26.12.2013

9.1 Noc żywych trupów


“Jesteśmy uwięzieni w świecie dręczonym bólem, lecz tak długo, jak człowiek ma siłę, by marzyć - może odkupić swą duszę i odlecieć

-If I can dream, Elvis Presley


1#

Redbone - Come and get your love

Lily wychodziła z siebie, aby zachować tego dnia nonszalancję i nie myśleć o koszmarnych popołudniowych zobowiązaniach. Kiedy minęła kolacja i nieszczęsna godzina kary boskiej zbliżała się coraz bardziej, postanowiła zaszyć się w dormitorium, ukryć za baldachimem i udawać, że pisze wypracowanie dla McGonagall. Tak naprawdę poważnie rozważała wypicie całej fiolki eliksiru na uspokojenie.  

— Lily — rzuciła Emmelina, rozchylając kotary łóżka i siadając po turecku naprzeciwko niej. Półmisek borówek ułożyła sobie wygodnie na podołku. — Mogłabyś jeszcze raz, proszę, opowiedzieć w jaki sposób wpakowałaś się w czterotygodniową sesję szlabanów z Jamesem Potterem i Skye DeVitt?

I w taki oto sposób próby zachowania nonszalancji spełzały na niczym. 


— Nie dobijaj mnie — jęknęła. 

Dorcas stłumiła parsknięcie w rękaw. Przez cały dzień ona i Emma dokuczały Evans z powodu ,,popołudnia z Jimmym” i robiły dwuznaczne uwagi na temat czynności, które można wykonywać w Izbie Pamięci. 

— A udało ci się w końcu dowiedzieć, czy Skye DeVitt bałamuci w podstepny, złowieszczy sposób?

Bałamuci… och, skąd ta dziewczyna to brała - od Jane Austen?!

— Nie, Emmelina, nikt nikogo nie bałamuci. 

— Nie wiń mnie o to, że chce usłyszeć kilka szczegółów! — nalegała. — To brzmi beznadziejnie romantycznie. 

— O ile obściskiwanie się za trofeami dla prefektów z lat dwudziestych można uznać za nowoczesny romantyzm… to fakt, bardzo ekscytujące - zaśmiała się Dorcas. Lily rzuciła w nią poduszką. Że też Dor i Emma, które na co dzień sprzeczały się z najgłupszych możliwych powodów (takich jak Syriusz Black), nagle okazały się aż tak zgodne!

— Tik-tok, Lily - rzekła Meadowes, odrzucając poduszkę w jej stronę. — Chyba musisz się już szykować. 

Evansówna prychnęła.

— Idę tam na sprzątanie, Meadowes. Nie mam zamiaru odwalać się jak na bal debiutantek. Ale tak, muszę się spakować. 

Wstała ostentacyjnie i sięgnęła po swoją torbę. Emma wspaniałomyślnie podsunęła jej czerwony błyszczyk, a Dorcas - koronkowe gacie. 

— Zabieram łajnobomby do samoobrony. I krucyfiks— oświadczyła oschle, odrzucając ,,prezenty” od współlokatorek w kąt. Postanowiła zakończyć swoje katusze i jak najszybciej znaleźć się na trzecim piętrze. Znając Pottera, nie przyjdzie on na czas, więc przeczekanie przy Izbie Pamięci będzie o wiele bezpieczniejsze niż koczowanie w dormitorium i wysłuchiwanie tych głupich uwag.

Mijając łóżko Dorcas, poczuła nagłe szarpnięcie i wybuch śmiechu. Emma wycelowała różdżką w jej buty, zamieniając je na wysokie szpilki. Evans za cholerę nie miała siły mierzyć się w takim stresie z transmutacją! 

— EMMA!

Emma wysłała jej soczystego buziaka w powietrzu, a Dorcas już sięgała po swoją różdżkę, żeby samej dodać coś od siebie. Lily szybko rozbroiła obydwie i wypadła z sypialni, ignorując chichoty dziewcząt. Mimo że nigdy nie nosiła butów na obcasie, musiała przyznać, że Emma wykazała się zręczną transmutacją - były one tak wygodne jak kapcie. Liczyła na to, że w Pokoju Wspólnym spotka Remusa albo Marlenę i to ich ubłaga o pomoc w transmutacji butów. Niestety, w Pokoju Wspólnym nie zastała nikogo oprócz drugoklasistów, którzy grali w eksplodującego durnia. Westchnęła ciężko.

Wszystko przeciwko mnie, pomyślała. Szybciej umrę niz poproszę Pottera o pomoc. Może jak się uspokoję, to przypomnę sobie zaklęcie… 

Niestety, nie przypomniała sobie tej cholernej transmutacyjnej formułki aż do samego trzeciego piętra. Pełna rezygnacji, postanowiła liczyć na Skye DeVitt, która na pewno zawita na szlabanie szybciej niż cholerny Potter. Przy Izbie Pamięci czekała ją jednak kolejna niemiła niespodzianka.

— EVANS! — krzyknął jowialnie Syriusz Black, odrywając się na chwilę z pogawędki ze Skye. Lily zamrugała. Zauważyła, że Skye macha do niej przyjaźnie, ale zignorowała ten gest. 

— Co ty tu robisz? — spytała podejrzliwie Syriusza. 

— Zarobił szlaban, żeby do nas dołączyć — wyznała Skye. — Przynajmniej w tym tygodniu. 

Black wyszczerzył zęby, wyraźnie dumny z siebie. Lily nigdy nie wątpiła, że Syriusz Black był obłąkany, ale nawet po nim nie spodziewała się, że można pragnąć wpakować się w tydzień szlabanów dla… najwyraźniej dla rozrywki

Zanim zdążyła to skwitować, drzwi do Izby Pamięci się otworzyły i ukazało im się niezbyt przyjazne oblicze pana Filcha. 

— Jazda — burknął, wskazując na nich swoim brudnym paluchem. — Skoro już jesteście wszyscy.

Jak to wszyscy, a gdzie Pan Paskuda?, pomyślała, rozglądając się na boki. Czyżby się rozchorował? Biedactwo.

Nim zdążyła uzyskać odpowiedź na swoje pytanie, już została opleciona przez wścibskie ręce Blacka i przyciągnięta do jego piersi. Syriusz potargał jej zaczepnie włosy.

— Patrz jak się dobrze bawimy bez ciebie, Rogaczu! — krzyknął do kogoś, kto właśnie wyłonił się z załamania korytarza. Nim Lily zdążyła zaprotestować, Black cmoknął ją teatralnie w policzek. Wzdrygnęła się. — Najlepszy szlaban na świecie!!!

Filch wydał z siebie coś przypominającego wycie lwa, a Skye parsknęła śmiechem. Lily broniła się rękami i nogami, aby tylko Black przestał ją ściskać (i, w pewnym momencie - podnosić!), jednak chwilę później do grupowego uścisku dołączył się Potter, a wtedy straciła już jakiekolwiek szanse.

—  TO JEST SZLABAN, NIE AGENCJA TOWARZYSKA! - ryczał Filch, a Lily próbowała wbić szpilkę swoich butów (Emmelina jednak zaopatrzyła ją w najlepszą broń!) w czułe miejsce któregoś z chłopaków, którzy ją bezczelnie podnosili. 

W końcu Black i Potter oddali jej wolność i ruszyli tanecznym krokiem w stronę Izby Pamięci. Filch wyglądał, jakby chciał im przyłożyć.   

— Za słabe macie te kary — mruknął. — Szczerzycie się jak do sera, bo kto przejąłby się sprzątaniem… inaczej by było w moim kąciku tortur…

— Merlinie, zwyrolu — wzdrygnął się Black. — Gadasz jak mój skrzat domowy. Co mamy sprzątać?

James uśmiechnął się z aprobatą, wyraźnie zachwycony przezwaniem woźnego ,,zwyrolem".  Skye i Lily wymieniły zmęczone spojrzenia.

— Przepraszam za nich, panie Filch - odezwała się Skye swoim cieniutkim głosem. — Oni powinni zostać zamknięci w jakimś cyrku. 

— We freak show — dodała Lily. 

Jeśli Filch został trochę udobruchany tymi uwagami dziewczyn, to nie dał tego po sobie poznać. Niezwykle obrażonym gestem wskazał na rzędy gablot, które przypadały na każdego z nich, kazał im oddać różdżki i rozdał śmierdzące, zmechacone i wielokrotnie użytkowane mugolskie szczoteczki do kurzu. Syriusz udał, że wymiotuje. 

— Macie dwie godziny — rzekł posępnie Filch. — Spróbujcie oszukać, a zafunduję wam przyśpieszone halloween.

Woźny wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi tak głośno, że nie usłyszał wątpliwości Pottera i Blacka o tym, czy Filch został dopuszczony przez Departament Edukacji do pracy w szkole. 

— Co zrobiłeś, że dostałeś szlaban, Syriuszu?

— Nie pytaj - szepnęła Skye. - Biedny Aubrey.

— CO?

Lily nie wiedziała, co ją bardziej oburzało - kolejny głupi atak Pottera i Blacka na jakiegoś ucznia, czy to, że Skye zdawała się być doskonale o tym poinformowana. 

— Nie spowiadam się prefektom — oświadczył, nie ukrywając nawet dumy ze swojego wyskoku.

Syriusz uśmiechnął się huncwocko i zniknął za jednymi z wielu gablot, gdzie - jak się okazało- zorganizował sobie schowek na szlabanowe rozrywki. Rzucił każdemu po Czekoladowej Żabie i z wyraźnym wysiłkiem zdjął z najwyższej półki (całkowicie niedostępnej dla przykurczonego Filcha) ciężki gramofon.

Lily przyglądała się temu wszystkiemu w wyraźnej konsternacji. Chwilę później usłyszała szept Skye przy jej uchu:

— Kiedyś byłam z nimi na szlabanie i urządzili sobie piknik. Wiesz, mieliśmy ciasto, paszteciki, szampana…  Syriusz próbował otruć panią Norris i biedna kotka zaczęła wymiotować… Filch zabrał nam różdżki, ale kiedy Syriusz poinformował go o chorobie kotki, zapomniał o naszym szlabanie… 

Syriuszu! - oburzyła się Evans, która nie tolerowała przemocy wobec zwierząt. 

— Dzisiaj niestety nie mam szampana — westchnął. — Ale nie martwcie się, drogie panie - przyniosłem mnóstwo Elvisa i mogę falować dla was miedni…

— Proszę, nie… — jęknęła Skye. 

Syriusz, nie słuchając nikogo, wyciągnął zza innego regału stare winyle i chwilę później gramofon zaryczał Jailhouse Rock. Mimo wciąż dosyć zestresowanego nastroju, Lily musiała przyznać, że nie byla to najgorsza piosenka do sprzątania. Widząc, że nikt inny się do tego nie rwie, a pozostała trójka nierobów chichocze z jakiś głupot, Lily postanowiła zacząć ich ignorować i zabrać się za porządki. Jeśli chcą, niech siedzą tutaj do nocy, jedzą słodycze, słuchają muzyki i się chichrają — ona, Lily, za dwie godziny stąd spada.

— Mogę przetransmutować…— zaproponował nagle James, zabierając szczotkę Skye.

— Nie rób tego, twój przetransmutowany szampan smakuje paskudnie… Pamiętam z zeszłego Sylwestra… 

Lily wywróciła oczami.

— Och, nie jest gorszy niż ten z monopolowego przy zjeździe do Manchesteru…

— On mówi o Dolinie Godryka  — odezwała się DeVitt, myśląc chyba, że wypada wyjaśniać wszystko Lily jak dziecku. 

Evans co prawda nigdy nie była w Dolinie Godryka, ale dobrze wiedziała, że to terytorium Pottera i Skye DeVitt. Naprawdę nie interesowało jej, jakie tam są sklepy monopolowe. Podejrzewała jednak, że Dolina Godryka to co najmniej taka dziura jak Cokeworth. Potter zawsze miał w sobie coś z czarodziejskiego wieśniaka.

— Okej — powiedziała tylko obojętnie i zniknęła za gablotami, aby jak najbardziej odseparować się od tej patologii. 

Lily dzielnie ścierała kurze, po kolei w rytm: Suspicious Minds, Burning Love i Don’t be cruel. Słyszała, że Black, Potter i DeVitt dalej chichrają się i nie pracują, ale nie zamierzała nawet zwracać im uwagi. Niestety, James Potter nie pozwolił jej zająć się swoimi obowiązkami i pod koniec Devil in disguise zakradł się do jej alejki i zaczął obserwować, jak wypina się, aby zetrzeć kurze z pucharów usadowionych na najniższych półkach. Westchnęła ciężko.

— Potter, nie chce przerywać ci popołudniowej sjesty, ale masz jeszcze trzy regały. Kiedy ty to zrobisz? Ja nie będę za ciebie sprzątać.

Zaśmiał się głupawo, jeszcze bardziej podnosząc jej ciśnienie.

— Nie musisz brudzić sobie rączek, skarbie. Zaraz wszystko tu będzie lśnić.

Po tych słowach wziął głęboki oddech, pogrzebał w głębokich kieszeniach swojej szaty i wyjął krótką, tarninową różdżkę, która, o ile pamięć jej nie myliła, w czwartej klasie należała do Petera. Porzucił on ją dopiero po kolejnym kawale jego przyjaciół, ponieważ nie nadawała się już do użytku. Skąd więc ją miał? Chłopak z denerwującym uśmieszkiem rzucił zaklęcie, po którym pucharki z półek przydzielonych jemu zabłyszczały z czystości. 

— Oszuści krócej żyją- fuknęła z surową miną, której nie powstydziłaby się sama profesor McGonagall.  

— W takim razie za długo się sobą nie nacieszymy, Evans.

Nie komentując tego, wyrwała mu różdżkę i za pomocą kilku sprawnych zaklęć porządkowych zakończyła swoje katusze. Obawiała się, że Filch może wpaść na kontrolę, dlatego nie mogła tak szybko uciec do Wieży Gryffindoru. Chyba nie pozostało jej nic innego, jak wysłuchiwanie głupot Blacka i Pottera.

— Słyszeliście o konkursie Slughorna na kostium? - usłyszała nagle cieniutki głos Skye. - Nie mam pewności, czy nie robił sobie po prostu jaj w mojej klasie.

Skye i Syriusz pojawili się nagle w przeciwnej alejce trofeów. 

— Nam też coś mówił - odpowiedział jej Syriusz, a James potaknął. — Zwolnienie z eseju semestralnego… oczywiście jedynie dla jego pupilków z Klubu Ślimaka. Nie dla takich plebejuszy jak ty i Jimmy, Skye.

— To prawda, ja nie jestem w Klubie Ślimaka, bo niestety nie pochodzę ze szlachetnego i starożytnego rodu Blacków. Ale Casper, emm… Casper Dabney — zwróciła się do Lily. — Zabiera mnie jako towarzyszącą.

Lily słyszała wcześniej od Dorcas, że Skye spotyka się z Dabneyem, ale szczerze mówiąc nie dawała temu wiary. Casper Dabney był Prefektem, jednym z głównych kadydatów na nowego Naczelnego… co tak porządny chłopak robiłby z największą fanką Pottera?

— Mnie tym stary Horacy razem zaprosi na pewno — rzekł skromnie James. — A jak nie, to pójdę z Lily.

— PO MOIM TRUPIE. 

Skye i Syriusz zachichotali. 

— Wiesz co, Evans - wypalił nagle Black, przyglądając jej się tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. — Mam dla ciebie kostium! Karen Drennan - no wiesz, ten rudy króliczek Playboya.

— Chyba cię coś…

—  W tych szpileczkach i z ogonkiem mogłabyś nawet sprzątać Izbę Pamięci - poparł go Potter. 

—  Nie dokuczajcie jej —  Puchonka ewidentnie powstrzymywała śmiech. — James, pożycz mi tę różdżkę. Jestem bardzo mało wydajna w sprzątaniu przy Elvisie. 

— Jimmy, skoro wszyscy skończyliśmy, to chyba naprawdę czas na tego szampa…

Syriusz nagle urwał, gwałtowie zwracając się w kierunku wejścia do Izby Pamięci. Lily wstrzymała oddech. Czyżby Filch przyłapał ich na oszuście?

Drugą osobą, która dojrzała nieoczekiwanego intruza, była Skye. W bardzo szybkim czasie z jej twarzy zniknął uśmieszek i pojawił się wyraz głębokiego zaniepokojenia. Lily stanęła na palcach. Nawet w szpilkach Emmeliny nie miała dobrej perspektywy na drzwi. 

— James — szepnęła napiętym tonem Skye. — Twoja siostra chce z tobą rozmawiać.


#2

The Police - Message in a bottle


Od tajemniczego pojawienia się May Potter w Izbie Pamięci i dosyć gwałtownego opuszczenia szlabanu przez Jamesa, niewiele się już działo. Potter nie wrócił przez kolejne dwie godziny, ale na szczęście nie wrócił również Filch. Skye, Lily i Syriusz wysiedzieli do końca kary, a potem postanowili wrócić do swoich Pokojów Wspólnych. Przez całą podróż na Wieżę Gryffindoru Syriusz męczył Lily o przebranie się na imprezę halloweenową w króliczka Playboya i jaki to będzie czarny koń wśród kostiumów. Dopiero na siódmym piętrze znaleźli zaginionego od dwóch godzin Jamesa, który chyba czekał na ich powrót niedaleko Portretu Grubej Damy.

— Nie odzywaj się do mnie! — wykrzyknął Syriusz, udając obrazę. — Nie gadam z uciekinierami ze szlabanów. Obrzydliwość!

James zignorował go i zapytał cicho Evans, czy Filch zwrócił uwagę na jego nieobecność. Ponieważ po drodze obydwoje z Syriuszem obiecali sobie, że będą wkręcać Pottera, ze śmiertelną powagą odparła, że jutro ma rozmowę na dywaniku u McGonagall. Rogacz może by i uwierzył, gdyby nie głupowaty uśmiech Blacka i bardzo nieudana próba stłumienia śmiechu. 

Syriusz, Lily i sam zainteresowany przekomarzali się aż do samego Pokoju Wspólnego. Właśnie mieli się rozdzielić i ruszyć osobnymi schodami do swoich dormitoriów, kiedy dziewczęcy głos, dochodzący z okolicy kominka, zawołał po imieniu Pottera. W pomarańczowym świetle rzucanym przez iskierki ognia, włosy Lily zdawały się tlić. Przy kominku przystanęła siódmoroczna Gryfonka, której równie rude włosy rzucały bardzo podobny błysk. Sally McDonwer, ta sama, jaką Lily poznała bliżej na Ognisku Tłuczka,  wyglądała w tamtej chwili dość nieswojo, jak ktoś, kto musi przekazać nieprzyjemne wiadomości. Nerwowo przebierała dłońmi, zaciskając pięść na jakimś zwitku pergaminu. 

Sally. Nie

Evans spojrzała na Pottera - jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnej emocji. Gdy próbowała wyciągnąć coś z Syriusza, zauważyła, że Black łypie spode łba to na Sally, to na Jamesa, niczym rozjuszony pies obronny.

— Rozmawialiśmy już o tym, Sally. Nie jesteś jej posłańcem. 

— Jeśli nie wysłuchasz mnie, ona będzie męczyć mojego brata, a potem pozostałych. Wiesz o tym. Przecież ją znasz.

James skrzyżował ręce na piersi i westchnął ciężko. Syriusz napiął wszystkie mięśnie.

Słodki Merlinie, pomyślała Evans. Oni zawsze byli chwiejni emocjonalnie, ale teraz już chyba pobili swój rekord… Och.

I nagle nadeszło olśnienie. No jasne! Kto inny wykorzystywałby swoją siatkę zastraszonych znajomych (kto inny w ogóle dysponował taką ilością zastraszonych ludzi!), żeby przekazać wiadomość Jamesowi Potterowi? Kto musiał wysilać się i wynajdywać pośredników, bo nie miał możliwości bezpośredniej konfrontacji? I kogo innego Syriusz nie lubił w podobnym stopniu?

Mary McDonald. Szalona była dziewczyna Jamesa, całkowicie ogłupiała na jego punkcie, zepsuta manipulantka i szantażystka… no i, wstyd się przyznać, dawna przyjaciółka Lily. 

Czego ona chce?

Och, pewnie wycałować Jamesa na śmierć i spalić Lily na stosie. 

— Nic z tego nie rozumiem — przyznała Sally, wyciągając dłoń ze zwitkiem pergaminu (listem?!) przed siebie. — Kazała mi to tylko przekazać. Wiedziałam, że się wkurzysz.

James bez słowa sięgnął po pergamin, a potem - nawet go nie odczytując - cisnął nim prosto do kominka. Sally oblizała nerwowo wargi.

— Idziemy spać — oświadczył w imieniu swoim i Syriusza. — Dobranoc, Lily. Dobranoc, Sally.

— Cześć — odpowiedziała Sally. Kiedy chłopcy zniknęli za schodami, siódmoklasistka przeprosiła Lily i powiedziała ,,że musi przez to wszystko iść zapalić”, a potem opuściła Pokój Wspólny. 

Lily została sama. Wiedziała, że ma tylko kilka chwil - w każdym momencie ktoś mógł zejść na dół, poza tym Sally albo James mogli się cofnąć. Nie powinna tego robić… 

Przez tyle miesięcy nie otrzymałam od niej ani słowa, pomyślała wściekle. A on nawet nie raczy tego przeczytać. Może to coś ważnego…

Zanurkowała w stronę kominka. Znaczna część liściku została już strawiona przez ogień… została tylko końcówka.

Lily zdenerowała się, że nadal nie ma przy sobie różdżki i że musi jutro stawić się po nią do Filcha. Chyba potrafiła jednak rzucić proste zaklęcie gaszące niewerbalnie…

Cento Onis. 

Ogień nie zgasł całkowicie, ale przygasł na tyle, żeby Lily udało się przy pomocy pogrzebacza do kominka wyciągnąć pozostałości listu.


Pamiętaj o moim ostatnim. To niedługo się wydarzy.

-M.M


3#


Październik minął Lily bardzo szybko, głównie ze względu na napięty grafik. Nieubłaganie zbliżał się zimny listopad, ale te ostatnie dni października wypadły wyjątkowo ciepłe, zupełnie jakby miesiąc chciał się w ten sposób pożegnać. Kolorowe liście opadały na taflę jeziora i tonęły, wciągane na samo dno przez druzgotki i inne wodne istoty. 

Woźny, pan Filch, na rozkaz dyrektora zmiatał opadłe resztki korony drzew ze ścieżki do cieplarni, gdzie odbywały się lekcje zielarstwa i robił to za pomocą jednej ze szkolnych mioteł do gry w Qudditcha, czym podpadł Huncwotom, szczególnie Potterowi. Następnego dnia nie dość, że ścieżka zasypana była jeszcze bardziej, to przy drzwiach na woźnego czekało stado tych rozeźlonych narzędzi, wcześniej przetransmutowanych. Chłopców wyjątkowo nie czekał za ten występek szlaban, może częściowo dlatego, że każdy z nich miał pozajmowane wszystkie wieczory.

Lily dowiedziała się w końcu, że Black dołączył do ekipy szlabanowej z powodu ataku na Ślizgona, Bertrama Aubreya, ponieważ razem z Potterem powiększyli jego głowę dwukrotnie. Kilka razy wydarła się na Jamesa i wyrzuciła mu, co myśli o podobnych napaściach. Skończyło się to tak, że szlaban przedłużał się tylko Blackowi, Lupinowi i Peterowi. Było ich na tyle dużo, że McGonagall zadecydowała, że będą odbywać dyżury wymienne, każda dwójka w innych godzinach. Lily najczęściej brała zmiany z Remusem, ale czasem zdarzało się, że trafiała na Pottera albo Blacka. Mimo nieprzyjemnych obowiązków, sprzątanie mijało szybciej przy rockowej muzyce Syriusza i dobrych ploteczkach, dlatego nim się spostrzegła, dobiegał koniec najdłuższej kary, jaką kiedykolwiek odbyła w szkole. 

— Słyszałaś, Lil?- krzyknęła Dorcas, wyrywając ją z rozmyślań. — Wszyscy, którzy przyjdą przebrani na zajęcia w piątek będą zwolnieni z pytania na Zaklęciach! Już się bałam, że oberwie mi się za to, że w ogóle nie ćwiczyłam niewerbalnej wersji Protego. W ogóle zaklęcia niewerbalne to bzdura. Chyba nie po to uczyłam się przez tyle lat dziwnych, niestworzonych nazw tych wszystkich uroków, żeby teraz to sobie darować i powoli je zapominać, no nie? —  lamentowała Dorcas.

Przytaknęła jej tylko, stwierdzając, że tłumaczenie po raz setny tego samego jest bez sensu.

— …impreza u Slughorna. Wyjątkowo wcześnie w tym roku. Spodziewałam się, że Ślimak urządzi tylko coś przed Bożym Narodzeniem, ale, jak widać, z wiekiem robi się coraz bardziej towarzyski — roześmiała się serdecznie, a po chwili kąciki ust Lily również lekko drgnęły. Jak dawno się z czegoś nie naśmiewały! Odkąd Black zdradził jej przyjaciółkę, zatraciła ona całą swoją radość życia. Przerażające, co jedno, głupie uczucie potrafi zrobić z człowiekiem…

Odkąd pamiętała, Meadowes przejmowała się różnymi bzdurami, takimi jak buty czy imprezy, mówiła za wszystkich, najczęściej o babskich bzdetach i uwielbiała plotkować o szkolnych osobistościach, których Ruda najczęściej nie kojarzyła. A teraz? Dorcas stała się wrakiem samej siebie — siedziała smutna, nie reagowała na nic, nawet nie rzuciła zabawnego komentarza, gdy jakaś Ślizgonka przyszła wczoraj w stroju trytona na przebranie. 

— A ty z kim idziesz?! — wykrzyknęła jej przyjaciółka tonem, jakby od tego zależało całe ich przyszłe życie. Zmarszczyła brwi. Poczuła się głupio, bo nie słuchała szatynki przez dobre kilka minut, pogrążając się w zadumie. O czym to ona… Ach, no tak! Impreza u Slughorna…

— Z nikim, Dor. Nie mam ochoty w ogóle tam przyłazić — wywróciła oczami ostentacyjnie. –Za to, mogę założyć się, że ty już kogoś masz.  

— ŻE CO?! JESTEŚ NIEWDZIĘCZNA! JEDYNĄ ZALETĄ BYCIA W TYM CAŁYM ZDURNIAŁYM KLUBIE ŚLIMAKA JEST TO, ŻE MOŻECIE ŁAZIĆ NA PRYWATKI! — jęknęła, a Ruda, zszokowana jej wybuchem, oddaliła się od niej na kilka kroków. –Ja muszę łazić po Ślizgonach i zniżać się do poziomu ostatniej sieroty boskiej pytając, czy może ze mną wyskoczą na przyjęcie, a ty, chociaż masz multum możliwości nie wykorzystasz niczego. Dlaczego? Bo nie mam ochoty  przedrzeźniała ją. – A może nie masz ochoty iść tam z kimś innym niż ten, kto już jest umówiony?

  Zamrugała kilkakrotnie. Nie masz ochoty iść tam z kimś innym niż ten, kto już jest umówiony?! Zaraz…

Minęło co prawda już trochę czasu od tego pierwszego szlabanu, w którym James stwierdził, że pójdzie na imprezę z Lily. Nalegał na to jeszcze potem kilka razy, a Syriusz puszczał im nawet Can’t help falling in love Presleya, aby ,,zrobić odpowiedni klimat”... Czy to możliwe, że nareszcie do niego dotarła odmowa Evans i postanowił iść z kimś innym?

Ale żadna z tych jego głupich koleżanek nie jest w Klubie Ślimaka, pomyślała zjadliwie. Chyba że… Larissa?

Dorcas zachichotała, przyglądając się jej minie.

— Ptaszki ćwierkają, że idzie z Pho Stevenson… no wiesz, tą Krukonką. Przyjaciółką Jess Bein. 

Phoebe Stevenson faktycznie należała do Klubu Ślimaka, podobnie jak jej przyjaciółka, Jessica. W przeciwieństwie do Jess, Phoebe zdecydowanie nie miała ręki do eliksirów - zdaje się jednak, że jej ojciec zasłynął jako wybitny uzdrowiciel i eliksowar, dlatego właśnie Slughorn zapragnął dołączyć tak cenny kontakt do swojej kolekcji. 

— Idealnie się dobrali — zawyrokowała Lily. — Obydwoje wcisną się tam nie ze względu na umiejętności, tylko na wpływowych tatusiów. 

Dor uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 

— Przyznaj, że ci się to nie spodobało —  szepnęła zadziornie. 

— Wcale nie, Dorcas! Tysiąc razy mu odmówiłam, kiedy męczył mnie o to głupie przyjęcie. 

— Czyli mam rozumieć, że już masz na oku innego partnera?

—  Obejdzie się bez tego — odparła chłodno.

Zadziwiające, jak kolejna głupia plotka o Potterze zepsuła jej humor. Poczuła jak jej serce zamienia się w wielki sopel lodu, a robiła tak tylko wtedy, kiedy starała się zamaskować swoje uczucia. No ale dlaczego robiła to teraz? Wszystko przez tego dwulicowego gnoma… Trzy tygodnie temu o mało go nie pocałowała i towarzyszyła mu na Ognisku Tłuczka, a teraz… Czy to normalne, że tak się złościła? Że czuła się tak oszukana?

 Jasne, pomyślała, przecież nienawidzę takiej niestałości w uczuciach. Udaje wielką miłość do mnie, a na boku ma dwadzieścia innych opcji. Co za żałosny typ. 

— Lily? Nie odzywasz się od dziesięciu minut. Dobra, nie będę szukać ci chłopaka. Zaraz mamy transmutację.

— Gdzie dziewczyny? —  spytała machinalnie, na co Meadowes zacisnęła aż pięści ze złości.

— Pytam cię o to, co dwie minuty! Słuchaj, nie wiem, co ci się stało, ale może przestaniesz mnie ignorować? 

— Wybacz.

— Czy to ma jakiś związek, z tym, że Phoebe Stevenson idzie z Jamesem na imprezę do…

— NIE! Nie obchodzi mnie co i z kim robi Potter, Dorcas!

— Cześć, Evans. Cześć, Meadowes — Jak zawsze w najlepszym możliwym momencie, znikąc zmaterializował się rozbawiony Syriusz. — Nie krzycz tak głośno, Lil. James już biegnie do ciebie.   

Lily nie odpowiedziała na powtanie, padła tylko na miejsce przy stole obok Emmy i Hestii i zaczęła smarować sobie grzanki powidłami. Dorcas, chyba speszona obecnością Blacka, powiedziała, że idzie zjeść do swoich koleżanek z Hufflepuffu. 

Syriusz i James zajęli miejsca naprzeciw dziewczyn. Od samego rana humor wyraźnie im dopisywał.

— Wiesz co się zbliża, Evans? Trzydziestego pierwszego października… A to oznacza…

— Halloween? — odpowiedziała mu Emma, bo Lily nie wyrywała się do odpowiedzi. — I co z tego?

— To, moja droga… że Evans szykuje bombowy kostium. Na zaklęcia i imprezę Slughorna.

Lily spojrzała na niego spode łba. Hestia i Emma spojrzały na nią badawczo.

— Black, ostrzegam cię…

— Będziesz uroczym króliczkiem, myślę że nawet trafisz na listopadowego Playboya… 

Emma aż upuściła sztućce.

— Lily! — zaczęła oskarżycielskim tonem. — Dlaczego ty masz taki kostium?

— Ja wca…

— Och, Lily! — ucieszyła się Hestia. — Wygrasz konkurs, masz to jak w banku!

— Dokładnie — potaknął Black, wpychając sobie do ust boczek. — Trafisz na półkę starego, poczciwego Slughorna w tym uroczym kostiumie…

Lily rzuciła w koszulę Syriusza grzanką. 

— Daj mi spokój! Nie wasz interes czy idę do Slughorna, jak idę i z kim idę — to tylko i wyłącznie moja sprawa i…

— Ale jak to: z kim idziesz? — wszedł jej w słowo Potter. — Myślałem, że to już ustaliliśmy…

— Na świętego Godryka! — jęknęła. — Wy jesteście jacyś obłąkani. Nie idę z tobą na żadną imprezę Potter, i daj mi już…

— Lily idzie chyba ze Sturgisem Podmore’em — wypaliła Emma. — Słyszałam od Lary, że to ustaliliście na spotkaniu prefektów…

Wydawała się dosyć urażona, że dowiaduje się takich sensacji od Larissy Richardson, a nie od Lily. Evans nie miała siły tłumaczyć jej nawet kontekstu tej rozmowy. Dlaczego Dorcas zostawiła ją tutaj, na pożarcie wilków?! James wywrócił oczami.

— Evans, odpuść sobie. May bardzo lubi Sturgis…

— Nie zgrywaj tutaj Brata Roku, Potter! — prychnęła, zrywając się na równe nogi. Straciła już do reszty apetyt. — Nie wasza sprawa, z kim idę na imprezę i w jakim przebraniu. Zajmijcie się, cholera, swoim życiem. 

Głośne szepty Gryfonów odprowadziły ją aż do Wielkiej Sali.


4#

Elvis Presley - If I can dream

Ktoś walił pięściami o drzwi dormitorium dziewcząt i robił to od kilkunastu minut. Nie żeby od początku zachowywał się tak mało kulturalnie, co to, to nie. Nawet Emmelina, która uwielbiała koloryzować fakty i nagminnie stosować wszelakie wyolbrzymienia, musiała przyznać, że sprowokowała przybysza do podobnych działań. Najzwyczajniej w świecie, gdy tylko usłyszała pukanie, puściła je mimo uszu, mając nadzieję, że owy osobnik odejdzie i zostawi ją w spokoju. Myliła się. Musiała to być naprawdę napastliwa osoba.

Westchnęła ciężko i odrzuciła w kąt szczotkę, którą przeczesywała sobie w wolnych chwilach włosy. A takich „wolnych” chwil, szczerze mówiąc, miała chyba więcej niż ktokolwiek w tej szkole. Nie żeby w ogóle nie przykładała się do nauki, nie miała życia prywatnego albo zainteresowań - po prostu zawsze wszystko udawało jej się zrealizować przed przyjaciółkami, a potem mogła pozwolić sobie na więcej upragnionego relaksu. Musiała teraz wszystko przekalkulować - wpadła w maciupeńkie kłopoty, o których nie mogła powiedzieć nikomu, a dodatkowi goście z pewnością nie pomogą jej w wyplątaniu się z tego.

— PROSZĘ! — krzyknęła, czując w głębi serca, że krzykiem tego nie załatwi.

Klamka ani drgnęła. Boże, czy ten kretyn nie potrafi otworzyć drzwi?! Ujawniła swoją obecność niestety tą odezwą, więc musiała mu otworzyć. Wstała, otrzepując spodnie i poprawiając nieznacznie włosy, jakby tego potrzebowały, i pociągnęła za klamkę. Jeśli gość będzie miał do niej pretensje za to, że musiał tak długo czekać, powie, że brała prysznic. Nie musiała jednak kłamać. 

Za drzwiami nie było żywej duszy, z wyjątkiem pierwszoklasistki, która właśnie wychodziła z dormitorium kilka drzwi obok, ale Titanic od razu skreśliła ją z listy podejrzanych do głośnego pukania, bo na pewno nie wytworzyłaby swoją chudą rączką tyle hałasu. To musiał być jakiś chłopak. I kiedy już miała prychnąć, i na nowo wrócić do pielęgnacji włosów i obmyślania swoich intryganckich planów, znikąd zmaterializowała się mała, ślicznie zapakowana paczuszka z doczepioną kartką. Wzięła podarek do ręki, rozejrzała się jeszcze raz po korytarzu łączącym dormitoria i zamknęła się w pokoju, chcąc zawartość prezentu zostawić dla siebie.

Już nie myślała źle o chłopaku, który się do niej dobijał. Teraz był wspaniały- w końcu pomyślał o tym, żeby tak ładnie zapakować paczuszkę. Emma uwielbiała, jak coś ładnie wyglądało.  

Prezentem okazała się śliczna buteleczka perfum jakieś francuskiej firmy, której Emmelina nie potrafiła odczytać, ale sam fakt, że jest ten flakonik pochodzi z tego wspaniałego kraju, był gwarancją jego jakości. Westchnęła głośno i zaczęła zastanawiać się, kto też mógł się tak dla niej wykosztować. Może Remus dał jej go na przeprosiny? Przecież wie, jak bardzo uwielbia ona takie rzeczy. A może to jej uroczy chłopak z wakacji, Phil, postanowił ją odzyskać? A może… nie. To na pewno nie od Syriusza. Przez ostatnie tygodnie w ogóle się do niej nie odzywał, zrobił się cyniczny i wyśmiewał wszystko, zupełnie jak dawniej. Może naprawdę podarował jej flakonik, ponieważ… ponieważ zaczął się w niej zakochiwać!

 — Emma?- usłyszała zniecierpliwiony głos Dorcas, która naprawdę właśnie wyszła spod prysznica i wyglądała na dosyć rozdrażnioną opieszałością Titanic w otwieraniu drzwi. 

Mimo że Dorcas irytowała ją bardziej niż ktokolwiek inny na świecie, w tej chwili musiała podzielić się z nią tym pięknym podarkiem! Oczami wyobraźni już zobaczyła zakłopotane spojrzenie dziewczyny, ponieważ jej Łapa nie kupował drogich rzeczy,  kiedy byli jeszcze razem.

Od dnia ich zerwania minęło dwadzieścia sześć dni. Dwadzieścia sześć pięknych dni dla których aż chciało się żyć. Meadowes udawała, że jest zadowolona ze swojej decyzji, co wieczór obgadując swojego, byłego już, chłopaka i wyzywając go od najgorszych. I co wieczór Emmelina powtarzała słodkim głosikiem „chyba trochę przesadzasz”. Och, nic nie sprawiało jej więcej satysfakcji!

Jeśli chodzi o Syriusza, najwyraźniej uniósł się on dumą z powodu tego, że po raz pierwszy w życiu to on został porzucony. Emma starała się wesprzeć go jak najlepiej potrafiła, aby znowu poczuł się męski i wartościowy. Ponieważ Dorcas unikała go jak ognia i tych dwoje widywało się tylko podczas lekcji, Emma mogła cały dzień biegać za nim w swoich idealnych stylizacjach i pozorować przypadkowe spotkania. 

On będzie mój.

—Tak? — spytała uprzejmie, przypominając sobie nagle o obecności dziewczyny. Złośliwy uśmiech z twarzy szatynki powoli znikł i ustąpił lekkiemu zażenowaniu.

—Zamyśliłaś się, ale proszę, nie śmieć obok mojego łóżka nawet wtedy. Wystarczający tu już mamy chlew —I rzuciła w jej kierunku zmiętolony bilecik, na którym zobaczyła kilka słów, wypisanych wielkimi kulfonami:

Od cichego wielbiciela, dla najpiękniejszej Emmeline.

To bukiecik od flakonika! Na śmierć o nim zapomniała! Zarumieniła się czytając ten tani komplement, co Meadowes nie mogła przeoczyć.

—Cichy wielbiciel? —szepnęła, ożywiając się nagle. –I jak myślisz, kto to?

—Och, podejrzewam, że to Sy… eee… Nathan. Albo Remus. Albo… Peter.

—Peter? —powtórzyła jak automat Dorcas. — Nathan O'Connell?

Jaka z niej idiotka! Peter? Nigdy nie potrafiła kłamać, ale chyba każdy wymyśliłby na poczekaniu coś lepszego. Boże, już nawet Filch byłby bardziej przekonywujący! Dlaczego blefuje? Nie wiedziała właściwie. Coś w jej głowie kazało się nie ujawniać, coś, co chyba zwie się kobiecą intuicją. Chwilę później w jej głowie pojawiła się podstępna myśl.

Jeśli poprosi Meadowes o pomoc w odkryciu, kim jest cichy wielbiciel i nakierunkuje ją tak, żeby myślała, że to Syriusz (no bo w gruncie rzeczy nie miała pewności, że to na pewno od niego, a jeśli nie, to przynajmniej uda jej się skłócić go bardziej z Dorcas), to raz na zawsze obrzydzi Meadowes jego osobę! Teraz tylko jak wykręcić się od tego Petera?

—No Peter… wiesz, ten Puchon w odstającymi uszami, z którym chodziłam w czwartej klasie.

Miała ochotę klasnąć w dłonie! Szatynka nigdy nie miała pamięci do imion i na sto procent uwierzy na takiego Petera. W ten sposób nie udałoby jej się oszukać Marleny albo Lily, ale Dorcas zawsze miała do niej bardziej lekceważący stosunek niż pozostałe współlokatorki. Zawsze. 

—Możliwe… Ale dlaczego twoi byli mieliby wysyłać ci perfumy po zerwaniu?

—Bo to chłopcy, Cassie — zaśmiała się używając tonu jakby mówiła do kompletnej idiotki. – Wiesz jacy oni są. Zreflektują się, co stracili dopiero, gdy dziewczyna już ruszyła dalej. A najgorzej, jeżeli to my z nimi zerwałyśmy. Ich duma nie może tego wytrzymać. Na przykład taki Black… gania za tobą, żebyście tylko się zeszli i żeby to on tym razem mógł cię rzucić! 

Meadowes wbiła wzrok w podłogę. Emmelina uśmiechnęła się w duchu. Udało jej się zrodzić niepewność w głowie przyjaciółki, teraz tylko wykonać o niebo łatwiejszy krok —poprosić o pomoc.

— Ale mimo wszystko wolałabym się upewnić, co do tego nadawcy — westchnęła, świetnie udając niezdecydowanie. — Tak to już jest, jeśli ma się za dużo adoratorów — zaczynasz się w nich gubić… Mogę na ciebie liczyć, prawda, kochanie? 


5#

Elton John - Your Song


skrzydle szpitalnym panowały egipskie ciemności. Wszystkie kotary zostały szczelnie zaciągnięte, tak jakby imperium madame Pomfrey zmieniło się na ten dzień w sanktuarium wampirów. 

Marley bezszelestnie podeszła do łóżka, które tak często było zajmowane przez Remusa Lupina, że praktycznie już do niego należało. Zerknęła na stojący na szafce nocnej wazon z kwiatami, a choć wiidziała jedynie ich kontur, zorientowała się, że wymarniały i opadły. Gdziekolwiek zjawiała się Marlena, rośliny ożywały - była to notabene pierwsza magiczna umiejętność, jaką przejawiła jako dziecko. Teraz, już jako szesnastolatka, potrafiła niewerbalnie uzdrawiać rośliny właściwie bez najmniejszego wysiłku. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń do otwartych kielichów kwiatów, które odzyskały turgor i powab. 

Chciałaby z równą łatwością uzdrowić Remusa. 

Lupin nie odezwał się do niej ani słowem od pamiętnego wieczoru po imprezie z okazji zwycięstwa Gryfonów. Usiadła na krześle obok łóżka, na którym leżał, i złapała go mocno za rękę. Kolejną wyjątkowo dobrze opanowaną zdolnością Marley było wyczuwanie za pomocą dotyku stopnia choroby - nauczyła się tego początkowo na puszkach pigmejskich, które hodował jej ojciec, ale z czasem ten dar obejmował coraz to bardziej złożone gatunki zwierząt… w tym wilki. 

— Mara…? —  usłyszała słaby głos. Zamarła.

— Cześć, Remusie — szepnęła, uwalniając jego dłoń. — Myślałam, że śpisz.

Była to głupia wymówka, ale naprawdę nie wiedziała, co innego mogła w swojej sytuacji powiedzieć. Ostatecznie przecież spotykała się z Frankiem, a on, Remus, najwyraźniej odnowił swoją zażyłość z Emmeliną. Marley nie wiedziała co prawda, czy jej podejrzenia na temat Lupina i Emmy są słuszne, ale nie czuła się na siłach, żeby weryfikować tę teorię. 

— Co ty tu robisz?

Nie patrzył w jej oczy. Spoglądał po kątach, wlepiał wzrok w podłogę albo własne paznokcie, ale nie miał wystarczająco odwagi, żeby spojrzeć w jej oczy. Poczuła narastające rozdrażnienie… Może to nie kwestia nieśmiałości, którą zawsze usprawiedliwiała w myślach Lupina? Może on po prostu traktował ją pobłażliwie? Może taki był od początku… W końcu ją zdradził, a to dowód na brak szacunku. Poczuła jak się czerwieni… Nie miało to jednak nic wspólnego z wewnętrznym gniewem.

— Nie cieszysz się na mój widok, prawda? — spuściła wzrok. Chłopak wyglądał na speszonego jej pytaniem.

— To nie tak… Na twoim miejscu raczej bym siebie unikał —  mruknął, niby to w żartach, ale McKinnon od razu wyczuła, że mówi to poważnie.

A więc nadal męczyły go wyrzuty sumienia…

— Myślałam, że to już skończony temat.

— Nie jest skończony. Powinnaś zachowywać się jak ja. Ja nienawidzę Greybacka za to, co zrobił.

— Ale ja nie nienawidzę ciebie. Dałbyś z tym spokój. Zbliża się pełnia. Jesteś cały blady i… taki słaby. Ale ja nie czuję się słaba. Czy to normalne?

 Marlena nie chciała zdradzać Remusowi co (a raczej kto) jest przyczyną wątpliwości, jakie narastały w niej od jakiegoś czasu. Przesiadując w bibliotece w dziale magizoologicznym poznała siodmorocznego, lekko autystycznego Krukona o ładnej, kwadratowej szczęce i czarnych tęczówkach. Okazał się on wielkim pasjonatem magizoologii i chętnie dzielił się wiedzą z Marleną, oczywiście uprzednio oszukany, że jest jej to potrzebne na zajęcia. Mimo że jej były chłopak i kolega z klasy mierzył się całe życie z likantropią, nie potrafił o niej opowiadać tak klarownie i ciekawie jak chłopak z kwadratową szczęką. To właśnie on zmusił Marlenę do rozmyślań. 

Dzieci o wiele lepiej przechodzą pierwsze tygodnie wilczej inicjacji, bo ich zmysły się jeszcze nie rozwinęły, tłumaczył. Nagle wyostrzenie się zmysłu węchu i słuchu, lepsze widzenie w ciemności i światłowstręt mogą być tak trudne do akomodacji dla dojrzałego umysłu, że nowo przemienieni popadają w psychozę.

Marlena zastanawiała się, czy momentami doświadcza psychozy, ale raczej po prostu stała się bardziej rozchwiana emocjonalnie. Nie mogła dostrzec u siebie ani jednej z cech młodej wilczycy… bliskość pełni nawet ją nie osłabiała, a na pewno nie doprowadzała do takiej chorowitości jak u Lupina.

— To znaczy, że jesteś silną dziewczyną- usłyszała. – Silniejszą ode mnie. Znacznie. Niektórzy reagują na pełnię gorzej, inni lepiej. Nie powinnaś się tym przejmować.

— No nie wiem…

Zapanowała niezręczna cisza, która podczas ich długiej znajomości zdarzała sie niezwykle rzadko. Marlenę cały czas gryzło niekomfortowe przeczucie, że coś się nie zgadza, ale wiedziała, że im bardziej będzie drążyć, tym większy niepokój zasieje w sercu Lupina I tym bardziej pogorszy jego samopoczucie.

— Remusie… Wybacz, że o to spytam, ale… Nie powiedziałeś nikomu, prawda? Nie powiedziałeś nikomu o mnie…

— Oczywiście, że nie. 

— To dobrze.

Znowu milczenie. Marlena wbiła wzrok w czubki swoich butów i niezbyt pewnie wypuściła bladą rękę swojego byłego chłopaka. Jak mogła w ogóle tak długo ją ściskać?! Chwilę później poczuła ponowny uścisk. Zerknęła na Lupina.

— Pomogę ci. Ja cię w to wplątałem i ja cię z tego wyplączę. Niczym się nie przejmuj. Obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę.

7#


Isaac to kompletny sadysta! Jo czekała cierpliwie, nie można powiedzieć, że tego nie robiła, mimo że bierne czekanie nigdy nie wpisywało się w jej osobowość. Jednak każdy człowiek, a szczególnie osoba tak impulsywna jak Jo, dochodzi w pewnym momencie do kresu wytrzymałości: poprzysięgła sobie, że jeśli Isaac nie przyśle jej tego do końca tygodnia, to pojedzie niezwłocznie do Bułgarii i własnoręcznie go udusi. Pewnie byłaby to podróż w jedną stronę, bo Monroe nigdy nie pozwalał na niesubordynację, ale co miała jeszcze do stracenia? Straciła medalion, nie może wertować myśli Lily Evans i w dodatku ktoś wtajemniczony w sprawę napędził jej wielkiego stracha za pośrednictwem Lupina i Camille Milo. 

Snape musiałby tym swoim zaklęciem wykrywającym przebadać każdy przedmiot i każda osobę w całym Hogwarcie, okolicach, Cokeworth, Londynie i ogólnie Surrey - trzeba byłoby być nieskończenie naiwnym, żeby uwierzyć w sukces takiej misji. Nie było już czasu na rozmyślania i czekanie, trzeba było przechodzić do czynów i otworzyć wreszcie ten przeklęty medalion. Zwłaszcza, że już przez opieszałość Isaaka zaczęły się dziać dziwne rzeczy…

— A co to jest właściwie zaklęcie jednorazowe?- zapytał Snape rano, kiedy szła na śniadanie. –I dlaczego one wylatują?

— A dlaczego ty czytasz cudze korespondencje? — warknęła, chowając kartkę papieru z powrotem do kieszeni. Powinna być bardziej ostrożna. Snape przyglądał się jej badawczo. — Nie powiem ci, bo znowu wszystko wypaplasz. Jesteś największą plotkarą w Hogwarcie.

— Co to są zaklęcia jednorazowe? — powtórzył bezbarwnym tonem.

Westchnęła. W sumie trochę dodatkowej wiedzy nie powinno zaszkodzić, a jeśli nawet Snape będzie próbował podobne zaklęcia stworzyć, to nawet lepiej dla niej.

— To takie zaklęcia, które są nieznane, nieprzeznaczone do ogólnego użytku, niezapisane w żadnych magicznych książkach. Nikt ich nie uczy. Zazwyczaj są bardzo potężne, dlatego wykorzystuje się ich wyjątkową cechę — samozachowawczość i „chowa” do jakiegoś magicznego przedmiotu, najczęściej roboty goblinów.

— Ale… po co?

— Bo wtedy nikt ich nie użyje przeciwko tobie, idioto!

Nienawidziła osób niepojętnych, którym trzeba wszystko tłumaczyć. W Hogwarcie wlasciwie kazdy byl rownie zidiociały. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała: 

— Najczęściej to klątwy czarnomagiczne. Oberwać czymś takim to wyrok od diabła, bo nie ma przeciwzaklęcia. Niektóre, co prawda, można odbić, ale żadnego nie można odwrócić. No, chyba że autor natrudził się i stworzył jednorazowe przeciwzaklęcie. Ale nikt tak nie robi. A przynajmniej bardzo rzadko.

— I… W medalionie Mary Oldisch schowane są jednorazowe zaklęcia?

— TAK!

— I… wylewają się? To… to możliwe?

— Jasne —  odparła trochę łagodniej. – Widzisz, ten medalion to coś więcej, niż starożytna robota goblinów. Został stworzony po to, aby chronić potomków wielkich rodów czarodziejskich. Ma więc nie tylko właściwości przechowywania uroków, ale też chroni swojego właściciela. Gdy zaklęcie jednorazowe jest schowane, to nikt na świecie, nawet jeśli zna słowa klątwy, nie może ich użyć. A skoro wyciekają z medalionu i uderzają osoby postronne… To taka jakby forma ochrony właściciela, dlatego, że został skradziony. 

— Ale dlaczego on wycieka, skoro znalazł się w rękach Lily?

— Musiał zdążyć wyciec już w liście, którego nie dostarczyłeś. I mógł zadziałać przeciwko mnie, tobie i Avery’ emu. I każdemu, kto miał z nim styczność od tego czasu.

— A co ma do tego Isaac?

Obdarzyła go wściekłym spojrzeniem. Kolejna osoba wymawia jego imię! Najpierw ta ruda żmija, teraz on… 

— Isaac powiadomił mnie, że medalion wycieka, więc musi mieć jakieś pojęcie na temat zaklęcia, które się wydostało. Coś musiało się stać. Mogło dojść nawet do kilku przypadków. Kazałam mu wysłać mi listę zaklęć jednorazowych, ale nie odpisuje.

— To ty wysyłasz do kogokolwiek listy? — zdziwił się, nie mogąc wyobrazić sobie Jo Prewett w sowiarni. To takie… nie w jej stylu. Biedne ptaszki zdechłyby na jej widok.

— Nie przez sowę. Wysyłam listy samodostarczające się. I to jest właśnie przykład zaklęcia jednorazowego —  odparła ostrożnie.

— Czekaj… Potrafisz rzucić zaklęcie jednorazowe?

Prychnęła wściekle. Jak mogłaby nie umieć?

Nie. Biegam jak wariatka za medalionem wypełnionym zaklęciami jednorazowymi, ale pojęcia nie mam jak je rzucić!

— Eee… źle się wyraziłem. Umiesz je… ech, zaprojektować?

Rozbawiło ją to określenie.

 Och, tak. To łatwizna. Pierwszoroczniak dałby sobie radę. No, może nie pierwszoroczniak w Hogwarcie, ale na pewno taki z Durmstrangu. No, ale jest taki mały szkopuł…

— Jaki?

— To nielegalne.

— Ale… dlaczego?

— I znowu ignorujesz swój własny rozum! Myśl! Jeśli oberwałbyś ode mnie zaklęciem jednorazowym, to nikt nie mógłby ci pomóc! Rozumiesz teraz?

— I Czarny Pan ich nie używa? — spytał pobłażliwie. Miał wrażenie, że Prewett serwuje mu jakąś śmieszną bajeczkę.

— Używał —  odparła zdawkowo. – Ale boi się, że coś się stanie zaklęciom, które ukryje. Że ktoś wykradnie jego zaklęcia i użyje je przeciwko niemu. Na przykład Dumbledore.

— Ale mówiłaś, że wyciekną,  jeśli je się…

— Tak —  przerwała mu niegrzecznie. – Ale Czarny Pan nie ma, u diabła, medalionu rodowego. Nie wiesz o tym, że jest niskiego pochodzenia?

— Nie mogę pojąć, dlaczego medalion przestawił się na Evansów, którzy są mugolami, a nie mógłby zostać ofiarowany przez Śmierciożerców.

— Większość medalionów rodowych zaginęło — powiedziała ostrożnie. — Zresztą, mój ojciec - przed Azkabanem - chciał ofiarować ten medalion Czarnemu Panu, ale… było już za późno. Póki co jesteśmy względnie bezpieczni, bo Lily Evans ma go w swoim posiadaniu. Ona musi mi go dać z własnej woli, wtedy zdążę wykombinować jak go otworzyć, zanim znowu coś się wyleje —  oświadczyła sucho, ale z satysfakcją. Snape zaniemówił.

— Jak zamierzasz to zrobić, skoro zmodyfikowałaś jej pamięć?

Była to prawda. Trzy tygodnie temu, kiedy wygadała się z ich pokrewieństwa wymazała jej wszystko z pamięci, z wyjątkiem ostrzeżeń Snape’ a, żeby było zabawniej, a Lily wciąż żyła w nieprzyjemnym uczuciu narastającego niepokoju. 

— Coś wymyślę.

— Ale… Nie będziesz wertować jej myśli, prawda?

— Nie mogę wertować jej myśli —  odparła z niezadowoleniem.

— Jak to?

— Chcesz dowodu na to, że zaklęcia wyciekają? Nie wiem dokładnie, jakie klątwy są w medalionie, czekam cierpliwie na listę od Isaaka… no ale z pewnego źródła wiem, że wśród nich jest zaklęcie łączące. Przekazuje cudze umiejętności komuś innemu. Wiesz, to może być przydatne, ale i zgubne. Bo przekazuje również słabości. Na przykład ty, jesteś chodzącą ofiarą, słabą psychicznie i fizycznie, ktoś wali we mnie zaklęcie łączące i voila- ja też potykam się o własne nogi.

Zacisnął pięści.

— I… wydaje mi się, że zaklęcie wylało się na mnie i na Evans. I… przekazałam jej moją zdolność legilimencji i oklumencji.

— Żartujesz.

— Nie martw się. Może czytać tylko w moich myślach i bronić się tylko przede mną, ale… nie mogę. Może to tymczasowe i z czasem też będę mogła wedrzeć się do jej głowy. 

— A po co ci zaklęcia jednorazowe z medalionu? Dlaczego tak bardzo chcesz go otworzyć?

 Jo już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknęła. Prawie nakłonił ją do zdradzenia całej tajemnicy… Dopiero miałaby kłopoty. Stracenie medalionu to nic w porównaniu z wydaniem komuś jego właściwości… 

— Dowiesz się. W swoim czasie — skłamała z uśmiechem na twarzy.

Snape wyglądał, jakby zamierzał dalej drążyć, ale w tej chwili dwójkę Ślizgonów dopadła Regina Bulstrode i zarzuciła rękę na ramiona Jo.

— Avery idzie zaprosić cię na imprezę do Slughorna! — oświadczyła podekscytowanym tonem.

Jo wzdrygnęła się mimowolnie.

— Tak właściwie… Tak właściwie powinnam znaleźć się na tej imprezie — powiedziała bardziej do siebie niż do Severusa i Reginy. — Mam przeczucie… że coś tam znajdę.

Regina wyglądała na niezadowoloną, że Jo nie ma ochoty rechotać razem z nią z umizgów Maluma Avery’ego.

— Jesteś w Klubie Ślimaka, co nie? — spytała nagle. 

Severusowi zajęła chwila na zrozumienie, że to pytanie skierowane zostało do niego. Kiwnął głową.


***
          Lily zawsze była wyjątkowa. Przynajmniej dla niego. Wszystkie dziewczyny przy niej wydawały się identyczne, nudne, przejściowe i… brakowało im czegoś. Czegoś, co wręczy tryskało z Evans. Coś takiego, że jak patrzał w jej najpiękniejsze na świecie oczy, czuł kompletne zniewolenie i chciał tylko jednego- żeby ta uparta istotka była jego. Jego, i tylko jego.
          Chciał codziennie budzić się obok niej, całować w czubek głowy na pobudkę, chciał widzieć jej uśmiech, najpiękniejszy uśmiech na świecie, z tego pocałunku na dzień dobry i chciał… chciał, żeby to wszystko przytrafiało się tylko jemu. Żeby tylko do niego się uśmiechała. Żeby w niego się wtulała, żeby tylko jego całowała. I tak zawsze. Dzień w dzień. Rok w rok. Nigdy by mu się to nie znudziło.
          Ale to tylko pobożne życzenia. Ona nigdy na niego nie spojrzy. Dla niej jest tylko nic nie wartym próżnym, rozpieszczonym, zadufanym w sobie Jamesem Potterem i… co ona mu jeszcze zarzucała? Ach, że znęca się nad słabszymi, że jest egoistyczny i niestały w uczuciach. Z tym ostatnim się nie zgadzał- czy chłopak, który od dwóch lat biega za jedną dziewczyną, która nawet przychylniej na niego nie spojrzała, jest niestały i kochliwy?
          Wcale nie podobał mu się pomysł May. Wymagał od niego zbyt dużo poświęcenia, a miał wrażenie, że na nic się to nie zda. Lil i tak znajdzie dziurę w całym, nawet jeśli sprawdzą się jako przyjaciele. Już to widział:
-James, ja nie chcę, żeby wszystko co między nami było się zepsuło. Nie psujmy swojej przyjaźni związkiem!
          Jako przyjaciel musiałby także znosić widok niej z innymi… i nie mógłby zrobić żadnej sceny zazdrości ani kawału tej jej sympatii… Jako przyjaciel powinien przecież ją wspierać, a nie poróżniać ją i innych chłopaków…
          Jako przyjaciel musiałby przestać pytać ją o randkę, podrywać, rzucać dwuznaczne komentarze i zabiegać o nią. A znając życie reszta wysnuje z tego zachowania wniosek, że mu już przeszło całe to zauroczenie w Lily, podczas gdy on z dnia na dzień miałby coraz bardziej po dziurki w nosie tej ich „przyjaźni” .
         Zresztą, przecież wszyscy wiedzą, że nie ma nic gorszego od przyjaźni z dziewczyną, która ci się podoba. W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach źle to się kończy. A więc, podsumowując, James Potter był sceptycznie nastawiony do pomysłu swojej siostry, według którego, powinien najpierw się z Lilian zaprzyjaźnić.
         Łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Już widział jej minę na propozycję przyjaźni.
-Jeśli robisz sobie ze mnie jakiś kawał, to mało mnie śmieszy.
          Dobra, Potter, weź się w garść. Dasz radę. Musisz dać radę. Wszystko w twoich rękach. Teraz.
          Pewnym siebie krokiem ruszył ku ślicznej, rudowłosej istotce, która siedziała zaczytana w jakieś mugolskiej książce. Zauważył ukradkiem, że co jakiś czas wywracała ona oczami albo uśmiechała się pod nosem złośliwie, co było znakiem, że z bohaterami powieści bynajmniej się nie utożsamia i traktuje ich raczej pobłażliwie.  Stanął nad nią czekając, aż go zauważy. W końcu, gdyby jej teraz przerwał, na pewno zdenerwowałby ją na starcie, a nie ma nic gorszego niż złe pierwsze wrażenie.
-Nie, Potter. Nie umówię się z tobą- powiedziała nie unosząc spojrzenia znad lektury. Okej, spodziewał się gorszego powitania.
-Ale ja wcale nie chcę się z tobą umówić. Już nie. Stwierdziłem, że to bez sensu i powinienem dać ci spokój- oświadczył szybko, bojąc się, że dziewczyna przyłapie go na kłamstwie. Dorcas wielokrotnie mówiła, że ma ona wbudowany w umyśle istny wykrywacz kłamstw. 
-Yhym. Przegrałeś zakład?
-Nieee…
-Próbujesz go wygrać?
-LILY!
          Niechętnie oderwała się od książki i spojrzała na niego z nieukrywaną niechęcią. Przywykł już do podobnych spojrzeń, a takie chłodne z pewnością było lepsze od rozwścieczonego, zażenowanego albo ostrzegającego. Znał je wszystkie na pamięć- był jedyną osobą, która zobaczyła wszystkie w jej zanadrzu- od piorunującego do pożądliwego. Chociaż to drugie oglądał tylko w snach.
-Czego chcesz?
-Porozmawiać.
-My nie rozmawiamy. My się nie lubimy, pamiętasz?- wywróciła oczami i znów wróciła do książki. Zaraz chyba wrzuci to infantylne, mugolskie romansidło do kominka…
-Ja cię lubię.
-Bez wzajemności.    
-Aha- ugryzł się w język, bo już chciał jej przypomnieć wrześniowy wypad do Hogsmeade i ich nie-randkę albo prawie-pocałunek przed meczem Qudditcha. Na pewno by  ją nieźle tym rozzłościł… -Lily, słuchaj…- zaczął miękko, ale nerwy mu puściły, gdy spotkał się z kolejną ignorancją z jej strony. –Czy mogłabyś poświęcić mi trochę uwagi, czy proszę o zbyt wiele?
          Wyglądała, jakby chciała mu odpowiedzieć, że faktycznie prosi o zbyt wiele, ale się powstrzymała. Westchnęła, zamknęła książkę i odłożyła ją na inkrustowany stolik obok.
-Słucham.
          Wziął głęboki oddech. Od czego by tu zacząć…? Tak, żeby ją na starcie nie zniechęcić, ale jednocześnie zachować odrobinę własnego charakteru… I wtedy go olśniło. A to wszystko, niebywałe dzięki swojej siostrzyczce.
-W tych czasach kontakty między ludźmi są bardzo ważne i powinny być mocne, a my… no, nie jesteśmy ze sobą blisko. Nie zrozum mnie źle- po prostu chcę cię lepiej poznać no i… wolałbym, żebyś po skończeniu Hogwartu nie pamiętała tylko tych najgorszy rzeczy we mnie.
          Lily zlustrowała go swoim przeszywającym spojrzeniem, które przypominało promieniowanie Roentgena. Pamiętała z przeszłości wszystkie te razy, w których dawała się wciągnąć w układy i ugody z Potterem i on zawsze, ale to zawsze, znajdował jakieś maleńkie niedociągnięcie. Dla przykładu- obiecał jej, że się od niej odczepi na cały rok, jeśli wtargnie z nim do Wielkiej Sali trzymając się za ręce. Był to akurat jedyny Sylwester, który spędzała w szkole. Wybiła dwunasta- i już mu się odwidziało.
„-Ale Liluś, zobacz: obiecałem ci, że odczepie się na cały rok, który właśnie minął. Nie przypominam sobie, żebyśmy umawiali się na następny rok.”
          Innym razem obiecał nie skracać pieszczotliwie jej imienia, jakby byli parą, jeśli pocałuje go w policzek- jak z tego wybrnął? Zaczął używać takich form jak: kotku, kochanie, najdroższa, skarbie, bo nie ma to żadnego związku z jej imieniem. Tak więc, lepiej być od razu, z góry na nie.
-Wybacz, ale nie będę grać z tobą w kolejną, głupią gierkę, w którym ja jestem jedynym pionkiem- odparła złośliwie.
          Chłopak kontynuował nieubłagalnie:
-Ale przypomnij sobie, czy kiedykolwiek prosiłam cię o ocieplenie naszych kontaktów?- zacytował May.
-Eee… TAK! „Evans, umów się ze mną”, „Evans, zostań moją dziewczyną”, „Evans, przecież wiem, że mnie kochasz” bla, bla, bla…
-Ale… nie w ten sposób.
          Zaczerpnęła sporo powietrza- opuszczały ją już siły na dalsze licytacje z tym chłopakiem. W sumie, może załatwić go teraz jego własną bronią… Odwdzięczy się za dzisiejsze popsucie humoru zarywaniem do Stevenson. Już układała sobie wszystko w głowie…
-Nie. Nie zrobiłeś tego jeszcze. A co dokładnie masz na myśli mówiąc, że „dasz mi spokój”?
-Skończę z „Evans, umówisz się ze mną”. I… możemy zostać przyjaciółmi.
-Serio?
-Jasne.
         Udała, że się zamyśla. Jak ubrać to wszystko w słowa tak, żeby niczego nie pominąć. Gdyby pominęła, to James na pewno wyłapałby lukę i natychmiast wszystko odwrócił jak najkorzystniej dla niego…
-Dobrze.  Ale jak rozumujesz słowo przyjaciel?
-No… Będziemy znajomymi. Zwykłymi znajomymi.
-Ah… Czyli skończysz z- zaczęła wyliczać na palcach- sugestywnymi komentarzami, zapraszaniem na randkę, bezsensownymi planami podrywu, próbowaniem nakłonić mnie do czegoś, czego nie chce, zazdrości albo czegoś tam jeszcze… i nie będziesz wmawiać mi, że coś do ciebie czuję…
-Nie. Z tym koniec- mruknął, nie mogąc powstrzymać się od lekkiego skrzywienia. Ile zabawy straci tą całą „przyjaźnią”.
-I nie będziesz próbować mnie: pocałować gdzie indziej niż w policzek, a zresztą w policzek też lepiej nie, przytulać w iście nie-zupełnie-przyjacielski sposób, otaczać mnie ramieniem, dotykać, patrzeć w dwuznaczny sposób i…
-Coś jeszcze?
-Tak! Nie będziesz na siłę próbować mi pomóc. Nienawidzę tego.
          Jęknął. Jedynym pozytywem w tym wszystkim była świadomość, że teraz będzie mógł wysłuchiwać jej problemów, czasem służyć radą albo ramieniem i przede wszystkim, że będzie mógł jej pomagać bez tekstów: „to nie twój interes”. Faktycznie, świetnie to sobie wykombinowała. Przygryzł wargę. Nie pominęła niczego… Naprawdę chce wchodzić w ten układ? Po co on właściwie słucha May? Ale wycofać się z tego teraz, kiedy dokonał niemożliwego i nakłonił do czegoś Evans? Nie… To by było bez sensu. Zawahał się.
-Oczywiście. 
***
Nie wiem czemu, ale postanowiłam podzielić mój wielki rozdział na dwie części. Dlaczego? Napisałam dwadzieścia stron wymaganych, a oni wciąż nie poszli na tę przeklętą imprezę... Okej. Drugą część mam zamiar dodać jutro/pojutrze/popojutrze. 
Kupujcie mi rózgi, kochani, bo przeczytam dzisiaj tylko odrobinę waszej twórczości. Nie zdążę, bo muszę iść wcześniej spać, bo mam jutro wyjazd z samego rana... Beznadzieja -,-. No i przez to musiałam właśnie przerwać pisanie w połowie... Ale mam ogromne pokłady weny i skończę ten rozdział przed nowym rokiem, promise. 
Przypominam o głosowaniu tu: http://stowarzyszenie-czasy-huncwotow.blogspot.com/, byłoby mi bardzo miło gdyby ktoś, kto jeszcze nie głosował, oddał na mnie głos. No nic... 
Wesołych świąt i miłego czytania!

19 komentarzy:

  1. Hej ;)
    Fajnie, że dodałaś go jeszcze dziś! ;) To taki miły prezent na koniec Bożego Narodzenia :)
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wprowadzić siostrę Jamesa!!! Odkąd zaczęłam czytać tego bloga, zawsze mnie ciekawiła. Co prawda inaczej sobie wyobrażałam ją, ale ta wersja chyba jest nawet ciekawsza, tym bardziej, że jeszcze jej nie poznaliśmy lepiej. Błagam powiedz, że będzie w kolejnych rozdziałach.
    Szczerze? To z Lily i Jamesem jako przyjaciółmi jest super! Mam nadzieję, że James wytrwa w swoim postanowieniu "przyjaźń z Lily". Myślałam, że niedługo się pocałują, czy coś w tym stylu, ale wtedy to by było takie naciągane :P chyba, że spontanicznie zrobione... a z tym nie masz problemu.
    Podsumowując przez mój komputer przewija się tysiące opowiadań, historii, które wszystkim obiecuję czytać. Robię to czasami mniej dokładnie albo za odkładnia ;) Ale Twój blog jest najlepszym jakim czytałam!!! Jest tak naprawdę jedynym, w którym na notkę czekam całą moją duszą i sercem. Uważam, że naprawdę idealnie nadaje się na książkę!!! :)
    Pozdrawiam ♥
    Ola Piechota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko! Jesteś najmilszą osobą na świecie- serio, zawsze jak piszesz komentarze czerwienie się jak burak :D. May będzie, będzie, ale jeszcze nie teraz. Będzie miała całkiem dużą rolę, przede wszystkim mam zamiar wałkować relację jej i Jamesa, potem dojdą problemy sercowe, wpadnie w małe kłopoty, zacznie się zmieniać i... dobra, koniec spoilerów.
      Już pisałam, ale jilowy pocałunek planuję na rozdział piętnasty, może będzie trochę z zaskoczenia, może nie, ale przedtem oni zdążą się pokłócić i wgl, i wgl...
      Pozdrawiam, dziekuję za komentarz :*

      Usuń
    2. To będzie ciekawe!!! Uwielbiam jak Lily i James się kłócą! To jest świetne, a ich teksty biją wszystko! Szczerze Lily zawsze troszeczkę inaczej sobie wyobrażałam, ale ta wersja jest... wybuchowa!!! :D A piętnastego rozdziału nie mogę się doczekać!
      Niech to! Naprawdę się przywiązałam to tego bloga ♥ ;)
      I się nie czerwień, bo ja mówię tylko prawdę :P :*

      Usuń
    3. A tak w ogóle fajny szablon ;)

      Usuń
  2. Aloha! Jak na razie jestem pierwsza, ale pewnie ktoś mnie wyprzedzi xD
    Jak pisałam w życzeniach na blogu, Wigilia była super, ale dzisiaj to już totalnie nie czuję tych świąt. Śnieg znów na Wielkanoc ma być? ;o
    Kurde, nic tak nie poprawia humoru jak wrzaski Evans ^^ Wybujała wyobraźnia Pottera? HAHHHA XDD RYJĘ TAK BARDZO XD Mówiłam że ich kocham <3 Świruję, świruję, tak bardzo świruję na punkcie Twego bloga ;*
    O BOŻE NO! Głupia, sukowata Emmelina! Taak, na pewno Syriusz się w niej zakochał! A ja jestem chińczykiem TT.TT Te perfumy to pewnie jakieś coś co zmodyfikuje jej twarz, c'nie? ^^ Dorcas przywal jej! O tak, ona na pewno będzie twój! Prędzej Lily krzyknie ,,KOCHAM CIĘ JAMES'' w Wielkiej Sali! O BOZIU, BUKIECIK OD WIELBICIELA! UDŁAW SIĘ NIM EMMA XD
    ,,-Możliwe… Ale dlaczego twoi byli mieliby wysyłać ci perfumy po zerwaniu?
    -Bo to chłopcy, Dori- zaśmiała się używając tonu jakby mówiła do kompletnej idiotki. –Wbrew pozorom to oni gorzej znoszą rozstania. Nie mogą znieść tego, że to my właśnie zakończyłyśmy ten związek. Na przykład taki Black… gania za tobą, żebyście tylko się zeszli i żeby to on tym razem mógł cię rzucić! I jest w tym taki wytrwały jak nigdy, prawda?'' ZARAZ DOJDZIE DO RĘKOCZYNU Z MOJEJ STRONY! Jak ona mnie wkurzaa (ale bez niej nie byłoby tylu emocji:3)
    ,,-Tak to już jest, jeśli ma się za dużo adoratorów- zaczynasz się w nich gubić… Mogę na ciebie liczyć, prawda, kochanie? '' NIE K*ŹWA NIE MOŻESZ! XD
    Marlena strasznie sobie to wszystko komplikuje...no ale to życie. Remus się obudził przy niej O.O Pszypadeq? Nie sondze.
    ,,-A jak mszczenie się na Titanic? Jeszcze się nie skapnęła?- Syriusz pokręcił głową i parsknął śmiechem.'' AHAHAH! Moje złowieszcze ,,ja'' się budzi! *w*
    Syriusz knuje baardzo nieładny plan! TAK TAK TAAK^O^
    ,,--Racja… Zbliża się pełnia, więc pewnie będzie przewrażliwiony- machnął różdżką i tablica natychmiast zniknęła. –I tak już skończyłem koncept mojego planu. Wiesz, tak w ogóle, wpadłem dzisiaj na jedną z moich fanek…
    -Fajnie.
    -…ze Slytherinu…
    -Mniej fajnie.'' Rozwaliło mnie to do reszty xD Jezusiee, znowu ta ,,lovely'' Emmelina. ;CC
    ,,-Zamiast zgrywać zakochanego idiotę, którego, bez obrazy, robisz z siebie przez cały czas, powinieneś zagrać jej na nosie i… umówić się z kimś innym.'' DO TEGO TAKA MĄDRA.
    Dorcas bulwers o przyjęcie Ślimaka zawsze spoko! ;P Lily jest zazdrosna, Lily jest zazdrosna! *w* Tak się cieszę!
    ,,...och, i Evans- James będzie zachwycony jak usłyszy, że jesteś o niego zazdro…
    -KOLEŻANECZKI Z FANKLUBU JUŻ ZA TOBĄ TĘSKNIĄ, BLACK! NIE PSUJ MI I IM, Z ŁASKI SWOJEJ, HUMORU I ZNIKAJ!'' NIE MOGĘ...NIE...NIE MOGĘ ODDYCHAĆ ZE ŚMIECHU! XDDDD
    Upierdliwa siostrunia Pottera ^^ Kocham takie rzeczy. Jo wkręca się na imprezkę do Slughorna ;O Ostro się robi.
    ,,-Yhym. Przegrałeś zakład?
    -Nieee…
    -Próbujesz go wygrać?
    -LILY!'' POCISK PIERWSZA KLASAA <3
    Syperowy rozdział,jak zawsze ;D BARDZO BARDZO BARDZO podobał mi się ostatni fragment z Jily <3 Zagłosowałam na cb już dawno ;*
    Pozdrawiam <3
    Aleksja


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAAA! JAKI DŁUGAŚNY KOMEK! *_*
      Ja słyszałam, że śnieg pierwszy w '14 spadnie na Dzień Dziecka, ale to taka fatalistyczna pogoda xD. Jade na narty, więc byłoby lekko eee.... kiepsko, bo na taką pogodę to lepiej iść na narty, ale wodne :P.
      Zawsze jak piszę fragment Emmy, to tylko czekam, tylko czekam na to, aż zaczniesz ją hejtować :D. Niesamowicie to motywuje... I wiesz, przejrzałaś mnie- najpierw chciałam z tego flakonika zrobić coś, ze dostanie bąbli na całym ciele i wgl i wgl, ale czytając twój komentarz wpadłam na pewnien dosyć dziwny pomysł... hmmm. Chyba jesteś moją inspiracja :D.
      O tak, ona na pewno będzie twój! Prędzej Lily krzyknie ,,KOCHAM CIĘ JAMES'' w Wielkiej Sali!- rozbroiło mnie to porównanie. Rozbroiło. Nie moge oddychać hahahhahahahahah
      Dziękuje za głos, kochana :*
      Pozdrawiam :***

      Usuń
    2. Ja miałam jechać na narty, ALE RODZICE POWIEDZIELI ,,NIE BO NIE'' T.T Ten śnieg to na Wielkanoc będzie chyba dopiero ;CC
      Ja zawsze kogoś hejtuje xD Mam nadzieję, że przygotujesz dla niej jakiś ciężki los xDD
      Czekam na ciebie na gg! ;** Idę napisać chociaż trochę nowego rozdziału ;D
      Pozdrawiam <3
      Aleksja

      Usuń
  3. Świetne! Głupia Evans,przecież ę kochają! Eh.
    Czekam na kolejną notkę ;)
    Wesołych Świąt,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że się kochają, ale zbyt kocham ich "frenemy" relacje, żeby od razu walnąć sielane... Niech się jeszcze trochę podroczą :D
      Również życzę wesołych świąt i dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Eh wyszedł CI taki tasiemiec ale fajnie :D
    Plan Syriusza <3 <3 lofciam! Emmelina dostanie za swoje!
    Ależ ona jest wredna po raz ęty powtórze niecierpie jej!
    Czy Syriusz i Dorcas będą razem?
    Lily i James eh przyjaciele ale przecież się kochają!!!
    Maya jest ciekawą postacią fajnie, że się pojawiła!
    Eh i ta Phoebe namiesza?
    Kocham ten rozdział i z utęsknieniem czekam na kolejny :*
    Pozdrawiam Paulla K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zawsze wychodza tasiemce... Jakaś choroba, ja nie umiem napisać czegoś krótko :D.
      Doriusz? Och, będą, będą razem. I to już niedługo ;>. Znaczy, Syriusza trochę poniesie z tą zemstą i Dorcas się obrazi, bo to jej przyjaciółka, ale Emmelina zrobi jeszcze jedno świnstwo i bla bla bla będą małe/duże podchody i bedą razem :D.
      Zbyt dobrymi przyjaciółmi to oni nie będą :D. Albo kochać, albo nienawidzić ;>.
      Phoebe? Nieee, raczej nie bardzo. Taka pusta faneczka, wprowadziłam ją, żeby May się odezwała, a jak juz ktoś ma zaszkodizć Jily to jeszcze nie teraz. Chociaż, troche tam nabroi.
      Czekam u cb na nowe notki! Niech cię wena nie opuszcza :*

      Usuń
  5. Fajny rozdział. Ale Emmelina już mnie wkurza. Ale ciekawi mnie ile James wytrzyma z traktowaniem Lily jak przyjaciółki. A ten flakonik co dostała Emmmelina to przypadkiem nie był eliksir miłosny?
    Normalnie niewiem jak ty to robisz że rozdziały wychodzą ci takie długie. Ja normalnie nie mam takiej weny jak ty.
    Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, ja chyba zdradze wszystkie moej plany co do opowiadania w przeciągu jednego wieczoru. Jesteście dobrzy w wyciaganiu spoilerów ;>. Ale dobra- święta, to święta. Za długo to on nie wytrzyma, a właściwie Lily nie wytrzyma... Nagnie jej "zasady" i będzie ;>/
      Eliksir miłosny? Nie ;> ale ciekawa teoria, nie powiem.
      Ja też nie wiem co robię, że wychodzą mi takie tasiemce. Naprawdę nie wiem. Jak się dowiem, to wam zdradzę na to przepis :D.
      Pozdrawiam i wzajemnie :*

      Usuń
  6. Super rozdział ! <3
    Emmelina, Emmelina... Srina ! NO COMENT !
    James coś czuje, że niedługo wyjawi swoje uczucia ;D
    Rozdział bardzo fajny kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy jadą po Emmie... Cieszę się, że jak zaplanowałam zrobić z niej "tą złą" to jako tako to wyszło :D.
      Dziękuję za komentarz już idę ogarnąć rozdział u cb :*
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Nie wykażę się oryginalnością, jak powiem, że Emmelina mnie wkurza i to ostro? Nie? Trudno. Wkurza mnie. Nienawidzę tego typu dziewczyn. UGH! :///
    Ciekaw czy James sprawdzi się w roli przyjaciela.. coś czuję, że jeszcze tu zamiesza ;D
    Uwielbiam to opowiadanie! <3 Rozdział jak zawsze świetny ;3
    To ja czekam niecierpliwie na kolejny! Pisz szybciutko, WENY! :D
    ~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :*. Równiez nie przepadam za dziewuszyskami pokroju Emmeliny, ale najlepsze z nich wychodzą czarne charaktery *śmiech szaleńca*.
      Jasne, że namiesza ;> Potter nie spocznie, póki Lily Evans nie będzie jego :D
      I idę komentować twojego bloga! Zbyt długo sie ociągałam.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. na razie nie mogę napisać dłuższego komentarza (ale rozdział mi się podoba) bo zapraszam na bloga http://evanslily.blogspot.com/2014/01/rozdzia-4.html wiem, że czytasz a dzisiaj dodałam nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Theme by Lydia Credits: X, X