„Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć i zjawiła się miłość- trzeba marzyć”-Jonasz Kofta
Dorcas szła z zaciętą miną ku Emmelinie i Syriuszowi, którzy byli tak zajęci sobą, że zapomnieli o bożym świecie. Jedyne co w tej chwili czuła i co kompletnie ją
zaślepiało, to irracjonalny gniew. Jako osoba nadmiernie emocjonalna, nie
cierpiała tego uczucia, bo wtedy trud codziennej pracy nad swoim temperamentem wyślizgiwał jej się z rąk i wracała do punktu wyjścia. Swój wybuchowy
charakter wyniosła z dzieciństwa, ponieważ jej matka, zadufana w sobie
choleryczka, twierdziła, że bez porządnej afery nic nigdy nie ruszy w miejsca.
Meadowes po części podzielała jej zdanie, chociaż szybciej pozwoliłaby obciąć
sobie włosy, niż przyznać, że zgadza się w czymś ze swoją matką. W każdym bądź
razie, według niej, chyba każda, nawet najbardziej spokojna i zrównoważona
dziewczyna na tym świecie, nie dałaby sobie w kaszę dmuchać, kiedy ktoś podrywa
jej faceta. Co to, to nie.
Syriusz nie znosił durnowatych, babskich
sprzeczek, w które zamieszany był nader często. Kiedy więc zobaczył twarz
Meadowes, już wiedział, że nie będzie miał dzisiaj spokojnej nocy. Emmelina
ucięła w pół słowa i z wyszukanym, sztucznym uśmiechem, przywitała się z
przyjaciółką:
-Musiałyśmy się minąć, kochana- odparła
poprawiając sobie włosy. –Chyba znudził ci się mecz, że tak szybko uciekłaś,
prawda?
Meadowes szybko rozpoznała tani chwyt
blondynki- chciała ona bowiem ukazać Syriuszowi, jak bardzo nie interesuje się
ona jego osobą i grą w drużynie. Prychnęła na to i spytała cynicznie:
-Z tego co pamiętam, to ty biedna
zagubiłaś się w drodze do toalety.
-Dorcas, proszę cię…- jęknął Black i
złapał ją za rękę w uspokajającym geście, jednak ona wyrwała się jak oparzona.
-Jedyne o co powinieneś w tej chwili
prosić, to wyrozumiałość, z której nie słynę. Czy po sytuacji z Clemence, nie
możesz przynajmniej na chwilę wstrzymać się od podrywania każdej dziewczyny,
którą zauważysz?
W tej chwili nawet nie zastanawiała się
nad zachowaniem Emmy, nie skojarzyła, że powtarza się sytuacja z Marleną i
Remusem. Miała zbyt duży żal do swojego chłopaka, żal, który tłumiła od ich
pierwszej randki kilka tygodni temu. A kiedy potężne uczucia przyćmiewają nasz
umysł, postępujemy pochopnie, robimy rzeczy, których potem żałujemy,
szczególnie jeśli chodzi o Dorcas Meadowes. Dlatego więc, kompletnie bez
zastanowienia wysyczała przed odwróceniem się na pięcie:
-Wiesz co? Zapomnij. Nie musisz się mną przejmować,
bo nie jesteśmy już razem.
***
Lily aż zadrżała słysząc jego szept w
swoim uchu. Oczywiście nie było to drżenie z rozkoszy przy uwodzeniu dziewczyny,
tylko to, które towarzyszy nam przy nagłym przestrachu.
Nie chciało jej się teraz z nim
rozmawiać- musiała wtedy uzbrajać się w cierpliwość i siłę woli, a teraz nie
będzie to łatwe. Nie, kiedy usłyszała takie rzeczy o dziewczynie Petera.
Snape znów postawił ją w kropce- z jednej
strony uważała, że powinna pomówić z Pettigrewem, z drugiej wmawiała sobie, że
to tylko taka głupia zaczepka, czyli popierała teorię Dorcas. Czy jednak Sev
naprawdę ryzykowałby coś, co generalnie jeszcze nie do końca rozumiała, żeby ją
ostrzec przed kimś, czyjej winy nie jest pewien? To do niego nie pasowało. I
wątpiła, że wystąpił z tym tylko po to, żeby z nią porozmawiać.
Potter widząc jej reakcję, uśmiechnął się
pod nosem i łapiąc ją za rękę, zapytał:
-A więc skończyłaś z maskowaniem uczuć
względem mnie?
Uczuć? Boże, co za kretyn! Naprawdę
trzeba sięgnąć dna, żeby tak bardzo o czymś fantazjować, że aż w to uwierzyć.
Potter zdecydowanie miał nader wybujałą wyobraźnię. Jednym ruchem uwolniła
swoją dłoń. Następnie, uzbrojona w pozornie znudzoną minę, syknęła
jędzowato:
-Mów szybko czego chcesz, Potter, bo
wierz mi lub nie, że mam teraz ważniejsze sprawy na głowie niż twoje
zdziecinniałe zaczepki!
Nie wywołała u niego pożądanych
rezultatów. Chociażby prychnął, na Merlina! Nie. Zachichotał, jakby myślał, że
sobie tutaj dowcipkuje. Właśnie skłonności do obracania wszystkiego w żart
wyjątkowo ją w nim drażniły.
-Z czego rżysz?- spytała głośno, kiedy
chichot zamienił się w długotrwały napad śmiechu, a jej kąciki ust mimowolnie również
lekko powędrowały ku górze.
-Śmieszy mnie twój ośli upór, Evans.
Mogłabyś przyznać, że za mną szalejesz, wtedy może, ale tylko może, dałbym ci
trochę spokoju.
Szalejesz?
Doprawdy, ten chłopak ma coś z głową. No chyba, że zdążył się już upić tym co
on i jego koleżki nielegalnie „podwędzili” z Hogsmeade, podczas ich
alkoholowych ekspedycji raz w miesiącu. Huncwoci przecież zawsze wytykali, że
ma słabą głowę.
Podczas gdy ona krzywiła się i
rozmyślała nad jego trzeźwością, on już zdołał ponownie spleść ich dłonie i
przybliżyć się do jej ucha.
-Chciałbym z tobą porozmawiać, wiesz? I
chyba nie masz za wiele do gadania- nie dam ci teraz znowu uciec. Trafiła mi
się wspaniała okazja.
Jego ujmująca pewność siebie na chwilę ją
onieśmieliła, a prościej mówiąc, po prostu ją zatkało. Okularnik, zadowolony z
tego, że po staremu nie odmawia, kontynuował:
-To co? Zgodzisz się na małą wycieczkę
do Pokoju Życzeń?
Co niby miała odpowiedzieć? W głębi
duszy sama chciała z nim pogadać, a właściwie chciała kontynuować wmawianie mu,
że Hogsmeade było zwykłym, przyjacielskim wypadem (może i by to kupił, gdyby
się przyjaźnili), że nie była to żadna randka, że nie zgodzi się na następną i
że… Chciała komuś opowiedzieć dzisiejszą sytuację na trybunach- ostrzeżenie
Severusa, dziwne pytanie Jo i jej podejrzenia względem tej dziewczyny. Nigdy
nie przypuszczała, że to właśnie Potterowi się wyżali, ale teraz nie był to
wcale najgorszy pomysł. To chyba przez to, że ostatni czasy strasznie zmalała
liczba osób, z którymi mogła porozmawiać.
Dorcas otwarcie kibicowała jej i
Potterowi, powinna normalnie zatroszczyć się o wielką koszulkę z ich inicjałami
i pić z podobnego kubka. Chciałaby, żeby przyjaciółka jak dawniej umiała
postawić się w jej sytuacji, ale chyba dawniej posiadała taką umiejętność tylko
dlatego, że sama wiecznie odmawiała Blackowi. Lily nie propagowała tych ich
schadzki. Przede wszystkim dlatego, że przez nią Meadowes zaczęła bardzo lubić
Huncwotów i otwarcie starała się ją również w to „wkręcić”. Niedoczekanie.
Marlena co prawda do niczego
jej nie naciskała, mimo że wcześniej też chodziła z jednym Huncwotem, o ile w
ogóle można go było tak nazywać, bo Lupin znacząco różnił się od jego
przyjaciół- nie było w nim tyle cynizmu i szpanerstwa, nie chodził z wiecznym
bananem na twarzy i nie podrywał każdej dziewczyny, która do niego mrugnęła;
ale nie nadawała się teraz do rozmowy. Sytuacja z Emmeliną znacznie zaniżyła
jej zaufanie do przyjaciół, co było niesprawiedliwą, ale mimo wszystko
zrozumiałą reakcją. Powinna dostać trochę czasu, żeby wszystko sobie poukładać,
a nakładanie na nią jeszcze następnych problemów byłoby bardzo egoistyczne.
Emmelina z kolei sama również przeżywała
ciężki okres (to chyba zrobiło się modne)- jej rodzice się rozwiedli, ona
zamieszkała z średnio odpowiedzialną matką i pustą siostrą, z którą raczej
nigdy nie miała dobrych kontaktów. Poza tym straciła Remusa, nie da się ukryć,
że trochę z własnej winy, ale ona świetnie potrafiła ją zrozumieć ze względu na
sytuację z Severusem. A gdy coś waliło się w życiu Titanicówny ona, zamiast to
ratować, dokładała sobie jeszcze więcej problemów. Nie, zdecydowanie nie
nadawała się ona teraz na powierniczkę sekretów.
A Potter? Potter od początku tego roku
miał na nią dziwny wpływ- najpierw uratował jej życie (brzmi romantycznie, ale
w istocie wcale tak nie było), potem wyłapał jej problem i pomógł pozbierać się
po całej aferze z listem, następnie wywołał okropnie dobre wrażenie na nie-randce. Tak bardzo chciała, żeby
znów coś spartolił- zrobił jakiś głupi kawał albo zaczął obściskiwać się z
jakąś laską z przypadku na oczach całej szkoły, bo wtedy mogłaby go obarczać i
mieć wystarczający powód do ciągłego postrzegania to jago napuszonego kretyna.
Na to się niestety nie zanosiło.
Tak bardzo wysłuchać jego zdania na temat
dzisiejszej sytuacji… Podświadomie czuła, że bardzo podniosłoby to ją na duchu.
I może mózg jej przyćmiło, ale dała się
poprowadzić.
***
Marlena wpadła do łazienki, potykając się o
własne nogi i zamykając zaklęciem drzwi. Podbiegła pędem do pierwszej kabiny i
wraz z trzaskiem drzwi, podciągnęła nogawkę spodni odsłaniając swoją ranę.
Gdy
wracała do zamku poczuła ona dziwne pieczenie w jej okolicy- zupełnie jakby coś
zaczęło się w tym miejscu wgryzać. Było to szczególnie dziwne biorąc pod uwagę
to, że wcześniej rana nie bolała ją
ogóle- nawet tej nocy, której powstała. Aż pisnęła widząc zmianę, jaka
zaszła od wczoraj.
Noga
jej sprawiała wrażenie pękniętej, od rany na łydce, aż do kostek. Samo zadrapanie
natomiast nabrało wściekło fioletową barwę, przypominającą olbrzymiego, świeżo
nabitego guza. Skóra jej ściemniała, paznokcie urosły do nienaturalnych
długości i przybrały dziwną, nieludzką barwę. I wtedy znowu, znikąd, poczuła
przepływający po całej długości „pęknięcia” ból, a rana jeszcze bardziej
spurpurowiała. Skręciła się z bólu.
Uspokoiła sie jednak, że to dziwne objawy
świeżej likantropii. Wcześniej nawet słyszała, że po pierwszej pełni w
organizmie zachodzą nieodwracalne zmiany, które mogą mieć pewne efekty uboczne.
Pewnie powiedziałby jej tak samo każdy inny, kto choć trochę znał się na
rzeczy.
Skąd miała wiedzieć, że czymkolwiek teraz
się stała, to na pewno nie wilkołakiem?
***
Remus Lupin spędził w gabinecie
pielęgniarki cały dzień, bez możliwości chociażby opuszczenia go za potrzebą.
Kiedy więc pani Pomfrey spytała go, czy czuje się wystarczająco dobrze by iść
do dormitorium, aż zerwał się gwałtownie ze starego, szpitalnego łóżka i syknął
z bólu, bo złamana kość piszczelowa dała o sobie znać.
Zbyt był jednak podekscytowany samą myślą
o wysłuchaniu subiektywnej relacji Łapy z meczu, by żalić się na ciągłe
pobolewanie, w końcu pewnie jak tylko dojdzie na imprezę, już magiczny eliksir
przyjdzie z pomocą. Podziękował kobiecie za troskę i ożywionym krokiem ruszył w
kierunku pokoju wspólnego.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy w
drodze zobaczył śliczną, wysoką szatynkę o zaciętym wyrazie twarzy i burzy
splątanych włosów na głowie. Wtedy jeszcze nie widział, tego co powinien. Co
właściwie powinien zauważyć? Ból na jej twarzy. Rozpacz w oczach. Trud przy
stawianiu każdego kroku. Wszystko to miało związek z dzisiejszą nocą. Mógłby
podbiec i zapytać o wynik spotkania obu drużyn teraz, żeby poskromić swoją
ciekawość, ale przez ostatnie tygodnie zaprzestał rozmawiania ze swoją niedawną
ukochaną.
Kontakt nie urwał się jednak całkowicie,
bo porzucenie rozmyśleń o Marlenie równało się dla niego tym samym, co
porzucenie rozmyśleń o czymkolwiek. Obserwował ją codziennie- kiedy śmiała się
z Lily i Dorcas, kiedy powtarzała zaciekle nowy temat z transmutacji, nawet
kiedy zachwycała się, bo Frank znowu jej coś podarował. Właśnie wtedy, w tym
zachwycie, wyglądała najbardziej zachwycająco. W każdym bądź razie podejrzewał,
że owe zachowanie charakterystyczne jest tylko dla niego, bo McKinnon nie dość,
że zaczęła spotykać się z kimś innym, to jeszcze udawała, że w przeszłości nic
ich nie łączyło i z pewnością już nie połączy.
Jakże się mylił! Taka jest w końcu nasza
ludzka natura- nie znając uczuć i emocji innych, dochodzimy do wniosku, że
tylko my takowe posiadamy, a Marlena, choć nie chciała tego przyznać, w głębi
duszy bardzo tęskniła za Lupinem, a jej związek z Frankiem był czymś
przejściowym i nietrwałym, zupełnie jak większość szkolnych miłostek. Kiedy już
zauroczenie osłabnie, wszystkie te odsunięte i kwestionowane uczucia powrócą.
***
Syriusz nie pobiegł za Dorcas, kiedy ta z
nim „zerwała”. I nie było to przez zaskoczenie, chociaż z pewnością to uczucie
mu towarzyszyło- w końcu była to pierwsza dziewczyna która go rzuciła, a nie na
odwrót. Odebrał to jako coś ośmieszającego i coś wewnątrz niego skręciło się w
nieznanym odczuciu, jakby rozpaczy i przygnębienia.
Zostawił Emmelinę. Nie chciał z nią dłużej
rozmawiać. Miał co prawda tendencje do nagminnego zdradzania swoich
dotychczasowych dziewczyn, ale nie chciał sprowadzać do tego całą sprawę z
Dorcas i Emmą- wiedział, że świadomie nie potrafiłby zdradzić dziewczyny.
Podszedł do stolika, na którym pozostało
jeszcze kilka butelek z whiskey. Czyżby depresja po zerwaniu? Zaśmiał się na
samą myśl o tym. Odtańczył z połową dziewczyn, które tylko się zjawiły po
tańcu, z drugą połową się całował i pomyślał, że nareszcie odzyskał wolność.
Bez tej apodyktycznej dziewczyny będzie mu lepiej. Związki są dla leszczy. Po
co się angażować? Po co być wiernym? Po co cały czas znosić humorki drugiej
połówki?
Poszukuję
geniusza, który wymyślił miłość. Nie wiem co wtedy brał, ale powinien zmienić
dilera.
Parsknął śmiechem ze swojego
wyimaginowanego ogłoszenia, a dziewczyna, która siedziała mu właśnie na
kolanach, wzięła bezmyślnie z niego przykład. Takie właśnie powinny być
wszystkie- mało rozumne, wyrozumiałe, sceptycznie nastawione do wszelkich
zobowiązań- jednym słowem przeciwieństwa Dorcas.
O Boże, chyba zaczął świrować jak Rogaś.
I wtedy rozpoznał tę dziewczynę, o której
myślał teraz w samych superlatywach- Clemence Grant, kompletną świruskę.
Wzdrygnął się.
-Grant?
-Black?- przedrzeźniła go upijając resztę
zawartości butelki Ognistej. –Czyżbyś przypomniał sobie moje nazwisko?
Zarechotał sztucznie i wytknął, że
powinna już spadać, bo jeszcze zarazi go swoim skrajnym obłąkaniem.
-Obłąkaniem?- powtórzyła jak automat.
–Jeśli ktoś tu jest obłąkany to ta blondynka jak-jej-tam- pstryknęła palcami.
–Nawet na trzeźwo bym nie zapamiętała.
Jego mózg wyjątkowo wolno teraz łączył
fakty, ale nawet pijany domyślił się, która blondynka mogła być w to
zamieszana. Ta, która wcześniej postąpiła podobnie. I wszystko zaczęło łączyć
się w całość.
Dlatego przez cały czas robiła przytyki
Dorcas.
Dlatego wciąż do niego zagadywała.
Dlatego, gdy tylko ciemne chmury
pojawiały się nad jego związkiem, znikąd pojawiała się ona.
Emmelina.
***
Emmelina wściekle przeszukiwała
wszystkich zgromadzonych wzrokiem. Gdzieś tu jest, musi gdzieś tu być… Stanęła
na palcach i syknęła ze zniecierpliwienia. Zawsze miała pewne problemy ze
wzorkiem, szczególnie kiedy robiło się ciemno, ale nigdy się do tego nie
przyznała, z obawy, że będzie musiała nosić okulary. Nie ma nic bardziej
szpecącego!
Teraz jednak pożałowała swojej próżności-
musiała natychmiast zobaczyć się z Hestią albo chociaż z Clemence. Tak dobrze
jej szło z Syriuszem- może gdyby wypił jeszcze odrobinę, może gdyby Dorcas się
z nim pokłóciła bardzo ostro, ale nie zerwała… może doszłoby do pocałunku.
Pocałunku, o którym marzyła już od dłuższego czasu.
Przez pierwsze trzy lata Hogwartu była
obiektem żartów wielu osób, w tym Huncwotów, przez swoją ówczesną nadwagę.
Pamiętała swoje pierwsze zauroczenie
Hogwarcie- był to przystojny blondyn w klasie jej siostry, Diany,
niezbyt mądry, ale uroczy i czarujący- Gilderoy Lockhart. Za radą Remusa i siostry
postanowiła zaprosić go na randkę- jednak czekała ją bardzo niemiła odmowa ze
zdaniem, które zapamiętała do końca życia:
-Eee… Emmelina, zapamiętaj to sobie:
raczej nikt tutaj nie wyrazi chęci umówienia się z tobą, jeśli czegoś z sobą
nie zrobisz. Wybacz mi, ale nie chcę umawiać się z kompletną ofiarą.
Noc po usłyszeniu tego wszystkiego,
przepłakała. Ale właśnie wtedy postanowiła wziąć się za siebie- próbowała
schudnąć- bez efektów. Zaczęły się problemy- starała się usunąć tuszę zaklęciami,
a skutki były opłakane. Została stałą odwiedzającą skrzydła szpitalnego, a
potem? Potem było tylko gorzej. Popadła w bulimię. Remus to odkrył- on i Lily,
właściwie. Powiadomili Di, a ta już zrobiła co trzeba.
Schudła, to prawda. Nawet drastycznie.
Jednak już się z tego nie cieszyła. Obawiała się, co dalej z nią będzie.
Trafiła do szpitala św. Munga, rodzice zaczęli się kłócić… Ale z tego wyszła. Z
krótkich, prostych jak druty włosów urosły długie, gęste fale, pięknie
dopełniające jej alabastrowe czoło i śniadą cerę. Wyrzuciła stare, zbyt duże sukienki,
w których tonęła i zaczęła ubierać się prowokacyjnie. Twarz przykrywała warstwą
makijażu i tak oto została jedną z najładniejszych, jak nie najpiękniejszą,
dziewczyn w Hogwarcie. Nikt już nie pamiętał o starej, krągłej siostrze Diany
Jenkins.
Facetów zmieniała jak rękawiczki. Nie
pozwalała sobie się zakochać- wciąż słowa Lockharta dudniły w jej głowie. Jedynym
niezmiennym chłopakiem w jej życiu był Lupin- najlepszy przyjaciel od zawsze.
Dzięki niemu była bliżej z Huncwotami niż jakakolwiek inna dziewczyna, co
zwiększyło jej popularność. Między Bogiem a prawdą James i Syriusz nie
traktowali jej zbytnio poważnie, bo wraz z nowym wcieleniem powstały złośliwe
komentarze o jej nikłej, typowej dla blondynki inteligencji, ale często brała
udział w ich słynnych kawałach. I tak jakoś wyszło. Zakochała się w Syriuszu.
Teraz już nie było w niej nic z tej
poczciwej i przyjacielskiej, grubej dziewczyny, na której wszyscy polegali-
teraz była panią swego życia i chciała, żeby ludzie zaczęli patrzeć na nią
poważnie. Nie jak na brzydulę i nie jak na pustą laskę. Uważała, że szacunek
zyska tym, co sama osiągnie, a więc jeśli zawalczy o Syriusza i nie przeszkodzi
jej nawet fakt, że kocha się w nim własna przyjaciółka, ta miłość powinna był
trwała, romantyczna i prawdziwa. Dorcas i tak cały czas wszystko się udawało.
Hestię wyłapała nareszcie obok Franka i
jego kilku znajomych, wśród których prym niósł Jayden Rasac. A mówiła, że nic
do niego nie czuje. Zdecydowanym krokiem udała się w ich kierunku, robiąc przy
tym tak zaciętą minę, że kilka osób gwizdnęło i rzuciło kilka infantylnych
komentarzy.
-Cześć, Frank- mruknęła wymijająco.
–Cześć, Jayden. Hestia, muszę cię na chwilę porwać.
Ton jej nie znosił sprzeciwu i nawet przez
sekundę nie wpadło jej do głowy, że ktokolwiek mógłby się z nią sprzeczać-
jednak Hestia już dawno udowodniła, że nie zachowuje się jak reszta jej
przyjaciół:
-Cześć. Chyba tym razem musisz poradzić
sobie sama.
Titanicówna ostatnio nie była najlepszą
przyjaciółką, ale nigdy, przenigdy nikogo tak bezczelnie by nie zbyła i
wiedziała, że ani Lily, ani Dorcas, ani Marlena również tak by nie postąpiły.
Odwróciła lekko głowę na odchodne, ale Jones nie patrzała w jej kierunku, za
bardzo wciągnął ją flirt z chłopcami. Przeszło jej przez głowę, że jest bardzo
nieporządna, ponieważ już zdołała dobrać się do świeżego chłopaka jej
współlokatorki.
Nie pomyślała jednak, że ona postępuje
tak samo.
***
Pokój Życzeń przybrał
formę gustownego, przytulnego pokoiku o niskim sklepieniu, przypominającego trochę
facjatkę. Na podłodze zamiast krzeseł leżały poduchy i miękkie worki do
siedzenia, a obok nich leżało trochę jej ulubionych cukierków i mugolskich
lizaków. Skąd on wiedział, że je lubi?
Odrzucając z głowy niewygodne myśli,
usiadła na jednym z worków, czując się lekko niezręcznie; tym bardziej, że
poleciała właśnie jedna z jej ulubionych piosenek. Udając, że zainteresował ją
stan własnych paznokci wydukała:
-No
to… Chciałeś o czymś pogadać, nie?
James Potter nie był nawet w połowie tak
skrępowany jak ona- rad był, że udało mu się wywrzeć na niej głębsze wrażenie.
Dosiadł się na najbliższe możliwe miejsce i z typową dla siebie beztroskością,
rzekł:
-Zawsze byłaś taka wygadana. Zdaję mi
się, że masz mi do wciśnięcia kilka wymówek, ale, skoro się do tego nie palisz,
może opowiesz mi, co od ciebie chciał Snape?
Mimo
że dobór słów był zuchwały, Potter wypowiedział to dziwnie miękkim tonem, który
jakby dodał Rudej otuchy. Już chciała wszcząć swą opowieść, gdy poczuła
powracającą nań pewność siebie i pełna ironii, rzuciła z wyrzutem:
-Też
byłam ciekawa, ale nie dane było mi się dowiedzieć, no wiesz, zanim w ogóle
otworzył buzię już rzuciłeś się z pięścią.
Jeśli myślała, że to choć trochę ruszy
chłopaka, musiała odczuć gorzki zawód- wyszczerzył on zęby i powiedział, że
znając upór Ślizgona (jakby w ogóle trochę go znał, pomyślała Lily), na pewno
nie dał on tak łatwo za wygraną. Przez chwilę wahała się, chociaż już
kilkanaście minut wcześniej podjęła decyzję o opowiedzeniu mu całej tej
historii. Daleko postanowieniu do czynu. W końcu, razem z ciężkim
westchnieniem, wyjaśniła pokrótce całą przestrogę- powiedziała, że Jo skłamała,
bo chodziła do Durmstrangu, że czemuś przewodniczy i że wysługuje się pewną
garstką osób i, na koniec, że przyjechała tu tylko w celu dowiedzenia się tego
i owego na temat jej osoby. Opowiadając zdołała sobie w pewien sposób ułożyć to
jak puzzle, ale wciąż brakowało jej jednego, najważniejszego kawałka- intencji
Jo, z których chyba nie zdawał sobie sprawy nikt prócz niej samej.
Rogacz po odsłuchaniu wszystkiego do końca, zmarszczył brwi, a Lily
pomyślała złośliwie, że pewnie za wiele z tego nie zrozumiał. Myliła się. W
pierwszej chwili otworzył usta w uśmiechu, jakby chciał wyśmiać to wszystko jak
Dorcas, ale natychmiast je zamknął. Zapanowało krótkie milczenie.
-Biorąc pod uwagę to, że powiedział to
Snape i okoliczności, a więc waszą eee… separację, raczej skłaniałbym się do
wyśmiania tego, ale…- westchnął- pragnę być z tobą szczery, Lily, i chociaż to
akt małej hipokryzji, również uważam, że na Jo powinno się uważać. Nie jest to
zbytnio godna zaufania dziewczyna, ale sądzę, że da się sprawdzić jej
prawdomówność.
-Czyli?- zmarszczyła czoło. Nie przywykła
do sytuacji, w której ktoś musiał jej coś tłumaczyć.
-Syriusz wspominał o tym, że kojarzy się
mu ona z jej matką o nazwisku Black. Wspominał, że kiedy jeszcze mieszkał na
Grimmould Place, miał codzienny wgląd na ohydny, stary, rodzinny gobelin i o
pomyłce nie ma mowy. Może to jeszcze sprawdzić- jeśli dziewczyna jest w
Slytherinie i raczej nie skłania się ku zdradzaniu krwi- to na pewno będzie na
tym gobelinie i wtedy możemy stwierdzić, czy na pewno jest Amerykanką.
-Ale…- zaczęła po kilku minutach
milczenia –czy oby Syriusz nie ma eee… mało rodzinnych relacji z matką, ojcem i
bratem i... po tej ucieczce, będzie mógł tak sobie to po prostu sprawdzić?
Owszem, nie lubiła się zbytnio ani z
Potterem, ani z Blackiem, ale nie chciała, żeby chłopak jej najlepszej
przyjaciółki musiał robić coś tak niewygodnego dla niej. Nie lubiła wysługiwać
się innymi.
-Nie doceniasz potęgi Huncwotów- nalegał
Potter. –Daj spokój, przecież nie kazałbym mu wrócić do Londynu. Jest dla mnie
jak brat. Nigdy nie skazałbym go na coś takiego.
-Sądzę, że to jest po prostu
niepotrzebne, dobra? Chciałam tylko poznać twoje zdanie, nie chcę żebyś mi w
tym pomagał.
Lily zawsze uważała, że jak wisi się
komuś przysługę, potem jest się w pewien sposób od niego zależnym, a ona zbyt
dobrze znała Pottera, żeby sądzić, że jej on tak to po prostu daruje. Mógł ją
pod tym pretekstem zmusić do randki albo do pocałunku. No dobra, może i od
ostatnich wakacji trochę się zmienił albo i świetnie udawał , cholera wie, ale
nie tak skrajnie, żeby postępować bezinteresownie i wspaniałomyślnie. To po
prostu nie pasowało do jej wyobrażenia Jamesa Pottera.
-Poza tym i tak jestem ci już coś winna,
nie?- dodała szybko. –No wiesz, uratowałeś mi życie i w ogóle…
-Myślisz, że tak to funkcjonuje? Że
musisz mieć czyste konto, żeby pozwalać innym na pomoc?
-Tak jakby. Nie kupuję zwyczajnie tego,
że chcesz mi pomóc bez własnych korzyści. Randka w Hogsmeade i tak
wystarczająco dużo mnie kosztowała.
Powiedziała to na głos? Przez chwilę
zamarła, zdziwiona swoją złośliwością. Rogacz jednak pozostał spokojny.
-A ja myślałem, że byliśmy na nie-randce. I nie wiedziałem, że to
odpłata za to, że eee… „uratowałem ci życie”.
-No to już wiesz.
Czując, że zagalopowała się trochę za
daleko, pokręciła głową i zwaliła to na emocje. Nie powinna tak po nim jechać,
nawet jeśli niezbyt za nim przepadała. Zachowywał się on nader w porządku, a
to, że zgłosił chęć pomocy, powinna raczej ją ucieszyć.
Evansówna miała bardzo skomplikowany
charakter- ukazywała większości swoje łagodne i przymilne oblicze, ale potrafiła
pokazać pazurki. Wtedy jej wady wiodły prym i nie mogła nic z tym zrobić- duma,
łatwe osądzanie wszystkich i brak wiary w dobre intencje oraz temperament w
przeszłości sprawiły wiele kłopotów. Rogacz był jedyną osobą, której one nie
przeszkadzały, a wręcz uważał je za cechy, które czyniły rudowłosą bardziej
wyjątkową. Sądził, że odpycha go ona tylko dlatego, że uważa nagłą zgodę za
zbyt upokarzającą. Naprawdę jednak przyczyną jej ciągłych odmów była
najbardziej ukrywana przez nią cecha, którą starała się wyplenić- wrażliwość.
Obawiała się, że chłopak ją zrani. Obawiała się, że się w nim zakocha, tak jak
połowa dziewcząt w tej szkole i wpadnie po uszy, bo gdy nareszcie Potter się
nią znudzi i rzuci, nie będzie mogła dalej żyć. Bała się miłości. Bała się bólu
i poświęceń, które szły z nią w parze.
Tymczasem James wcale nie przewidywał
nagłym znudzeniem się jej osobą- zajmowała ona szczególnie miejsce w jego sercu
już od ich pierwszego spotkania w pociągu Express Hogwart, a potem cały czas
miał przed oczami te zacięte, szmaragdowozielone oczy, miękkie, gęste,
kasztanowe włosy i malinowe usta, układające się w najsłodszy uśmiech na
świecie. Chciał dać jej czas, wystarczającą ilość czasu, żeby odkryła, że
również posiada podobne uczucia względem niego, ale cierpliwość nigdy nie była
jego dominującą cechą. Dlatego też, gdy zobaczył teraz jej zakłopotane
spojrzenie wiedział, że będzie miał wystarczającą ilość czasu na zbliżenie się
i szybki pocałunek, który, biorąc pod uwagę efekt zaskoczenia, powinien trwać
kilka sekund, które znacznie ułatwiłyby mu czekanie, a także mogły pomóc Lily w
definicji swoich uczuć.
Zbliżył się. Dziewczynie szybciej zabiło
serce, ale nic nie powiedziała. W pewnym zakątku jej umysłu, istniała malutka i
cichutka nadzieja, że nareszcie nikt im nie przeszkodzi, chociaż raczej w tej
chwili pracowała zupełnie przeciwna część mózgu- CO ON WYPRAWIA? Niewątpliwie
jej sytuacja była beznadziejna, ale przerwało im coś, co obudziło resztę
Hogwartu- niemiłosierny hałas dobiegający z pobliskiej toalety.
***
James zachichotał, gdy
Lily wybiegła z Pokoju Życzeń, twierdząc, że musi sprawdzić, co się stało, bo
„takie są obowiązki prefekta”. Kiedyś skończą jej się wymówki. Kiedyś, kiedy
zostaną sami i nikt im nie przerwie, już nie będzie mogła uciec od pocałunku.
Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, był już
ranek. Łapa spał na kanapie trzymając butelkę wódki w dłoni, Peter usnął przy
stoliku ze słodyczami, a Lunatyk, jak zwykle kompletnie roztargniony, sprzątał
zapominając o tym, że jest czarodziejem. Zaśmiał się na ten widok pod nosem i
podszedł bezszelestnie szturchając przyjaciela różdżką. Aż podskoczył ze
strachu.
-Potter…- warknął rzucając szmatę w kąt.
–Wiesz może dlaczego Clemence Grant leży na Syriuszu? Dorcas chciała pomóc mi
posprzątać, ale jak to zobaczyła, dostała ataku szału i wróciła do dormitorium,
aż się za nią kurzyło.
Pokręcił głową i zerknął we wskazanym przez niego kierunku. Sytuacja
faktycznie wyglądała beznadziejnie. Wcześniej Łapa mógł sobie pozwolić na
imprezowy tryb życia, ale teraz, wraz z byciem singlem zatracił pewne
przywileje.
-I Meadowes go widziała?- powtórzył ze
współczuciem. Lupin kiwnął głową.
I choć nie wyszło mu dzisiaj raczej z
Lily, postanowił przynajmniej dopomóc swojemu bratu z wyboru- jednym ruchem
różdżki uporządkował stan pokoju, bezceremonialnym klaśnięciem wybudził kilku
imprezowiczów, którym się przysnęło pod stołem i kazał Remusowi skoczyć po wino
do kuchni.
Coś jednak stanęło Lunatykowi na drodze i
nie powrócił on do poranku. A gdy już przybył- to bez wina.
***
Drzwi łazienki zaskrzypiały, a
Lily bezszelestnie podeszła do kabiny, z której dochodziło łkanie. Łkanie,
które chyba gdzieś już słyszała. Przykucnęła na podłogę i skierowała wzrok w
małą szczelinę pod drzwiami. Kozaki- ładne, czarne z gustownym paskiem. Marlena
kupiła je w te wakacje i chwaliła się nimi w pociągu do Hogwartu. Od razu je
poznała.
-Marlena?- zawołała pukając łagodnie. Bez
rezultatów.
Jęknęła ciężko, zastanawiając się
jak wydostać przyjaciółkę ze środka, tak, żeby to było skuteczne i żeby jej
tylko bardziej nie przybić. Jedyne co przychodziło jej teraz do głowy to
krzyknięcie, że Emmelina podrywa Franka, ale byłoby to niewierne względem
Titanicówny i pewnie tylko pogłębiło niechęć szatynki do niej. Westchnęła
ciężko.
-Powiesz mi chociaż jak tam chłopak Ann?-
spytała siląc się na ciekawość. Marlena nie była dzisiaj w szkole bowiem tylko
dlatego, że chciała poznać nową sympatię swojej siostry. –Przystojny?
Szarmancki? Czarujący?
Wciąż cisza. Lily, chociaż z natury nigdy
nie miała podobnych myśli, stwierdziła, że dziewczyna wyjątkowo chce pozostać
sama, ale, skoro nigdy nie brała udziału w
podobnych sytuacjach, wolała się jeszcze upewnić:
-Chcesz żebym sobie poszła?- spytała
miękko, a pewna już, że nie doczeka się odpowiedzi zdumiała się, gdy zobaczyła,
że McKinnon wyszła z kabiny, zatrzasnęła drzwi i ze łzami w oczach rzuciła jej
się na szyję.
W tej chwili zarówno Marlena, jak i Lily
poczuły ciepło w pobliżu serca- tak dobrze było mieć przyjaciółkę, dla której
można było być oparciem i zwierzać się ze wszystkich problemów. Ci, którzy tego
nie doświadczyli, byli naprawdę ludźmi godnymi pożałowania. Przyjaźń połączyła
je przez te lata tak mocno, że Marlena, nie do końca świadoma własnej decyzji,
wychrypiała, że nie było żadnego poznawania chłopaka, że Ann jest tak samo
samotna jak była, że po pierwszej nocy szóstej klasy została u niej dziwna
blizna, że Dumbledore powiedział jej, że może być zarażona wilkołactwem, że
dzisiaj była pełnia i odseparowali ją od wszystkich, i że… że ich obawy się
sprawdziły.
Płakała. Płakała cały czas jak wyrzucała
to z siebie, a niedługo potem dołączyła do niej Lily. Były one chyba
najbardziej twardo stąpającymi po ziemi dziewczynami w Hogwarcie, a zobaczenie ich
płaczących, w dodatku razem, równocześnie i z tego samego powodu, było tak niezwykle
rzadkim przeżyciem, że obserwator pewno wszystkiego by się wyparł, nim
powróciłby komuś o tym powiedzieć.
McKinnon poczuła się jednak stokroć lepiej
teraz, gdy ktoś jeszcze wiedział o jej tajemnicy, choć wcale to nie umniejszało
jej tragiczności. Lily, choć wiedziała, że przyjaciółka nie życzy sobie tego
pytania musiała je zadać, bo była lojalna jeszcze względem jednej osoby:
-Czy… Czy Remus wie? Czy chcesz mu o tym
powiedzieć?
-Zwariowałaś?!- wychlipała, rzucając
kolejną wysmarkaną chusteczkę przed siebie. –Nie powiem mu nigdy, nigdy…
Popadłby w depresję. Na nowo rozpaliłabym w nim ten żal. Przecież on już i tak
dużo wycierpiał. Przecież…
Znowu schowała twarz w
dłoniach nie chcąc dokończyć zdania. Evans przytuliła ją, całując w czubek
głowy i raz po raz powtarzając jak do małego dziecka „Już, już”… Zdała sobie
teraz sprawę, że mimo nowego związku, dziewczyna wciąż głębi serca kocha Lupina, co było dla niej
zrozumiałe mimo tego, że ona sama nigdy nie była zakochana. Wiedziała też, że
jej przyjaciółka popełnia błąd- sama przecież zerwała z nim głównie z powodu
zatajenia przed nią tego faktu. Remus z pewnością oczekiwał tego samego i choć
z pewnością byłaby to dla niego trudna informacja, lepiej żeby dowiedział się
tego od niej, teraz, niż potem, ale przypadkiem.
Problem w tym, że już było trochę za
późno.
Remus Lupin oderwał ucho od drzwi
łazienki, czując, że zaraz chyba zemdleje.
***
-Sły… słyszałeś?-
zapytała głucho dziewczyna, podciągając nosem. Wyszła ona przed chwilą wraz z
Lily z łazienki, a pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to jej były chłopak,
siedzący na podłodze i oparty o ścianę. Był blady. Kompletnie blady. Jego skóra
nabrała barwy mleka, usta zaschły, a on przestał na chwilę mrugać.
Zapanowało długie, krępujące milczenie,
podczas którego Evansówna lekko zaniepokojona opuściła towarzystwo, czując, że
teraz wyjątkowo powinni pozostać sami. Nie odeszła jednak daleko- wróciła do
Pokoju Życzeń, milczeniem przekazując Marlenie, że jeśli będzie chciała jeszcze
z nią porozmawiać- będzie tam na nią czekać.
Na rozmowę się nie zanosiło. Remus, w
stanie kompletnego szoku, osłupiały wstał, ale wyglądał jakby zaraz znowu miał
wylądować na podłodze, i zrobił niepewnie kilka kroków, jakby dopiero uczył się
chodzić. Kiedy już odzyskał czucie w nogach, zaczął szukać gorączkowej drogi
ucieczki.
Czując palące go od środka uczucie winy,
wiedział, że nie spojrzy teraz w ślicznie, brązowe oczy dziewczyny. Od początku
ich chodzenia, które zresztą powinien zaliczać już do przeszłości, trzymał się
na dystans, bojąc się, że może wyrządzić dziewczynie krzywdę. Kiedy zerwali
miał złamane serce, to prawda, ale właśnie wtedy dopiero mógł odetchnąć z ulgą-
nic się nie stało i najprawdopodobniej jest już ona bezpieczna. Bez niego i z
wiedzą o nim.
Pomylił się. Przez swoją głupotę skazał
dziewczynę na ciężki los do końca życia. Sam nienawidził swojego nocnego ja,
nienawidził Greybacka, wilkołaka, który go ugryzł w wieku sześciu lat. Teraz
Marlena znienawidzi go. Tak jak on nienawidzi siebie.
Pobiegł. Stchórzył i uciekł, a ona
niezdolna do ruchu krzyknęła tylko tonem, pełnym rozpaczy:
-Proszę, porozmawiaj ze mną.
***
-Skończyłeś ostrzegać Lily Evans
przede mną?- spytała sarkastycznie Jo, zakładając ręce na piersi i uśmiechając
się w swój specyficzny, sztuczny sposób.
Na ustach Severusa Snape’ a zagościł
grymas, równie fałszywy, jak całe zachowanie Prewett. W głębi duszy czuł bowiem,
że jest w pewnym sensie zależny od widzimisię tej oto humorzastej brunetki.
Zdawał sobie sprawę, że jest ona bardzo, bardzo potężną czarownicą i chociaż on
sam był jednym z najlepszych uczniów w szkole, nie mógł się z nią równać swoich
umiejętnościami. Znajomość czarnej magii, umiejętność odczytywania cudzych intencji,
co coraz bardziej przypominało mu czytanie w myślach, oraz wykreowanie fałszywej
siebie, Jo Prewett 2.0, która była jeszcze bardziej przerażająca, niż ta
oryginalna. Kimkolwiek
była, jakkolwiek się zachowywała, pewnie nikt się nigdy nie dowie- Prewettówna
potrafiła tak kapitalnie ukryć swoją osobowość pod maską przerażającego alter
ego.
Pewnie dlatego zabroniła wszystkim pytać
i węszyć w jej sprawach. W tej chwili jednak nie obchodziła go zbytnio psychika
dziewczyny- był zbyt zajęty rozpaczliwym wymyślaniem wymówki, dzięki której
mógł pozostać w Łowcach Śmierci. I wtedy stwierdził, że wcale nie musi kłamać.
Że wystarczy jej powiedzieć, coś co odkrył sam, a z czego najwyraźniej ona nie
zdawała sobie jeszcze sprawy.
-Dlatego
tu jesteś, prawda?- spytał cicho. –Chcesz znaleźć to co jest w tym ukryte.
To nie było pytanie. Jo również to
zauważyła. Przystanęła na chwilę i pozwoliła sobie na ukazanie prawdziwej
emocji- zdziwienia. Zbił ją z pantałyku i chyba zrobił to jako pierwszy w jej
całym życiu. Na pewno skojarzyła, o co chodzi.
-O czym ty mówisz?- warknęła, starając
się by to zabrzmiało zdawkowo. –To, dlaczego tu przyjechałam nie powinno cię
interesować. Zapytałam cię o coś.
-Bo widzisz, Jo- kontynuował. –Wydaję mi
się, że coś przegapiłaś. Że stało się coś, czego nie przewidziałaś.
Najwyraźniej brunetce znudziło się już
udawanie, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Ciekawska,
pomyślał. Warto to zapamiętać.
Rozejrzała się wokół, jakby chciała
sprawdzić czy nikt ich nie podsłuchuje i podchodząc trochę bliżej pozwoliła mu
mówić. To twoja ostatnia szansa.
-Kiedy Avery dał mi list od ciebie, który
miałem dostarczyć…
-…czego nie zrobiłeś- wtrąciła ze
złośliwym uśmieszkiem.
-…tak. Ale zdążyłem go sprawdzić. Bałem
się jego zawartości. Rzuciłem wszystkie znane mi zaklęcia, które miały zdradzić
jego zawartość- Jo parsknęła śmiechem, najwyraźniej wątpiła, żeby mógł coś
znaleźć –i… Po kilku bezskutecznych próbach, wypróbowałem swoje własne
zaklęcie. Nie namierzyłem co prawda, co jest w środku, ale odkryłem coś innego.
Siła, która płynęła z niego, była… nieprawdopodobna. Uważałem, że jest tam
potężna klątwa, która mogłaby wybić w pień wszystkich mieszkańców Hogwartu,
dlatego właśnie go nie dostarczyłem.
-Gówno prawda- przeciągnęła sylaby. –Nie
było tam niczego, wyjątkowo. Chciałam ją tylko trochę postraszyć, to tyle. Nie
rzuciłam żadnych zaklęć.
-Ty może i nie- powiedział cicho. –Ale
ktoś inny- tak. To co tam było… Należało do mary Oldisch, prawda? Może miała
ona jakieś kontakty z czarodziejami…
Spodziewał się, że dziewczyna go wyśmieje,
ponownie. Że powie, że żadne czarodziej nie rzuciłby wiązanki zaklęć dla
zwykłego mugola. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co tamta zrobiła:
Jo przyłożyła dłoń do ust, kompletnie
przerażona. Jej oczy rozpoczęły szalony taniec w każdym kierunku- jakby
poszukiwała tu gdzieś jakiegoś spisku. Prewettówna nareszcie zrozumiała, że
popełniła ogromny, strategiczny błąd. Przybyła tu, by pozyskać coś, co już
dawno leżało w jej rękach.
Ten
medalion pierwotnie wcale nie był prezentem dla Mary od Ethana. Ten medalion
był dla niego, od mojej matki. W akcie rozpaczy spytała, szczerze
roztrzęsionym głosem:
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?
-Ty wiesz wszystko- odparł z uśmiechem.
–To ty tu rządzisz.
***
O BOSHE! Mam wrażenie, że moja pauza pisarska tak jakby się odblokowała-
pisałam ten rozdział jak urzeczona- po prostu pukałam w klawiaturę i pukałam. I
uważam, że to dotychczas najlepiej napisany rozdział, z którego jestem
zadowolona. Dobrze się pisało wątek Jily i Doriusza- nawet bardzo dobrze.
Ostatnia scena z Jo to klapa, ale jakaś musi być. Niestety, zawsze musi być
jakieś niestety, wątek Remleny i ogólnie Marleny jakoś mi się tak średnio
wyszedł, mam wrażenie, że to strasznie widać. Jestem również zadowolona z tego
rozdziału pod względem fabularnym- szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że tak
szybko wprowadzę wątek nie-likantropii/prawdziwego „ja” Marleny, ale jakoś tak
mnie zanadto korciło.
Co w następnym rozdziale? Jeśli kogoś to interesuje, to mogę powiedzieć
kilka spoilerików- będzie retrospekcja i to niezwykle ważna retrospekcja, z
roku 1960. Będzie lekcja wróżbiarstwa, będzie duuużo Jo i jej intencje się
wyjaśnią. Aha, no i będzie trochu Doriusza. Wątek Marleny póki co zwalę na
drugi plan (moja logika- nie wychodzi, wywalić :P), ale wróci on gdzieś w… Eee
albo rozdziale dziewiątym, albo jedenastym. Czas pokarze.
Rozdział dedykuje mojej mamusi, która ma dzisiaj urodzinki xD. Może
kiedyś, kiedy przestanę się wstydzić, pokaże jej moje „potworki” w Internecie. Dedykuje też każdemu kto, jak
ona, ma na imię Ola! Chyba se wezmę takie imię na bierzmowanie… Dobra, dobra,
odbiegam od tematu- KOMENTUJCIE! To bardzo motywuje. NN chyba zaserwuje wam w
Mikołajki, ale to zależy, czy się wyrobię, czy też nie (pewnie nie).
Piosenka przy której tworzyłam- KILK. Boska *_*.
PS. Powinniście mnie zabić, za taki poślizg w czytaniu waszych
rozdziałów. Zabijcie, tak będzie najlepiej- przynajmniej nie dożyję
sprawdzianu z fizyki xd. Zamiast się uczyć piszę tutaj jakieś dyrdymały,
może przy odrobinie szczęścia nie wyrżnę się po całości. Trzymajcie
kciuki! W WEEKEND WSZYSTKO NADROBIĘ- OBIECUJĘ!
EDIT (05.12) Dodaję ten post jeszcze raz (wcześniejsza wersja: http://hogwart-z-tamtych-lat.blogspot.com/2013/12/7-podsuchane-rozmowy.html ), ponieważ Blogger mi lekko nawalił i potraktował go jak stary post, w sensie, nie dodał go do listy czytelniczej. Mam nadzieję, że ten zabieg pomoże.
EDIT: (09.12) Obiecanki cacanki, a głupiemu radość- weekend minął, a ja nie posunęłam się w czytaniu waszych rozdziałów o milimetr. Musicie mi to wybaczyć, naprawdę wszystko nadrobię.
EDIT: (09.12) Obiecanki cacanki, a głupiemu radość- weekend minął, a ja nie posunęłam się w czytaniu waszych rozdziałów o milimetr. Musicie mi to wybaczyć, naprawdę wszystko nadrobię.
Hej!! Rozdział jest świetny, nie muszę chyba mówić, że tak samo jak każdy poprzedni ;) Bardzo mi się podoba jak piszesz, więc gdy tylko zobaczyłam, że dodałaś coś nowego to od razu, zamiast się uczyć na jutrzejszy spr z chemii, zaczęłam czytać. Udało ci się świetnie połączyć wszystkie drobniejsze fragmenty tworząc na prawdę ciekawą i wciągającą całość. No dobra, to teraz może jeszcze wypowiem się na temat samego rozdziału. Na początku, zerwanie Dor i Syriusza. Myślę, że to dobre rozwiązanie, może Łapa sobie w końcu wszystko przemyśli i przejrzy na oczy z kim tak na prawdę chce być. Relacja Lily i Jamesa także bardzo mi się podoba, bardzo dobrze udaje ci się ukazać jak się do siebie zbliżają i powoli zostają na prawdę dobrymi przyjaciółmi. Podoba mi się to o wiele bardziej niż to jak ktoś najpierw przedstawia ich nienawiść, oczywiście aż do pewnego magicznego dnia gdy Lily w końcu zatonie w jego pięknych brązowych oczach i się w nim zakocha. Bardzo szkoda mi Marleny i Remusa, obydwoje coś do siebie czują, a teraz będzie im jeszcze trudniej sobie to powiedzieć. Nadal intryguje mnie postać Jo, już nie mogę się doczekać nowej notki, gdy w końcu się wszystko co dotyczy jej osoby wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo, dużo, dużo, dużo weny :)
Dorcas
*_* dziękuję :*** szalenie mnie zmotywowałaś- aż zaczęłam pisać nowy fragment :D.
UsuńPozdrawiam :***
Pisz szybko u cb nn bo zdycham z niecierpliwości ;>/
Jejciuu nowy rozdział ^^ Wpadłam tylko na chwilę (taa, na chwilę), ale zaraz muszę iść ;c Zobaczyłam powiadomienie o Twoim rozdziale i aż mnie korci aby przeczytać, no ale muszę odrobić lekcje TT.TT (inaczej szlabanik ;c)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam dziś wieczorem lub jutro rano ;*
Pozdrawiam
PS: Nie wiem po co to w ogóle napisałam, ale okeeej xD
Hahahhah dobrze, dobrze ucz się pilnie :*
UsuńCzekam ma twój komentarz niecierpliwie ;>
Gorąco pozdrawiam :*
Pisałam już, że nie cierpie Emmeliny??? ( czy jakoś tak ) Nwm, ale powiem to jeszcze raz. NIE CIERPIE JEJ! Eh rozdział boski! Szkoda, że Dor i Syriusz nei sa razem :((
OdpowiedzUsuńDziwnie to zabrzmi, ale cieszę się, że jej nie lubicie xd. To celowy zabieg, bo szykuje dla niej matamorfę :D
UsuńPozdrawiam :***
Dodałam Twoje zamówienie na http://imperium-grafiki.blogspot.com/ Mam nadzieję, że się podoba :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :*
UsuńWitaaj koleżanko! :3 Wybacz, że dopiero teraz, ale balet, szkoła (nie było kartkówy z fizy! ^^). Masakrycznie się czuję przez tą szkołę, pracę domową i ,,Wyciągamy karteczki!''. Okej, okej. Już gadam o swoim śmiesznym życiu xD
OdpowiedzUsuńOczywiście jak zawsze na pierwszym miejscu JILYY, JILYY, KOCHANI MOI <3 Taką superową scenkę napisałaś, że normalnie rzygam tęczą ;> Obyśmy zbliżali się do pocałunku *-* Tak jak Ty, nienawidzę czekania na początek ich miłości, ale potem cieszę się, że czytałam bo wiele fajnego by mnie ominęło ;D
NIENAWIDZĘ EMMELINY TAK JAK POMIDORÓW. Tak tylko mówię xD Wkurza mnie do potęgi, mam ochotę przywalić jej przez internety ;c Wpycha ten swój wścibski nochal między Dorcas i Syriusza (<3)! I niby taka z niej wspaniała przyjaciółeczkę cholera jasna (wybacz xD)! Ona niszczy całą egzystencje ich związku! Ale to, że jest jest super, bo musi się coś dziać, c;nie? ;P
Doriusz ma kłótnie ;C Wyjdą z tego! Ja to wiem! Oni są FOREVER TOGETHER <333. Ich związek może (często) przechodzi kryzysy, no ale chyba każdy wie że MUSZĄ (tak, muszą) być razem. Percecto opisałaś ich kłótnie, charakterek Dorcas ^^ no i Emmelinę (którą chcę spalić na stosie) ;>
Uszanowanko za wątek z Marleną. Wilkołak Marlena...hmmm. Spoko! C; Wstrząsnęło to mną, ale pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją u Marleny (oryginalność musi być ;p). Ale super było jak Remus to usłyszał ^^. Taką fazę miałam, że śmiałam się do sufitu xD
Ostatnio na historii mamy Rzym i było o Remulusie (czy jakoś tak xD) i Remusie. Zaczęłam chichotać i wgl jakaś świruska ze mnie xD Ok ok. Znowu zaczynam :3
Jo jak zawsze jest tajemnicza. Na razie nie mam jakiś większych podejrzeń jeśli o nią chodzi. Tylko cały czas nie mogę rozgryść co ona chce zrobić Lily Evans(Potter. Już mi spieszno do ich małżeństwa ^^)!
Super szablon. Tak serio to też chciałam go ustawić, ale wtedy Ty go już miałaś więc chciałam być super koleżanką i nie kopiować ;DD Taka szlachetna niby jestem xD Już nie mogę się doczekać nn i pewnie na lekcjach będę odpływać wymyślając własne werse Twojego i mojego opowiadania ;> Czasami przez przypadek potrafię jedno zmieszać z drugim ~.~ Od niedawna zaczęłam świrować za Percy Jacksonem<3 Już go kocham! xD
To na razie tyle ;) Pisz dalej! Twoja wena wróciła, a moja się ulotniła chen daleko! xD No nic, może wróci ;)
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Jakby co to chodziło o ten poprzedni szablon ;)
UsuńAaaa!!!! Dziękuję ci za komentarz! Możesz kopiować szablon ;>, pozwalam :D. Też nienawidzę pomidorów *bleeee*. I też śmiałam się jak wariatka na legendzie o założycielach Rzymu :D. Wgl moja babcia miała z domu Remus, więc się łudzę, że jestem jakąś jego prawnuczką czy coś xD. I też od niedawna szaleje z Percym Jacksonem. Tylko że nie mogę nigdzie drugiej części znaleźć. Każe całej rodiznie mi znaleźć i nakupować na Boże Narodzenie i będzie git :D.
UsuńWeeeny :* Pozdrawiam :*
Hahaha xD Ale fajnie! Super by to brzmiało. Na przykład: Zuzanna Remus (to ja xD). Ja Percy'ego z biblioteki wypożyczam na razie i jest spoko ^^ Ja na święta koniecznie chcę taką bluzę blogerską i plecak vintage w koniki *.*. Konie to moje życie, mówiłam już? xD
UsuńPozdrawiam i do zobaczenia <3
Boże no xD Czy tylko ja nie umiem poprawnie pisać? xD Każde zdanie rozpoczęte od ,,Ja''. Muszę się leczyć xD KONIECZNIE.
UsuńMówiłaś, mówiłaś :D. Kurczę, teraz mi przypomniałaś, że też chciałabym dostać plecak i bluzy... Ożesz xD. Nie no chyba postawie na książki... Zuzanna Remus brzmi o niebo lepiej od Agata Remus (czyli ja), więc masz chyba do niego bliżej :D. I jeśli ty musisz się leczyć, to mi już nic nie pomoże. Nie ma komantarza w którym nie napisałabym czegoś o sobie... Mój egoizm aż wali po oczach.
UsuńPozdrawiam :***
Uwielbiam imię Agataa ^^ Kiedyś powiedziałam, że nazwałabym tak swoją córkę (ale ja nie chcę mieć dzieci xD) Ale w sumie to kupiłam wczoraj w Sinsay'u taką boską bluzę *-*, więc już tylko plececzek zostaje ;> Ale cały czas mam ten sam problem. Uważam, że jestem za gruba albo coś i że brzydko we wszystkim wyglądam TT.TT XD
UsuńUwierz, nie tylko Ty piszesz cały czas o sobie ^u^ Cały ten komentarz jest niestety o mnie XD Wybacz ;)
Pozdrawiam <3
Załoze się ze wyglądasz w tej boskiej bluzie bosko *_* sam fakt ze jest z Sinsaya mówi sam za siebie ;> znam te kompleksy nastolatki- mi się wydaje ze wszystko mnie pogrubia, ze mam starą skórę i wyłupiaste oczy ehhh...
UsuńJa uwielbiam imię Zuzaaa <333 tak nowocześniej brzmi, a Agata to jak imię z XVII wieku... Matylda, Agata, Gertruda... aż ciary przechodzą xd
Ja mam alegrie i normalnie słodyczy i produktów ze sztucznymi barwnikami jeść nie mogę, bo potem wrzeszczę, że jestem czerwona na twarzy xD
UsuńWedług mnie to do mnie pasuje czarny worek do kostek xD Wydaje mi się, że we wszystkim wyglądam jak idiotka ;>
Takich spazmów dostałam jak weszłam do Sinsay'a xD Bo w Białym tylko w Alfie jest ^^
Weź, zamknij się xD Agata to superowe imię ;) Kiedyś jak grałam jeszcze w te gry online to zawsze miałam nick Agata cośtam xD Mi tam się podoba ;D
Mi się wydaje, że dziwnie by brzmiało Babcia Zuzia xDD Tak śmiechawo XDD
Babcia Zuzia brzmi właśnie świetnie! Na pewno twoje wnuczęta miałyby same pozytywne skojarzenia ;>. Wolałabym mieć babcie Zuzię i dziadka Kubę niż babcię Krystynę i Bogumiłę... To dopiero brzmi dopiero śmiechawo- tak przesadnie poważnie :D.
UsuńWspółczuje alergii, sama też mam, ale mniej brutalną niż twoja- laktoza. I tak olewam to wszytsko i się zalewam mlekiem, co kończy się opłakanymi skutkami.
Jeśli ktoś tu wygląda we wszystkim jak idiotka- to tylko ja. Uwierz mi, gdybyś zobaczyła mnie skończyłabyś z tymi śmiesznymi kompleksami raz na zawsze. Wiecznie wyglądam jakbym szła po ziemniaki do piwnicy, nie wspominając już jak prezentuje się, gdy staram się wystroić. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.
Ja też olewam alergię, a potem mam do siebie wąty, że wyglądam jak ziemniak ;O
UsuńJak mierzę w sklepie spodnie legginsowe to rzygać mi się chce na widok moich nóg T.T Moim zdaniem mam masywne ramiona i wyglądam jak Pudzian w koszulce na ramiączkach XD A mama to by mnie ubierała jakdo przedszkola: rajstopki i sarafanik XD Albo co gorsza żółte spodnie z jakiegoś dzikiego materiału! ;O Może lepiej pogadajmy przez gg czy coś xDD
taki off top robimy, faktycznie :D. Tylko GG mi się ostatnio popsuło, a ściślej mówiąc popsuło się nie po raz pierwszy. Skype też mi poszedł Xd. Wszystko sie psuje na moim kompie, wyskakują błędy, pisze że brak danych o moim koncie i tego typu... Ale możemy pogadać przez twittera (jak masz) ;>
UsuńMam Twarzbooka xD Twitter mi nie potrzeby to nie ma ;) A gg też przez internety działa. Wchodzi na gg.pl logujesz się i gotowe! xD
Usuńsęk w tym, że mi ogólnie coś się psuje na połowie portali- i tu nie chodzi o hasło, bo wszytsko mam dokładnie zapisane- po prostu wyskakuje ERROR i tyle na ten temat. A TwarzBooka wieki temu usunęłam... Wymagało to oglądanie swojej Twarzy przy każdym logowaniu więc darowałam se nieprzyjemności xD. Czekaj ide założyć chyba 15 konto na gg :D
Usuńszybko poszło: 49345321
Usuń'Alkoholowe ekspedycje' Huncwotów mnie powaliły, śmiałam się dobrą chwilę : D
OdpowiedzUsuńNie no jak można zerwać z Syriuszem, jeśli chodzi o to pokolenie, to jest om dla mnie najciekawszą postacią. Wątek nieszczęśliwej miłości Marleny i Remusa przyprawia mnie o gęsią skórę, czy do diaska nie mogą być razem?!
Bardzo dziękuję, za Twój motywujący komentarz na moim blogu!
Pozdrawiam G. ; *
Remlena? A mogą byc razem, mogą, ale teraz będzie o to ciężko. Te wieczne żale i wgl...
UsuńDziękuję za komentarz, czekam na nn u cb :*
Ja cię ! Zabijesz mnie ! Przepraszam, że tak długo nie komentowałam :-( ale miałam dużo na głowie, a ostatnio prądu nie było ;< Zamieć śnieżna...
OdpowiedzUsuńEmmelina szczerze mnie drażni -,- Jakbym mogła to bym ją zabiła, ale nie mogę bo to opowiadanie - twoje ;D więc proszę cię ! ty to zrób ! xD
Lily i James - pięknie to opisałaś i coraz bardziej się do siebie przekonują i zbliżają, co bardzo mnie cieszy :)
Jeju na prawdę jeszcze raz przepraszam ! <3 życze kochana weny :*
Brr... Ja z Pomorza, gdzie szaleje orkan... Strach wyjść z domu normalnie xD.
UsuńZabić Emmę? Kurczę, może zorganizuje konkurs na najlepszą możliwą scenerię zbrodni? Czy ma oberwać Avadą, spaść z wieży astronomicznej, czy może zatruć się migdałami? ;> A tak serio to póki co jej nie zabije- ktoś tu musi mieszać, a cieszę się, że przynajmniej moje postacie jakiekolwiek emocje w czytelnikach wywołują. Emocje negatywne co prawda, ale zawsze :D
Pozdrawiam :**
Ps. zaprasza na nn http://dorcasihuncwoci.blogspot.com/2013/12/rozdzia-8.html
OdpowiedzUsuńIdę ogarnąć :D
UsuńBędzie w tym tygodniu rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńPostaram się, ale będzie ciężko, naprawdę. Myślałam, że uda mi się dodać rozdział w weekend, ale mi nagle w sobotę odcięło prąd, a w niedzielę zabrakło mi weny... Mam napisane z 10 % rozdziału tego co napisałam w piątek... mam 3 klasówki w tygodniu... Ale myślę, że uda się dodać w weekend, a może nawet wcześniej:D.
Usuńteż nie miałam prądu :/
UsuńTo będę wiernie czekać :P ;)
Tak , to znowu ja!
OdpowiedzUsuńZapraszam na miniaturkę
http://dorcasihuncwoci.blogspot.com/2013/12/mianiturki-nr-3-gdyby-nie-listy.html
Przepraszam cię za to, że nie skomentowałam twojej wcześniejszej miniaturki na drugim blogu i rozdziału na tym... Po prostu nie miałam do tego głowy- za dużo zajęć na głowie. Jutro możesz wypatrywać moich komentarzy pod KAŻDYM postem, obiecuję :*.
UsuńHejjka :3
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że jesteś nominowana do Liebster Award.
Nie wiem czy Cie to ruszy, ale po prostu bardzo podoba mi się twój blog :))
http://dramione-zawsze-i-na-zawsze.blogspot.com/2013/12/liebster-award.html
Dziękuję za nominację :*
UsuńCześć,
OdpowiedzUsuńEmmelina strasznie namieszala :/
Nwm co jeszcze tu napisać... To tyle.