20.01.2014

10. Carry on wayward son

[w którym Syriusz Black ucieka na latającym motocyklu]

„Rób tak dalej, synu marnotrawny
Gdy skończysz, wreszcie zaznamy spokoju
Złóż swoją zmęczoną głowę
Nie płacz już więcej"
- Kansas, Carry on wayward son


Syriusz Black przekręcił pokrętło gramofonu, podgłaśniając Anarchy in the U.K., singiel jeszcze cieplutki, zakupiony dzień wcześniej w podziemnym sklepie na jednej ze stacji mugolskiego metra. Narkotyczna melodia, przypominająca wycie szyszymory albo i nawet głośny burkot ukochanego motocyklu, skradła mu serce odkąd po raz pierwszy usłyszał ją u swojego zbuntowanego wujaszka Alfarda, w pierwszy dzień wakacji. 

Pistolsi zapewniali idealny podkład muzyczny do atmosfery pokoju Syriusza. Współgrali z czarnymi plakatami zespołów punkrockowych; ze znoszoną kurtką ze smoczej skóry, będącą bazą dla każdej stylizacji młodego Blacka; z mugolskimi, przemycanymi magazynami poświęconymi motoryzacji; z nielegalnymi magicznymi instrumentami, którymi Syriusz uwielbiał straszyć Stworka; a nawet z wiadomościami od Jamesa Pottera, dostarczanymi regularnie przez czarną sówkę, o treści w istocie anarchistycznej. 


Syriusz z niezwykłą pieczołowitością zadbał o każdy detal w tymże azylu (lub, jak preferował mawiać: strefie wolnej od czystokwistego pieprzenia) mieszczącym się na górnym piętrze domu Grimmauld Place dwanaście. Pragnął, aby pomimo tejże niefortunnej lokalizacji, jego pokój jak najlepiej imitował gryfońskie dormitorium numer sześć. Na wzór sypialni Huncwotów dominowała w nim barwa szkarłatna i złote zdobienia, ściany zasłonięte zostały plakatami, a podłoga - rupieciami i puszkami po piwie. Młody Black, tak samo zresztą jak w Hogwarcie, nigdy nie sprzątał, a że Stworek potwornie bał się mugolskiego hardrocka, nie wchodził do owego zaśmieconego pokoju praktycznie nigdy. W tym miejscu chłopak także eksperymentował magicznie, produkując różne wynalazki, które następnie podrzucał do sypialni naprzeciwko, należącej do jego młodszego brata. 

W te wakacje Syriusz spędzał w swoim pokoju rekordową ilość czasu, albowiem znajdował się w stanie wypowiedzianej wojny przeciwko rodzicom i Stworkowi. Walburga, jego słodka mateczka, zablokowała dostęp do kominków, aby uniemożliwić mu potajemne korzystanie z sieci Fiuu i nawiedzenie po nocach państwa Potterów w Dolinie Godryka. Zagroziła również, że jeśli będzie latał na swoim zaczarowanym motorze, zgłosi go do ministerstwa (ponownie), a następne lata swojej edukacji spędzi na Grimmauld Place, ucząc się magii z korepetytorem. W ramach kontrataku Syriusz narobił matce wstydu podczas nieszczęsnego zjazdu rodzinnego rodu Blacków i wmówił ciotce Rosier, że od kilku miesięcy Walburga koresponduje z pewnym mugolem-fircykiem z Kornwalii. Zakupił także wspaniały magiczny gramofon, dzięki któremu odtwarzana muzyka nie mogła zostać wyciszona żadnym zaklęciem. Wiedząc, że z jakiegoś powodu rodzice nie podzielają jego fascynacji Black Sabbath, puszczał piosenki tego cudownego zespołu na cały regulator o czwartej nad ranem. 

Od kilku dni młody Black bardzo ekspresyjnie okazywał swoje niezadowolenie, bo z powodu uziemienia nie mógł jechać razem z państwem Potter, Jamesem i Peterem na mecz finałowy ligi Quidditcha. Liczył na to, że anarchistyczny przebój Pistolsów doprowadzi Walburgę Black na skraj wytrzymałości i wyeskaluje spór rodzinny do takiego stopnia, że (tak jak w zeszłym roku) uzyska zgodę na tygodniowy wyjazd do Jamesa, a na Grimmauld Place nastanie chwilowa harmonia i cisza. 

— SYYYYRIUUUUSZZZ!!!!!

Żyrandol niebezpiecznie zadrżał, a z sufitu na podłogę pospadało, niczym konfetti, sporo białego tynku. Chłopak podgłośnił Anarchy in the U.K., bo akurat rozpoczęła się druga zwrotka utworu. Walburga krzyczała jeszcze jakieś przekleństwa, ale w stanie muzycznego katharsis chłopak nie był w stanie zawracać sobie tym głowy. 

— Nie ekscytuj się tak, kobieto! —  odkrzyknął, podśmiechując się pod nosem. — Bo zemdlejesz, zanim puszczę Led Zeppelin!

Pani Black ryknęła niczym niedźwiedź grizzly i wycelowała kolejnym zaklęciem z klatki schodowej. W rezultacie jeszcze więcej tynku spadło na podłogę, a część zaprószyła artystycznie ułożone włosy Syriusza. Chłopak strzepnął pył z obrzydzeniem.

Chwilę później na korytarzu coś zaskrzypiało, a potem rozległo się głośne i zniecierpliwione pukanie.  Syriusz zaklął i rzucił poduszką o drzwi na znak, że nie ma ochoty na gości. Walburga nie poddawała się jednak i zapukała ponownie. 

— Już otwieram, Val! —  rzucił lekceważąco, zatrzymując krążek w gramofonie. Nieśpiesznie pogrzebał w swoim kartonowym pudle, w którym trzymał wszystkie winyle i prenumeratę Playboya UK. Zmienił płytę na singiel Kansas, Carry on my wayward son, wetknął niedawno zakupione mugolskie cygaro między zęby, i ruszył w stronę drzwi, przygotowany na bluzgi, wyzwiska i nudne zrzędzenie. 

Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast wychudzonej kobiety ze szpakowatymi włosami, za drzwiami zastał podobnego do niego samego piętnastoletniego palacza. 

— Jestem Bomburem Szesnastym - rzekł młodszy z braci Black, wtykając w szparę drzwi stopę, jakby obawiał się, że Syriusz zatrzaśnie je przed nim. Chwilę później wszedł do pokoju i obejrzał go niepewnie, zaciągając się co jakiś czas papierosem. 

Jakkolwiek sprawny obserwator mógł dopatrzeć się wielu podobnych cech fenotypowych u Regulusa i Syriusza, to jednak prezentacja obydwu braci była rażąco odmienna. Zrodzeni z małżeństwa kuzynów pierwszego stopnia, obydwoje odziedziczyli charakterystyczne, modelowe dla ich rodu atrybuty, które odznaczały Blacków od innych czarodziejów w taki sam sposób, jak określoną rasę psów odznacza się od kundli. Regulus i Syriusz, a także ojciec Orion i matka Walburga, mieli te same proste nosy, identyczne szare, smutne oczy oraz gęste, czarne włosy ze skłonnością do kręcenia się. Równocześnie Regulus zdecydowanie bardziej wdał się w matkę, posiadając jej drobną budowę ciała i nazbyt ostre, nieładne rysy twarzy, które z tego względu ukrywał pod ciemnym, wielodniowym zarostem. Jego włosy puszyły się nieszczęśnie, tak jakby skrzywdzono go nieudolną trwałą. Syriusz z kolei zgarnął więcej cech przystojnego ojca, łącznie z ładną linią żuchwy oraz nonszalancką fryzurą, upodabniającą go do Bruce’a Springsteena. Zaskakujące, jak dwóch tak podobnych do siebie chłopców różniło się pod względem atrakcyjności fizycznej! 

Taki Regulus mógłby zostać pomylony z zarośniętym Lindsayem Buckinghamem, pomyślał Syriusz, krzywiąc się na widok starego swetra, który młodszy brat nosił każdego dnia i który to wydziergał kiedyś dla niego Stworek. 

— Czy to twój jakiś kreatywny sposób na ujawnienie, że jesteś gejem? 

Regulus wysłał mu zdegustowane spojrzenie i zaciągnął się łapczywie.

— Bombur Szesnasty był osiemnastowiecznym goblinem-dyplomatą, który zapobiegł kolejnej wojnie goblinów z czarodziejami. Prowadził pokojowe pertraktacje z naszym pra-pra-pra…

— Tak, tak, dziadkiem-Blackiem-o-zodiakalnym-imieniu - mruknął Syriusz, opierając się o framugę drzwi. — Wiesz co… Może wracaj uczyć się do SUMów…

Regulus w odpowiedzi zamknął drzwi, patrząc starszemu bratu w oczy. 

— Tata wierzy w to, że jestem odpowiednim mediatorem, żeby załagodzić twój spór z mamą… to trudne, ale skoro Bombur Szesnasty…

Syriusz wywrócił oczami i odwrócił się do brata plecami. Ta rozmowa już na tak wczesnym etapie przestała go interesować. 

— To wy jesteście w tym sporze goblinami czy…

Syriuszu

Tym razem w głosie Regulusa rozbrzmiało coś stanowczego, na tyle, że Syriusz przestał go ignorować. 

Syriusz miał taką manierę, że nadawał każdemu i w każdej sytuacji odpowiedni pseudonim. Na swojego młodszego brata lubił mawiać Maharadża, bo puszył się i obnosił ze swoim “byciem Blackiem”, niczym młody, obrzydliwie bogaty władca egzotycznej krainy. Poza tym jego włosy przypominały mu fryzurę jednego Hindusa z Ravenclawu, któremu razem z Jamesem wkręcili, że eliksir przeczyszczający to tak naprawdę tajemny wywar zwiększający koncentrację. 

Regulus-Maharadża w tamtej chwili wyglądał zaiste jak potężny (i wzburzony) władca. Bezczelny uśmiech opuścił twarz Syriusza.  

— Uwierz mi… - zaczął z mocą młodszy Black. - To nie jest dobry dzień na denerwowanie matki. 

— Nie odpuszczę, dopóki nie puści mnie do Doliny Godryka. 

Reg uniósł prawą brew. 

— Myślę, że jeśli przestaniesz się dzisiaj popisywać, to Stworek wyśle w twoim imieniu sowę do państwa Potter i cię jeszcze dzisiaj spakuje. 

Syriusz uśmiechnął się szeroko i z radości pozwolił bratu przysiąść się na swoje łóżko. Czyżby członkowie jego rodziny wreszcie nauczyli się dobijać korzystne targi? Regulus wzdrygnął się po tym, jak odkrył, że przysiadł na najnowszym Playboyu. Westchnął ciężko. 

— Jak zapewne pamiętasz, kuzynka Bella bierze za miesiąc ślub…

Co? Znalazł się jakiś frajer, który bzyknie Bellę?

— I jak zapewne pamiętasz, Cissy jest druhną, a mama pomaga w organizacji wesela…

— Przysięgam, nie wiem, jak mogło ominąć mnie tyle śmiechu.

— I dzisiaj wieczorem Bella i Cissy razem ze swoimi narzeczonymi odwiedzają nas na kolację…

— W moim domu będzie chadzał sobie Lucjusz Mal…

— I mamie bardzo zależy, żebyśmy wszyscy starali się być jak najbardziej gościnni…

— Aha, i od razu uznała, że to ja narobię wstydu, tak?

Regulus przerwał, uderzając Playboyem o brzuch Syriusza. 

Oto prawdziwy profesjonalny mediator…, pomyślał starszy Black z przekąsem.

— Wiem, że niekoniecznie przepadasz za Bellą i Rudolfem Lestrange’em, ale będą naszymi gośćmi i należy im się szacunek. 

Syriusz otworzył świerszczyka, aby okazać, jak bardzo szanuje takowych gości. 

— Mamie bardzo zależy na tym. Myślę, że jeśli choć raz pomyślisz o kimś innym niż ty sam… to będziesz mógł wyjechać do Doliny Godryka. A nawet pojechać z Potterami do Egiptu. 

Starszy brat znieruchomiał na moment. 

Egipt…  Ojciec Jamesa, sir Seth Potter, pierwszego dnia zjawił się tutaj, żeby - Merlin jeden wie, w jaki sposób - przekonać jego mamuśkę do wyrażenia zgody na wyjazd Syriusza na wakacje z Potterami. Oczywiście Walburga, jak zwykle, stanęła sztorcem i nie podając żadnych sensownych argumentów, uznała, że Syriusz produktywniej spędzi swój czas w Londynie. Czy naprawdę była gotowa odpuścić? 

— Niemożliwe.

— Sama tak powiedziała. Chcesz złożyć wieczystą przysięgę?

Syriusz uśmiechnął się złowieszczo. Nareszcie w jego życiu zadziało się coś dobrego!

Ale z drugiej strony…,  pomyślał. James nie wybaczyłby mi, gdybym nie przygotował czegoś specjalnego na powitanie Lucjusza Malfoya.… Trzeba chronić honoru Grimmauld Place, kiedy Stworek i mamuśka będą się wdzięczyć do Lestrange’a. 

—  Zobaczę - odparł wreszcie. 

Regulus lekko się rozchmurzył.

— Błagam cię, Syriuszu, tylko nie igraj z nimi na tej kolacji. Żaden z nas nie chce wysłuchiwać potem wrzasków mamy. 

Och, drogi braciszku, nie masz pojęcia, co to znaczy igranie…, pomyślał złośliwie. 

— Tak… Zwłaszcza tatuś. Gdzie on w ogóle jest?

Orion Black od dłuższego czasu cierpiał na nasilający się kryzys wieku średniego. W rodzinnym domu praktycznie nie bywał, chyba że odbywała się akurat jedna z rodowych imprez, na których można było sporo wypić. Chodziły plotki, że spędza czas w apartamentach swoich licznych kochanek. Zapewne taki stan rzeczy nikogo by nie gorszył, gdyby nie podejrzenia, że nie wszystkie z tych kobiet są czystokrwiste. Syriusz czerpał sadystyczną radość z wypominania tej sytuacji Regulusowi, który to uważał Oriona Blacka za wzór cnót wszelakich.

— Nie mam pojęcia, śpi już trzecią noc z rzędu poza domem — rzekł wymijająco, tak jakby mówił, że ojciec ma zobowiązania służbowe, chociaż nigdy w życiu nie pracował. — Ale wieczorem będzie na kolacji. Teleportujemy się teraz do miasta ze Stworkiem, żeby kupić jakieś jedzenie, a ty proszę… przygotuj się psychicznie.

 

➶➶➶

Hogwart, czasy obecne


Mogę spróbować? — wypalił blondas z wyłupiastymi oczami. 

Uczepił się Regulusa już od śniadania, krążąc za nim po korytarzach zamku i obdarzając go tajemniczymi uśmiechami. Był on jednym z pospolitych podejrzanych typów ze Slytherinu, z którymi Regulus często dobijał interesów. Kościste palce, ozdobione starymi, rodowymi sygnetami, zaciskał na kieszeni szaty, gdzie schował różdżkę, jakby wyrażając ciągłą gotowość na stoczenie pojedynku. 

— Mugolski — ostrzegł go Regulus, niechętnie podając papierosa koledze.

Nie podobało mu się to towarzystwo. Umówił się z ważnym klientem, który cenił sobie dyskrecję i wyraźnie podkreślał, że Regulus ma przybyć na spotkanie sam, jeszcze przed lekcjami. Niestety, piątoroczny Black zdołał dorobić się w szkole mało chwalebnej reputacji, przez co trudno było mu odgonić od siebie ludzi bez wzbudzania ich zainteresowania.

— W tym jednym akurat mugolom należą się owacje na stojąco — odparł blondyn i wypuścił z ust chmurę dymu. – Ale tylko w tym.

Black kiwnął niechętnie głową.

— Wybacz... Chętnie bym tak z tobą popalił, ale robota wzy… —  urwał w pół słowa, zdając sobie sprawę, że blondyn powstrzymuje parsknięcie śmiechu. Wtedy zaczął łączyć fakty. Czy… Czy ten dziwny chłopak nie przyszedł przypadkiem  w imieniu tajnego klienta? – Czy... Czy ty masz do mnie sprawę?

— Sprawę? Ja? Słyszałem inaczej… Przemytniku.

Regulus całą siłą woli starał się ukryć wyraz zaskoczenia na twarzy. Jako wieloletni pasjonat pokera i utalentowany fałszerz, młody Black potrafił bardzo dobrze ukrywać swoje emocje. 

— Może się przedstawimy, co? - kontynuował blondyn. — Jestem Mulciber. Marcus Mulciber — wyciągnął rękę. Regulus ścisnął ją niechętnie.

Zrozumiał, dlaczego nie rozpoznał kolegi od razu. Mulciber nie należał do wysoko urodzonych, był z pomniejszej rodziny czarodziejskiej, dlatego w dzieciństwie nigdy nie spędzał czasu z dziedzicami Blacków. Nie należał także do reprezentacji Slytherinu w quidditchu ani nie był szczególnie towarzyski. Wiedział jednak, że Mulciber chodził do klasy z jego bratem, zadawał się z takimi wyrzutkami jak Severus Snape, a jego ojciec siedział w Azkabanie chyba z powodu morderstwa pierwszego stopnia.  

— Słuchaj… nie mam nic do ciebie, stary, ale nie tak się umawiałem. Chciałem rozmawiać z dziewczyną z Durmstrangu. Ja i Avery…

— Avery to przyjaciel — wzruszył ramionami Mulciber. — Zapytaj go, czy można mi ufać, jeśli chcesz. 

Regulus wolał załatwić całą transakcję dzisiaj, szczególnie że Avery’ego trudno było znaleźć w szkole, a najbliższy trening quidditcha mieli zaplanowany dopiero na weekend. 

— Wiem, że jesteś rozsądny. Śledzisz wojnę, masz znajomości w Hogsmeade… Na pewno chcesz okazać wsparcie naszej społeczności.

— Masz na myśli Śmierciożerców?

— Poddanych Czarnego Pana, chciałeś powiedzieć.

— Jeśli widzisz w tym jakąś różnicę...

Regulus spiął się, ponieważ blondyn zaczął oglądać go z różnych stron ze zdumioną miną, zupełnie jakby sprawdzał, czy ma odpowiednie predyspozycje na jedną z tych mugolskich modelek, których podobizny na plakatach porozwieszał w swoim pokoju jego braciszek. Reg przywykł do tego, że ludzie w szkole przyglądali się ,,nowemu dziedzicowi Blacków” i nie mogli uwierzyć, że najbogatszy i najbardziej wpływowy dzieciak w tej szkole tak bardzo różni się od marnotrawnego Syriusza. Nawet niebezpieczne interesy, sukcesy sportowe i broda nie dodawały drobnemu Regulusowi animuszu. 

— Avery powiedział mi co innego.

— Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, z kim zadaje się Avery?

Regulus zawahał się. Oczywiście, że wiedział, jakie towarzystwo ma Avery. To nie był pierwszy przypadek, kiedy jego kolega z drużyny prosił go o narkotyki dla siebie i kolegów. Avery fascynował się czarną magią, lubił przekraczać granicę i najwyraźniej w pewnym momencie uznał, że opium i klątwy to dobre połączenie. 

 — Nie, ale… zrozum, że dużo ryzykuję. Ja mam dostarczać dla was opium, ale tak naprawdę nawet nie wiem, kto jest moim klientem. Wy macie swoją drużynę i znacie siebie nawzajem, i wszyscy wiecie, że ja jestem przemytnikiem. W razie gdyby Ślimak was przyłapał, to oberwę za to tylko ja. Jeżeli nie przyjmiecie mnie do swojego klubu — na równych zasadach —  nie ma mowy, że w to wejdę. 

— Przypomnij, ile masz lat?

— Piętnaście, ale...

Mulciber zrobił tak kwaśną minę, jakby ta informacja przesądziła. Regulus mimo wszystko nie miał zamiaru rezygnować. To nie tak, że szczególnie ekscytowała go czarna magia, walki i intrygi wojenne. Nie chodziło też o to, że Regulus pragnął pójść w ślady swoich starszych kuzynów i dołączyć do Czarnego Pana z pobudek ideologicznych czy politycznych. On po prostu wychodził z założenia, że wojna to okres, kiedy jedni tracą wszystko, a inni potrajają swoje majątki - a on planował zasilić tę drugą grupę. 

Wstąpienie w kręgi popleczników Sami-Wiecie-Kogo było przyszłościowe, było dobrą strategią biznesową. Praktycznie wszyscy w czarodziejskim świecie obstawiali, że to Czarny Pan zwycięży Wielką Wojnę, natomiast Dumbledore… Sam w sobie Dumbledore i garstka jego zaufanych ludzi to stanowczo zbyt mało, żeby wygrać z potęgą Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. 

Regulus nigdy nie był podatny na polityczne obietnice bez pokrycia i ckliwe frwzesy o czystości krwi, nie przemawiało to do niego tak, jak do innych Ślizgonów. Nigdy nie uważał Czarnego Pana za proroka, który odmieni świat na lepsze - po prostu obiektywnie ocenił, że jest on silniejszy i że ma jemu, dziedzicowi najstarszego rodu czystej krwi, więcej do zaoferowania niż Dumbledore. 

Regulus sam z siebie na pewno nie stanie w obronie niemagicznych gości, co to, to nie, nie przekona go do tego nawet cały wóz papierosów, ale niestety jako Black był zbyt rozpoznawalny, żeby zachować neutralność. Neutralni zostają zastraszani, szantażowani i okradani z pieniędzy, to taka warstwa, która z góry skazywała się na porażkę. Zostają więc tylko śmierciożercy.

— Dobrze wiesz, Black, że nie przyjmujemy nikogo poniżej szesnastki. Zdaj chociaż sumy, póki co nie masz wiedzy, żeby sobie poradzić. 

— Bez obrazy, ale wątpię, żebyś ty, ze zdanymi sumami, w jakikolwiek sposób nade mną górował — rzucił bezczelnie. 

Regulus wierzył w swoje umiejętności i wiedział, że jest zdolny - może nie tak jak Syriusz, ale nadal bardzo dobry w czarowaniu. Mulciber natomiast po trzeciej klasie przestał cokolwiek rozumieć na lekcjach. Spodziewał się, że kumpel Avery’ego zdenerwuje się tą uwagą, ale czekało go kolejne zaskoczenie —  Mulciber wyszczerzył zęby i zachichotał, zupełnie jakby byli starymi, dobrymi kumplami, którzy droczą się przy piwie. 

Dziwny to był typ. Jeśli wszystkim sojusznikom Czarnego Pana brakowało piątej klepki, to Black zaczynał się poważnie zastanawiać, czy nie pospieszył się z definicją swojej przyszłości.

— Muszę cię rozczarować. Kiedyś faktycznie Czarny Pan mógł werbować na Śmierciożerców małolatów, ale teraz już tak nie postępuje. Ma zaufanych, pełnoletnich szpiegów, z których zszedł namiar i których może wykorzystywać zawsze i wszędzie. Ja sam nie mam Mrocznego Znaku, otrzymam go dopiero, jak na to zasłużę.

— Tym bardziej nie widzę przeszkód, żebym sam mógł się wysłużyć. 

Mulciber wzruszył ramionami.

— Jeżeli tak bardzo ci zależy… Ja nic do ciebie nie mam, stary, ważne tylko, żebyś zabrał towar… A o wstąpieniu do nas porozmawiaj nie ze mną, tylko z Jo Prewett.

— Z tą nową? Tą z Rosji?

— Aha. To nasza mentorka. Jeśli naprawdę ci zależy, porozmawiaj z nią. Ogólnie w Łowcach Śmierci siedzą tylko szóstoklasiści, ale może zrobi dla ciebie wyjątek... twój charakterek powinien ją urzec.


➶➶➶

Black Sabbath - Paranoid


Nastał listopad, najbardziej ponury i monotonny miesiąc w roku, a razem z nim każdemu zepsuł się humor. Treningi quidditcha, które całkiem niedawno dla Hestii stanowiły świetny odskok od rzeczywistości, teraz stały się nieprzyjemnym obowiązkiem. Frank nie dawał im odetchnąć. Twierdził, że ich problemem jest spoczywanie na laurach już po pierwszym sukcesie, chociaż mogą wykrzesać z siebie o wiele więcej. Nie żeby mieli jakieś złe wyniki - wręcz przeciwnie, drużyna Gryfonów od wielu lat nie szczyciła się tak dobrą formą. James łapał złotego znicza nawet po kwadransie, a potem ignorował resztę drużyny i szedł na błonia wypuszczając i ponownie łapiąc małą piłeczkę. Ona, Syriusz i Jayden znakomicie się wyczuwali, a każde ich zagranie z kaflem zapierało dech w piersiach, chociaż czasem te świetne akcje tłumiła brawurowa obrona Chrisa Wooda. Jeśli chodzi o pałkarzy, w szczególności Franka, świetnie udawało im się nastraszać grupkę ślizgońskich gapiów, którzy zajmowali jedną z ławek na trybunach.

Oprócz szpiegów ze Slytherinu na treningach regularnie pojawiała się Marlena McKinnon, czasem zabierała ze sobą jakąś koleżankę z dormitorium, i kiwała swojemu ukochanemu kapitanowi, udając, że zna się na grze. Hestia często zauważała na trybunach Remusa Lupina, który głośno kibicował swoim kolegom (chociaż może pojawiał się tylko po to, żeby napatrzeć się na rozentuzjazmowaną Lenę, o czym świadczyłoby to, że nie odrywał od niej swoich brązowych tęczówek) oraz bandę fanek Pottera i Blacka, które przy każdej okazji wysyłały im buziaki. Do Hestii nikt nie przychodził.

Tego ranka trening był wyjątkowo nieprzyjemny. Szybki wiatr ściągał Hestię na prawo, przez co nie mogła odpowiednio podkręcić piłki i wszystkie jej ataki powstrzymywał Wood. Frank non stop zatrzymywał grę, bo obserwując swoją drużynę zmieniał plan strategii na kolejny mecz. Za każdym razem gdy ogłaszał strategiczną naradę, musieli czekać, aż James łaskawie wróci ze zniczem z błoni, co w praktyce oznaczało, że cała drużyna marzła na środku boiska o szóstej rano.

— Poszukam Jamesa — powiedział Frank, kiedy jego zastępca wyjątkowo długo nie wracał. — Naradę zakończymy w szatni, bo trenujemy dość długo. Musimy wreszcie poruszyć kwestię Krukonów.

Kwestią Krukonów nazywano problem trapiący większość fanów Quidditcha w szkole. Ravenclaw na swoim pierwszym meczu dał pokaz ogromnej sile. Krukoni zaprezentowali się tak dobrze, że z tego co słyszała Hestia od Jaydena, w tej chwili biznes zakładowy podupadł - cały Hogwart spodziewał się zwycięstwa Krukonów i wątpił, że jakakolwiek inna drużyna zdoła ich pokonać. 

Cała drużyna rozsiadła się na ławkach w szatni. Kilkanaście minut później Frank przybył ze zrelaksowanym (lecz bardziej poczochranym niż zwykle) Jamesem. 

— No dobrze… jak wszyscy wiecie, Ravenclaw we wczorajszym meczu zrównował Hufflepuff z ziemią. Wygrali czterysta do siedemdziesięciu.

James padł na ławkę pomiędzy Syriusza a Hestię. Wyglądał, jakby naprawdę nie miał ochoty słuchać o potędze Ravenclawu. 

— Jak to w ogóle możliwe? — wybuchnął Jayden. — Nikt ich nie podejrzewał o dobrą grę. W zeszłym roku stracili kapitana w połowie roku szkolnego, cała drużyna jest w przebudowie… A Hufflepuff ma najmocniejszy skład od wielu lat. 

Frank przetarł otwartą dłonią o twarz.

— Puchoni byli osłabieni. Zdarzył się jakiś wypadek na zajęciach siódmorocznych Puchonów tuż przed meczem i Pomfrey nie dała im zgody na grę. A to oznacza, że nie zagrała Skye DeVitt, Kingsley i Sterne. Rezerwa nie była jakaś wyjątkowa.

— Hayes bardzo dobrze zaplanował strategię gry Krukonów, tak jakby wiedział o tym, że zdarzy się ten wypadek — wtrącił się James. — Uderzali z tych pozycji, z których zazwyczaj grali Skye i Kingsley. 

— Słuchajcie, w tym momencie Ravenclaw ma  nad nami sto osiemdziesiąt punktów przewagi. Nawet jeśli James ma rację i Krukoni celowo zdyskwalifikowali połowę składu Puchonów, to tym gorzej wróży na nasz następny mecz, który jest właśnie z Puchonami. Będą wkurzeni i będą próbowali się odkuć. 

— Przewaga Ravenclawu jest gigantyczna — żachnął się Chris Wood. — To ostatni rok Hayesa i najwyraźniej uznał, że musi wygrać za wszelką cenę. Ale to też mój ostatni rok. 

Syriusz odchrząknął.

— A czy my nie możemy w taki sam sposób eee… zdyskwalifikować Louisa Hayesa?

Frank nie miał humoru, żeby się z tego śmiać. 

— Krukoni od dawna nie wygrali pucharu, to prawda. Ale to samo tyczy się Gryffindoru. Nie wygraliśmy, odkąd Jet Chamberlain ukończył szkołę. Nawet nie grałem w jego drużynie…

Ja grałem — wtrącił się James, który grał w reprezentacji domu od swojego drugiego roku, najdłużej ze wszystkich z obecnej drużyny. — Niestety, nie możemy porówynywać się z drużyną Jeta. Latali wtedy z nami bracia Prewett, starszy brat Chrisa, Jet Chamberlain — oni wszyscy po ukończeniu Hogwartu dostali propozycje od klubów ligowych. 

Hestia dziwiła się, dlaczego Frank został kapitanem na swój ostatni, siódmy rok. Nie posiadał ani charyzmy, ani nie umiał dobrze rozpracować strategii, do tego, niestety, brakowało mu też takiego talentu, o jakim mówił przed chwilą James. Jej zdaniem jedyną osobą, która byłaby w stanie przygotować ich drużynę na starcie z Krukonami był właśnie Potter. Miała wrażenie, że James w sercu skrywał żal do dyrektora, że ten nie mianował go kapitanem, mimo największych sportowych sukcesów i najdłuższego stażu w drużynie.

Dalsza narada niewiele wniosła, dlatego Frank pozwolił wszystkim się rozejść, ale poprosił, żeby zastanowili się nad strategią działania. Hestia wracała do zamku razem z kuzynami, tak samo zresztą jak po każdym treningu (i nie tylko…). Minęły dwa miesiące jej pobytu w Hogwarcie, ale Hestia wciąż nie znalazła żadnej bliższej koleżanki. No, przez moment rozmawiała więcej z Emmeliną, ale blondynka znajdowała dla nniej coraz mniej czasu, aż w końcu przestały spędzać razem czas praktycznie całkowicie. James i Syriusz rozmawiali z nią dużo, ale często ignorowali na rzecz swoich prywatnych, huncowckich spraw. Hestia nie tak wyobrażała sobie początki w Hogwarcie, zwłaszcza że w Beauxbatons zawsze należała do najpopularniejszych uczennic. 

Hestia miała jeszcze Jaydena, ale coraz mniej ekscytowały ją ich kolejne randki. Relacja z Rasakiem trochę przestała się rozwijać, a ich dwoje bardziej zabijali czas, spotykając się, niż budowali trwały związek. 

Mieszkanie w jednym dormitorium z szóstorocznymi Gryfonkami robiło się natomiast nieznośne. Zarówno Lily, jak i Marlena, zdawały się kompletnie nie zdawać sprawy z jej istnienia, a Dorcas odzywała się do niej wręcz opryskliwie, cały czas rzucając, iż nie powinna zabierać głosu w sprawach, które jej nie dotyczą. Jonesówna nie żałowała ani trochę, że na początku roku spiskowała przeciwko tak chamskiej osobie. Gdy tylko wróciła w zabłoconym stroju z boiska i spostrzegła wielkie ogłoszenie o wymianie międzyszkolnej do swojej pierwotnej szkoły, Beauxbatons, poważnie zastanowiła się nad wpisaniem się na listę chętnych.

Nie powinnam robić tego ciotce Dorei, pomyślała. W istocie, babcia Jamesa namęczyła się nad wciśnięciem jej do Hogwartu- Hestia na odchodne otrzymała bowiem dość zszarganą rekomendację od dyrektorki Beaux. Uśmiechnęła się w duchu. Te wszystkie kawały razem z przyjaciółkami i swoim niezastąpionym chłopakiem... To dopiero były czasy! Wśród francuskiej społeczności szkolnej występowała jako istna królowa- prawdziwa gwiazda, która znajdowała się na ustach wszystkich. A teraz? Nikt jej nie znał, a jak już, przyczepiał jej wielką plakietkę KUZYNKA POTTERA albo, jeszcze lepiej, KUZYNKA BLACKA. Czym zasłużyła sobie na takie traktowanie?

— ...i on powiedział...- usłyszała podekscytowany wysoki głos, gdy tylko nacisnęła klamkę do drzwi dormitorium. Jej współlokatorki powinny szykować się do porannych zajęć, ale najwyraźniej część z nich zaczynała dopiero po drugim śniadaniu, bo dalej leżały w łóżkach. – …że mam najcudowniejsze oczy na świecie, uwierzycie?

— Nie — bąknęła Dorcas, zatykając sobie teatralnie uszy poduszką. 

O czymkolwiek nawijała Emmelina, z pewnością nie podobało się to Meadowes. Titanicówna spiorunowała koleżankę sceptycznym spojrzeniem i już otwierała buzię, by powiedzieć coś złośliwego, ale Lily ją uprzedziła:

— Oczy masz ładne, Em. Po prostu... naprawdę nie chcemy wysłuchiwać tego wszystkiego o Blacku, bo to nieznośne. 

Hestia już wiedziała, o co chodzi. Kłótnia o jej kuzyna, kolejna, w ciągu tego tygodnia. Dzień w dzień Emmelina opowiadała, jak zdarta płyta, coraz to bardziej niestworzone opowieści na temat swojego idealnego związku (Hestia wiedziała, jak bardzo był idealny, po tym jak często przed treningami Syriusz naśmiewał się ze swojej „dziewczyny"). Meadowes za każdym razem dawała się sprowokować. 

No nic, posłucham sobie kolejnych problemów tych królowych dramatu, pomyślała z rezygnacją Hestia. 

— Yhym — zgodziła się z Lily Marlena, przerzucając kolejną stronę jakiegoś czasopisma o smokach i ukrywając w nim twarz. Ostatnio była coraz bledsza.

— A ja uważam, że tonący brzytwy się chwyta — odparła ze złośliwym uśmieszkiem Dorcas. – Ponieważ Emmelina dobrze wie, że jej sympatia do Syriusza jest nieodwzajemniona, czepia się każdego jego słowa, przekręcając w ten sposób, żeby udowodnić MI, że on ją ubóstwia, czego, tak na marginesie, NIE ROBI.

— Jak śmiesz!- oburzyła się blondynka. Hestia miała poważne wątpliwości, czy Emmelina chociaż sekundę zastanowiła się nad słowami Dorcas, czy dalej wolała żyć w bańce ,,idealnego związku”. – Lepiej przyznaj się, że jesteś zazdrosna. Założę się, że Syri nie mówił ci takich rzeczy.

— SYRI? Czy ty siebie słyszysz?! — odparowała Dorcas, wściekła niczym szyszymora. – Pogrążasz się. Brzmisz jak desperatka. Powinnaś nareszcie nauczyć się, że nie ważne jak bardzo kolorowe byłoby kłamstwo i niezależnie ile osób by w nie uwierzyło, i tak pozostanie ono kłamstwem…

— Nie jestem żadną desperatką, Meadowes! Pilnuj własnego nosa i zostaw mnie i Syriusza w spokoju! Nie uważasz, że odebrałaś mi już i tak zbyt wie...- urwała nagle, czerwieniąc się jak piwonia. Dorcas ściągnęła brwi.

— Uważasz, że coś ci odebrałam?- zabrzmiało to na pół sceptycznie, a na pół ze zdziwieniem. – Emmelina?

Titanic wbiła wzrok w podłogę. 

Meadowes nigdy nie potrafiła przyznać się do błędu. Emma i Dorcas rywalizowały już od piątej klasy i nie miało to nic wspólnego z Syriuszem. Emmelina mogłaby królować w szkole —  zasłużyła sobie na to, po wszystkim co przeszła, aby poprawić swój wizerunek: po tych wszystkich szpitalach, bulimiach, terapiach i zabiegach. Blondynka od pierwszego roku pracowała nad swoimi relacjami i przyjaźniami, nad dobrymi ocenami i sympatią nauczycieli. A Meadowes? Dorcas otrzymała to wszystko za darmo. To była bogata córeczka wielkiego prokuratora Meadowesa, starszego podsekretarza ministra. Nie musiała się skupiać na nauce, skoro pochodziła z wpływowej rodziny. Nie musiała budować relacji, bo z innymi dobrze urodzonymi dzieciakami znała się od piaskownicy. Nie musiała nawet starać się dobrze wyglądać! Posiadała tyle pięknych ubrań, biżuterii, idealną figurę, mimo nietrzymania diety. Życie było takie niesprawiedliwe… Dorcas cieszyła się popularnością i sympatią ze strony dobrze urodzonych chłopców, mimo że była nieciekawą, płaską postacią, która dostawała najgorsze oceny w klasie, nie znała się na quidditchu ani na polityce, brakowało jej jakiegokolwiek pomysłu na siebie… 

Lily spojrzała na Emmę swoim przenikającym spojrzeniem, co tylko uświadomiło Emmie, że Meadowes odebrała jej także wieloletnie przyjaciółki. Emma od pierwszej klasy zadawała się z Lily i Leną i od pierwszej klasy z trudem tolerowała Mary McDonald i Cassie Meadowes. Dlaczego nagle wszystko stanęło na głowie i ta zła wiedźma, Dorcas, zyskała sympatię pozostałych współlokatorek?

— Oczywiście, że nie, Dorcas — odpowiedziała za Emmelinę Evans.  — Spójrz na Emmę… Jest wściekła. Wy obie jesteście wściekłe. Padają teraz słowa, które paść nie powinny. Ale myślę, że spróbujemy to naprawić.

Naprawić?! Emma poczuła kolejną falę gniewu. Dlaczego Lily nie mogła okazać jej wsparcia! Przecież przyjaźniła się dłużej z nią niż z Dorcas!

— Co proponujesz? —  spytała przymilnie, uśmiechając się sztucznie. Dorcas wywróciła oczami.

— Babski wieczorek —  powiedziała szybko. Marlena aż uniosła spojrzenie znad gazety.

Lily Evans chciała zorganizować w ich dormitorium imprezę? Co następne, może zaprosi Larę Richardson?

— Co proszę? — zdziwiła się Marlena. — Chcesz urządzić gryfoński babski wieczorek...

— Gdzie tam, gryfoński! — Lily skrzywiła się na samą myśl o tym. –Tylko my. Nasza czwór... piątka- poprawiła się wskazując na Hestię, która zrobiła duże oczy. – Wiesz, Jones, chyba powinnyśmy się poznać nieco bliżej.

— Nie wiem...- zaczęła niepewnie Dorcas. Nie podobał jej się ten pomysł.

— Widzisz, Lily? Jej wcale nie zależy na zgodzie —  oświadczyła z szatańskim uśmieszkiem Titanic.

— Ale kiedy chcecie go urządzić?- wtrąciła się nagle Hestia. Cieszyła się, że nareszcie została uwzględniona w jakimś wydarzeniu przez współlokatorki, ale nadal było to dosyć niespodziewane…  – Bo wiecie... Jutro wieczorem mam randkę, a potem sesję szlabanów więc pewnie będę padnięta, a...

— Poradzimy sobie bez ciebie —  rzekła cierpko Meadowes.

W Emmelinie coś drgnęło. W sumie, jeszcze kilka tygodni temu, ona i Hestia były blisko. Zaczęła jej unikać dopiero po incydencie na imprezie po grze, w której pijana odmówiła jej pomocy. Może zbyt pochopnie obraziła się na kuzynkę Syriusza? W końcu, Jones pomogła jej w tym semestrze bardziej niż Lily czy Marley.. 

A poza tym, zyskam jakiegoś sojusznika przeciwko Księżniczce Meadowes, która traktuje Hestię z takim dystansem…, pomyślała chytrze. 

— Dorcas, zachowujesz się jakbyś była jakąś królową tego dormitorium… 

— EMMA!

— No co? Nie lubię takiego wywyższania się. Hestia ma takie same prawo do tej imprezki jak Dorcas — uśmiechnęła się do Hestii. Dziewczyna odwzajemniła gest. – Myślę, że możemy zorganizować ją już dzisiaj, skoro jutro nie mogę. 

— Dziś nie mogę — wpadła jej w słowo Marley.

— Dlaczego? — chciała koniecznie wiedzieć Emma. — Masz randkę z Frankiem? Albo Remusem?

— Nie.

Emma nie mogła odpędzić od siebie wrażenia, że Marley powiedziała to bardzo chłodno. Czyżby wciąż obrażała się na Titanic? Zdawało się, że sytuacja z Remusem została już wyjaśniona…

A może Dorcas nastawiła ją przeciwko mnie?, pomyślała nagle. Zerknęła na Lenę, chcąc wypatrzeć jakieś konspiracyjne sygnały z Meadowes. Marley patrzyła jednak na Lily, przygryzając wargę i wskazując na coś za oknem.

— Wiecie, możecie zrobić go beze mnie...

— Nie ma mowy! —  Emmelina poważnie podeszła do roli wkupywania się w łaski współlokatorek. – Bez ciebie nie będzie już tak fajnie.

— Em, przecież to i tak ma na celu jedynie pogodzenia ciebie i Dorcas. Ja, Lily i Hestia będziemy tylko mediatorami.... Zróbcie go beze mnie. Mówię serio.

Spojrzenia Lily, Dorcas i Emmeliny spotkały się. Każda z nich potrzebowała towarzystwa Marleny — od początku była ona istnym Salomonem dziewcząt i chociaż potrafiła fuknąć i nakrzyczeć, w sprawach przyjaciółek wyróżniała się cierpliwością i szczerością. Zawsze najlepiej łagodziła spory…Nie żeby Emmie zależało na zgodzie z Meadowes, ale babski wieczorek był jedyną szansą na nastawienie przyjaciółek przeciwko niej i umocnienia więzi z nimi. Ostatnio strasznie je zaniedbała z powodu Syriusza…

— No dobrze, pewnie będzie jeszcze okazja — rzekła wyrozumiale. Marlenie wyraźnie ulżyło. — Dziewczyny, pójdę poprosić Syriusza (Meadowes wywróciła oczami), żeby przyniósł nam jakieś jedzenie z kuchni… i może piwo. Hestia, potowarzyszysz mi? Potem odprowadzę was na eliksiry.


➶➶➶


James, Syriusz i Hestia jako pierwsi z klasy dotarli na zajęcia eliksirów i zatrzymali się w mrocznym korytarzu podziemi Hogwartu. Chłopcy w dalszym ciągu analizowali grę Krukonów i narzekali na chaos wprowadzony przez Longbottoma. Hestia nie miała ochoty kontynuować tego tematu, obserwowała więc jak w lochach powoli gromadzi się cała ich grupa.

Klasa eliksirów liczyła najmniej osób ze wszystkich grup owutemowych, ponieważ znaczna część roku nie zaliczyła suma z przedmiotu. Wśród kontynuujących kurs wybrańców znalazło się czworo Gryfonów, to jest James, Syriusz, Lily oraz Hestia, której Ślimak na każdej lekcji groził, że ją obleje; czworo Ślizgonów: prymus Snape, Heracles Nott, Jo Prewett i Lydia Selwyn; oraz troje Krukonów: Mia Bones, Luke McDonwer i Phoebe Stevenson. Lily dołączyła do klasy jako ostatnia, w najwyższym pośpiechu.

— A co to za spóźnienie! — zaczepił ją, udając przejęcie, Syriusz. — Pewnie piłaś z Emmeliną piwo…

Lily chciała coś na to odpowiedzieć, ale akurat w tym momencie drzwi do klasy otworzyły się, a szóstorocznych powitał poczciwy nauczyciel z dużym brzuchem. 

— Dzisiejsza lekcja zrobi na was wrażenie — powiedział tajemniczo i zaprosił grupę do środka, prosząc, aby podzielili się w pary.

— Hestia, chcesz warzyć ze mną? — spytała Lily. 

To było niespodziewane — Lily zwykle albo szybko ,,porywała” Mię Bones albo, w dniach słabszego refleksu, warzyła razem z Jamesem, który naprzykrzał jej się do końca zajęć.  Hestia przystała na to chętnie. Najlepszą osobą w klasie był zdecydowanie Severus Snape, jednak nie wzbudzał on tak gorącej sympatii u Slughorna, jak druga prymuska, Lily. Hestia z pomocą Evans być może wreszcie uwarzy coś prawidłowo. Dziewczyny zajęły ławkę na samym końcu sali, obok nich usiadła dwójka Huncowtów, z kolei przed nimi — Snape z Jo Prewett. 

— Moi drodzy, na tablicy znajdują się instrukcje, jak przygotować Wywar Żywej Śmierci. Jest to bardzo silna trucizna, nazywana Czarną Niewiastą z powodu legendy, jakoby wykorzystała ją Eleonore Black podczas wojny z gob…

Hestia poczuła, jak spada jej ciśnienie, kiedy odczytała wszystkie te skomplikowane instrukcje. James klął, Lydia Selwyn przyłożyła dłoń do ust, a Snape jako jedyny w klasie uśmiechał się cynicznie, jakby skomplikowane warzenie kompletnie nie robiło na nim wrażenia. Cały czas bazgrał coś po swoim zabrudzonym podręczniku Eliksirów dla zaawansowanych. 

— Nie mam pojęcia, jakim cudem moja pra-pra-pra ciotka uwarzyła coś takiego — mruknęła w stronę Lily. Evans uśmiechnęła się lekko, choć sama wydawała się nieco przytłoczona.

— …zdaję sobie sprawę, że do tej pory nikt z was nie warzył tak trudnego i złożonego eliksiru, dlatego proszę, nie stresujcie się, jeśli wam się to nie uda. Nie oczekuję idealnego eliksiru, jedynie akceptowalnego, zrozumiano?

Klasa potaknęła niemrawo.

— Panie profesorze — odezwał się Syriusz. — Nie tego spodziewaliśmy się, kiedy powiedział pan, że lekcja zrobi na nas wrażenie…

James parsknął w rękaw, Jo Prewett roześmiała się otwarcie. Nikt inny nie ośmieliłby się wygłosić takiej uwagi, jednak Syriusz cieszył się takim uwielbieniem ze strony Ślimaka, ze na pewno nie zostałby ukarany. 

— Ach, Syriuszu, bo nie wiecie, o co rywalizujecie.

Ślimak odsunął się, odsłaniając widok na nauczycielskiego biurko. W najmniejszym kociołku Slughorna warzył się eliksir o barwie złota. Hestia nigdy nie widziała podobnej mikstury i spodziewała się, że to coś bardzo nietypowego, jednak po pytaniu nauczyciela, co takiego znajduje się w kociołku, dwie ręce wystrzeliły w górę  - rzecz jasna Snape’a i Lily. 

— To Felix Felicis — odpowiedziała Lily. — Nazywany Płynnym Szczęściem. Eliksir sprawia, że wszystko, co zaplanuje sobie czarodziej, zakończy się sukcesem. Działa około dwunastu godzin. Odkrył go…

— Dziękuję, dziękuję, Lily! — przerwał jej dobrodusznie Slughorn. — Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Otóż to właśnie ten niezwykle cenny eliksir, którego nie można kupić w aptekach nawet na zlecenie, będzie waszą dzisiejszą nagrodą.  

Podniecone szepty obiegły klasę. Jo Prewett wyrwała się z apatii i szturchnęła Snape’a, najwyraźniej prosząc go, żeby postarał się jak najbardziej. 

— Może ten eliksir to sekret reprezentacji Ravenclawu w quidditchu — Syriusz przerwał chwilę najwyższej koncentracji klasy. Siedzący przed nim Luke McDonwer, który sam grał w drużynie Krukonów, puścił do niego oczko. 

Slughorn roześmiał się rubasznie. Hestia kątem oka zauważyła, że Snape wywraca oczami i pisze coś coraz intensywniej w swoim podręczniku. 

— Kto wie, kto wie, Syriuszu… No nic, życzę wam powodzenia, macie siedemdziesiąt minut!



➶➶➶



Cześć, Remusie... Pamiętasz mnie jeszcze? —  spytała cichutko.

Jasnowłosy chłopak obejrzał się za siebie, a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Był strasznie blady — jego cera przybrała niezdrowej, mlecznobiałej barwy i łudząco przypominała dzisiejszy odcień twarzy Marleny.

Emma spotkała przyjaciela w drodze powrotnej z kuchni. Ostatnio prawie w ogóle z nim nie rozmawiała... Wiedziała, że rozzłościła Lupina swoją wścibskością i nieudaną interwencją w jego prywatne sprawy z Marley, jednak w przeszłości udawało im się pogodzić po dużo gorszych kłótniach…  

Jeśli uda mi się dzisiaj przeciągnąć Lily na swoją stronę, a potem Marlenę, to muszę też umocnić relację z Remusem. Wtedy Dorcas zostanie już całkowicie sama, pomyślała przebiegle, przybierając najbardziej niewinną minę ze swojego repertuaru. Chociaż myśli Emmy były samolubne i wyrachowane, w głębi serca pragnęła zgody z Remusem bardziej niż z kimkolwiek innym. Dziewczynie tak bardzo brakowało jego rad, ich inteligentnych rozmów, spacerów, wspólnej nauki i zakupów… Remus Lupin znał i rozumiał ją najlepiej ze wszystkich Gryfonów, a w dodatku nigdy nie kolegował się z Dorcas, za co należał mu się największy kredyt zaufania. 

I jako jedyny odwiedzał mnie w zeszłym semestrze w Mungu, kiedy zamknęli mnie z powodu bulimii, przypomniała sobie. O wiele lepiej mieć jednego przyjaciela takiego jak Remus, niż grupkę fałszywych koleżanek, które i tak trzymają stronę Meadowes… 

— Cześć, Emma — rzekł z wyraźnym zmęczeniem. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad jakąś taktowną wymówką, która umożliwiłaby mu ewakuowanie się z korytarza i zgubienie blondynki daleko za sobą. Emma złapała go za nadgarstek, żeby temu zapobiec. 

— Proszę cię... Nie zdajesz sobie sprawy, jak podle się czuję, że nie rozmawiamy… — rzuciła skruszonym głosem. 

— Dobrze wiesz, dlaczego nie rozmawiamy, Emma.

— Polemizowałabym — odparła, starając się teraz naśladować zaciętą minę Lily Evans, której wszyscy się bardzo obawiali. – Gniewasz się za tę kolację?

Lupin westchnął ciężko. Wyglądał, jakby zmuszał się do rozmowy. Milczał tak długo, że Emma zaczęła wątpić, czy uzyska odpowiedź. 

— Nie — odparł finalnie. – Wiem, że chciałaś dobrze.

— A o ten pocałunek?

— To wybaczyłem ci już dawno.

— To dlaczego mnie unikasz?

Remus oblizał wargi.

— Okłamałaś mnie —  odparł twardo. – Obiecałaś, że nie będziesz się wtrącać w moje sprawy, a i tak to zrobiłaś. Zresztą… kłamstwa i intrygi ostatnio weszły ci chyba w krew.

Przygryzła dolną wargę. Mogła się domyślić, że chodzi o coś tak głupiego jak jakaś obietnica czy drobne kłamstewko, choć było to tak absurdalne. Przecież nie oszukała go w złej wierze! Chciała, żeby pogodził się z Marley i znowu się uśmiechał….

Odkąd pamiętała, Lupin nosił w sobie coś poważnego, melancholijnego, co wyraźnie wyróżniało go od rówieśników. Kiedy się uśmiechał, robił to jakby z wymuszeniem; gdy żartował, to zawsze z pewnym wahaniem; nawet w jego perlistym śmiechu pobrzmiewały smutne dźwięki. 

Emma uważała, że Remus we wczesnym dzieciństwie przeżył jakąś traumę, z której nigdy się nie wyleczył. Pytała go o to wiele razy, ale zawsze bagatelizował jej podejrzenia lub nawet wyśmiewał je. Jednak Emmy nie dało się tak łatwo oszukać. Widziała doskonale, że z jej przyjacielem coś się stało, że w jego sercu znajduje się jakaś mała, lecz nieustannie krwawiąca rana. Zdawało jej się także, że ostatnie wydarzenia pogłębiły ten uraz. 

Po raz pierwszy od jakiegoś czasu, Emma zauważyła, że troska o drugą osobę przyszła do niej naturalnie, nie została sztucznie wymuszona. Przy Remusie nigdy nie potrafiła być nieszczera i fałszywa. Choć nie potrafiła tego do końca zrozumieć, on w pewien sposób ją naprawiał. Sprawiał, że im więcej z nim przebywała, tym stawała się lepszym człowiekiem. Nie była to miłość, to wiedziała na pewno. A raczej -  nie była to miłość romantyczna. Kochała go jak brata. Kochała go, bo był przy niej zawsze. Nie ważne, czy była wtedy ładna i popularna, czy nie.

Pamiętała czasy, w których miała kłopoty z nadwagą. Tylko on śmiał się z jej kompleksów i mówił, że najgrubsza to ona jest w środku- ma tak wspaniały i bogaty charakter, że „trochę on waży". Jakby nie spojrzeć, miał w tym trochę racji- teraz, gdy schudła, zrobiła się strasznie opryskliwa i płytka. Przybrała formę chodzącego posągu pozbawionego uczuć, żeby tylko uzyskać coś, na czym zależy jej u dłuższego czasu... Kiedyś nigdy by tak nie postąpiła. Poczuła palące wyrzuty sumienia.

Ogarnij się, skarciła się w myślach. Sumienie gryzie tylko tych, którzy zgrzeszyli. 

A co ona zrobiła? Ukradła przyjaciółce chłopaka? Pfi! W głębi duszy wiedziała, że Dorcas nie kocha Syriusza. Taka osoba jak Meadowes nie potrafiła kochać nikogo, ale za to oczekiwała, że miłością wszyscy dookoła będą ją obdarzać. Dokładnie! Jedyne, co liczyło się dla Meadowes to popularność, dążyła do niej od przekroczenia progu tego zamku, one dwie dążyły. Syriusz? Syriusz pewnie był jedynie kimś do pokazania. Och, na pewno o to chodziło! 

Problemy z Blackiem opuściły ją po raz pierwszy od miesięcy, gdy ponownie spojrzała w oczy Remusa, którego z pewnością dręczyło coś poważniejszego niż jakieś dylematy miłosne... C z niej za przyjaciółka, że nie wiedziała, co się u niego dzieje!

— Przepraszam — szepnęła. — Teraz widzę swoje błędy, ale... proszę cię, nie kłóćmy się już, dobrze? Niedługo będę coraz częstszym gościem u was, w dormitorium, więc… —  uśmiechnęła się blado, a Lupin pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Udało ci się. Nareszcie zdobyłaś Syriusza — zabrzmiało to tak gorzko, że aż samej Titanic zrobiło się przykro z tak cudownego powodu.

— Och, tak! Chwalił ci się? 

— Coś słyszałem, ale... Nie obraź się, Emmie, uważam, że on cały czas myśli o Dorcas.

Titanic prychnęła.

— Syriusz rozpamiętujący jakiekolwiek zerwanie? —  spytała sceptycznie. — Jasne. Słuchaj, on jest wspaniały, ale... trochę zmienny, nie sądzisz? Często zmienia gusta, szczególnie jeśli chodzi o ideał dziewczyny.

— A więc uważasz, że możesz te „gusta" zaspokoić?- niemal parsknął. 

Blondynka poczuła się tak, jakby Remus splunął jej na twarz. 

— Nie mówmy o tym, dobrze?

— No dobrze.—  uśmiechnął się z trudem i już miał zawrócić na pięcie, gdy przystanął i obdarzył Emmelinę zainteresowanym spojrzeniem. Chyba postanowił zaryzykować u niej kolejny kredyt zaufania. – Czy... Czy mogę cię o coś zapytać?

— Jasne.

— Co byś zrobiła, gdyby.... Załóżmy, że poznałem dziewczynę, którą ugryzł... wilkołak.

Emma zamrugała bez zrozumienia. Długo zastanawiała się, co odpowiedzieć. 

— To ktoś z pracy twojego taty? 

Remus chyba naprawdę miał bardzo dziwne znajomości...

— Dokładnie tak! Teraz przechodzi metamorfozę i ma... pewne problemy, które znacznie wykraczają poza zakres wiedzy mojego ojca i...

— To dlaczego nie pogada z Jules? —  przerwała mu, nie doszukując się w jego monologu sensu.

Znała dobrze Llaya Lupina i do tej pory żyła w przekonaniu, że wie on wszystko na temat wilkołaków. Przez tyle lat pracował w Ministerstwie w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, że zgłębił chyba najbardziej dziwny przypadek. Gdy pojawiały się u niego jakieś wątpliwości zawsze zwracał się do znajomej rodziny, z którą razem pracował - Jules Overstreet. Emmelina znała ją dobrze, ponieważ pan Lupin często porównywał relacje jej i Remusa, z jego i Jules, za czasów szkolnych.

Remus wyglądał na szczerze poruszonego tą odpowiedzią.

— Pogada z Jules... Muszę tylko ją namówić, żeby pogadała z Jules…



➶➶➶

Londyn, lipiec 1976

Kansas - Carry on my wayward son


Kolacja umówiona została na godzinę dziewiętnastą, jednak Orion Black nie stawił się w domu na czas. Wściekła Walburga nakazała Regulusowi wyczekiwać gości i wyglądać za ojcem, Stworka wygnała do kuchni znajdującej się w piwnicy, a sama teleportowała się, by odebrać gości z domu swojego brata, Cygnusa. Syriusz, nie otrzymawszy żadnego zadania, przysiadł na schodach i zastanawiał się, czy można ufać matce i czy naprawdę w nagrodę za dobre zachowanie zdobędzie zgodę na wyjazd do Egiptu.

Na samym początku postanowił okazać dobrą wolę, wyłączył gramofon i zgodził się na ubranie wytwornego fraku, szytego na miarę w Mediolanie, który ostatni raz ubierał na wesele kuzyna Crabbe’a. Wiedział jednak, że wystarczy pięć minut spędzonych z tymi okropnymi ludźmi, a skończy mu się cierpliwość. 

James naśmiewałby się ze mnie, gdyby odkrył, że płaszczyłem się przed Malfoyem. Merlinie, co za wstyd.

Ze wszystkich nielubianych kuzynów, takich jak Evan Rosier, rodzeństwo Avery czy Colette Angelo, Lucjusza Malfoya on i James darzyli szczególną niechęcią. Był on najbardziej brutalnym, upierdliwym i przebiegłym kapitanem Slytherinu oraz Prefektem Naczelnym w historii Hogwartu. Nawet poza szkołą, chłopców zmuszono do kontaktów z Malfoyem na zjazdach rodzinnych albo na wakacjach we Francji - a wtedy to już w ogóle nie dało się z nim wytrzymać. 

Malfoy niesamowicie obnosił się ze swoją fortuną - nowymi miotłami, wakacjami w Australii, a także tym, że jego ojciec posiadał własnego feniksa. Bezustannie wyzywał Syriusza i Jamesa na pojedynki quidditchowe, podczas których brutalnie ich faulował lub posługiwał się magią, wykorzystując to, że jest pełnoletni, a oni nie. Urządzał też głupie zabawy, razem z Rebastanem Lestrange czy Gaspardem Goylem, takie jak wywoływanie wypadków komunikacyjnych mugoli albo rzucanie klątw na skrzata domowego Malfoyów. Najgorsze było jednak ich ostatnie spotkanie, na kotylionie u Greengrassów - wówczas Lucjusz Malfoy podsłuchał prywatną rozmowę i dowiedział się, że Syriusz i James byli animagami. Szantażował ich przez następne kilka miesięcy. Ciekawe, czy dzisiejszego wieczora zamierzał to wypomnieć. 

Syriusz drgnął, kiedy usłyszał niespodziewany łoskot drzwi wejściowych. Regulus, ubrany równie dostojnie, co Syriusz, ale nadal przypominający Lindseya Buckinghama na odwyku, właśnie wrócił do domu. Otworzył drzwi na oścież, a do uszu Syriusza dotarły podniecone głosy czarodziejów i czarownic. Wstał niechętnie. Wyglądało na to, że przystąpią do kolacji bez ojca. 

Szkoda, bo to oznacza, że nikt nie wyciągnie alkoholu, pomyślał posępnie. Tylko w upojeniu alkoholowym znajdował bowiem sposób na przetrwanie koszmarnego wieczoru. 

Jako pierwszy do posępnego, ciemnego hallu Blacków wstąpił wuj Cygnus, brat matki Syriusza. Był bardzo przysadzisty i siwy, jego żółta twarz zdradzała zamiłowanie do trunków, które zresztą Łapa także łączył z cechami rodowymi. Następnie wkroczyła wzruszona i komiczna Walburga, prowadząca ,,kwiat młodzieży” z miną zatroskanej cioci. Wystroiła się jak Dolly Parton na występ na Festiwalu Country w Wembley.

— Nasz przystojny Syriusz! - rzekł Cygnus, przesadnie ucieszonym tonem. Chłopak uśmiechnął się sztucznie - wiedział doskonale, jak bardzo wuj go nie znosił. — Mama mówi, że idziemy do waszej bawialni. Proszę, prowadź. 

Syriusz uchylił się szybko, aby tylko uniknąć pocałunku ze strony wuja Cygnusa i w tempie ekspresowym zaczął prowadzić w kierunku bawialni Blacków. W drzwiach za zaułkiem czekał na nich wyszczerzony Stworek. Walburga wcześniej nakazała Stworkowi porozsadzać wszystkich przy stole tak, aby ci najwrażliwsi zajmowali miejsca jak najdalej od “czarnej owcy” rodziny. W praktyce oznaczało to, że Syriusz otrzymał skrajne miejsce przy końcu stołu, obok niego usiadł Regulus, naprzeciwko puste miejsce należało do ojca. Skrajne miejsce po drugiej stronie stołu przypadło - rzecz jasna - Malfoyowi. Dzięki temu zmyślnemu posunięciu, Lucjusza dzieliło od znienawidzonego kuzyna kilka stóp stołu oraz tuzin potraw.

— Bello, usiądź proszę obok Regulusa - usłyszał instrukcje matki. — Cissy - a ty obok Oriona, kiedy już przyjdzie. Będziecie tak ładnie wyglądać obok siebie na zdjęciu…

Łapa po raz pierwszy od kilku miesięcy miał okazje zobaczyć cioteczne siostry. Zdumiewało go, że za każdym razem, kiedy je spotykał, czuł w sercu absolutny brak rodzinnych uczuć. 

Bellatriks, tak jak Syriusz i Regulus, otrzymała atrybuty rodu Black: świdrujące, wielkie, szare oczy i gęste, czarne włosy, które upodobniały ją do członków zespołu Kiss. Syriuszowi trudno było nawet opisać, jak bardzo nie lubił Belli. Kuzynka stanowiła niejako chodzącą personifikację wszystkiego, czego nienawidził w rodzie Blacków: bezczelności, narcyzmu, nadęcia, domagania się specjalnego traktowania, okrucieństwa… Z tego też względu, oczywiście, dziewczyna stała się ulubienicą Walburgi i Stworka. 

Cissy była całkowitym przeciwieństwem Belli i w niczym nie przypominała pozostałych członków rodu Black. W zasadzie uchodziła za wielką piękność wśród czystokrwistych panien, a biorąc pod uwagę rodową skłonność do spółkowania z kuzynami pierwszego stopnia, Syriusz bardziej niż urody doszukiwałby się u nich szóstego palca u stóp. Na zjazdach rodzinnych, kiedy razem z kuzynami głosowali, którą czystokriwstą dziewczynę chcieliby przelecieć, zwykle wygrywała właśnie Narcyza. Była ona wysoka i smukła, o posągowej twarzy i pięknych, lśniących, jasnych włosach. Jej uroda przywodziła na myśl Jerry Hall czy inną topową modelkę, obracającą się w towarzystwie gwiazd rocka. 

Brynem Ferrym Narcyzy okazał się dosyć niezręczny w obejściu Lucjusz Malfoy, bardzo wysoki, niezgrabnie zbudowany młodzieniec o niemiłej twarzy bulteriera i zimnych, szarych oczach. Narzeczony Belli, Rudolf Lestrange, przypominał Syriuszowi Gene’a Simmonsa, który został zmuszony do ubrania eleganckich, francuskich ubrań, lecz nadal nie wyglądał na dżentelmena. Posiadał typowe dla Lestrange’ów spuszone, czarne włosy i ciemną, wyraźnie nieangielską karnację. 

Kiedy wszyscy zajęli już swoje miejsca i zdążyli przywitać się serdecznie z Regulusem (i zignorować Syriusza), Łapa postanowił zepsuć sielską atmosferę:

— A gdzie Andrea?

Walburga Black zadrżała ze złości. Cygnus i Narcyza zmieszali się, natomiast Bellatrix wyglądała, jakby zbliżał się jeden z jej popisowych ataków furii. Syriusz uwielbiał, kiedy traciła kontrolę i wyzywała wszystkich od zdrajców i kundli.

— Kto? - powtórzyła głucho Narcyza. Wymieniła spojrzenia z Malfoyem, który przybrał nieskończenie oburzoną minę. 

— On ma na myśli kuzynkę Andromedę —  wyjaśnił spokojnie Regulus. Tylko on zdołał zachowac spokój po tym (umyślnym zresztą) faux pas. 

— Dobrze wiemy co nasz drogi kuzyn miał na myśli — warknęła Bella. — Syriuszek tęskni za zdrajczynią Andreą, podobną do… — ciągnęła swoim prześmiewczym głosem. Dziewczyna posiadała niezwykle ciężkie powieki i długie rzęsy, za którymi w tej chwili błyszczały oczy pełne nienawiści. 

Bellatriks — upomniał córkę Cygnus.

Ach, no tak… przecież wszyscy teraz udają, że Andromeda Black nie istnieje

Kilkanaście miesięcy temu rodzinę Blacków nawiedziła wstrząsająca wiadomość o tym, że Andromeda — środkowa córka Cygnusa, która wyprowadziła się z domu rodzinnego i nie utrzymywała kontaktu z rodzicami  — spodziewa się dziecka z mugolakiem, Tedem Tonksem. Naturalnie nikt z rozległej i majętnej rodziny panny młodej nie stawił się na ani ślubie, ani na  chrzcinach małej Nimfadory. Wyraźnie nie życzono też sobie, aby ktokolwiek wspominał Andromedę na głos, albowiem Blackowie uważali, że wobec zdrajców należy stosować damnatio memoriae.

Syriusz parsknął ironicznym śmiechem. Za każdym razem, kiedy w tej żałosnej rodzince pojawiał się ktoś wartościowy, reszta sprzeniewierzała się przeciwko niemu. W rezultacie za największe wzory do naśladowania uznawano kuzynkę Bellę czy Regulusa. 

Aby rozładować nieco napiętą atmosferę, Stworek przyśpieszył podawanie obiadu, nie czekając na powrót pana Oriona. Ku radości Syriusza, otworzono także karafkę z winem porzeczkowym. Syriusz musiał przyznać, że skrzat tym razem wyjątkowo się postarał: dla drogich gości  przygotował pieczoną kaczkę o smaku gumowej papki, śmierdzący sos pieczeniowy oraz przesłodzone, cytrynowe ciasto z bezą. Praktycznie każdy gryz tej paskudnej strawy należało popijać kwaśnym winem, nalanym do ciężkiego, srebrnego pucharu z herbem Blacków. Wkrótce atmosfera rozładowała się, a matka i Regulus rozluźnili się i zabawiali gości sztywnymi rozmowami. 

Jedyną osobą przy stole, która odzywała się do Syriusza, okazał się Rudolf Lestrange. Zdobywał się na tę grzeczność zapewne tylko dlatego, że w przeszłości nie miał z Blackiem za wiele do czynienia i nie zdawał sobie sprawy, jakie poglądy reprezentuje jego młody kuzyn. Przechwalał się Syriuszowi, że dostał posadę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów jako główny przedstawiciel interesów z Francją, że to wszystko dzięki rozległym koligacjom jego ojca, sir Raoula Lestrange'a z Lyonu, i że w ogóle już w tak młodym wieku stać go na zakup dwóch rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu.

— Nie wiem, czy interesujesz się polityką — mówił z drażniącym, udawanym francuskim akcentem. — Ale ja uważam, że nadeszły złe czasy. Wszystko staje na głowie, we Francji na szczęście jeszcze nie… ale bardzo ciężko współcześnie jest być konserwatywnym arystokratą. Jesteśmy najbardziej uciskaną grupą w tym kraju… nie uważasz, że czystokrwiści powinni więcej zarabiać?

— Uważam, że to my powinniśmy mieszkać w Buckingham, a nie królowa — odpowiedział Syriusz. 

Lestrange poklepał go po plecach, zadowolony, że “Syriusz ma tak poukładane w głowie”. Bella skrzywiła się. Doskonale zrozumiała ironię Blacka, a bardzo nie lubiła, gdy ktoś naśmiewał się z godności czystej krwi. 

— A powiedz mi… — ciągnął Lestrange. — Ty już pewnie jesteś zaręczony, jako dziedzic Blacków.

Syriusz zapowietrzył się. Czyżby Rudolf Lestrange był głupszy niż śmiał przypuszczać?

— Ależ oczywiście! — wtrąciła się nagle Walburga, przerywając swoją inną rozmowę. 

— Z Cynthią Podmore — wypalił Syriusz.

Regulus aż wypuścił widelec z ręki, tak przerażony tym niebezpiecznym żartem. Rudolf zerknął nerwowo na swoją narzeczoną. 

Podmore’owie uchodzili za rodzinę zdrajców krwi, których, w ramach kary, na początku lata zaatakowali śmierciożercy. Wspominanie o nich było bezczelnością, zwłaszcza że według ojca Jamesa w napaści na Podmore’ów uczestniczył sam Rudolf Lestrange. 

— On tak żartuje! — roześmiała się sztucznie Walburga. Cygnus uśmiechnął się nerwowo. — Syriusz to taki żartowniś!

— Przezabawne — parsknęła Bella, upijając spory łyk wina. 

— Ja i Orion chcieliśmy zaaranżować zaręczyny z Amelią Avery — oświadczyła Walburga. — Jednak Syriusz ma bardzo… silny charakter. Nie chcemy mu nic narzucać. Jest bardzo przystojny - na pewno znajdzie odpowiednią partnerkę. 

Syriusz przetarł oczy ze zdumienia. Matka nazwała do “przystojnym”! To był chyba pierwszy komplement, jaki kiedykolwiek od niej usłyszał.

— No… To oczywiście decyzja cioci i wuja Oriona — ciągnął głupio Lestrange. — Ale ja jestem tradycjonalistą. Syriusz jest dziedzicem największego rodu czarodziejów w Anglii. Nosi zbyt duże brzemię, żeby kierował się… sympatiami.

— Syriusz ma bardzo dobrą relację z młodszą córką sir Richardsona — wtrącił się Regulus, też starający się naprawić sytuację. 

Narcyza westchnęła ciężko:

— Richardsona… To nic nie znacząca rodzina o przerośniętym ego. 

Czyli dokładnie taka sama jak nasza, pomyślał Black, ale zostawił tę uwagę dla siebie. Mimo kilku wyskoków, wciąż jeszcze nie zdenerwował towarzystwa i miał szansę na Egipt z Potterami. 

Walburga wyglądała, jakby chciała brnąć w temat Amelii Avery, ale wtedy - dzięki Merlinowi! - Stworek zaanonsował swojego pana, ulubieńca towarzystwa, Oriona Blacka. 

Przystojny Orion Black przybył na kolację świeży i - o dziwo! - odpowiednio ubrany. Błyszczał urokiem jak zawsze. Jeśli złośliwi krewni obgadywali go za lubieżność i romanse z nisko urodzonymi dziewczętami, to teraz zapomnieli o wszystkich tych przewinieniach. Orion był tak niezwykle czarujący! Wszyscy członkowie rodziny ochoczo pognali przywitać się z wujem, a Walburga i Regulus odetchnęli, że dziedzic Syriusz zszedł już ze świecznika. 

— Och, Cissy! Moja ukochana chrześnica! — ucałował ją (trochę zbyt namiętnie niż to było konieczne) Orion, zawsze podatny na wdzięki młodych czarownic. — Im jesteś starsza tym bardziej przypominasz mi o mojej drogiej siostrze Lukrecji. 

— Ja wujka też bardzo lubię —  skłamała Narcyza, a jej anielska twarz nawet nie zadrżała.

Orion zajął miejsce naprzeciw Syriusza, nawet się z nim nie przywitawszy. Odwrócił się bokiem, tak że syn widział jedynie jego profil i szelmowski uśmiech. Orion najwyraźniej postanowił, że do końca wieczora będzie odwracać uwagę od Syriusza. Opowiadał więc żartobliwe anegdotki, śmiał się na cały głos i obgadywał nielubianych krewnych - stał się prawdziwym remedium na sztywną atmosferę przyjęcia. 

Łapa jednocześnie czuł ulgę z powrotu ojca i zakończenia nudnej rozmowy z Lestrange’em, jak i żal, że pan domu traktował go jak powietrze, mimo że nie widzieli się już kilka dni. To żałosne, że wszyscy tu uważali Oriona Blacka za ulubionego krewnego, wspaniałego, czarującego człowieka, ale jednocześnie nie dostrzegali, jak fatalnie sprawdził się w roli ojca. 

— To zaszczyt wchodzić do tak zaszczytnej rodziny - doszedł go patetyczny głos Lucjusza Malfoya. , — Cissy opowiadała mi tyle o waszej rodowej tradycji. O tym, że dziadek Cissy i ojciec cioci Walburgi, otrzymał Order Merlina Pierwszej Klasy…

— O tak - zgodził się Orion. —  Pollux otrzymał go w kategorii bycia łapówkarzem…

Wszyscy roześmiali się, mimo że żart był równie nieprzyzwoity, co poprzednie Syriusza. 

— Kiedyś w Anglii było zupełnie inaczej — odezwał się nieznośny Lestrange. — Odpowiednio nagradzano arystokratów. Blackowie byli ministrami, Magami Wizengamotu, nawet dyrektorami Hogwartu… Nie do pomyślenia było, żeby wysokie miejsca zajmowali pospolici czarodzieje. Wszyscy akceptowali to, że jesteśmy elitą i wyznaczamy kurs pozostałym. A teraz… Teraz nie ma już tej samej zgody, która była niegdyś pomiędzy wielkimi rodzinami. Niektórzy z nas nawet donoszą na pozostałych…

Oczywiście ma na myśli to, że ci bardziej rozumni czystokrwiści zostali aurorami i teraz polują na śmierciożerców, którzy prócz wysokiego urodzenia i hańby umysłowej nie mają nic na usprawiedliwienie swoich mordów…, pomyślał z przekąsem Syriusz. Już naprawdę kończyła mu się cierpliwość. 

— Ach tak — mruknęła ze wstrętem Bellatriks. — Syn Dorei. 

Syriusz zacisnął mocniej rękę na kolanie. Czy oni naprawdę zamierzają teraz obgadywać Potterów…?

— Seth Potter zawsze był pupilkiem Dumbledore’a. Nie nasza sprawa, jakie ma poglądy polityczne — powiedziała wyniośle Narcyza, jednak w jej minie coś wyraźnie głosiło, że jest to sprawa Blacków. — Ale jak on wychowuje tego syna… Na każdym rodowym spotkaniu zachowuje się skandalicznie. Ciotka Dorea zrobiła bardzo wiele dla naszej rodziny, dlatego nie rozumiem, dlaczego nie może uspokoić Setha. 

Narcyza mówiła o tacie Jamesa po imieniu, zamiast “wuj Seth”, co świadczyło o jej najwyższej pogardzie do tego czarodzieja. Walburga pokiwała głową sztywno jak marionetka. 

— Potterowie zawsze byli liberałami — zaczęła wywód. 

Syriuszowi znowu podniosło się ciśnienie. Spojrzał błagalnie na ojca, w poszukiwaniu wsparcia - Orion jednak wpatrywał się w swój deserowy talerzyk i potakiwał grzecznie żonie. 

— Mąż Dorei też taki był, że za dużo myślał o pospólstwie, ale potrafił się opanować przy rodzinie i tego nie rozgłaszać. Seth natomiast podchodził lekko do tradycji i tego nie ukrywał, jednak ostatecznie nie złamał żadnych naszych zasad. Tylko ten jego dziedzic... Nigdy nie poznałam osoby, która miałaby mniej szacunku do krewnych. Obawiam się, że ma zły wpływ na Syriusza. Chłopcy mieszkają w jednym dormitorium w Hogwarcie, bardzo się przyjaźnią… Z początku aprobowałam to, bo Potterowie mają w końcu wysokie urodzenie, lecz teraz... nie podoba mi się, że ich rodzina jest taka stronnicza na wojnie. Myślę, że mało brakuje, a zostaną wydziedziczeni i zbankrutują.

Syriusz czuł, że jeszcze chwila i zamorduje swoją matkę. Co ona plotła za dyrdymały! Udawała, że obchodzi ją z kim on, Syriusz, zadaje się w Hogwarcie?! Nazywała Potterów, którzy ryzykowali własne życie i zdrowie, aby wyłapać morderców, ,,stronniczymi na wojnie”! Jedyną zaletą tej wspaniałej rodziny było według niej - och, jakie to obrzydliwe! - wysokie urodzenie?! Syriusz nienawidził, kiedy ktoś z nadętej rodzinki przywoływał absurdalny argument o  ,,wysokim urodzeniu”. 

,,Ach, kuzynka Bella jest trochę psychopatyczna i zapewne prędzej czy później trafi na Oddział Zamknięty, ale jest wysoko urodzona…” 

,,Ach, ten Regulus to mały krętacz, szulerski goblinek, ale przynajmniej jest wysoko urodzony…” 

,,Kuzynek Lucjusz wygląda, jakby cierpiał na wieczne zaparcia i chyba ma nad łóżkiem plakat z Voldemortem, ale za to jak wysoko on jest urodzony!”. 

Całe to śmieszne towarzystwo nie reprezentowało sobą absolutnie nic, na niczym się nie znało, nic nie wiedziało, nie pracowało, nie miało poczucia humoru ani żadnych zainteresowań, ani kompletnie niczego wartościowego w sobie (no… Narcyza była przynajmniej seksowna), no ale, rzecz jasna, znaczyli więcej w tym świecie niż ktokolwiek inny, bo byli tak strasznie wysoko urodzeni. 

To było żenujące. 

— Pamiętaj, że Seth to emerytowana gwiazda sportowa… ma naprawdę sporą fortunkę w swoim koncie bankowym — odezwał się wreszcie Orion. — Poza tym, ten jego syn jest jedynym wnukiem Dorei Black. Pyskaty czy nie, babcia o niego zadba. Wszyscy wiemy, że Dorea dostała największy spadek z rodzeństwa. 

— Moim zdaniem zepsuci są nie Potterowie - powiedział tonem rzeczoznawcy Lucjusz - a ta matka z włoskiego rodu… Pochodzi z rodziny aurorów… To są… rozumiecie sami, nuworysze.

Syriusz zaśmiał się na cały głos. NUWORYSZE! Kiedy James to usłyszy… Wszyscy go zignorowali, tylko Regulus spoglądał niespokojnie w jego stronę, jakby spodziewał się, że zaraz nastąpi wybuch gniewu. 

— Nie mogę czuć szacunku do brytyjskich aurorów — nie poddawał się Lestrange. — We Francji mają zupełnie inne, normalne poglądy - to znaczy, chronią arystokrację. Z niezrozumiałych dla mnie powodów tutaj walczą oni z przywódcą broniącym tradycyjnych wartości… 

Aha, czyli Voldemort jest jedynie ,,przywódcą tradycyjnych wartości”, a źli aurorzy walczą z kwiatem czarodziejskiej młodzieży, bo mają szkodliwe poglądy, podsumował w głowie Syriusz. Na twarzy Blacka pojawił się grymas wściekłości. Nie mógł uwierzyć, że je właśnie wesołą kolację z młodym przestępcą, który nazywa niebezpiecznego czarnoksiężnika obrońcą tradycji, a matka i ojciec mu przyklaskują. Regulus wysłał mu błagalne spojrzenie. 

— Dobrze, że my nie straciliśmy jeszcze głowy - poparła go Walburga. — Oby więcej czarodziejów otworzyło oczy. Nie wszyscy muszą angażować się w wojnę, ale zawsze można - jak ja i Orion - wspierać naszego kuzyna Rosiera. 

— CO TAKIEGO?!

Syriusz zerwał się na równe nogi. Czuł, że cały dygocze. Nikt nigdy tak go nie rozwścieczył. Przez cały wieczór musiał wysłuchiwać tych ideologicznych bzdur, obrzydliwego usprawiedliwiania zabijania przez śmierciożerców, wywyższania się do poziomu bogów przez kilku śmiesznych, małych ludzi. Nie zgadzał się absolutnie z niczym, co zostało dzisiaj powiedziane, ale postanowił zostawić to dla siebie, a potem wyśmiać wszystko z Jamesem. Jednak to wyznanie — najpierw obrażanie Potterów, a potem jawna deklaracja, że Blackowie finansują EVANA ROSIERA, cholernego ŚMIECIOŻERCĘ, który oddał swój dom VOLDEMORTOWI, żeby naradzali się w nim, KTÓREGO AURORA DZISIAJ ZABIĆ! — to wyznanie przelało szalę goryczy. 

Spojrzał nienawistnie na całe towarzystwo — nie dbał już o wakacje, proszek Fiuu czy Egipt, nie dbał już o nic! 

— Czy wy wspieracie ROSIERA, wspieracie cholernego PIESKA VOLDEMORA, CZYŚCIE DO RESZTY ZGŁUPIELI?! — ryknął, łypiąc wzorkiem to na matkę, to na ojca, to na wuja Cygnusa. Bella, która posiadała taki sam choleryczny charakter, także zerwała się na nogi. 

— JAK ŚMIESZ WYMAWIAĆ JEGO IMIĘ! — wrzasnęła. — JAK ŚMIESZ TAK ZWRACAĆ SIĘ DO CIOCI I WUJKA!

— Usiądź, Syriuszu - syknęła jadowicie Walburga. — Jesteś w takim wieku, że wyśmiewasz tradycję, ale nie będę akceptować…

— JAKĄ TRADYCJĘ, GŁUPIA KOBIETO! TRADYCJĄ JEST CHOINKA NA BOŻE NARODZENIE, A NIE ZABIJANIE I TORTUROWANIE LUDZI!

— NIKT NIE ZABIJA, TY NIEWDZIĘCZNY…

— OCZYWIŚCIE, ŻE ZABIJA! KOBIETO, TY NIE WYCHODZISZ Z DOMU, NIE WIESZ CO SIĘ DZIEJE NA ŚWIECIE! 

— CZARNY PAN — zagrzmiała Bella, purpurowa ze złości — NIGDY SIĘ NIE MYLI. ON CHCE OCZYŚCIĆ RASĘ CZARODZIEJÓW Z PLUGASTWA, ZE ZDRAJCÓW, HOŁOTY TAKIEJ JAK TY!

— Uspokój się, Bellatriks — syknął Lucjusz. — Bo powiesz mu za dużo.

— Niech wie, Lucjuszu! — zagrzmiała. — Ja nie wstydzę się mojego pana i Rudolf też nie! Stań wyprostowany i przyznaj się, że walczysz dla Czarnego Pana, dla naszego wyzwoliciela, który wynagrodzi nas, czystokrwistych! 

Syriusz zarwał się i wyciągnął różdżkę. Zanim zdążył przemienić swoje wściekłe myśli w krwawe czyny, Orion wykręcił mu ręce i mocno przytrzymał za frak. Regulus ukrył twarz w dłoniach, podobnie jak Narcyza. 

Lucjusz Malfoy również wstał od stołu, przybliżając się do Bellatriks. Z jego twarzy zniknęły wszystkiego kolory.

— Ty nie znasz Blacka tak dobrze jak ja, nie wiesz, do czego on jest zdolny! Chcesz, żeby jeszcze dzisiaj pognał do Pottera i Moody’ego i wszystkich nas wydał?! Ten niewdzięczny zdrajca jest lojalny tym skretyniałym fanom mugoli, a nie na…!

Nagle urwał. Przez chwilę zdawało się, że zabrakło mu słów i wśród nienaturalnej ciszy usłyszeć można było tylko warczenie Syriusza, przypominające rozzłoszczonego psa. A potem wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko.

Walburga i Narcyza krzyknęły, Stworek i Orion pognali Lucjuszowi na pomoc, a Rudolf przytrzymywał rozjuszoną Bellę. Wokół Lucjusza Malfoya nagle pojawiło się mnóstwo śmierdzącego dymu, jego szaty stanęły w płomieniach, a on sam spuchł, jakby z nieopisanej wściekłości. Wrzasnął przeraźliwie, końcówką szaty starał się ugasić pożar, który trawił jego ubranie. Ogień zmaterializował się w okolicy jego pośladków i rozprzestrzeniał się dalej, zajmując już prawie dostojne włosy mężczyzny. 

Syriusz uśmiechnął się z satysfakcją. Przyjął Lucjusza Malfoya z należytym rozmachem. 



➶➶➶

Sex Pistols - God save the queen


Myślę, że byłby skuteczny na mole — zawyrokował Slughorn, pochylając się nad wywarem Jamesa i Syriusza. — No… może na pająki, w wyższym stężeniu. Ale na pewno jest lepszy niż eliksir pana McDonwera…

Z dobrotliwą miną przeszedł do drugiego rzędu ławek. Potakiwał uprzejmie, ale nie komentował wywarów pozostałych par. Zatrzymał się dopiero przy ławce Jo i Snape’a. Zmrużył oczy i zamieszał lekko wywar.

— To dobra trucizna, Severusie — powiedział. — Jednak… wydaje mi się, że popełniłeś błąd, który z pewnością wyłapiesz.

Snape wyglądał na tak zaskoczonego, jakby właśnie zobaczył Bazyliszka. James i Syriusz zachichotali złośliwie. Severus powoli odwracał się do Jo, zaczerwienionej po uszy.

— Jaki kwiat dałaś mi przed strączkiem sopophorusa?

— Eee… Ten fioletowy?

Slughorn uśmiechnął się w miły sposób, jednak nie tak serdeczny jak w przypadku Lily czy Syriusza, bo choć cenił talent Ślizgona, nie potrafił czuć do niego sympatii. Ostatni kociołek należał do Evans i Hestii. Na twarzy nauczyciela pojawił się wyraz niedowierzania. 

C'est magnifique! — wykrzyknął z kiepskim francuskim akcentem, lecz Hestia doceniła starania nauczyciela. — Lily, to wspaniałe, jest niezwykle potężny, niemalże tak potężny jak ten uwarzony przez naszą legendarną Eleonore Black! Jestem taki dumny, Lily, gratuluję! — Ślimak zaczął bić brawo, a zawtórowało mu większość klasy, z wyjątkiem Lydii Selwyn i Notta. — Tobie też oczywiście… od Lily możesz się wiele nauczyć, Jones. 

Slughorn uroczyście wręczył dwóm Gryfonkom maleńkie fiolki z płynnym szczęściem, po czym pośpieszył klasę do wyjścia, bo zaraz zaczynało się drugie śniadanie. Lily przyśpieszyła — pragnęła szybko cofnąć się do Pokoju Wspólnego, bo tego dnia nie miała żadnych zajęć z Marleną, a chciała zobaczyć się z nią przed wieczorem. Niezbyt kolorowo wyglądały teraźniejsze pełnie —  noc zaczynała się wcześniej i trwała długo, a Zakazany Las, po którym biegała zarówno jej przyjaciółka, jak i Lupin, zdawał się być szczególnie niebezpieczny. Wbiegała właśnie po schodach na siódme piętro, ale zanim wyszła na korytarz, poczuła, że ktoś chwyta jej nadgarstek. Tylko jedna osoba zachowywała się w ten sposób, rezygnując z możliwości zwyczajnego zawołania jej. James Potter.

— Hej, najlepsza Eliksirowarko — przywitał się. Odpowiedziała mu skinięciem głowy. – Czy ty zrywasz się z zajęć?

— Och...Chciałam iść poszukać Mar... znaczy się, szłam do biblioteki — sprostowała, bo obawiała się, że jej nowy ,,przyjaciel” zechce razem z nią pogawędzić z  Leną. – A ty?

— Chyba ci potowarzyszę — uśmiechnął się łobuzersko i dodał: ,,Znasz przecież moje zamiłowanie do literatury.”

— No jasne... Warto dodać jeszcze, że podobnym uczuciem darzysz ciszę i spokój…

Nie podobało jej się, że James pokrzyżował wcześniejsze plany, ale zwróciła się w kierunku biblioteki, nie chcąc wyjść na kłamczuchę. 

— A co to za humorek, jak na kogoś, kto wygrał Płynne Szczęście? Co z nim zrobisz… pewnie wykorzystasz, żeby mnie poderwać… 

— Wykorzystam go, żeby ratować wiszącą na włosku przyjaźń Titanic i Meadowes —  odparła cynicznie. – I postępuję w ten sposób wbrew sobie. Wyobraź sobie, że zgodziłam się na grę w butelkę, wieczorek malowania paznokci i plotkowanie o chłopakach.

Potter zaśmiał się.

— Dobrze wiedzieć, że jesteś taka skłonna do poświęceń dla przyjaciół, wykorzystam to kiedyś na własną korzyść… auu! —  James skrzywił się, bo Evans uderzyła go torbą. — To był żart!

— Słaby —  uśmiechnęła się wrednie. –Dałbyś sobie spokój z tymi komentarzami. Naginasz w ten sposób warunki naszego porozumienia, wiesz?

— Już przeprosiłem! Zero flirtu, pamiętam. Ale... Możemy chyba zejść na bardziej poufały temat, prawda? Korzystając z tego twojego „porozumienia"?

Co? Nie! Ostatnie, o czym Lily myślała w tej chwili to zwierzanie się ze swoich problemów Jamesowi Potterowi, przecież to byłoby dziwne... i nienormalne... i niebezpieczne... Przygryzła dolną wargę. Jak powinna wybić mu, za przeproszeniem, tak chory pomysł, z tej rozczochranej łepetyny? A może nie powinna próbować? Może... da mu szansę? Wszyscy wokół rozpływali się nad błystkotliwością Pottera. Może zaskoczy ją pozytywnie i udzieli jakieś sensownej rady? 

Jesteś Gryfonką, Evans?!, skarciła się w myślach, po czym z kwaśną miną kiwnęła głową. James uśmiechnął się czarująco.

— Pamiętasz naszą rozmowę na temat Jo Prewett?

— Jo Prewett? —  zdziwiła się.

Wyszukała w całej swojej pamięci czegokolwiek na temat Jo Prewett, a raczej rozmowie na jej temat z Jamesem Potterem. Na pewno by pamiętała... Pojedyncze, mało znaczące wspomnienia zaczęły układać się w jeden, zawiły film, który co jakiś czas zmieniał kadr i nie łączył się z innymi myślami w całość. Miała wrażenie, że coś bardzo ważnego umyka jej pamięci…. Prewett... Czarne jak heban włosy, mówiła profesor Powell. Niebieskie oczy patrzące na nią z wyższością... Opanowany, pozbawiony emocji wyraz twarzy, na który tylko od czasu do czasu pojawiał się grymas niezadowolenia... Zapach lukrecji. 

— No tak- rzucił ze zniecierpliwieniem. – Rozmawialiśmy o niej na imprezie po meczu, pamiętasz?

— Nie — przyznała szczerze. — To chyba była jakaś błahostka. 

— Nie?!

Zniecierpliwienie w jego głosie przybrało formę lekkiego zakłopotania. Zarumieniła się. Skoro ta rozmowa była taka ważna, to dlaczego z taką łatwością o niej zapomniała? 

— No mówię przecież, że nie! Przepraszam, ale... czy to była ważna rozmowa?

James przystanął. W jego oczach dostrzegła troskę.

— Mówiłaś, że Snape cię przed nią ostrzegał… Że przyjechała tutaj z Durmstrangu, żeby czegoś się od ciebie dowiedzieć. Aha, i wspominałaś jeszcze, że przewodniczy jakieś organizacji Ślizgonów, których wyzyskuje. 

Snape ją przed nią ostrzegał? Przecież ona nie rozmawiała z Severusem od feralnego zdarzenia po sumach, to niemożliwe... Nie, James sobie na pewno z niej żartował.

— Lily? — spytał miękko Potter. 

— I... co mi odpowiedziałeś?

— Czekaj, czyli naprawdę nic nie pamiętasz?

Ruda zarumieniła się, zupełnie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Z jednej strony czuła, że stało się coś ważnego, ale z drugiej znała Jamesa Pottera nie od dziś i wiedziała, że potrafił robić z igły widły. Może ta cała „poważna" rozmowa należała do jakieś codziennej, błahej wymiany zdań, która natychmiast ucieka z pamięci? Ale czy zapomniałaby też o Severusie…?

Zresztą, jak często rozmawiała z Potterem, wyłączając kłócenie się? Przed ich zawieszeniem broni i próbą zaprzyjaźnienia się unikała go przecież codziennie — wstawała ze śniadania, gdy tylko on podchodził do stołu Gryfonów, nawet jeśli była jeszcze głodna. Na lekcjach robiła wszystko, byle tylko się do niej nie dosiadł, nawet siadała ze Ślizgonkami. W normalnych warunkach nie reagowała nawet na „cześć, Evans!". W ich dawnej — ba! nawet teraźniejszej! — relacji nie było okazji do zwierzeń i spoufalania. Jeśli James sobie żartował, to naprawdę kiepsko mu to wychodziło. 

— James, czy ty bierzesz jakieś narkotyki?

James wywrócił oczami.

— Chciałem się zapytać, czy udało ci się dowiedzieć czegoś nowego w tej sprawie, ale skoro udajesz przede mną, że nie wiesz o czym mowa, to chyba znaczy, że nie powinienem naciskać?

Powaga zniknęła z jego twarzy. Uśmiechnął się beztrosko, a oczy zaczęły mu błyszczeć- zaniepokojony człowiek zniknął tak szybko, jak się pojawił. Parsknęła śmiechem.

— A więc koniec tematu?- spytała z lekkim niedowierzaniem. 

To coś nowego! Stary Potter męczyłby ją i co chwila wznawiał temat Jo Prewett niczym zdarta płyta. Odpowiedziało jej zagadkowe milczenie. Uśmiech nie schodził z ust chłopaka, ale oczy przykryła mgła. Odpływał do dalekich światów, o których Lily nie miała pojęcia. Oj nie, temat zdecydowanie jeszcze się nie skończył…



➶➶➶



Jo? 

Snape podszedł do siedzącej samotnie Jo Prewett w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Wyglądała bladziej niż zwykle, w jej intensywnie błękitnych oczach tliły się liczne zmartwienia. W ostatnim czasie Severusowi trudno było porozmawiać z „Mentorką" — jak według Avery’ego powinien zwracać się do Jo. Ślizgon w głębi duszy uważał czczenie dziewczyny jak wielkiej wyroczni za głupotę, bo odkąd tylko Jo wyjechała ze swojego komunistycznego kraju, skupiała się jedynie na własnych problemach, a nauczanie czarnej magii zepchnęła na sam dół swojej hierarchii ważności.

Avery twierdził, że Łowcy Śmierci zostali założeni dobre dwa lata temu, a Jo zawsze wysyłała do nich swoich ludzi, których odpowiednio informowała, o tym, co mają ich nauczyć. Ponoć miała jakiś układ ze śmierciożercami — chciała jak najlepiej wyszkolić absolwentów Hogwartu przed ukończeniem przez nich szkoły. Często zastanawiał się, czy Dumbledore o tym wiedział. W końcu wiedział o wszystkich „tajnych" stowarzyszeniach. Może chciał dać młodym Ślizgonom prawo wyboru? Miał nadzieję, że po zdobywaniu kolejnej wiedzy z dziedziny najczarniejszej magii zwyczajnie się nawrócą? 

To żałośnie naiwne, nawet jak na Dumbledore’a, pomyślał złośliwie. Nie podobało mu się, że do tej pory nie odbyło się żadne sensowne spotkanie czarnomagicznego klubu, mimo że Wielka Mentorka Jo Prewett dzieliła z nimi jeden Pokój Wspólny. Tyle lat działała przez pośredników, a gdy teraz zyskała więcej czasu, nagle organizacja lekcji przerastała jej siły? 

Próbował dotrzeć do dziewczyny przez kilka ostatnich dni, jednak od przyjęcia w Klubie Ślimaka Jo unikała wszystkich, reagowała apatycznie i narzekała na słabe zdrowie. 

— Czego chcesz? —  spytała słabo, oblizując nerwowo wargi. Nie zatroszczyła się nawet na swoją charakterystyczną maskę obojętności. 

— Pogadać.

— To masz problem.

Nie zabrzmiało to prawie w ogóle złośliwie. Przysiadł obok niej, czując nagle lekki żal. W ogóle jej nie lubił, szczególnie po tym, jak dowiedział się o możliwym pokrewieństwie z Lily i tym, że majstrowała w pamięci Evansówny. Musiał jednak podnieść ją na duchu, jeśli chciał, żeby wróciła do prowadzenia lekcji czarnej magii.

— Wydaje mi się, że to ty masz problem. A właściwie to kilka. Regina Bulstrode twierdzi, że dostałaś zeszycik z groźbami.

— Idiotka ma tak samo długi język jak ty.

— Ale... Co się stało? Ma to jakiś związek z tym całym Isaakiem?

— Nie wypowiadaj jego imienia! — zareagowała przesadnie nerwowo. – I nie... I tak. Wydaje mi się, że chciał mi coś przekazać w ten sposób.

— Pisząc na każdej z czterystu kartek ZABIJĘ CIĘ?

— On jest nieco dramatyczny —  wyjaśniła, ściszając głos. – Pewnie domyślił się, że straciłam medalion i stwierdził, że jak nie prośbą, to może groźbą uda mu się mnie skłonić do... przyłożenia się.

Robił się coraz lepszy w wyciąganiu od Prewett znaczących faktów. Czyli Jo nie chce zdobyć medalionu... Jest szantażowana. Tylko czym? Szczerze wątpił, że ktoś taki jak ona, nie potrafiłby się obronić przed jakimś tam Isaakiem. A może oni oboje są szantażowani? Może Isaac to jakiś jej były chłopak albo wspólnik? Czyżby Prewettówna znalazła sobie sojusznika w kimś spod ciemnej gwiazdy?

— Nie powinnaś dawać się zastraszać. Po co właściwie jemu ten medalion?

— Ponieważ je… — urwała, nagle czerwieniąc się ze złości. – MIAŁEŚ O TO NIE PYTAĆ! Lepiej od razu gadaj, czego chcesz, bo zaręczam, że dostaniesz Cruciatusem…

— Chodzi mi o nasze spotkanie.

Prewett aż otworzyła usta z oburzenia.

— Zapraszasz mnie gdzieś, debilu?!

— Nie… —  wzdrygnął się Snape. – Chodzi mi o, no wiesz… — ściszył głos do szeptu. – Łowców Śmierci. Spotkanie Łowców.

— Ach… —  zadumała się Jo. – Będziesz musiał trochę poczekać. I możesz przekazać swojemu koleżce, Mulciberowi, że nie mam zamiaru nikogo póki co werbować. Więc niech nie sprowadza Młodego Blacka na złą drogę.

— Werbował braciszka Syriusza Blacka? 

— Yhym. On i Avery uważają, że narkotyki pomogą wam w nauce czarnej magii. Ja z tym interesem nie chce mieć nic wspólnego. Wszyscy, którzy łączą opium z cruciatusem kończą potem na oddziale zamkniętym.

— Czekaj… Avery przyznał ci się do tego?

— Oczywiście, że nie — żachnęła się. — Ale Snape, nie zdajesz sobie nawet sprawy, jaki on jest głośny. Jak krzyczy w swoich myślach…

— A więc spotkania nie będzie? —  chciał się upewnić Snape. Rozmowy o czytaniu w myślach niezbyt mu odpowiadały.

— Będzie. Gdy tylko otworzę medalion. Lub kiedy Isaac mnie zmusi. 



➶➶➶

Londyn, lipiec 1976

Deep Purple - Highway Star


Syriusz odbył chyba najszybszy bieg w swoim życiu, ewakuując się z bawialni Blacków do swojego pokoju na piętrze. Zaczął gorączkowo pakować najważniejsze rzeczy: gramofon, płytę Sex Pistolsów, łajnobomby, lakier do włosów…Wiedział, że ma bardzo mało czasu. 

Pożar tyłka Lucjusza Malfoya udało się szybko ugasić, wystarczyło bowiem, żeby któryś z ,,największych, szlachetnie urodzonych czarodziejów” przypomniał sobie o czymś takim jak różdżka. Draniowi nic się nie stało, narobił jednak mnóstwo krzyku i kazał przewieźć się do Szpitala św. Munga, a reszta rodziny natychmiast go tam eskortowała. Syriusz dostrzegł wtedy szansę na ucieczkę. Miał nadzieję, że kolejka do przyjęć szpitalu będzie bardzo, bardzo długa…

Zapiął plecak, zarzucił go na jedno ramię i wybiegł z pokoju. Żałował, że pozostawia w tym wstrętnym domu płyty Led Zeppelin, AC/DC i Aerosmith, ale musiał uciec, zanim Walburga opuści szpital i rzuci pierwszą Avadę Kedavrę w swoim życiu.

Intuicyjnie skierował się do głównego kominka w domu, ale jeszcze w drodze przypomniał sobie, że matka zablokowała kominek, żeby nie uciekł do Potterów. Załamał ręce. Wuj Alfard mieszkał we wschodnim Londynie, ale zdaje się, że dwa dni temu wyjechał do Francji. Już kilka razy nocował u niego. Czy skrzatka Alfarda wpuściłaby Syriusza do domu, mimo nieobecności swojego pana? Z drugiej strony, czy właśnie tam matka nie zacznie go szukać, gdy zorientuje się, że pierworodny uciekł?

Dokąd miał jechać? James mieszkał dwieście mil od Londynu, Remus - czterysta, Peter - wyjechał do Ameryki na wakacje. Syriusz nie miał pieniędzy na Błędnego Rycerza do Doliny Godryka. Nie miał też czasu ukraść ich Regulusowi. Wybiegł z domu. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł.

Matka w piwnicy, do której wchodziło się od zewnątrz, schowała jego największy skarb, jego ukochany magiczny, latający motocykl. Syriusz nie mógł go tutaj zostawić. Zdawał sobie sprawę, że będzie leciał do przyjaciela nawet do dwóch godzin, a matka może wysłać za nim pościg z ministerstwa (już kiedyś udowodniła mu, że jest do tego zdolna…). Czy miał jednak inne wyjście?

A niech mnie złapią - mruknął do siebie.  Nic mnie już nie obchodzi. 

Włamał się do środka, używając magii. Spodziewał się, że ministerstwo może (ponownie) otrzymać donos od jego rodziców, że jako nieletni używa magii poza szkołą, ale naprawdę nie dbał już o to. Wystarczającym pogwałceniem prawa czarodziejów będzie podróż nad Anglią latającym motocyklem. Złamanie uroku matki, który nie pozwalał na uruchomienie silnika pojazdu, zajęło mu dłuższą chwilę. Zadowolony, przelewitował motocykl do góry, na dziedziniec ulicy Grimmauld Place. Wbiegł po schodach na górę.

— A więc uciekasz.

Syriusz podskoczył w miejscu, zaskoczony. Orion Black stał na ulicy przed swoim domem, podparty ramieniem o motocykl Syriusza. Jego mina wyrażała głęboką zadumę, jednak nie złość. To było pierwsze zdanie, które młody Black usłyszał od ojca od początku tych wakacji. 

— Chcesz mnie zatrzymać?

Stanęli naprzeciw siebie. W Syriuszu tliły się wszystkie emocje, jakie dzisiaj odczuwał - rozczarowanie, złość na rodziców, obrzydzenie, poczucie odrzucenia. Orion zdawał się być całkowicie beznamiętny, chłodno oceniający sytuację. 

— Jeśli teraz wyjedziesz — odezwał się wreszcie, a jego głos wbijał się w Syriusza niczym niewidzialny sztylet — to nie będzie już powrotu.Przestaniesz być dziedzicem rodu Black. Stracisz wszystkie pieniądze, tytuły. Zostaniesz z niczym. 

Syriusz nie odzywał się, bo czuł, że ojciec ma coś jeszcze do dodania. 

— Nie obchodzą mnie twoje poglądy czy tam zamiłowanie do Potterów. Jednak rodzinę ma się jedną - nie musisz się z nią zgadzać, ale musisz ją szanować, bo to dzięki tej rodzinie stać cię na więcej niż kolegów z Hogwartu.

Orion Black, o czym dobrze wiedział jego syn, nigdy nie był fanatykiem czystości krwi, zawsze natomiast był fanatykiem pieniądza. Nie chciał ożenić się z matką, nie chciał zostawać ojcem, nie chciał reprezentować rodu - ale zrobił to wszystko, bo tylko w ten sposób mógł odziedziczyć rodowe pieniądze. Potem i tak żył po swojemu i mieszkał u kochanek, ale potrafił znakomicie grać i udawać przykładnego Blacka, bo to gwarantowało mu stabilność finansową. Orion niesłusznie założył, że to, co przekonało jego samego rzed laty, przekona teraz też Syriusza.

On nie wie, że nie jestem Regulusem. Nigdy nie starał się nawet mnie poznać. Nie odziedziczyłem po nim tego materializmu i oportunizmu. 

—  Dobrze, że cenię swoją godność wyżej niż rodowe pieniądze — powiedział zimno. — Nie chcę pieniędzy, za które zabijani są ludzie. Nie jestem taki jak ty.

Orion zdjął rękę z motocyklu syna. Wyraz jego twarzy nie zmienił się - humor jednak zdradzały oczy, w tej chwili ciemne i pełne nienawiści, podobne do oczu kuzynki Bellatriks. Ojciec zmniejszył dystans między nimi do około jednej stopy. 

— Wynoś się — wycedził, a potem zwrócił się w stronę domu i zatrzasnął drzwi. Nie chciał oglądać Syriusza już nigdy więcej w swoim życiu. 



➶➶➶

Hogwart, czasy obecne


Syriusz Black był zdenerwowany. Prawdziwie zdenerwowany po raz pierwszy od kilku miesięcy. 

Gdyby osoba, która wyprowadziła go z równowagi, nie była przypadkiem Jamesem Potterem, niewątpliwie doszłoby do rozlewu krwi. Jak on mógł spytać Syriusza o taką rzecz! Co za nietakt! Gdyby Rogacz miał za rodzinę bandę oczadziałych na punkcie czystości krwi kretynów, którzy bez oporu ciskali by w niego zaklęciami niewybaczalnymi, pluli mu pod nogami i wysławiali ponad światy jego młodszego brata, który najprawdopodobniej ma niższy iloraz inteligencji od przeciętnego osła, on, Syriusz, z pewnością traktowałby go z należytym współczuciem.

Ale nie! James nie potrafił wykrzesać z siebie choć minimum wrażliwości i oczekiwał od niego, Syrisuza, żeby zbadał sprawę Jo Prewett i odkrył, jakie więzy łączyły ją z Blackami. Czy on nie rozumiał, że Syriusz odciął się od przeszłości, że nie chciał już nigdy być Blackiem?!

I po co to wszystko? Przez dziewczynę! Ta zołza denerowała Syriusza już bardzo długo, ale tym razem skończyła mu się cierpliwość. Czy jego przyjaciel kiedykolwiek opuści przystań nazywaną Lily Evans? Czy kiedykolwiek wróci do normalnego, huncwockiego zachowania i przestanie zgrywać zakochanego kretyna? Przecież ta ruda złośnica go wykorzystywała! 

— Chyba żartujesz — powiedział na głos. James pokręcił głową z rezygnacją. –Ja...? Nie... Oczywiście, że nie wiem! Dlaczego miałoby mnie to obchodzić?

— Przecież sam mówiłeś, że wygląda znajomo.

— Bo wygląda. Ma fenotypowe, rodowe cechy Blacków, na które jestem niezwykle wyczulony. Ale nie mam zamiaru wszczynać śledztwa zatytułowanego: „Kim jest dla mnie Jo Prewett!", bo to bzdura! Może być nawet moją zaginioną bliźniaczką! MAM ich wszystkich gdzieś —  wszystkich cholernych Blacków. 

— Proszę cię, tylko sobie przypomnij! Tu nie chodzi nawet o Lily — Syriusz żachnął się, co zabrzmiało jak warknięcie psa. — Zapomniałeś już, że ona jest dziewczyną naszego przyjaciela?

Black zamyślił się. Czy zależało mu na Peterze do tego stopnia, żeby wrócić wspomnieniami do najgorszych chwil swojego życia? Chyba tak — póki to opiera się tylko do wrócenia wspomnieniami, a nie na rozmowami z rodową patologią. Mógł przypomnieć sobie gobelin... 

Pamiętał wyraźnie zezowate spojrzenie jakiegoś faceta, którego podobiznę oglądał z nudów na Boże Narodzenie w tamtym roku... Czy to był Ignatius Prewett? Chyba tak... A obok niego na pewno widział całkiem ładną blondynkę, jak-jej-tam... Luthien? Lauren? Nie... Coś bardziej pretensjonalnego... Miała imię jak cukierki... Irysa? Lukrecja? Ech, to na nic! Syriusz mógł być ideałem, bożyszczem wszystkich dziewcząt w Hogwarcie, ale nie posiadał pamięci fotograficznej. W życiu nie zapamiętałby tych wszystkich krewnych, powinowatych, wydziedziczonych…  Ale znał osobę, dla której więzy rodzinne Blacków były największym hobby. Regulus. Och tak, jego młodszy brat, tak jak matka, wielbił robótki ręczne i uważał gobelin Blacków za ósmy cud świata...

— Nie możemy niańczyć Petera. A Evans nie pomógłbym nawet za mugolski motocykl. Przecież wiesz, jak bardzo mnie denerwuje.

— Daj spokój, nie jest taka zła. To całkiem fajna dziewczyna, o ile...

— Zepsuła nam najlepsze kawały, a jej jedynym argumentem była „niezgodność z regulaminem". Nienawidzę tak apodyktycznych osób.

— Dobrze —  odparł nieco opryskliwie Rogacz. –A więc nie pomożesz mi, ponieważ Lily Evans uraziła Wielką Dumę Blacka?

Łapa poczuł rosnące poirytowanie. Jak mógł wytaczać w jego stronę takie argumenty!

— Tu nie chodzi o moją dumę, ale dobrze, że przypomniałeś — bo to też dobry powód. Nie mam zamiaru tolerować tego, że zrobiłeś się jej chłopcem na posyłki! I wciągasz w to mnie, w najbardziej okrutny, możliwy sposób! NIE! Nie będę gadał z Regulusem! Ostatni raz, kiedy go widziałem, spierdalałem z Grimmauld Place na zaklętym Harleyu! 

— A kto ci kazał gadać z Regulusem? Pytam się tylko, czy pamiętasz…?

— Och, oczywiście, że nie! —  prychnął. – I nie licz, że poszukam rodzinnych zdjęć w kufrze, bo takowych nie mam.

— W porządku- odparł James. – Przecież nie zmuszę cię do konfrontacji z twoim młodszym bratem. 

Syriusz wpatrywał się w nieodgadniony wyraz twarzy swojego przyjaciela. Z pewnością był lekko rozczarowany. I pewnie urażony, bo naskoczył przy nim na Evans. 

Czy James postąpiłby inaczej, gdyby sytuacja była odwrotna?

Czy pogadałby bodajże z May albo Jessem van Weertem, gdyby bardzo zależało na tym jego najlepszemu kumplowi? Och, na pewno tak. James zawsze stawiał sprawy Syrisuza ponad swoje... Przyjął go do swojego domu… Dawał mu pieniądze na spłatę długów w kasynie… Był dla niego jak prawdziwy brat. Czy Syriusz nie powinien odwdzięczyć się tym samym? Czy nie powinien choć raz przełknąć swoją słynną dumę i porozmawiać ze znienawidzonym bratem?


➶➶➶


Jeśli po dziwnej konwersacji z Mulciberem, Regulus stwierdził, że nic go już nie zaskoczy, to to, co zobaczył w drodze na kolację, musiało zwalić go z nóg. 

— Cześć, Black.

— Cześć, Black —  odpowiedział Regulus.

Stał przed nim Syriusz - taki, jakim go zapamiętał - nonszalancki, bezczelny i znudzony. Od pierwszego roku Regulusa starszy brat go unikał, czy raczej: traktował jak osobę niegodną rozmowy. Zainstalował nawet na drzwiach swojego pokoju na Grimmauld Place prymitywny obrazek przedstawiający karykaturę młodszego brata, zakreślonego czerwonym iksem. Nieustannie płatał mu jakieś niemiłe kawały albo stawiał Rega w krępującej sytuacji w stosunku do rodziców. Przezywał go od jakiś mugoli albo porównywał do indyjskiego maharadży, ale kompletnie nie dawał sobie przetłumaczyć, że on, Regulus, wcale nie nienawidził ,,marnotrawnego Blacka”. Najwyraźniej ten fakt nie pasował Syriuszowi do jego wizerunku ,,uciekiniera z patologicznej rodziny”.

— Mam do ciebie sprawę.


➶➶➶


Zabawne do czego Lily się posunęła, żeby pogodzić przyjaciółki, które nigdy się szczerze nie lubiły, a przynajmniej tak teraz utrzymywały. Zgodziła się nawet na głupie, dziewczyńskie gry przy smakowym piwie i rozwiązywanie quizów z Czarownicy, choć brzmiało to jak jej osobiste wyobrażenie piekła. Poczuła wyrzuty sumienia, kiedy siedziała na miękkich poduszkach w dormitorium, podczas gdy za oknem księżyc zaczął się pojawiać w postaci wielkiej, białej kuli. Zastanawiała się, jak radziła sobie Marley… 

To w sumie trochę dawało do myślenia. Codziennie Evans mierzyła się z mnóstwem błahych problemów i rozbuchiwała je do poziomu katastrof, tak samo jak Emmelina i Dorcas w tej sytuacji. Pokłóciły się o chłopaka, śmiertelnie obraziły z powodu emocjonalnie popapranego Syriusza Blacka, który w końcu i tak porzuci i jedną i drugą, podczas gdy współcześnie działało się na świecie tyle strasznych rzeczy, o które naprawdę powinny się wkurzać. Jak przemianianie dzieci w wilkołaki przez Fenrira Greybacka. 

Z drugiej strony, czy Marlena albo Remus nosili jakiś żal do świata z powodu tego, co się im przytrafiło? Tak właściwie to dość dobrze radzili sobie z ciężką dolą, a za to kompletnie nie potrafili wybaczyć sobie nawzajem (i Emmelinie) jakieś nieporozumienie z wymuszonym pocałunkiem. 

Dlaczego wszyscy w Hogwarcie mają taki pochrzaniony system wartości?, pomyślała Evans z przekąsem. 

Czasem naprawdę nie wiedziała, jak oni wszyscy, hogwackie królowe dramatów, odnajdą się poza szkolną bańką. Jak dadzą sobie radę z wojną, z tymi wszystkimi mordami, intrygami, torturami, zniknięciami? Westchnęła ciężko. Ona w pierwszej kolejności powinna się ogarnąć, skoro aspirowała na Aurorkę i pchała się w sam środek tego bałaganu.

Dorcas potrząsnęła ją za ramię, przywołując Evans z powrotem na ziemię. Uśmiechnęła się lekko. Po jej prawej przysiadła Emmelina, po lewej na poduszkach położyła się Dorcas, natomiast Hestia usiadła naprzeciw po turecku i klasnęła wesoło w dłonie. Najwyraźniej tylko ona cieszyła się z dzisiejszego wieczorku.

— Co robimy? — spytała pełna entuzjazmu. Dziewczyny wymieniły spojrzenia. Dorcas wyglądała, jakby chciała zasugerować ucieczkę w jak najdalsze rejony zamku. Lily zerknęła nieszczęście na tygodniki Czarownicy.

— Możemy... zagrać w butelkę — zaproponowała cichutko blondynka. Lily westchnęła ciężko.

— Butelkę? — wzdrygnęła się na samą myśl. — Serio? Do dziś żałuję, że podsunęłam  wam tę mugolską grę. To zawsze kończy się tak samo…

Dorcas parsknęła śmiechem, widząc zawziętą minę przyjaciółki. Postanowiła wtajemniczyć zaskoczoną Hestię, pokrótce tłumacząc jej na ucho reguły gry. 

— No i wiesz, ona wkurza się od naszej ostatniej gry z Huncwotami... Black miał dla niej świetne wyzwania związane z Jamesem…

— Miej odwagę powiedzieć to głośno, Meadowes! —  dobiegł ich rozdrażniony głos rudowłosej koleżanki. — Dobrze wiesz, że to nie był żaden Black, no chyba, że postanowiłaś nazywać się jego nazwiskiem…

— EJ! — oburzyła się Dorcas. – To nie jest śmieszne.

— Po raz pierwszy w życiu zgadzam się z tobą, Meadowes — poparła ją obrażona Emma.

— Lil, a więc mówisz, że nie życzysz sobie żadnych bezsensownych wyzwań? Ale... widzisz tu gdzieś Huncwotów?

— Właśnie? — Dorcas pochwyciła słowa Hestii, nie ukrywając przeciągłego ziewnięcia. – Przecież nie rozkażemy ci wpadać po nocy do ich dormitorium i urządzać jakieś wyznania miłosne! Nic nie wycieknie poza nasz ciasny krąg — pozostałe towarzyszki przytaknęły, żeby dodać słowom Meadowes mocy — twoje brudne sekrety pozostaną bezpieczne…

Lily zmarszczyła brwi. Postąpiłaby głupio, gdyby nie doszukała się w tym jakiegoś podstępu. Przyjaciółki przyjaciółkami, ale nigdy one nie zrezygnowały z sytuacji, w których mogły połączyć ją z Jamesem.

— Może zawrzyjmy pseudo-umowę? —  zaproponowała. Wróciła myślami do jej ostatniej umowy z Potterem i stwierdziła, że ostatnio podejrzanie dużo ich zawiera. – Wiecie, ustalimy tematy tabu. 

Emma pociągnęła duży łyk piwa. Hestia podniosła rękę, na znak sprzeciwu.

— Zaraz zabronicie mówić o chłopakach! Słuchaj, w jaki sposób mamy znaleźć sposób na zakończenie sporu Dor i Emmy o mojego kuzyna, skoro nie będzie można do niego nawiązać… ani go zaangażować.

Teraz Dorcas zaczęła jąkać się i protestować jak Lily. 

— Możemy ustalić jedną osobę-tabu, o którą pytać nie można — poparła Lily. — Dla Lil niech będzie to James, dla mnie Black. Niemniej… ciebie, Hestia, o nich będziemy mogły pytać.

— To brzmi sprawiedliwie — podchwyciła pomysł blondynka. – Ja... nie chcę, żebyście pytały mnie o Remusa.

Dziewczyny zamrugały kilkakrotnie.

— Wiesz... Ja myślałam, że to raczej marlenowy temat tabu, ale jak chcesz…

Lily zapisała na kartce papieru naziwsko trzeciego z Huncwotów.

— A ja… —  zastanowiła się Hestia. Znów poczuła się dziwnie —  nie miała tu właściwie żadnej osoby, o którą pytań mogłaby się obawiać... – Jestem tu nowa, więc w ramach programu poznawczego nie wskażę żadnej osoby.

Ruda kiwnęła głową na znak, że rozumie. Sięgnęła po jedną z pustych butelek po piwie i okręciła nią z miną cierpiętnicy. Szyjka butelki wskazała Hestię. 

— Pytaj — zachęciła ją dziewczyna, okręcając włosy na swoim palcu wskazującym. Lily wiedziała, jak to wykorzystać. 

— Dlaczego od tego roku chodzisz tutaj do szkoły i mieszkasz u Jamesa Pottera? 

Hestia wyglądała na zmęczoną samą perspektywą wyjaśniania tego. 

— To dosyć zawiłe — marudziła. — No ale dobra. Wy wiecie kim jest ciotka Dorea, co nie?

Dwie dziewczyny równocześnie potaknęły, a jedna zaprzeczyła. Lily poczuła się głupio, kiedy koleżanki spojrzały na nią ze zdumieniem połączonym z niedowierzaniem. Evans burknęła na swoją obronę, że jest mugolaczką i nie zna wielu osób. 

— Och, Lily — zaśmiała się Dorcas. — Pewnie nie skojarzyłaś. Ciotka Dorea Black to babcia Jamesa. To bardzo znana osoba, działająca w organizacjach charytatywnych.

Lily zadumała się. Babcia Jamesa, ta sama, o której mówił, że jest szefową całej rodziny i ma ukrywane, mugolskie koleżanki? Nie miała pojęcia, że to jakaś znana filantropka, chociaż biorąc pod uwagę, że od pierwszego roku właściwie wszyscy znali Jamesa… może jego rodzina uchodziła za swoistych celebrytów. 

— No więc — wróciła do meritum Hestia. —  Ciocia Dorea miała trójkę rodzeństwa —  pokazała im trzy palce. —  I ona była najstarsza, a że jej rodzice zmarli w młodym wieku, to musiała opiekować się swoim rodzeństwem. Jeden z jej braci, to znaczy dziadek Syriusza, został dziedzicem Blacków. Siostra, Cassiopeia, zamieszkała we Francji. Drugi brat, mój ojciec, został wydziedziczony, jednak ciotka Dorea i ciocia Cassiopeia, zaopiekowały się mną, kiedy porzuciła mnie moja biologiczna mama. Ciotka Dorea uważała, że jest to winna swoim rodzicom. W każdym razie, zamieszkałam z ciotką Cassiopeią w Paryżu, bo ona i tak nigdy nie miała dzieci i męża. Ciotka Dorea chciała, żebym poszła do Hogwartu z Syriuszem i Jamesem, a ciotka Cassiopeia upierała się przy Beauxbatons, no i mogę powiedzieć, że ostatecznie wygrała tę bitwę. Potem zaczęła chorować i niestety zmarła, dlatego ponownie trafiłam do ciotki Dorei… no a jak wiecie, ciocia Dorea zawsze musi postawić na swoim. Ona uznała, że jestem młoda i nie powinnam siedzieć ciągle ze staruszkami, dlatego odesłała mnie do domu Potterów w Dolinie Godryka. No i kazała Jamesowi i Syriuszowi się mną opiekować w Hogwarcie. 

— Czy babcia Jamesa naprawdę jest taka straszna? —  wtrąciła się Dorcas.

Hestia zaśmiała się. 

— Jest. Ale jest też bardzo rodzinna, chociaż nie lubi, jak ktoś się jej sprzeciwia. No i ona naprawdę uwielbia Jamesa. 

A to dopiero niespodzianka, pomyślała sceptycznie Evans. 

— Hestia, twoja kolej —  rzuciła Emmelina. Szyjka znowu zaczęła wirować. Wskazywała kolejno- Emmelinę, Hestię, Dorcas, Lily i znów rozpoczynała tą samą kolejkę. W końcu zatrzymała się na Meadowes.

— Słucham —  odparła Dorcas, siląc się na beztroską minę.

Hestia zamyśliła się głęboko. Trudno było jej wybrać pytanie i uzyskać interesującą plotkę, skoro nie mogła wspomnieć o swoim drogim kuzynie. Co jeszcze ją ciekawiło?

— Mieszkałyście z kimś...? — spytała niewinnie. — W sensie, przed tym jak ja zajęłam piąte łóżko?

— Nasze dormitorium to nie hotel? —  warknęła Dorcas.

— No tak... źle mnie zrozumiałaś. Zobaczyłam nazwisko McDonald na tabliczce na drzwiach. Nie widziałam się z brytyjskimi krewnymi, odkąd byłam małą dziewczynką, ale to nazwisko wydaje się dziwnie znajome…

Dziewczyny wymieniły nerwowe spojrzenia. 

— Poruszyłaś temat tabu — wyjaśniła jej cicho Emma. — Nie rozmawiamy raczej o niej… 

— ...Mary McDonald mieszkała z nami do piątej klasy… —  zaczęła Lily.

— ...wyjechała z jednym z tych wymian szkolnych do Beauxbatons. Nie spodziewamy jej się ani w tym semestrze, ani w następnym… —  ciągnęła Dorcas.

— I dzięki Bogu —  wypaliła Evans.

— W sensie... nie polubiłyście się?—  spytała Jones, zdumiona, że najwyraźniej nie była pierwszą nielubianą współlokatorką. 

— Mary McDonald to podła, okrutna, manipulująca suka! — wyrzuciła poruszona Emma. — Dręczyła mnie przez pięć lat z powodu mojej nadwagi.

— Za mną też się lekko nie obchodziła — poparła ją Dorcas, przewracając oczami. — Życie tutaj jest niemalże sielankowe, odkąd wyjechała. Zresztą… nie musisz daleko szukać, żeby poznać szczegóły. James może ci dużo o niej opowiedzieć. 

— A co ma do tego mój kuzyn?

— To jego była dziewczyna — wyjaśniła  Lily z dziwną zgryźliwością w głosie. — Mary miała prawdziwą obsesję na punkcie Pottera.

— Widzisz, Mary była osobą bardzo, ale to bardzo napastliwą. Ubzdurała sobie od pierwszej klasy, że James będzie jej chłopakiem i nie dawała mu spokoju... A kiedy wreszcie zgodził się na jedną randkę, już nie miał za wiele do gadania. To taka rogaczowa wersja Emmeliny — wie, że chłopak nie czuje do niej sympatii, ale i tak...

— Uważaj na słowa, Meadowes!

— ...i tak robi swoje.

Robiło się naprawdę ciekawie! Hestia uwielbiała takie dramaty, a wiedziała zdecydowanie za mało o przeszłości swoich kuzynów. 

— Ale dlaczego wyjechała do Francji, skoro jej się udało i „zdobyła" Jamesa?

Emmelina oblizała wargi. Czuła, że schodzą na niebezpieczny grunt. Czasy, w których Mary zamieszkiwała to dormitorium zdawały się niewyobrażalnie odległe, chociaż toczyły się przed kilkoma miesiącami. Wciąż pamiętała wielką kłótnię po sumach... 

James i Syriusz zaatakowali Snape’a, Lily stawiła się za Ślizgonem, mimo że ten w podzięce zwyzwyał ją od szlam. Potem Potter publicznie, na oczach całego roku, zaprosił Lily na randkę, mimo że oficjalnie dalej chodził z Mary. Plotki mówiły, że James i Mary pogodzili się już kilka godzin później, a ich zachowanie na kolacji na to wskazywało. Nieoczekiwanie, tego samego dnia wieczorem w dormitorium numer cztery rozpętało się prawdziwe piekło. McDonald wróciła do sypialni tragicznym humorze, kłótnia była tak okropna, że doszło nawet do wyrzucania siebie nawzajem z dormitorium... Mary unikała swoje współlokatorki do końca roku szkolnego, w wakacje nie odezwała się do nich nawet słowem, a drugiego września po Hogwarcie rozniosła się plotka o wyjeździe Królowej Hogwartu na wymianę do Francji. 

Były momenty na początku roku, w których Emmelina czuła, że powoli wkracza na tę samą ścieżkę, którą utorowała Mary McDonald. Intrygi, manipulacje, złośliwości i przekładanie chłopaka nad przyjaciółki — tak zachowywały się one obie, w drodze do celu. Szybko odsunęła od siebie tę myśl. 

— Tego nikt tak do końca nie wie —  odpowiedziała Dorcas. – Całe ich rozstanie owiane było tajemnicą, ale…najprawdopodobniej chodziło o awanturę po sumach z obrony. James zalecał się na jej oczach do Lily… potem w dormitorium Mary dała nam do zrozumienia, jak bardzo jest wściekła — uśmiechnęła się złośliwie na samo wspomnienie tamtego dnia… —  W każdym razie my za nią nie tęsknimy. Nie była z niej za dobra przyjaciółka.

— Beznadziejna- pochwyciła Emma. —  Przez pięć lat mówiła na mnie “Hippolina”, bo jej zdaniem przypominałam hipopotama. 

— W końcu zaplątała się pośród tych swoich intryg i manipulacji. Narobiła sobie tak wielu wrogów w Hogwarcie, że musiała wyjechać. 

Hestia zadowoliła się tymi wyjaśnieniami, mimo że nie otrzymała ich wyłącznie od Dorcas. Pozwoliła Meadowes zakręcić. Tym razem butelka wskazała Evans. Meadowes aż zagryzła wargę, aby powstrzymać się przed wścibskimi pytaniami o Jamesa Pottera.

— W sumie, zawsze mnie to ciekawiło — rzekła nagle, podnieconym głosem. — To ciekawe, że u niektórych Mugolaków wkrótce okazuje się, że inni członkowie rodziny też są magiczni. Tak jak na przykład u Jepsona z Ravenclawu. Może ty też masz jeszcze kogoś magicznego w swojej rodzinie?

Lily uśmiechnęła się lekko.

— Och, dobrze, że nie mówisz takich rzeczy przy mojej siostrze… Ale wiesz co, w sumie to mam. Kiedy w rodzinie wydało się, że chodzę no… do szczególnej szkoły, okazało się, że moja ciotka poślubiła czarodzieja z Lille. Dawno go nie widziałam. Ciotka Amanda zmarła, a tata nie utrzymuje kontaktu ze szwagrem, zresztą… wybacz, Hestio, on zbytnio nie lubi Francuzów. Ich syn też jest czarodziejem. 

— Ja też nie lubię Francuzów — wyznała Hestia, na co dziewczyny zareagowały śmiechem. — To niezwykła historia, Lily. Twój kuzyn chodzi do Beaux czy do Akademii Weneckiej?

Lily pokręciła głową na znak, że nie ma pojęcia. 

— Naprawdę dawno się z nim nie widziałam. No dobra, już kręcę…

Wtem ktoś zapukał głośno do dormiorium numer cztery. Ku zdziwieniu dziewcząt, we framudze stała Prefekt Naczelna, Larissa Richardson.  

— Evans — zaczęła władczym tonem szefowa Lily. — Black i Potter kazali mi przekazać, że chcą się z tobą rozmówić. Potraktuj to jako rozkaz od swojej Naczelnej. 



➶➶➶


Jeff Buckley - Hallelujah


Larissa nie powiedziała Lily nic prócz tego, że James musi porozmawiać z nią o czymś ważnym i ,,ściśle tajnym”. Ruda bardzo nie lubiła takich tajemniczych wstępów, dlatego wspinając się po schodach do dormitorium chłopców, odczuwała nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Tym większe było więc zdziwienie Evans, gdy w dormitorium Huncwotów zastała jedynie Syriusza, który zresztą wyraźnie szykował się do wyjścia. Czyżby Prefekt Naczelna zażartowała sobie z niej i już była w drodze po profesor McGonagall, aby zgłosić jej, że Lily nachodzi po nocach chłopców z klasy?

Spojrzała na Syriusza, próbując doszukać się na jego twarzy jakiś wskazówek, czy jest tu spodziewanym gościem. Tego wieczora Black wystylizował się niemalże na Jamesa Deana w Buntowniku bez powodu: nonszalancko ułożył ciemne włosy, ubrał biały podkoszulek, ciemne dżinsy i czerwoną harringtonkę — musiała przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Czasami dziwiła się, kiedy Black znajdował czas na dramaty z Emmeliną i Dorcas, skoro tak bardzo pochłaniało go ciągłe buntowanie się i deptanie rodowych tradycji. 

— Cześć, Lily — powiedział półprzytomnie. — To ja poprosiłem Larę, żeby cię tu ściągnęła. James zaraz przyjdzie. 

Lily zamrugała bez zrozumienia. Nie wiedziała, czy bardziej dziwiło ją wieczorne zaproszenie czy też to, że Syriusz Black zwrócił się do niej po imieniu. 

— Ale dlaczego?

— Powinnaś z nim pogadać. On martwi się o ciebie. 

Nic więcej nie powiedział. Lily obserwowała, jak jej towarzysz miętoli w dłoniach stary kawałek pergaminu. Cisza stawała się krępująca, dlatego wzrok dziewczyny zaczął błądzić po pokoju. Zatrzymał się przy łóżku Syriusza.

— Skąd masz te wszystkie płyty? — spytała, wskazując palcem na stos winyli, ułożony niechlujnie na podłodze, w sąsiedztwie gramofonu. Na szczycie kolekcji dostrzegła The Song Remains the Same Led Zeppelin.

Ta płyta wyszła lekko ponad miesiąc temu. Syriusz nie mógł jej przecież zamówić przez sowę…, pomyślała ze zdziwieniem. 

Syriusz oderwał wzrok od starego pergaminu i uśmiechnął się huncwocko. 

— Oj, Evans, nie doceniasz mnie… Jesteś praktycznie z Londynu, więc pewnie znasz sklep muzyczny na Baker Street?

Lily pokiwała głową. Jej macocha kupowała tam struny do swojej harfy, a ojciec nuty na fortepian. 

No. Otóż udało mi się poderwać w zeszłym roku córkę właściciela tego klubu… W sumie byliśmy na jednej randce, w kinie na Rocky Horrorze, ale co jakiś czas wysyłam do niej namiętne listy, a ona przysłała mi za darmo wszystkie rockowe winyle ze sklepu. To znaczy…wysyła je na adres londyński mojego wuja Alfarda, a on wysyła mi je przez sowę. 

— Przebiegłe — skomentowała. Syriusz puścił do niej żartobliwie oczko. Mimo denerwującego charakteru chłopaka, czasem czuła do niego przebłyski sympatii.

Drzwi do dormitorium numer sześć otworzyły się niespodziewanie. Do środka wpadł James, który zdawał się zdyszany po długotrwałym biegu. Lily mrugała bez zrozumienia, gdy oboje chłopców wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, a Syriusz przekazał przyjacielowi ten sam stary kawałek pergaminu, który wcześniej miętolił. Potem wyszedł z sypialni, zatrzaskując głośno drzwi. 

Miło, że się pożegnał, pomyślała z przekąsem, bojąc się spojrzeć na Jamesa. Po głowie wciąż krążyły jej słowa Larissy o ważnym i ściśle tajnym przedmiocie rozmowy. 

— Chcesz usiąść? — zapytał. 

Najwyraźniej domyślił się, że Lily nie przypadł do gustu pomysł z rozwalaniem się na łóżku któregoś z Huncwotów, bo bardzo sprawnie przetransmutował jedną z książek w miękki fotel. Evans wahała się, czy warto usiąść czy może lepiej zbliżyć się do drzwi, żeby w razie potrzeby skrócić sobie drogę ucieczki. 

— Mam nadzieję, że to naprawdę ważne — rzekła marudnie, siadając na fotel. — Bo serio, James, nie chcę dłużej dyskutować na temat Severusa albo Jo Prewett. 

James skrzywił się lekko. Lily zrozumiała to momentalnie i jęknęła przeciągle.

— No nie! Ty dalej ciągniesz temat Jo Prewett… To jest już irytujące, przysięgam. Gdyby to było coś ważnego, to przecież pamiętała…

— Lily — przerwał jej niecierpliwie. —  Jo Prewett chyba zmodyfikowała ci pamięć.

— Co?!

— Posłuchaj… —  przysiadł na oparciu wyczarowanego przez siebie fotela. Lily czuła, że zaczyna spadać jej ciśnienie. — Syriusz rozmawiał ze swoim bratem. Jo to jego kuzynka, córka siostry jego ojca. Syriusz nigdy jej nie poznał, bo ciotka Syriusza zerwała kontakt z całą rodziną przez męża, który siedzi teraz w Azkabanie za morderstwo na zlecenie Voldemorta. 

Lily pokręciła głową z rezygnacją. Powinna spodziewać się przeprowadzenia szczegółowego śledztwa przez Jamesa, syna słynnego Aurora, do siedmiu boleści. Mimo wszystko, czuła się bardzo niekomfortowo. Poziom troski i przejęcia ze strony Pottera z jednej strony był miły, ale z drugiej strony dość przytłaczający. 

Chyba nie mam siły myśleć, co on chce osiągnąć przez te swoje analizy, pomyślała. 

James, to chyba nie jest nasza spraw…

Ona kłamała na temat swojej poprzedniej szkoły, a tak naprawdę przeniosła się z Durmstrangu, gdzie jej ojciec był dyrektorem… Regulus powiedział, że Jo przybyła do Hogwartu, żeby zwerbować nowych śmierciożerców. Założyła stowarzyszenie do nauki czarnej magii i chce, żeby Regulus dostarczał im opium… Wszyscy powtarzają, że jest mistrzynią czarnej magii, że zna się na zaklęciach niewybaczalnych i, co najważniejsze, że potrafi czytać w myślach…

Lily uniosła do góry rękę, na znak protestu. Z nieznanego powodu nagle poczuła nieznośny ból głowy i bardzo szybkie wirowanie. Miała wrażenie, że jej myśli krążą po umyśle o wiele szybciej niż zwykle, że wracają do niej pewne wspomnienia… Tak… teraz potrafiła sobie przypomnieć.

Severus ostrzegł ją przed Jo... ona szperała w jej głowie, wyszukiwała w nich informacji... potem doświadczyła telekinezy... z jakiegoś powodu wszystko się odwróciło i to Lily zaczęła słyszeć myśli Jo, tak jakby ktoś wykrzykiwał je w pustym korytarzu, a pojedyncze słowa dochodziły do niej niczym echo... Isaac. Ktoś jej groził... Ale było coś jeszcze... Przypomniała sobie tylko garstkę wspomnień... Musiało być coś jeszcze. 

James zauważył zmianę w jej zachowaniu Evans cała zbladła, przestała mrugać i jej oczy się zaszkliły. Potter słyszał kiedyś o zaklęciowych zanikach pamięci nie było na nie przeciwzaklęcia, ale poszkodowana osoba potrafiła przypomnieć sobie wymazany fragment po ujawnieniu przed nią kilku kluczowych informacji, podobnie jak człowiek wybudzony z hipnozy. 

 — Lily, Jo jest ponoć naprawdę niebezpieczna. Przykro mi to mówić, ale Śmiecie… to znaczy, Severus, dołączył do tego stowarzyszenia. 

Lily dalej kręciła głową, nie komentując tego w żaden sposób. Głowa bolała ją tak bardzo, jakby miała zaraz wybuchnąć. 

— Lily...?

— Obiecałeś nie wtrącać się do moich spraw — podniosła głowę, patrząc na chłopaka z pogardą. Rogacz zastanowił się, czy nie powinien wzywać szkolnej pielęgniarki. – TAKIE BYŁY ZASADY NASZEGO UKŁADU!

Zerwała się z fotela, łypiąc na Jamesa coraz bardziej groźnie. Widywał ją wcześniej w takiej złości, jednak nigdy w sytuacji tak pozbawionej kontekstu, tak absurdalnej do wściekania się! 

— No daj spokój, próbowałem ci tylko po...

(to zostaje) — NIE WSPOMINAJ NIC O POMAGANIU, POTTER! Tylko mi zaszkodziłeś! Zresztą, nie oszukujmy się- zawsze tak było! Jak mogłam być tak głupia i w ogóle godzić się na jakikolwiek układ z tobą?!

James aż otworzył usta z oburzenia. Na ogół przywykł do obelg Evans pod swoim adresem, ba, był jedyną osobą, która nie bała się jej legendarnych wybuchów niekontrolowanej wściekłości. Teraz jednak poczuł, że gniew dziewczyny przechodzi i na niego.

Syriusz miał rację, że Lily i tak nie doceni jego troski i starań! Nawet fakt, że Regulus został wciągnięty do całego zamieszania, nie zrobił na niej wrażenia ani nie uzmysłowił powagi problemu! Jak nigdy popierał swojego przyjaciela —  ta dziewczyna faktycznie miała problemy sama ze sobą!

— Brzmisz w tej chwili jak rozpuszczony bachor, Evans, przysięgam…

Jeśli ona myślała, że cokolwiek nie powie, James dalej będzie za nią biegał, to się niestety myliła! On też miał swoją godność, a ostatnio naprawdę tracił ostatnie resztki cierpliwości dla tej zołzy. Co on w ogóle tu robił! Była pełnia, powinien już być w Zakazanym Lesie i wspierać przyjaciela w ciężkich dla niego chwilach — Lupin przynajmniej potrafił to docenić. 

— Nie, Potter! To ty jesteś rozpuszczonym bachorem, który nie może zaakceptować odmowy! Próbujesz mnie sobie przywłaszczyć, osaczyć…

— Przywłaszczyć? Lily, czyś ty oszałała…

— Nie zaprzeczaj! To wszystko część twojego planu, twojej manipulacji! Zawsze tak postępujesz!

— W jaki sposób zawsze tak postępuję? Bo jeśli chodzi ci o troskę, żeby nic ci się nie stało  — to tak, masz cholerną rację, zawsze tak postępuje i zawsze tak będę postepował, dopóki chodzę po tej szkole i mam cholerną różdżkę przy sobie… Lily, na Merlina, zwariowałbym, gdyby coś ci sie stało, a ja nie mógłbym nic na to poradzić!

Lily wyglądała, jakby chciała wykrzyczeć jeszcze wiele rzeczy, ale przez moment się opanowała. Zmrużyła nieufnie oczy i skrzyżowała ręce na piersi. 

— Dlaczego?

James roześmiał się bez humoru. 

— Evans, który to już raz…

Próbował złapać ją za rękę, ale szybko ją odsunęła. 

— Nie! — rzekła stanowczo. — Tak właściwie to nie wiem. Kazałeś mi się, cholera, domyśleć, a kiedy chodzi o ciebie, to ja tak naprawdę nigdy nie wiem i nie rozumiem, co się dzieje w twojej głowie. 

Chłopak zawahał się. Następne słowa wypowiedział cicho, z wyraźnym trudem, nie patrząc swojej towarzyszce w oczy:

— Robię to, bo zależy mi na tobie. Bo..

— I może na tym polega problem! 

Lily od razu pożałowała, że to powiedziała. Wiedziała, że mówi najbardziej okrutne i niesprawiedliwe słowa, które przychodzą jej do głowy, ale to był jedyny mechanizm obronny, jaki jej pozostał. Musiała go zdenerwować, sprowokować, zmusić do wycofania się… 

Obserwowała, jak wyraz twarzy Jamesa zmienia się z pustego na wściekły. Poczuła, że przechodzi ją dreszcz. 

— Dobrze- odparł zimnym tonem. –Skoro uważasz, że nasz „układ" się właśnie rozpadł, to chyba możemy się już rozejść. Na przyszłość nie będę zawracał sobie tobą głowy. 

— Świetnie!

— Świetnie.

— Sądzisz, że wezmą mnie wyrzuty?

— Nie, Evans. Żeby mieć wyrzuty potrzebne jest sumienie. A zdążyłem już zauważyć, że ty go nie masz.

Lily dłużej już nie mogła tego słuchać — pchnęła drzwi i wypadła na klatkę schodową, pragnąc uciec jak najdalej od Jamesa Pottera i jego dezorientujących wypowiedzi. Kiedy już rozpędziła się, bez zastanowienia przemknęła przez opustoszały o tej porze Pokój Wspólny i wybiegła na korytarz. Nie mogła wrócić w takim stanie do dormitorium i grać w głupie gry z dziewczynami. Najbardziej na świecie chciała uniknąć wścibskich pytań.

Skierowała się w stronę Wieży Astronomicznej. Chociaż z tyłu głowy wiedziała, że kolejna nocna przechadzka po zamku mogła się dla niej źle skończyć, to czuła, że potrzebuje świeżego powietrza i widoku jesiennego nieba, żeby zatrzymać ten okrutny ból głowy i ułożyć natłok nowych informacji w głowie. Gdy tylko trafiła na miejsce, osunęła się na podłogę. Całe ciało jej drżało. 

Evans wiedziała, że przesadziła. James prawdopodobnie tak łatwo jej tego nie odpuści, niewykluczone, że poważnie się obrazi. Nie miała jednak siły sobie tego wyrzucać. Tak naprawdę przerażało ją, jak łatwo traciła kontrolę w towarzystwie Pottera. Samokontrola i powściągliwość nigdy nie należały do jej cech, jednak te wszystkie reakcje ze strony jej ciała, te drżenie rąk, uderzenia gorąca, skłonność do popadania z jednego nastroju w drugi… to wszystko naprawdę ją męczyło. 

James wywoływał u niej poczucie zagrożenia — a choć z trudem przyznawała się do lęku, to tym razem musiała to uznać za prawdę. Nienawidziła czuć się od kogoś zależna, tolerowania cudzej nadopiekuńczości. Od wielu lat odpowiadała sama za siebie i nie chciała, żeby to się zmieniło. 

On mnie tak denerwuje, pomyślała, łapiąc się za głowę, która tak bolała ją z gniewu i wzruszenia, że aż napływały jej łzy do oczu. Wszystko zawsze psuje. Te jego komplementy i miłe zachowanie i zakłady… to wszystko tylko głupie sztuczki. On to wszystko wywołał… 

Aż zemdliło ją na myśl, że z jakiegoś powodu jest numerem jeden na liście wrogów Jo Prewett. Mimo dziur w pamięci, przypominała sobie ich telepatyczną więź, spór o medalion, agresję Jo… Dlaczego jakieś pomylonej kuzynce Syriusza Blacka tak bardzo zależało na naszyjniku, który za życia nosiła mugolska matka Lily? Wspomnienie tego naszyjnika ponownie przypominało jej tę okropną scenę, martwe ciało Mary Oldisch…

— To wszystko jego wina! — wyrzuciła wściekle. — Co jest ze mną nie tak? Nie znoszę go. On zawsze się wtrąca, zawsze wszystko psuje…

A do tego wszystkiego jeszcze Severus! Lily obawiała się, że może on zejść na złą stronę, to była zresztą główna przyczyna, dlaczego zerwała z nim kontakt. Jednak usłyszeć potwierdzenie tego od Pottera… Zresztą, jaką miała gwarancję, że nie robi on sobie z niej jakiegoś kawału!

Wiem, że nie, pomyślała gorzko. Wiem, że coś jest nie tak. 

Ból głowy zaczął powoli ustępować, jednak emocje ani trochę nie słabły. Choć wiedziała, że postępuje głupio, łatwiej było skupić się na uczuciu złości na Jamesa Pottera niż na zamartwianiu się o Severusa czy obawach dotyczących Jo Prewett. 

To nie jego wina, w natłoku wściekłych, oskarżających myśli zjawiła się jedna, podsunięta przez resztki zdrowego rozsądku. Lily próbowała odsunąć tę myśl od siebie i znowu skupić się na złości na chłopaka, lecz coraz trudniej było wzniecić ten gniew. 

‌To naprawdę nie była wina Jamesa, że Jo Prewett się na nią uwzięła i stosowała w stosunku do niej legilimencję. Tak naprawdę on chciał ją przed tym uchronić. 

To nie była też wina Jamesa, że zerwała z Dorianem. Związek jej i Doriana nie był idealny, a ona miała zbyt trudna osobowość żeby zbudować relacje z kimś innym. 

‌To nie była wina Jamesa że rozpadła się jej przyjaźń z Severusem. Przecież to Severus zboczył na złą drogę i teraz należał do jakiś tajnych, czarnomagicznych stowarzyszeń. 

‌To nie była wina Jamesa że zawaliła sumy z transmutacji dzień po kłótni z Sevem i Mary. 

‌To nie była wina Jamesa, że Mary wyjechała... McDonald miała wiele problemów i wrogów w tym zamku, sama Lily zresztą nie zachowywała się względem niej do końca w porządku. 

‌To nie była wina Jamesa, że tyle ostatnio zmieniło się w jej życiu. Nowa macocha, nowa przyjaciółka, nowe wyzwania. On też przeszedł przez wiele, z tego co mówili wszyscy dookoła. Dalej był zarozumiały, bezczelny i rzucał zaklęcia dla zabawy w różne osoby, ale przez te ostatnie tygodnie... Lily miała okazję zobaczyć też trochę inny fragment obrazka. James był utalentowany, oddany przyjaciołom, zabawny, bardzo atrakcyjny fizycznie... Mimo irytującego zachowania miał w sobie coś co sprawiało, że serce Lily biło trochę szybciej...

‌—  Przestań! —  skarciła sama siebie, zaciskujac pięści. 

Może jednak ta kłótnia dobrze jej zrobi. Odizoluje Jamesa Pottera od siebie i przeczeka, aż unormuje jej się poziom młodzieńczych hormonów. Nie powinna mieć żadnych zażyłych stosunków z tym człowiekiem — nigdy, przenigdy. 


➶➶➶

Say, say, say - Paul McCourtney


Impreza nabierała tempa. Trzy dziewczyny, dotychczas każda uprzedzona do każdej, odnalazły wspólny język. Dorcas mieszała drinki i rozdawała je pozostałym towarzyszkom, Emma podkręcała głośniej gramofon grający popowe piosenki, natomiast Hestia otworzyła się na tyle, żeby przygotować dla koleżanek ich kosmogramy. Z każdym kolejnym drinkiem, piosenką i wróżbą Hestii zabawa się rozkręcała. 

Lily wciąż nie było. Jeszcze przed czwartą kolejką alkoholową i wyciągnięciem przez Jonesównę tarota, koleżanki wyczekiwały powrotu Evans i wymieniały się teoriami spiskowymi, dlaczego jest ona tak nagle wzywana do dormitorium Huncwotów (obawy ciążowe i narada wojenna w sprawie wymyślonego, zamordowanego przez trójcę Śmierciożercy, należały do naprawdę najbardziej prawdopodobnych w tych teorii). 

—Twoja kolej, Em — zachichotała Meadowes, po raz kolejny tego wieczoru, kiedy tylko szyjka butelki wskazała na blondynkę, która prawie że spała na podłodze.

— Pytanie — odpowiedziała, nagle odzyskując pokłady energii. – Gadaj... co tam chcesz o Syrim...

Dorcas opanowała swój kilkunastominutowy chichot, głupawka za to przeszła na Hestię, która przybiła Emmelinie piątkę, za uspokojenie Meadowes.

— Tak właściwie to... kiedy ci się spodobał? — spytała z błyskiem w oku. Mogła pozwolić sobie na bezpośredniość, bo Titanicówna była zbyt podchmielona, żeby się boczyć. 

— Odkąd pociągnął mnie za włosy pierwszego dnia szkoły- wyjaśniła i dopiła kolejny kieliszek drinka. – Do dzisiaj mam wielką łysinę z tyłu głowy...

— Ach! Czyli wiem już, jak znaleźć miłość życia- musi mnie najpierw oszpecić- przejęła się Jones.

— A nie znalazłaś jeszcze?- udała zdziwienie Dorcas. – Co z naszym ścigającym?

Hestia westchnęła dramatycznie. 

— Nie macie tu porządnych chłopaków…  — odparła szatynka, przybierając poważny wyraz twarzy, który doprowadził Emmę do kolejnej salwy śmiechu. – U nas, we Beauxbatons, to byli prawdziwi faceci. Założę się, że takich nie zobaczycie przez całe życie.

— …dlatego właśnie Hestia nie lubi Francuzów…

— Poopowiadaj nam coś! — poprosiła Emma. — Chcę usłyszeć jakąś historię miłosną! Uwielbiam je!

— Ja też! — potaknęła Meadowes z szalonym błyskiem w oku. — Ale wiesz… główny bohater musi być przystojny...

— ...błyskotliwy… — poparła ją blondynka.

— ...przystojny...

— ...czarujący...

— ...przystojny...

— Powtarzasz się- zachichotała Jones.

— Po prostu uważam, że atrakcyjność jest w tym wypadku najważniejsza! —  broniła się Dorcas. 

Hestia zaśmiała się. Przez chwilę się wahała, w końcu jednak z trudem podniosła się na nogi i ruszyła w stronę własnego kufra. 

— Okej... Pokażę wam coś.

Chwilę później wróciła do koleżanek z fotografią oprawioną w ramkę. Przedstawiała ona Hestię, w ekstrawaganckim stroju i uroczym, francuskim berecie, razem z tajemniczym blondynem. Zdjęcie trafiło najpierw z zachłanne ręce Meadowes. 

— Jaki uroczy! — ucieszyła się Dorcas, przekazując zdjęcie Emmelinie. Blondynka westchnęła z rozmarzeniem. 

— Wygląda jak Ken — stwierdziła Emma, wskazując na jasne włosy chłopaka. Dorcas roześmiała się. Hestia nie miała pojęcia, kim jest Ken, ale także się śmiała. 

— Ma na imię Chase — wyjaśniła. — Byliśmy razem w jednym bractwie. Wszystkie dziewczyny w szkole mi go zazdrościły. 

— Och, chciałabym usłyszeć całą waszą historię — zagruchała Emma. — Ale… może poczekajmy z tym na Lily?

Imię zaginionej przyjaciółki na chwilę przywołał pijane koleżanki do stanu względnej trzeźwości. 

— Słodki Godryku, minęły z dwie godziny — zdziwiła się Dorcas. — Co ona tam robi? Chyba nie kłóci się z Jamesem tak długo?

Hestia zmarszczyła brwi. Zdążyła zorientować się już, że jej kuzyn bezustannie lata za Lily Evans i zauważyła, że połowa szkoły wymienia się codziennie mnóstwem plotek na ich temat, jakby byli w Hogwarcie czymś w rodzaju pary książęcej. Z pewnością posiadali lepszą historię miłosną niż ta jej i Chase' a…. W dodatku skąpe informacje na temat Mary McDonald tylko podsyciły jej ciekawość. Hestia uwielbiała plotki, a dziewczyny są pijane... gdyby tak odwróciła znowu ich uwagę i wyciągnęła trochę informacji?

— A dlaczego ona tak... eee... nie lubi Jamesa? — spytała, niby to zdawkowo. 

Zaniepokojone miny dziewcząt od razu zmieniły się na wesołe uśmiechy.

Nie lubi? — powtórzyła Dorcas tonem, jakby Hestia nie mówiła do niej po angielsku. — To złe określenie.

— Taa...—  wtrąciła Emma robiąc przy tym rozmarzoną minę. — Ona raczej udaje, że go nie lubi.

Hestia słysząc to nie doznała żadnego wielkiego olśnienia, którego oczekiwała Titanicówna. Obie z Meadowes wymieniły się podnieconymi spojrzeniami. Najwyraźniej nie był to częsty temat w tym dormitorium.

— Bo widzisz.. To takie podchody — wyjaśniła Dorcas. — Cała szkoła je śledzi.

— Podchody?

— Kto pierwszy się zaangażuje! Lily jest zdystansowana i chłodna, a James nieustannie robi przy niej głupie rzeczy i się popisuje… Gdyby tylko porozmawiali ze sobą szczerze…

Na tym dziewczyny skończyły, najwyraźniej nie znajdując więcej określeń, co do zawiłej relacji Jamesa Pottera i ich przyjaciółki. Hestia wciąż uważała, że to wszystko jest dziwnie niejasne —  dlaczego Evans, dosyć rozsądna czarownica, miała grać w takie gierki? Dlaczego James tak bardzo się uparł? 

— Chcę żebyście opowiedziały mi wszystko po kolei — zażądała. 


➶➶➶


—Dobrze rozumiem? James zaprosił Lily na randkę po raz pierwszy w... czwartej klasie, ale ona odmówiła, bo podkochiwała się w starszym chłopaku, no i nie brała Jamesa na poważnie, bo był bardzo niedojrzały. Jego to wtedy zbytnio go to nie ruszyło, bo traktował związki raczej lekko. 

—Aha— potaknęła Meadowes.

—Zdanie zmienił na Balu Bożonarodzeniowym, na który Lily przyszła z Dorianem Chamberlainem... Merlinie dopomóż, pamiętam Doriana z dzieciństwa, on się tak lubił z Jamesem! No w każdym razie…od tamtej pory zaczął się w niej podkochiwać, a ganianie Evans stało się w pewnym sensie jego znakiem rozpoznawczym. Z początku Lily nie nienawidziła go, ale odmawiała uparcie, ponieważ była zajęta.

—Właściwie to w czwartej klasie wszyscy mieliśmy bardzo dobre stosunki — wtrąciła Emmelina. – Nie znaliśmy się jakoś szczególnie dobrze, w sensie, z Huncotami, ale czułyśmy do nich lekką sympatię. Lily też.

— Mimo że James bardzo nie lubił się z jej przyjacielem, to znaczy ze Snape’em.

Brwi Hestii wędrowały wyżej i wyżej.

— No w każdy razie, spotykała z Dorianem Chamberlainem. Zerwali oni pod koniec czwartej klasy, ponieważ James pocałował ją na rozdaniu świadectw.?

—Tak... Gryffindor wygrał wtedy Puchar Domów i Puchar Qudditcha. Dużo osób gratulowało Jamesowi, w ogóle kapitan drużyny pozwolił mu trzymać na kolanach puchar… pewnie dlatego, że jest on o największą gwiazdą i w ogóle... 

Hestia aż roześmiała się, wyobrażając sobie młodsze wcielenie jej kuzyna pyszniącego się nad Pucharem Quidditcha. 

— No i James ją pocałował znienacka, przy wszystkich w Wielkiej Sali. Hestia, nigdy w życiu Evans nie zrobiła nikomu podobnej awantury. 

— Lily i Dorian potem jeszcze do siebie wracali i znowu się kłócili —uściśliła Emma — ale zawsze James był kością niezgody w ich związku. W połowie piątego roku Dorian wyjechał ze szkoły, bo jego mama miała jakiś wypadek i musiał pomóc w opiece nad nią… coś takiego. 

— Rozumiem… —pokiwała głową Hestia. — W każdym razie mój kuzynek nagrabił sobie, a Lily nie była już dla niego taka milutka. Lily i James często kłócili się publicznie, ona go wyzywała, dawała szlabany… 

— Ja wciąż uważam, że Lily to wyjątkowo kręci —zachichotała Meadowes. — A James zawsze lubił niemiłe dla niego dziewczyny. 

— Potem, w dziwnych i tajemniczych okolicznościach, mój kuzyn związał się z Mary McDonald…

— ...a Mary nie pozwoliła mu już zerwać. Sęk w tym, że zrobiła się paskudna i zazdrosna o Rudą. Robiła jej różne świństwa...

— Świństwa to mało powiedziane…

— ...i w końcu przestały się przyjaźnić. Na piątym roku miałyśmy tutaj awanturę co kilka godzin, Mary o coś oskarżała Lily, Lily obrażała Jamesa od ,,nadętych bufonów”, potem nagle jakaś kłótnia na korytarzu, potem jakieś flirty na szlabanie… No, naprawdę, to były intensywne dni.

Emma i Dorcas wzdychały z rozmarzeniem w oczach, jakby tęskniły za tymi aferami i krzykami. Hestia ucieszyła się, że nareszcie zmierza do końca historii:

— ...następnie po sumach zaczął pastwić się nad Snape' em, przyjacielem Rudej, co przelało szalę goryczy. Pokłóciła się z nim nad jeziorem, a potem jeszcze na kolacji w Wielkiej Sali…

— Powiedziała mu, że są tacy sami. On i Snape. Takie porównanie było dla Jamesa niewyobrażalnym brakiem szacunku.

— ...ale jej to wybaczył. I zerwał z Mary.

— W sumie nie wiemy, czy to dlatego zerwał… w każdym razie Mary pokłóciła się z nami wszystkimi i wyjechała do Francji. I to już koniec.

Hestia nabrała haust powietrza — od ciągłego nawijania rozbolało ją gardło.

— No ale… dlaczego nie umówi się z nim teraz? Skoro w Hogwarcie nie ma ani Doriana Chamberlaina, ani Mary McDonald, ani Lily nie przyjaźni się już ze Snape’em… Skoro Lily naprawdę lubi te ich przepychanki słowne, to dlaczego nie odpuści?

— Pomyślmy... BO POTTER JEST SKOŃCZONYM IDIOTĄ?!

Cała trójka zamarła. Rozbawione miny natychmiast opuściły ich twarze. W całym tym pijackim uniesieniu, nie zauważyły nawet, że Evans zdążyła wrócić do dormitorium — notabene, bardzo blada i roztrzęsiona — i przysłuchiwać się we framudze drzwi, co o niej opowiadały.

Hestia nie znała Lily tak dobrze, jak Emma czy Dor, ale nawet ona wiedziała, że nadciąga huragan. 

– DLACZEGO MNIE OBGADUJECIE?

Evans nie tylko wyglądała na wściekłą, ale też zrozpaczoną. Hestia nigdy nie widziała, żeby Ruda płakała i z tego, co zdążyła dzisiaj o niej usłyszeć, domyśliła się, że dziewczyny również nie widziały jej w takim stanie.

— Lily.. — - zaczęła miękko Emmelina, ale jej słodko-naiwny głos zabrzmiał wyjątkowo głupio w obecnej sytuacji. — My cię wcale nie obg...

— ZAMKNIJ SIĘ! WSZYSCY JESTEŚCIE FAŁSZYWI! —  krzyczała. Kilka świec zgasło. –PEWNIE TEŻ MACIE MNIE ZA EGOISTKĘ, CO? DAWAJCIE! CO TAM JESZCZE O MNIE MYŚLICIE? SZKODA, ŻE NIE SŁYSZAŁAM, CO TU OPOWIADAŁYŚCIE!

— Lily! —  Dorcas zagrzmiała, już nieco ostrzej niż jej poprzedniczka. – Uważaj, co mówisz.

— NIE BĘDĘ TRZYMAĆ SIĘ ZA SŁOWA!- krzyczała. –WYNOŚCIE SIĘ STĄD! ZOSTAWCIE MNIE SAMĄ, BŁAGAM! —  tymi słowy zacisnęła powieki, żeby najmniejsza kropelka nie spłynęła po jej policzku. Starała się być twarda jak zawsze, ale jej nie wychodziło.



➶➶➶

Dolina Godryka, lipiec 1976

Rod Stewart - Sailing


Syriusz przybył do Honey Corney w Dolinie Godryka jakoś dwie godziny po tragicznym wypadku Lucjusza Malfoya. Mimo późnej godziny, na ulicach miasta przechadzało się sporo młodych czarodziejów. Black tak długo trzymany był jako zakładnik na Grimmmauld Place, że niemal zapomniał, jak ładne było tegoroczne lato. Już zbliżał się do domu swojego przyjaciela, kiedy z naprzeciwka zaszła mu drogę jakaś nastoletnia dziewczyna, zmierzająca w kierunku tego samego domu. Zatrzymała się przed nim, ze zdumieniem obserwując, jak prowadzi mugolski motocykl przez czarodziejskie miasteczko. 

 — Ty do Setha i Belle? — spytała z dziwnym akcentem, trochę podobnym do francuskiego, przesadnego zaciągania sylab w wykonaniu Rudolfa Lestrange’a. 

Dziewczyna wyglądała znajomo, ale jednocześnie zupełnie inaczej niż mieszkanki Doliny Godryka. Miała czarne, lśniące włosy, z różowym pasmem przy twarzy, była niska i krągła, ubrana ubrana według najnowszej mody w białe dzwony z wysokim stanem i koszulę z absurdalnymi rękawami.

— Do Jamesa — odpowiedział. — To mój przyjaciel. 

Oczy dziewczyny powiększyły się.

— Aaach! — podskoczyła. — Słodka Morgano, kuzynek Syriusz!

Co do cholery? Czy to jakaś kolejna Bella Black, która przybyła za nim tak daleko na rozkaz matki?

— Nie widziałam cię jakoś od bar mitzwy Jeta Chamberlaina. Oui… Byłeś wtedy jakoś mojego wzrostu… fantastique…

Syriusz bardzo długo musiał myśleć, zanim zrozumiał, z kim rozmawia.

Hestia?

Kuzynka Hestia uśmiechnęła się szczerze.

— Chodź ze mną, mon chéri. Ciotka Cassiopeia zmarła i nikt nie mógł dłużej się mną zajmować, dlatego odesłano mnie do Anglii, do ciotki Dorei, a ona uznała, że powinnam zostać tutaj, z młodymi. Przyjechałam kilka dni temu, pewnie nie słyszałeś, bo James mówił, że zostałeś uziemiony. 

Syriusz przyglądał się dziewczynie jeszcze przez parę chwil, zanim zdecydował się ruszyć. Tak, teraz doskonale poznawał Hestię, mimo że widział ją ostatnio, kiedy była małą dziewczynką. Kilka godzin wcześniej przyglądał się kuzynkom Bellatriks i Narcyzie i dlatego uderzyło go, że Hestia posiadała podobne do nich rysy twarzy, a także inne rodowe cechy Blacków, jednak jej maniery i obejście było całkowicie obce. Trudno poznać Blacka, kiedy ten nie chodzi z wysoko podniesioną głową i uśmiecha się szeroko. 

Hestia pchnęła furtkę, pomogła Syriuszowi wprowadzić motocykl, a następnie razem ruszyli przez ładnie utrzymany ogródek w stronę willi Potterów. Nie zdążyli nawet dojść do tarasu, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i stanął w nich wysoki chłopak o bardzo zmierzwionych włosach.

— Łapa?! Stary, jak nawiałeś mamuśce?

James Potter zeskoczył ze schodów i rzucił się na najlepszego przyjaciela. Hestia poprosiła skrzatkę Potterów, Vertunię, aby zaanonsowała przyjazd gościa. 

— Nie mogę uwierzyć, że Val cię wypuściła — pokręcił głową, używając skrótu imienia Walburgi, którego nie znosiła całym sercem. — Czekaj… Przyjechałeś tu na motorze?

Syriusz rozdziawił usta. Nie wiedział, co powiedzieć. Przez ostatnie dwie godziny skupiał się na drodze, zwłaszcza że dzisiejszego wieczoru w północnej części kraju niebo było bezchmurne i zmuszony został do jazdy po ulicy (a prawdę mówiąc prawie w ogóle nie znał mugolskich przepisów). Nie miał czasu poukładać sobie w głowie ostatnich wydarzeń, tak naprawdę nawet nie ochłonął i dalej płonął ze złości z powodu Lucjusza, Bellatriks, Lestrange’a i rodziców. James i Hestia wymienili spojrzenia.

— Syriusz! 

Annabelle Potter wybiegła mu na przywitanie. Tak jak James, zmarszczyła brwi na widok motocyklu i niemrawej miny przyjaciela syna. Belle jednak, obdarzona niezwykle wysoką inteligencją emocjonalną i ciepłą osobowością, nie potrzebowała usłyszeć żadnych odpowiedzi. Dokładnie wiedziała, jak się zachować. 

— Vertunio, proszę cię zaprowadź motor Syriusza tam, gdzie trzymamy miotły. Syriusz zostanie u nas. 

Wyciągnęła ręce i objęła chłopaka tak mocno, że poczuł, jak całe tlące się w nim uczucie gniewu powoli wygasa. Wciągnął głośno powietrze. 

— Jadłeś kolację? — spytała, zakładając ramię na jego barki. 

Tak, ale to była kuchnia Stworka.

James wzdrygnął się teatralnie. 

Masz szczęście, bo dostałam od szwagierki przepis na jakąś włoską zapiekankę. Zostało nam coś jeszcze…

W kuchni Potterów zastał Setha, popijającego herbatę i czytającego jakiś artykuł w Proroku Wieczornym. Na widok Syriusza uśmiechnął się szeroko.

— Syriusz zamieszka u nas — oświadczyła mężowi Belle, nakładając Syriuszowi solidną porcję zapiekanki. Seth potaknął w geście zgody.

— Orion i Val znowu świrują?

Syriusz usiadł, zaczął jeść i poczuł siły, by podzielić się z Potterami całym okropieństwem dzisiejszego wieczora. 

— Oni, wuj Cygnus, Bella, Cissy, Lucjusz Malfoy i Rudolf Lestrange.

— Słodki Merlinie! — przeraził się Seth. — Co to za połączenie!

Łapa opowiedział pokrótce o tym, czego dzisiaj się dowiedział i jaki numer zmalował Lucjuszowi Malfoyowi (Setha i Jamesa bardzo to rozbawiło). 

— Ech… Od jakiegoś czasu domyślałem się, że Sami-Wiecie-Kto zwerbował Lestrange’ów i młodego Malfoya. Ale nie mogę ich zatrzymać, skoro nie mam dowodów — zmartwił się ojciec Jamesa. 

— Dokładnie — wtrąciła się Belle. — Seth w końcu zawsze podchodził lekko do tradycji, ale — jak to było? — nigdy nie złamał żadnych naszych zasad…

— Ja przynajmniej — odgryzł się Seth, powstrzymując parsknięcie śmiechu — jestem arystokratą, jestem wysoko urodzony i nie pochodzę z rodziny nuworyszy…Belle, powiem twojemu bratu, jak go zobaczę, że jest nuworyszem, jak myślisz, jak zareaguje?

James i Hestia zaśmiali się głośno.

— Myślę, że ci przywali.

— Założę się — wtrącił się James, śmiertelnie poważnym głosem — że dzieciaki Lestrange’a i Malfoya będą bawić się razem w piaskownicy, bić i wyzywać ,,Ty nuworyszu!!!” — zaskrzeczał piskliwie. Wszystkich to rozbawiło.

Dobrze, że przyjechałeś — powiedział Seth, gdy wszyscy się uspokoili. — Pojedziesz z nami do Egiptu i potowarzyszysz Jamesowi i Hestii w Paryżu.

Ale nie martw się, Łapo — rzekł ze złośliwym uśmiechem James. — Jeśli bardzo ci na tym zależy, to znajdziemy czas na wesele Belli.

No pewnie  poparł go Seth. My też dostaliśmy zaproszenie, mimo że jesteśmy nuworyszami i donosimy na własną rodzinę. 

Syriusza zdziwiła ta wiadomość.

— I co… jedziecie tam?

Cała czwórka roześmiała się. 

Syriuszu, bądź poważny: oczywiście, że nie. Naślę tam kogoś z młodych aurorów, żeby spróbowali zgarnąć Nikołaja Dołochowa, bo ścigam go od kilku tygodni… a mojej matce powiedziałem, że nie będzie nas na tej… pięknej uroczystości, bo akurat będziemy na misji. 

— Ja bym tam pojechała, żeby obejrzeć spaloną dupę Lucjusza Malfoya — roześmiała się Hestia.

Rodzina śmiała się z nielubianych krewnych aż do północy, kiedy to Belle wygoniła wszystkich do łóżek. Zaproponowała Syriuszowi pokój gościnny, ale Łapa wolał dzielić pokój z Jamesem, tak jak w Hogwarcie. Seth obiecał mu, że postara się porozmawiać z Walburgą i odzyskać bezcenne płyty winylowe, bo ,,Val podkochiwała się w nim w Hogwarcie i je mu z ręki”. Wątpił, że misja ta zakończy się powodzeniem, ale bardzo docenił gest pana Pottera. Zanim położyli się do łóżek, James oświadczył tajemniczo, że w wakacje pracował nad pewnym wynalazkiem, którym chce podzielić się z Syriuszem. 

— Nazwałem je lusterkami dwukieurnkowymi — powiedział, prezentując świecący przedmiot. — Będziemy mogli kontaktować się nawzajem… Na przykład w takich sytuacjach jak dzisiaj. Jedna jest dla ciebie, a druga dla mnie. Z nimi i z mapą, Filch już nigdy nas nie dopadnie. 

Łapa uśmiechnął się. Czuł, że w jego sercu nareszcie nastał spokój. 

— Dzięki, stary.

— I… Łapo?

— Hmmm?

— Naprawdę cieszę się, że będziesz moim bratem. 

— Zawsze byłem twoim bratem, Rogasiu. 


➶➶➶

Hogwart, czasy obecne


Śnił jej się Black. Najpierw dostała od niego flakon francuskich perfum, takich samych, jak te dla Emmeliny od Cichego Wielbiciela. Te perfumy zmieniły się w lalki dla dzieci, z bujnymi, blond włosami. Każda z nich miała wyraz twarzy Emmeliny. Potem Syriusz wziął jedną z lalek do rąk i zaczął gładzić po policzku... On dbał o o Emmelinę... Liczyła się tylko Emmelina...

Ej, Meadowes! usłyszała jego głos w uchu. – Co tu robisz?

Poderwała się natychmiast. Znajdowała się w Pokoju Wspólnym, leżała na kanapie, obok Emmeliny i Hestii. Nad nią stał Syriusz Black we własnej osobie szare oczy przyglądały jej się z niekłamanym zainteresowaniem, a czarne włosy z nonszalancją opadały na czoło. Wydał jej się jeszcze bardziej atrakcyjny niż zwykle... To chyba przez alkohol.

Lily dostała napadu złego humoru wyjaśniła pół przytomna. – Wolałyśmy nie wchodzić jej w drogę.

Syriusz syknął ze współczuciem. Dorcas czuła, że zaczyna drżeć. Mieszanina alkoholu i niebezpieczeństwo, że Emma się nagle wybudzi, budziły w niej niedobre pragnienia. Przygryzła wargę, zerkając na Blacka i niepewnie złapała go za nadgarstek. 

Dlaczego to robiła? Nie powinna z nim rozmawiać  to przecież chłopak Emmeliny. Jej przyjaciółki. Dzisiejszy wieczorek pozwolił im zapomnieć o konflikcie… 

Śniłeś mi się- powiedziała, wciąż mimo woli. Miała wrażenie, że dalej śni.

Na twarzy Syriusza zagościł łobuzerski uśmieszek.

— Mam nadzieję, że nie był to grzeczny sen — wyznał kokieteryjnie. — Ale nie dziwi mnie to, nie ty jedna śnisz o mnie po nocach.

Masz na myśli Emmelinę? — spytała cicho Dorcas, wskazując na nią głową. — W końcu to teraz twoja dziewczyna, nie? wyszczerzyła zęby, mówiąc to niby zdawkowo, ale pod koniec głos jej zadrżał. Syriusz rozszerzył oczy jeszcze bardziej.

No cóż. Myślę, że nie jest to poważna historia. 

Zapadła cisza, podczas której Dorcas prawie w ogóle nie oddychała ani nie mrugała. Syriusz odchrząknął, próbując doprowadzić ją do ładu i uwolnić się od uścisku. Dziewczyna delikatnie puściła jego nadgarstek, ale nim zdążył się pożegnać, znów go chwyciła  tym razem za krawat, przybliżając jego twarz jak najbliżej swojej.

Kiedy z nią zerwiesz? spytała cicho. W jego oczach tańczyły rozbawione iskierki, a wzrok błądził po każdym calu ciała Dorcas. Kiedy zatrzymał się na kształtnych ustach przez chwilę zobaczyła w nich istny żar. Ten chłopak był zniewalający... Naprawdę zniewalający.

Dla ciebie?- zamruczał jej do ucha. Ponownie zadrżała. – Zaraz. Tylko ją obudź.

Obeszło się jednak bez budzenia blondynki. Do Dorcas wróciła częściowo świadomość, chociaż wciąż daleko było jej do trzeźwego myślenia. Był za blisko... Wcale nie zależy mu na Emmie... Titanicówna w ogóle się nie liczy... A potem urwał jej się film. Pamiętała tylko jego usta, powoli muskające jej wargi.


21 komentarzy:

  1. KOBIETO! TY UWAŻASZ, ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST TRAGICZNY? ON JEST BOSKI!
    Jejciu to co napisałaś, brak mi słów , jest poprostu genialne!
    Dorcas - Syriusz - Emmelina = to mistrzostwo , ale i tak chce Dorcas i Syriusza <3 <3
    :*
    POWTÓZĘ SIE CHYBA PO RAZ 10 - bo tyke rozdziałów - NIENAWIDZĘ EMMELINY!
    Hahahahah Uwielbiam Cię :D
    I tajemnicza Jo - robi się coraz, a to coraz ciekawiej :D
    Pozdrawiam i czekam na next ;D
    I znów Ci wyszedł tasiemiec, ale powiem Ci znaczy napiszę , że tym razem czytało się go tak fajnie , żę nie zauwazyłam tego.
    Wciągasz mnie coraz bardziej!
    Paulla K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję- jestem cała czerwona, jak Boga kocham <333.
      Wątek-trójkąt D-S-E teraz będzie bardziej rozwinięty, tyle mogę powiedzieć. No i nie pozostaje tajemnicą, że endgamem będzie Doriusz, innej opcji tutaj nie widzę <333.
      Tak bardzo się cieszę, że długość moich rozdziałów nikogo nie odstrasza... mam wrażenie, że zanudzam was na śmierć, ale nawet w najbardziej pobożnych życzeniach nie pomyślałabym, że kogoś mogę WCIĄGNĄĆ. Serio- to wręcz niesłychane :*.
      Pozdrawiam, życzę dużo weny i z niecierpliwością oczekuję Twojej notki ;*

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że pisałaś lepsze rozdziały, ale ten jest dobry. Czytam twojego bloga od jakiegoś czasu i należy do moich ulubionych! Mam kilka uwag.... ale dziewczyn masz talent, który musisz doszlifować!
    P.S.
    Kiedy pojawi się notka na twoim drugim blogu i nowy rozdział tutaj? I jeszcze jedno, co się stało z zakładką bohaterowie?

    Pozdrawiam, życzę dużo weny i udanych ferii!
    Oliwka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem- brak weny bardzo dał po sobie znać w tym rozdziale, ale cieszę się, że ci się spodobał :D. Ojej, bardzo mi miło, że mowa o jakimkolwiek talencie u mnie *rumieniec* osobiście go nie dostrzegam, ale to nie umniejsza mocy komplementu.
      I co do PS:
      a) jeśli chodzi o notkę na whats a soulmate to jest ona pod wielkim znakiem zapytania. Blog miał być prowadzony z moimi koleżankami, ale nie możemy się kompletnie zgadać. Mam na tę historię pomysły, i to całkiem dużo, ale nie wiem, czy znajdą się z popariem z ich strony. Albo się zgadamy, albo (co jest opcją najbardziej możliwą) będę pisać na własną rękę. A to by łączyło się z jakimś łopatologicznym uporządkowaniem historii i bla, bla, bla... Trochę to potrwa. Póki co blog po prostu zaklepuje nazwę, żeby nikt nie podkradł :D.
      b) Notka tutaj powinna pojawić się niedługo- skoro mam wolne :D. Obstawiam końcówkę stycznia.
      c) A jeśli chodzi o bohaterów to wszystko wcisnęłam do zakładki "Księga Huncwotek" u góry są linki i wszystko elegancko zrobione xD.
      Dziękuję ci za komentarz, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że zyskałam kolejną czytelniczkę <333.
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Wlasciwie to czytam twojego bloga juz od dawna i straszne bardzo mi sie podoba!!!

      Usuń
  3. Najtragiczniejszy? Chyba coś ze wzrokiem mam... jaki rozdział ? Nie powinno tam być... najlepszy?
    Ja chcę Dorcasa i Syriusza w końcu !!!<3 Awwww awwww
    Mogłabyś w końcu uśmiercić tą Emmelinę xD Gra mi na nerwach xDDD:P Co za dziewuszysko !
    Wybacz że opóznienie, ale tyle mam na głowie ;( Wiedz, ze zawsze wejdę, nawet jak się spóznię ;*:*:*

    ps. informacja w sowiarni o blogu i rozdziale ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDD, nie no może lekko przesadziłam z tym najtragiczniejszym,ale najlepszy to on nie jest... Może poprawę go jak wrócę? Nwm, pewnie nie :D.
      Syriusz i Dorcas zanim się zejdą "oficjalnie" to trochę minie, ale mogę powiedzieć, że zbytnio ani jedno, ani drugie z uczuciami Emmeliny liczyć się nie będzie xD.
      To ma być opóźnienie? Opóźnienia to ja robię- dwutygodniowe, miesięczne... dwa dni to przy moich poślizgach natychmiastowe skomentowanie :D.
      Nie wiem jak będzie z komentarzem u cb, z komórki trochę ciężko się pisze :c. Ale zrobię co w mojej mocy, że to skomentować w najbliższym czasie :D.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Czy Ty jesteś normalna?!!! To był rozdział... brakuje mi słów... GENIALNY!!! FANTASTYCZNY!!! WYBITNY!!! NIEZAPOMNIANY!!! WSPANIAŁY!!! Gdy wczoraj zauważyła, że jest nowy rozdział byłam tak podekscytowana i zła, że nie mogę go od razu przeczytać. Jak go czytałam to czułam się jakbym tam była, jakby to wszystko działo się naprawdę. Nie! Ja byłam jego częścią. Dawno jeśli nie nigdy nie czytałam czegoś tak dobrego. Moje szaleństwo właśnie jest na poziomie 1000000000000000. Na serio dawno tak się nie czułam. Ale teraz powoli spokojnie się uspokajam i komentuję normalnie.
    Dobra, już jest dobrze :)
    Ta kłótnia Jamesa i Lily pobiła wszystko. Jak ta nadęta idiotka (tak naprawdę i tak ja kocham ♥) mogła tak się zachować?!!! Przecież on chce jej pomóc jak prawdziwy przyjaciel,a ona co wyzywa go. Chyba w głowie jej się coś poprzestawiało, bo inaczej nie można tego nazwać. Jak to czytałam czułam się jakby Jamesowi nóż się wbijał najpierw powoli, a później całkowicie rozerwał serce na kawałki. Przecież on się psychicznie załamie. Może aż tak bardzo nie pokaże tego po sobie, ale na pewno to zrobi. Pewnie nawet nie przyzna się sam przed sobą do tego, ale to musiał być dla niego prawdziwy cios. Najpierw Syriusz poświęcił się dla niego. I co on z tego ma? Wrzaski Rudej? On się starał. Jak na niego to naprawdę dobrze mu szło.
    Wiesz w tym rozdziale zaciekawiłaś mnie Hestią. Ona zawsze gdzieś tam była i ubarwiała sceny, ale nic więcej. A teraz mnie zaciekawiła. Najnormalniej w życiu zaciekawiła. Kim był ten jej chłopak? Jak ja bym chciała to wiedzieć.
    Ale końcówka też mnie powaliła. Nienawidzę Emmeliny i jakoś nie jest mi zbyt przykro, że Syriuszowi zależny na Dorcas. Bo taka prawda. Może sobie zgrywać kogo chce, ale Dorcas zawsze będzie dla niego najważniejsza. Uwielbiam takie zakończenia.
    Chyba troszkę mnie poniosło. Napisałam... nie mam pojęcia, co. Ale jak coś to od serca ♥
    Znając siebie zaprojektowałam tu kolejny rozdział, o którym marzę, ale tak naprawdę nie wiem, czy sama bym go polubiła. więc jak coś zdaję się całkowicie na Ciebie ;)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeej, jak zobaczyłam twój komentarz od razu mi się cieplej zrobiło na sercu... Naprawdę- umiesz świetnie zmotywować człowieka :***. Nawet nie pisz mi, że dawno nie czytałaś czegoś tak dobrego, bo w to nie uwierzę, nie ma szans ;>.
      Hahahha co ja tu mogę dać na usprawiedliwienie Lily... Przede wszystkim była wtedy przerażona, bo faktycznie odkryła w swojej pamięci sporą lukę, a poza tym nie mogła zaakceptować, że James faktycznie potrafi zachowywać się normalnie. Tak dziewczyna wszystko odbiera- coś niezrozumiałego=wrzaski :D. Och, Jamesowi z pewnością nie będzie łatwo. To początek tej ich kłótni, którą zapowiedziałam. Trochę się poobrażają (a raczej to James będzie wściekły), ale nie będę was oszukiwać- on na nią nie potrafi się złościć :D.
      Och, chyba mogę powiedzieć, że chłopak Hestii nie był tu tylko taką epizodyczną postacią- on będzie miał naprawdę wielką rolę później. Jeśli cię to interesuje, to powiem, że po raz pierwszy pojawi się w trzynastym rozdziale ;>.
      Oczywiście masz rację- dla Syriusza Dor jest najważniejsza, ale tego nie przyzna-jest Huncwotem, Huncwot się nie angażuje bla, bla, bla. Ale w końcu się zorientuje, że jest dla niego najważniejsza, to na pewno :).
      Napisz swój zarys nowego rozdziału, proooszę :D. Ja uwielbiam czytać takie rzeczy :DDDD.
      Dziękuję ci jeszcze raz za komentarz, przywróciłaś mi nim wenę :*
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Ale naprawdę dawno czegoś takiego nie czytałam!!! :D Szczera prawda prosto z serca ;) Mam taki zwyczaj, że jak czekam na coś, nudzę się, czy po prostu przed snem, wymyślam najróżniejsze historyjki (najczęściej są to kontynuacje książek, zmiany w wydarzeniach, następny rozdział na blogu itp.) A już od jakiegoś czasu nic, kompletnie NIC!!! To było straszne!!! A po przeczytaniu tego rozdziału byłam tak podekscytowana (szybko ulegam emocjom tym złym i dobrym), że jakby taka blokada spadła. Teraz już moja wybujała wyobraźnia wróciła do normy :) nawet na najszybszych obrotach :P
      I nie doczekam się trzynastego rozdziału!!! Na serio jestem całkowicie zafascynowana ta postacią!!! :) Trzynastka - moja szczęśliwa liczba :)
      Zarys następnego rozdziału? Z takimi rzeczami to nie do mnie!!! :P Ja mam w głowie tysiąc pomysłów całkowicie nie pasujących do siebie, pokręconych, zwariowanych, przygnębiających, radosnych, szalonych... i wszystko, co możliwe :) Zanim bym to ułożyła to dawno napisałabyś już kilka kolejnych rozdziałów. Ale chciałabym, żebyś kiedyś napisała coś o tacie Jamesa. Chciałabym dowiedzieć się jak on wygląda w Twojej wyobraźni. Zawsze miałam do niego jakoś sympatię (po tym jedynym momencie, gdy Syriusz powiedział, że pan Potter uwielbiał go) Proszę!!! Wspomnij kiedyś o nim. Jestem bardzo ciekawa, jak według Ciebie powinien wyglądać ;)
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
    3. Dla ciebie wspomnę o starszym Potterze choćby i w każdym rozdziale xD Teraz zbliża się u nich przerwa świąteczna [rozdział 16-17-18] więc obiecuje, że się pojawi ;>.

      Usuń
    4. Dzięęęęęęęęęęęęęęęęękujęęęęęęęęęę :*

      Usuń
  5. Aloha! Też chcę ferie :C Zaczynam dopiero w piątek, a jeszcze sprawdzian z matmy, kartkówka z niemca i chemii, no i pewnie z fizyki też będzie aby ,,sprawdzić co zostało w naszych pięknych główeczkach''. No ale serio, powinnaś mnie udusić, albo zamknąć w szafie za to, że nie skomentowałam wcześniej ;o W sumie, to możesz zamknąć mnie za mój niski poziom weny i za to nieskomentowanie *jużprzestajegadać*
    Okej. Emmelina. Mój ulubiony temacik :3 Kocham jechać po takich głupiutkich słoneczkach jak ona, ooo to takie słodkie :) PO PROSTU TAKIM LALOM JAK ONA TRZEBA POKAZAĆ GDZIE ICH MIEJSCE :)
    Oho Łowcy Śmierci :o It's so scary :O Aż się trzęsę ze strachu ^^
    O Boże! Biedna bulimiczka Emmelina! Jeszcze przyniosę jej cukierka na osłodę życia! Bo to przecież JEJ należy się Syriusz! Oh no pewnie! Założą razem słitaśną rodzinkę, a Dorcas będzie prała im dywany! Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek spotkam Emmę to rzucę w nią kamieniem! Dużym kamieniem! Ojejku, zua Dorcas. Zabrała malutkiej i bezbronnej Emmelince przyjaciół :C Przytuliłabym ją. Dookoła szyi. Sznurem. No teraz to już przesada. CHAMSKA ŚWINIA Z NIEJ! Jeszcze bezczelnie pyta się Marleny ,,Frank czy Remus?'' BOŻE, TAKIEJ TO TYLKO DAĆ BILET W JEDNĄ STRONĘ.
    Jejuu James taki super aww *0* Kocham go, mówiłam już? Ale Logan Lerman ma pierwsze miejsce na zawsze <3 ^^
    ,,-Ja tam zawsze wiedziałem, że sala do eliksirów jest nawiedzona, a teraz przynajmniej mamy na to dowody'' James taki żartowniś xDD :D Potter który ubóstwia ciszę i spokój. To tak jakby powiedzieć, że ja na fizyce zgłaszam się cały czas C: Lily nie pamięta? ;o A to ci dopiero. Niech James wyjdzie na bohatera i zrobi coś super bohaterskiego dla niej! :D
    A tak na marginesie, to czy unicestwisz Jo i jej psycho mamuśkę Lukrecję? Nie lubię ich :) xDD
    Skleroza? xD U Evans? Boże, ona by się zabiła z niewiedzy xDD
    Jo jako zaginiona bliźniaczka Syriusza? xD Szczerze, to raczej nie zdziwiłabym się gdyby to olał ^^
    Black bez jego Dumy, to nie Black :D A Syriusz to już w ogóle :)
    ,,-Butelkę?- wzdrygnęła się na samą myśl. -Serio? Doprawdy przeklinam dzień, w którym zaprezentowałam wam tę szatańską grę. Och, gdybym tylko wiedziała, że zostanie wykorzystana przeciwko mnie… Nie, nie i jeszcze raz nie!-'' Przez twoje teksty przy każdym rozdziale nie mogę oddychać xDD
    ,,-Nasze dormitorium to nie hotel'' Dorcas taka miła dla wszystkich i wszędzie :D Mary chciała zdobyć Jamesa (który ofc należy do Lily) ;O Jak dobrze, że wyjechała. Chociaż z drugiej strony to jedna osoba mniej do wrzeszczenia na nią :c
    OJEJUU! James przyszedł na babski wieczór po Lily! ^^ Ale cudownie aww *w* A jednak skończyło się źle T.T Pokłócili się ;C Rozpłaczę się. Chociaż czasami James ma rację. Lily nie ma sumienia. No czasami ma, ale powinna być milsza wobec Rogacza. W sumie to nie wiem dlaczego to napisałam, bo sama nienawidzę kiedy ktoś mnie umoralnia, a gorzej jeśli to ja muszę umoralnić kogoś :o
    Super szablon ;* Ja też jadę w góry na narty ale dopiero na początku lutego, bo ferie mam od 17 stycznia ;// Gdzie jedziesz? :D Życzę miłej zabawy i mam nadzieję, że nie zamkną ci stoku ^^
    Pozdrawiam i weny ;**
    Aleksja;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak w ogóle to rozdział nie jest zuy :D Ja już około trzy tygodnie napisać nie mogę. W ciągu tych 21 dni udało napisać mi się plan rozdziału i jakieś trzy strony w wordzie. Więc nie jesteś sama jeżeli chodzi o braki weny ;**

      Usuń
    2. TAAAK! Skomentowałaś! i znowu wyskakujesz z poematem ;>. I to jeszcze łopatologicznym, normalnie ułożonym- aż przyjemnie się czytało :D. Dziękuję ci za niego- bez twoich komentarzy nie mogę funkcjonować, ale ty to wiesz :*.
      Hahhaah stały punkt programu- kącik Hejtujemy Emmelinę ;>, ehhh jak ja go uwielbiam :D. Specjalnie daje tyle tej dziewczyny w rozdziałach, żeby posłuchać, co tam jeszcze masz do niej do powiedzenia. Padam na twoje porównania- naprawdę padam "Założą razem słitaśną rodzinkę, a Dorcas będzie prała im dywany!" <---hahhahahahah
      "przytuliłabym ją. Dookoła szyi. Sznurem." skąd ty bierzesz takie teksty, dziewczyno? xD
      Och, James zrobi coś bohaterskiego... to na pewno. Kiedy dokładnie to jeszcze nie wiem, ale masz moje słowo- że będzie z niego taki heros jak z Percy Jacksona ;> :D
      Czy zabije Jo? Jeszcze trochę tu posiedzi, ale raczej zginie, tak. A Lukrecja? Ona też trochę posiedzi, ale w końcu również deadnie. Jak w sumie wszyscy tutaj, nie czarujmy się :D.
      Nie martw się- Mary wróci niebawem, to sobie na nią nawrzeszczysz :D. Jej powrót szacuje na osiemnasty-dziewiętnasty rozdział.
      Generalnie jadę/jestem w Szklarskiej, ale pozamykane są tu wyciągi, więc codziennie dojeżdżamy do Czech. Harrachov już był, jutro zahaczamy o Spindlerovy Mlyn xD. A ty gdzie jedziesz? ;>
      Pozdrawiam również i weeeny :* Pisaj mi nowy rozdział!!!

      Usuń
  6. Jeej! Jo i psycho-matka-Lukrecja umrą! ^^
    Ja jadę w sobotę ( 1 luty) do Bukowiny Tatrzańskiej czy coś koło tego :D No nie moja wina, że akurat Emmelinę hejtuje xD Ale nie narzekam.
    Wiesz, jakoś czuję się tak jakbym już miała nie napisać wgl żadnego rozdziału xDDD
    Pozdrawiam <3
    Aleksja

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Jak ja do cb dawno nie zaglądałam! Dzisiaj nadrobię zaległości w czytaniu. ;)
    Chciałaś żebym cię powiadamiała o nowych notkach na moim blogu. Więc zapraszam na nn: http://dorcas-meadowes-huncwoci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. ŁOŁ i kolejny tasiemiec i za to Cię lubię of cours ! Ach dobrze tak Emmelinie! Ot co !
    Aaaa ta scena Dorcas i Syriusz lofciam, lofciam, lofciam , lofciam <3 Uuuuu Lunatyk wydał Syriusza. Eh , a on miał mieć taki fajny finał :D No cóz Syriusz mi bardziej do Dor pasuje. Niby robią Emmelinie świaństwo ale kto o tym myśli , bynajmniej nie ja! :D
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny!
    Paulla K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej nominowałam CIe do Libster Aard Blog szczegóły u mnie na http://dorcasihuncwoci.blogspot.com/2014/02/libster-blog-award-nr-nwm-ktory.html
      Pozdrawiam Paulla K

      Usuń
  9. Fajnie, że notki są takie długie, przynajmniej nie okłamuje siebie mówiąc w myślach "jeszcze jeden rozdział" . Są wspaniałe. Cudowne. Zajebiste. Brak epitetów, które mogłyby to opisać. Po prostu świetne. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :* Cieszę się, że się podoba :D

      Usuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Theme by Lydia Credits: X, X