Dwadzieścia jeden dni później. Pełnia. (29 września. Poniedziałek)
Nieznośne promienie słońca paliły twarz
Marleny. Przez pewien czas dziewczyna walczyła z nimi, przekręcając się na
boki, ale zrezygnowała, bo coś się nie zgadzało. Uniosła jedną powiekę i
natychmiast podniosła się na nogi z krzykiem.
Nie leżała w swoim łóżku.
Nie leżała w swoim dormitorium.
Nie było jej nawet wewnątrz zamku.
To pewnie jakiś durnowaty kawał, pomyślała
najpierw. I gdy już chciała wskazać, kim jest jej domniemany winowajca-
przypomniało jej się.
Opadła na ziemię równie gwałtownie, jak
wstała. Głowa zapulsowała jej bólem, poczuła też, że z kolana ciurkiem leci jej
krew. Nie to jednak miała w głowie.
Fakt, że oni znowu mieli rację, rację, której
zresztą mieć nie chcieli, sprawił, że odechciało jej się żyć. I jedyne co teraz
mogła zrobić, to rozpłakać się jak dziecko.
***
Trzydzieści godzin
wcześniej
Walczyła z oddechem przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Nie miała w zwyczaju
mieć trudności z brakiem odwagi czy śmiałości, ale teraz urosła przed nią
ogromna blokada. Z jednej strony musiała wiedzieć, co dalej, a z drugiej
obawiała się prawdy. Tak, bała się, że usłyszy, coś, co zmieni całe jej
dotychczasowe życie.
Kamienne gargulce, które strzegły
pomieszczenia łypały na nią groźnie i to może przez nie w końcu wzięła się w
garść. W dzieciństwie bowiem siostra straszyła ją podobnymi rzeźbami, mówiąc,
że po dłuższym nań przyglądaniu samemu się w niego zamienisz. Teraz już w to
oczywiście nie wierzyła, ale wolała nie ryzykować. Poza tym i tak tego nie
odłoży.
Odchrząknęła i zastukała pięścią we
wrota. Prawie natychmiast otworzyła jej
profesor McGonagall z zatroskaną, aczkolwiek w dalszym ciągu surową miną. Bez
powitania weszła do środka i przejechała po twarzach pozostałych nauczycieli,
którzy zgromadzili się w pokoju w jej sprawie.
Pani Pomfrey. Nauczycielka Opieki Nad
Magicznymi Stworzeniami, którą kojarzyła
jedynie z widzenia. Liam Argent, ich nowy nauczyciel OPCM’ u. Jakaś
nieznana jej kobieta, w stroju uzdrowicielki. No i sam zamyślony Dumbledore.
Wbiła wzrok w ziemię.
-Marlena, usiądź proszę- usłyszała głos
dyrektora. Posłusznie wypełniła polecenie.
-Powiedziałaś, że nie chcesz pojechać na
badania do Szpitala św. Munga…
-A pan
powiedział, że nie powinnam się niczym przejmować, kilka tygodni temu-
przerwała mu z wyrzutem. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się niegrzecznie,
ale nie przejmowała się konsekwencjami, czyli szlabanem. Gdyby tylko to ją
spotkało, byłoby wręcz nagrodą.
Starzec westchnął ciężko.
-Nie musisz się przejmować, to prawda. Póki
co jeszcze nic nie wiemy. Ale to, że nie wiemy pewnej rzeczy nie umniejsza jej
istnienia- odparł filozoficznie. –A więc pozwól nam zrobić te badania. Nie
zrobię nic wbrew twojej woli, ale lepiej zrobić to teraz, tutaj, niż niepokoić,
być może niepotrzebnie, twoich rodziców wysyłając im prośbę o pozwolenie
wysłania cię do szpitala, nie sądzisz?
Już otwierała buzię, by opowiedzieć, ale
natychmiast ją zamknęła. W jej rodzinie dzieje się wystarczająco źle. Ojca
niedawno zwolnili z pracy z Ministerstwa, a matka pracująca jako sprzedawczyni
w jednym ze sklepów na Pokątnej poza sezonem nie mogła utrzymać reszty rodziny,
wliczając jej praktykującą od tego roku siostrę. Gdyby miała się zamartwiać
jeszcze tym, że jej córka może zostać wilkołakiem…
Pociągnęła nosem i pokręciła lekko głową.
-A więc pozwolisz pani Carver spojrzeć na
twoją ranę?
Nie opowiedziała.
Przez ostatnie dni, a dokładniej od
rozpoczęcia nowego związku, mało myślała o swoim zadrapaniu na nodze z feralnej
pierwszej nocy szóstej klasy. Tym bardziej, że McGongall powiedziała, że to
fałszywy alarm, a przynajmniej ona tak to odebrała. Teraz znowu musiała na nią
spojrzeć.
Podwinęła nogawkę spodni. Rana od jej wizyty
u szkolnej pielęgniarki nie zagoiła się ani odrobinę.
Teraz już wiedziała, co robiła tu ta nieznana
jej uzdrowicielka. Dumbledore wezwał ją, żeby coś tu nareszcie stwierdziła.
Najwyraźniej się pomylił, bo tamta tylko zrobiła zdziwioną minę.
-Likantropia zawsze była dla nas czymś…
nieznanym- mruknęła szukając wymówki. –A ja osobiście nigdy nie słyszałam o
podobnym przypadku. Wiadomo, że wilkołakiem zostaje się od ugryzienia.
-Tylko, że ona miała z nim styczność podczas
pełni- wtrąciła chłodno McGonagall.
Pani Carver coś opowiedziała, potem
nauczycielka OPMS’ u coś dodała, potem jeszcze Carver się odezwał, ale Marlena
ich nie słuchała. Czekała jedynie na wyrok.
-Sądzę, że w tym przypadku musimy cię
odizolować od innych na czas pełni. Ustawimy cię z dala o pana Lupina, więc w
razie braku przemiany na pewno ponownie się nie… eee… spotkacie. Jeśli nie
czujesz się pewnie, dodam, że w pobliżu będzie się kręcić Hagrid.
Kiwnęła głową.
-Albusie, musimy porozmawiać jeszcze z
Lupinem. Wyjątkowo umiejscowimy go z dala, sądzę, że jak się dowie co się
stało…
-Nie!- krzyknęła natychmiast szatynka
bezwiednie. Profesorka przerwała swój wywód i oburzona obróciła się w jej
kierunku. –Nie może pani powiedzieć Remusowi o mnie. On sobie tego nie wybaczy.
Chłopak mógł sobie ją ranić do woli, ale ona
nie sprawi mu takiego bólu. Wystarczy już to, co się dotychczas stało. Jego
szczęście zawsze będzie dla niej najważniejsze.
***
Chociaż mijał dzisiaj dwudziesty pierwszy
dzień od pamiętnego wypadu do Hogsmeade, nic się nie zmieniło. Jedyną nowością
był związek Marleny i Franka, ale początkowe emocje i poekscytowanie dawno już
opadły. Nawet Meadowes przestała już organizować w przyszłości podwójną randkę
dla nich wraz z nią i Syriuszem.
Emmelina mniej lub bardziej widocznie
wtrącała się w sprawy związku Dorcas i Syriusza, którzy byli w czymś w rodzaju
separacji od sytuacji z Clemence. Może właśnie dlatego wszystkie plany
dziewczyny z udziałem Blacka miały miejsce „w przyszłości”?
Remus nie do końca zaakceptował nowy związek
swojej ukochanej, ponieważ wyjątkowo zaczął planować kawał na Longbottomie z
własnej inicjatywy. Koniec końców nic się nie odbyło, bo wszyscy jak jeden mąż
stwierdzili, że to może zaszkodzić pozycji Jamesa i Syriusza w drużynie
Qudditcha, której Frank był kapitanem.
Peter i Jo wciąż byli „parą”, chociaż
Huncwoci zdążyli zauważyć, że Ślizgonka lekko wstydzi się swojego chłopaka
wśród znajomych.
-Wydaję się być miła, ale jest ze Slytherinu,
więc to pewnie taka udawanka- podsumował ją Syriusz.
Reszta podzielała jego zdanie, z wyjątkiem
Pettigrewa, który każdy występek Prewettównej zajadle bronił.
A co się działo wokół Lily i Jamesa? Mało.
Ruda miała jakiś swój powód, którego,
naturalnie, nikomu nie zdradziła, by nie dawać Rogaczowi szansy i ponieważ nie
chciała przyznać, że w Hogsmeade jej się poobało postanowiła przyjąć
najbardziej sprawdzoną metodę- unikanie. Pottera wybitnie to śmieszyło i
specjalnie wpadał na nią po zajęciach, co kończyło się napadem furii:
-Czy te okulary w ogóle coś ci dają? Naucz
się patrzeć przed siebie! Jeszcze raz wylecą mi przez ciebie książki, to…
-…pomogę ci je pozbierać- dokończył z
uśmiechem i dzielnie na klatę przyjmował uderzenie z owej książki prosto w
głowę.
I nie zapowiadało się, że dzisiaj zmieni się
coś w tym nudnym systemie. A jednak.
Ruszył sezon Quidditcha i miał się dziś obyć
pierwszy mecz, Gryffindor konta Slytherin. Remus nie mógł być dzisiaj na
trybunach, bo od rana przesiadywał od pani Pomfrey, ale wczoraj przed przeminą
obiecał trzymać kciuki za przyjaciół. Jak zawsze rano przed ważnym meczem,
graczom magicznie znikał apetyt. Dorcas praktycznie karmiła Syriusza z łyżki
jak małe dziecko, co doprowadzało go do szału i pluł on we wszystkie strony
(jak małe dziecko). Po raz pierwszy od zawsze Jo dosiadła się do gryfońskiego
stołu pod pretekstem przywitania się z Peterem, a gdy tylko usiadła, musiała,
jak to ona, zadawać pytania.
-Kto właściwie gra u was w drużynie?-
zapytała Jamesa.
-Myślałem, że bardziej zainteresuje cię skład
Ślizgonów- odparł beztrosko.
-No tak…- naciskała. –Ale nigdy nie byłam
zbytnio przywiązana do jakiegoś domu… I kibicuje wam. Nigdy nie gustowałam w szpanerstwie
naszych wielkich sportowców.
Jedyne, czego zdążyli się już nauczyć o Prewett,
to to, że uwielbiała obdarowywać wszystkich wokół onieśmielającymi komplementami, po których zapominało się
języka w gębie.
-U nas szpanerstwo jest jeszcze bardziej
rozpowszechnione- wtrąciła spod książki Lily. –Co nie, Potter?
Okularnik parsknął śmiechem i podebrał Rudej
tosta z talerza pałaszując, jakby o wieków nie miał jedzenia w ustach. Jako
jedyny potrafił w takie dni jeść.
-Lily Evans, mistrz ciętej riposty- Wytknęła
do niego język. –Odpowiadając na twoje pytanie, Jo, to tak: Frank Longbottom
jest kapitanem drużyny i jednym z pałkarzy, drugim w tym roku został jakiś
trzecioroczniak, nazwiska ci nie powiem, bo nie pamiętam. Obrońcą jest kumpel
Franka, czyli Chris Wood, taki przygłupi mięśniak. Ale broni nieźle, to mu
muszę przyznać. Syriusz, Jayden, czyli kolejny kumpel Franka, i od tego roku
znowu ktoś nowy, są ścigającymi. A ja…
-Jestem największą gwiazdą- dokończyła
Evansówna. –Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.
-Możecie przestać sobie dogryzać?- warknęła
Hestia. –W sumie domowe rozgrywki to bardzo fajny pomysł, u nas, w Beaux
graliśmy tylko dla zabawy, jak jakiś siódmoklasista nam wyczarował pętle.
Black ziewnął.
-U nas też nie było rozgrywek- zaczęła
ostrożnie Jo. –I dla zabawy też nie graliśmy.
-A gdzie ty właściwie chodziłaś?- spytała
zaciekawiona Emma.
-Instytut Czarownic w Salem w Ameryce-
odpowiedziała szybko. Łapa zmarszczył brwi.
-Jesteś Amerykanką?
-A co? Nie zdradził mnie mój akcent?
-Nie…- mruknął trochę speszony. -Chodzi mi o
twoje nazwisko. Wydawało mi się, że jesteśmy spokrewnieni. Black i Prewett…
Słyszałem gdzieś twoje nazwisko. Ale musisz być z dalszej rodziny, bo normalnie
wszyscy siedzą na kupie w Anglii i sprawdzają, czy ktoś przypadkiem nie spotyka
się z mugolami.
Jo nie zaśmiała się.
-Najwyraźniej tak. A tak idąc tropem- kto
jest w drużynie domowej Slytherinu?
Gryfoni równocześnie ciężko westchnęli, ale
nikt nie odpowiedział. W końcu, po kilku odchrząknięciach, Dorcas wyjaśniła:
-Regulus jest szukającym. Regulus Black, w
sensie, brat Syriusza.
Ślizgonka aż gwizdnęła i już otwierała usta,
by o coś spytać, gdy znikąd zmaterializował się Frank ze wściekłym wyrazem
twarzy. James i Syriusz podali mu dłonie na przywitanie, a dziewczyny
delikatnie się uśmiechnęły, ale nie opowiedział na żaden z tych gestów.
-Nie mamy ścigającego- odparł
bezceremonialnie.
-Co?!- krzyknęli równocześnie Rogacz i Łapa,
bezsensownie rozglądając się po sali. Kapitan Gryfonów westchnął i usiadł na
miejscu, które zrobiła mu Emma.
-Ano tak… Ten nowy dostał szlaban od
McGonagall na resztę semestru z uwzględnieniem meczów, żeby, cytuję „była to
jeszcze lepsza kara”.
-Boże, jaka sadystka!- wybuchnął Black. –Może
zawiesić w drużynie jakiś Ślizgonów- (-Ej!- oburzyła się Prewett) wywrócił
oczami- a nie osłabiać własny dom…
Frank przytaknął.
-Nie mamy rezerwy. Jeśli nie wyjdziemy w
pełnym składzie, zdyskwalifikują nas. Damy wygrać Slytheirnowi walkowerem…
-Ja mogę zagrać- przerwała mu Hestia z
podnieconą miną. –Powiem skromnie, że jestem całkiem dobra.
-Zapomnij! Hestia, to nie jest jakaś żałosna
zabawa- warknął Łapa.
-W zeszłym roku przegraliśmy z nimi w
ostatnim meczu i straciliśmy puchar. To nie jest jakiś tam mecz w pierwszej
kolejce. To gra o honor. Musimy ich rozgromić- dodał Rogacz.
-Czy macie lepsze zastępstwo? Jak się nie
sprawdzę, to trudno. No chyba nie będziemy teraz biegać po zamku w
poszukiwaniach kogoś, kto…
-Żebyś wiedziała, że będziemy.
Jones prychnęła i rzuciła widelec z
dezaprobatą, poczym obróciła się na pięcie i odeszła wylewając „przypadkiem” na
kuzynów trochę soku dyniowego.
***
-Ruda, przyjdziesz na imprezę do Pokoju
Wspólnego po naszym zwycięstwie?- zapytał James doganiając dziewczynę po drodze
na boisko, ubrany w czerwony strój z wielką, wyszywaną siódemką na plecach.
Evansówna uniosła brwi.
-Znaleźliście jakieś zastępstwo?
Parsknął śmiechem.
-Nie, ale prędzej już TY z nami zagrasz niż
zrobi to Hestia.
-Hahaha…- udała śmiech. –Zabawny jesteś. A
więc skoro nie, to kogo macie?
-Frank poszedł błagać McGongall, żeby
wypuściła młodego Dwyera. Uwielbia go, przecież to prefekt naczelny. Na pewno
odpuści…
Spojrzała na niego z politowaniem.
-Wydaję mi się, że sam nie wierzysz w to, co
mówisz. Na waszym miejscu naprawdę przyjęłabym Hestię do drużyny. Nie widziałeś
na oczy jak gra, a wydajesz osąd. McGonagall nie odpuści mu szlabanu, nawet
jeśli sam minister magii by ją o to poprosił. A jeśli chodzi o waszą durnowatą
imprezę, to mówię NIE.
-Nie ufasz sobie po alkoholu?- zapytał z
błyskiem w oku. –Dobra, już dobra. Pogadamy jak przestaniesz mnie unikać.
Odwróciła się na pięcie.
-Dlaczego miałabym cię unikać? Nie obchodzi
mnie co robisz, nigdy nie obchodziło, i to chyba normalne, że nie kręcę się
wokół twojej osoby.
Zbliżył się do niej o dwa kroki i z
szelmowskim uśmiechem, szepnął:
-No nie wiem, kochana. Nad moim towarzystwem raczej nie powinnaś się
użalać.
-Zdaje mi się, czy nie masz za pięć minut
meczu?- wydyszała udając pewność siebie, bo czuła się skrępowana, gdy trzymał
tak blisko twarz.
-Poczekają na mnie.
Krok w tył.
-No nie wiem…- Podszedł bliżej.
Kolejny krok w tył, na który on opowiedział
dwoma krokami w przód. Jaki idiota….
-Bo widzisz…- ciągnął. –Zależy mi na całusie
na szczęście.
-I brak ci kandydatek?
-Żebyś
wiedziała…
Stał niebezpiecznie blisko. W jego
czekoladowych oczach, powiększanych przez kwadratowe szkła okularów, dostrzegła
mieszankę rozbawienia i ciekawości. W jej pewnie widać było jedynie strach i
ogłupienie. Na pewno to wykorzysta, pomyślała. Czuła bezradność, gdy te wesołe
tęczówki zbliżały się bliżej i bliżej… Chciała zamknąć oczy, by na nie dłużej
nie patrzeć, ale obawiała się, że chłopak źle to zinterpretuje. Ich nosy się
styknęły. Był za blisko. Zbyt blisko by jakoś zareagować.
Już nie przyglądała się jego oczom. Bardziej
zainteresowały ją usta, które zaraz miałaby posmakować. Nie była na to gotowa.
Niech on przestanie, niech on przestanie…
-Lily?- usłyszała zszokowany głos za sobą. I
poczuła, że gorzej być już nie mogło.
***
-Cholibka, Marlena… Wyglądasz jakby napadło
cię stado wściekłych hipogryfów… Na pewno nie chcesz, żebym cię zaprowadził do
pani Pomfrey?- zapytał zmartwiony półolbrzym stawiając przed nieprzytomną
dziewczyną talerz ze swoimi wypiekami w postaci niezbyt smacznych ciasteczek.
-Dziękuję ci, Hagridzie, ale nie… On pewnie
tam jest i… - głos jej się załamał. Gajowy westchnął ciężko.
-Ja wim, że tobie jest ciężko. Ale Remus
powinin wiedzieć, co się porobiło. I na pewno lepij jak usłyszy to od ciebie.
Wbiła wzrok w podłogę. Niech Hagrid lepiej tu
nie mędrkuje, bo zbytnio jej nie pomaga. Bo niby co ma powiedzieć? „Cześć,
Remus. Wiem, nie rozmawiałam z tobą ostatnio zbytnio, ale sądzę, że chciałbyś
wiedzieć, że przemieniłeś mnie miesiąc temu w wilkołaka! Ale nie przejmuj się
tym zbytnio, nie mam ci za złe”?
Zresztą po to niby kłóciła się dwa dni temu z
McGonagall o zachowanie tajemnicy, żeby teraz wszystko samemu wyjawić?
Nie zdawała sobie sprawy, że zatajając przed
przyjaciółmi ten fakt popełnia identyczny błąd, co jej były chłopak.
***
Severus Snape kilka razy przetarł oczy, bo w
głowie nie mieściło mu się to, co zobaczył. Przecież Lily, jego Lily,
nienawidzi Pottera, nie mogłaby się z nim całować, a raczej ku temu zmierzać. I
gdyby chociaż zobaczył skruchę w tych jej boskich zielonych oczach, gdzie tam.
Odskoczyła od Pottera i zaczęła zbliżać się do niego, ale nie dlatego, że
chciała go pocałować. Właściwie, to chyba powinien spodziewać się uderzenia w
policzek.
-Jak śmiesz…- warknęła przez zaciśnięte zęby.
–Nie jestem już dla ciebie szlamą? Przypomniałeś sobie jak mi na imię? NIE RÓB
TAKIEJ GŁUPIEJ MINY!
-Lily…- westchnął ciężko, ale czarnowłosy
chłopak zagrasował mu widok na jej rozwścieczone tęczówki. Potter.
Machinalnie wyjął różdżkę zza pazuchy. Ten
kretyn za długo działał mu na nerwy.
Potter również nie zwlekał.
-James, daj spokój!- wykrzyknęła rudowłosa,
zawieszając się na jego ramieniu. –Musisz iść na mecz, zdyskwalifikują cię…
-Lily…. Idź.
-Znowu mam się na was wkurzyć?! Naprawdę
jesteście takimi debilami, że będziecie się tu tłuc? PRZYSIĘGAM, ZARAZ PÓJDĘ PO
MCGONAGALL!
Jej prośby i groźby niewiele dały. Ta dwójka
nienawidziła się za bardzo, żeby teraz opuścić. Tym bardziej, że chodziło o
zielonooką.
Poleciała pierwsza Drętwota, ale została
zablokowana.
Stanęła między nimi.
-Spuśćcie różdżki! Heeej, jestem tu! Jeśli
któryś z was chociażby drugiego draśnie, wywołam tu taką aferę, że…
Tym razem Snape lekko ją odsunął. Już miała
go, za to ofuknąć, ale Rogacz ją uprzedził.
-Nie. Dotykaj. Jej.
-Dobra, już dobra, wybaczam mu, ale
przestańcie! Stawiacie mnie w beznadziejnej sytuacji…
A potem pisnęła, bo pojawiło się czerwone
światło wywołane przez Ślizgona. I zrobiła to chyba wystarczająco głośno, bo
zaraz ktoś po mugolsku walnął pięścią jej dawnego przyjaciela.
Syriusz.
-Cała płoniesz, Ruda- parsknął i pomógł
podnieść się okularnikowi. –A ty, jesteś jakiś głupi, czy co? Chcesz żebyśmy
dzisiaj przegrali? Zamieszki ze Ślizgonami, owszem, ale po meczu. Okazało się,
że Dwyer ma szlaban właśnie za taki „wygłup”.
-Wy…- wydyszała Lily. –Dlaczego go
uderzyłeś?- spytała piskliwie z wyrzutem.
-A co, miałem go pogłaskać?
-Tylko go znowu nie broń- powiedział nagle
James. Widać było, że czuł się upokorzony tym, że pozwolił się powalić
Smarkerusowi w jej towarzystwie.
-Nie mam zamiaru. Za to wy jak zwykle
musieliście dać popis swoich umiejętności. Co ci w ogóle strzeliło do głowy,
żeby się z nim pojedynkować? I czemu nie pozwoliłeś mi załatwić tej sprawy?
Wywrócił oczami. Czego by nie zrobił, ona i
tak dostrzegłaby w tym jego winę. Bronić tego gnojka, po tej całej sytuacji po
sumach? Pewnie teraz jeszcze będzie na niego obrażona, za to, że nie pozwalił
mu znowu jej zranić, przez następny miesiąc.
Pożegnał się z nią chłodno. Musiał iść na
mecz. Wygrają, jeśli cały swój gniew wywołany przez Snape’ a przerzuci na
resztę Ślizgonów.
***
Dorcas przyniosła na trybuny reklamówkę
pełną smacznych zagryzek. Częstowała wszystkich dookoła, a Ruda po raz kolejny
odmówiła ulubionych ciastek korzennych. Za to Emmelina, która siedziała po jej
drugiej stornie korzystała z okazji i co chwila nad jej głową przelatywała ręka
wypełniona paczkami czekoladowych żab, co, oczywiście, doprowadzało ją do
szału.
-W porządku?- zapytała cicho szatynka, Lily.
Ruda kiwnęła głową i cicho rzuciła:
-Potter i Snape tak jakby… się pobili.
Wcale nie zdziwiła się, że Emma i Dor nie
były tym zdruzgotane tak, jak ona. Wręcz przeciwnie- westchnęły z zachwytem, a
blondynka odparła rozmarzona:
-Chciałabym, żeby kiedyś ktoś się o mnie
pobił.
To było jak chlust zimną wodą. Lily przestała
się dąsać.
-CO?!- krzyknęła, czerwona jak piwonia. –Nie
pobili się O MNIE, tylko zupełnie bez powodu, a na koniec jeszcze Black
przylazł pomóc. Nie dostrzegam w tym nic romantycznego.
Nawet
dla niej nie zabrzmiało to przekonywująco. Dziewczyny przerwały jedzenie i
podekscytowane nachyliły ku niej głowy.
-Rozumiem twoje oburzenie w stosunku do Snape’
a- przyznała Dorcas- ale chyba nareszcie otworzysz oczy na Rogacza, no nie?
Yyy…
Nie.
-Zresztą- podjęła temat Emma- lepiej nie rób
nic. Może odwalą jeszcze jeden romantyczny wyskok… Pobili się, teraz może zaczną
pisać wiersze albo piosenki…
Poczuła się jeszcze bardziej głupio. Nigdy
nie zależało jej na takich rzeczach i podobać się mogły jedynie w mugolskich
nowelach, które tak uwielbiała czytać. Ale widok Pottera deklamującego wiersz
albo wspinającego się po pnączach róż ku swojej Julii był zbyt przytłaczający,
żeby nawet go wyśmiać. Czując narastające zażenowanie, przerwała sprzeczkę
dziewczyn na temat najwspanialszego możliwego gestu ze strony jej „ukochanego”:
-I tak
bym się z nim nie umówiła.
-A to dlaczego?- zapytała pewna dziewczyna,
która siedziała rząd niżej. Evans od razu rozpoznała Jo. Trochę krępujące, że
musiała to usłyszeć dziewczyna jednego z przyjaciół Pottera.
Prewett musiała być strasznie naiwna skoro spodziewała
się odpowiedzi, przynajmniej takiej słownej. Odpowiedź na swoje pytanie jednak
uzyskała- bez wiedzy samej Lily. Dowodem na to było jej następne pytanie:
-Jak nazywa się twój ojciec, Lily?
Zarówno Ruda, jak i jej dwie towarzyszki ponownie
poczuły się dziwnie wpuszczone w maliny przez tę czarnowłosą osóbkę. Zielonooka
zaczęła poważnie zastanawiać się czy nie skłamać. Ale po co?
-Ethan… A co?- spytała głośno. Prewett tylko
wzruszyła ramionami.
-Zwyczajnie. Tak też myślałam… Och, patrzcie-
już wchodzą!
Przez resztę meczu nie odwróciła się ani o
nic nie zapytała. Mogła już przystąpić do dalszej części planu.
***
-Rasac znowu ma kafla!- krzyczał jakiś siódmoklasista
do mikrofonu. –Robi zwód, mija Wilkesa i… Ałć! To musiało boleć. Trzymaj się,
Jayden. Gra trwa dalej- piłkę ma Bulstrode, niezwykle szybka z niej dziewczyna…
I… Nieee…- jęknął. –To znaczy taaak… sto dwadzieścia do sześćdziesięciu dla
Slytherinu!
-Czy ten mecz się kiedyś skończy?- spytała zdenerwowana
przegrywaniem Gryfonów, Dorcas.
Grali już ponad półtora godziny i jedyne co
się działo na boisku to faule ścigających między sobą. Wyćwiczeni między sobą
Regina Bulstrode, Nigeal Wilkes i Evan Rosier nie mieli problemu z ciągłym
ogrywaniem przeciwników. Tym bardziej, że obrońca- Chris Wood, był przeziębiony
i co chwilę kichał na całe trybuny, a zastępstwo za Dwayera w postaci
czwartoklasisty, który wyglądał jakby po raz pierwszy był na miotle nie
napędzało Syriusza i Jaydena.
-James nie złapie znicza, bo jest wkurzony-
mruknęła Emmelina, za co dostała szturchańca od rudowłosej.
Tymczasem Frank zażądał zmiany u Gryfonów i, niedomiary,
na miotle wleciała rozirytowana szatynka. Dziewczyny wymieniły zachwycone
spojrzenia (wreszcie coś poszło nie tak, jak chcieli Huncwoci) i zaczęły drzeć
się jak opętane: Hestia! Hestia!
-Hestia Jones… Tak? No dobrze, a więc mamy
zmianę w składzie Gryffindoru… Och, ile ta dziewczyna ma w sobie wigoru…
Przejmuje kafla… Wymija Wilkesa… Rosiera… Bulstrode… pałkarzy… tłuczka…-
komentator aż przerwał z niedowierzaniem. –Robi zwód na obrońcę… I… STO
DWADZIEŚCIA DO SIEDEMDZIESIĘCIU!
Na trybunach rozległ się krzyk radości
Gryfonów, i jęk Ślizgonów. Nim tylko wznowiono grę, piłkę znów trzymała
szatynka. Tym razem podała Syriuszowi, który zgrabnie zdobył następne dziesięć
punktów.
-Gra odżyła! Gryfoni pięknie grają… Mamy
chyba nowe odkrycie drużyny Gryffindoru… Rasac! Black! Jones… znowu. I gol. Sto
dwadzieścia do dziewięćdziesięciu.
Nie minęło pięć minut i już drużyny
zremisowały. Kolejne pięć minut- Gryffindor prowadził czterdziestoma punktami.
Ścigający grali jak natchnieni.
Emmelina zniknęła na chwilę mówiąc, że musi
iść do łazienki i właśnie wtedy czarnowłosy chłopak o haczykowatym nosie podszedł
do grupki przyjaciółek.
***
Snape wrócił z podbitym okiem, pamiątce po
bójce z Huncwotami z przed dwóch godzin. I gdy tylko się pojawił, już przywołał
z powrotem niezadowolenie. Meadowes nie wahała się nawet rzucić w niego kawałkiem
tortu cytrynowego.
-Lily, musimy pogadać. Tu wcale nie chodzi o
sytuację sprzed wakacji- szepnął błagalnie.
-Nie możesz zostawić jej w spokoju?- warknęła
szatynka. –James i Syriusz grają, ale cały czas mamy jeszcze Petera, który
siedzi w rząd niżej. Sądzę, że z chęcią pobije ci drugie oko.
Obdarzył ją mało łaskawym spojrzeniem, ale
kątem oka spojrzał rząd niżej. Jednak
nie przejął się Peterem. O, Boże, to ona.
Siedzi obok niej… Musi ją stąd zabrać. Za nim
ta wariatka rozpocznie jakieś przedstawienie. Przez krótki okres ich znajomości
już zdążył szczerze znienawidzić Prewettówną i jako jedyny zorientował się, że
Łowów Śmierci to ona ma w nosie. Przybyła tu z jakiś chorych powodów, których
nikomu nie zdradzi i wysługuje się wszystkimi.
Z drugiej jednak strony nie mógł przecież
zdradzić jej, kiedy wszystko słyszała. Musi
użyć jakieś wymówki…
-Cześć, Snape- uśmiechnęła się niewinnie, odwracając
się. –Avery powiedział mi, że dziś nie przyjdziesz, bo kończysz rozprawkę o
klątwach dla… No właśnie, dla kogo?
-Poprosiłaś mnie o to- wycedził przez
zaciśnięte zęby. –Teoretycznie, to kazałaś. Lily, proszę cię, chodź na chwilę…
-Ona nigdzie z tobą nie pójdzie- oburzyła się
ta jej denerwująca przyjaciółeczka, Meadowes.
-Ależ usiądź!- ciągnęła Jo. –Może przyniesiesz
nam trochę szczęścia, bo przegrywamy.
W jej postaci była jakaś dziwna siła,
zupełnie jakby była superbohaterką. Wyróżniała się negatywnie na tle innych
tym, że potrafiła coś, coś, dzięki czemu wiedziała wszystko o wszystkim. Jakby czytała w myślach.
Meadowes nie pozwoli jej odejść… Zostanie tu
z nią. Musi użyć jakieś wymówki.
-Meadowes, chodź ze mną. Chodzi o… Blacka- To
było pierwsze co przyszło mu na myśl i chyba był to strzał w dziesiątkę.
Dorcas najpierw przyglądała się mu ze
zwątpieniem, podobnie jak Jo, ale w
końcu pociągnęła Lily za rękę.
-Dlaczego musisz je gdzieś zabierać?- spytała
retorycznie Prewett. –Obawiasz się, że wszystko wygadam?
-I tak musimy iść zobaczyć, co z Emmą…-
odpowiedziała za niego Lily. –To nienormalne tak długo siedzieć w toalecie.
-KOLEJNY GOL DLA GRYFONÓW! PIĘKNIE, HESTIA!
Zdawał sobie sprawę, że niebieskooka skądś
wie, że oni wszyscy kłamią. Skąd? To chyba sekret jej całego sukcesu.
Parsknęła cicho i odwróciła się z powrotem
udając zainteresowanie grą. Grymas nie schodził z jej twarzy.
***
-Lily, proszę cię uważaj na Jo- westchnął ,
gdy tylko znaleźli się wystarczająco daleko od trybun i bacznych oczu Prewett.
-Wiedziałam, że nie chodzi ci o Syriusza-
westchnęła Meadowes, pukając się przy tym w czoło. –Zauważyłyśmy już, że za nią
nie szalejesz, ale my za tobą również, więc.
-Zamknij się, Dor- warknęła Ruda i spojrzała
na niego z ciekawością zmieszaną z pogardą. –Dlaczego mam uważać na Jo?
Zawahał się. Przyrzekł nigdy nie zdradzić
stowarzyszenia. Wplątał się w coś od czego nie zależy tylko grupka nastolatków.
Wplątany w to był sam Voldemort. Jeśli mu teraz podskoczy…
Z drugiej strony nie mógł nie zrobić nic.
Jeśli pozwoli tej dziewczynie działać, rudowłosa na pewno nie wyjdzie z tego
bez szwanku.
I wtedy przypomniał sobie sytuację po sumach,
kiedy to wybrał swoich „przyjaciół” zamiast niej. Stracił jej przyjaźń i
zaufanie, ale mimo wszystko wciąż ciążył na nim jej szacunek. Może doceni to,
co robi.
-Przyjechała tu z Durmstrangu, bo…
-Czekaj, czekaj…- wtrąciła się Meadowes, nie
pierwszy raz dzisiaj, zresztą. –Z Durmstrangu? Przecież pochodzi z Ameryki…
Powiedziała, że chodziła do Instytutu Czarownic w Salem.
-Kłamała- warknął. –Tylko tyle potrafi.
Wróciła tu w pewnym celu… Kiedy kazała mi dostarczyć do ciebie ten list…
-To ty
przysłałeś mi ten list?!- wykrzyknęła.
Wszystko
idzie źle.
-Nie… To znaczy, kazała mi, bo… no po prostu
mi kazała. Załóżmy, że ma na coś wpływ, na coś od czego jestem w pewnym sensie
zależny. Ale ja go nie dostarczyłem. I… on po prostu zniknął.
-Jasne- warknęła. –Znikające listy.
-Mówię prawdę!- oburzył się. –Ona wcale nie
jest taką, na jaką wygląda. Jest wredna,
przebiegła i coś ukrywa… Na pewno to zauważyłaś.
Posłał jej błagalne spojrzenie. Wyglądała
jakby się nad czymś zastanawiała.
-Powiedziała, że jest tu ktoś, kogo musi
koniecznie poznać… I chyba chodziło o ciebie.
Dorcas parsknęła.
-Lily, nie słuchaj tych bzdur. Obiło mu.
Uczepił się tego tematu, żeby tylko z tobą o czymś rozmawiać.
Pociągnęła ją za rękę, a ona, niechętnie
odeszła.
Ale Severus widział, że ją przekonał.
***
Gdy tylko przekroczyły próg pokoju wspólnego
usłyszeli ryk, jakby wewnątrz ktoś trzymał rozwścieczonego lwa. Gryfoni
świętowali wylewając na dywany litry alkoholu i co chwilę obcałowując gwiazdę
dzisiejszego meczu- Hestię, która nie ukrywała zadowolenia z świeżo zyskanej
popularności.
-Wygrali- szepnęła Dorcas do zamyślonej
Rudej.
-Taa… To fajnie.
Meaowes spojrzała na nią z troską.
-Chyba nie myślisz nad tym, co powiedział ci
Snape?
Już otwierała buzię, by odpowiedzieć, ale
szatynka krzyknęła tak głośno, że zdawała się przekrzyczeć całe sto osób, które
teraz bawiło się na zwycięstwo Gryfonów.
Evans już wiedziała o co chodzi- Syriusz i
Emmelina gadali ze sobą luźno na drugim końcu pokoju, a Dorcas, jak to ona,
pewnie uważała, że ze sobą flirtują.
Na nic zdały się prośby „Dori, przecież nic
się nie dzieje…” i groźby „Meadowes, wiesz jak bardzo Syriusz nienawidzi scen
zazdrości”- dziewczyna już kroczyła w ich kierunku z bardzo srogą miną.
-Chyba powinnaś zostawić ich w spokoju-
szepnął jej ktoś do ucha. Odwróciła się gwałtownie i znalazła się prosto przed
twarzą Pottera. –Nie dokończyliśmy naszej rozmowy, pamiętasz?
***
Marlena opuściła Hagrida bardzo późno- mecz
już się skończył, a ona zobaczyła na tabeli wyników połyskujące, złote cyfry:
GRYFFINDOR: 350; SLYTHERIN: 120
Powiedziała przyjaciółkom, że dzisiejszego dnia
wyjeżdża do siostry, bo chciała jej przedstawić swojego narzeczonego, którego,
rzecz jasna, nie miała. Był wolny dzień i dużo osób postąpiło podobnie, więc
nie dostrzegły one w tym nic nadzwyczajnego. Emmelina obiecała się nawet modlić,
za to, żeby nie okazał się on brzydalem albo nudziarzem.
Teraz jednak zastanawiała się, czy nie wrócić
do zamku. Musiała się komuś wygadać, bo prawda ciążyła na niej zbyt mocno. Pierwszą
osobą, o której pomyślała, to Lily- w końcu ona zniosła prawdę o Lunatyku, a
jeden przyjaciel- wilkołak więcej, to żadna różnica. Tylko co jeśli każe jej
porozmawiać o tym z Remusem? Jeśli podzieli zdanie McGonagall, Hagrida i Dumbledore’
a?
***
Tadaaa!
Jak obiecałam- tak i jest na czas- mizerny, nudny jak flaki z olejem rozdział, za który powinniście zacząć mnie avadować i żądać poprawki. Nie, no dobra, może nie jest tak źle, ale jak sobie przeczytałam rozdział piąty i ten, to normalnie niebo i ziemia. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo wyszłam z siebie, żeby to
dzisiaj opublikować- wręcz od rana siedziałam nad książką i wyrywałam
sobie włosy z głowy, dziwię się, że jeszcze kilka ich zostało. I tak nic się nie nauczyłam :P. Ale dobra, koniec marudzenia, przejdę do spraw istotnych:
Po pierwsze- ten rozdział jest tak jakby dwuczęściowy i sądzę, że się tego domyśleliście, bo postąpiłam wbrew własnej naturze i walnęłam pod koniec cliffhanger. No i może też dlatego, że jak na mnie ten rozdział jest króciutki i napisałam o tym wcześniej w "Rozdziałach". W każdym bądź razie kontynuacja, czyli impreza Gryfonów będzie w siódemeczce. Zdaję sobie sprawę, że ani ten, ani ten przyszły epizod raczej was nie porwie, ale, niestety, te rozdziały są niezbędne o dalszej fabuły. Pisałam już, że nienawidzę początków? Wtedy właśnie trzeba odwalać coś takiego. Ale w ramach rekompensaty, obiecuję, że rozdział ósmy będzie zawierał już oficjalne nakierunkowanie fabuły, wyjaśni intencje Jo i zaserwuje całkiem znośny zwrot akcji.
Po drugie- następny rozdział będzie raczej na pewno za tydzień.
Po trzecie- nowy szablon na niektórych przeglądarkach może trochę ścinać bloga, ale wystarczy "oddalić" widok, a potem przybliżyć i voila jest suwak :D.
Po czwarte- chciałabym wam coś ogłosić, a raczej prosić o głosy w ankiecie na blog miesiąca na http://stowarzyszenie-czasy-huncwotow.blogspot.com/. Oczywiście ja nikogo do niczego nie zmuszam, a wręcz nie dziwię się tym, którzy, po lekturze powyższej parodii rozdziału, stwierdzą, że mój blog na wygraną nie zasługuje... Znowu marudzę? Dobra, zamykam się. Z góry dziękuję za głosy i całuję każdego z osobna :*
Pozdrawiam was wszystkich :***
Czemu uważasz , że nudny? Mi się bardzo podobał. Fakt jako takiej akcji nie było , ale dużo się działo. Ten Mecz i inpreza. Dorcas i Syriusz w separacji? ciekawe , ciekawe!
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział boski, błedów nie zauważyłam.
Pozdrawiam i życzę weny!
Paulla K
Ps. Fajny szablon
dorcasihuncwoci.blogspot.com
Dziękuję ci za komentarz i cieszę się, że spodobał się rozdział :D :*
UsuńPozdrawiam :*
Hej!
OdpowiedzUsuńMam problem z wyświetleniem posta - to jest - obicieło mi kawałek jego prawej cześci :C
Wiem, że na moim blogu jedna z czytelniczek też miała ten problem. Niestety nie mogę więc na razie skomentować rozdziału. Uwierz mi, jeszcze bardziej przeszkadza mi to, żę nie mogę go przeczytać!
Jeśli do jutra problem się nie rozwiąże, to się załamię po prostu :c
Buziaczki :*
Lumossy
hmmm... Wiesz, to chyba zależy od przeglądarki, bo u mnie na Mozilli też tak jest. Spróbuj może zmniejszyć widok, to chyba powinno pomóc...
UsuńPozrawiam :*
Hej już sobie poradziłam :3
UsuńI komentuję :D
Remus... Biedny... Strasznie mi go szkoda, ma tyle przeżyć, ciągłe poczucie winy i strach, że kogoś krzywdzi - no po prostu smutne. No i biedna Marlena - płakać mi się chce.
Ej, czemu Lily jeszcze nie jest gotowa na pocałunek? Nnno, to nie fair.
I Jo mnie wkurza. Cieszę się, że Sev zasiał w Lily niepokój <3
Buziaczki i weny :*
Lumossy
_______
im-possible-dramione.blogspot.com
Powiem szczerze, ze w pewnym momencie zaszklily mi sie oczy a w srodku mnie cos zaplakalo. Dokladniej mowiac pod koniec pierwszego fragmentu. Gdybym byla na miejscu kolezanki Marleny zaczelabym krzyczec, ze dalej jej zalezy na Remusie, ale pewnie Marlena wszystkiego by sie wyrzekla.
OdpowiedzUsuńI bylo mordobicie! Ciesze sie ze tak sie stalo, bo od dawna czekalam na cos podobnego.
Zycze weny,
Pozdrawiam:)
Dziękuję za komentarz :*** Cieszę się, że ktos dostrzegł mój przekaz, bo nie rezygnuje z relacji Marleny i Lupina, ale teraz wszystko się naturalnie pokomplikuje. Mordobicie z dedykacją dla ciebie ;>.
UsuńPozdrawiam :***
Rozdział jest na prawdę świetny :) Kocham twoją relację Lily i Jamesa, a zwłaszcza fragment przy śniadaniu. Jest na prawdę boski!!!!! Mam nadzieję, że Marlena jednak nie będzie wilkołakiem. Powiedz, że nie będzie!!! Przecież Remus by tego nie przeżył. W każdym razie już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, w którym, mam nadzieję wszystko się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Dorcas
Kurczę... Póki co, niestety będzie ona wilkołakiem, ale nie do końca... A to nie do końca dlaczego, wkrótce się wyjaśni. Powiem, że Remus będzie się starał to odwrócić, a jak, zdradzic nie mogę, ale próbować będzie :D.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :***
Oj tam od razu nudny! Fajny był właśnie! ;D
OdpowiedzUsuńSeparacja Dorcas i Syriusza... CORAZ CIEKAWIEJ SIĘ ROBI COŚ PATRZE ^^
,,Udawanka'' jak to Black nazwał związek Petera i Jo xD
Nic pomiędzy Lily i Jamesem ;C Smutam się ;'C
Ale unikanie Pottera to nie takie już łatwe ^^ Hahahaha xD:
,,-Czy te okulary w ogóle coś ci dają? Naucz się patrzeć przed siebie! Jeszcze raz wylecą mi przez ciebie książki, to…
-…pomogę ci je pozbierać- dokończył z uśmiechem i dzielnie na klatę przyjmował uderzenie z owej książki prosto w głowę.''- To było coś ^^
Dorcas karmiąca małego Syriuszka *o* Takie słodkie.
No i Lily Evans jako mistrz ciętej ripostyy ^^.
,, A ja…
-Jestem największą gwiazdą- dokończyła Evansówna. –Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.'' NIE MOGĘ ODDYCHAĆ XDDDD
Snape. Nigdy go nie lubiłam i raczej nie polubię ;/ Wkurza mnie, żę lata za Lily i myśli, że mogliby być razem. Potter i Snape piszący wiersze dla Lily xDD FAZAFAZA. Zła Jo ;C Ciekawe co ona takie chce zrobić....
Czekam z wielką niecerpliwością na nowy rozdział i chociaż małeego CAŁUSA Jily ^^ Tak, tak. Wiem, że nie da się ze mną wytrzymać, ale jestem wieelką świruską ^^
Pozdrawiam ;*
Aleksja
Jeeej dziękuję za twój komentarz- uwielbiam długie komentarze, bo to la mnie znak, że mój tekst nie był płytki i nie wzbudził w czytelniku żadnych emocji, a ty masz dar do motywowania mnie :D. Kurczę tak bym chciała wszystko obalić i dla ciebie wstawić pocałunek, ale nie idzie tego ułożyć bez konsekwencji... Ale będzie na pewno i to według mnie całkiem niedługo!
UsuńTeż nie przepadam za Snapem i pewnie dlatego nie wychodzą mi fragmenty z nim... Planuję dla niego ciężką, bolesną przyszłość (sadystka ze mnie, wiem :P), bo może wtedy będzie mi przynajmniej go trochę żal.
Jak tak piszę rozdziały to staram się, żeby był humor, ale moje myśli nigdy mnie nie śmieszą, więc zdaje się na czytelników i skoro mówisz, że było zabawnie to jest mi bardzo miło :D. Boże, jak to mało sensownie zabrzmiało...
Dobra, jeszcze raz dzięki za komentarz :* Również pozdrawiam :*
Ja najchętniej to bym poćwiartowała Snape'a xDD (Jestem taka okrutna) Gdyby nie latał za Lily to dałabym mu spokój ;) No chyba każdy wie, że NIGDY nie będzie z Lily.
UsuńJa też tak mam, że moje rozdziały mnie nie śmieszą. Wydają mi się takie szare i bez życia...
No ja myślę, że będzie jakieś całowanko! ^^
Pozdrawiam ;*
Aleksja
FANTASTYCZNY!!! :)
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie i Lily i James są super!!! Uwielbiam ich. Tak naprawdę od dawno bardzo chciałam, żeby ktoś napisał własnie coś takiego - przygody Huncwotów. Spełniłaś moje marzenie <3 Mam powód, żeby przetrwać cały tydzień w szkole!!! :D
Dzięki Tobie :*
Jak ja kocham twoje komentarze... Zawsze mi szybciej serce zaczyna bić :D. Życzę ci miłego tygodnia :* Pozdrawiam :***
UsuńJestem jedną z osób, której się ucieło xD Nie wiedziałam jak mam to oddalić, więc skopiowałam sobie do worda i przeczytałam ;D
OdpowiedzUsuńRozdział super, mega długi co mi się podoba ! <3 Huncwoci, no no ! ;) ! Yeah :*** Weny kochana !
:C, a łudziłam się, że jednak tylko mi komp nawala i wszystkim będzie chodzić jak talala... Chyba muszę się rozejrzeć za nowym szablonem, zamówiłam już nawet, ale jeszcze nie wiem czy przyjęli... Więc problem powinien się rozwiązać :D.
UsuńTobie również weny :***
Świetne! Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba <3
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent i proszę, nigdy nie przestawaj pisać *-*
Fabuła bardzo interesująca, wspaniałe słownictwo.
W ogóle piszesz tak cudownie!
Uwielbiam także temat opowiadania <3
Pozdrawiam i życzę weny :*
Póki co nie mam zamiaru przestawać pisać i raczej nie będę miała jak będzie dużo takich komentarzy :D Najbardziej cieszy mnie jak ktoś chwali fabułę, według mnie najważniejszy punkt opowiadania- cieszę się, że nie przynudzam jak moja nauczycielka fizyki :D.
UsuńPozdrawiam :****
Hej! ;)
OdpowiedzUsuńOdpowiadam na pytanie: Możesz mnie nominować ;>
Hej, tu Dissentire http://imperium-grafiki.blogspot.com/. Postanowiłam przyjąć twoje zamówienie, ponieważ nigdy wcześniej nie robiłam nic w takiej magicznej tematyce. Postaram się wykonać pracę jak najszybciej. Pozdrawiam. :) x
OdpowiedzUsuńHej nominuję cię do Libster Blog Awards . Szczegóły u mnie na blogumhttp://dorcasihuncwoci.blogspot.com/2013/11/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twoje posty i mi się podobają. Na pewno jeszcze wpadnę i dodaję cię do mojej listy =)
Gabrysia M.
Kiedy będzie następny rozdział? Niecierpliwię się :*
OdpowiedzUsuńJednak ktoś czeeeka, jak miło :***. Powinnaś mnie porządnie zbić, bo nawaliłam- miałam napisany prawie cały rozdział, ale eee podpadłam rodzicom i dostałam taki mały szlabanik... W każdym bądź razie teraz robię do szkoły projekt i może jeśli szybko się za niego wezmę to może uda mi się to dodać dzisiaj, a jeśli nie- to kompletnie wyjdę z siebie, zeby to się JUTRO pojawiło.
UsuńPozdrawiam :*
Będę czekać :*
UsuńZrobiłaś z Marleny wilkołaka?! Jak mogłaś! Przecież biedny Remus jak się dowie, a na pewno w końcu kiedyś dowie, to sobie nie wybaczy, że skrzywdził kogoś kogo kocha! O rany, ale się porobiło! Dorcas jest niesamowita, jakby żyła w świecie romansu. Kocham Hestię, nie wiem czemu ale jest wspaniała, ma takie cenne uwagi i uwielbiam jak rozmawia z Huncwotami, którzy ją ignorują i traktują jak młodszą, upierdliwą siostrę:D James.... ach, ech, uch, och! Jest uroczy, złośliwy, arogancki ale taki uroczy! Snape ma u mnie plusa, ale takiego "wielkiego", że nawet przez magiczną lupę nie sposób go zobaczyć;) Myliłam się co do Lily, nie jest nudna, jest oryginalna, nie ma kochających rodziców jak w większości opowiadań, sprawia wrażenie twardej, zdecydowanej osoby ale tak naprawdę potrzebuje kogoś, kto ją wesprze, zrozumie, komu będzie mogła się wygadać.
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej, przepraszam, że nie komentuję pod każdą notką, nadrobię to, bo komentarze piszę w przypływie weny wtedy coś z nich można sensownego wyczytać, lepsze to niż suche "super, ekstra". Na pewno nie raz wrócę do poprzednich rozdziałów.
Pozdrawiam!!
Cześć,
OdpowiedzUsuńMój mózg nie współpracuje, nie będę się nad niczym rozwodzić.
,, -Bo widzisz…- ciągnął. –Zależy mi na całusie na szczęście.
-I brak ci kandydatek?
-Żebyś wiedziała…" <3333
~P.