuła się nieco fałszywie, kiedy w ciepłym, brązowym futerku przemierzała o zmroku hogwarckie błonia. Nowi współlokatorzy Evans oraz Dorian dalej trwali w stanie wypowiedzianej wojny, a poza tym jeszcze tego poranka Syriusz wyrzucił jej dwulicowość, bawienie się uczuciami Jamesa i brak zdecydowania, którego kuzyna z van Weertów woli. Jak to wyglądało, że sypiała w jednym dormitorium z Potterem, a potem wymykała się na nocne schadzki ze swoim byłym chłopakiem?!

To nie jest żadna romantyczna schadzka, przekonywała samą siebie. Po prostu poprosił mnie o rozmowę. Dorian jest taki, że prędzej czy później i tak doprowadziłby do konfrontacji.

Westchnęła. Właśnie to spodobało jej się w Dorianie, kiedy zaczęła się z nim spotykać: ten jego upór, silna wola, brak strachu przed przeciwstawieniem się Lily — dziewczyna lubiła sprzeczki i emocje, a on zdawał się to zrozumieć i nie unikał kłótni czy trudnych rozmów.

Te cechy dzielił co prawda z Jamesem, jednak pomimo burzliwego temperamentu, Dorian zawsze zachowywał się wzorowo, nie tracił punktów, nie dostawał szlabanów, został Prefektem Naczelnym — był kimś takim, kogo żadna dziewczyna nie wstydziłaby się pokazać rodzinie. I ten jego wzrost, szerokie ramiona, ciemne oczy... na piętnasto- i szesnastoletnią Lily robiło to ogromne wrażenie. Teraz, jako siedemnastoletnia, dorosła kobieta, nie była już taka pewna, czy Dorian był idealnym, modelowym chłopakiem.

Umówili się pod jedną z wysokich brzóz, które wydzielały granicę pomiędzy błoniami a Zakazanym Lasem. Dawniej spędzali pod drzewem popołudnia, Dorian pomagał Lily z transmutacji, a potem jedli słodycze i brodzili stopy w jeziorku.

— Lily — usłyszała znajomy, niski głos, gdy zbliżała się na miejsce. Uśmiechnęła się lekko.

— Cześć, Dorian.

Rozpoczęli nieco niezręczny spacer po błoniach, przypominający jej jeden z patroli prefektów, które odbywali już po swoim zerwaniu.

— Ślicznie wyglądałaś dzisiaj w Klubie Pojedynków — powiedział nagle. Pomimo ciemności, Lily wydawało się, że dostrzegła rumieniec na policzkach byłego chłopaka.

Syriusz nigdy się nie myli, pomyślała i momentalnie pożałowała, że pozwoliła przeprowadzić na sobie metamorfozę Jessice i Larissie, zamiast udać się od razu do niego.

— I chciałeś spotkać się na osobności, żeby mi to powiedzieć? — spytała z niedowierzaniem.

— No... niezupełnie. Słuchaj, Lily, Potter powiedział mi dzisiaj na śniadaniu, że wprowadziłaś się...

Westchnęła ciężko. Najpierw Sev, teraz on...

—... po tym wszystkim, co powiedziałem ci o Potterze — o tym, co się stało z moją mamą, o Flers... och, Lily, nie mogę uwierzyć, że mimo tego wszystkiego dalej z nim jesteś i jeszcze ryzykujesz przyszłość w tej szkole, żeby mieszkać z nim w jednym dormitorium. Masz pojęcie, jaka wybuchnie afera, jeśli dowie się o tym McGonagall?

— Dorian... —wypuściła gwałtownie powietrze. —Pomiędzy mną i Jamesem nic nie ma. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Miałam problemy z Mary, musiałam opuścić dormitorium, ale to wszystko. Kiedy Larissa i jej Piękności przestaną blokować Pokój Życzeń i odbędzie się ta ich cholerna walentynkowa maskarada, to przeprowadzę się tam.

— To ty ją przeklęłaś? — domyślił się. Lily kiwnęła głową.

Mijali właśnie krzaki przy jeziorze, gdy dobiegł ich niezidentyfikowany dźwięk... jakby szeleszczenie...

Dorian uniósł różdżkę.

— Lumos.

Z różdżki błysnął snob światła, oświetlając najbliższe zarośla. Mimo pory roku, liście z nich nie opadły, ukrywając, niby kurtyna, ich napastnika. Wtedy, jak aktor wychodzący w świetle reflektorów na scenę, z krzaków na śnieg wybiegło piękne, szlachetne zwierzę.

— To tylko jeleń — roześmiała się, widząc przestraszoną twarz Doriana. — Jaki piękny!

Jeleń w istocie prezentował się niezwykle urodziwie. Jego ciemnobrązowa sierść lśniła rozkosznie, a wielkie, rozłożyste poroże przewyższało nawet Doriana. Lily wiedziała, że postępuje bardzo lekkomyślnie, ale nie mogła się powstrzymać — zbliżyła się więc do jelenia i pogłaskała go pomiędzy wielkimi, orzechowymi oczami. Zwierzę nachyliło się w jej stronę, jakby prosząc o pieszczotę.

— Dziwne, że nie boi się do nas podejść — zauważył rezolutnie Dorian, ale poszedł w ślady Lily i sam wyciągnął rękę do zwierzęcia. Ku swojemu zdziwieniu, tym razem jeleń zareagował agresywnie — pochylił głowę, prezentując poroże i zawarczał ostrzegawczo.

— Ty znasz... tego jelenia? — zapytał ją Dorian, który chyba nie znajdował na to innego wytłumaczenia.

I wtedy Lily zrozumiała.

Co za kretyn...

— Oooo tak. Pomagam czasem Hagridowi w opiece nad zwierzakami — subtelnie, wycofując się do cienia, kopnęła jelenia w kopyto — z lasu.

Jeleń przytulił pysk do piersi Lily, uważając, żeby nie ugodzić ją porożem.

— W każdym razie... — wrócił do meritum Dorian. Obecność jelenia nieco go peszyła, ale nie na tyle, żeby zrezygnować z obgadywania Jamesa. — Mogłaś przyjść z tym do mnie. Potter jest zdolny do wszystkiego! Sama widzisz, że chodzi po Hogwarcie i rozpowiada wszystkim, że śpisz z nim w jednej sypialni... on jest taki dziecinny.

Jeleń wydał z siebie bardzo dziwny odgłos. Lily miała ochotę kopnąć go z całej siły w zad.

— Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała pomocy, ja ci zawsze pomogę.... — ciągnął tyradę. Przestał zawracać sobie głową dziwnym tańcem dziewczyny wokół zwierzęcia. — Ja... powinnaś wiedzieć, że... że nigdy nie przeszłaś mi, Lily. Zawsze będziesz dla mnie wyjątkowa i zawsze będę cię kochał.

Evans poczuła, że robi jej się słabo. Dorian niezwykle rzadko otwierał się i mówił jej o swoich uczuciach, nawet kiedy byli parą. A teraz, najwyraźniej zdesperowany i doprowadzony przez zazdrość do ostateczności, rzucał w jej stronę tak wielkie wyznania, a James znalazł idealny sposób, aby to podsłuchać!

Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, pozwoliła więc Dorianowi mówić dalej i modliła się, że James okazał trochę przyzwoitości i odbiegł z powrotem do lasu.

— Cieszę się, że mówisz, że nie jesteście parą... pamiętam, że nigdy go nie lubiłaś, ale Lily, on ma obsesję na twoim punkcie, na pewno postara się wykorzystać to, że razem mieszkacie... może nawet będzie cię przymuszał...

— Co?! Nie no co ty, Dorian... — jęknęła zażenowana. Chyba nigdy w życiu nie znalazła się w tak trudnej sytuacji.

— Chciałbym cię odzyskać — ciągnął, jakby kompletnie nie zauważył tego, iż Lily nie odpowiedziała jeszcze na żadne z jego wyznań, bo pojedynkowała się z wielkim jeleniem. — Może chciałabyś pójść ze mną na kolację graczy quidditcha... to taka impreza, na której przyznają nagrodę dla najlepszego gracza sezonu... oczywiście, jestem nominowany...

Jeleń prychnął, jakby niesforne owady wleciały mu do nosa.

— No i potem... pomyślałem, że może chciałabyś w przerwie wielkanocnej pojechać ze mną do Grecji.

To już za wiele, pomyślała ze zgrozą. Syriusz Black obudził w nim jakiegoś demona!

— ...moja siostra bierze tam ślub, a ja zaraz po przerwie zaczynam sesję owutemową... moglibyśmy spędzić tam trochę czasu ze sobą, ale... Lily, czy wszystko w porządku?!

Z obawą wpatrywał się w jelenia, który podrygiwał, kopał zamaszyście w śniegu i ryczał jak zarzynany. Lily schowała twarz w dłoniach.

— Och, boże, Dorian! On chyba jest chory... muszę go zabrać do Hagrida... zobacz jak cierpi! Spotkamy się jutro w zamku, porozmawiamy na spokojnie... nie mogę go tak zostawić.

Dorian wyglądał, jakby został przed chwilą spoliczkowany. W miarę szybko zreflektował się jednak i zaoferował pomoc — oczywiście jeleń ponownie usiłował go zaatakować...

— Słodki Merlinie! — wykrzyknęła, wyczarowując uprząż, jak dla konia i złapała za wędzidła.

Niemalże biegła w stronę chatki Hagrida, wykrzykując za plecami przeprosiny (na pytanie, jak wabi się jeleń, odkrzyknęła tylko, że: ,,Skończony idiota"). Dopiero jakieś pół mili dalej zdjęła ręce z uprzęży i uwolniła animaga.

— James! — uderzyła jelenia w klatkę piersiową. — To było podłe, nieczyste zagranie!

Sekundę później jeleń przemienił się z powrotem w szczupłego chłopaka w okularach i zmierzwionych włosach. Wydawał się bardzo rozbawiony sceną, jaką wywołał.

— Podłe i nieczyste jest to, księżniczko, że najpierw udajesz przed Krukonami moją dziewczynę, a potem wychodzisz z moim kuzynem na spacer przy świetle księżyca.

Lily skrzyżowała ręce na piersi.

— Dlaczego Dorian wiedział o tym, że mieszkam u ciebie?

James wzruszył ramionami.

— Może Dorian lubi ploteczki?

— ...albo dowiedział się tego od ciebie. — Mogłeś powiedzieć mu na śniadaniu albo lunchu, bo dzisiaj byłeś sam w Wielkiej Sali...

— Może powinien wiedzieć? — spytał niewinnie. — Tak jak to, że idziesz ze mną na kolację graczy?

Lily złapała się pod boki, już naprawdę wkurzona. Nie podobało jej się, że James ją śledził i wtrącał się w prywatne rozmowy.

— James. Słuchaj, naprawdę nie chcę, żebyś angażował mojego byłego chłopaka (James przewrócił oczami), w każdą, pojedynczą rzecz z naszego życia. Nie pójdę z nim na kolację graczy. Ale to nie znaczy, że będę go tam ignorowała i się do niego nie odezwę!

— A pojedziesz z nim do Grecji? — zakpił James, kręcąc głową z niesmakiem.

— To nie jest twoja sprawa.

— Możesz pojechać ze mną, Hestią i Syriuszem do Paryża — zaproponował z błyskiem w oku. — Stare mieszkanie Hestii stoi puste. Ooo... i razem wyjdziemy na mecz kwalifikacji do Mistrzostw Świata...

Uderzyła go jeszcze mocniej w klatkę piersiową. Chłopak tym razem jęknął z bólu.

— James, tu nie chodzi o przebijanie się propozycjami...

— Ja nie mam nic przeciwko — parsknął. — No chyba że... chyba że dalej go kochasz. Tak jak on ciebie.

Lily zamarła. James zaśmiał się bez humoru i dopowiedział:

— W końcu tego dnia, kiedy mieliśmy wyjść razem na randkę, wolałaś spędzić wieczór z Dorianem. Może to wystarczająca odpowiedź.

— James, zmarł mu brat. Chciałam być miła.

— Tak jak chciałaś być miła dla Snape'a? Jemu też ktoś zmarł?

Evans założyła na głowę futrzany kaptur i skierowała się w stronę zamku. Jeszcze chwila, a wyśle Pottera do szpitala, do łóżka obok Mary McDonald! Tak bardzo ją kusiło... Szybko zorientowała się, że James za nią idzie, butami rozkopując śnieg.

— Ale z tą Grecją to naprawdę bezczelność... Dorian jest już do reszty postrzelony.

— To ty jesteś postrzelony! — odparowała, łypiąc na niego spode łba. — Śledzisz każdy mój ruch... I krytykujesz moje towarzystwo! Według ciebie chyba nikt nie jest odpowiedni!

— Szczerze? Twoje potajemne pogawędki z Dorianem, Wycierusem i Jo Prewett? Co to w ogóle jest za szemrane towarzystwo!

— A ty najbardziej szemrany z nich wszystkich...

James przystanął. Lily też się zatrzymała, mimo że dalej kipiała z gniewu.

— Taa... Chyba tak.

To tykająca bomba, Evans, usłyszała głos Syriusza w swojej głowie. I znowu dostrzegła te zgaszone spojrzenie, przekrwione oczy, pusty wyraz twarzy, w którym tlił, iskrzył się ogień... Przełknęła głośno ślinę. James był przerażający w takim wydaniu...

— Masz czasem wrażenie — zaczął tyradę dziwnym, nieswoim głosem — że ludzie z którymi przebywasz, wpływaja na ciebie bardziej niż ci się wydaje? Z większością tego szemranego towarzystwa się wychowywałem. Jeździłem do ciotki Rosier na wakacje, u sióstr Black były najlepsze imprezy, a u mojej ciotki z Włoch spotykałem się potajemnie z jakimiś dziewczynami. Całe życie spędziłem w większym lub mniejszym stopniu z tymi ludźmi, którzy teraz zabijają.

Lily zadrżała. Pośród martwej ciszy nocy rozmowa o zabijaniu oddziaływała bardzo mocno na wyobraźnię... i jeszcze to chore, cierpiące spojrzenie...

— Zawsze wiedziałem, jacy oni są, Lily. Ale... w jakiś sposób uważałem się za lepszych od nich. Uważałem, że mam siłę, której oni nie mają. Że ta zgnilizna rodów czystej krwi, ta mania wielkości, w jakiś sposób mnie nie zarazi. Zawsze uważałem, że oni są zepsuci, a moja rodzina jest... normalna. Ale...

— James...

— Ale co jeśli tak naprawdę nie da się być normalnym? W moich żyłach płynie ta sama krew co w żyłach Doriana czy Evana Rosiera, czy Jo Prewett. Co jeśli... jestem taki sam jak on, tylko oni dawno zaakceptowali swoje słabości, a ja nadal żyje w jakimś zaprzeczeniu?

Lily nieśmiało wyciągnęła do niego rękę, ale Potter jej nie podchwycił.

— To mnie zastanawia.


9

James Blunt - Fall at your feet/

Florence and the Machine - Never let me go

W nocy Lily nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, a pod powiekami malowała jej się to zdeterminowana twarz Doriana, to smutne spojrzenie Severusa, to znowu dziwnie zimny i zdystansowany James. Myślała o wszystkich znajomych, którzy dzisiaj przytłoczyli ją swoimi problemami. Dorcas miała jej za złe wspieranie rodziny Potterów, Marlena - atak na Mary, Syriusz - zwodzenie Jamesa. Poza tym, Mary leżała z jej powodu w skrzydle szpitalnym i już zapewne planowała zemstę, Emmelina i Chase zeszli się ze sobą... a do tego wszystkiego Jo Prewett wciągnęła ją w jakieś podejrzane interesy. To było stanowczo zbyt wiele, jeśli chodziło o życie towarzyskie, a naukowe niestety też ostatnio stało się wyjątkowo wyboiste.

Lily westchnęła ciężko i przykryła się szczelniej pluszowym kocem. Jakie to zresztą miało znaczenie, skoro dorastała w samym środku wojny? Czy to nie było płytkie, że Lily przejmowała się krzywymi spojrzeniami koleżanek, chłopakami czy opuszczonym testem z transmutacji, skoro codziennie ginęły kolejne osoby, takie jak brat Doriana czy tata Leny?

Z myśli wyrwał ją cichy łoskot zamykanych drzwi. Do uprzednio otwartego pokoju wślizgnął się cichutko James. Lily schowała głowę w poduszkę, aby ukryć swoje otwarte oczy i przyglądała się na wstrzymanym oddechu Rogaczowi. Na gacie Merlina, gdzie on był o tej godzinie? Lily wydawało się, że leżał w łóżku za chrapiącym Syriuszem.

— Dobrze wiem, że nie śpisz, skarbie — szepnął, zatrzymując się na środku pokoju. Lily zadrżała.

Światło i wszystkie świece były zgaszone, jednak James stanął tuż pod oknem, tak że cała jego sylwetka została doskonale oświetlona księżycowym blaskiem. Dziewczyna mocniej wciągnęła powietrze. Dlaczego ten chłopak nie nosił koszulki?!

— Nie mogę spać — wyznała, siadając na łóżku. Zaczerwieniła się, odnotowując, że jej z jej starej piżamy nie zeszło jeszcze zaklęcie Syriusza i dalej nosiła seksowną halkę. — Chyba mam za dużo zmartwień.

— Co robili twoi rodzice, kiedy nie mogłaś spać w dzieciństwie?

— Pozwalali mi spać z naszym starym psem, Dingiem.

— Mam obudzić Syriusza?

Lily roześmiała się perliście. Wstała, dołączając do Jamesa na środku pokoju. Teraz i ją rozświetlał księżyc, demaskując jej rumieniec, nieprzyzwoity strój i zmierzwione włosy. Sięgała Jamesowi ledwo do brody, tak że jego unosząca się klatka piersiowa znajdowała się centralnie na jej poziomie oczu...

Co się z nią dzisiaj działo...

— Dzisiaj rozmawiałam z Sevem o wypadku we Wrzeszczącej Chacie — zaczęła miękko, nie wiedząc, czemu to mówi. — I wtedy przypomniałam sobie o tamtym wieczorze. Wtedy też spałam u ciebie w dormitorium.

...razem z tobą i przytulałeś mnie całą noc, przypomniała sobie. Jej serce biło tak szybko, że miała wrażenie, iż wkrótce wypadnie jej z piersi.

— Taak...?

— Wiesz... Muszę przyznać, że nigdy nie spało mi się tak dobrze, jak wtedy.

Och, głupia, głupia! Co ona sobie myślała, robiąc to wszystko! Czy Syriusz słusznie podejrzewał ją o nieczyste zamiary, Severus - o ,,grę wstępną" z Potterem, a Dorian... Dorian o to, że może dojść do czegoś nieprzyzwoitego w tym dormitorium!

Jak to się działo, że wszyscy wokół zdawali się lepiej rozumieć wewnętrzne rozterki Lily niż ona sama?

— Rozumiem, że chcesz spać ze mną? — spytał James ze szczerym rozbawieniem. Jego ręka powędrowała do włosów i przeczesała je w sposób, jaki dotychczas doprowadzał Lily do szału. Czuła się, jakby krew w żyłach jej płonęła.

— Jeśli martwisz się o jakość mojego snu... — droczyła się.

— W porządku... ale ta usługa będzie miała swoją cenę.

— A czego chcesz?

— Ubierzesz moją koszulę.

— Co?

James śmiał się teraz otwarcie, wskazując palcem na stojący w kącie pokoju kufer.

— Ubierzesz moją koszulę... z pierwszej klasy. No dobra... może z czwartej.

Lily nie wiedziała nawet, jak to skomentować. Nie powinna jednak psioczyć, w końcu sama zaczęła ten temat...

— Masz przy sobie swoją koszule sprzed dwóch lat? — wzdrygnęła się teatralnie. — Ugh. Faceci.

James dał jej żartobliwego kuksańca w bok, nawet nie zdając sobie sprawy, że pod wpływu jego dotyku wszystkie wnętrzności Lily zdawały się skręcać.

— Po co mam to robić?

— Bo chcę zobaczyć, jak będziesz wyglądała w mojej koszuli.

— To jest takie durne...

— Moje łóżko, to moje warunki. Jeśli ci to nie odpowiada, to wracaj do siebie.

Niezły był z niego pertraktant! Powiedział to tak zdawkowo, jakby wcale nie zależało mu na towarzystwie Lily w jednym łóżku. Skoro tak zamierzał sobie pogrywać...

—W porządku — westchnęła, bezczelnie kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. — Chyba jednak policzę owce w swoim łóżku...

Nim zdołała zabrać dłoń, odwrócić się na pięcie i wrócić do własnego łóżka, James ją powstrzymał. Lewą ręką przytrzymał jej dłoń na swojej klatce, a prawą wykonał umiejętny obrót różdżką. Łóżko Lily nieszczęśnie załomotało, rozległ się trzask desek — a potem mebel rozpadł się w pół, jakby przecięty niewidzialną piłą.

— To transmutacyjny podstęp! — oburzyła się, oglądając swoje połamane łóżko.

— Może... ale teraz nie masz chyba wyboru.

Lily złapała się pod boki i z trudem udała oburzoną i zrezygnowaną.

— No dobra... ale wybierz jakąś miękką.

— Będzie miękka — obiecał James, podbiegając do kufra. A potem uśmiechnął się huncwocko i dodał: ,,I bardzo krótka."

— Wiesz co...

James zaśmiał się złośliwie, wyciągając nieużywaną, lecz świeżą i starannie złożoną (pewnie przez domową skrzatkę...) białą koszulę. Z wdziękiem wyciągnął ją w stronę Lily i głową wskazał na drzwi łazienki. Lily zabawiała się ramiączkiem od swojej nieprzyzwoitej koszulki nocnej. Myśl spania razem z Jamesem w jednym, miękkim łóżku ekscytowała ją, a motylki w brzuchu praktycznie ją unosiły. Wciąż pamiętała jednak poranną rozmowę z Syriuszem oraz jego wątpliwości, czy powinien przyjmować Lily do dormitorum...

— A co powiemy Syriuszowi, jeśli zastanie nas rano w jednym łóżku.Jak to będzie wyglądać, skoro moje łóżko jest połamane?

Potter wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.

— Powiemy, że specjalnie po nim skakałem, żeby ci się połamało i żebyś musiała spać ze mną w jednym łóżku.

— A co odpowiemy na twoją koszulę? Że podarłeś moją koszulkę nocną?

— Powtarzam: możesz wrócić do swojego dormitorium. To nie jest więzienie dla jeńców.

Lily wywróciła oczami.

— Ugh...! Będę jutro wysłuchiwać dwuznacznych uwag przez cały dzień! Twój kumpel to taki sprośny palant. Dawaj mi tę koszulę, Jamesie Potterze — wyrwała mu z rąk swoją nową piżamę i pomaszerowała do łazienki, żeby się przebrać.

Gdy znalazła się w klaustrofobicznym, gorącym pomieszczeniu, odgrodzona drzwiami od półnagiego Jamesa, poczuła już wyraźnie, jak pocą jej się dłonie i drżą nogi. Może powinna skorzystać z okazji i wziąć lodowaty prysznic, żeby choć trochę doprowadzić się do ładu? Zmieniła ubranie powoli, na wpół świadomie, niczym zahipnotyzowana. Koszula Pottera faktycznie była krótka, ale na szczęście sama Lily też nie grzeszyła wysokim wzrostem. Chłód delikatnie muskał jej skórę, ale nie potrafiła tego dostrzec, gdy towarzyszyły jej wewnętrzne uderzenia gorąca. Nabrała gwałtownie powietrza. Koszula intensywnie pachniała wodą kolońską Jamesa.

Nieśmiało opuściła łazienkę, starając się poruszać na tyle płynnie, aby brzeg koszuli nie podniósł sie do góry. James przyglądał jej się z satysfakcją ze środka pokoju,

— I jak? — spytała, pilnując, żeby głos jej się nie załamał. Potter lustrował ją od stóp do głów dziwnym, mrocznym spojrzeniem.

— Prawie — rzekł, pokonując dzielący ich dystans. Gdy znajdował się zaledwie kilka centymetrów od niej, wyciągnął rękę w stronę jej rudych, zmierzwionych, niedbale spiętych włosów i pewnym ruchem rozpuścił je. Długie, potargane fale opadły jej na plecy. — Teraz jest idealnie.

Boże, co się ze mną dzieje!, pomyślała, bo nogi miękły jej tak, jakby ostrzegały dziewczynę o zasłabnięciu.

— A ty... ty nie ubierasz koszulki?

Stali dalej na środku pokoju, skąpani w blasku okrągłego księżyca. Obydwoje zdawali się zbyt sparaliżowani, żeby się poruszyć.

— Jednak oddasz mi tą? — spytał, dotykając jednego z górnych guzików koszuli Lily. 

Dziewczyna przymknęła oczy. Czuła, że myśli w jej głowie wirują. Syriusz porównał Jamesa do mugolskiego Supermana — i faktycznie na takiego wyglądał, kiedy lustrował ją wygłodniałym spojrzeniem i zmysłowo odpinał guziki swojej własnej koszuli...

Lily poczuła bardzo dziwne, nieznane wcześniej uczucie. Chciała złamać dystans pomiędzy nią a Potterem, poczuć jeszcze raz jego pocałunek, dotyk, oddech... Pragnęła wymazać ostatnie tygodnie, zapomnieć o pustym wyrazie twarzy Jamesa, o ostrzeżeniach Syriusza, o Dorianie, o leżącej w szpitalu Mary i o Jessice Bein... Liczył się tylko on.

Stanęła na palcach, ukryła dłonie w tych niesamowitych, poczochranych włosach, i złączyła ich usta w słodkim, księżycowym pocałunku. 


7 komentarzy:

  1. O Boże Bożenko! Grubooo..
    Ojojojoooj! James i Lily razem...
    Tak bardzo mi brakowało tego ich romantycznego igraszkowania, że teraz mam w głowie tylko tą słodziaśną parke.
    Ach i ta cudowna braterska relacja Lily z Huncwotami... Aj gdybym ja miała taką relacje z moimi ziomkami to życie byłoby piękniejsze.
    Cóż więcej mówić, rozdział jest zajebiaszczy.
    Polecam, pozdrawiam, życzę dużo wenki🤗
    Olala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Lily tak na nich narzeka, ale w głębi serca Hunce to jej bratnie dusze

      Usuń
  2. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA nowy rozdział <3 <3 <3 czemu nie dostałam żadnego powiadomienia!! dobrze, że raz na jakiś czas tu zaglądam, lecę czytać!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej!!!
      Nie masz pojęcia, jak się stęskniłam za Twoimi tekstami, chyba się wezmę za czytanie całości od początku :D A jeszcze jutro w drodze do pracy przeczytam miniaturkę.
      Rozdział oczywiście cudowny, uwielbiam tę wielowątkowość i mugolskie wstawki.
      Totalnie nie spodziewałam się, że Dorian jeszcze wyzna Lily miłość, czy to jakaś zagrywka czy jego prawdziwe uczucia? A jeszcze Severus udający zanik pamięci, rozdział pełen zaskoczeń.
      Podoba mi się wątek Regulusa, jego pojawiające się wątpliwości i rozważania na temat polityki. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się jego losy dalej.
      Muszę przyznać, że uwielbiam Twoje poczucie humoru :D Huncwoci naprawdę bawią do łez, odzywki wszystkich bohaterów są błyskotliwe i takie prawdziwe, żywe.
      Ah i oczywiście piękne jilowate sceny, tylko jak następnego dnia zachowa się Lily? Czy będzie unikać Jamesa jak ognia, czy jednak przekona się do związku?

      Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!

      Życzę dużo weny i czasu na pisanie! ;)

      Natalia

      Usuń
    2. <3 Dziękuję za przepiękny komentarz! Myślę, że Dorian nie jest postacią godną zaufania, co już kilka razy udowodnił :p, ale kto go wie, może naprawdę jakieś tam uczucia wyższe posiada. Myślę, że James go wziął na poważnie, mimo że wie o nim dużo więcej złych rzeczy niż Lila :p. Jeśli chodzi o Regulusa, to ja też go uwielbiam, to niesamowicie ciekawa postać, której potencjał został trochę przez Rowling zmarnowany. Uwielbiam wszystkie fanficki, w którym Regulus ma jakiś konkretniejszy wątek, bo myślę, że to bardzo je wzbogaca. Po Evans można spodziewać się niestety wszystkiego, a jeszcze dużo się wydarzy do końca szóstej klasy :DPoozdrawiam

      Usuń
  3. Nigdy nie byłam typem szczególnej komentatorki na blogaskach i już nawet nie mam za bardzo żadnego konta, żeby z niego pisać, bo lata mojej świetności w blogosferze przypadły tak na dekadę temu, ale ponieważ twój fanfik to jest coś co wspominam z ciepiełkiem na sercu i muszę tak raz na jakiś czas tu zajrzeć, to jak już się pozytywnie zaskoczę kolejnym rozdziałem, zostawię też komentarz!
    Fajnie jest widzieć, że dalej tworzysz i się nie poddajesz, chociaż blogosferę pochłonęła martwica już dawno temu. Trochę już zapomniałam co się działo poprzednio, więc chyba czas na odświeżenie sobie historii w jakąś wolną niedzielę :D Niemniej jednak, jeju, ale to był miło spędzony czas w piątkowy wieczór, lubię tą twoją kreację postaci i tą historię ❤️ jak się już ma 23 lata, a nie 13 to fanfiki wchodzą trochę ciężej, ale nie Twój, on dalej trzyma klasę.
    Dlatego Ty sobie tu dalej spokojnie pisz Abigail, a ja i pewnie parę innych osób będziemy tu dalej zaglądać, czytać i doceniać Twoją pracę.
    Uściski i dużo weny,
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeju dziękuję bardzo, że się odezwałaś, mega dużo to dla mnie znaczy <3. I know, I know, blogaski już trochę umarły, teraz bardziej fanfickmaniacy siedza na wattpadzie, chociaż ja dalej mam sentyment do tego mojego kawałka internetu, więc na pewno będe wstawiała rozdziały i tutaj, i na Watt. Bardzo mnie wzrusza to, że tyle osób zostało tutaj ze mną i z ta historią już tyle lat <3

      Usuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Obserwatorzy

Theme by Lydia Credits: X, X