11.08.2015

22.1. Próba Regulusa

Poprzednio

Jo Prewett szantażuje swoją matkę, chcąc przenieść się z Durmstrangu do Hogwartu (List). Zakłada tam nielegalne stowarzyszenie Łowców Śmierci, w którym naucza Ślizgonów czarnej magii. Ma jednak jeszcze jeden cel. Ponieważ zawarła umowę ze swoim wieloletnim przyjacielem, Isaakiem, zobowiązywała się do zdobycia tzw. Medalionu Prewettów, w którym ukryte zostały skomplikowane zaklęcia. Jedno z nich otworzyło patronat zmiennokształtnych istot (więcej informacji w etykiecie Kanon) i jest im potrzebne, tym bardziej, że jego twórca, ojciec Isaaca, został niedawno wypuszczony z więzienia. Matka Jo w przeszłości oddała ten medalion Ethanowi Evansowi, swojemu kochankowi i ojcowi Lily. Evansówna zdobywa medalion i chowa go w Pokoju Życzeń (Utrapienia i Rozwiązania). Isaac, który nie ma czasu do stracenia, rezygnuje z planu zdobycia medalionu i opracowuje nowy, w który Jo nie jest wtajemniczona, ale który wymaga pomocy Sami-Wiecie-Kogo (Boże Narodzenie). Wszystko zmienia się, kiedy podczas projektu dla profesora Argenta Jo odnajduje medalion należący do jej rodziny. 
Młodszy brat Syriusza, Regulus, chce przystąpić do Łowców Śmierci (Rozstania i Powroty, Rozpacz i Euforia), ale ma z tym problem z powodu młodocianego wieku. Jo dostrzega w nim jednak duży potencjał, dlatego nie odrzuca chłopca od razu. Regulus czeka na swoją "próbę", która implikuje do dołączenia do stowarzyszenia.
Na zlecenie Mary, Caitlin Chamberlain wykrada Syriuszowi dwuznaczne zdjęcia Lily i Jamesa, a McDonald, chowając się za Emmeliną, sprawia, że Piękności rozwieszają je po całym zamku. Snape wpada w szał. Syriusz, który sam także nie ma najlepszego dnia, prowokuje Snape'a do przyjścia podczas pełni pod Wierzbę Bijącą. Tragedia jest bliska, jednak sytuację w ostatniej chwili ratuje James. Snape trafia do skrzydła szpitalnego. Z kolei Dorcas i Syriusz okłamują siebie nawzajem, że mają już randki do Hogsmeade i w złości umawiają się na podwójną randkę ze swoimi fikcyjnymi sympatiami.
Dzisiaj dedyko dla nowych dziewczynek, które zasłużyły już ostatnio - dla Kathrine i Ayden. Wielkie dzięki <333. 


„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”
-Aleksander Dumas

1.


Severus obudził się za szybko. Nikt nawet nie przypuszczał, że ocknie się z letargu wcześniej niż za kilka dni, o czym świadczyło umieszczenie go w najdalszym kącie skrzydła. Otaczał go najgrubszy z parawanów, przypominający rozpostarte, białe skrzydła anioła, chroniące go przed całym złem tego świata.
Tańczące zwoje świetlne wkradały się przez uchylone zasłony do pomieszczenia. Rzucały szarawe, rozchodzące się pierścienie po baldachimie jego łóżka, jakby były pomarszczoną wodą, w miejscu, gdzie przed chwilą utonął rzucony kamień. To właśnie jeden z tych pierścieni wybudził go ze snu, najdelikatniejszym ze znanych ludzkości sposobów.  
Snape z trudnością uniósł jedną powiekę, ale niemal natychmiast ją zamknął, gdyż najmniejszy ruch kosztował go tyle wysiłku, co wniesienie na najwyższy szczyt Karakorum worka z kamieniami. Pamiętał, że wcześniej tego dnia (a może to było wczoraj?) też się obudził, ale zaraz potem usnął, zapadając w sen o wiele głębszy niż przedtem. Na pewno znajdował się w skrzydle szpitalnym i na pewno bardzo dotkliwie coś sobie złamał, ale wszystkie szczegóły zdawały się być okropnie mętne i niespójne. W jego pamięci roiło się od dziur i niedociągnięć, a wszelkie próby przypomnienia sobie, co się wydarzyło, kończyły się tylko jeszcze większym zmęczeniem.

Spróbował otworzyć drugie oko. Zanim powieka ponownie opadła mu na dół, zauważył pewny skrawek rzeczywistości, chociaż zbyt abstrakcyjny na rzeczywistość. W paśmie miodowego światła sączącego się z okna, emanujący jeszcze własną, ciepłą aurą, stał anioł. Anioł miał bardzo szlachetne rysy twarzy, ogromne oczy i ciemne, długie włosy, w świetle wyglądające na oblane złotem. Zdawał się być chłodny i wyniosły, dlatego Severus pomyślał, że odwiedził go anioł śmierci. Czuł jak wszelkie siły witalne powoli z niego uchodzą.
Chłopak poderwał głowę, podejmując jeszcze jedną próbę przyjrzenia się aniołowi. Zawrotna wizja powróciła, ale tym razem Ślizgon był niemal pewien, że boska istota jest kobietą. Cóż, sam też myśląc o aniele śmierci, wyobrażał sobie piękną, ciemnowłosą anielicę. Miał już opaść z powrotem na łóżko, gdy nieoczekiwanie znalazł wystarczający zapas sił, by podeprzeć się na rękach. Odczekał chwilę. Kiedy otworzył oczy następnym razem, widział już wszystko dokładnie i szczegółowo.
Anielica odwróciła głowę.
Czar prysł.
— Nie widziałam cię dzisiaj na śniadanku – zakpiła Jo, wysyłając mu powietrznego całusa. – Zaczynałam się już martwić.
Jo Prewett siedziała na niskim taborecie tuż przy jego łóżku. Nie miała na sobie mundurka, tylko spodnie z lycry i skórzany top. Severus pomyślał, że gdyby Lily widziała ją w tym momencie, powiedziałaby, że wygląda jak Sandy z Grease. Wokół Ślizgonki roiło się od grubych, starych książek, wyglądających na repetytoria przed owutemami. Na kolanach dziewczyny nawet teraz leżały Wędrówki w czasie, autorstwa bodajże Bathildy Bagshot. Była z pewnością ostatnią osobą, którą chciał zobaczyć bezpośrednio po pobudce.
― Nie cieszysz się z moich odwiedzin? – zapytała, przesadnie smutnym tonem. – No nie. Chyba tego nie przeżyję.
― Czego znowu chcesz, Jo?
Dziewczyna westchnęła przeciągle. Najwyraźniej wolała pogawędzić o pogodzie (znowu grad) albo polityce (opozycja przeciw ministrowi rosła w siłę).
― Czytam o Zmieniaczach Czasu – odparła, odwracając w jego kierunku swoją książkę. W środku znajdowała się wielka ilustracja na dwie strony, przedstawiała specyficzną, złotawą klepsydrę na cienkim łańcuszku. Snape spojrzał nań bez przekonania. – Tylko w skrzydle jest cicho. Wiesz, jutro mam wielki egzamin. Został mi ostatni dzień na…
― Nie wiedziałem, że ktoś, kto uczy się tak intensywnie jak ty, ma czas na wymykanie się ze szkoły.
Jo zamrugała. Jeśli tą uwagą została zbita z pantałyku, to kompletnie nie dała tego po sobie poznać. Błysnęła sztucznym uśmiechem, zamknęła książkę jednym, zdecydowanym ruchem, a następnie podniosła się z taboretu, niczym obrażona kotka. Severus z trudem pognał za nią spojrzeniem, chociaż musiał jedynie lekko unieść głowę.
― Black nazywa cię Smakerusem, czyż nie? – szepnęła, jej głos brzmiał złowieszczo. Pokiwała przez chwilę głową, jakby nie mogąc nadziwić się nad trafnością tego przezwiska. – Nie lubicie się, co?
Snape splunął ze złością, bo uważał, że tylko na tyle Black zasługuje. Po wczorajszym dniu nie miał pojęcia, kogo bardziej nienawidził – jego czy Pottera? Chociaż wspomnienia wciąż rozmazywały się w jego głowie, jak farby, do których ktoś dolał za dużo wody, przeczuwał, że  to Gryfon – w pewien sposób – przyczynił się do odesłania Severusa do skrzydła. Wytężył umysł.
Wczorajszy dzień był strasznie zwariowany. Gryfoni zaczynali później lekcje, nie mieli co ze sobą zrobić, i latali po całej szkole, plotkując i śmiejąc się z jakiegoś skandalu. Przypomniał sobie nsgle, że rozmawiał z Lily, i że ta od niego uciekła, i że nie miała na sobie kurtkę Pottera…
Zamarł. Zerknął w kierunku Jo, jakby chciał wyczytać z jej twarzy, czy dobrze pamięta. To nie miało sensu… przecież to nie mogło się wydarzyć…
― Przez wścibstwo skończyłeś tutaj – odparła tylko, kiwnięciem głowy wskazując na skrzydło – ale jednak zdenerwowałeś tylko mojego kuzyna. Nie chciej wiedzieć, co będzie, kiedy twoje wtykanie nosa zacznie przeszkadzać i mnie… Smarkerusie.
― Wymykasz się do mugoli, czy co? – zakpił. Jo ten komentarz zirytował jeszcze bardziej. Kopnęła w nogę jego łóżka, tak, że Severus podskoczył i opadł na poduszki, obolały. Wrócił do punktu wyjścia.
― Co ty sobie myślałeś, śledząc tych gryfońskich pozerów? – zapytała, krzyżując ręce na piersi. – Popsułeś cały mój plan tym wyskokiem! Czy ty naprawdę nie masz, co ze sobą zrobić? Jak nie śledzisz mnie, to musisz śledzić ich?
Śledzić… śledził ich… to wystarczające potwierdzenie.
Poderwał się z łóżka, nie mając pojęcia, skąd wytrzasnął nagle tyle siły. Przypomniał sobie natychmiast o całym swoim wczorajszym bólu – o ośmieszeniu przez Blacka na korytarzu, o zdjęciach porozwieszanych w całej szkole, o wstrząśniętej, przerażonej Lily, która bała się do niego zbliżyć, o pełni, o tunelu, o… o wilkołaku.
Wcześniej podejrzewał, że z Lupinem dzieje się coś… obrzydliwego, miał liczne teorie na ten temat, a pomysł z likantropią wcale nie był mu obcy. Ale jednak istnieje różnica pomiędzy gdybaniem i dociekaniem się tego z boku, a nieoczekiwanym wtargnięciem – zepchnięciem przez kogoś innego –bezpośrednio na ten temat. Severus czuł się o wiele lepiej, kiedy wilkołaczy Lupin istniał tylko w jego głowie, zaledwie czasami muskał prędkie myśli, niż teraz, gdy nie był on już tylko wytworem jego wyobraźni, a świeżym, palącym do żywego wspomnieniem. Realność tego zjawiska – jego przemiany – sprawiła, że stała się ona o wiele bardziej przerażająca.
Wciąż nie pamiętał zbyt wiele. Wczoraj ktoś z bandy Pottera musiał powiedzieć na jego temat zbyt wiele, zrobiono zdjęcie jego i Lily, wywołano setki odbitek i porozwieszano je po całej szkole… plotki mówiły, że Potter w przeszłości zrobił jakieś dziewczynie dzieciaka i że zabił własnego kuzyna… ale co było dalej? Severus pobił się z Blackiem na korytarzu, sprowokowany poszedł wieczorem pod Wierzbę Bijącą, zobaczył wilkołaka… i obudził się tutaj. Z Jo.
Czy to możliwe, że Lupin go dopadł, a on sam dobiegł do zamku? Chciałby, że tak było, ale szczerze wątpił w tak pomyślny dla niego rozwój wypadków. Skoro nie pamiętał nic oprócz tunelu, oznaczało to, że stracił tam przytomność, a przykładał się do obrony przed czarną magią na tyle, żeby wiedzieć, że jeśli wpadnie się w łapy wilkołaka, to na litość nie ma co liczyć. Ktoś musiał dowiedzieć się o tym, co wymyślił Black i mu pomóc. Szkoda tylko, że nie pamiętał, kto…
Szalona myśl uderzyła nagle gdzieś o tył jego głowy. To nie było mądre, nie było rozważne, a już zupełnie nie było możliwe, ale na tym etapie nie miał nic do stracenia, a do zyskania chociaż część informacji. Wytężył umysł, usiłując przypomnieć sobie wszystko, co kiedykolwiek przeczytał o wertowaniu umysłu. Spojrzał w oczy Jo, nie podejrzewającej niczego. Patrzał w nie głębiej, coraz głębiej, powoli opadał w niebieską czeluść, tonął w bezkresnym morzu sekretów… zamknął oczy.
Legilimens.
Przed oczami stanęła mu mała, chuda dziewczynka. Miała skośne oczy i czarne włosy uplecione w dwa warkoczyki. Wyglądała na wściekłą.
Czarna plama.
Gdzieś wewnątrz jego głowy rozległ się ogłuszający wrzask pewnej blondynki, raczej starszej od niego, ale jednak wyglądającej znajomo. Na trawę padła dziewczyna. Severus przyglądał się przez moment jak uchodzi z niej życie, gdy…
Czarna plama.
Śnieg prószył, a Jo niezdarnie zbiegała z kawałkami desek na nogach. Dopiero po chwili, Severus zorientował się, że to były mugolskie narty… w pasie podtrzymywał ją jakiś chłopak o śniadej twarzy i z roześmianą gębą. Severus kiedyś go już widział.
Jo upadła wprost na chłopaka, a on przybliżył się i…
Okropny ból przeszył jego czaszkę. Czuł się, jakby dokonywano mu właśnie akupunktury  mózgu. Możliwe, że krzyknął, ale nie miał pewności. Chciał, żeby ten ból odszedł i w tam momencie nie dbał o nic więcej. Pozwolił myślom Jo wrócić do ich właścicielki.
Otworzył oczy. Dziewczyna wpatrywała się w niego z zimną furią. Trzymała różdżkę. Severus zrozumiał, że tym razem posunął się za daleko. Odsunął głowę, jakby wykonywał unik, ale Jo nie rzuciła żadnego zaklęcia. Odetchnęła ciężko kilka razy, przymknęła oczy, a kiedy otworzyła je ponownie, zniknęły z nich wszelkie ślady złości czy chociażby niezadowolenia.
Znajdował się w nich za to wyraz szoku.
― Legilimencja – szepnęła. – Uczysz się legilimencji. To dlatego wiedziałeś, że ja… że…
Snape bał się odpowiedzieć, ale dziewczyna najwyraźniej nie spodziewała się z jego strony żadnego sygnału.
Uniosła głowę tak wysoko, że mogła przyjrzeć się sufitowi, a następnie roześmiała się gromko i tak głośno, że prawdopodobnie ciężko jej było oddychać. Severus pomyślał, że to lekko przyprawiało o gęsią skórkę.
Jo przestała się śmiać tak szybko i niespodziewanie, jak zaczęła. Głowa wróciła na właściwą pozycję, jakby była na zatrzaskach, a dziewczyna spojrzała na niego z mocą w oczach.
― Myśli… - szepnęła, kiwając głową z uciechą. – Myśli są takie ulotne, nieprawdaż? Skoro chcesz siedzieć w legilimencji, na pewno to wiesz. Wydaje się, że są naszą najbardziej własną i indywidualną rzeczą, podczas gdy można je łapać w sidła jak motyle w siatki – rozbawiło ją własne porównanie. – Wirują, uciekają, wymykają nam się… bębnią o dach tej szkoły… a ja je zbieram.
Snape przełknął ślinę. Czyżby Jo wiedziała już, że zaatakował jej umysł, żeby zdobyć informacje na temat wczorajszego wieczora?
― Myśli nie należą do nas – ciągnęła Jo. Nie patrzała w jego kierunku, ale przechadzała się wokół jego łóżka, jak często robił Dumbledore w swoim gabinecie. – Myśli są wspólne. Oklumencja nie polega na chowaniu myśli w sobie, bo to niemożliwe. Oklumencja sprawia, że nasze przemyślania stają się zbyt złożone, zbyt skomplikowane i rozproszone, żeby zrozumiał je ktokolwiek oprócz nas. Może ci się wydawać, że mnie przejrzałeś – parsknęła – ale wiesz dokładnie tyle, żeby mieć pewność, że nie wiesz nic.
― Powiedz mi… ― rozkazał cicho. – Na pewno wiesz. Co się wczoraj stało?
― Przegrałeś życie, mój drogi – zachichotała, opierając nogi o kant jego łóżka. – Przegrałeś dziewczynę na rzecz faceta, którego uważasz za szumowinę, ale który w ogólnym rozrachunku na dzień dzisiejszy jest więcej wart od ciebie… w końcu uratował ci to przegrane życie.
Uratował… uratował. Severus przypomniał sobie wszystko, ale wcale nie poczuł ulgi. Czuł się jak leżący, który został właśnie kopnięty. James Potter… ten sam James Potter, który pastwił się nad nim od pierwszej klasy, przyczynił do utraty Lily, osoby najwięcej dla Ślizgona znaczącej, a poza tym prowadził o wiele zbyt udane życie… uratował go.
Fala nienawiści uderzyła w niego, niczym piorun zwalający drzewo podczas burzy. Nie mógł zrozumieć Jamesa Pottera, jego zachowań, logiki i parszywego szczęścia. Podejrzewał, że specjalnie kazał swojemu giermkowi, Blackowi, nasłać Severusa pod Wierzbę Bijącą, tylko po to, żeby mógł go uratować i potem zażądać jakieś przysługi w zamian. Albo po to, żeby powiedzieć o tym Lily i udawać, że jest dobrym i szlachetnym człowiekiem.
Merlinie… jakie tandetne.
Jo widząc jego zniesmaczoną minę, nie śmiała wykorzystać przeciwko niemu legilimencji, dlatego nie pozostało jej nic innego, jak zgadywać, co dzieje się w jego głowie. Najwyraźniej uznała, że musi być bardzo zaskoczony, bo rzuciła:
― Małe zdziwko, co nie? – roześmiała się. – Też byłam w szoku, kiedy dzisiaj o tym… usłyszałam. Syriusz Black myśli bardzo głośno. Jeśli o mnie chodzi, to ja pozwoliłabym ci się tam wykrwawić – Snape się wzdrygnął. – Wydaje mi się nawet, że nie miałabym wyrzutów sumienia, gdybym sama wrzuciła cię w sidła wilkołaka. No cóż, ale to przecież James… ― westchnęła dramatycznie. – Jest zbyt męski, żeby dopuścić do twojej śmierci.
― Nienawidzę Jamesa Pottera – odparł szczerze. Miał dość wszelkich komplementów pod jego adresem. Jo nie musiała ich jeszcze dokładać. – Wystarczająco długo grałem jego ofiarę.
― Sądzę, że też byłabym zmęczona byciem ciotą przez siedemnaście lat – pokiwała głową ze zrozumieniem. – Ale lubię ten pazur w tobie. Chcesz się czegoś nauczyć, co? – uśmiechnęła się sztucznie i zniżyła głos do szeptu: ― Jakiś świńskich chwytów?
Spojrzał na nią porozumiewawczo. Jeśli wcześniej miał jakieś skrupuły przed skokiem prosto do czarnomagicznej wiedzy, to wyzbył się ich po tym, jak nazwał Lily szlamą. Wciąż jednak łudził się, że rudowłosa mu przebaczy, dlatego zagłębiał tajniki nielegalnych czarów powierzchownie, ledwie muskał je swoim umysłem, z obawy, że jeszcze się wycofa. Teraz Lily została otumaniona przez Pottera. Trzeba zlikwidować jego, żeby odzyskać Evans, a to niestety wymagało od Severusa umiejętności większych niż te nauczane w Hogwarcie. Musiał sięgnąć po te wymiary magii, od których James Potter trzymał się z daleka, bo zwyczajnie się ich bał. Nie mógł jednak pójść wystarczająco daleko, wciąż będąc na widelcu dla Jo i reszty jej bandy. Musiał stać się nieprzenikniony i tajemniczy… musiał zdławić swoje uczucia do Lily. Musiał… musiał spróbować o tym wszystkim zapomnieć. Na chwilę.
A tylko Jo Prewett mogła go tego wszystkiego nauczyć.
― Straciłem już jakiekolwiek szanse – odparł. Jo wciąż wpatrywała się w niego jak sroka w gnat. – Nie mam nic do stracenia, ale…
― Ale twoja biała strona wciąż jest na widoku. Nie chcesz, żeby ktokolwiek odgadł, że masz obsesję na punkcie Evans – szepnęła, wpatrując się głęboko w jego oczy. – Chcesz zachować tą najbardziej człowieczą część siebie… dla siebie. Chcesz zamknąć swój umysł.
― Naucz mnie oklumencji – szepnął, ledwo znosząc nagły atak kaszlu. – Nie mogę pozwolić, żeby ktoś się o tym dowiedział… nigdy.
Jo zadarła brew, wzdychając ciężko.
Isaac nie będzie zadowolony.



2.
              
Lily zawsze miała niespokojny sen. Od dzieciństwa zmagała się z bezsennością, niską jakością spania albo po prostu z wielokrotnym budzeniem się w ciągu nocy. We wczesnych latach swojego życia, kiedy jeszcze o czarodziejstwie nie wiedziała zbyt wiele, przypuszczała, że problemy ze snem to jeden ze skutków bycia magicznym. Nie przejmowała się tym w ogóle, bo uwielbiała czary, a także wszystko, co z nimi związane. Jednak w miarę kolejnych nieprzespanych nocy jej pozytywne myślenie zaczynało lekko słabnąć.
Pewnie ktoś inny nie odczułby różnicy tak mocno jak ona, ale po przebudzeniu, uświadomiła sobie, że nigdy nie spała tak dobrze jak tej nocy, w męskim dormitorium numer sześć. W jednym łóżku z Jamesem Potterem, który obejmował ją przez całą noc ramieniem i wdychał owocowy zapach jej włosów. Nigdy.
Niewiarygodne.
James wciąż spał, kiedy się obudziła. Leżał na prawym boku, z lekko otwartymi ustami i włosami zmechaconymi pięć razy bardziej niż zazwyczaj. Lily zastanawiała się, czy chłopak byłby zachwycony, widząc teraz swoją fryzurę, czy też musiał się mierzyć z gniazdem na głowie każdego poranka. Niewykluczone, że nie znosił swoich niesfornych włosów, ale zamiast popadać w kompleksy, uczynił z nich wielki atut i wmawiał innym, że dziewczyny na nie lecą. To było do niego podobne.
Chłopak leżał z okularami na nosie, które w nocy uległy złamaniu (zabawne, była pewna, że zasypiał bez nich), i w mundurku szkolnym. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. James Potter wyglądał niewinnie jak dziecko. Podniosła się na łokcie, sięgnęła do szuflady szafki nocnej, i wyciągnęła z niej różdżkę Jamesa. Wiercąc się, przewróciła go na plecy.
Oculus reparo – szepnęła, celując w jego okulary.
Szkła zabłysły nieznacznie. Od zawsze związane z Jamesem browline’y wróciły do powszedniego stanu. Lily delikatnie ściągnęła je z nosa Pottera i odłożyła na szafkę nocną. Chłopak wymamrotał coś przez sen, a potem znowu się przewrócił na prawy bok, wyciągając ramię, jakby chciał przysunąć Lily bliżej do siebie. Lily wydawało się, że szeptał jej imię.
Dopiero parę minut później otrząsnęła się i stwierdziła, że przyglądanie się Potterowi, kiedy spał, było ciut przerażające.
Sprężyna lekko skrzypnęła, gdy wstawała z łóżka. W dormitorium było ciemno, słońce jeszcze nie wzeszło. Przez chwilę krzątała się po sypialni, szukając swoich butów i uważając przy tym, by nie być za głośno. Potter miał chyba głęboki sen, bo nie zbudził się nawet wówczas, gdy Lily pisnęła, bo wdepnęła gołą stopą w pułapkę na szczury (znajdowała się tuż przy łóżku Blacka). Swoje czarne baleriny znalazła wreszcie na klatce schodowej łączącej dormitoria. Wyglądały na pogryzione przez psa.
Black, pomyślała wściekle. Po tym wszystkim co zrobił, mógłby okazać trochę pokory.
Zeszła ze schodów do opustoszałego Pokoju Wspólnego. Na kanapie pod oknem wciąż leżały stare, obrzympane pledy, którymi wczoraj przykrywała się z Jamesem. Ogień dogasał w kominku, jego iskierki skakały, obijając się o usmoloną szybkę.  Huncowci jeszcze nie wrócili, chociaż stan jej butów i niewątpliwa wina Blacka temu przeczyła. Przez moment rozważała rozbicie się na kanapie przy kominku i poczekanie na Syriusza, żeby mu zwymyślać, ale przypomniała sobie, że obiecała wczoraj, iż wyzna Dorcas prawdę na temat wierności jej chłopaka. Chociaż smutne oczka Dor i jej drżący z niedowierzania głos nie był pozytywną perspektywą, Lily wiedziała, że nie ma sensu odkładać tego w nieskończoność.  
Musiało być później niż początkowo przypuszczała, bo jej współlokatorki zeszły już na śniadanie. Drzwi do łazienki były zamknięte. Evansówna dobrze wiedziała, że Meadowes musi siedzieć w środku, bo zaczynała dzisiaj później niż reszta domu. Ziewnęła i padła na swoje łóżko. Czekanie na Dorcas wlokło jej się niemiłosiernie, a że nie miała nawet czym się zająć, szybko zaczęła się niecierpliwić. Czekała ją poważna rozmowa, prawdopodobnie brzemienna w skutkach i nieprzyjemna dla obu stron, dlatego postanowiła nie pogarszać sytuacji, dobijając się do łazienki. Zerknęła na różowy budzik z rogiem jednorożca i tęczową grzywą, który dostała kiedyś od Mary na urodziny (oczywiście dała jej go dla żartu) – było nieznacznie przed ósmą. O dziewiątej rozpoczynało się mugoloznastwo i runy, ale ona na szczęście nie miała żadnego z tych przedmiotów, za to po południu zostawała na wróżbiarstwie. Miała jeszcze tyle czasu… tyle czasu…
Stres przed rozmową z Dorcas, a także przed późniejszym pokazaniem się ludziom na oczy – jak ona da radę, po wczorajszym upokorzeniu? – zmieszał się ze znużeniem. Chociaż Lily wchodząc do dormitorium czuła się wypoczęta, teraz walczyła z klejącymi się powiekami. Miałą jeszcze tyle czasu… tyle czasu…
Tyle czasu…
Kiedy się obudziła, nikogo nie było już w dormitorium, a drzwi łazienki otwarto na oścież. Zerknęła na budzik. Dobiegała dziesiąta. Miała jeszcze kilkanaście minut przed początkiem obrony. Mogła zapomnieć o śniadaniu albo chociaż o porannej kąpieli.
Nie to jednak było najgorsze – wyglądanie jak kocmołuch i tak niespecjalnie zaprzątało jej głowę – skoro Dorcas uciekła. W tej chwili mogła siedzieć w Wielkiej Sali, jeść naleśniki z truskawkami i czekoladą, i wysłuchiwać podkoloryzowanej relacji Summer Blake na temat jej wczorajszego pocałunku z Davisem (dobrze, Summer tam wtedy nie było, ale przecież nie było jej też rok temu na obozie z Potterem i Sereną, a jednak wiedziała, co się wydarzyło).
Zaklęła pod nosem.
Raptem wstała na nogi i ze złością zabrała się za rozplątywanie supła we włosach, już drzwi otworzyły się, a do środka wpadła ciemnowłosa dziewczyna z okularami na nosie, kręciła głową i jąkała coś pod nosem jak w malignie.
― Co ja zrobiłam… co ja zrobiłam… z kim ja się umówię… ― dukała, wyrywając sobie włosy z głowy. Lily zamrugała.
Znała te przesadzanie i skłonność do paniki. Tylko jedna osoba wolała biegać dookoła i modlić się o łaskę, niż wziąć się w garść.
― Dorcas?
Dorcas podskoczyła. Przestała jąkać się i dramatyzować, właściwie to z jej twarzy zniknęły wszelkie emocje. Wyprostowała się jak struna i wyciągnęła środkowy palec, jakby chciała powiedzieć: „HA! A więc się przyznajesz!”, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie, oblizała wargi, wybałuszyła oczy i obróciła się na pięcie. Zanim Lily zdołała zareagować dopadła drzwi łazienki i zamknęła się na cztery spusty.
Wyglądało to bardzo śmiesznie i bardzo mało zabawnie równocześnie.
― D…Dor? – pisnęła Evans, zbliżając się do drzwi i przykładając ucho do oszklonego, zaparowanego okienka. Nie musiała nawet wytężać słuchu, żeby rozpoznać nieprzyjemne jęki i pochlipywanie. Fakt, że dochodziły z ubikacji, skojarzył się Lily z Jęczącą Martą, duchem zamieszkującym syfony umywalek w łazience na drugim piętrze. A Dorcas jeszcze ubrała dzisiaj okulary!
― Zostaff mnjee samom! – odkrzyknął pisk. Lily wbiła wzrok w sufit i zaczęła przebierać nogami ze zdenerwowania.
– Nie mam pojęcia, co się stało, ale muszę z tobą porozmawiać. To bardzo ważne.
― Ićććć!
― Och, nie bądź śmieszna! – prychnęła Lily, szarpiąc za klamkę. – Potem będziesz miała do mnie pretensje, a ja…
Drzwi otworzyły się z ogromnym hukiem, rudowłosa nie zdążyła odskoczyć i została ugodzona klamką w twarz.
Pretensje? Śmieszna! – Dorcas z wściekłością pchnęła ją pod ścianę, tylko po to, żeby potem znowu zepchnąć ją na drzwi, bo torowała sobie drogę do lustra. – Uważasz, że całowanie się z Lukiem było śmieszne?
Lily zamarła. Poraziło ją nie tylko to, że Dorcas wiedziała, ale również sposób, w jaki przypomniała o wczorajszych wydarzeniach. Cały ten tydzień, który dopiero dzisiaj miał swój środek, był nieźle pokręcony, ale wczorajszy dzień przypominał koszmarny sen. Zaczął się potwornie (pół nocy spędziła w cieplarni, rano Dorian wystrychnął ją na dudka, a następnie Snape przypomniał sobie o jej istnieniu), ale w miarę kolejnych godzin, przytrafiały się coraz gorsze i gorsze rzeczy (ktoś porozwieszał wszędzie zdjęcia jej i Pottera, które można uznać za pornograficzne; potem w obieg ruszyła plotka, co do tego, że James jest tatusiem; potem kompletnie zawaliła próbne owutemy z transmutacji; potem Luke Davis ją pocałował; a potem Severus z winy Blacka o mało nie stracił życia; przecież to brzmiało abstrakcyjnie nawet w myślach). Kiedy dzisiaj rano obudziła się przy Jamesie, naprawdę nie miała pojęcia, czym się przejmować, a co najgorsze – obawiała się, że to dopiero początek. Dorcas w tamtym momencie zadecydowała za nią, że ma się przejmować Lukiem i pocałunkiem.
― Posłuchaj, Dori – zaczęła łagodnie. – Nie wiem, kto ci o tym powiedział, ale musisz wiedzieć, że…
― Och, daruj sobie, Evans! – Dorcas chwyciła szczotkę, jakby była to broń wystarczająca, aby Lily trzymała się na dystans. – Nie musiałam słuchać tych wszystkich kłamliwych historyjek. Ja was widziałam.
Lily wydała z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk. Widziała? Widziała? WIDZIAŁA?
Ale to przecież niemożliwe! Lily wybiegła z biblioteki zaraz po tym, jak Luke ją pocałował – co może nie było szczytem dojrzałości, jak o tym teraz pomyślała – a uciekła w takim popłochu, że najszybsi ludzie świata powinni uścisnąć jej dłoń! To niemożliwe, że Dorcas uciekła jeszcze szybciej.
Chyba.
Jeśli to było w ogóle możliwe, to cała sprawa pokomplikowała się jeszcze bardziej. Jak miała wytłumaczyć, że ten pocałunek nie był odwzajemniony z dwóch stron, a zaistniał tylko przez efekt zaskoczenia? Jak wyjaśnić, dlaczego nie wróciła na noc do dormitorium i ukrywała się przed Dor, skoro była niewinna? Lily czuła się jak w pułapce, którą sama zastawiła.
Dor… ― westchnęła, starając się przybrać jak najbardziej poważny wyraz twarzy. – To nie było…
― Mało tego! – przerwała jej Dorcas, dramatycznie wymachując ramionami. – Jakbyś już wystarczająco nie zawiniła, musiałaś rzucić się na Luke’a i udawać wielce… skrzywdzoną.
Wypluła wyraz „skrzywdzona”, jakby powiedziała okropne przekleństwo. Lily otworzyła usta, ale natychmiast je zamknęła. Miała wrażenie, że jej mózg to wielki mikser, a Dorcas klikała cały czas przycisk włącz/wyłącz.
  Rzu…? Ja nie rzuciłam się na Luke’a! Ja… uciekłam – wydukała, wzdrygając się. – Jestem pewna, że byłam w tamtym momencie szybsza od strzały.
― Och, uciekłaś – powtórzyła Dor, zaczynając rozczesywać sobie włosy. Lily widziała jej wyraz twarzy w lustrze. Wyglądała, jak jej babka Agnese dwa lata temu, kiedy powiedziała jej, że baptyści również są chrześcijanami i nie powinna straszyć swoich sąsiadów wodą święconą.
― No… tak! Och, Dorcas, przecież musisz mi uwierzyć… wiesz, że ja…
― NIE MOGŁAŚ UCIEC! – wrzasnęła. Lily była pewna, że gdyby w dormitorium znajdowała się cienka szklanka, po tym ryku by pękła. – Możesz myśleć, że jestem głupia, ale nawet ja wiem, że uciekając, nie możesz odesłać kogoś do skrzydła szpitalnego!
Do… Do Skrzydła Szpitalnego? Coś struktury grubej igły wbiło się w żołądek Lily. Poczuła, że chyba zaraz zemdleje.
― Ale… ale… to nie byłam ja! Dorcas, przysięgam… ― zacięła się i przełknęła głośno ślinę. Myśli nieprzyjemnie obijały jej się o tył czaszki. – Kto to mógł być?
― Nie wiem! – prychnęła Dorcas, z głośnym brzdękiem odstawiając szczotkę na miejsce. – Może jeden z twoich gachów?!
Lily przełknęła ślinę. Bardzo nie podobało jej się podejrzenie Dorcas, chociaż – nie da się ukryć – było dosyć rezolutne. W końcu… to okropne i zupełnie nieprawdopodobne, ale Dorian był wtedy w bibliotece. I odkąd krzyknęła na cały głos: „Wszyscy jesteście zboczeni!”, nie spuszczał ją z oka. Na pewno zobaczył ten pocałunek. A po tym, jak Lily wybiegła, płacząc, panikując i wpadając po drodze do dormitorium Huncwotów, żeby porozmawiać z Syriuszem (Słodki Merlinie, jak to teraz brzmi, pomyślała), nie mogła pilnować Doriana. Mógł zrobić różne rzeczy. Tym bardziej, że zbytnio nie przepadał za Lukiem.
No i… to też jest oczywiście praktycznie niemożliwe i ona rozważa tę opcję hipotetycznie… ale przecież nie miała kontroli nad Jamesem. Owszem, zasnął razem z nią w swoim dormitorium, ale…
Chociaż, niesamowita myśl uderzyła ją w tył głowy, to nie ON zasnął, tylko ja… może potem wymknął się z sypialni… Z nieznanych przyczyn poczuła się strasznie rozczarowana, że opuścił ją – chociażby na chwilę. Ale przecież to pasowało do Jamesa… pewnie potem jeszcze wrócił do koleżków pobiegać po Zakazanym Lesie. Pewnie… pewnie…
Nie, nie, nie! Co to za pomysł! Po tym, jak Dorian i James pobili się przedwczoraj i zarobili szlaban, który miał odbyć się jutro (już jutro! W co ona się wpakowała?), na pewno zastanowiliby się kilka razy, zanim ponownie złamaliby komuś nos. A poza tym to mógł być Black! Pewnie od paru godzin wałęsa się po szkole – tu kogoś uderzy, tu zje buty (Chyba wyślę mu dzisiaj paragon, pomyślała wściekle), tu powie, gdzie znajduje się tajne przejście-siedziba wilkołaka…
Dlaczego każdy jej gach był taki agresywny i nienormalny?!
Dorcas miażdżyła ją zimnym spojrzeniem jeszcze parę chwil. W pewnym momencie powstała, kopnęła ze złością taboret i ponownie schowała się w łazience. Ze środka dochodziły do uszu Lily dźwięki przypominające tłuczenie szkła.
Cudownie.
Bynajmniej nie uważała, że rozmowa z Dorcas jest na tym etapie zakończona, ale zostały jej dwie minuty do dzwonka. Zaklęła pod nosem, chwyciła swoją torbę, wrzucając do niej jeszcze podręcznik do obrony, i wybiegła z dormitorium. Została w tych samych ciuchach, w których wczoraj zniosła wszelkie upokorzenia i w których spała u Jamesa, bo nie miała czasu, żeby się przebrać.
Bez wątpienia wyglądała, jakby spędziła dzisiejszą noc w kurniku, ale nie przejmowała się specjalnie, że ludzie zwrócą na nią uwagę. Zrobią to i tak, i siak, przez te cholerne zdjęcia. Wypadła z Wieży Gryffindoru i zbiegła ze schodów, taranując po drodze kilkoro innych spóźnialskich. Kątem oka zauważyła, że ktoś – zapewne Filch albo McGonagall – potrudził się na tyle, by pozdejmować wszystkie odbitki nieszczęsnego ujęcia porno z okien i ścian. Mogła łudzić się, że niektórzy nie zdążyli ich jeszcze zobaczyć, ale obawiała się, że to zbyt pomyślny scenariusz, żeby mógł okazać się prawdą.
Korytarze o tej porze były prawie opustoszałe, ale kiedy tylko ktoś wyskakiwał zza zaułka, od razu wybałuszał na nią oczy i chichotał bezczelnie. Lily zniosła trzy podobne sytuacje, ale po tym, jak młoda Keira Miller zapytała, jaki nosi rozmiar stanika, zaczęła rozważać założenie sobie na głowę pudła. W paskudnym nastroju przemknęła przez ostatni korytarz, na którego końcu znajdowała się klasa profesora Argenta, gdy nagle zachwiała się i poleciała do przodu, jak się później okazało, dlatego, że za rękę złapała ją pewna osoba. A ta osoba zdaniem Dorcas była jej gachem.
― D…Dorian? Co ty tu…?
― Chodź – szarpnął jej rękę i pociągnął w kierunku toalety dla personelu. Lily otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Dorian zakrył jej twarz ręką i pchnął do środka, a że był bardzo silny, nie miała szans stanąć okoniem.
― Mam zajęcia! – pisnęła, kiedy chłopak przekręcił zamek. Czuła się jak uprowadzona. – Argent pewnie już siedzi w klasie!
― Argenta nie ma w szkole – odpowiedział, oglądając się za siebie, jakby za nim znajdowało się coś więcej niż ściana. – Miał wezwanie z Biura Aurorów. Wyleciał dzisiaj nad ranem. Wiem, bo Obronę miałem przed godziną i nasze zajęcia odwołano.
― Może jest zastępstwo… może
― Spokojnie, Lily.
Lily nie czuła się ani trochę spokojniej. Nie chciała rozmawiać teraz z Dorianem – po pierwsze dlatego, iż była obrażona; a po drugie, że podejrzewała go o skrzywdzenie Luke’a. Przyjrzała się mu od stóp do głów, jakby doszukiwała się jakiś sygnałów, które zdradziłby, czy faktycznie maczał palce w odesłaniu Krukona do Skrzydła Szpitalnego.
Stał pochylony, jakby lekko zmieszany. Okulary ześlizgnęły mu się na koniec skrzywionego nosa, od którego pomarańczowy plaster odkleił się z jednej strony. Lily przypomniała sobie nagle, kto złamał Dorianowi ów nos jeszcze w poniedziałek – a był to facet, przy którym dzisiaj się obudziła. Ten tydzień niósł za sobą zdecydowanie zbyt wiele wydarzeń.
― Jak twój nos? – zapytała, zachowując czujność. Chciała subtelnie przejść na temat idiotyzmu wiążącego się z wszczynaniem bójek, a potem zaskoczyć go pytaniem o Luke’a.
Dorian otworzył szerzej oczy, odcharknął i poprawił okulary, jakby chciał jej się lepiej przyjrzeć.
― Eee… no, wiesz, jak to jest… Pomfrey mi go poskładała, ale może być… krzywy jeszcze przez kilka tygodni. W każdym razie już nie boli… ― przejechał palcami po swoim nosie, jakby chciał sprawdzić, czy faktycznie nie odczuwa żadnego pieczenia. Kiedy zabierał rękę, zwisał na niej plaster.
― Co wam to dało? – zapytała obcesowo. – Kto jak kto, Dorian, ale ty nie powinieneś bawić się w wojnę na boisku. Jesteś starszy od Pottera, normalniejszy, i w dodatku jesteś prefektem. Nie mogę uwierzyć, że…
― Jeśli o to chodzi, Lily… no, wiesz, o bójkę o boisko… chociaż w sumie nie poszło o boisko – odparł szybko, widząc jej zniesmaczoną minę – to po prostu… no, wiesz, ten szlaban…
Brew dziewczyny powędrowała znacząco w górę.
― Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – prychnęła. – Najpierw sprawiasz, że moja przyszłość wali się, zabraniasz ze sobą rozmawiasz, robisz wielkie halo nawet nie mówiąc mi, że chodzi o te cholerne zdjęcia, a potem udajesz, że nic się nie stało i chcesz… i chcesz, żebym odwołała ci…?
― Nie, nie odwołała – pokręcił szybko głową. – Przełożyła. Mamy trening, i…
― Nawet nie mów mi o tej zdegenerowanej grze! To ma być kara! Nawet jeśli masz jutro spotkanie z Ministrem Magii, to cię na nie nie puszczę!
Dobrze – powiedział spokojnie. – W takim razie przyjdę jutro. Ale z Potterem umów się na pojutrze.
Wybałuszyła oczy. Za bardzo zaskoczył ją tą prośbą, żeby potrafiła od razu udzielić mu odpowiedzi. Zmarszczyła brwi. Próbując wyobrazić sobie dzisiejszy indywidualny szlaban, nagle zdała sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy – transmutacja.
― Ja… no, nie wiem… ― odchrząknęła, starając się pozbierać do kupy. – Poza tym jutro i tak nie będzie tego szlabanu, bo nie sądzę, żebym zdążyła… no wiesz, przez ciebie muszę nieprzygotowana iść na egzamin transmutacji z całego zakresu…
― Przepraszam – przerwał jej ostro, jakby wypowiedzenie tych słów wiele go kosztowało. Wyciągnął swoje silne ramiona i ułożył je wygodnie na barkach dziewczyny. – Nie powinienem tak wczoraj ześwirować. Dobrze, nie powinienem też bić się z Potterem, od tego należy zacząć, ale… no, sama rozumiesz… te zdjęcia… oczywiście wiem już, że wy… no, wiesz, że do niczego nie doszło między tobą a Potterem, ale… ale wtedy nie wiedziałem i… ― westchnął. – Po prostu przepraszam – powtórzył twardo. Ewidentnie mu to nie odpowiadało. – Nie pomyślałem o tobie, a przecież ten projekt zależał od twojej przyszłości… no, jeśli McGonagall wyleje cię z klasy, to faktycznie nie będzie zabaw…
― Dobra, dobra, już rozumiem – przerwała, wywracając oczami. – Jeśli naprawdę jest ci przykro, to, proszę, przyjmij mnie z powrotem. Nie będę dalej bawić się z Davisem, nie po tym, co się wczoraj stało…
Dorian parsknął. Zabrzmiało to nieprzyjemnie.
― Wcale nie byłem zaskoczony, kiedy na ciebie naskoczył. Dużo dziewczyn ma ten nasz Luke.
Lily wzdrygnęła się. Z przykrością musiała stwierdzić, że nie miała racji i – faktycznie – Dorian miał prawo nie przepadać za Davisem. Ona też za nim nie przepadała. Przypomniała sobie rozmowę z Dorcas sprzed kilkunastu minut. Chociaż Meadowes nie słynęła z długiego trzymania urazy, jeszcze nigdy tak bardzo się nie wściekała. Obawiała się, że to dopiero początek niemiłych konsekwencji z poznania Luke’a Davisa.
― A więc przyznajesz się? – zapytała zaczepnie. – To ty zaatakowałeś Luke’a.
Dorian zamrugał. Był dobrym aktorem, a Lily z przeszłości już wiedziała, że kłamie bez najmniejszych skrupułów i robi to na tyle skutecznie, że nie da się po nim poznać. Teraz jednak intuicja podpowiadała jej, że naprawdę nie ma pojęcia, o co chodzi z tym „atakiem”. Westchnęła.
― Ponoć jest w Skrzydle Szpitalnym. Źle skończył.
Dorian wzruszył ramionami.
Wiesz… nie było go dzisiaj rano w dormitorium, ale nie należy to do szokujących rzeczy. Często nocuje gdzie indziej przy takiej ilości panienek.
Zakręciło jej się w głowie. Przebywanie z Dorianem wciąż było lekko krępujące, zwłaszcza jeśli rozmawiali o czymś innym niż projekt, a klaustrofobiczna, śmierdząca szambem toaleta bynajmniej nie ułatwiała jej rozmowy. Zastanawiała się, jak wiele osób zauważyło, że Dorian zaciągnął ją do toalety i czy na chwilę obecną już krąży nowa plotka. Niektóre osoby były tak parszywe, że mogły wykorzystać stare zdjęcia jej i Pottera, zaklęciem zamienić twarz Jamesa na Doriana i okrzyknąć to nowym skandalem. Z jednej strony chciała się wydostać z toalety, zanim jakikolwiek personel (najprawdopodobniej Filch) odwiedzi to miejsce i zacznie wypisywać swoje raporty zbrodni. Z drugiej natomiast obawiała się wyjść do ludzi i stawić czoła kolejnej fali złośliwych tekstów i śmiechów. Niby obiecała sobie, że do całej sprawy podejdzie tak jak Potter – bezstresowo i z dystansem, ale kiedy przyszło jej wprowadzić plan w życie, napotykała na liczne utrudnienia.
― Wyjdźmy stąd – poprosiła słabo, po cichu licząc na to, że plotkująca społeczność Hogwartu postanowiła dzisiaj zająć się swoim własnym życiem.
Dorian westchnął i otworzył drzwi. Lily wypadła na korytarz jako pierwsza i – tak jak się spodziewała – zderzyła się z własną klasą, która wracała z sali obrony, dowiedziawszy się, że profesor Argent jest nieobecny.
Nie, nie, nie.
Zacisnęła powieki, oczami wyobraźni już wyobrażając sobie, że wszyscy nagle się zatrzymają i zaczną niedyskretnie szeptać na jej temat. Ku jej zdumieniu, nic takiego nie nastąpiło. Otworzyła jedną powiekę. Jej klasa – jak ją wcześniej nazwała – okazała się tylko dwójką osób, bo reszta rozdzieliła się i ruszyła drugim korytarzem. Stał przed nią Peter, nieźle obdrapany i zmizerniały, oraz Marley, która wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Rzuciła jej się na szyję w tym samym czasie, kiedy Dorian zamknął drzwi łazienki.
― Och, Lily – pociągnęła nosem. Jej twarz rozpalona była od emocji i targana paniką. – Emmelina tak bardzo przeżywała… mówiła przez całe śniadanie, że musi z tobą porozmawiać, mówiła o tym nawet zeszłego wieczora, a ty nie wróciłaś na noc… i…
― Nie wróciłaś na…? ― zaczął Dorian, ale Lily kopnęła go w goleń i nakazała głową Marley mówić dalej.
― McGonagall kazała jej i dwóm Pięknościom iść do niej do gabinetu. Od rana wszystkich wzywają i…
― McGonagall wszystkich wzywa? – powtórzyła. – Po co?
Marley i Peter wymienili spojrzenia.
― Chodzi o twoje zdjęcia – odezwał się za nich Dorian. – McGonagall wpadła w szał, kiedy zobaczyła je wczoraj po południu. Ona i Filch zbierali je przez cały wieczór… to było nawet zabawne, bo niektóre potraktowano Zaklęciem Trwałego Przylepca. Dzisiaj rano zaczęła szukać osobę odpowiedzialną za to piekło.
Lily zamrugała.
― I wzywa wszystkich po kolei?
― Wzywa tylko tych, których zauważono podczas rozwieszania… tak przynajmniej słyszałam – odparła ostrożnie Marlena.
― Ale wiesz, Evans – wtrącił się Peter – odpowiedzialne za to jest pół szkoły. Później co druga osoba kopiowała zdjęcia i rozwieszała dalej.
Lily westchnęła ciężko. O wiele bardziej wolałaby, żeby zostawiono tę sprawę w spokoju. Karanie Piękności oraz innych szkolnych plotkar jedynie nagłośni całą sprawę.
― Według mnie to bardzo dobrze – odparła Mara. Błyski w jej oczach świadczyło o tym, że wciąż była strasznie przejęta. – Te jędze dawno temu zasłużyły na karę. Może to oduczy ich wtykania nosa w nie swoje sprawy.
Lily dotknęła dwoma palcami czoła, dokładnie tak samo, jak robiła Rachel, kiedy nie mogła doczekać się nowego odcinka Coronation Street. Nie mogła poukładać tego wszystkiego w głowie. Miała ochotę zaszyć się gdzieś z dala od innych ludzi, aż to wszystkie ucichnie, a ona nie będzie musiała mierzyć się z egzaminem z transmutacji oraz zdjęciami, dociekać, kto zaatakował Luke’a, starać się naprawić swoją relację z Dorcas i Dorianem, spławić Jamesa, odwiedzić Severusa w Skrzydle i robić milion innych rzeczy, na które nie miała ochoty.
― Ale… Emmelina? – powtórzyła nieprzytomnym głosem. – Przecież ona nie maczała w tym palców. To… Emma.
Marley oblizała wargi.
― Również ciężko mi w to uwierzyć, ale dlaczego tak bardzo chciała z tobą porozmawiać? – wzruszyła ramionami. – Może ona coś wie? Wiesz, kiedyś przecież zadawała się z Clemence, Larissą i resztą Piękności.
Lily zawirowało się w głowie. Dorian złapał ją w pasie, jakby obawiał się, że zaraz zemdleje. Miała na to wielką ochotę. Czując znajome palenie z tyłu głowy i mięknięcie nóg, już chciała poddać się i opaść w ciemną dziurę nieprzytomności, gdy przypomniała sobie, że wtedy trafi do Skrzydła, a był tam obecnie zarówno Remus, jak i Davis oraz Snape. Później.
Zachwiała się, ale udało jej się zapanować nad sobą. Peter złapał ją za drugie ramię, jakby nie ufał chwytowi Chamberlaina. Marley pisnęła.
― Wszystko w porządku – przekonywała bardziej samą siebie niż towarzystwo. ― Marley, Peter nie chcę być niemiła, ale muszę porozmawiać z Dorianem i…
― Eee… dobra – wydukała Marley i szybko zniknęła za korytarzem. Jej szerokie bary i burza włosów zwracały uwagę jeszcze przez kilkanaście kroków. Petera ciężej było się pozbyć. Lily przypuszczała, że Potter wydał mu i reszcie swoich kumpli polecenia, w których nakazał nie dopuścić do rozmowy jej i Doriana. To takie do niego podobne.
Krukon musiał pogrozić Peterowi i lekko go szarpnąć (mówiła już dzisiaj o agresji swoich gachów, czyż nie?), zanim poszedł sobie, a zrobił to bardzo powolnym i leniwym krokiem. Dorian przeniósł spojrzenie na nią niemal natychmiast po tym, jak Pettigrew zbiegł po schodach w dół, kierując się zapewne do kuchni.
― Pottera z nimi nie było? – szepnął, rozglądając się na boki, jakby przypuszczał, że James schował się za zbroją i zaraz wyskoczy, i złamie mu nos po raz drugi.
― I Blacka też nie – zdziwiła się. – Remus jest chory, Dorcas i Hestia nie mają Obrony, Emmelinę zabrała McGonagall, Mary pewnie też została wezwana… ― jęknęła głośno. – Pusto dzisiaj będzie na lekcjach.
Dorian pokiwał głową w zamyśleniu.
― Mam zaraz eliksiry… mam nadzieję, że McGonagall wezwała do siebie Larissę w pierwszej kolejności, bo nie chcę, żeby była moją partnerką.
Lily westchnęła.
― Chciałabym, żeby wyrzucono ją ze szkoły.
― Taa… ją i może jeszcze Luke’a?
Dziewczyna zachichotała. Była ciekawa, czy Larissa wpisała się na długą listę dziewczyn Davisa. Jeśli tak – to pasowała do niego chyba najbardziej.
Przez chwilę milczeli, obydwoje zbyt zajęci własną refleksją. To Lily przerwała ciszę po paru minutach, chcąc zakończyć rozmowę i odejść jak najdalej z tego miejsca:
― To co robimy z projektem? – zapytała, siląc się na miły uśmiech. – Przyjmiesz mnie z powrotem.
Dorian przymknął oczy i pokręcił głową, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
― Właściwie to… obiecałam już go Jo Prewett.
Lily zamrugała.
― Co pro…?
― Ona przeskakuje klasę – wyjaśnił szybko. – Jeśli jej się uda, potem i tak będzie musiała zrobić ten projekt jako siódmoklasistka. McGonagall sama mi ją zaproponowała.
Evansówna wpatrywała się w nań jak sroka w gnat, wprawiając go w możliwie jeszcze większy stan zakłopotania. Dorian oblizał wargi.
― Przykro mi, Lily, ale…
― Daj spokój – pokręciła głową. – Wiesz co? – spojrzała na niego z pustym wyrazem twarzy. – Sądzę, że złamany nos jest wystarczającą karą. Ćwicz swojego Quidditcha i zapomnij o szlabanie.
 Zabrzmiało to bardzo chłodno, ale Lily nie chciała po prostu musieć z nim rozmawiać w najbliższych dniach. Chociaż po raz kolejny wpadały we własne pułapki i pozwalała losowi śmiać jej się w twarz, cieszyła się, że Jo uwolniła ją przynajmniej od jednego problemu – upierdliwego byłego chłopaka. Już miała odwrócić się na pięcie i odejść – chciała znaleźć Blacka albo Pottera, żeby zapytać się, który z nich skrzywdził Luke’a – gdy Dorian złapał ją za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie. Oczy mu błyszczały.
― Nie dlatego chciałem z tobą porozmawiać, Lily – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu. Dziewczyna zamrugała.
Ale…
― Hogsmeade jest w ten weekend – wypalił nagle, kompletnie nie zważając na jej „ale”. – W sobotę.
Serce zabiło Lily wściekle, jakby chciało się wyrwać i uciec do Zakazanego Lasu. Jeśli chodziło o to, o czym ona myślała, a na pewno o to chodziło, bo przecież widać to było po wyrazie twarzy Doriana, to miała jeszcze większy problem niż początkowo myślała.
― Ale…
― Powiedz, że się zgadzasz – odparł tonem, który nie był do końca prośbą ani rozkazem. – Wiem, że ostatnio dzieje się wiele… zwłaszcza u ciebie, ale i u mnie. Możemy o tym wszystkim pogadać – Lily przestała oddychać, kiedy jego wielka, ciepła ręka pogłaskała wierzch jej policzka. – Zupełnie tak jak dawniej.
― Wiesz… - wydukała, jej głos brzmiał słabo. Perspektywa zemdlenia nie wydawała jej się już taka straszna jak poprzednim razem.
― Dobra – odparł, nachylając się i całując ją w policzek. – Widzimy się o dziesiątej w Sali Wejściowej, okej?
― O…okej, ale…
― Do zobaczenia, Lily.
Dziewczyna zdobyła się tylko na to, żeby podnieść niemrawo rękę, kiedy zniknął za zaułkiem, machając do niej jak Dorcas do przystojnego Latynosa, którego spotkały w wakacje na Piccadilly Circus. Ten dzień już teraz stał się milion razy gorszy niż wczorajszy.




3.


Regulus obudził się na podłodze. Głowa pulsowała mu ostrym, przeszywającym bólem, który zdawał się jakby spłaszczać czaszkę do środka. Zmarszczył czoło i leniwie podniósł się na łokcie. Widział wszystko niewyraźnie, jak za brudną szybą.
Kichnął. Koty kurzu latały w powietrzu, a chłopak od urodzenia miał na niego uczulenie. Czuł się tak, jakby zasnął na strych Grimmould Place, a nie w swoim dormitorium.
Podniósł się na nogi, rozglądając na boki. Leżał obok łóżka Jaspera, swojego kumpla. Jednak Jasper również nie spał na swoim miejscu, ale na dywanie po drugiej stronie pokoju. Butelka Ognistej Whiskey turlała się przez całą wykładzinę, jakby wiatr dmuchał w nią jak w dmuchawca. W pomieszczeniu był przeciąg, okno samo otworzyło się w nocy, a teraz jeździło na zawiasach, huśtane przez zawieruchę. Grad wystukiwał rytm o rynnę.
Zaraz… okno? Regulus poderwał się na równe nogi. Pokój Wspólny Ślizgonów mieścił się w lochach, czyli pod ziemią. Tam nie miało prawa być okien. Wytężył wzrok. Na dywanie wcale nie leżał Jasper, ale blady manekin (co to za miejsce?) ubrany w staroświecką piżamę z kołnierzem. Tak dziwnie nie czuł się przez całe życie, a przecież wychowywał się ze swoim bratem, który już dbał o to, żeby dostarczyć mu specyficznych niespodzianek.
Usiadł na łóżko, chcąc pozbierać myśli. Nigdy nie widział tego pomieszczenia, dlatego nie miał pewności nawet, czy jest w Hogwarcie. Łóżka i wystrój przypominały dormitoria Ślizgonów, ale roiło się tu od takich rzeczy, których zdrowi na umyśle ludzie po prostu nie trzymali w sypialniach – począwszy od kolekcji noży zawieszonych na ścianie, a skończywszy na szczątkach ptaków.
Kiedy już uspokoił się na tyle, żeby włączyć myślenie, w pierwszej kolejności zamknął okno, bo ziąb był nie do wytrzymania. Ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie, ale nigdzie nie znalazł drzwi. Czuł się jak w więzieniu, o ile w więzieniach są manekiny i zdechłe kanarki. Schował nogi pod pierzyną i okrył się nią cały, bo w pokoju było tak zimno, że aż jego oddech zamieniał się chłodną parę.
Kichnął. Ach, ile kurzu!
― Masz alergię, Reg? – zapytał głos dochodzący zza jego pleców. Podskoczył na łóżku. Serce zabiło mu jak oszalałe.
Tuż za wezgłowiem stała Jo Prewett, uśmiechająca się słodko, ale i przeraźliwie. Jak zwykle wyciągała zaskakujące prawidłowe wnioski, jakby czytała mu w myślach. Nie ubrała dzisiaj mundurka, ale bardzo wyzywający zestaw, chociaż Reg musiałby być nienormalny, żeby z tego powodu zacząć ją podrywać. Zdecydowanie wolał łagodne dziewczyny niż takie czarnomagiczne wariatki.
Ale co ona tu robiła! Byli we dwoje sami w jakieś zupełnie dziwnej i obcej mu sypialni, a on nie pamiętał niczego z poprzedniego dnia, pomijając może to, że on, Jasper, Regina i Evan po ciężkim treningu skoczyli do Wilkesa, który miał własny barek w pokoju. Trenowali całymi dniami, bo już w niedzielę miał się odbyć mecz przeciwko Ravenclawowi, który w tym sezonie był liderem i położył wszystkich na łopatki po miażdżącej wygranej nad Hufflepuffem (czterysta do siedemdziesięciu, absolutny rekord szkoły). Slytherin po pierwszej kolejce znajdował się na dopiero trzecim miejscu, a do lidera brakowało mu dwustu pięćdziesięciu punktów. Pokręcił głową. Nie mógł myśleć teraz o Quidditchu. To nie było tak ważne.
― Ta… ― odparł, drapiąc się po głowie. – Przepraszam, Jo… czy my?
Przerwał mu donośny śmiech Ślizgonki, przypominający drapanie paznokciami po tablicy. Poczuł się jeszcze bardziej nieswojo niż przed zadaniem tego pytania, a to już coś.
― Nie bądź głupi, młody – parsknęła. Wyglądała na zachwyconą, że tak pomyślał. Ewidentnie uwielbiała wprawiać ludzi w stan zakłopotania. – To ja cię tu przyprowadziłam, bo jesteś mi potrzebny.
Reg zamrugał.
Co zrobiłaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
― Uwielbiam ten pokój, wiesz? Odnalazłam tutaj coś, co dawno temu należało do mnie i co ktoś bezczelnie mi ukradł.
― Mówisz o tym manekinie? – zapytał, wskazując palcem w róg pokoju. Jo zachichotała równie złowieszczo jak przedtem.
Jasne.
 Reg zdjął z siebie kołdrę, czując, że jego prywatność nie mogła być już bardziej zlekceważona. Miał na sobie jedynie bieliznę, dlatego starał się ułożyć ręce tak, aby zakrywać jak najwięcej. Jo jednak nie patrzała w jego kierunku, zbyt rozkoszując się pięknym porankiem lub po prostu własnym zwycięstwem. Raczej to drugie, bo dzisiejszy poranek był okropny.
Chciał poprosić ją, żeby sobie poszła, dopóki on nie odnajdzie ubrań z wczoraj i nie przebierze się w nie z powrotem. Nie miał pojęcia, jaki sens miało przenoszenie go tutaj, skoro Jo – jeśli miała jakiś interes – mogła nawiedzić go w każdej chwili.
Ale nigdy nie uważał, że rozumie baby, a tam bardziej tak dziwne jak Jo Prewett.
― Posłuchaj, Jo… ― zaczął, ale natychmiast mu przerwano:
— Wiesz co dzisiaj mamy?
Regulus zamrugał. To pytanie było tak dziwne, niespodziewane i nie na miejscu, że aż graniczyło z nietaktem.
— Środę? – zapytał, marszcząc czoło i wzruszając ramionami. Jo pokręciła głową, jakby to, co powiedział, nie było prawdą.
— Dzień po pełni.
Chwilę zajęło mu zrozumienie, o co jej chodzi. Regulus zasłynął w tej szkole jako gość, który potrafi załatwić wszystko. Potrącając sobie sporą marżę, powoli bogacił się, sprowadzając do Hogwartu papierosy, płynny akonit czy prezerwatywy. Dzięki temu, że dysponował ogromną ilością nielegalnych substancji, szybko zainteresował się wykorzystywaniem tego, co mu zostało, w praktyce. Eliksiry stały się jego ulubionym przedmiotem, a stary Slughorn uwielbiał go do tego stopnia, że bez zbędnych ceregieli wypisywał mu zgody na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych. Czarnomagiczne eliksiry warzyło się znacznie ciężej, ale ich działanie zdecydowanie bardziej odpowiadało Blackowi. Siedział w tej dziedzinie zbyt długo, żeby nie zorientować się, o co chodzi, po wskazówce Jo.
— Eliksir Blancharda – odparł sucho.
Tak – pokiwała głową Jo, wyraźnie zachwycona. – Słyszałam, że jesteś dobry z eliksirów.
Regulus nie odpowiedział. Zastanowił się, po co dziewczynie takiej jak Jo Prewett Blanchard, eliksir co prawda czarnomagiczny, ale raczej traktowany jako obronny niż ofensywny. Warzyło się go w dwie noce po pełni, receptura należała do strasznie złożonych i poplątanych, a drobna pomyłka mogła słono kosztować. Uwarzony poprawnie, chronił przed pewnymi urokami, nie wszystkimi oczywiście, ale tymi, którymi przeklęło się przedmioty. Jego działanie było ograniczone, ale w większości przypadków stanowił wystarczające zabezpieczanie przed eksperymentami z czarną magią. Blancharda użyła kiedyś jego matka, która kupiła na Nokturnie, u Burgina i Burkesa, pradawny medalion, który paraliżował każdego, kto go dotknął. Ona sama mogła bawić się nim  tylko pod warunkiem, że wypiła Eliksir Blancharda.
— Poprosiłabym o to Snape’a, ale przydupas postanowił poganiać się z wilkołakiem wczoraj wieczorem. Źle z nim. Jest w skrzydle – ciągnęła Jo, trajkotając jak katarynka. – Wracam od niego. Z początku chciałam załatwić od ciebie tylko ingrediencje, ale  Snape powiedział, że się nadasz, jeśli tylk…
— Jest nielegalny w tej szkole – przerwał jej, marszcząc czoło. – Mam dzisiaj ciężki dzień. Nie wiem, czy uda mi się uwarzyć jeszcze Blancharda, a…
Wszystko jest nielegalne w tej szkole – przerwała mu, miażdżąc go obrażonym spojrzeniem. – Myślałam, że zależy ci na tym, żeby do nas dołączyć – spojrzała na niego zaczepnie. – Czy naprawdę nie możesz przełożyć wszystkich swoich – jak mniemam – niesamowicie istotnych zajęć na kiedy indziej?
Reg spojrzał na nią bez przekonania. Dostał już raz ostrzeżenie, a McGonagall nie była ostatnio w szampańskim nastroju (jeszcze wczoraj walczyła z tymi pornograficznymi zdjęciami), dlatego wolał nie wychylać się przez najbliższe kilka dni. Jo już tyle razy wykorzystywała go do swoich złowieszczych celów, zawsze obiecywała, że przyjmie go do swojej elitarnej grupki, ale nigdy nie dotrzymywała słowa.
Dlaczego miałby uwierzyć tym razem?
Jo westchnęła.
― Posłuchaj – każdy z nas przeszedł próbę – odparła. – No, wyjątkiem jest Snape, on nie dostarczył listu do Evans, ale każdy normalny członek Łowców zrobił coś dla mnie i to się liczy. Wiem, że proszę o wiele – odparła, kładąc mu ręce na ramieniu. Emanowała czymś podobnym do uroku wili, tyle o wiele bardziej niebezpiecznym. To się chyba nazywa charyzma. – Ale pamiętaj, że normalnie nie przyjmuję smarkaczy.
Regulus napiął mięśnie, jak zawsze, gdy ktoś przezywał go od smarkaczy i gówniarzy. Tego, że jest najmłodszy w rodzinie, a potem w kręgu swoich znajomych, nigdy nie mógł przeboleć. Pamiętał, jak w wieku sześciu lat zaczął się golić, jedynie raniąc sobie żyletą gładkie policzki. Mówił przesadnie niskim głosem, szybko sięgnął po alkohol, papierosy i przespał z dziewczyną, a chociaż nie był gotowy na żaden z tych ekscesów,  dzięki temu uchodził za bardziej dojrzałego. Jo mogła sobie darować, przecież sama starsza była tylko o dwa lata. 
― Mam pię…
― Dobra, dobra, młody – zgasiła go machnięciem ręki. ― A ja Kamień Wskrzeszenia w pokoju. Nie wmówisz mi chyba, że nigdy nie warzyłeś nielegalnego eliksiru.
Regulus otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. To była prawda – nie wmówiłby jej kłamstwa. Jow pewien sposób od razu poznawała się na nieprawdzie.
― No, nie, ale…
― Mam pewien niebezpieczny przedmiot – przerwała mu bezczelnie, jakby wszystko, co miał do powiedzenia, było kompletnie bezwartościowe ― i boję się, że… że coś sobie zrobię. Eliksir powinien rozwiązać sprawę.
Powinien – potwierdził. W myślach już przeliczał, czy w jego kufrze znajdują się wszystkie najważniejsze składniki. ― Ale jeśli ktoś się dowie, to…
— Stawię się za tobą u Dumbledore’a – zaproponowała wspaniałomyślnie. – Nie boję się, że mnie wyrzucą. Już nie raz wylatywałam ze szkoły.
Regulus spojrzał na nią z zainteresowaniem. Była to z pewnością bardziej treściwa informacja niż wszystkie pozostałe szczegóły, które bez zasadniczego spoiwa nie miały sensu, a które Jo uwielbiała w kółko rzucać (niebezpieczny przedmiot, dzień po pełni, przydupas gania się z wilkołakiem – gdzie tu ręce i nogi?). Jedyną osobą, którą wydalono z Hogwartu i którą znał, był Hagrid, olbrzymi gajowy, przypominający mu trochę ojca, kiedy wracał z brandy u wuja Cygnusa.
— Nie przełamali ci różdżki? – zapytał. Nie brzmiał już tak bardzo nieprzytomnie, jak przedtem, ale wciąż miał ochotę zdrzemnąć się jeszcze na dwie godzinki.
Jo uśmiechnęła się zagadkowo.
— Wszystko da się rozwiązać – odparła, podrywając się na nogi. – Nic się nie stało. Poza tym, teraz jestem pełnoletnia. Mogę opuścić tę szkołę, kiedy tylko mi się spodoba, tak jak niedawno ta Puchońska sportsmenka.
― Skye? – podsunął, bo znał wszystkich zawodników Quidditcha w tej szkole, zwłaszcza, jeśli należeli do czołówki najlepszych graczy. Jo wywróciła oczami, jakby podobnymi dygresjami jedynie trwonił jej cenny czas.
— Warzyłeś kiedyś Blancharda? – zmieniła temat. Ewidentnie jej się spieszyło, ale chciała dopiąć sprawę na ostatni guzik. – Wiesz, jeśli podwinie ci się noga, nie mam zamiaru czekać do następnej pełni.
— Raz – potaknął Reg. – Rok temu z kolegami. Stephen Rowle chciał skrzywdzić szlamowatą koleżankę… miał jakiś stary, nasączony czarną magią przedmiot. Sam wypił Blancharda i nic mu się nie stało, za to ta dziewczyna… Dumbledore zawiesił go potem w prawach ucznia.
Jo kiwnęła głową, siląc się na niewesołą minę. Rega ciekawiło, czy żal jej było Stephana, czy raczej tej szlamy? Zapanowało milczenie. Regulus wstał z łóżka, poczuł się lekko zakłopotany, zważywszy, że był w prowizorycznej piżamie przed dziewczyną wyglądającą jak barmanka w klubie nocnym, i przetransmutował swoje bokserki w spodnie. Nigdy nie należał do mistrzów w tej dziedzinie, dlatego udało mu się zamienić je jedynie w pasiaste bermudy. Ślizgonka zostawiła to bez komentarza.
― Czy ta… ta rzecz, na którą potrzebujesz Blancharda… to to, co ci skradziono? – zapytał, siląc się na spokojny ton. Coś błysnęło w oku Jo.
― Bardzo dobrze – pochwaliła go. – Wiesz więcej, chociaż nie jesteś tego świadomy.
Zawahał się. Nie miał ochoty wdawać się w nią w żadne gierki słowne, ale obawiał się, że odpowiedź jest oczywista, że on po prostu nie ma odwagi jej zadać, że wyślizguje mu się nagle, chociaż już zgarnął ją w garść. Wziął głęboki oddech. Olśniewająca myśl uderzyła go gdzieś w tył głowy.
― Czy ty znowu biegasz za medalionem tej szlamy, Evans? – zapytał. – No wiesz, przed Bożym Narodzeniem latałaś z tojadem po Zakazanym Lesie i próbowałaś załatwić swojego kumpla.
Jo zachichotała, jakby tamta parszywa noc była w gruncie rzeczy przekomiczna.
― Przed przerwą świąteczną mówiłaś, że twój przyjaciel zamierza prosić o pomoc Czarnego Pana*.
― Nie jest pewny – odparła. – To bardziej skomplikowane. Musi się potargować.  Czarny Pan nigdy nie wystawił mu propozycji – medalion za Prim**. On działa na jego usługach i szuka czegoś, co mogłoby zwrócić jej wolność. Jego ojciec był Śmierciożercą – odparła. – I został wypuszczony z Azkabanu. Nawet Isaac nie sądzi, że oddawanie medalionu Śmierciożercom to w tej chwili dobry pomysł. Wymieniałam z nim listy – odparła, wzruszając ramionami. – Wciąż jest na mnie wściekły, ale działamy razem. Oryginał medalionu, ten, który znalazłam, potraktujemy Blanchardem i wykorzystamy. Szkopuł w tym, że istnieje kopia.
― Kopia?
Jo kiwnęła głową.
― Wiele lat temu ojciec Isaaka, czyli tego mojego kumpla, próbował dotrzeć do oryginalnego medalionu – tego, który mam – ponieważ zawiera on jego własne zaklęcia. Ten medalion należał do mojej rodziny od wielu wieków. W Durmstrangu ojciec Isaaka przyjaźnił się z moim i wykorzystał nasz rodowy medalion, oczywiście za obopólną zgodą i korzyściami. Jego zaklęcia były nielegalne, a wtedy ścigano strasznie za praktykowanie czarnej magii. Wiesz, przed wojną ludzie jeszcze mieli na to czas – zaśmiała się szyderczo.
― Kiedy rozpętała się wojna, a przynajmniej Czarny Pan zaczął robić problemy, ojciec Isaaka przyłączył się do niego i chciał… no nie wiem, odzyskać swoje zaklęcia? Oddać je Voldemortowi? W każdym razie chciał odzyskać medalion od mojego ojca, ale on już dawno opuścił nasz dom – Regulus otworzył usta, żeby coś powiedział, ale Jo machnęła ręką ze zniecierpliwieniem. – Moja matka oddała go jak pamiątkę znad morza swojemu kochankowi. Nie jest zbyt bystra.
― Ojciec Evans był jej kochankiem? – zmarszczył czoło. – Nikt jej za to nie zabił?
― Nie sądzę, żeby ktokolwiek oprócz jej, mnie, Isaaka… i Evans wiedział coś na ten temat.
Regulus spojrzał na nią dziwnie.
― Czyli Evans wcale nie jest szlamą? To twoja… ― pokręcił głową - … siostrzyczka?
― To wydaje się być logiczne, no nie? – wzdrygnęła się ostentacyjnie. – Cholernie długa historia. Męczyłam się z nią przez cały zeszły semestr, ale… ale nie, Evans jest szlamą. To nie moja siostra.
― Nie wiem, czy powiedzieć: „uff!” czy „ups!” – odparł Regulus, siląc się na złośliwy uśmiech. Jo trąciłą go w ramię.
― Co dalej? – spytał, kręcąc głową. – Ojciec twojego kumpla… Isaaka… wpadł w szał? Że nie ma zaklęć?
― Dosłownie – zgodziła się. – Szał to dobre słowo. Facet był jednak zdeterminowany i na tyle łebski, żeby znaleźć rozwiązanie z sytuacji – pomyśleć by można – bez wyjścia. Skopiował swoje zaklęcie i ukrył je w innym, bliźniaczym medalionie. To bardzo zaawansowana magia, możliwa tylko dlatego, że medalion był kopią oryginału, wykonanym wiele lat temu. Zapewne przypuścił, że oryginał został zniszczony, dlatego wolał zaryzykować niż szukać go po mugolach. Potem ojca Isaaka wtrącono do więzienia, kopia medalionu jest w ministerstwie, w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów. Czarny Pan ma swoich szpiegów, którzy mogliby zwrócić ten medalion. Isaac to zrozumiał, dlatego zdecydował, że musimy zniszczyć oryginał. Wiesz, wcześniej chciał go oddać. Ja chciałam go ukryć.
― Co to zmieni, jeśli go zdobędziecie? On ma kopię, wy macie oryginał… dobra, jesteście bardziej w cenie – parsknął – ale poza tym naprawdę nie widzę, po co tak bardzo się o niego zabijacie. Nie sądzisz, że medalion jest bezpieczny w Hogwarcie?
Jo zachichotała.
― Tak pomyślałam. Dlatego odpuściłam. Działałam dla Isaaka, a że on poddał się i nie chciał już oddawać medalionu, obydwoje daliśmy spokój. Ale teraz wypuszczono ojca Isaaca z Azkabanu. To kwestia czasu, zanim dopadnie kopię medalionu. Lepiej, żeby jej już nie znalazł.
Regulus zamrugał. Ta opowieść była na tyle pogmatwana, że nie miał pojęcia, kto jest po czyjej stronie i kto ma w czym jaki cel.
― Oryginał może rządzić wszystkimi kopiami – odparła spokojnie Jo.
Jeden, by wszystkimi rządzić, przypomniał sobie Reg. Coś takiego powiedziała kiedyś szlamowata Evans, kiedy przyszła pogadać sobie ze Snape’em. Było to bardzo dawno temu, ale Regulusowi spodobała się taka gra słów. Był ciekawy, skąd ona to wzięła.
Ale co to miało do rzeczy! Przecież…
Zamrugał nagle.
― Już rozumiem. Jeśli zniszczycie oryginalny medalion, równocześnie i kopię!
Jo pokiwała głową. Była z siebie wyraźnie dumna, że udało jej się wytłumaczyć całą tę sprawę. Regulus zerknął na zegarek. Dobiegała ósma, powinien powoli zbierać się na zajęcia. Musiał jeszcze wpaść do Slughorna, żeby pożyczyć jeden składnik eliksirów…z tym nie powinno być problemu.
Zawahał się. Doceniał to, że Jo wtajemniczyła go chociaż w część tego bałaganu, ale wciąż nie rozumiał najważniejszego – po co to wszystko? Podziwiał Jo i jej kumpla, że narażają się Śmierciożercom, niwecząc plany Voldemorta – o ile w ogóle mu na tym zależało – ale czy wynikało z tego cokolwiek? Czy po prostu Isaac chciał poprzeszkadzać swojemu tatusiowi, którego minister wypuścił z Azkabanu?
― Uwarzę Blancharda – obiecał, przełykając głośno ślinę. Jo uśmiechnęła się szerzej i powoli zaczęła się wycofywać, jakby na tym rozmowa się skończyła.
Regulus nie miał zamiaru na to jej pozwolić. Dopadł ją tuż przy drzwiach, które nagle zmaterializowały się znikąd (co to za miejsce?) i – nim zdążyła przejść na zewnątrz – zapytał:
― Po co mówisz mi to wszystko?
Jo spojrzała na niego tak, jakby powiedział coś bardzo niegrzecznego.
― Przecież to oczywiste, Reg – zachichotała. – Od teraz jesteś częścią spisku.
I pociągnęła go przez drzwi, prosto na pusty korytarz.
No, może nie całkiem pusty.
Niemal natychmiast po tym, jak opuścili pokój – Jo w swoim ubranku z lycry i gołym brzuchem, Reg w podkoszulce i bermudach – wpadli na równie osobliwą parę, zbliżającą się do nich z Pokoju Wspólnego Gryfonów. Musieli stamtąd wychodzić, bo Regulus momentalnie odgadł, gdzie spędził noc – a był to Pokój Życzeń, przedmiot projektu Ślizgonów na zajęciach profesora Argenta.  
Pucołowaty chłopak rozrzucił na podłogę cały stosik cukierków, ale nawet za nimi nie zatęsknił, zbyt skonsternowany widokiem swojej byłej dziewczyny i…
Regulus przełknął głośno ślinę. Przez chwilę wpatrywał się w stalowe, okrągłe oczy matki, należące do jego starszego brata.




4.

Jamesa znalazła bardzo szybko, więc przypuszczała, że chciał zostać znaleziony. Siedział sam w klasie transmutacji i gapił się na pierwszą stronę Proroka Codziennego. Lily kątem oka zauważyła, że widniał tam jakiś artykuł na temat Quidditcha, więc niespecjalnie chciała zapytać, co czyta. Przekroczywszy próg klasy, zatrzasnęła drzwi, zamknęła je i użyła dobrego zaklęcia wyciszającego. Cała jej klasa o tej godzinie rozproszyła się na szybszy lunch, toteż szczerze wątpiła, że ktoś może przerwać jej w krzyczeniu na Jamesa.
― Czy to TY zaatakowałeś Luke’a Davisa? – spytała, podchodząc bliżej. Potter niechętnie podniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się niewinnie, udając, że cała ta historia jest dla niego nowością.
― Nie rozumiem?
― Przestań zgrywać niewiniątko, Potter – prychnęła, padając na krzesło obok niego. Spojrzenie jej towarzysza wcale nie wyrażało skruchy, a raczej rozbawienie. – Ponoć jest tam od dawna.
Zaraz po konfrontacji z Dorianem, a wcześniej Dorcas, pobiegła szukać Jamesa. Nie zdążyła więc wykonać żadnych czynności porannej toalety. Przybyła tu w pogniecionej koszulce i spódniczce z wczoraj, tej samej, w której spała u Jamesa, z nieumytymi zębami oraz z włosami prawdopodobnie przypominającymi fryzurę Stracha na Wróble z Czarnoksiężniczka z Krainy Oz. Zastanawiała się, czy James śmieje się z jej wyglądu czy też po prostu cieszył się, że został przyłapany.
― Jestem zdumiony, że możesz mnie podejrzewać o coś takiego – odparł, odkładając gazetę na bok. Wyglądał na wypoczętego (może też dzisiaj dobrze spał?) i gotowego do targowania się. ― Zaatakowano go dawno? – powtórzył głucho. – Dawno temu to ja spałem, pamiętasz? Wydawało mi się, że byłaś tam ze mną. A poza tym wiesz przecież, że nie zostawiłbym cię samej w moim dormitorium – przybliżył się do niej, tak, że stykali się nosami i zaczepnie trącił swoim nosem w jej. Lily przypomniało to wstrząsającą scenę z dzieciństwa, kiedy jej babka wykonała ten sam gest na jej nowonarodzonej kuzynce Tibby.
― A kto to mógł być? – pisnęła, odsuwając swoje krzesło jak najdalej od niego i jego nosa. – Nie mam pojęcia, kiedy ty to zrobiłeś, bo jeszcze rano…
― No właśnie, Lily: nie wiesz. Jak możesz wiedzieć, skoro z samego rana zniknęłaś jak kamfora, a ja obudziłem się sam, porzucony i ze złamanym sercem? Ja bym ci tego nie zrobił. 
Wywróciła oczami, bo to jedyne, co wydawało jej się słuszne w obecnej sytuacji.
― Na pewno pocieszył cię twój pies. Chyba był zazdrosny, bo pogryzł moje buty.
Wargi Jamesa drgnęły, jakby ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
― O cholera. A to nicpoń.
Lily uderzyła go w trzęsące się ze śmiechu ramię.
― Powinieneś go wychować, wiesz? Lubiłam te buty.
James nagle spoważniał.
― Załatwił ci glana? – szepnął przesadnie poważnie. Dziewczyna wywróciła oczami. Ten to ma dzisiaj humor.
Nie. Gdyby to był glan, dopadłabym go i wypchała, chociaż jestem przeciwna znęcaniu się nad zwierzętami.
Potter zaśmiał się ponownie. Podstępny blask zalśnił w jego oku.
― Zawrzyjmy układ – zaproponował, uśmiechając się w ten sam sposób, jak kiedy proponował jej jakikolwiek inny układ.
Nie, nie, nie! – zaparzyła się Lily, broniąc się rękami przed jego planami. James próbował przekrzyczeć jej falę: „nie!”; ale nie było to łatwe, skoro cały czas się śmiał.
― Ale to bardzo korzystny dla ciebie układ! – obiecał, szczerząc zęby. – Ja kupię ci nowe buty, a ty następnym razem zamiast uciekać, obudzisz mnie w ciepły i uczuciowy sposób… ― Mówiąc to, wychylił się ze swojego krzesła i zdecydowanym ruchem popchnął Lily prosto na siebie. Dziewczyna zachowała zimną krew, chociaż robiła się coraz bardziej zrezygnowana.
― Skąd pomysł, że jeszcze kiedyś u was przenocuję?
― A co – zapytał James, uśmiechając się złośliwie – ja mam przenocować u ciebie?
Lily jęknęła głośno. Czy ona w końcu dowie się, co spotkało Luke’a czy nie?
― Mo…
W sumie to już kiedyś u ciebie nocowałem – przerwał jej, wyraźnie zachwycony, że coś mu się przypomniało. To oficjalne – właśnie spotkała absolutnego mistrza grania na zwłokę. – Nie tyle co w dormitorium, ale w twoim własnym domu! – Oczy mu błyszczały. – I to jeszcze w wigilię.
― My wtedy nie poszliśmy spać – przypomniała sobie. – A twoja matka kazała ci wracać do domu na świąteczne śniadanie o szóstej nad ranem. Ale przestań się wykręcać. Zaatakowałeś Luke’a czy nie?
Westchnął i poczochrał sobie włosy. Jak on kręcił!
― Ja naprawdę nie chciałem cię zostawić – odparł łobuzersko, odgarniając przydługi kosmyk jej grzywki za ucho. – Ale musiałem na chwilę zajrzeć do chłopaków, sama rozumiesz…
― C…co? – wydukała, ponownie oddalając się od niego na stosowną odległość. – Wróciłeś do Zakazanego Lasu? Wczo…co?!
James uśmiechnął się smutno.
― To była bardzo trudna decyzja, wiesz? Spałaś tak słodko – mrugnął do niej. – Wiesz, że gadasz przez sen? Powtarzałaś uparcie: „Chase, przełącz z powrotem na Star Greka” – zarechotał.
Lily zamrugała.
― Star Greka? Star Greka? Gdzie ty żyjesz, Potter? To jest Star Trek! Prawdopodobnie najlepszy serial na świecie!
Chłopak machnął ręką lekceważąco.
― Nawet nie wiem, co to jest seriap – przyznał bezwstydnie. – W każdym razie… byłaś taka śliczna, a ja byłem taaki zmęczony – uśmiechnął się lubieżnie. – Ale wtedy przypomniałem sobie o tym, że jeszcze nie dokopałem Syriuszowi za wszystko, do czego dopuścił. Byłem z nimi tylko na chwilę, przysięgam – przybliżył się znowu i przejechał ręką wzdłuż jej kręgosłupa. – Wolałem wrócić do ciebie.
Lily zerwała się na równe nogi. James zrobił to samo. Stali przed sobą – ona z założonymi rękami i niezadowoloną miną, on z pochyloną głową, przekrzywionymi okularami i z ręką we włosach.
― Ale. Ja. Pytam. Się. Czy… ― akcentowała każde słowo, czerwieniąc się bardziej i bardziej. James przekrzywił głowę i zmienił temat, uśmiechając się złośliwie:
Ja się pytam, co robimy z tymi butami – oczy mu błyszczały – Hogsmeade już niedługo. Możesz wybrać jakie chcesz. A ja mogę ci pomóc – zaoferował się wspaniałomyślnie. – Widziałem ostatnio bardzo ciekawe. Wyglądałabyś byś w nich szałowo – zapewnił, pochylając się jeszcze bardziej, a następnie przekornie dotykając czubka jej głowy. – I może trochę byś urosła.
Lily strzepnęła jego rękę. Nienawidziła, kiedy ktoś kpił z jej wzrostu albo marnej, drobniutkiej budowy. Mary wystarczającą ilość razy w ciągu swojego życia zapytała, czy ma anemię. A Rachel wystarczającą ilość razu w ciągu jej życia pytała się ojca oraz Petunii, dlaczego jest taka niska. Zawsze chciała udowodnić, że Lily naprawdę nie jest córką Ethana.
― Potter…
― Nie to, że mi się nie podobasz – zaprzeczył gwałtownie, świetnie się bawiąc. – Wiesz, małe jest piękne…
― Och, daruj sobie – prychnęła. ― Wiesz, że spanie z tobą za to, że kupisz mi buty, ma nazwę? Sponsoring? Brzmi znajomo?
James zachichotał.
― Ty to wszędzie doszukasz się podstępu. Humorek nie dopisuje?
Lily wywróciła oczami.
― Mam zły dzień. Byłby może ciut lepszy, gdybyś nareszcie powiedział, czy napadłeś na Lu…
― Ostatnio często masz złe dni – zauważył, ponownie zbaczając z tematu. – Może lepiej brzmiałoby… zły tydzień?
― Ten tydzień jest koszmarny – przyznała niechętnie, bo trafił w sedno – ale według mnie to w ogóle zły miesiąc. Rok. W sumie to rok i miesiąc w tym przypadku znaczą tyle samo… Ale zeszły rok też był do bani. Chyba mam złe życie.
― Może potrzebujesz w nim światełka – odparł Potter, chichocząc. – Wiesz… kogoś kto rozjaśni ciemność… złagodzi beznadziejność… wprowadzi trochę szaleń…
― Do rzeczy – przerwała mu, rękami poprawiając włosy. James zaśmiał się. Wyglądał, jakby chciał się jeszcze trochę podroczyć, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.
― Syriusz naciskał – odparł, uśmiechając się słodko. – Nie miałem serca mu odmawiać.
― Black był tam z tobą?! – wrzasnęła, otwierając usta z oburzenia. – Napadliście na niego?!
― Oj, tam, napadliśmy – Coś w głosie Pottera krzyczało przekornie: „TAK, ZROBILIŚMY TO!”. – Porozmawialiśmy trochę. Powymienialiśmy plotki. Wiedziałaś, że McGonagall przesłuchuje Prefekt Naczelną i jej plotkujące koleżaneczki? Mary mówiła, że ją też wezwała.
Lily już miała zapytać, czy Mary też napadła na Davisa, ale ugryzła się w język. Dwutygodniowe pilnowanie się, żeby nie powiedzieć o McDonald złego słowa, chyba weszło jej w nawyk. Och, cholerny zakład! Jak dobrze, że zmienili zasa…
Umilkła.
― Słodki Merlinie! – wrzasnęła, łapiąc się za głowę. Jeśli zapominalstwo wiązało się z anemią, to chyba, niestety, ale coś było na rzeczy. – Jak mogłam zapomnieć!
― O czym? O zdjęciach? – zapytał z zainteresowaniem. Każda dygresja od tematu napaści na Luke’a byłą mu na rękę.
Lily wywróciła oczami. Jakby o tych przeklętych zdjęciach można było zapomnieć!
Nie. Ale to przez te zdjęcia. Nasz zakład! – zaśmiała się. – Totalnie przegrałeś.
James zamrugał, jakby słowo „zakład” było wypowiedziane w jakimś nieznanym mu języku.
Nie mógł zaprzeczać! Jeszcze dwa dni temu, w nawiedzonej cieplarni, pocałował ją i całował jak oszalały, zanim Hagrid nie znalazł ich tam, bo obawiał się, że Puszek zwariuje ze strachu przed burzą.  To po pierwsze. Była pewna, że spanie razem z łóżku – chociaż jej nie tknął, ani razu – też nie sprzyjało zakładowi. A teraz pobił Luke’a, czym przelał szalę goryczy.
― JA?
― Nie, nie ty – Sauron – zakpiła. Nim James zdążył zapytać się, kim jest Sauron i czy to ma jakiś związek ze Star Grekiem, Lily już zaczęła krzyczeć:
─ Przestań się wykręcać, Potter! Przecież przegrałeś! Rzuciłeś się na mnie w cieplarni, teraz dowiaduję się, że zaatakowałeś Davisa... okej, ustaliliśmy, że zasada z nietykalnością indywidualnych znajomych już nie obowiązuje… ale jednak mogłeś to sobie darować! Wygrałam, wygrałam i jeszcze raz wygrałam!
James spojrzał na nią bez przekonania.
― Przecież sama powiedziałaś, że zdejmujemy zakład, żeby Caitlin i Syriusz dali nam żyć.
Lily zapowietrzyła się.
― T…tt..o… ― odchrząknęła. Na pewno była cała czerwona. – Tak. Ale skoro Caitlin poszła…
― Nie powiedziałaś, że zakład dalej obowiązuje – zauważył chytrze. Lily nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć.
Czy ten chłopak naprawdę do tego stopnia nie potrafił przegrywać?! Czy wszystko zawsze musiało iść po jego myśli?!
― Ale tak pomyślałam.
― Nie mówisz mi, co myślisz – odparł z bezczelnym uśmiechem. – Ale możemy to zmienić! Co myślisz o tym, żebyśmy olali transmutację i wrócili do mojego dormitorium? Będziesz mogła obudzić mnie jak należy, a ja kupię ci buty.
Lily zatrząsała się cała. Jak to możliwe, że do tej pory jeszcze nie zamordowała tego chłopaka?
Co go zaboli bardziej – Avada czy zrzucenie z okna?
― Nie chcę od ciebie butów! – wrzasnęła, tupiąc nogą. – Czy możesz się ode mnie z tym odpieprzyć?! Lily, kupię ci buty! – wymachiwała ramionami i przedrzeźniała go z wściekłą miną. – Nie będziesz już z taka metra cięta! Zostanę twoim sponsorem, jeśli wrócimy teraz do mojego dormitorium i powtórzymy bardziej aktywnie wczorajszą noc!
James śmiał się, oglądając to małe przedstawienie. Chyba nie zdawał sobie sprawy, kogo naśladuje Lily. 
― No dobrze, ale kupię ci te buty i tak, i siak. Hej, Evans, Evans, spokojnie!
Potter złapał kurczowo za jej nadgarstki, tak, że nie mogła rzucić się na niego z pięściami. Mogła za to kopać i celowała w to miejsce, gdzie najbardziej boli. Wystarczyło, że James ścisnął mocniej jej nadgarstek, a ona już dała sobie spokój.
― Auua! – wrzasnęła, chociaż nie bolało wcale tak bardzo. Chciała, żeby Potter miał wyrzuty sumienia. Nie miał.
Wybacz – odparł. – Masz jeszcze jakieś zarzuty?
― Co z atakiem na Luke’a? – zapytała, masując swój nadgarstek. – Czy na to też wyraziłam zgodę?
─ Miałem prawo go zaatakować i to wcale nie naruszało zasad naszego zakładu.
─ Tak? – spytała, prychając. – Niby jakich?
Teraz to James prychnął, jakby wciąż nie mógł tego przeboleć.
─ Davis obraził i dowalił się do mojej dziewczyny. Każdy normalny rzuciłby kilka zaklęć, Lily.
To zbiło Lily z pantałyku. Nie wiedziała, czy on żartuje, czy był jeszcze bardziej chamski niż… niż był! Przecież… przecież on nie mógł po prostu uznać ją za swoją dziewczynę! Powinien ją najpierw zapytać. Powinien… nie powinien jej tak sobie przywłaszczać!
Ale on cię zapytał, czy nie będziesz jego dziewczyną!, krzyknął cichy głosik w jej głowie, jakieś kilkaset razy.
Głupie myśli, głupie myśli, głupie…
Ale odmówiła! Chciała krzyknąć triumfalnie. Tak, to Potter jest winny, to on działa jej na nerwy, traktuje jak swoją własność i miesza w jej poukładanym życiu. Przecież wszystko już miała zaplanowane! Teraz skupia się na nauce, za rok na zdaniu owutemów, potem na dostaniu się do Szkoły Aurorstwa lub Uzdrowicielstwa, następnie na ukończeniu tej szkoły możliwie jak najszybciej. Poza tym będzie śpiewać, oglądać Coronation Street  i czekać, aż zekranizują Władcę Pierścieni. I walczyć po stronie Dumbledore’a, aż do zakończenia wojny. Mężczyznami – ha! już nie chłopcami! – zainteresuje się dopiero po ukończeniu dwudziestego piątego roku życia. Dwa lata później weźmie ślub, a dzieci – najlepiej dwójkę albo tylko jedno – urodzi po trzydziestce.
Nie ma tutaj miejsca na bycie czyjąś dziewczyną. Czy on tego nie widział? Czy on tego nie rozumiał?!
Spurpurowiała na twarzy, nie potrzebowała lustra, żeby o tym wiedzieć, ale jednak postanowiła zrobić dobrą minę do złej gry i wysilić się na dyplomatyczny ton:
─ Nie masz dziewczyny.
─ Tak myślisz? – zaśmiał się James, dosuwając krzesło do ławki, żeby mieć więcej przestrzeni dla siebie. Zbliżył się do niej z zagadkowym wyrazem twarzy.
Lily przełknęła ślinę.
─ Nie masz dziewczyny.
James przysunął się jeszcze bliżej. Pochylił głowę, ale nos usadowił na swoim stałym miejscu – czyli na jej nosie, trącając go i ponownie przypominając wszystkie starsze panie, które w ten sposób rozpływały się nad małymi dziećmi. Noski. Chciał pobawić się w noski. Lily poruszyła tylko głową, trącając jego nos pięć razy silniej niż on poprzednim razem. Teraz to przypominało bardziej starcie niż zabawę dla niemowląt. James swoje usta trzymał z daleka w porównaniu do pozostałych części ciała. Przyciągnął ją do siebie rękoma. Pachniał tak jak wczoraj w nocy – trochę jak piernik bożonarodzeniowy pieczony przez jej siostrę, jedyne ciasto, które jej wychodziło. Gdyby ciepło i bliskość miałyby swoją woń, to pachniałyby jak James.
Lily cała zadrżała, kiedy chłopak zaczął mówić, wciąż zabawiając się jej nosem:
─ Jasne, że mam! – Głos miał lekko ochrypnięty, jakby dopiero co wstał z łóżka. Przytulił ją mocniej, pozwalając na to, żeby usadowiła brodę na jego obojczyku. Zdmuchnął kosmyki rudych włosów. Jego ciepły oddech łaskotał jej szyję jak niewidzialne piórko. – Na pewno ją znasz – to najgorętsza laska w całym Hogwarcie... ― wyszeptał jej to do ucha, od czasu do czasu muskając niedbale płatek. ― Figura jak marzenie – szeptał. Lily była zbyt zahipnotyzowana, żeby zareagować, gdy bezczelnie przejechał ręką po jej tyłku – oczy – druga ręka odnalazła jej policzek – jak moje prywatne szmaragdy... i włosy... ― zachichotał. Podniósł głowę i cmoknął ją w czoło – …płoną. W dodatku wiesz jaki ma charakter? Istna złośnica – Ciepłe usta Jamesa zatoczyły łuk po nosie, omijając dokładnie linię ust. Szeptał i całował ją na przemian, tak, że jego słowa zdawały się wydobywać ze środka jej ciała. Płonące wargi zawędrowały po brodzie do szyi, cmokał ją w przerwach pomiędzy węzłami chłonnymi. – Inteligentna... – pocałunek. – Nieustraszona... ― pocałunek. ― Piękna... ― dwa. ― Temperamentna... ― jeden dłuższy. ― Pewna siebie ― bardziej niedbały, jakby się spieszył – ale jednocześnie krucha… ― Jakby na potwierdzenie swoich słów przyciągnął ją bliżej do siebie i złapał w talii. Wystające kości Lily zdawały się ruszać, chociaż James wcale ich nie trącał. – I delikatna.
Teraz już i Lily niezbyt przejmowała się zakładem i tym, że obydwoje w tym momencie go łamią. Ciekawiło ją, co James miał jeszcze do powiedzenia, a poza tym… do jasnej cholery, ten chłopak był dobry! Dokładnie wiedział, gdzie uderzyć, żeby nie mogła się oprzeć… żeby nie mogła przestać… żeby nie mogła… odmówić. Wciągnęła głośno powietrze. Ręce Jamesa pozwalały sobie na zbyt wiele, zaglądając jej pod koszulkę, ale nie potrafiła przypomnieć sobie żadnego wyrażenia, które nakazałoby im przestać.
― Dziewczyna stworzona dla mnie – westchnął, jego palce dotarły już do fiszbin w staniku. Lily przełknęła głośno ślinę. Prawa ręka wślizgiwała się już pod nie, ale biustonosz leżał zbyt zdecydowanie. Pewna część umysłu Evansówny żałowała, że miała na sobie mniej elastyczny stanik bez ramiączek. Druga dziękowała Bogu. Odchrząknęła. Fiszbiny chyba przywołały Jamesa do porządku, bo uśmiechał się łobuzersko i wyciągnął ręce spod jej bluzki. ― Jestem w szoku, że jej nie znasz – podsumował, ale wcale nie wyglądał na takiego, który skończył. Nachylił się do jej ucha i szepnął: „Spała wczoraj w moim dormitorium. Możesz zobaczyć ją dzisiaj, jeśli wróci.”
Lily wyszarpała się z jego objęć, poprawiając bluzkę i zapinając stanik jeszcze ciaśniej – ot tak, dla bezpieczeństwa.
─ Przestań. Nie jestem twoją dziewczyną – prychnęła, nie patrząc mu w oczy. James przekrzywił głowę w jedną stronę, wyraźnie w swoim żywiole. Zacmokał.
― Czy ja powiedziałem, że to ty, kochanie?
― A kto? Mary? – zakpiła, wciąż zła, że wtargnął na jej prywatność tak bezczelnie.
James potaknął z uciechą.
― Jak mówiłem – seksbomba.
Lily głośno prychnęła, chociaż nie wiedziała, co ją tak denerwowało.
― Mary nie ma oczu jak szmaragdy – odparła z mściwą satysfakcją. – Są niebieskie i pospolite.
― Naprawdę? – James wydawał się być wstrząśnięty tą wiadomością. – Tyle lat w błędzie!
― Nie spała wczoraj w twoim dormitorium – kontynuowała, trochę mniej obrażonym tonem.
Potter zachichotał.
― Nie widziałaś jej?! Lily, to przykre, ale chyba twój wzrok znacznie ucierpiał. Znam ten ból… nagle przestajesz widzieć cokolwiek.
Evansównie nie chciało się kłócić, chociaż dobrze wiedziała, że James astygmatyzm ma od urodzenia i nigdy jeszcze nie zobaczył nic przejrzyście bez okularów.
― Nie myśl, że będzie mi przykro z tego powodu – oświadczyła chłodno. – Nawet gdyby twoją dziewczyną była McGonagall, niespecjalnie by mnie to ruszyło – Potter zachichotał, jakby to był naprawdę dobry żart. Lily usłyszała szum krwi w uszach. – Ale twoje zachowanie po raz kolejny kaleczy zakład. Wygrałam. Nie możesz się spierać.
James wywrócił oczami. Najwyraźniej mógł się jeszcze spierać.
― Nie uważasz, że to śmieszne, Lily? Wczoraj powiedziałem ci… dużo, a Chamberlain zerwał  z tobą kontakt – Był wyraźnie zachwycony ostatnią wiadomością. Lily przygryzła wargę. – Tak jakby zakład rozwiązał się sam, czyż nie?
Ponownie przybliżył się do niej i zaczął całować jej szyję, chcąc chyba utrudnić Lily procesy myśleniowe.
― No, niby, tak, ale… ― westchnęła. – Ja chcę po prostu, żebyś przyznał, że… och, James. James, przestań… ― Jej ręce znalazły się nagle na jego piersi, jakby chciała go odepchnąć, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Przybliżyła się do niego z uśmiechem na ustach.
James – jak na złość – odskoczył od niej, oparł czoło na jej czubku głowy i wydyszał, śmiejąc się bez większego sensu:
― Może pogadamy o tym w Hogsmeade? – zaproponował. Jego głos przeładowany był pewnością siebie. Pochylił się bardziej. Kiedy wymówił następne słowa, muskał ustami jej wargi. ― Hogsmeade brzmi cudownie, nie sądzisz? – pocałował ją delikatnie, Lily przytuliła się do niego, nie chcąc przerywać pocałunku. Niestety, James ponownie się od niej oderwał, wymawiając to, czego obawiała się od dobrych paru minut: ― To jak, Evans? Umówisz się ze mną?
Jeszcze nigdy nie zaprosił jej na randkę w taki sposób. To zabawne, ale coś się w nim zmieniło, coś w tym pytaniu też się zmieniło. Niby użył uwielbianej przez wszystkich formułki: „Evans, umówisz się ze mną?”, ale jednak tym razem w jego słowach więcej było faktycznego uczucia niż brawury i arogancji. Powiedział to tak, jakby zadawał to pytanie po raz pierwszy. Jakby… jakby miał pewność, że tym razem nie odmówi.
Ale Evansówna musiała odmówić. Po raz pierwszy z przyczyny innej niż niechęć.
― Ja… ― zawahała się, patrząc w oczy Jamesa z żalem. – Nie mogę… ― Zdumienie i niedowierzanie przemknęło przez jego twarz. Lily przełknęła głośno ślinę, zanim dokończyła: ― Idę z Dorianem.
Potter wyglądał, jakby ktoś go właśnie spoliczkował. Niedowierzanie i ból ustąpiły miejsca wściekłości. Odsunął się od Lily – praktycznie ją odepchnął i zaśmiał się z zakłopotaniem. Wyglądał, jakby ktoś właśnie pozwolił mu rozpakować wymarzony prezent, a potem zmusił do oddania biednym.
― Czy to jakiś żart? – zapytał ostro, marszcząc czoło. Chyba nie zdecydował jeszcze, czy na nią nakrzyczeć czy po prostu opuścić klasę.
― Nie… ― zaprzeczyła, oblizując wargi. – Wpadłam na niego. Zaprosił mnie… ale… ale to nie jest randka!
James otworzył usta jak ryba, wyłowiona z wody. Lily przełknęła głośno ślinę.
― Ja po prostu muszę z nim porozmawiać… wyjaśnić…
― Nie możesz tam pójść – powiedział nagle, śmiertelnie poważnie.
Lily zamarła. Doszukała się na twarzy Jamesa jakiejkolwiek emocji – wściekłości, zdumienia, chociażby znużenia – ale nie było na niej niczego. Potter przybrał swoją maskę bezwzględnego gościa. Gdyby Lily go nie znała i zobaczyła w tym momencie, pomyślałaby, że nie puści ją do Doriana, choćby musiał odwołać się do agresji.
― To część zakładu – zaśmiał się. – Ustaliliśmy, że nie możemy spotykać się z innymi na czas jego trwania. Oczywiście – uniósł ręce do góry – możesz się poddać, ale wtedy będziesz musiała zerwać z nim kontakt, więc… wychodzi na jedno.
Lily zamrugała.
― Przed chwilą uznałeś, że ten zakład nie ma już sensu – zauważyła trzeźwo.
― Owszem – potaknął Potter. – Bo nie ma. Ale możemy zmienić stawki. Chociażby… ― zadumał się – jeśli wygrasz – idź sobie z Chamberlainem. Jeśli ja wygram… idziesz ze mną.
Evansówna naprawdę nie wiedziała, jak ma to skomentować. To była zbyt okropna prowokacja. Czuła jak wyrzuty sumienia znikają jak parująca woda, a ich miejsce zajmuje chłodny, wielki i przejmujący gniew. Zacisnęła ręce w pięści. Cholerny chłopak!
― Chyba cię coś…
― Masz rację – przyznał z ciężkim westchnieniem. Bezczelny Potter wrócił, irytując ją pięć razy niż zwykle. – Przecież randka ze mną powinna być nagrodą. W takim razie, jeśli wygrasz, idziesz ze mną, a jeśli przegrasz… idziesz ze mną w ramach nagrody pocieszenia.
― Przestań – syknęła. – Nie idę z nim na żadną randkę. Chcę po prostu wyjaśnić parę spraw.
Jak…?― zapytał, uśmiechając się złośliwie. Skrzyżował ręce na piersi.
― Jak to, że nie jesteśmy parą – podsunęła, zanim zdołała ugryźć się w język.
James przez chwilę analizował to, co usłyszał. Patrzał na nią podejrzliwie.
― Jesteśmy? W sensie, ty i Chamberlain czy ty i ja?
― Przypuszczam, że i to, i to.

 Potter pokiwał głową. Maska wciąż znajdowała się na swoim miejscu, ale Lily wiedziała, że jest wściekły. Chciała coś powiedzieć, przeprosić za swoje zachowanie, ale cokolwiek by nie zrobiła, wszystko i tak sprowadzało się do faktu, że ona nie chciała być dziewczyną Pottera. Na tym polegał ich problem. Chociażby Evans ubrała swoje uczucia w najpiękniejsze i najdelikatniejsze słowa, w czym nigdy nie była dobra, i tak musiałaby złamać mu serce. Ponownie. Czasami czuła się jak prawdziwy czarny charakter.  
― Przepraszam, ale… Nie chcę związku ― wyrzuciła z siebie. – Nie chodzi o to, że nie chcę związku z tobą, ale… ogólnie. Nie potrzebuję go tera…
― Nie każę ci wchodzić w związek – prychnął. – Chociaż, szczerze, Evans – czy to już się nie stało? Możesz dalej wmawiać sobie… jak to było – aha, że to wina hormonów – ale nie zaprzeczysz chyba, że już teraz zachowujemy się jak pieprzona para, tylko ty po prostu boisz si…
― Nie boję się! – zaprzeczyła, podnosząc głos. – Chcę, żebyście wszyscy się ode mnie odwalili – i ty, i Dorian, i dlatego pójdę z nim do tego przeklętego Hogsmeade i powiem mu dokładnie to samo, co tobie teraz! Nim szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej dla ciebie!
― Mieliśmy układ! – uparł się. – Czy twoje słowo nic nie znaczy?
Lily wciągnęła głośno powietrze. Teraz tak sobie z nią pogrywał?!
― Dobrze, dobrze, zakład – uniosła ręce do góry. – I tak przed chwilą go złamałeś, całując mnie i odstawiając całą tą szopkę… „moja dziewczyna to najgorętsza laska w całym Hogwarcie”!
James zaśmiał się. Tym razem nie zabrzmiało to tak przyjemnie jak powszednio. Potter już się z nią nie droczył – teraz kłócili się już na poważnie.
― Ano właśnie się mylisz. W cieplarni zdjęłaś zakład – zaczął, Lily westchnęła – i do tej pory nikt go nie przywrócił. Mogłem robić, co mi się podobało.
― Dobrze – zgodziła się. – Więc jest zawieszony. Pójdę z Dorianem, a potem go wznowimy.
James pokręcił głową. Zapomniał już o racjonalności.
Ja wznawiam go teraz. Mam tyle samo do powiedzenia, co ty, Evans.
Lily otworzyła usta z oburzenia. Chciała wykrzyczeć mu w twarz, jak wielkim jest dupkiem, ale żadne wystarczająco obraźliwe i odzwierciedlające jej złość epitety nie przychodziły jej teraz do głowy. Zacisnęła wargi w wąską linię i uśmiechnęła się równie złośliwie jak James.
― W takim razie zmodyfikujmy zasady. Spotkania z innymi są dozwolone.
― Nie zgadzam się – odparł od razu James, wściekły chyba bardziej niż ona. Krew zawrzała w żyłach Evans.
― Na litość boską! Tylko ten jeden raz… ty też zabierz jakąś koleżankę – zaproponowała. Wkurzyła się do tego stopnia, że przestała panować nad swoimi słowami. – Chociażby twoją dziewczynę-seksbombę!
― Mówiłaś coś, słoneczko? – zakpił. Tym razem „słoneczko” użył, żeby ją zirytować, a nie – poprawić humor. – Czy chcesz żebym poszedł z Mary?
―To tylko propozycja – skrzywiła się. – Nie widzę sensu, dlaczego miałbyś skazywać się na coś takiego, ale skoro żądasz większej równości…
Dlaczego nie widzisz sensu? – roześmiał się. Teraz nie chciał już przemówić jej do rozsądku, ale najzwyczajniej w świecie zadać jej ból, zranić, dopiec do żywego. ― Nie uważasz, że jest seksbombą?
Teraz to Lily poczuła się, jakby ktoś ją spoliczkował.
Podoba ci się? – skrzywiła się, odchodząc o krok. – C…co?
James parsknął. Chyba podobał mu się ból w oczach Lily.
― No wiesz… jest bardzo ładna. Pochodzi od wil…
― Lecisz na blondynki, co?! – przerwała mu. Już nie panowała nad głosem ani nad samą sobą. – Mary, ta twoja Serena, skoro wygląda jak Mary, swego czasu Skye…
― Czy to coś złego? – zapytał obcesowo.
Lily tupnęła ze złości. Jej oczy zrobiły się dziwnie wilgotne.
― Więc idź! – wrzasnęła. – Idź sobie  z nią! Nie obchodzi mnie to!
James zacisnął szczękę i napiął mięśnie. Kompletnie nie wzruszyło go to, że z oczu Lily zaczęły lecieć łzy. Parsknął jedynie i opuścił klasę. Jego okrzyk „Żegnam!” zlał się razem z trzaśnięciem drzwi i szlochem Evans, w nieznośny dysonans.



5.

Siódmego lipca siedemdziesiątego pierwszego, kiedy Syriusz miał jedenaście lat, w domu dwunastym przy Grimmauld Place zjawiła się sowa z listem z Hogwartu. To był jeden z tych dni, o których nie zapomina się do końca życia, niemal równie ważny jak zakończenie szkoły, ślub czy narodziny dziecka. Dla Syriusza był on nie tyle co istotny, ale przede wszystkim bardzo szczęśliwy. Mógł nawet zaryzykować stwierdzenie, że najszczęśliwszy w jego życiu. Lubił wspominać go, kiedy miał gorszy humor. To był jego własny balsam dla duszy.
Kiedyś próbował znaleźć uzasadnienie, na czym polega magia, wzniosłość tamtego dnia. Pomyślał, że wtedy rozpoczęło się dla niego zupełnie inne życie – lepsze życie, takie, w którym mógł odnaleźć siebie, takim, jakim był, a nie takim, jakim powinien być. Ale potem porzucił tę teorię, nieważne, do jak patetycznych należała. Bo nie dlatego wspominał go tak dobrze. Chodziło o coś subtelniejszego, bardziej sentymentalnego, tak uczuciowego, że sam by się o to nie podejrzewał.  
Chodziło o Oriona Blacka. O ojca.
To nie tak, że przyjęcie do Hogwartu było dla Syriusza niespodzianką. Wręcz przeciwnie – bał się nawet myśleć, co by go spotkało, gdyby tego listu nie dostał. Uczucie nowości, pewność, że jego życie właśnie się zmienia, naturalnie towarzyszyło mu tamtego dnia, ale słyszał o Hogwarcie (i o Slytherinie) tyle lat, że zdołał się na niego przygotować. To tak jak u ptaka, od urodzenia przebywającego w gnieździe, ale obserwującego starszych, latających rodziców. Tamtego dnia odbył swój pierwszy lot – wspaniały, ale jednak naturalny, bo wiedział, że kiedyś musiał nastąpić.
Chciałby pamiętać reakcję matki na list, pamiętać, czy była z niego dumna. Jednak… nie pamiętał. Może po prostu dumna nie była. Może też uważała, że to oczywiste.
Pamiętał natomiast reakcję ojca.
Tego samego dnia zabrał go na ulicę Pokątną. Całe popołudnie spędzili na dokonywaniu zakupów – oczywiście Orion wybierał jedynie najdroższy sprzęt, żeby eksponować swoje rodowe bogactwo. Nie odezwał się do Syriusza przez cały dzień. Dopiero późnym wieczorem, kiedy wracali już do domu, zatrzymał się na chwilę i złapał za głowę. Od dłuższego czasu cierpiał na poważne migreny, czasem wręcz uniemożliwiające dalsze funkcjonowanie. Zatrzymali się na ławce pod sklepem miotlarskim. Syriusz kilka razy zapytał się ojca, czy powinien wezwać pomoc, ale po uzyskaniu bardzo opryskliwych odpowiedzi, dał sobie spokój. Postanowił przeczekać migrenę, wpatrując się w szyld sklepowy i podziwiając najnowsze miotły. Rodzice nigdy nie kupili mu miotły za złe zachowanie, nie szczędzili natomiast pieniędzy na Regulusa.
Na tej ławce siedzieli chyba przez godzinę. Syriusz w końcu stracił cierpliwość i wbrew zakazowi ojca samemu pobiegł do apteki i sprowadził pracującego tam magofarmaceutę. Spodziewał się, że ojciec srogo ukarze go za ten wybryk, ponieważ lubił besztać go za wszystko. Ale tak się nie stało. Farmaceuta bezpłatnei pomógł mężczyźnie, po czym głośno pochwalił go za wspaniałego syna. Orion – oczywiście zachowując srogą minę – wepchnął Syriusza do sklepu i kupił mu najdroższą ze wszystkich mioteł, jedną z tych, którym się przyglądał na ławce. Na tym skończyła się ich wymiana zdań.
W nocy, kiedy zszedł do kuchni wypić trochę wody, zastał ojca siedzącego przy stole z głową podpartą na łokciach. Syriusz zapytał się, czy znowu ma migrenę, ale podejrzewał, że to nie ona przyczyniła się do tak podłego humoru u Oriona Blacka. Miał rację. Ojciec … ojciec powiedział po prostu, że mu smutno. Smutno, bo bardzo będzie mu brakowało Syriusza.
To była najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszał z jego ust. Syriusz nie potrafił się jednak wówczas cieszyć, był zbyt niespokojny o stan zdrowia ojca.
Teraz czuł podobny niepokój, przekładany warstwą ciepła i dobrych uczuć. Ale nie chodziło o ojca.
Odkąd Syriusz zobaczył na korytarzu Regulusa, nie mógł zebrać myśli. Lekcje wlekły się niemiłosiernie, a chociaż Black z całych sił starał się analizować temat i skupiać na wykładach nauczycieli, wspomnienie jego brata i związane z nim ponure myśli, były silniejsze od tych starań. Kłębiły się w jego głowie, od czasu do czasu nacierały na zrelaksowane komórki mózgowe, i natychmiast zaburzały ich spokój. Zastanawiał się, co Reg robił w Pokoju Życzeń, co w ogóle o nim wiedział, a przede wszystkim, co z tym wszystkim miała wspólnego Jo Prewett. Obydwoje, spotkani przez niego i Pete’a na korytarzu, wyglądali równie dwuznacznie jak Evans i Rogaś na swoich słynnych zdjęciach. Tyle tylko, że Jo była przecież bliską kuzynką braci Black, córką siostry ojca. Rody czystej krwi słynęły ze związków wręcz kazirodczych, ale aż tak bliskie… pokrewieństwo w jego opinii już zahaczało o obrzydliwość. Kiedyś wydawało mu się, że Regulus uważa tak samo.
Nie to, że się nim interesował – gdzie tam! – dawno przestał przyznawać się do posiadania brata, skreślił go, nie czuł z nim żadnej więzi emocjonalnej… udawał, że jest jedynakiem, a raczej zastąpił Regulusa Jamesem i to jego obdarzył braterskim uczuciem. Wszyscy jego znajomi akceptowali to i rozumieli. Nikt nigdy nie szturchał go w plecy i nie zagadywał: „Co tam u brata?” (dobrze, czasami McDziwka się na to zdobywała, ale obrywało jej się potem od Rogasia i z podkulonym ogonem wracała go przeprosić), nikt nie wymieniał z Regulusem: „cześć”, chociaż wszyscy wiedzieli, kim on jest, nikt nawet nie wymawiał imienia jego brata, chociażby podczas rozmów o Quidditchu.
Młodszy Black najwyraźniej żywił podobne uczucia względem Syriusza, bo niespecjalnie rzucał się w oczy. Szczerze mówiąc, Syriusz nie widział Regulusa – chociażby na korytarzu, daleko – od kilku tygodni, a może nawet miesięcy. Teraz nie widywał go również w domu, bo przecież przeniósł się do Potterów (to była zdecydowanie najlepsza decyzja w jego pełnoletnim życiu), należeli do innych domów i uczęszczali na zajęcia z innymi rocznikami, toteż nietrudno było się unikać. To wynikało raczej samo z siebie. Może dlatego Syriusza dzisiaj tak wstrząsnęło zderzenie się z Regulusem? Może po prostu dawno go nie widział? Może – to niewiarygodne, ale czy niemożliwe? – zwyczajnie się za nim stęsknił?
On i Peter siedzieli właśnie w skrzydle szpitalnym i czekali na Jamesa, który po lekcjach miał indywidualny trening Quidditcha. Remus wyglądał beznadziejnie, a jego stan pogorszyło jeszcze sprawozdanie z wczorajszej pełni, którą przedstawił mu Pete. Co chwila zagadywał madame Pomfrey, jak się czuje Severus (tak! Nazywał go po imieniu!) i pytał, czy może coś zrobić. Syriusz rzucał zjadliwe uwagi, bo tylko to umożliwiało mu zapomnienie o bracie.
― Gdzie jest Rogaś? – zapytał, ze zniecierpliwieniem kąpiąc w kant stolika nocnego. – Muszę z nim porozmawiać.
― Nie uważasz, że lekko sobie nagrabiłeś, Syriuszu? – zapytał rezolutnie Remus. W jego głosie coś krzyczało, że on sam jest na niego wściekły. – Na twoim miejscu dałbym Rogaczowi dzień spokoju. Chłopak ma cię chwilowo dość.
Syriusz roześmiał się, trochę dlatego, że chciał ukryć zakłopotanie.
― Rogaś? Mnie…? Och, daj spokój, przecież nie ma powo…
― Zamknąłeś jego i Evans w cieplarni i zostawiłeś na pastwę losu – zauważył Peter, wymieniając pierwszy z tych „powodów”.
– Dodajmy do tego fakt, że zrobiłeś to bez większego powodu i jeszcze wcześniej zostawiłeś ich samych na szczycie wielkiej karuzeli w Manchesterze, zabrałeś alkohol i wróciłeś nad ranem – dodał Remus, brzmiący jak zakonnica w bardzo reżimowym klasztorze.
― Ale wróciłem!
― Potem zrobiłeś im nagą sesję i dopuściłeś do tego, że porozwieszali ich zdjęcia po całej szkole. A potem powiedziałeś Smarkerusowi, że ma przyjść pod Bijącą Wierzbę, doprowadzając Evans do zawału serca, a Jamesa do szału – zakończył Peter i nadgryzł kawałek tarty jabłkowej.
Syriusz wywrócił oczami, jakby chciał powiedzieć: „nie wchodźmy w szczegóły”. Czy cokolwiek co zrobił skończyło się tragicznie? Czy ktoś umarł? Załamał się? Utracił zmysły? Oczywiście, że nie. Miał swoje skrajne sposoby, ale obfitujące w pomyślne rezultaty. Dobrze, może Snape wylądował w Skrzydle Szpitalnym, cała szkoła naśmiewała się z Evans, a Rogacz dostał dzisiaj na śniadaniu paczkę pieluch od kogoś, kto był niesamowicie wesołym gościem (notabene, ciekawe, dlaczego nikt nie zwracał uwagi na tę część plotki, w której to Syriusz był drugim kandydatem do roli tatusia). Ale spójrzmy na wszystkie te zdarzenia z innej perspektywy. Snape nareszcie się od nich odpieprzył, postęp w zdobyciu Evans był dla Rogasia ogromny – dzięki Syriuszowi nie dość, że Ruda zaczęła się do niego odzywać, to wyraziła chęć do bardzo częstego całowania się, a nawet... no, zasnęła dzisiaj u nich, cokolwiek to znaczyło. Czy naprawdę jego zasługi w działaniach nie rekompensowały nędznych konsekwencji? Jego zdaniem było bardziej dobrze niż źle.
Otaczali go tacy fataliści.
― Czy ty w ogóle pomyślałeś o mnie? – kontynuował niezrażony Lupin. Syriusz nigdy nie widział go tak wzburzonego. – Według ciebie to był kawał, podczas gdy to ja bym za niego zapłacił. Na szczęście nie doszło do tragedii! Co… co właściwie jest Snape’owi, Peter?
― Wstrząs mózgu – odparł. – Wstrząs mózgu i złamany kręgosłup. Tym drugim Pomfrey już się zajęła. Ponoć może się ruszać, ale wciąż przewraca mu się we łbie… chociaż to nic nowego.
― Widzisz! – wzruszył ramionami Syriusz. – Nic mu nie jest. Nie ugryzłeś go ani nic.
Remus wyglądał jakby chciał ugryźć Blacka właśnie teraz.
― Nie mnie będziesz się tłumaczył – powiedział tylko, robiąc wszechwiedzącą minę.
Ojejejej, pomyślał z przekąsem Syriusz. Zaczął się tłumaczyć, chociaż nie wiedział, po co. Chciał chyba przekonać samego siebie:
― Zostawienie na karuzeli było częścią zakładu. On wcale nie był lepszy – zamknął mnie w szafie – Remus wpatrywał się w niego tak melancholijnie, jakby czytał nekrolog. – Oczywiście, ja zrobiłem to bardziej spektakularnie – prychnął nieskromnie – ale każdy wie, że Rogacz musi się ode mnie jeszcze wiele nauczyć. Cieplarnię już z nim wyjaśniłem. Okej, naga sesja to był wypadek – przyznał, lekko zbity z pantałyku. – Nie wiem, jak to mogło się stać. Ale James wcale nie był długo na mnie zły. A Smarka… Smarka po prostu nie znosi. Musiałoby mu się nieźle poprzewracać w dupie, żeby stroić o to fochy.
― Niezłe przeprosiny – podsumował głos, który dobiegał gdzieś z tyłu skrzydła, gdzie sala chorych łączyła się z przedsionkiem dla odwiedzającym.
Syriusz zaklął głośno, zanim zerknął przez ramię i zobaczył swojego najlepszego przyjaciela, wściekłego jak osa. Zastanawiał się, czy udać, że nic się nie stało, czy po prostu wykrzyczeć mu w twarz, że zachowuje się kretyn. Coś podpowiadało mu jednak, że lepiej nie przeciągać struny, tym bardziej, że Rogacz był nie w sosie. Zepchnął myśli o Regulusie na drugi plan. Szykowała się kolejna w tym tygodniu awantura w skrzydle szpitalnym. Poppy będzie zachwycona.
― Rogaś! – klasnął w dłonie. – Nasz człowiek roku! Jak zwykle ratuje niewiasty w opałach!
Peter zachichotał, ale oprócz niego nikt nie zareagował, tak, jak powinien. Remus zbladł jeszcze bardziej i donośnie kichnął. Luke Davis, wymiotujący po drugiej stronie skrzydła, do wielkiej miednicy, pokazał Potterowi środkowy palec. Z kolei Snape… Snape znajdował się za parawanem i jakkolwiek zareagował, nikt tego nie zauważył.
― Jesteś z siebie zadowolony? – wycedził Rogacz. Prędko znalazł się przy łóżku Remusa, cały w nerwach. Przechodząc, szturchnął Syriusza. Peter zamarł, Remus jęknął głośno, natomiast Syriusz wzruszył ramionami i odparł bezczelnie:
―Wycierusowi wyszło to na dobre.
James już miał coś odpowiedzieć, ale Peter złapał go za koszulkę i zapytał głośno, nie dopuszczając do głosu przeklinającego Pottera:
― Nie uważasz, że lekko przesadziłeś?
Jego wzrok mógłby wywiercić Syriuszowi dziurę w mózgu, z kolei spojrzenie Jamesa – spalić ów mózg. Peter bezgłośnie poruszył ustami, jakby chciał zmusić Blacka do okazania pokory.
Niedoczekanie.
― Że to nie było zabawne? – dopowiedział Remus. – Przynajmniej nie dla mnie?
 ― To było bardzo zabawne – podsumował Syriusz, lekceważąco machając ręką. – Po prostu wy jesteście bandą nudziarzy.
― Wolę być nudziarzem niż takim pojebańcem jak ty – warknął James, napinając się cały.
James… ― upomniał go Remus, wzdychając ciężko. – To nie chwila na…
― Nie będę z tobą rozmawiać, Rogasiu, stary druhu – zakpił. – Nie jesteś w nastroju. Jeśli chcesz poznać radę najlepszego kumpla, to to idź bzyknąć swoją dziewczynę jeszcze raz. Zdecydowanie wolę cię wyżytego.
Lupin zatkał uszy, bo obawiał się, że wrzaski odbijają się negatywnie na jego rekonwalescencji.
― Jak śmiesz mieszać w to Lily! – prychnął, cały czerwieniejąc. – Wystarczająco już ją ośmieszyłeś!
― Eee… James? Syriusz? – jęknął Peter, który kompletnie nie wiedział, jak się odnaleźć w tej sytuacji.
Black roześmiał się szyderczo.
― Sama się już wmieszała – wzruszył ramionami. – Widziałem ją rano u nas w dormitorium. Zabawiła cię trochę?
― Lily wczoraj też miała gorszy dzień. Co więcej, powiem ci, że ty jesteś pieprzoną przyczyną tego gorszego dnia.
― W takim razie co robiliście? Modliliście się?
― Ty skurw…
― Dosyć! – wrzasnął Lupin. – Obydwoje zachowujecie się jak gówniarze. Wyjdźcie stąd, zanim przestanę się do was przyznawać.
Potter nawet nie spojrzał w kierunku Remusa. Aż się trząsł, wbijając wzrok w Blacka, jak zwykle mającego cały świat głęboko w poważaniu. Napięcie pozostało w powietrzu jeszcze przez kilka chwil (James co chwila powtarzał „świetnie” i klął pod nosem, a Syriusz wysyłał w jego kierunku prześmiewcze miny i rzucał dwuznaczne komentarze, ciężko więc było orzec, kto bardziej zasługuje na miano największego bachora), ale w końcu się ulotniło - Potter po prostu milczał i czochrał swoje włosy, a Black nadawał jak katarynka:
― Jeśli myślisz, że ja dalej będę spać w tym dormitorium, to się grubo mylisz – ciągnął. – Evans zostawiła tam część swojej pruderii i szaleństwa.
― Jutro może znajdziemy jej matki w umywalce – dodał Peter, jakby miał szczerą nadzieję, że tak będzie.
Rogacz zupełnie ich ignorował.
― Gdzie się przenosimy, Petey? – Black, chcąc sprowokować Pottera, poprawiał sobie włosy tak pieczołowicie, jak starsza pani swoją trwałą. – Słyszałem, że istnieją jakieś alternatywne sypialnie. Ponoć Chamberlain, Davis i ich banda dawno już wynieśli się ze swojej Wieży.
Remus wtrącił się do rozmowy, bo wiedział coś na ten temat:
― To było dawno. Istnieje tajny pokój dla prefektów… kiedyś mieliśmy tam spotkania, ale potem Larissa chciała wprowadzić tam swoje Piękności, dlatego Frank postanowił oddać ten pokój… Ponoć w dormitorium krukońskich siódmoklasistów doszło do jakieś tragedii… chochliki kornwalijskie albo coś takiego.
― Czy to nie my je tam wypuściliśmy? – zainteresował się Peter. Black wzruszył ramionami na znak, że go to nie obchodzi.
― I co? Tak po prostu oddał im ten pokój?
― Generalnie to sypialnia Prefektów Naczelnych – potaknął Remus. – Mógł z nią zrobić, co mu się podobało. Słyszałem, że to dobry kumpel Podmore’a i Hayesa… a oni mieszkają z Chamberlainem, Davisem i tym piątym, Jepsonem.
― A co on z tego miał? – zakpił Black, kładąc nogi na łóżku Lupina. Remus wzruszył ramionami.
― Zrobił na złość Larissie. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo.
― Larissa jest świetna – parsknął Syriusz. – Nie wiem, czemu wszyscy jesteście na nią tacy cięci.
― Gdybym ja był na jego miejscu, wynająłbym tę sypialnię – odparł poważnie Peter, ignorując dygresję o Larissie. – Sto galeonów czynszu.
― Ale Frank nie jest zbytnim bystrzakiem – odparł zawistnie Lupin, który ze względu na Marlenę, nie potrafił spojrzeć na Longbottoma obiektywnie. – Raczej łatwo byłoby go oszukać.
― Ile pieniędzy! Taka okazja uciekła mu sprzed nosa…
― Petey, możesz zagadać do Franka i podsunąć mu ten pomysł. To wykurzy ich stamtąd raz dwa.
― Niby tak, ale…
― To jest to! – zerwał się z miejsca Syriusz, nagle olśniony. – Oczywiście!
Remus i Peter przestali cicho się sprzeczać i spojrzeli na Blacka ze zgrozą. Nawet James przestał grzebać w swoich włosach i zmarszczył brwi.
Każdy z nich myślał o tym samym – zaczęło się.
Znali Syriusza wystarczająco dobrze, żeby rozróżnić zwykły napad szaleństwa i początek tego. Charakterystyczny błysk w oku, bezwzględność i uciecha wymalowana na twarzy, a nawet bijąca z niego energia, która niczym szkodliwe promieniowanie, zdawała się zarażać bezmyślnością i obłędem.
Co roku musieli mierzyć się z tym samym, a najgorsze było to, że im Syriusz był starszy, tym zamiast uspakajać się, bardziej przeginał podczas tego. Tego, czyli wyjątkowo posuniętego napadu wariactwa, któremu nie można było zaradzić, a który pojawiał się zawsze na początku nowego roku. W ten sposób Black chyba chciał ochrzcić kolejne dwanaście miesięcy.
Rok temu na przykład stwierdził, że przygarną pod opiekę małego niedźwiadka, którego podczas pełni znalazł w Zakazanym Lesie. Niczym Hagrid, kompletnie ignorował ich głosy zdrowego rozsądku, i rozpływał się nad małym drapieżnikiem. Jeszcze wcześniej postanowił poderwać Filcha, dlatego udawał jakąś starszą kobietę, pijąc mnóstwo eliksiru wielosokowego i bezczelnie kokietując z woźnym. Wszystkie napady szaleństwa łączyło to, że kiedy się zaczynały, nie było od nich odwrotu. Syriusz po prostu pogrążał się w swoich planach, nie słuchał, nie myślał, skupiony jedynie na ich realizacji. To było apogeum jego impulsywności i braku szacunku do cudzych opinii.
W takim momencie! Wszystko zaczyna się od nowa w takim momencie!
― To nie jest dobry pomysł – uciął Remus, zanim Syriusz wyznał im, co teraz go stuknęło. – Znowu zachowujesz się impulsywnie, Łapo. Nie zastanawiasz się ani sekun…
― Och, cicho bądź! – machnął ręką Syriusz. – To ty podsunąłeś mi ten pomysł – zachichotał, wyraźnie zachwycony. – Wykurzymy tę bandę z sypialni prefektów, i sami się tam wprowadzimy.
Zapanowało milczenie. Trójka pozostałych Huncwotów patrzała po sobie i żaden nie chciał skomentować tego planu.
― Wiesz… ― zaczął niemrawo Peter. – Myślałem, że będzie gorzej, ale…
― Ale po co? – dokończył za niego Potter, mierząc Blacka paskudnym spojrzeniem. – Możemy wkurzyć ich o wiele bardziej w inny sposób.
― Poza tym – odezwał się Remus z grymasem na ustach – co jest w naszym dormitorium nie tak? Co za różnica – mieszkać w sypialni prefektów a normalnej?
― Znudziło mi się tam – narzekał Syriusz niczym rozkapryszone dziecko. – Mieszkamy tam od sześciu lat… to strasznie nudne.
― W swoim domu mieszkałeś piętnaście – zauważył trzeźwo Peter. – Wtedy też było ci… nudno?
― Nie da się ukryć.
Remus jęknął głośno. Wystawił nogi za łóżko, chociaż wciąż czuł się beznadziejnie. Żałował, że w ogóle odezwał się w związku z tym dormitorium.
― Nie możemy przenieść się do Pokoju Życzeń? – zapytał ze zmęczeniem. – Nie trzeba będzie nikogo wykurzać?
Syriusz wzdrygnął się.
Nie… och, Luniaczku, zabijasz całą zabawę. Poza tym chcę, żeby Davis wrócił do choch…
W tym momencie zamilkł i zerknął w dal pokoju. Luke przestał wymiotować do miednicy, wyglądał o wiele lepiej. W przedsionku dla odwiedzających siedzieli jego koledzy, słynni najemcy dormitorium Prefektów Naczelnych. Chłopak nawet nie ukrywał, że słyszał, o czym rozmawiali.
Potter zerknął na niego znad przekrzywionych okularów. Peter i Remus umilkli, sami również wpatując się w Krukona jak sroki w gnat.
― Wychodzę, proszę pani – odparł do Poppy, nie patrząc jej w oczy. Zaskakujące, jak łatwo ze zdradliwego celadona stał się czarującym i ułożonym pupilkiem profesorów. Złośliwy uśmieszek na jego twarzy świadczył, że szczerze wątpi w to, iż Huncwoci mogą pozbyć się jego i reszty bandy z ich azylu. Syriusz zerwał się na równe nogi, intuicyjnie sięgając do tylnej kieszeni spodni. Znajdowały się tam jego ukochane Lucky Strike’i.
Wiedział dobrze, co robi.
― Zatruwacie mi pacjentów! – wrzasnęła Poppy, patrząc ze zgrozą na dymiącego papierosa. – Wynocha, wynocha! Ty też, Lupin! Precz! Precz!
Czwórka Huncwotów prędko opuściło skrzydło szpitalne, Remus lekko zdumiony, a Peter – rozchichotany. Najbardziej zachwycony był jednak Syriusz, zabawiający się teraz dymem tytoniowym. Ku radości Pettigrewa, zaciągał się i wypuszczał z ust coraz większe obłoki o wymyślnych kształtach. To specyficzne przedstawienie przerwało głośne, donośne chrząknięcie.
Na środku korytarza stał wysoki, ciemnowłosy chłopak w okularach, otoczony bandą znajomych. Wszyscy grali w drużynie domowej Krukonów – Sturgis Podmore i Gavin Jepson jako ścigający, Luis Hayes jako szukający i zarazem kapitan, Luke Davis jako pałkarz – i głowa paczki, wielki Dorian Chamberlain jako obrońca. To on chrząkał i jawnie kpił sobie z Huncwotów. Rogacz napiął mięśnie, chociaż wyciszył się po ignorowaniu Syriusza w skrzydle.
― Cześć. – Przywitał się Dorian, ale niechęć na twarzy przeczytała temu, że faktycznie czuje do nich cześć.
Pięcioro Krukonów zbliżyło się teraz w ich kierunku. Wszyscy byli więksi, silniejsi i uzbrojeni. Huncwoci różdżki pochowali po torbach. Cóż za bezmyślność!
― Rozmawiałeś z Lily, kuzyneczku? – odezwał się Dorian. James skrzywił się, ale sam nie wiedział, co bardziej go rozzłościło – nawiązanie do Lily czy też do ich pokrewieństwa.
Uśmiechnął się do niego złośliwie.
― Widziałem się z nią, ale… nie rozmawialiśmy – mrugnął do niego. – Mamy ciekawsze rzeczy do roboty.
Dorian napiął mięśnie, jakby chciał go uderzyć, ale jeden z jego kolegów – Sturgis Podmore, zdecydowanie najrozsądniejszy z całego grona – położył mu rękę na barku.
― Czy ona wie o waszych schadzkach? – zapytał bezczelnie Luke, uśmiechając się niczym gwiazda filmowa. – Wczoraj praktycznie płakała, że nie ma z tobą nic wspólnego, a cała szkoła ma ją za gwiazdę porno. Nieodwzajemnione miłości są frustrujące, wiem – uśmiechnął się sztucznie. – Slughron narzekał, że ktoś kradnie mu Eliksir Nieprzytomności. Ponoć działa jak pigułka gwałtu.
Teraz to Remus złapał Jamesa, ale nie miał tak łatwo, jak Podmore z Dorianem. Potter w napadzie furii uderzył go łokciem prosto w twarz. Lupin przełknął metaliczny smak krwi. Skłóceni czy nie, Syriusz wciąż odczuwał potrzebę wspierania najlepszego przyjaciela, zwłaszcza w napaściach, dlatego przynajmniej on zemścił się za te niewybaczalne słowa. Zaciągnął się. Wypuścił z ust kilka małych obłączków dymu, wszystkie wleciały Luke’owi do oka.
― Myślę, że powinniśmy się rozejść – oświadczył Luis Hayes, kapitan Krukonów i zdecydowanie największy przystojniak z całej paczki. Wyglądał, jakby obawiał się bójki, bo może rozwalić mu fryzurę. ― Chyba nie myślicie naprawdę, że…
― Powinniśmy to przynajmniej wyjaśnić, Hayes – uciął Dorian, nadąsany jak zwykle. James wyprostował się i uniósł dumnie głowę, jakby łudził się, że w ten sposób przybędzie mu parę centymetrów i zrówna się z Dorianem. ― Jesteśmy dorosłymi ludźmi – zaakcentował, jakby chciał podkreślić, że oni są zwykłymi bachorami (― Ja też jestem dorosły – przerwał mu Black, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi). – I nie będziemy się z wami… bawić. Jeśli zrobicie coś, co nam się nie spodoba – wskazał ręką na siebie i swoich kolegów – to nie będziemy traktować was pobłażliwie. Ty – wskazał głową na Blacka – już masz przejebane – przekleństwo zabrzmiało dziwnie w ustach takiego prymusa, jak Dorian – wystarczy, że powiem słowo o Luke’u – wskazał głową na Davisa, jakby nie wiedzieli, kim on jest – i już wylecisz na zbity pysk. Z kolei ty – lekceważąco pchnął Jamesa, jak natrętnego, małego owada – ty wiesz, co na ciebie mam. Dziękuję za uwagę.
Kończąc w ten dyplomatyczny i elegancki sposób, Chamberlain jeszcze kopnął mocno Blacka i odszedł w głąb korytarza, eskortowany przez swoją bandę sportowców. Huncwoci wpatrywali się w miejsce, gdzie stali przed chwilą, jakby zostawili tam swoich niewidzialnych klonów. Pierwszy otrząsnął się Syriusz, kręcąc głową i chichocząc jak hiena:
― Oni nas zlekceważyli – powiedział, śmiejąc się z niedowierzaniem. – Zlekceważyli! Wiecie co to oznacza?
― Wojnę? – szepnął Remus, przygryzając wargę. Mówił to równie dyplomatycznie jak Dorian, jakby nie było innego wyjścia. Peter pokiwał głową w zamyśleniu.
Przynajmniej – odparł Syriusz. – Nie możemy pozwolić, żeby nami pomiatali. Jesteście ze mną? – zapytał, rozglądając się po przyjaciołach. Ku jego zdumieniu, jako pierwszy potaknął Rogacz.

________
*info dla osób czytających od 16 rozdziału lub niepamiętających - w 15.2 Jo i Regulus odbyli rozmowę. Młodszy Black zapytał się, czemu przestała współdziałać z Isaakiem, a Jo na to, że nie chce być zależna od kogokolwiek, a zwłaszcza Voldemorta.  Jakoś tak.
**Isaac po to chciał oddać medalion Voldkowi, bo więzi on jego dziewczynę o imieniu Primrose.
Tym, którzy dalej tego nie ogarniają (np. ja xd) radzę zaczekać na rozdział 25, w którym wszystko będzie poukładane od A do Z. Każde dziwne zdanie Jo, które wypowiedziała przez całe opowiadanie, nabierze sensu. Jestem ciekawa, jak ja to zrobię.
Standardowa gadka na powitanie, która - nie wiedząc czemu - zawsze jest na końcu rozdziału. Przypuszczam, że powinnam coś z tym zrobić, ale jestem beznadziejna w takim planowaniu, a na końcu rozdziału zawsze jest dużo miejsca, więc obawiam się, że tak już zostanie.
Dzisiaj mieliśmy trochę więcej Huncwotów, Regulus powstał z popiołów, Jo znowu miesza i ma na młodszych zły wpływ... ach, uwielbiam wracać do korzeni. 
Parę osób marudziło mi pod rozdziałami (:*), że brakuje im pewnych postaci, że mają już dość jilowej dramy i wgl (dobrze, tak nie pisaliście, ale ja osobiście tak mam, dlatego... rozumiem). Co mogę powiedzieć... jeśli chodzi o Jo, Isaaca, Snape'a i resztę złych, nikczemnych, podstępnych czarnych charakterów to wszyscy niedługo skradną opowiadanie i właściwie z tym jednym jestem spokojna. Hestia, której mi zawsze mało (nigdy nie mam czasu na jakiś porządny wątek z nią, a ją po prostu uwielbiam *<*) wkrótce też obudzi się ze snu zimowego (tam wciąż styczeń, nie?). Przewiduję wątek dla Remusa i to większy, ale.. ale martwię się kurde o Marley, o Chase'a i o Petera. Z tą pierwszą to jeszcze zawsze da się coś wymyślić, ale pan Pettigrew jest trudny i właściwie całymi dniami główkuję, jak tu mu życie utrudnić i to opisać... Ale dziękuję za te komentarze i za głosy w ankietkach (!), bo teraz wiem, że jednak powinnam ogarnąć własne lenistwo i naprawdę jakiś sensowny wątek wymyślić. Jestem już blisko, czuję to... 
Czy tylko ja mam problemy z wyświetlaniem szablonu? Wyskakuje mi upierdliwa informacja 
dpx_38484868745._hp({"pixels":[]}); -,-. Chyba muszę rozejrzeć się za czymś nowym... jak korzystam z telefonu (zepsuł mi się dzisiaj, akurat na wyjazd) albo odwiedzam Wasze blogi to nie mam podobnych problemów. Wydaje mi się, że problemem jest to, że przeszłam na Windows 10, bo na wcześniejszym kompie z 7 wszystko było okej (ale on też mi się popsuł... jak wszystko zresztą), a potem, na tym teraźniejszym, na 8.1 też działało. Przeszłam na 10 (straciłam cały dzień na aktualizację -,-, ile nerwów pooooszło) i od razu problemy. Luuudzie.
Następna sprawa - no więc, przypominam o zbliżającej się imprezie i zapraszam wszystkich do dołączania do wydarzenia na fejsie, bo tam wkrótce też będę starała się coś wymyślić, żeby jakoś należycie celebrować drugi roczek HzTL'a. Gdzie jest nasz fb? Widzicie tą charakterystyczną literę f o tam ---> (To jest prawo... nie?)? Tam jesteśmy :D. 
Stwierdziłam, że zabawnie będzie zrobić inne sondy, chociażby tylko po to, żeby zapoznać Was z wynikami w poście urodzinowym, bo jakoś muszę go zapełnić statystykami i innymi uroczystymi bzdurami. I chyba pod 23 będą następne sondy, ale póki co zapraszam do oddania głosu:
Najbardziej znienawidzony bohater (wybrałam tych, po których najczęściej się jedzie w komentarzach, mam nadzieję, że Mary nie wygra... taa, nie oszukujmy się)
Wiecie co...? Może po tym, jak załatwię nowy szablon (mam pewien plan, jak rozwiązać problem odwiecznego chaosu tutaj...) i będę mogła dostać się do własnego bloga w inny sposób niż poprzez pogląd (tylko tak odpisuje na chacie, na wasze komy przez fona) będę Was męczyć z cotygodniową sondą., dotyczącą rozdziału, który się pojawił. To byłaby kolejna niepotrzebna pierdoła, a jak wiecie - ja takie rzeczy po prostu uwielbiam. 
Czy tylko ja nie wierzę w to, że w następnym odcinku PLL powiedzą nam, kim jest -A? Bo to było wałkowane tyle czasu, i Marlenka mówiła przed każdym finałem, że teraz wszystko się wyda, że staniemy face to face with A, a kończyło się to tak, że A nagle uciekało, umierało albo miało maskę. Niby Alison już go/ją/je ma, ale założę się, że w następnym odcinku na facjatę A spadnie kwas żrący, wyżre mu twarz, a Aria, Hanna, Emily i Spancer zakopią go w ogródku i nigdy nie dowiemy się, kim on/ona/ono jest. Albo Alison go zobaczy, ale każe mu uciekać i nie powie innym dziewczynom i nam, aby go chronić. Gosssh, zastanawiam się, co by było, gdybym ja pracowała nad PLL. Założę się, że już po pilocie wygadałabym wszystkim cały scenariusz. 
Oczywiście nie będę mogła obejrzeć finału, bo jutro z rana wyjeżdżam, telefon się zepsuł, jedziemy przez Niemcy, a moja mama nie ma darmowej bramki internetowej za granicą... tata by mnie zabił, gdybym obejrzała sobie serial, bo on za to płaci. Już raz mnie zabił. Po tym jak z przyjaciółką na bieżąco komentowałyśmy 10 odcinków pod rząd... xD. Najgorsze jest to, że jak wejdę po tym wszystkim do internetów, to wszędzie będzie ciekło od spoilerów... Zdarzyła mi się kiedyś taka sytuacja, że wpadłam na dwie nieznane dziewczyny, które rozmawiały o finale PLL, zanim ja zdołałam go obejrzeć. To działo się zbyt szybko, żebym zdołała uciec. Już wszystko wiedziałam. 
Teraz może być podobnie. Siedząc na Eiffli nagle wpadną dwie szalone nastolatki i zaczną wykrzykiwać, kto jest -A. Chociaż mój francuski jest na żałosnym poziomie, tyle chyba zdołam ogarnąć. Ja tam podejrzewam Ezrę/Toby'ego jako Charlesa (za bardzo kocham Wrena, żeby on mógł być zły, luuudzie), ewentualnie będzie do Holden lub Jason. Zresztą, nikt mnie nie zaskoczy. Ja podejrzewam tam wszystkich, łącznie ze sprzedawczynią w sklepie. Jeśli Wren wróci po 3 sezonach do PLL tylko po to, to chyba z tej Eiffli zeskoczę, przysięgam. 
Pogadałabym jeszcze, ale wiem, jakie to irytujące, dlatego po prostu walnę spoilery, podziękuję za komentarze i zapytam się, czy gdzieś nie zalegam z komentowaniem, bo to już tradycja.
Tak wiec...
Czy gdzieś zalegam z komentowaniem? Przypominać i się nie krępować :*
Dziękuję wszystkim za komentarze :*. Jesteście niesamowici, wszyscy <3. Kilka osób ma naprawdę świetne pomysły :D. Cieszę się, że czekacie na wyjaśnienie całej zagadki, które padnie z ust Sereny, ale już na chwilę obecną mogę powiedzieć, że w 21 (dwóch częściach, ale bardziej w drugiej) jest odpowiedź, tylko... no, ukryta. Powiem na doping, że chyba nawet Mary do końca nie wie, jak to było, chociaż powinna wiedzieć. Dobra, milknę, bo zaraz się wygadam. Na Waszym miejscu nie czytałabym moich przed(po)gadek ani odpowiedzi na komentarze, bo ja w kółko zdradzam wszystkim fabułę i nie mogę się uspokoić. 
I spoileriki:


SPOILERY (Dotyczą 23 i 22.2!) w następnym poście też coś sypnę! - NIE CHCESZ WIEDZIEĆ - NIE KLIKAJ

23
 1. W następnym rozdziale mamy etykietki: standardowo – Lily, James, Syriusz, Dorcas (muszą być, a jak), Emmelina, pojawia się Chase, Mary, Marlena, Hestia, Jayden i postać, na którą czekali niektórzy i pytali się o nią pod kartą postaci Hestii – czyli Clarisse. Ale nie wiem czy będzie etykietka, bo dopiero wzmianka. 
2. Jeśli bohaterem 21 rozdziału był James, a tego tak jakby Syriusz, to następny będzie należeć do Hestii, a 24 znowu do Lily, bo wypadają jej urodziny. (skoro już klekoczę, to 25 będzie Jo/Isaacowy ;>). 
3. Fabuła… rozdział będzie toczył się w dwóch miejscach – w skrzydle szpitalnym (Hestia będzie miała znowu problemy ze zdrowiem, a tam w skrzydle zacznie sobie dużo rzeczy przypominać i dużo osób będzie ją odwiedzać i generalnie wyjdzie pewna rzecz) i w Hogsmeade (double date Syriusz-jego randka-Dorcas-jej randka oraz James-Lily-Dorian-Mary chociaż to będzie trochę inaczej, no i Marlenka wróci! Po tym jak trzymała się od całego syfu z daleka, to teraz uderzy i chociaż dalej będzie trzymać się w sumie od całego syfu z daleka, to będzie miała własny, prywatny syf). 
4. To pod pewnym względem jest rozdział lajcik, bo będzie po prostu kompletna, miłosna drama i wstęp do giganta 24 (spodziewam się trzech albo czterech części, plan na 24 jest oooooogrroooomny, praktycznie każdy bohater tam będzie), ale z drugiej to jeden z najistotniejszych rozdziałów dla dalszej fabuły. Jego końcówka będzie bardzo istotna. 
5. Od następnego rozdziału mogą Wam się pozmieniać shipy. To znaczy, ja bym chciała, żeby się pozmieniały, ale jestem pewna, że to nie wyjdzie. Wiecie, lubię różnorodność. Np. wszyscy się zgadaliście z Jily albo z Doriuszem, albo z Remleną, a ja miałam nadzieję, że ktoś będzie przeciw nim i wgl… ale dobra. Zobaczymy. 
Jeśli chodzi o 22.2
6. to wiedzcie, że ten rozdział kiedyś miał się nazywać "niegrzeczni uczniowie zasługują na karę" xD. Ambridżowsko.
7. Lily i Jo piszą razem egzamin! Wielkie starcie i interakcja!
8. Czeka nas retrospekcja z '74;
9. Rozpoczyna się wojna Hunców... zobaczycie ich wkurzonych ;>
10. No i najważniejsze - starcie braci Black!
   

47 komentarzy:

  1. Dzięki za dedyk ♡ Wracam później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skończyłam i jestem z siebie dumna, ale z drugiej strony smutna jestem, bo... nie mam, znowu!, czego czytać! To znaczy mam jeszcze kilka zaległości, ale... oj, walić moje pitolenie, może przejdę do rzeczy - zwyczajnie nie wiem, co powiedzieć.
      Ktoś ma dosyć jiliowej dramy? No na pewno nie ja! Ja ich KOCHAM, są słodcy a ta relacja między nimi... awww. Jak James opowiadał Lily o Lily jako swojej dziewczynie... Wow.
      Szczerze to tylko o tym umiem cokolwiek powiedzieć, może dlatego, że shipuję Jily i raczej nie przestanę. Natomiast nie zbyt lubię Doriusza, o Remlenie myślę neutralnie. Jeśli po 23 miało by się to zmienić, to chyba nie mogłabym nazwać sb fanem Jily.
      Bardzo mi miło, że zaczęłaś obwerwować moje opowiadanie i... tyle mam do powiedzenia.
      Pozdrawiam, weny życzę.

      Usuń
    2. Jeszcze jedno, a już opublikowałam:
      - Ale się zdziwiłam jak zobaczyłam ten dedyk... niby tylko kilka słów, a jaka radość!
      - Nie spodziewaj się po mnie "kilometrowców", bo zawsze u cb brak mi słów, pod takim wrażeniem jestem.

      Usuń
    3. Dziękuję ślicznie za komentarz :*. Pisząc o 23 i zmianie shippów raczej nie miałam na myśli Jily, bo szczerze wątpię, że ktoś mógłby zepsuć ich epickość. Tu oczywiście nie chodzi o to, że moje Jily jest epickie, tylko że ogólnie, tak jak ich Rowling wyprodukowała ;>. To za duża spuścizna po HP, żebym mogła to zepsuć :D.
      Twoje opowiadanie jest świetne, serio :D. Póki co jestem za bardzo zakopana we wszystkim, ale niedługo pojawi się komentarz, obiecuję :*.
      Dzięki jeszcze raz i nie ma sprawy :*
      Pozdrawiam,
      Abigail

      Usuń
    4. Ach, zapomniałabym! Czy mogłabyś zaprosić mnie do czytania Twojego bloga? *robi słodkie oczka*. Baaardzo proszę:
      anonimka100@onet.pl

      Usuń
    5. Wybacz mi moją tępotę, ale muszę zapytać i się upewnić: O którego bloga ci chodzi?
      ~Dawniej Ayden, ale miałam taki bałagan, że musiałam się przenieść (poza tym znudziła mi się zapełniona lista blogów. To źle wygląda)

      Usuń
    6. O gosh, nie, wybacz nieogar xD. Niedawno weszłam na dzieci--zywiołow, ale z jednym "-" i ten blog jest otwarty tylko dla zaproszonych użytkowników. Dopiero przed chwilą zorientowałam się, że nie wpisałam drugiego myślnika ;>.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hejka naklejka!
      Zacznę od tego, że wczoraj napisałam tak zajebisty kom i do tego jeszcze długi... Pisałabym już prawie podsumowanie to... Światła nie było.
      Myślałam, że mnie tam cholera weźmie... I że dzisiaj mi się już nie chce pisać takiego drugiego koma (wybacz ;c) to napiszę dzisiaj coś krótszego :)
      Uwielbiam Jo za te teksty, którymi uraczyła Snejpa <33. No po prostu cudo *o*.
      Snejpa ogółem chyba najbardziej nie lubię z 'menszczysn', ale i tak jest o jakieś tam parę procent lepszy niż McDziwka... Jej to tylko wziąć te farbowane kłaki w ręce i wyrwać, tak, aby się darła wniebogłosy. Uch, Lily zrób tak! ^^. A jak nie to, Abi, weź kurde taką Kath do opo i zrób z nią taką scenkę *u*.
      Uch...Mówiłam jak bardzo nie lubię Doriana? Nie? To teraz mówię. Idiota, jakich mało...
      "─ Davis obraził i dowalił się do mojej dziewczyny. " - Jakie. To. Słodkie. ♥♥♥. Dajcie mi takiego Jamesa, no! :'c
      "─ Jasne, że mam! – Głos miał lekko ochrypnięty, jakby dopiero co wstał z łóżka. Przytulił ją mocniej, pozwalając na to, żeby usadowiła brodę na jego obojczyku. Zdmuchnął kosmyki rudych włosów. Jego ciepły oddech łaskotał jej szyję jak niewidzialne piórko. – Na pewno ją znasz – to najgorętsza laska w całym Hogwarcie... ― wyszeptał jej to do ucha, od czasu do czasu muskając niedbale płatek. ― Figura jak marzenie – szeptał. Lily była zbyt zahipnotyzowana, żeby zareagować, gdy bezczelnie przejechał ręką po jej tyłku – oczy – druga ręka odnalazła jej policzek – jak moje prywatne szmaragdy... i włosy... ― zachichotał. Podniósł głowę i cmoknął ją w czoło – …płoną. W dodatku wiesz jaki ma charakter? Istna złośnica – Ciepłe usta Jamesa zatoczyły łuk po nosie, omijając dokładnie linię ust. Szeptał i całował ją na przemian, tak, że jego słowa zdawały się wydobywać ze środka jej ciała. Płonące wargi zawędrowały po brodzie do szyi, cmokał ją w przerwach pomiędzy węzłami chłonnymi. – Inteligentna... – pocałunek. – Nieustraszona... ― pocałunek. ― Piękna... ― dwa. ― Temperamentna... ― jeden dłuższy. ― Pewna siebie ― bardziej niedbały, jakby się spieszył – ale jednocześnie krucha… ― Jakby na potwierdzenie swoich słów przyciągnął ją bliżej do siebie i złapał w talii. Wystające kości Lily zdawały się ruszać, chociaż James wcale ich nie trącał. – I delikatna. " - Ten fragment wygrał WSZYSTKO. Wszystko! <333 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥. Więcej takich! *ooo*
      A potem Dorian i... Dupa ;ccc ;--------; Nienawidzę go! ;______;
      "― Widziałem się z nią, ale… nie rozmawialiśmy – mrugnął do niego. – Mamy ciekawsze rzeczy do roboty. " - Jimmy, dobrze mu powiedziałeś ^^ ;*
      Jeheej! Będzie wojna! ^_^ Wiadomo, że wygrają Hunce :D. Taka ciota, jak Dorian albo Luke mają wygrać? No chyba nie.
      Rozdzialik genialny - zresztą - jak zwykle :D Nie wiem, czy ci mówiłam, ale pewnie tak, że kocham twoje rozdziały *o* Masz przeogromny talent i musisz go dobrze wykorzystać. Choć już teraz to robisz, ale mam nadzieję, że kiedyś napiszesz książkę, oczywiście jeśli cię to jara i wgl (bo mnie tak ;p). Jak będzie to od razu kupię, hyhy ;D
      O, właśnie!
      Dziękuję serdecznie za dedyk! Jak czytałam to, że to jest DLA MNIE *o Ayd, nie wspominajmy ^^* to od razu taki banan na twarzy i takie "CO?!". Mo, ale się cholernie cieszę ^_^.
      Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :D.
      Pozdrawiam, życzę udanego zwiedzania i dobrych tych dwóch tygodni wakacji ;**.

      Kathrine ;***

      {http://jily-love-forever.blogspot.com/}
      {http://zlap-jelenia.blogspot.com/}

      Usuń
    2. Heeeej :*. Nie przejmuj się tym ;*. Ja cię świetnie rozumiem, bo Blogger zeżarł moje komentarze jakieś... pięć tysięcy razy. Zdarzało się, że jak klikałam Backspace cofało mnie na poprzednią stronę i dupa ;c. Teraz piszę na Wordzie, w razie gdyby coś mi się wyłącyzło, to on zawsze zapisuje.
      Twoje wejście do opa da się zrealizować ;>. Tylko musimy jakoś subtelnie to zrobić... co powiesz na szaloną fankę Jily, która będzie chciała zabić Mary, żeby nie stawała na drodze ich miłości ;>? No co... to realne xD.
      Jeśli kiedyś ktoś wydałby moją książkę (w co wątpię, ale dobra), to nie musiałabyś jej kupować, bo wysłałabym wszystkim tutaj, którzy by chcieli ;> :*.
      Został tydzień ;c. Chlip, chlip.
      Pooozdrawiam i dziękuję za komentarz :*
      Czekaj na moje wejście u cb ;>.
      :***
      Abigail

      Usuń
    3. Uo ;//.
      Okay! Haha :D. Tylko wiesz... Niech ona będzie zrównoważona :D. Niech Lilka ją polubi ^^. Kath może jeszcze skopać dupę Dorianowi i Luke'owi *oo*! ♥
      A Snape'owi wytrzeć nosek ;'D. Nie, tego jednak nie... ( ;-; )
      Ojej *o*. Zobaczysz, jeszcze będę miała twoje nazwisko na półce!
      A jak nie to sobie napisze markerem, hyhy :D. Bo... W końcu znam twoje, hiohio ^^ :3.
      Ja, jak coś to już zaklepuję z autografem! *u*.
      6 dni ;-;. Ludzie, ja się boję! ;___;.
      Róófnież ;***.
      Czekam, czekam! ^^.
      Kath ;**.

      Usuń
    4. Wiesz... skoro teraz Snape jest w ciężkim stanie w SS, to Kath może wbić i odłączyć go od aparatury *śmiech szaleńca*.
      Tak, to pewnie się tak skończy, że na starość będę wypisywać markerem swoje naziwsko na książkach xD. Grunt do dobre samopoczucie, nie? ;>. Ty też będziesz musiała mi przesłać, bo jak już któraś z nas, to tobie szybciej się uda :*.
      Papa :*
      Abi

      Usuń
    5. Tak, tak! Coraz bardziej mi się ten pomysł podoba *o*. Dobrze, że podobnie myślimy, hihi ^^.
      A dlaczegoż to nie? Całkiem dobre zajęcie by było ;D. Wiesz, ale myślę, że raczej będzie już od nowości na książce :3.
      Ja tam zawsze marzyłam o tym, no, ale... Chcę też tam być tłumaczem, więc może większa szansa, że moje nazwisko będzie... ( *oo*) Sławniejsze ;p.
      Jasne, że tak, Abi!
      Nie jestem takiego zdania ;/. Bo kto by chciał czytać takie moje wypocinki? ;d. Wątpię, i to głęboko, czy ktoś by wydał pieniądze na moje 'książki' ;/. Ale, jak coś to... Załatwię ci, hehe ^^.
      Bay'o! (O Boże, to i skojarzenie z Jamesem Bay'em ♥♥♥)
      Kath ;**.

      Usuń
  3. Zaklepuję miejsce i lecę czytać *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 sierpnia godzina 8:42, w końcu zaczynam pisać komentarz xD Uznałam, że skoro już udało mi się wstać wcześniej to w końcu skomentuję, zresztą... mam na to wenę.
      Czytam wszystko jeszcze raz, żeby moja opinia była kompletnie na świeżo, więc mam nadzieję, że nic nie przeoczę.
      Severus. Moja reakcja, jak zobaczyłam, że wątek jest o nim: "O niee... wziąć mi stąd Wycierusa", ale potem mi przeszło. Rozwalił mnie wątek z Jo jaką aniołem, hmm... może tak Snejpuś się zauroczył? Oby nie, za bardzo lubię Jo i za bardzo nie lubię jego, żeby ich szipowac xD. Zresztą szipuję już Jo+Jordan, więc wybacz Snejpuscie Wycierusie, zostajesz sam (juhuuu!).
      "― Przegrałeś życie, mój drogi – zachichotała, opierając nogi o kant jego łóżka. – Przegrałeś dziewczynę na rzecz faceta, którego uważasz za szumowinę, ale który w ogólnym rozrachunku na dzień dzisiejszy jest więcej wart od ciebie… w końcu uratował ci to przegrane życie." - Ojej, aż mi się go szkoda zrobiło. Ha! Nie zrobiło, żartowałam. (Boże jaka ja jestem okrutna xD).
      "Sądzę, że też byłabym zmęczona byciem ciotą przez siedemnaście lat" - KOCHAM CIĘ JO! ^.^
      Teraz Jily. Oh... Ten fragment o tym, że Lily nigdy nie spała tak dobrze, jak w ramionach Jamesa... Kurde, rozpływam się *.* Przyglądanie się Jamesowi wcale nie jest przerażające, Lils! To miłość, Evans, miłość. Potem ta ich rozmowa, jak James mówi, że "ma dziewczynę"... Musiałam na chwile przestać czytać, żeby nie zacząć piszczeć, jak jakaś psychiczna fanka, słowo daję! Tylko do cholery czemu Lily umówiła się z DEBILEM do Hosmeade? :C
      Bardzo podoba mi się, że pokazujesz relacje Regulus-Syriusz i ogólną sytuacje Syriusza w domu. „Ojciec … ojciec powiedział po prostu, że mu smutno. Smutno, bo bardzo będzie mu brakowało Syriusza.” Masz mnie dziewczyno. Uwielbiam, gdy bohaterowie mają jednak jakąś rodzinę i coś o niej więcej wiemy. Muszę przyznać, że mnie to po prostu rozczuliło.
      A jak już jesteśmy przy Syriuszu to przejdźmy do tego co zrobił. Mimo całej nienawiści do Wycierusa (którą ja z nim podzielam), Syriusz nie powinien wrabiać go w tą całą pełnię. W końcu Remus mógłby mu coś zrobić i tylko miałby wyrzuty sumienia, że podczas pełni coś komuś zrobił. Więc popieram to, że James się wkurzył, ale popieram też nienawiść do Wycierusa.
      Wiesz co najbardziej lubię w Twoim opowiadaniu? To że każdy bohater ma określony charakter, którego wytrwale się trzymasz oraz to że wplatasz w całość znane nam sytuacje z serii Rowling. No i uwielbiam też to, że piszesz takie długaśne rozdziały :D
      Jest godzina 12.02, kończę pisać komentarz. W trakcie musiałam zrobić kilka(naście) rzeczy, więc komentarz był pisany na partie xD.
      Weny! ^.^
      Moony

      Usuń
    2. PS. Również mam ten błąd z szablonem, a mam Windowsa 7 :c

      Usuń
    3. Mooony <3333.
      Jo i Snape... wiesz, kiedyś miałam takie dziwne myśli, ale stwierdziłam podobnie jak ty xD. Jo za bardzo lubię na niego.
      Hahhaha <3. Jaka ty tam okrutna ;*. To byłoby właśnie masakrycznie empatyczne, gdybyś mu współczuła... Ja np. codziennie rano wyobrażam sobie meega bolesną śmierć dla Snape'a. Dzisiaj np. stwierdziłam, że można by przywiązać go do krzesła nad takim cuchnącym szlamem, żeby szczury wyżerały mu żołądek *śmiech szaleńca* Jesteś przy mnie matką Teresą, serio :*.
      Lily niby taka inteligentna, ale czasem ciężko myśli, nie? xD. Brak jej takiego refleksu... "Nie, Debilu, nie pójdę z tobą na randkę!!!". Zabrakło jej tego. Kurde... może powinnam ją opętać w następny rozdziale ;>?
      O kurde, skradłam ci 4 godziny życia ;c. Wyyybacz :*. Może choć trochę zrekompensuję własne grzechy ładnie i serdeczenie ci dziękując :***
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję za cudowny komentarz :*.
      Uwielbiam Cię, dziewczyno <333.
      Pozdrawiam,
      Abigail :*

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Piszę ten komentarz w notatniku w telefonie, a dziś w nocy jest cholera kluczowy odcinek PLL. Nie mam tu kompa i chyba muszę przestać obserwować na ig wszystkie te konta o serialu i profile aktorów (buuuuuu) dopóki nie wrócę do domu (a to dopiero pod koniec sierpnia) i nie ogarnę odcinka. Ale w sumie podobnie jak Ty jestem przekonana, że dowiem się kim jest A przed czasem. Oczywiście pozytywnie zakładając, że to będzie powiedziane, bo Marlene to większy liar niz cała piątka razem wzięta.
      Spodziewaj sie tu dzisiaj wielu nawiązan do serialu, przeżywam ten season finale bardzo i nie mam pojęcia jak sobie poradzę te półtora tygodnia bez odcinka ;_;
      Na wstępie muszę napisać ze jestem mało oryginalna i szipuję Jilly jak Haleba *.* (dygresja o PLL - obooooosz Caleb to mój ulubiony bohater, jest taki boskiiiiiii. Chociaż Hanna mnie doprowadza do konwulsji czasami to i tak ich uwielbiam i w ogóle iwhhsuenrkxuekdisiwejis. No.) I nie mogę pojąć ze ktoś narzekał ze za duzo jest tu Jilly. Znaczy ok, mogę to pojąć, ale to takie dziwneee.
      Mam obecnie niezla podłamke ze się od siebie oddalaja ;___________________; choleraa no.... serio tak się zaangażowalam w nich ze nie mogę tego przeżyć.
      I teraz pojęłam że moją znienawidzona postacią jest jednak Dorian. Do cholery, no skonczony palant. Idzie z Lily do Hoghsmeade (yhy, nierandka, jasneeeeeee) i w dodatku jest niemiły dla Jamesa. Znaczy okej, Potti też za sympatyczny nie był (dyplomatycznie ujęte cnie) ale w jego wykonaniu wszystko jestdużo łatwiejsze do wybaczenia. Nie mogę się zdecydować czy to przez jego urok osobisty, cięty język czy też moze fakt, że wszystko co robi jest bardziej... bardziej seksi hihi.
      Jzs aj nid tu stap. Staczam się coraz bardziej. Skonstruuję teraz Poważny Komplement, żeby odzyskać trochę swojej wiarygodności. Zaznacze to jakoś, żebyś na pewno nie przegapiła tak ważnego *czyt. jedynego wartościowego* fragmentu mojego komentarza. Zatem:
      EKHM UWAGA UWAGA, TU BĘDZIE POWAZNY KOMPLEMENT!
      To jest takie rzadkie u nastoletnich twórców ff (i w sumie to u każdych tu bi honest) a u ciebie zaobserwowalam to niemal od początku - twoje postacie mają charakter. I co więcej - nie zrezygnowałas z podtrzymywaniem go przez pierwsze trzy rozdziały i konsekwentnie ciągniesz to dalej. Szczególnie widać to na przykładzie Lily i Jamesa (cholera, muszę upchnąć w nawiasie dwie rzeczy 1. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że przez cały czas pisałam Jilly zamiast Jily, lol iks de. Nie chce mi się juz tego poprawiać, forgif mi. 2. No dobra, to ze widzę to u nich duzo wyraźniej niż u innych wynika głównie z mojej szalenczej miłości do nich i maniackiego czytania fragmentów z nimi po 627927292 razy, ale pominmy ten nieistotny fakt). Podam może przykład - byli dzisiaj taak blisko, ale Lily oczywiście musiała wszystko zepsuć. Czasem to mi nad nią ręce opadają. Ale James nie lepszy - niekiedy te jego zartowanie w nieodpowiednich momentach doprowadza mnie do szału. Ale wtedy biorę głęboki oddech i myślę sobie, żeoni po prostu tacy są i gdyby nie ich charaktery i realistyczne sceny, nie uwielbialabym tak bardzo tego opka. Bo to mega ważne żeby bohaterowie mający się ku sobie byli w tym całym miłosnym zamieszaniu sobą a nie nagle tracili osobowości podczas wspólnych scen i zamieniali się w pierdzące miłością bezmózgie masy.
      I na dzisiaj koniec, ale najpierw ogłoszenia:
      1. Piszę z telefonu, więc wybacz brak polskich liter w niektórych słowach.
      2. Dalszy ciąg jutro/kiedystam bo juz mi kciuki odpadają i muszę iść spać, bo padam na twarz (zwiedzalismy Kraków dzisiaj z rodzinką. Cudowne miasto, ale nogi to mi odpadają, nie wspominając o tym okropnym upale)
      3. Też mam problem z tym szablonem, a nie zdecydowalam się na pobranie Windows 10 (brat pobral i komp mu ześwirował), więc oprogramowanie raczej nie ma nic do rzeczy :/
      4. Ja tam myślę, że Ezra za ciapowaty na bycie A
      Lumossy

      Usuń
    2. WIEDZIALAM, WIEDZIALAM, WIEDZIALAM ZE TAK BĘDZIE...
      Przestalam obserwować konta o PLL na ig to dowiedziałam się kim jest A z konta o innym serialu........ myślałam ze rzuce telefonem o ścianę. Czuję się jakby mi ktoś zniszczyl 6 sezonów ;______;
      Ughhhh, serio, jaki mam bulwers cały czas, chociaż spoilera zobaczylam rano.
      Dobra. Okej. Spokojnie. Koniec. Juz mi lepiej. Skupię się na tym komentarzu to może magicznie o wszystkim zapomnę *marzenia*
      Brakuje mi ostatnio bardzo Remusa, Marleny oraz Remusa i Marleny :c jakoś tak zapragnęłam o nich poczytać, nawet osobno. Tylko plz niech Marlena z Frankiem nie męczą siebie nawzajem, otoczenia i czytelników swoim rylejszynszip. To była porażka. Nie pozwól im do siebie wrócić Abby. Serio, zgodzę się nawet na to, zeby Syriusz był z Marlena (to by było calkiem ciekawe XD) ale żadnej Fraleny >.< w każdym razie jeśli obiecasz mi ze w najbliższym półroczu napiszesz jakąś scenę Remleny to jestem w stanie szipować Luniaczka z kimś innym. Tak go kocham, że najlepiej ze mną, ale to ten typ miłości, gdy jedynym czego pragniemy jest szczęście drugiej osoby #trulof *fala wzruszeń* *panie mdleją* *panowie ocierają łezki z oczu*
      Dobra, lecimy dalej.
      Jestem osobą, która nie cierpi czarnych charakterów. Nie umiem ich lubić i juz. Denerwuje mnie chamstwo, przebiegłość, wrogość, podstępność itd. I po raz kolejny rozlegulowalaś moje trybiki. UWIELBIAM JO ♥♥♥♥♥ chociaż muszę przyznać ze duży wpływ na ocieplenie jej wizerunku w moich oczach ma Jordan.Dzięki niemu pierwszy raz zauważyłam ludzkie uczucia w tej zaprogramowanej na osiągnięcie celu dziewczynie. No o tym jak kocham parę J&J mogłabym pisać nawet więcej niz o Jily, bo jestem nimi totalnie podjarana obecnie, a faza na Lily i Jamesa jest bardziej rozłożona w czasie. Za to ostatnio zdecydowanie spadła mi wrażliwość na relacje Doriusza *zieew* ranking ulubionych szipów układa się obecnie tak:
      1. Ja i James
      2. Ja i Remus
      3. Ja i Chase
      4. Ja i... dobra, nie. JILY ♥
      5. Dżej dżej, czyli duet Jo i Jordana
      6. Marlena i Remus
      7. Hestia i James
      8. Doriusz, hihi
      9. Mary i Dorian, pasują do siebie, suki i krętacze.
      Wuaśnie, chyba jeszcze nie pisałam ze Doriana darzyłam sporą sympatią i nawet byłam trochę zawiedziona, że James go nie lubi...
      ale po ostatnich rozdziałach mi przeszło. I to z hukiem XD Strasznie mi obecnie działa na nerwy, no serio. A po tym rozdziale (chciałam napisać odcinku, ach te seriale) az mnie krew zalała.
      Duzo bym jeszcze chciała napisać, na przykład o tym, że w Regulusie jest coś urzekającego (zacznę się szipować chyba i z nim), a Snape mnie drażni, ale w porządku, nie znosilam go nigdy i nawet te jego szlachetne uczynki które wyszły na jaw w siódmej czesci mnie nie przekonuja do zmiany opinii.
      Dobra, kończę bo zasypiam. Dzisiaj miałam takiii szalony dzień!
      Miłego wypoczynku, wracaj szybko i bezpiecznie :*
      Lumossy

      Usuń
    3. W sumie mialam skończyć ten komentarz, ale przypomniałam sobie ze zupelnie pominęłam Regulusa i Syriusza. I Petera. A zatem co do tych pierwszych - kuuurcze, no urzekłaś mnie bardzo. To, że Łapie brakuje w pewien sposób brata było jak chłodny prysznic i przypomniało mi, że Syriusz nie jest tylko aroganckim Don Juanem ale również skrzywdzonym chłopakiem. Często w książkach bardziej wzrusza mnie wątek z rodzeństwem niż miłosny i sama nie wiem z czego to wynika. Bylabym w każdym razie najszczęśliwszym człowiekiem na planecie gdyby Blackowie względnie się pogodzili. Pewnie jednak nie ma na co liczyć *jęk zawodu miliona fanek lub jednej mnie - na jedno wychodzi* bo wszyscy wiemy jak skończyły się ich losy. Chyba że olejesz kanon i napiszesz im zupelnie nowe zakończenie. *aplauz*
      Co do Petera - jakoś się chłopak uaktywnił i aż zaskoczona byłam ze zabiera tak stanowczy głos w dyskusjach. No, może stanowczy to za dużo powiedziane, ale wysuwał wnioski i dzielil się nimi z innymi, a to nieco odbiegało od mojego wyobrażenia Petera (no wiesz, mały, grubiutki chłopaczek wpatrzony w pozostałych huncwotów z miłością w oczach, ochoczo przystępującego do każdego ich zwariowanego i durnego pomysłu a w chwilach gdy jego przyjaciele kłócą się między sobą chowajacy się pod kołdrę z paczką cukierków). Najchętniej zaczęłabym go z kimś szipować, ale oprócz Emmeliny nie ma nikogo wolnego na horyzoncie. Znaczy technicznie rzecz biorąc niemal wszyscy są wolni, jak Lily, Marlena czy Dorcas, alew moim szalonym umyśle fangirl dziewczęta te są dawno po ślubie z Idealnymi Kandydatami (wiadomo kim ♥). Peter idealnym kandydatem nie jest, bo przez niego zginęli James i Lily (serce mi się kraje, ich życie byłoby takie cudowne, mogłabym ich oglądać niestrudzenie jak Modę na sukces. Znaczy nigdy jej nie oglądałam, ale potrzebowałam dobrego porównania), ale jak na razie staram się zapomnieć o tym nieprzyjemnym fakcie i patrzeć na niego tu i teraz.
      ... w sumie jakby się zastanowić, to Emmelina i Peter to nie taki zły pomysł. Tej dziewczynie przydałby się powrót na ziemię i Peter byłby idealnym czynnikiem powodującym twardy upadek. Nie żebym jej nie lubila czy cos, drażni mnie po prostu.
      A teraz czas na rozkminę, ekhmekhm.
      Kilka rozdziałów temu Mary wspominała cos że James nie zniósłby robienia nadziei a potem niszczenia jej. Oczywiście jako czynnik została podana jego wrodzona duma. I coś się obawiam, że Lily przekroczyła tę granicę... a Mary nie znoszę, ale fakt, że tak bardzo starała się poznać i zrozumieć Jamesa imponuje mi i szanuję ją za to. Oby Lily wzięła z niej w końcu przykład.
      Skoro już przy tym jesteśmy to wspomnę jeszcze o tym jak Rogasiowi zależy na Evans. Nawet gdy się poklocili i ona po raz kolejny go zraniła, on złości się na Syriusza w dużej mierze ze względu na nią. I w jego wypowiedziach to widać. No kochany i oddany chłopak.
      Mówiąc o klotni Syriusza i Jamesa... Czy tylko mnie ta ich sprzeczka ucieszyła? Nareszcie coś innego niż ich niekończąca się wzajemnaadoracja, która męczyla mnie od dłuższego czasu. Tym bardziej ze brakuje mi bardzo lepszej relacji między Syriuszem a Remusem i Jamesem a Remusem. Może mi się tylko wydaje, ale on jest taki zepchniety na drugi tor. Znaczy wiem, przyjaźni Jamesa i Syriusza nie przebije nic, ale mimo wszystko mam niedosyt.
      Jeśli mówimy już o braku i tęsknocie, (to już ostatnia sprawa, słowo!) to gdzie jest mój Chaaaase? ;_; tak liczę na rozwój jego relacji z Lily, (ech, ta słabość do rodzeństw) a tu cisza. Wiem, że Evans ma aż za dużo problemów na barkach, ale przecież Chase nie jest problemem! To tak cudowny gość, że nie wierzę, żeby komuś przeszkadzal *rozmarzona mina* Abby, zamieścisz w niedalekiej przyszłości jakaś ich wspólną scenę? Proooszę ;___; a jeśli nie to chociaż przyślij go do mnie, ja mu zrekompensuję brak relacji z siostrą *hihi*
      Łomatkozdzieckiem, ale się zapędziłam. Pozdrowienia jeśli dotrwałaś do końca XD
      L.

      Usuń
    4. Heeej, Nelciu ;* (faktycznie ciężko się przestawić z Lumossy, ale próbujemy ;>). Czas, żebym odpowiedziała i na Twoje tomiszcze ;*. Jestem wgl okropna, że zabrałam się za to dopiero teraz i jeszcze zostawiłam Cię na koniec (czuję się trochę tak: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/20/a3/ab/20a3ab75b5499b55526c0389b7cfed0c.gif ), ale musiałam chyba "ochłonąć" po tak zajebistym komie <3. Ale po kolei ;>:
      Ja nie dałam rady i wbrew wszystkim zakazom włączyłam dane komórkowe jeszcze z rana, na postoju przy granicy, zamiast zjeść śniadanie wyładowywałam baterie i obejrzałam odcinek po angielsku. Dzięki temu nikt mnie nie uprzedził, ale miałam wyczucie, bo jakieś 2 h później koleżanka przysłała mi SMSa ze spoilerem... -,-. Pierwszy raz się udało xD.
      Gosh, jak mnie wkurzają tacy ludzie, którzy walą spoilerami wszędzie - na filmwebie, na fejsie na kontach o innych serialach i na instagramie na kontach o innych serialach -,-. Żeby wkurzyć. Od nich dowiadywałam się co roku przed finałem, co się stało... grrr.
      AAAAA <333. Pjona! Ja też najbardziej najbardziej shipuje Haleba z PLL <3. Zwłaszcza teraz, kiedy Caleb się ostrzygł *_*. Jeśli chodzi o inne Kłamczuchy, to Ezrii nie trawię i wolałam Arię z każdym innym (najbardziej Jasonem, ale też mógł być Wes, Jake, Holden... nawet Noel) , Spoby też nie lubię i generalnie byłam zawsze team Wrencer, ale że Juliana dawno nie było, a Nate Buzolic (móóóóój Kol o.o) zjawił się w PLL to jestem za nimi ;>. A Emily w sumie to zawsze ma jakieś dziwne pary xd. Samara czy tam Maya jeszcze była okej, ale Paige/Sara – luuuudzie.
      HAhahha… mam podobnie. Chociażby w HP – niby Syriusz i James to było dwoje cholernych dupków, ale jednak wybaczam im wszystkie grzechy, bo… bo to oni xD.
      Windows 10 to było jakieś nieszczęście -,-. Żałuję, że się na to zdecydowałam. Cały dzień spędziłam na pobieraniu tej akutalizacji 925682 razy, bo cały czas na koniec jakiś błąd wyskakiwał, teraz w kółko dzieje się coś dziwnego z tym komputerem… ech, w końcu za darmo. Po co Microsoft miałby się starać xd.

      Usuń
    5. Dla ciebie, kochana, dopiszę do 23 scenę Remleny :*. Na początku nie miało jej być, chociaż miał być i Remus i Marlena, ale osobno, ale teraz jakoś na siebie wpadną w Hogsmeade. W końcu mała wioska xD. Syriusz i Marlena… Syriusz i Marlena… muszę to przetrawić xD. To jest całkiem dobre, wiesz? Syriusz uderzyłby do wszystkich dziewczyn na swoim roku – Dorcas, Emmy, Marley… no, jest jeszcze Lily, ale kto go tam wie. No i Hestia, ale to kuzynostwo… no i McDziwka, ale… nie, po prostu nie XD. A druga scena Remleny będzie na 99,9 % procent w 24 rozdziale. Potem już się zobaczy ;*.
      Dorian i Mary? Ty i Remus? Emma i Peter? ;> . Dziewczyno, zatrudnię cię w branży wymyślania shippów, bo jesteś w tym świetna ;*. Zniszczyłaś mnie z Syriuszem i Marleną, i niszczysz mnie cały czas. Twoje pary po prostu do siebie… no, pasują :D.
      Kurde, nie kuś mnie *zasłania oczy, uszy, nos*… uwielbiam olewać kanon, a twoje propozycje są takie… takie… ech, już mnie masz praktycznie.
      Nie no, zlewałam Petera moczem za przeproszeniem przez całe opowiadanie… stwierdziłam, że trzeba trochę mu popuścić… w końcu NA RAZIE nikogo nie zdradził. Można spróbować go polubić. Emm… nie, nie dam rady.
      Mnie też strasznie Remusa brakuje w tym opowiadaniu… i Remusa z Jamesm. I Remusa z Syriuszem. I Remusa z… no, z Remusem.
      Chase niedługo się uaktywni ;>. Teraz troszkę się uspokoją inne wątki, to on rozepchnie się z tłumu, razem z Remim i wyjdzie na pierwszy plan ;>. Słowo :*. Nawet w najbliższym rozdziale mam dla niego scenę.
      Dziękuję ci, dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za ten cuuudny komentarz <3. Śmiałam się, przyznawałam ci rację i potakiwałam jak taki debil w klatce, kiedy czytałam to na siedzeniu w autobusie. Wszyscy się mnie bali, łącznie z ludźmi, którzy widzieli mnie przez okienko na ulicy. Ale przyzwyczaiłam już się, że ludzie się mnie boją, po tym jak czytałam z podziałem na rolę z koleżanką HP w Netto xD. Dotarłyśmy do rozdziału ze Snape’em – tłuste włosy, zamiłowanie do czarnej magii, a jakaś kasjerka – ja wam pokażę czarną magię zaraz! XD. Tak więc… raczej się nie stoczyłam, bo bardziej nie można :*.
      Pozdrawiam,
      3maj się, kochana :*
      Abigail

      Usuń
    6. Żaaal, dopiero teraz się zorientowałam, że napisałam w liście szipów James i Hestia. Karygodne. Miała być Hestia i Chase oczywiscie <333333 James za bardzo wyżarł mi mózg chyba.
      A zorientowałam się dopiero teraz, bo przeczytałam sobie cały swój komentarz jak zobaczyłam Twoją odpowiedź żeby sobie przypomnieć co ja tam wymyśliłam XDDD czasem to się siebie boję. Pewnie dlatego Ty mnie nie przerażasz, chociaż numer z kasjerką był niezły. Jeju, już sobie wyobrażam jej minę.
      I dopiero teraz polubiłam twój fanpejdż, wybacz opóźnienie kochana. Jakoś tak zapomniałam, mimo tego niebieskiego F po prawej. No bywa tak czasem cnie.
      I kurcze, w sumie jakby się tak zastanowić, to dobra jestem w tych szipach. *skromność* powinnam się tym zając profesjonalnie. Możesz mi napisać list polecający.
      I umrę jak dasz Remusa i Marlenę i to jeszcze DLA MNIE. Umrę. Ale wcześniej napiszę taki komentarz, że Ty umrzesz razem ze mną.
      Dobra, kończę zanim się rozpiszę znowu. Czekam na nowy rozdział <3333
      Nelcia (jakie kochane)

      Usuń
  5. Pfff, nie zdążyłam xd
    Co do A to idk kogo podejrzewać;/
    Zal i fogle xd
    Jak obejrzysz odc to razem go omówimy? xd
    Bd zabawnie
    Miłego zwiedzania Paryżu ;*
    Bay, Wiatr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jeszcze trzymają cię emocje po odcinku, to możemy omówić ;>. Dziękuję, było świetnie *_*.
      Baaaaaj baaaj, Abi :*

      Usuń
  6. Okej. To trochę dziwne, ale cieszę się, że James i Lily się pokłócili. Przecież nie mogę cały czas sobie słodzić, prawda? Te sentymenty Syriusza trochę mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się tego po nim. Bardziej dręczenia małych Smarkerusów. No cóż, zaskoczenia są super. Mam nadzieję, że Regulusowi się uda. Chyba polubię go jeszcze bardziej niż na początku.
    Będę niecierpliwie czekać na "spowiedź" Jo (moja ulubiona postać po Lily i (mówię serio) Mary). Napewno wszystko co planowała było proste, ale genialne. Równie mocno interesuje mnie konfrontacja Blacków. Dla mnie prawdopodobne są dwa scenariusze: albo się pozabijają, albo (mniej prawdopodobne) Syriusz zrobi się moralny i pouczy swojego braciszka.
    Hogsmeade też będzie interesujące; Mary, która pewnie będzie zwracać na siebie całą uwagę, James będzie pilnował Doriana, a Lily robić wszystko, żeby wszyscy zostawili ją w spokoju.
    A teraz pytanie. Czy to Dorian jest ojcem dziecka Sereny? Pewnie kompletnie niemożliwe, prawda?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeej :*
      Doskonale Cię rozumiem - ja też lubię kłótnie, przeszkody i nieudogodnienia. To czyni fikcję trochę bardziej realną xD.
      Syriusz Black lubi zaskakiwać ;>. Blacowie chyba mają to we krwi :D.
      Wooow! Lubisz Mary <3. Ja w sumie też ją lubię, nawet bardzo, ale nie jestem zbytnio wiarygodna, bo lubię wszystkie swoje postacie (ta szczerość!) :D. Sądzę, że jest po prostu intrygująca. Niby taki z niej czarny charakter, ale jednak widzimy ją tylko z jednej perspektywy, w krzywym zwierciadle Lily... Hmm. W każdym razie cieszę się, że ją polubiłaś, bo lubię różnicę w zdaniach :D.
      Hahahha, rozbawiła mnie Twoja wizja Hogsmeade, chociaż prawdopodobnie tak właśnie by to wyglądało... zobaczymy ;>.
      Co do pytania - oczywiście nie mogę odpowiedzieć... ale nie jest to aż kompletnie niemożliwe, to znaczy - ja nie mówię, że to prawda ani nieprawda, ale to mogłaby być prawda xD. W sensie - dobrze kombinujesz ;>.
      Dobra, kończę już, bo jeszcze bardziej wszystko komplikuję... ech. Dziękuję ślicznie za komentarz ;*
      Abigail

      Usuń
  7. Ja mam swoje teorie, ale wszystkie są beznadziejne. Pewnie i tak nie dowiemy sie kto jest tym cholernym A i po drugie mam ten problem, ze pogubiłam sie w transmisji i nie wiem w jaki dzień wychodzą nowe odcinki. Kiedyś to był wtorek wieczór, ale teraz szukam i szukam po angielsku chociażby i nie ma.
    W każdym razie mam dwie teorie. Jedna nawiązuje do tego, ze znalazłam kiedyś zdjęcie z porównaniem dwóch notatek. Jedna była napisana przez -A, druga przez ojca Arii. Problem w tym, ze pismo było identyczne. Ale to pewnie przez pomyłkę, bo nie oszukujmy sie, to byłoby chore.
    Druga dotyczy Sary. Wcześniej jak pokazywali -A było widać włosy. Teraz od kiedy Sara ścięła włosy nagle ich nie widać. Ale to też przesada, chociaż cały czas zastanawia mnie to, ze ona mogłaby być bo przecież wtedy w tym domku dla lalek kiedy policja im wbijala to na miejscu -A też udawalabym zrozpaczone dziecko, które też porwano. Ale nie wiem juz. Powiem tylko ze to wszystko to bzdura i niczego sie nie dowiemy.

    A rozdział jak zawsze bardzo dobry. Uwielbiam Lily i Jamesa wiec czuje sie usatysfakcjonowana!
    No i nie mogę doczekać sie Hogsmeade. I o dziwo bardziej ciekawi mnie podwójna randka Syriusza i Dorcas, niż zabawa Jamesa i Lily.

    Miłego życia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś też mialam fazę, że ktoś z rodziny Montgomerych był -A. Najpierw to był Mike, brat, którego nigdy nie ma. Problem w tym, że potem zaczął się pojawiać, więc przenisołam się na nieźle stukniętego Byrona, ale potem stwierdziłam, że to byłoby trochę... zbyt dosadne, więc stwierdziłam, że -A jest Aria. Zawsze najmniej poszkodowana była i ogólnie... tym bardziej, że tam kiedyś był jakiś wątek z chorym psychicnie krewnym, więc może Aria dostała w spadku po rodzince jeszcze małe zaburzenia... dobra, to już chyba zamknięta sprawa. PLL było i pokazało na co je stać.
      A Sara i te jej wszystkie prysznice xddd.
      Dziękuję :*
      Wzajeeemnie i pozdrawiam <3
      Abigail

      Usuń
    2. Ale przyznam, że na sam koniec gdy dziewczyny wbiegły do sali, w której była Alison wybuchłam niepohamowanym śmiechem. To było zbyt naciągnięte, ale ciekawa jestem co wymyślą.

      Chciałam napisać, że po zmianie szablonu mam pewien problem. Nie wiem czy to tylko u mnie, ale te informacje, które po najechaniu na nie wysuwają się zasłaniają mi menu, czy świstokliki jak wolisz.
      Ale ogólnie szablon jest bardzo ładny. Jest zupełnym przeciwieństwem poprzedniego. Tamten był bardzo kolorowy i wszędzie było wszystkiego pełno, a ten jest schludny i uporządkowany.

      Miłego życia życzę!
      red-flour.blogspot.com

      Usuń
    3. Ta ostatnia scena to w ogóle była przezabawna... wszyscy źle wystylizowani, jacyś tacy nieefektowni, Alison nauczycielką (przemilczmy fakt, że miała skończoną tylko jedną klasę czteroletniego liceum, a studia nauczycielskie w Stanach trwają bodajże 3 lata, a więc to samo w sobie się wyklucza... chyba że jakaś praktykantka...) i jeszcze mężatka w dodatku, Spancer i ta grzywka, i Hanna... widać od razu, że włosy doczepiane xD.
      Niby czytałam wywiady z Marlene i to, jak uparcie powtarzała, że nowe -A "ukradło Monie grę", ale mimo wszystko łudziłam się, że to Big A będzie tak jak przełożonym Mony i wszystkich... że będzie to ktoś, kto miał faktycznie MOTYW, żeby torturować dziewczyny... marzenia ;c.
      O rany ;c. Nie wiem, jak ten problem rozwiązać, bo - podobnie jak chat - wysuwana kolumna na każdym urządzeniu inaczej się prezentuje. Może masz za małe/duże zbliżenie w przeglądarce (ja polecam 100 lub 110 %, wtedy najlepiej wszystko wygląda). Spróbuję lekko odsunąć, ale nie wiem, ile to da ;x.
      Dziękuję :*

      Usuń
    4. Problem właśnie w tym, że już sprawdzałam co mogłam. Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, bo zawsze skupiam się bardziej na treści, ale informuję Cie, bo możliwe, że ktoś ma podobny problem, a on dla odmiany wraca większą uwagę na wygląd. Mi to bez różnicy, bo po za tym jest naprawdę ładnie.

      Moim zdaniem to zakończenie jak i wyjawienie kim było A, czemu itp. jest zbyt naciągane i zwyczajnie głupie. Ale miejmy nadzieję, że coś się poprawi. Chociaż dla mnie najlepszym zakończeniem byłoby coś w stylu: dowiadujemy się kim prawdopodobnie jest A, dostajemy motywy itp. wszystko ma sens, ale ostatecznie nie dostajemy 100% potwierdzenia. Tylko taki 99%. Tak byłby moim zdaniem ciekawiej. :/ Zwyczajnie nie wyobrażam sobie jakie inn zakończenie mogłoby wyjść takie naprawde genialne.

      Usuń
    5. Problem z Marlenką i resztą scenarzystów jest taki, że oni zamiast postawić na logiczne zakończenie, skupili się na tym, żeby nas zaskoczyć. Okej... udało im się, ale ja wolałabym dostać logicznie układające się fakty, dobry motyw, ciekawą, sensowną historię -A niż zaskakujące, ale głupie rozterki nieźle szurniętej brato-siostry. Tutaj nie chodzi o to, że mam coś do transseksualistów, bo mi to akurat w ogóle nie przeszkadzało, ale zwyczajnie przekombinowali. Mogli od razu jechać na tej Charlotte, a nie na Charlesie i byłoby okej... ;c. Teraz to wygląda w ten sposób, jakby zdecydowano, kim jest -A jakieś dwa dni przed kręceniem finału ;x. I powtarza się historia z Moną, że właściwie terroryzowano te dziewczyny, grożono im, rozwalano domy (XD), ale po co? A.. bo nie było im wystarczająco przykro. No *****, super. Wszystko wyjaśnione. Ja postąpiłabym tak samo xd. Już lepsze byłoby faktycznie otwarte zakończenie, i tyle.

      Usuń
  8. Ok, czytam!
    Jo Prewett jako anioł śmierci! Dosłownie parsknęłam śmiechem przy tym fragmencie, aż mój kot się obudził :D Sandy z Grease? Dobra, mam to przed oczami i... podoba mi się! :D Wspomnienie, że Lilka miała kurtkę Pottera tylko zaciekawiło mój umysł, w którym małe radosne chomiczki zaczęły krzyczeć "Tak! Chcemy Lilkę i Rogasia! Więcej Evans!" ale musiałam je skarcić i przywołać do porządku, żeby móc przeczytać o malusim problemie naszego kujonka :P Ok, jest James, w sexy gaciach supermena ratujący Wycierusa (mózgu, przestań...).
    Dobra. Czegoś nie kumam. Tzn kumam ale nie mogę pojąć. Gdyby mi ktoś uratował dupsko to bym mu padła w ramiona i dziękowała (nie pogardziłabym, gdyby to był Potter lub inny taki tam Syriusz :D ) a Snape co? Nienawiść. Czuję nienawiść, jestem złyyy zły że aż mnie boliiii... No kurczę xD Psychika Twoich bohaterów (i Rowling) jest zbyt pokręcona na moje łopatologiczne postrzeganie świata xD
    Tandetne. Było tyle słów, czemu użyłaś słowa tandetne?! Mi to zawsze kojarzy się z ubieraniem, makijażem i tymi sprawami, a nie z życiem. Ktoś ma tandetne życie? Ah, to tylko Severus Snape :D
    "-Sądzę, że też byłabym zmęczona byciem ciotą przez siedemnaście lat "- no leżę and kwiczę xD Btw jaki Snape ma pazur? Stawiam, że jest długi brudny i z grzybicą. Jeśli tak, to wcale się nie dziwię, że Lilka nie chciała mieć z nim dłużej styczności ^.^
    Ok! Mam teorię! Panna Evans czuła się słabo i nie mogła się wysypiać bo była daleko od swojej prawdziwej miłości, to jest Panicza Pottera. Co wygrałam? :D
    Tajemnica włosów Pottera- rozwiązana! Marka (?) okularów- rozwiązana! (browline’e? Dobrze wiedzieć :D ) Tyle ciekawych rzeczy się dzisiaj dzieje, że muszę to notować na bieżąco, ale to nic, nie musisz czytać :D "stwierdziła, że przyglądanie się Potterowi, kiedy spał, było ciut przerażające." Nie Lily. Ty po prostu masz obsesję na punkcie Rogasia o której nie wiesz. Zaczyna się od obserwowania jak śpi, a skończy się na przywiązaniu do kaloryfera w ciemnej piwnicy, w drewnianym domku w lesie. I nie, nic mi nie wiadomo o tym, gdzie podziewa się chłopak który mi się podobał.
    Dlaczego każdy jej gach był taki agresywny i nienormalny? No, bo jest seksiastą, rudą kocicą, do tego cholernie utalentowaną i w ogóle najs. Ale co ja tam mogę wiedzieć, jestem tylko piękna zgrabna i powabna xD
    Emmelina TY PODŁA JĘDZO! Proszę ją zlikwidować Pani autorko!
    Fajnie dobrałaś muzykę do fragmentu z Regulusem :D Ej, czemu Jo nie przełamali różdżki? Co to za pomówienia i sakwy ze złotem?! "No wiesz, przed Bożym Narodzeniem latałaś z tojadem po Zakazanym Lesie i próbowałaś załatwić swojego kumpla" Nie no, zupełna normalka, pf, mam to na co dzień! xD
    Oh, wyczułam nutkę Władcy Pierścienia? Nie możliwe ^^ A dobra, srać na brata Syra! Potter, kom tu mami! <3
    Ehm. Przybliżył się... stykali się nosami... Kurde, to Lilka powinna mieć motylki w brzuchu a nie ja xD Coś chyba ze mną jest nie tak xD Ah, tak czytam jak oni się przekomarzają i aż mi się micha cieszy :D BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA(...)HAHAHA. 'Nie mógł tak po prostu uznać ją za swoją dziewczynę! Powinien ją najpierw zapytać!" O boże, dziewczyno jeszcze trochę i będę miała mięśnie na brzuchu z tego śmiania się, a przez te zwały tłuszczyku byłoby to ciężkie xD
    Ała. Wisisz mi psychiatrę, ale głównie kogoś od twarzy, jakiegoś plastyka. Jebnęłam się w twarz za mocno :( WIEDZIAŁAM że zapyta ją o Hogsmid! Biedny Potter :< Chodź do mnie seksiasty szukający Gryffindoru w ciele jakiegoś seksiastego modela lub aktora! Przygarnę, nakarmię i napoję, a potem, nim odzyskasz sił witalne przypnę do kaloryfera!
    Hm, w sumie Syr to też niezły amant. Fajnie oddajesz jego charakter (ale i tak wygrywa James! Bezapelacyjnie!). Jest taki roztrzepany i w gorącej wodzie kompany że przywodzi mi na myśl takie małe głupie dziecko xD
    Kurczę, kończę bo zaraz z tego będzie cały post czy coś :D Ale świetnie się to czytało, mam nadzieję że druga część jeszcze w tym miesiącu! :D Trzymaj się tam... zimno! Bo te upały... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeeeej :*. Zacznę od tego, że Twój komentarz był cuuudowny i miałam takiego banana na gębie jak go czytałam, że... że aż strach :3.
      James w gaciach Supermena *_*. Hahahha <3. Ale w sumie James całkiem mi przypomina Supermena. Ten trykot i w ogóle :D. Skoro skrzydło całe jest w superbohaterach, to Jo jest Czarną Wdową ofc, Snape Hulkiem, a Pomfrey King Kongiem xD.
      Ja Snape'a też nie ogarniam... jak sam Dumbe powiedział w bodajże Kamieniu - James zrobił coś, czego Snape (a raczej - PROFESOR Snape - jak lubił mawiać Dumbe) nie mógł mu nigdy wybaczyć - uratował mu życie. Stwierdziłam, że taką logikę trzeba mieć od małego xD.
      Hahhaha... taa, co się dziwić, że chłopak tak dziwnie odbiera świat, skoro od jego życia jedzie tandetą xD.
      Kurde... przejrzałaś mnie :"D Sądzę, że należy ci się w ramach wygranej uroczyste podanie ręki przez Smarka ;>. Hahha, nie no, należy ci się przynajmniej porządny buziak od Blacka albo Pottera ;D. Zostawiam swobodę wyboru ;*.
      Hahhaha, ty też przywiązujesz chłopców do kaloryfera w drewnianym domku w ciemnym lesie ;>. To jesteśmy dwie... ciiii :*
      Noo... takie typowe święta xD.
      Tym ostatnim porównaniem to mnei po prostu zniszczyłaś... wiesz co? Teraz moja morda od śmiania się też jest wykrzywiona. Wyszłyśmy na zero ;*.
      Dziękuję :*. U mnie dzisiaj pada... też niefajnie xD.
      Pooozdrawiam :* 3maj się zimno :*
      Abigail

      Usuń
  9. Ojej, dużo się dzieje, zresztą jak zawsze :D Chwała Ci za to! Jest co przetrawiać...
    Snape zaczyna swoją transformację w zimnego drania <3 Ciekawe z jakim skutkiem...
    Wątek jak Lily obudziła się w dormitorium i łóżku Jamesa jest rozczulający. A motyw pogryzionych butów mega polewkowy! Uwielbiam za to Syriusza :D
    Kurczaczki, tego Doriana nie trawię prawie tak samo jak Mary! Niech mu w końcu Lily przemówi żeby się odwalił od niej! Bo naprawdę szkoda mi się zrobiło Jamesa... i niech ten nie idzie z Mary do Hogsmeade! Ale byłyby niezłe jaja jakby jednak poszli razem xD
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
    Ach, czekam z zapartym tchem na finał "Słodkich kłamstewek" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Transformacja w zimnego drania <333. Kurczę, to tak jakby zapisał się na taki kursik nikczemności. Fajnie przejść taki kurs i mieć go potem w CV. Możliwe, że na tej podstawie Dumbe dał mu posadę w Hogwarcie xD.
      Och, nie wiem czy Lily podzielała Twój entuzjazm xD. Może i nie zachowuje się jak typowa dziewczyna w swoim wieku (jaaak można oprzeć się Jamesowi?! JAAK?!), ale miłość do butów dosięgnęła i ją :3.
      I co? Jak po finale? Wszyscy się tak tutaj (ze mną na czele) napalili, a kiedy już koniec to tak trochę.. ja przynajmniej mam mieszane uczucia xd.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :*
      Abigail

      Usuń
  10. Ktoś mnie tu pamięta? No elo xD
    Nie mama laptopa, kryzys tak jakby nadal trwa i chyba trochę jeszcze potrwa... żyje na telefonie, a z niego nie lubię komentowac, ale jak trzeba to trzeba. Zajmuje miejsce i pod każdym ostatnim rozdziałem którego nie skomentowałama dostaniesz komentarz. :>

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj! W ciągu czterech dni przeczytałam wszystkie rozdziały ;) Nawet nie wiesz jak długo zbierałam się, żeby zacząć czytać opowiadanie od początku. Już dawno dawno temu dodałam się do obserwatorów, ale dopiero teraz, gdy całe wakacje robią się już zbyt nudne, zaczęłam nadrabiać zaległości na innych blogach i gdy zobaczyłam że dodałaś już ten rozdział, postanowiłam sobie, że teraz to już muszę wszystko przeczytać i w końcu napisać ten mój zawiły i niezbyt ciekawy komentarz.
    Odnosząc się do wszystkich poprzednich rozdziałów, to czasami zdarza się, że powtarzają się niektóre fragmenty. Myślę, ze to po prostu jakaś pomyłka w trakcie publikowania albo coś w tym stylu. Niezliczona ilość stron w Wordzie składająca się na każdy rozdział wywołała u mnie dwie skrajnie różne reakcje. Jedna była taka, że przeraziła mnie ta ilość oraz zastanowiła tak jak jeszcze nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ile Ty musisz spędzać czasu na pisaniu? No i ile czasu zajmuje Ci napisanie takiego długiego rozdziału. A moja druga reakcja? To wielki banan na twarzy, gdyż uwielbiam czytać, a takie długości wywołują u mnie radość, gdyż trzeba zagłębić się w historię na o wiele dłużej niż na te kilkanaście minut ;-)
    Cała akcja jest wartka i spójna, a do tego nie jest prosta, lecz bardzo zawiła i trudna do rozgryzienia. Jestem pod wielkim wrażeniem, że potrafisz napisać coś tak zawiłego i się w tym wszystkim nie pogubić ;-), ale też jestem Ci bardzo wdzięczna, za tak wspaniałe teksty, którymi dajesz nam, czytelnikom, się cieszyć.
    Uwielbiam Blacków, uwielbiam Jamesa i Lily, a najbardziej uwielbiam w Twoim opowiadaniu to, że nie poprzestałaś tylko na tych głównych bohaterach, których znamy z książek JKR, ale też dodałaś tak wiele nowych, autorskich i idealnie wykreowanych.
    No, nie będę więcej się tutaj rozpisywać. Powiem tylko, że ostatnia kłótnia Lili i Jamesa wyszła ci naprawdę zaje**ście! Tak bardzo lubię czytać te ich docinki i w ogóle, że ta kłótnia to był chyba jeden z najfajniejszych momentów tego rozdziału. No i jestem taka ciekawa co będzie dalej, że już nie mogę się doczekać kiedy będzie nowy rozdział ;-)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny!
    Cathleen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeeeej :*
      Nawet nie masz pojęcia, jak ucieszyłam się na Twój komentarz. Wiem, że powtarzam to do znudzenia, ale uwielbiam widzieć "nowe" twarze, a już w ogóle uwielbiam jak zostawiają po sobie ślad... a JEŚLI ten ślad jest jeszcze tak długi, miły i motywujący jak Twój to już w ogóle... nic innego nie potrzebuję do szczęścia :D. Tak wiec zacznę od podziękowania, pewnie będę dziękować przez całą rozciągłosć mojej odpowiedzi na Twój komentarz i tym pewnie też zakończę, ale dobra. Nie krakamy,
      Jeśli chodzi o te dublujące się fragmenty, to jest wina mojego nowego Worda. Na 2007 nie miałam takiego problemu, a 13 cały czas robi mi jakiś numer. Fragmenty jak przechodzą na drugą kartkę to się jakby "odbijają". Kiedy czytam na Wordzie to te odbicie się przesuwa z jednej na drugą kartkę, ale gdy kopiuję ten fragment to kopiuje się i odbicie, i normalny fragment ;x. Przed publikacją szybko ogarniam wzrokiem, czy znowu mi takiego numeru nie zrobiło, ale nie zawsze wszytsko wyłapię... dobra - nie czarujmy - przy mojej spostrzegawczości prawie nic nie jest wyłapane. Ale dzięki za zwrócenie uwagi, jeszcze raz wszystko przewertuję :D.
      Wiesz... to nie trwa tak długo jak mogłoby się wydawać, bo przy dobrej wenie mam stałe tempo pisania - strona A4 na 20 minut. Kiedy mam baaardzo dużo weny to idzie strona A4 na 10 minut. W ten sposób zwykle w godzinę mam cztery strony. A że zwykle stron jest ok. 20-25, to pisanie zwykle zajmuje 6-7 godzin :D. Gorzej jak weny nie mam. Wtedy jest źle.
      Pjona! Niech żyją moliki książkowe :D.
      Dziękuję ci bardzo za miłe słowa <3. Nawet nie wiesz, ile to mnie dla znaczy. Ciężko mi uwierzyć, że komuś mogą się wgl PODOBAĆ moje wypociny, a fakt, że ktoś jest pod wrażeniem, tego co piszę... nie, to mi się po prostu nie mieści w głowie xD. Dziękuję, dziękuję, dziękuję <333.
      Poozdrawiam i całuję :*
      3maj się :*
      Abigail

      Usuń
  12. Abigail, mam nadzieję, że nowy rozdział dodasz szybko i będzie w nim dużo Lily i Jamesa, bo ten parring chyba mi się nigdy nie znudzi. Fajnie, że akcja trochę się nakręca, ale obawiam się, że się w tym wszystkim pogubię, więc dobrze, że niedługo wszystko się zacznie wyjaśniać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może lekko ostudzę Twój zapał, ale Jily się pokłóciło i trzeba się tego trzymać ;c. Akcja się do końca jeszcze nie nakręciła (;>), ale faktycznie, jesteśmy praawie na półmetku tego nakręcenia i wkrótce przyjdzie czas na sezon wyjaśnień :D. Dzięki za komentarz :*
      Abigail

      Usuń
  13. Matko -____- Komentarze mi świrują. W ogóle dałabym sobie głowę odciąc, że komentowałam O.o wybacz, ten poślizg... jestem beznadziejna -,-

    O kurcze! Widzę, że Snape już się robi zimnym draniem :D :D Ale to słodkie :D
    Lily i James - pierwsza klasa i te pogryzione buty O.o xD padłam ze śmiechu!
    Ten Dorian to straszny burak, jest irytujący, chamski, denerwujący i lepiej, żeby go zamknęli zawsze we Wrzeszczącej Chacie i będzie spokój xD
    Mam nadzieję, że wycieczka Lily do Hogsmede z tym emmmm nie powiem co :D nie dojdzie jednak do skutki, hm? :P Błagam no!!!! <3
    A tak w ogóle... boskie są te twoje kłótnie Lilki i Jamesa :D ah uwielbiam to czytać ;*

    u mnie prolog, a dziś może będzie rozdział I ( trudno w to uwierzyć, ale wróciłam na zawsze szepty-losu ) jeśli chcesz oczywka, nie zmuszam ;) :****

    WENY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nie jesteś beznadziejna ;*. To ja znowu się spóźniałam... czy ty usunęłaś bloga, kochana? Bo jakoś nie mogę na niego wejść ;x.
      Moment z butami skradł cały blask rozdziału... kurde xD.
      HAhahah.... to jest dobry pomysł :D. On pasowałby to Wrzeszczącej Chaty. W ogóle określenie BURAK jest takie... trafne po prostu xD. Chyba użyję go w następnym rozdziale xD.
      Zobaczymy ;>.
      Dziękuję ślicznie za komenatrz ;***
      Pozdrawiam,
      Abigail

      Usuń
  14. O! Nowy wygląd bloga jest po prostu mega! Nie ma już tego lekkiego chaosu, a główne zdjęcie jest po prostu urocze ;) Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :*. Miałam nadzieję, że uda mi się tutaj trochę ogarnąć, bo sama już gubiłam się we własnym chaosie :D.

      Usuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Theme by Lydia Credits: X, X