25.10.2014

18.4. Sylwester w Dolinie Godryka

Poprzednio
James i Syriusz zapraszają dziewczyny na Sylwestra do siebie. James spotyka się z Mary McDonald, swoją byłą dziewczyną, z którą w przeszłości zerwał w tajemniczej przyczyny, ale teraz sądzi, że Mary się zmieniła, chociaż to lekko mija się z prawdą. Marlena przyjeżdża na kotylion, gdzie zostaje ośmieszona. Dowiaduje się, że na ekskluzywnym balu znalazła się tylko dlatego, że jej rodzina chce znaleźć dla niej kandydata na męża, którego majątek mógłby uratować McKinnonów przed bankructwem. Z kolei Belle Potter bez zgody swojej podopiecznej, wydaje zgodę na niebezpieczny zabieg dla Hestii, który może uszkodzić jej pamięć.

„W obliczu prawdziwej miłości nie można się poddawać , nawet jeśli jej obiekt Cię o to błaga.”
- Josh Schwartz & Stephanie Savage (twórcy Plotkary)

23.00


W tym samym momencie, gdy w sercu Dorcas Meadowes bez wątpienia rozpętała się burza, jej nastrój przełożył się na zjawiska meteorologiczne. Błyskawica rozdarła niebo, a na rynnę z głośnym brzdękiem spadły liczne bryłki lodu, zwane gradzinami. Ludność Doliny Godryka, która wyszła świętować nadchodzący Nowy Rok na rynek, z jękami zawodu okryła się płaszczami i, chowając głowę między ramiona, pobiegła do swoich domów, pogodzona już z faktem, że Sylwester zakończy się po prostu odsłuchaniem radiowej audycji z rankingiem największych przebojów siedemdziesiątego szóstego. 


Mary McDonald rękawem bluzki przetarła zaparowaną szybę w pokoju Jimmy’ ego, aż uformowała wystarczającą szparę, by spojrzeć przez nią na ulicę. Luise Morgenstern otwierała właśnie bramę do domu Potterów, mając nadzieję, że będzie mogła się u nich wysuszyć. Towarzyszyła jej siostra, Alice. Jamesa ani nawet tej wywłoki, Evans, nigdzie nie było. 
─ To nie jest śmieszne – usłyszała słodziutki głosik Emmeliny, która chwytając się pod boki, podjęła próbę moralizacji zdegenerowanego towarzystwa. – Wiecie, że oni mogą się udusić w tej szafie?
Och, kogo obchodzi w tej chwili Black i Meadowes?! Mary musiała natychmiast zobaczyć Jamesa. Tu już nie chodziło o chęć odseparowania go od Lily. Opracowała już przecież plan doskonały, który niestety zakończył się fiaskiem. Mając na uwadze fakt, że jej plany nigdy nie kończą się fiaskiem, ktoś równie przebiegły i nieustępliwy (zapewne Black) musiał maczać w tym palce. Zresztą, to już nieważne! Podczas czekania udało jej się wymyślić coś nowego, notabene bardziej błyskotliwego. A poza tym Lily Evans, ta żałosna ćpunka, nigdy nie była dla niej przeszkodą.
Chociaż Mary posiadała umiejętność przewidywania następstw wydarzeń czy rozpracowywania toku myślenia wybranych osób, coś dzisiaj nie poszło jej po myśli. Potrzebowała Jamesa.  Tym razem przyświecał jej iście altruistyczny cel.
─ Mary – Emmelina położyła jej dłoń na ramieniu. – Zrób coś.
Rudowłosa roześmiała się, odwracając się do Titanicówny bokiem. Ewidentnie widać było, że Emma wcale nie przejmuje się marnym losem dwójki jej przyjaciół zamkniętych w szafie. Mogła ślubować wierność przyjaciółkom i oświadczać wszem i wobec, że się zmieniła, ale Mary przejrzała ją na wylot. Titanic dobrze zdawała sobie sprawę, że Meadowes działa na Syriusza inaczej niż inne dziewczyny, a zamknięcie w szafie daje mu i – nie czarujmy się, kompletnie bezsilnej Dorcas – niebywałą okazję do pewnych intymnych rzeczy. Emma nie mogła tego znieść. Zamiast niepokoju w jej oczach czaił się strach.
─ Gdzie jest James? – warknęła, czując, że opuszcza ją ochota nawet na pokpienie sobie z istoty tak żałosnej jak Emmelina. ─ Muszę z nim porozmawiać.
─ Syriusz i Dorcas utknęli w szafie. Nie sądzisz, że to jest teraz ciut ważniejsze?
Mary spiorunowała ją spojrzeniem.
─ Nie, nie sądzę, że ich prawdopodobna prokreacja jest w tym momencie ważniejsza.
Emmelina rozdziawiła usta jak ryba, ale natychmiast je zamknęła, zdając sobie sprawę, że tylko w niej zachowały się resztki empatii. Marley gdzieś zniknęła (jak zwykle, gdy mogłaby na coś się przydać), Peter zabawiał puste panienki jakąś opowieścią z drzewa sandałowego, Remus pukał bez sensu w szafę i powtarzał: „Syriuszu, to nie jest zabawne”, gdy tamten odkrzykiwał: „TO POTTER!”;  a Hestia biegała z whiskey po całym pokoju, robiąc piruety. Klasyka.
Przecież tu nie chodziło tylko o ich… no dobrze, o ich sposobność do prawdopodobnej prokreacji, ale o to, że są... hmm… niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy! Dori przecież praktycznie rozpłakała się, kiedy usłyszała, że szafy nie da się otworzyć. Syriusz zapewne też to przeżywa, ale nie daje po sobie poznać, jak prawdziwy macho. Emmelina o mało się nie zarumieniła na samą myśl. Na szczęście w porę przypomniała sobie, jak bardzo Syriusz jest dla niej nieważny.
Blondynka poczuła, że narasta w niej panika. Mogła ostatni czasy nawiązać swoiste porozumienie z Dorcas, ale to jednak wciąż nie znaczyło, że jej ufa! W porządku, zerwała z Syrim i nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale to nie znaczy, że chce, żeby obściskiwał się w szafie z Meadowes! Ich gierki raniły ją przez cały poprzedni semestr i wciąż ciężko jej było się nim przyglądać. Musiała wydostać parę z tej szafy, nawet jeśli to oznaczało, że wypadnie z tego domu pomimo burzy i przetrząśnie całą Dolinę Godryka i okolice w poszukiwaniu Jamesa Pottera, osobę odpowiedzialną za to szaleństwo.
─  When I know I come back… on my knees someday! – zanuciła pijacko Hestia. Nie mogła dokończyć piosenki, bo wtedy właśnie potknęła sie o własne nogi i runęła jak długa na dywan, śmiejąc się maniakalnie.
Remus przerwał na chwilę pukanie w drzwi szafy i spojrzał na nią z niesmakiem. Mary uśmiechnęła się delikatnie. Jones z pewnością zrobi dzisiaj w takim stanie jakąś głupotę, a przyglądanie się ludzkiej ułomności od zawsze należało do ulubionych rozrywek McDonald.
─ Nic mi nie jest – wydukała Hestia, podnosząc się z podłogi. Whisky zaplamiło całą jej koszulkę.
─ Idź do łóżka – zaproponowała jej ze złośliwym uśmiechem Mary. Emma spojrzała na nią ze złością i szturchnęła lekko w ramię.
─ SYRI I DOR, MARY! – wybuchnęła, czując narastającą irytację. – Skupmy się na tym, dobrze?!
─ Nie otworzę ci tej szafy – wzruszyła ramionami. – Nie mam siedemnastu lat.
─ Marley ma – zauważyła rezolutnie Emma. – Ty jesteś mózgiem, a ona prawą ręką operacji. Powiedz, jak ich uwolnić, a ja po nią polecę. 
Mary uśmiechnęła się złośliwie. Dobrze wiedziała, że akurat ta szafa padła w przeszłości ofiarą eksperymentów Setha Pottera przez co stała się odporna na magię. Belle kazała otworzyć ją tylko raz, kiedy zorientowała się, że w środku zostały jej ulubione kozaki. James wyłamał wtedy zamek.
Teraz, gdy w szafie nie było zamka na klucz, a została ona zatrzaśnięta i zamknęła się na amen przez skutek uboczny zaklęcia pana Pottera, można było ją otworzyć tylko w jeden sposób – wyważając drzwi. A póki co nie nudziła się tak bardzo, żeby kazać to zrobić.
Emmelina patrzała jej w oczy błagalnie przez kilka następnych sekund, ale szybko zorientowała się, że nic nie wskóra i z obrażoną miną wypadła z pokoju. Za nią potoczył się dźwięk skrzypiących schodów, z których zbiegała na dół, szukając tam szczęścia. Mary wywróciła oczami i, dla zabawy uwalniając trochę uroku wili, wróciła do wyglądania przez okno.
Kątem oka zauważyła, że Remus wrócił do walenia bezsensownie w drzwi, Peter posłał ku niej spojrzenie pełne uwielbienia, a Hestia wywróciła się jeszcze kilka razy, idąc za Emmeliną na dół.
─ Łapo, ale proszę cię, przestań!
─ TO. BYŁ. POTTER.
Och, tak! Mary chciałaby usłyszeć, co Jamie odpowiedziałby Blackowi, gdyby słyszał te wyssane z palca opowieści. Chyba nikt z mózgiem, no może oprócz Meadowes i Titanic, nie wierzył w to, że Potter kazał zamknąć go i Meadowes w szafie, najwyraźniej przekazując komunikaty przez mugolskie walkie-talkie ze sklepu monopolowego, gdzie zaszył się z Ev… zaraz, zaraz!
Dziewczyna natychmiast zeskoczyła z parapetu i podbiegła do szafy, popychając Lupina na ścianę. Gniew zaślepiał ją do tego stopnia, że byłaby w stanie wyrwać drzwiczki z wyważonym zamkiem gołymi rękami, tylko po to, by wydostać stamtąd Blacka i urwać mu głowę.
─ BLACK! – wrzasnęła. – COŚ TY ZROBIŁ?!
─ To. Był. Pott… eee! McDziwka? – zdumiał się Syriusz.
─ Nie, twoja matka! – warknęła, rozdrażniona. – Natychmiast wyśpiewaj mi wszystko, co wiesz o Jamesie, a dokładniej jego dzisiejszych zajęciach. Inaczej zrzucę tę szafę z okna, a WIESZ, że jestem w stanie to zrobić.
Syriusz zamilkł. Mary już chciała wezwać tu gromadkę pijanych chłopaków, którzy wspólnymi siłami byliby w stanie udźwignąć szafę, gdy nieoczekiwanie Meadowes odzyskała mowę:
─ POWIEDZ JEJ, BLACK!
Następnie z wnętrza szafy rozległ się jakiś niezidentyfikowany dźwięk, brzmiący nieco upiornie.
─ Założyliśmy się! On i Evans nie wrócą, jeśli nie wyjdę z tej szafy.
A więc tak się bawimy, panie Black? Mary zaczerwieniła się ze złości. Nie miała zamiaru dać się zaszantażować! To była jej broń! Za kogo ta kreatura się miała, że śmiała w ogóle jej zagrozić?! Odkaszlnęła głośno i z wściekłością wlepiła wzrok w Remusa Lupina, wpatrującego się w nią z lekkim zażenowaniem.
─ Proszę, idź do PIWNICY, gdzie pan Seth trzyma swoje mugolskie zabawki i przynieś mi PIŁĘ. NATYCHMIAST!

***

Zeszłoroczny Sylwester, ale zupełnie inna część Doliny Godryka

Syriusz może i nie był najbardziej odpowiedzialnym człowiekiem tego świata, dobrze – bądźmy tu szczerzy – nie kwalifikował się nawet do pierwszej setki, ale mógłby wysłać do podobnego rankingu swoje zgłoszenie, gdyby tylko naprawdę się postarał, na co nie miał ani czasu, ani ambicji. Osoby, które znały go lepiej, wiedziały, że Black urodził się z zainstalowanym włącznikiem i wyłącznikiem rozwagi, a swój tryb zmieniał tylko w wyniku potężnej i skutecznej prowokacji. 
I to właśnie spotkało go po raz pierwszy w tym roku. W Sylwestra.
Przemierzając przez znajome uliczki Doliny Godryka, z każdym krokiem robił się coraz bardziej odpowiedzialny, a gdy już trafił na ulicę Abbota, przybrał nawet poważną minę. Okolica w jakiś zakręcony sposób przypominała mu Grimmauld Place i przypuszczał, że nawet gdyby chciał się rozluźnić, nie byłby w stanie.
Próg nowego domu DeVittów przekroczył tylko raz w życiu, szukając Jamesa. Nigdy nie przepadał za tą rodziną, zwykł nawet nazywać ich „kosmitami”, bo w całym swoim życiu nie spotkał do tego stopnia konserwatywnych ludzi, którzy z nieznanych nikomu powodów, chcieli zgrywać wyluzowanych i nowoczesnych. Dobrze wiedział, że choć DeVittowie trzymali z van Weertami, Potterami czy Nassami, w głębi serca pragnęli eksterminacji wszystkich mugolaków gorliwiej niż wszyscy Blackowie w jego rodzie. Z tego co słyszał, pan DeVitt trafił nawet do Azkabanu za napaść na mugoli, a jego żona pijaczka tłukła własne dzieci.
Za Skye również nie przepadał, głównie dlatego, że nie należała do osób rozpoznawalnych, a raczej i jej uroda, i temperament, charakteryzowały się  skrajną przeciętnością.  James ją lubił i głównie dlatego Syriusz w ogóle zainteresował się, jak jej na imię, a gdyby nie to, Black na pewno nigdy nie dowiedziałby się o istnieniu kogoś takiego jak Skye DeVitt.
Kiedy wśród gęsto rozmieszczonych starych kamienic, znalazł tę, którą na własność wynajęła rodzina, o której mowa, musiał dać sobie kilka sekund, by zebrać się w sobie i zapukać do drzwi.
Rogacz na pewno nie byłby zadowolony z tego, że Syriusz tu przychodzi. Bądź co bądź od feralnego obozu w wakacje słowa nie zamienił z nikim, kto nie miał na nazwisko McDonald i był wtedy we Flers, a Skye w ogóle unikał jak ognia. Nawet z nim, Syriuszem, spędzał czas jak za karę. Gdyby dowiedział się, gdzie Black teraz się znajduje, niewykluczone, że kontakt między nimi zostałby doszczętnie zerwany. Z drugiej jednak strony James był jego najlepszym przyjacielem, a Łapa straciłby do siebie resztki szacunku, gdyby nie próbował wyciągnąć go z bagna, w które wpadł.
Zapukał. Po kilku chwilach usłyszała głośne kroki zza drzwi.
─ Szczęśliwego Nowego Roku – mruknęła Skye, wpuszczając go do sieni. Syriusz aż przetarł oczy na widok dziewczyny.
Minę miała mizerną, włosy rozczochrane i tłuste, a na siebie włożyła starą, dziurawą (ale nie w ciekawych miejscach) piżamę. Na policzkach i łydkach roiło się od zielono-fioletowych sińców, a przez usta i nos przechodziła długa, pionowa szrama.
─ Co… co z tobą? – wydukał, zdejmując buty. Skye wzruszyła ramionami, przecierając zmęczone oczy.
─ Dlaczego przyszedłeś? – mruknęła, bardziej do siebie, niż do niego. – Mówiłam już, że tego nie zrobię.
─ Miałem nadzieję, że zmienisz zdanie.
─ Nie zmienię.
Syriusz pokiwał głową. Nie mógł zaprzeczyć, że się tego spodziewał. Nieważne, jak bardzo Skye kochałaby się w Jamesie, raczej nie wydałaby własnego brata przed sądem, mimo że był niezaprzeczalnie winny. Nawet sam Łapa, chociaż nienawidził Regulusa tak mocno, jak tylko był w stanie, nie miał pewności, czy potrafiłby wystąpić przeciwko niemu i skazać go na Azkaban. Jeśli chodziłoby o ojca czy chociażby matkę, nie miałby podobnych skrupułów, ale do Regulusa czuł mimowolnie pewien sentyment, jakby podświadomość podpowiadała mu, że jego brat nie jest do końca stracony. Oczywiście, co innego jego głupio mądry brat, któremu zdaje się, że szkodzi, a naprawdę tego nie robi, a co innego Elijah DeVitt, ale pomimo tego Syriusz był w stanie częściowo zrozumieć Skye.
Co nie zmienia faktu, że spodziewał się po niej więcej.
─ Tu chodzi o niewinnych ludzi, Skye. Oni będą płacić za grzechy twojego brata, a…
─ On nic nie zrobił! – fuknęła dziewczyna, tupiąc nogą. – Nawet nie zna tego walniętego Deana!
Syriusz spojrzał w jej oczy ze zmęczeniem. Nie miał ochoty ani czasu, by wałkować ten temat po raz drugi. Wierzył w winę DeVittów, ewentualnie zamieszałby jeszcze Kenny’ ego McDonalda, ale nie wierzył, że żaden z nich nie sprowadził Walkerów i tym samym przyczynił się do katastrofy.
Mierzyli się spojrzeniami przez jeszcze długi czas, a tę osobliwą wojnę, po wielu trudach i znojach, wygrał Syriusz. Skye, z nieukrywaną niechęcią, zaprosiła go do środka:
Dom DeVittów nie miał holu i z sieni wchodziło się bezpośrednio do bawialni. Pokój urządzono raczej skromnie, bo jedynymi meblami były dwa fotele, rozpadająca się kanapa i stolik na kawę. Prócz tego całe pomieszczenie siało pustką, a choć kamienica i dobytek DeVittów należał do naprawdę pokaźnych, Black przypuszczał, że reszta domu też tak wygląda. Możliwe też, że kryzys dopadł i osoby z największym wężem w kieszeni, skoro zaatakował rodziny tak dobrze usytuowane jak Potterowie czy Chamberlainowie.
Syriusz usiadł na jeden fotel, a Skye zajęła kanapę. W domu oprócz nich nie było nikogo.
─ Wiesz przecież, że bardzo żałuję Jamesa – mruknęła dziewczyna po kilku głębszych wdechach. – Ale on też nie jest niewinny. Przecież poniekąd faktycznie zaatakował wtedy Phila. ZAATAKOWAŁ WŁASNEGO KUZYNA.
─ Tu chodziło o tę dziewczynę – mruknął Syriusz, pamiętając, że w towarzystwie Skye nie wypada mówić o Serenie. ─ Znasz Jamesa – spojrzał na nią porozumiewawczo. – Robi wszystko, by uchronić tych, na których mu zależy, a jak już ktoś zajdzie mu za skórę… ─ pokręcił głową.
─ To dobry chłopak – potwierdziła Skye, mimo że ewidentnie ciężko jej było skleić pozytywne zdanie na jego temat. ─ Szalony, ale dobry – westchnęła ciężko.
Przez te wszystkie westchnięcia i smutne uśmiechy, dziewczyna sprawiła, że Syriuszowi zrobio się jej żal. Wciąż była tak beznadziejnie zadurzona w Rogasiu i wciąż tak beznadziejnie liczyła na to, ż e on to dostrzeże…
Pomimo Sereny, Mary, Lily Evans i wszystkich tych innych dziewczyn, które dla Jamesa były czymś więcej niż zwykłymi zabawkami, Syriusz skłaniał się do powiedzenia, że jego związek ze Skye wychodził i wyszedłby mu na dobre, gdyby do niego wrócił. Wśród tych wszystkich egocentrycznych i nieźle kopniętych niewiast, DeVitt prezentowała się najlepiej, bo ani nie była wilą, ani manipulantką, ani histeryczką, ani maniakalną feministką. Zgoda, tych dwoje pasowało do siebie jak pięść do nosa, ale przynajmniej nie podżegali się do żałosnych występków, a Skye potrafiła trzymać Jamesa w karbach. 
Szkoda, że jego przyjaciel nigdy do tej pory nie pomyślał, co byłoby dla niego dobre.
─ Seth nie zmienił zdania? – spytała nagle Skye, którą wreszcie przejął los swojego byłego chłopaka.
─ Potterowie wyrazili się na ten temat dość jasno.
Zapadło milczenie. DeVitt przetarła dłonią twarz, szukając złotego środka w tej całej sytuacji. Nie chciała, żeby James miał kłopoty, ale też nie mogła zeznawać przed Wizetgamotem przeciwko swojemu rodzonemu bratu, który tym razem naprawdę nie zawinił! Włoski na szyi zjeżyły jej się, gdy doszła do brutalnego rozwiązania.
Syriusz zauważył wyraźną zmianę w jej zachowaniu. Znał dobrze charakter dziewczyny i wiedział, że zdesperowana – podobnie jak James – jest w stanie wymyślić coś tak przebiegłego, że mogłaby przechytrzyć mistrza zbrodni – samą Mary McDonald… zaraz, zaraz! Czy właśnie nie tak najskuteczniej ją sprowokuje?
─ On… martwię się o niego – zająknął się Syriusz, oblizując nerwowo wargi. – Teraz, kiedy spotyka się z Mary McDonald… ─ pokręcił głową ─ najbardziej pojebaną osobą na świecie…
Skye kiwnęła głową, wciąż zamyślona.
─ Boję się, gdzie zajdzie ta ich relacja – drążył. – Z Jamesem jest gorzej i gorzej z dnia na dzień, a Mary ma dar do psucia ludzi… Zresztą to chyba domena McDonaldów, nie zgodzisz się?
─ Brat Mary będzie odpowiadał przed sądem, prawda? – odezwała się wreszcie, szczerze roztrzęsionym głosem. – Kenny. Rowle’ owie nie zdołają go z tego wyciągnąć bez szwanku.
─ Jest z nim bardzo źle – potwierdził. – Od wyjazdu Sereny Marceau nieustannie robi coś głupiego.  
Wzmianka o Serenie wyraźnie zabolała Skye do żywego, ale na jej twarzy pojawiła się charakterystyczna zmarszczka, świadcząca o jej determinacji. Wpadła na coś! Znalazła rozwiązanie!
Dziewczyna przygryzła dolną wargę, ale zmarszczka nie opuszczała jej czoła. Syriusz nie odzywał się przez ładne parę minut, pewny, że DeVitt jest sprowokowana wystarczająco, by zrobić coś obrzydliwie skutecznego.
─ Mówiłeś, że Belle i Seth są skłonni zrobić wszystko, byle uchronić Jamesa, prawda? – spytała, wlepiając swoje wielkie, brązowe oczy prosto w niego.
Syriusz zmarszczył brwi, ale pokiwał głową. Nie wątpił, że Potterowie nie cofną się przed niczym, byle tylko dopomóc swojemu jedynemu synowi. Skye uśmiechnęła się niepewnie.
─ Nawet pogrążą kogoś niewinnego?
Black zamrugał. Czy Skye zgodziła się w końcu zeznawać przeciw bratu? Czy posunęłaby się do czegoś takiego? Może. Ale w takim razie po co mieszała do tego Setha i Belle?
Dziewczyna wpatrywała się w niego z oczekiwaniem, ale chłopak pokręcił głową na znak, że nie rozumie. DeVitt ponownie przygryzła dolną wargę.
─ Pomyśl, Syriuszu – kto oprócz Jamesa, mojego brata albo Kenny’ ego, którego nie ma co w to mieszać, bo i tak już ma wyrok, mógłby chcieć śmierci Phila van Weerta? Kto przez niego musiał wyjechać z Francji? Kto został zmuszony do poślubienia go? Kto był przez niego tak źle traktowany?
Syriusz wydał z siebie zduszony okrzyk. Zrozumiał. Tylko jedna osoba mogła mieć jak James albo dwójka ćpunów-starszych braci, jakikolwiek motyw do usunięcia siostrzeńca Belle z powierzchni ziemi. May, ze względu na to, że jest niepoczytalna i…
…i Serena Marceau.
 Skye chciała pogrążyć Serenę Marceau.
─ Przekonać Potterów to pestka, van Weertowie też pewnie kupią tę wersję… chyba nawet McDonaldowie mogą nam pomóc, w końcu Mary JEJ NIENAWIDZI.
─ Ale te wszystkie koligacje między nimi mogą przeszkadzać – pokręciła głową Skye. – Kenny i pani N. jej nie wydadzą… możemy jednak uzyskać poparcie Rowle’ ów, a oni jakoś już to popchną.
Syriusz pokiwał głową.
─ James w życiu się na to nie zgodzi.
─ Nie będzie wiedział – prychnęła Skye. – Zorganizujemy wszystko w tajemnicy, nie mówiąc nic Nassom ani Jamesowi.
Łapa syknął. Miał wrażenie, że znalazł się w kropce, bo żadne rozwiązanie nie byłoby doskonałe. Obarczenie Sereny z pewnością by poskutkowało, a przeciw niej zwrócone było tak wiele osób, że bez problemów znalazłoby się świadków. Jeśliby pogrążyliby ją, nie dość, że James z oskarżonego stałby się ofiarą, to jeszcze van Weertowie przestaliby odcinać Potterów od pieniędzy i znalazłyby się pieniądze na pomoc dla May.
Z drugiej strony Serena nic nie zrobiła, a w dodatku była w ciąży. Mimo tych wszystkich nieporozumień, Marceau i on się przyjaźnili, a wkręcenie ją w zabójstwo jej własnego narzeczonego, byłoby po prostu wstrętne.
Ale czy nie byłoby mniejszym złem? W końcu James jest niewinny, a prawdziwe przyczyny zgonu Phila van Weerta są tak niewiarygodne, że Wizetgamot w życiu by ich nie kupił. Pogrążając Serenę, nie dość, że uratowałby najlepszego kumpla, to jeszcze pomógł rodzinie, która zapewniła mu dach nad głową…
─ James nabierze podejrzeń – westchnął ciężko. – Jeśli nie dojdzie do rozprawy, zacznie się pytać, co się stało. Musimy zaaranżować, że zaaresztowano kogoś innego.
─ Nie tyle, co zaaresztowano, ale wykupiono – zaoponowała Skye. – Przecież wiesz, jak wygląda czarodziejskie prawo. Wygrywa albo czystokrwisty albo z pełną kieszenią.
─ Ktoś, kto przekupiłby sędziego musiałby być kilkanaście razy bogatszy od van Weertów. Jedyną osobą, która ma takie wpływy jestem ja albo mój brat. Ja odpadam, bo zostałem wydziedziczony, a Regulusa w to nie wmieszamy.
Skye roześmiała się.
─ Jest jeszcze jedna rodzina, która bogactwem prawie dorównuje Blackom, i która nienawidzi Sereny tak bardzo, że byłaby w stanie wszystko zaaranżować. Wiesz, nie wstydziliby się wystawić kogoś, kto w mniemaniu Jamesa i Mary zostałby odkupiony…
─ Kto?
─ Mówi ci coś nazwisko Rowle? A dokładniej Angelo?

***
ok. 23.30
Donna Summer - Love to love you baby


Dorcas nie twierdziła, że połączenie woni naftaliny, piżma i bergamoty od początku nie przyprawiało jej o nieprzyjemne zawrotu głowy, ale po kilku minutach wdychania tego zapachu w klaustrofobicznej szafie, w której mieściła się ledwo ona, Syriusz i parę garsonek; doszła do wniosku, że ten odór już wydał na niej wyrok śmierci. Z nim – i z Blackiem – dłużej już nie pociągnie. Oparła głowę o wewnętrzną ścianę szafy, przymknęła powieki (nie tak mocno, jakby robiła to ze strachu, ani nie tak lekko, jakby zasypiała) i rozluźniła mięśnie, mając nadzieję, że wygląda przynajmniej w połowie tak wzruszająco, jak Elaine z Shalott, o której legendę czytała dwa dni temu, gdy podebrała panu Ethanowi zbiór legend arturiańskich. Nawet rozpuściła włosy od tak, dla klimatu.
Gdyby Dorcas przygotowywała tę stylizację, żeby nacieszyć patrzałki Blacka – co, oczywiście, nawet jej przez myśl nie przeszło – powinna liczyć się z tym, że Syriusz w tych egipskich ciemnościach ledwo widział własne palce, a co dopiero jej pozę do umierania. Całe szczęście, że nie o to jej chodziło! Przecież Łapa nawet po kilku godzinach by nie zauważył całego przedstawienia, a ona zawracałaby sobie tylko niepotrzebnie głowę tym, czy spojrzał i teraz rozpływa się w istocie jej urody, czy jednak zerknął i zostawił to bez komentarza (nawet tamta Dorcas nie przypuszczałaby, że może nie spojrzeć w ogóle). Podobne kłopotanie zepsułoby cały ten romantyczny nastrój.
Dorcas więc leżała, konając na wewnętrznej ścianie szafy (i wsłuchując się w piękną symfonię wirtuoza strzelania gumką o nadgarstek, czyli Syriusza Blacka we własnej osobie), oczywiście myśląc jedynie o Lancelocie, Camelot i umieraniu, a NIE o jej towarzyszu. A incydent, gdy szturchnęła go nogą o plecy, jakby chciała żeby na nią zerknął, był tylko i wyłącznie przypadkiem.  
─ Chcesz czegoś, Meadowes? – spytał z rozdrażnieniem Syriusz, wracając do strzelania z gumki.
Nie – prychnęła Dor. – Kopnęłam cię przypadkiem i przepraszam – przyznała, jak było w rzeczy samej.
Wcale nie chciała, żeby na nią spoglądał, mimo że wyglądała równie pięknie jak Elaine i podobnie jak ona z każdym jardem dalej od Shalott słabła, tak Dor słabła z każdym wdechem naftaliny, piżma i bergamoty (co, natebene, było najfatalniejszym zapachem wody kolońskiej na świecie, a lawendzie i bergamocie wcale nie zdarzało się mieć pewnej nuty zapachowej w jej odsłonie tego pachnidła, które Lily nazywała Amortencją). Ona skończyła z Blackiem. Nic dla niej nie znaczył. W ogóle.
Syriusz strzelił z gumki.
Black jest żałosnym babiarzem. Casanovą. Don Juanem. Męską dziwką. Tak, właśnie.
Strzał z gumki.
I wcale nie jest taki przystojny! Ma paskudne włosy. Czarne. Jakieś dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa ma taki kolor włosów. Nic takiego. A fryzura? Niby ma wyglądać nonszalancko, a naprawdę prezentuje się tak śmiesznie, jakby zrobił sobie trwałą. Black prawdopodobnie nie myje również włosów, bo są one prawie tak tłuste jak te Snape’ a. Dokładnie!
Strzał z gumki.
Już w ogóle nie warto marnować czasu na debaty o jego beznadziejnym charakterze. Evansówna miała rację – i Potter, i Black mają umysły góra czterolatków. Myślenie o nich w romantyczny sposób byłoby pedofilią.
Strzał z gumki.
A poza tym wieje od niego nudą. Jego poczucie humoru wcale nie jest błyskotliwe, a raczej… żałosne.
Strzał z gumki.
Dorcas mogła przysiąc, że na świecie nie istnieje równie irytujący dźwięk.
Strzał, strzał, strzał…
Gumka, gumka, gumka…
─ Przestań! – wykrzyknęła w nagłym przypływie irytacji. – Skoro i tak przyjdzie nam umierać w tym piekle, to chociaż spraw, żeby ostatnie minuty mojego życia nie były przepełnione tym… tym… – wycedziła, czując, że zaraz się rozpłacze. Ostatni czasy stała się taka emocjonalna!
Syriusz nie skomentował jej teorii o niechybnym końcu ich egzystencji, ale klasnął z uciechy i intuicyjnie przysunął się do niej tak, że zderzyli się nosami.
─ Skoro i tak przyjdzie nam umierać, lepiej zadbajmy o aktywne spożytkowanie naszych ostatnich minut – szepnął, pochylając się nad nią.
Ciężka woń bergamoty o mało nie zwaliła jej z nóg (o ile w ogóle mogła zwalić ją z nóg, biorąc pod uwagę fakt, że leżała na dnie zamkniętej szafy). Usta jej i Syriusza zetknęły się, ale Black nawet nie musnął jej warg, najwyraźniej oczekując, że to ona przejmie inicjatywę. Dor wyrwała się z jego objęć.
─ Jesteś pijany – zauważyła, kręcąc głową. – Strasznie śmierdzisz.
Syriusz wymamrotał coś pod nosem w stylu „no i co?”, ale odsunął się na „bezpieczną” odległość, a raczej na tyle bezpieczną, na ile Dorcas mogła się zorientować w środku ciemnej, ciasnej szafy.
Dorcas, szczerze zaskoczona, że obyło się bez targowania, proszenia, grożenia czy nawet interwencji fizycznej, zdecydowała się na odważny ruch – a mianowicie, na kontynuowanie rozmowy.
Prawdopodobnie po takim wstrząsie, jakim było zamknięcie w szafie z Blackiem, przeszła już niedowierzanie, zaprzeczanie, targowanie się czy też depresję. Przyszedł moment na akceptację. I stawienie czoła problemowi. A ponieważ same okoliczności były specyficzne, w identyczny sposób Dorcas rozpoczęła rozmowę:
─ Lily i James chyba jeszcze nie wrócili z wyprawy alkoholowej – zauważyła. Ze zdumieniem odnotowała, że Black uśmiecha się cwaniacko. – Wiesz… chyba Lily przyszłaby tu i zrobiła coś, by mi POMÓC. Chociażby KRZYCZĄC. W tym nie ma sobie równych…
Syriusz nie podjął tematu, co było dziwne, bo zwykle miał nastrój na obgadywanie Lily Evans.
Dorcas spróbowała jeszcze raz:
─ I chyba byśmy to usłyszeli. Jej krzyk, znaczy się. Wiesz… CIĘŻKO tego nie usłyszeć.
─ Nawet wrzask Evans nie dosłyszysz tu z Manchesteru.
─ CO?! – wykrzyknęła, wytrzeszczając oczy. ─ Czekaj… ─ zadumała się, przypominając sobie o pewnej sytuacji sprzed kilkunastu minut. ─ O TO CHODZIŁO CI, kiedy powiedziałeś Mary, że James nie wróci, jeśli nas nie wypuści? Myślałam, że ściemniasz!
Nie mieściło jej się w głowie, że Syriusz mógłby gdzieś uprowadzić swojego najlepszego kumpla i Lily, zwłaszcza, że praktycznie nie miał ku temu okazji. Dorcas odtworzyła w pamięci całą dzisiejszą imprezę: przez pierwszą godzinę stale obserwowała Blacka, z obawy, że może się do niej zbliżyć. Tańczyli. Pokłócili się o coś kompletnie bez sensu, a Meadowes zamknęła się z paroma innymi wyrzutkami w klitce singli i właśnie wtedy chłopak zniknął jej z oczu. Ile czasu minęło, nim wrócił tu z Hestią i innymi, żeby zagrać w siedem minut w niebie? Góra godzina? A może więcej? Zresztą, nieważne. Liczy się to, że podczas tej „godziny” zdążył nieźle się napić, znaleźć Lily i Jamesa, gdzieś ich zamknąć, wrócić, i jeszcze wejść z nią do szafy, z której nie ma wyjścia. Żeby zdążyć zrobić to wszystko, musiał mieć naprawdę zawrotne tempo, a Dor śmiała wątpić, że Syriuszowi chciałoby się tak latać tam i z powrotem. No chyba, że…
ZAKŁAD! Czy to nie jest to, co powiedział Mary – że on i James się założyli? Ale o co dokładnie…? Syriusz zatrzymał Lily i Rogacza gdzieś w Manchesterze, a on zamknął ją i Łapę w szafie? Chcieli zaaranżować scenerię do potencjalnej schadzki, czy co?
Chociaż nie widziała głowy, ani tym bardziej oczu Syriusza, czuła, że wlepia on w nią swoje spojrzenie.
─ Dobrze… jestem oficjalnie zaciekawiona – przyznała, przełykając głośno ślinę. ─ Co zrobiłeś Lily i Jamesowi?
Syriusz nachylił się nad nią tak, że choć wciąż go nie widziała, czuła jego oddech na swoim czole, a zapach piżma i bergamoty stał się tak intensywny, że Dor zakręciło się w głowie.
─ Zostawiłem ich samych na szczycie diabelskiego młyna.
Diabelskiego młyna… diabelskiego młyna… Ach! Tej wielkiej karuzeli, w kształcie koła, do której przyczepione są siedzenia! Diabelski młyn widziała kiedyś, kiedy z Lily odwiedzała jej rodzinę we Włoszech, a młodszy kuzyn Evans błagał je praktycznie na kolanach, żeby wybrały się z nim do wesołego miasteczka, na młyńskie koło.
Zostawił ich na samym szczycie… OCH!
─ W sensie… TAK NAD ZIEMIĄ? – wydukała Dorcas, mrugając kilkakrotnie.
─ Taa…
─ Ona cię zabije.
─ Zapewne.
Mimo że temat zszedł na bolesną i przedwczesną śmierć Syriusza, chłopak nie wydawał się być przerażony, a wręcz dumny ze swojego wyczynu. Dorcas obiecała sobie w duchu, że jeśli zrobi on dzisiaj w stosunku do niej coś głupiego, to pomoże Lily w krwawej masakrze.
─ Też byś zabiła Jamesa, gdybyś przez niego utknęła ze mną na karuzeli?
Krew lałaby się strumieniami…, pomyślała.
─ Nie wiem – skłamała, by nie wyjść na spragnioną śmierci sadystkę.
─ To co byś zrobiła, gdybyś to ty wylądowała ze mną na karuzeli?
─ Chyba bym zeskoczyła.
─ Tak?
─ No.
Syriusz zadumał się. W jego oczach odbijało się rozbawienie, więc Dor poczuła, że zalewa ją fala niepewności. Przygryzła dolną wargę, przygotowując się na najgorsze.
─ A co byś zrobiła, gdybym utknął na karuzeli z EMMELINĄ? – padło pytanie, nie przerażające, jednak poniżej pasa.
Meadowes zamrugała. Przed oczami śmignął jej obraz Syriusza i Emmy, wiszących kilkanaście stóp nad ziemią, kiedy w tle wybuchają fajerwerki. Dziwna chęć mordu ponownie do niej wróciła.
─ Naprawdę chcesz, żebym powiedziała? ─ spytała, poprawiając nerwowo włosy. ─ Wiesz, jak już się rozmarzę, to tak na całość.
─ A więc tak to wygląda, piękna? Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, jednak wciąż wkurzasz się o Titanic?
─ Nie wkurzam się o Titanic! – warknęła, czując, że różowieje. ─ To na ciebie jestem zła, bo porzuciłeś moją przyjaciółkę na szczycie diabelskiego młyna!
─ Och, nie bądź taka dramatyczna.
Dorcas prychnęła głośno. Zapanowało milczenie, które zostało przerwane tym razem przez Blacka:
─ Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle myślisz, że ja sam chciałbym być na szczycie karuzeli z Tiatnic.
─ Bo była twoją dziewczyną! – syknęła, nie panując nad swoim gniewem. – A poza tym, tak się składa, że ZOSTAŁA MISS CZAROWNICY!
─ Emmelina – prychnął, jakby imię tej dziewczyny było jakąś okropną obelgą. – Gdzie jej tam do ciebie.
Dorcas przełknęła głośno ślinę. Ciężko jej było zachować resztki samokontroli, kiedy Syriusz Black – nieważne czy trzeźwy czy nie – mówił takie rzeczy. Gniew gdzieś wyparował, a zastąpiło go słodkie, naiwne uczucie, które, choć Dorcas wiedziała, że było zwykłym skutkiem kolejnej gierki Blacka, naprawdę poprawiło jej humor. Zniknęły nawet jej wizje własnej śmierci.
─ Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz wygrać zakład – pisnęła, czując, że bardziej czerwoną już być nie może. Syriusz chyba zorientował się, że przyśpieszył jej bicie serca, bo zachichotał.
─ Chemia – podsumował.
– Sugerujesz, że to moja wina? – wydukała biedna Dorcas, która do reszty straciła już samokontrolę.
─ Tak. To twoja wina, że się we mnie zakochałaś.
Meadowes już miała udowodnić Blackowi, kto tu jest w kim zakochany, gdzie nieoczekiwanie usłyszała dziwny trzask, a snob jasnego światła przeniknął do wnętrza szafy, a raczej tego, co z niej zostało.
Mary McDonald wycięła, wedle obietnicy, drzwi od szafy z miną godną uciekinierki z Munga.

***
0.00
Peter Pettigrew mógł z ręką na sercu powiedzieć, że bawił się dobrze, ale z równym przekonaniem również zaręczyć, że inaczej wyobrażał sobie swoją rolę na tej imprezie. Zwykle wpadał na wszystkie przyjęcia, o których wiedział, chociaż w przeciwieństwie do swoich najlepszych przyjaciół nigdy nie był na nich zbytnio widoczny. Ot co, znikał w tłumie niepopularnej warstwy społecznej.
Z początku nie miał z tym problemu – od dziecka zadowalał się własnym towarzystwem, zwłaszcza, że ani nie miał rodzeństwa, ani jego rodzice specjalnie się nim nie interesowali. Oboje byli bardzo zapracowani, cały zbierający się stres z Ministerstwa wyładowywali w domu, najczęściej na nim. Mieszkał w Manchesterze, a jedyni sąsiedzi w podobnym do niego wieku, jakich miał, to Greengrassi, niezbyt przyjaźni i raczej mało towarzyscy czy chociażby komunikatywni (Peter wciąż wątpił, że Martha i Jared potrafią czytać), a więc nie było mowy, że to oni rozjaśnialiby jałowe dni jego dzieciństwa. Peter w swoim pokoju zawiesił nawet kalendarz, w którym odliczał lata, miesiące i dni (a nawet – kiedy chciał poćwiczyć rachunki i akurat nie miał nic ciekawszego do roboty – godziny i minuty), kiedy odjedzie z całym pociągiem innych, zagubionych, samotnych odludków do Hogwartu – domu takich osób.
Jego rodzice niezbyt cieszyli się, kiedy otrzymał list z Hogwartu – ich stan można najlepiej opisać uczuciem ulgi – w końcu odpowiedzialność za Petera, producenta wszelakich kłopotów, na calutkie dziesięć miesięcy spadnie na Dumbledore’ a, a oni, wielce poważni ludzie będą mogli skupić się na równie poważnych rzeczach jak narzekanie na chlebodawców czy przypalanie puddingu świątecznego.
Nigdy nie zapomni pierwszego września siedemdziesiątego pierwszego. Był to dzień, który zamknął pierwszy, nieciekawy rozdział jego życia i otworzył wrota do nowego, wspaniałego świata. Wtedy spotkał swoich przyjaciół, którzy – tak jak się spodziewał – byli zagubieni, samotni i lekko dziwni.
On – zamknięty w sobie samotnik. Remus – wilkołak, nie potrafiący zaakceptować samego siebie. Syriusz – odrzucony przez patologiczną rodzinę, zapalczywy buntownik. A nawet James – lekko rozpieszczony, enigmatyczny chłopak, ze skłonnością do rozładowywania swoich problemów poprzez ataki na słabszych albo Ślizgonów. W pojedynkę zapewne zostaliby zagubionymi, samotnymi i lekko dziwnymi dzieciakami, takimi, którzy mogą tkwić w niepopularnej warstwie społecznej, ale razem stali się istną anomalią – lubianymi, cieszącymi się powodzeniem, ale WCIĄŻ lekko dziwnymi przyjaciółmi. Przyjaźń – to to, co ich połączyło. To na tym zbudowali swój wizerunek.
Przez pierwsze lata Peter nawet nie zastanawiał się, jak wyglądają ich relacje, za bardzo cieszył się, że znalazł prawdziwych druhów, osoby, w które wierzył i które – jak mu się zdawało – w niego wierzyły. Rozpierała go duma, że jest ćwiartką Huncwotów, grupy z potencjałem na największą legendę szkoły. Dopiero niedawno zaobserwował pewne pęknięcia w ich znajomości.
Po pierwsze – Peter wciąż był bardziej zagubiony, samotny i dziwny niż popularny i cieszący się powodzeniem.
Po drugie – chociaż w teorii był tą ćwiartką najpopularniejszej grupy Hogwartu, to w sumie nikt go wciąż nie znał z imienia.
Po trzecie – nawet jego przyjaciele traktowali go pobłażliwie, jak mniej ważnego, mało interesującego czy w ogóle upośledzonego. Na tyle nieważnego, że aż można całować się z jego dziewczyną.
Dobrze – to prawda, że okazało się, iż Jo jest lekko… zdemoralizowana. Prawdą jest również, że podobne sytuacje zdarzały się MILIARDY razy pomiędzy Jamesem a Syriuszem, ale warto zaznaczyć, że podkradali sobie oni dziewczyny dla zwykłego przekonania, a te panny nic dla nich nie znaczyły. On poczuł się urażony, zwłaszcza, że w przeszłości miewał mało dziewczyn (a przyznawał to, pomimo iż był osobą, która zaraziła cały Hogwart mononukleozą)., a żadna… no, żadna nie trzymała takiego poziomu jak Prewett. A Rogacz po fakcie dokonanym zachował się jakby nic się nie stało.
Ale niech będzie. Było, minęło. Peter nie miał ochoty marnować czasu i teraz do tego wracać.
Dlatego właśnie Pettigrew, przyzwyczajony do tego, że jest mniej znaczącym przyjacielem dla Jamesa czy Syriusza, przypuszczał, że przyjdzie mu znowu zbierać od kogoś jakieś zakłady albo sprzedawać alkohol za szalone sumy, kiedy go już zabraknie. Wtedy naprawdę można było dużo zarobić.
Nie. Odnalazł się w zupełnie nowej, NIESPOTYKANEJ dotąd roli.
─ Poważnie? ─ zarechotała Greta po wysłuchaniu kolejnej historii o tym, co on, Syriusz i James robili na swoich pamiętnych szlabanach u Slughorna. ─ I on się… on się nie domyślił?
─ Nie sądzę – potaknął Pettigrew, śmiertelnie poważnie. – Następnego dnia nawet podziękował nam za tak uroczy prezent.
                Całe zgromadzone wokół niego towarzystwo równocześnie zakryło dłonią usta.
                Słuchało ono już następnej przygody słynnych Huncwotów i najwyraźniej czuło się z tym bardzo dobrze. Peter rozumiał swoich kolegów – on i jego przyjaciele często zachwycali Hogwart swoimi wybornymi kawałami, a większość z nich owiana była pewną tajemnicą. Do tej pory ich koledzy zadawali sobie pytanie, jakim cudem udało im się wpuścić do szkoły żywego lwa czy przerobić na tykającą bombę w Święto Duchów dynię, spoczywającą na stole Ślizgonów w Wielkiej Sali. Teraz mieli szansę uzyskać odpowiedź.
A ludzie uwielbiają uczucie, kiedy rzeczy dotychczas niewytłumaczalne zaczynają się robić proste, realne i możliwe dla nich do zrealizowania, nawet jeśli mają zaraz potem o nich zapomnieć.
                Lecz jeszcze milszym od tamtego uczucia jest pewność, że ktoś słucha cię z uwagą i że stałeś się choć na parę sekund naprawdę ważny, nawet jeśli natychmiast po zdradzeniu sekretu wracasz do niepopularnej warstwy społecznej złożonej z samotnych, zagubionych i dziwnych dzieciaków.
                A Peter czuł podobną ważność przez prawie cały wieczór. I było mu miło.
         Zabawa skończyła się, kiedy Mary w przypływie szału z pomocą Chrisa Wooda wyważyła drzwi szafy, uwalniając Syriusza i Dorcas od niechybnej śmierci. Można by uznać to za nawet wspaniałomyślne, gdyby nie to, że natychmiast potem dostała białej gorączki i krzyczała do Blacka (a może Meadowes?) coś, co nikt oprócz jej samej nie rozumiał. Taka sensacja zaintrygowała prawie wszystkich jego słuchaczy nawet bardziej niż opowieść o dziwnej chorobie profesora Slughorna na trzecim roku.
                Prawie wszystkich, bo została przy nim Greta.
                Naprawdę lubił tę dziewczynę, mimo że nie była zbytnio ładna czy mądra. Miała w sobie dużo pokory. I starała się pozostać miłą i przyjazną w każdej sytuacji. Rzadka cecha we współczesnym świecie.
─ NIE ROZUMIESZ PO AGIELSKU?! – awanturowała się Mary, biegając za Syriuszem, który prowokacyjnie zasłaniał uszy dłońmi. – ILE MAM JESZCZE PYTAĆ – GDZIE. ON. JEST?!
─ Rogaś jest zajęty – podniósł ręce Black w obronnym geście. – Nic nie poradzę na to, że ONA też ma swoich znajomych.
─ Ale jakich znajomych, BLACK! – wrzeszczała, wymachując ramionami. Przypominała w tej chwili Evans jak nigdy wcześniej. – Kto w ogóle przyprowadził tu tę gówniarę? Nie zapraszałam jej!
─ Ja też – uciął Syriusz i zastukał w swój kieliszek. ─ Dwie minuty do północy, młodzieży! Puszczamy hit roku!
Z tymi słowami podkręcił odbiornik radiowy i rozległa się głośna, energiczna muzyka. Tak głośna, że nie było słychać nawet McDonald i jej pretensji.
Zauważył, że prawie wszyscy ruszyli w tany, łącząc się w pary, trójki, a nawet prymitywne kółeczka, więc – w nagłym przypływie odwagi – chwycił Gretę za rękę i zaciągnął na sam środek „parkietu”.
                Dziewczyna poróżowiała jak piwonia, mamrocząc pod nosem, że nie umie tańczyć. Peterowi zbytnio to nie przeszkadzało – on sam również nie wiódł prymu w tej dziedzinie.
                Syriuszowi hit roku okazał się wolnym kawałkiem. Peter szczerze mówiąc nigdy go nie słyszał, ale podejrzewał, że to niemagiczni muzyka, bo Potterowie, jako najwięksi fani mugoli, jakich znał, pewnie mieli w swoim domu tylko takie radio. Serce praktycznie mu stanęło, kiedy poczuł, że Greta wplata dłonie w jego włosy.
                Kołysali się powoli, w rytm muzyki, dopóki ktoś z tłumu pijacko nie wrzasnął:
─ DZIESIĘĆ!
                Kątem oka zauważył Syriusza, który już przy „DZIEWIĘĆ!” rozpoczął długi, francuski pocałunek z Dorcas. Kilkanaście par, w tym Hestia z jakimś chłopakiem, którego nie mógł rozpoznać, poszło w jego ślady.
                Greta oblizała nerwowo wargi, w tłumie wyłapując swoją puchońską koleżankę, która przyległa do pewnego chłopaka. Chyba czuła takie same skrępowanie, jak Peter, który myślał o teraźniejszych doznaniach swoich przyjaciół.  
                Żadne z nich specjalnie się nad tym nie zastanawiało, tak po prostu wyszło. Pół pokoju nagle zastygło w pocałunku, a strzała Amora przeszywała kolejne i kolejne pary. Fala namiętności zarażała wszystkich po kolei, nie omijając Grety i Petera.  
                W oknie pojawiły się fajerwerki.

***
0.00
                Marlena nie miała pojęcia, jakim cudem przetrzymała przez całą tę imprezę. Siedziała raczej na uboczu i kiedy podchodzili do niej podpici znajomi, uśmiechała się nieśmiało, ale w duchu obiecywała sobie, że do końca życia będzie wypominać im (zwłaszcza Hestii) niektóre incydenty z tej nocy.
Jej zdaniem koniec roku powinno spędzić się hucznie, aczkolwiek na tyle, by zachować trzeźwość i pamięć. Nie widziała sensu w dobrej zabawie i miłych chwilach w przypadku, gdy następnego dnia już nic się nie pamięta.  Ona sama wolała do sylwestrowej nocy wracać przez następne trzysta sześćdziesiąt pięć dni, czego wielu z gości domu Potterów zwyczajnie nie będzie w stanie zrobić.
Bree gdzieś zniknęła. Odtańczyła kilka tańców z Remusem, rozmawiając z nim o czymś bardzo żywiołowo, aż w końcu podziękowała, podeszła do Marley i spytała, czy nie miałaby ochoty na poncz.
─ Nie, dzięki – odpowiedziała wtedy Marley i właśnie od tego momentu ślad po jej kuzynce zaginął.
                Parę razy podbiegła do niej Mary McDonald, wykrzykując coś o niej i nieświadomie przeklinając Marlenę (mówiła o niej per TEN SKOŃCZONY IDIOTA!), za to, że zaprosiła Bree na tę imprezę, ale Marley szczerze powiedziawszy nie miała ochoty dowiadywać się, o co jej chodzi.
                Kiedy Remus i Mary wrócili z jakimś dziwnym mugolskim sprzętem i zaczęli mocować się ze starą szafą, trochę się zaciekawiła, ale potem, kiedy po wyjściu Syriusz kompletnie zignorował rudowłosą wilę, stwierdziła, że nie stanie się już nic godnego uwagi.
                Jak bardzo się myliła!
─ Mogę prosić? – usłyszała znajomy głos, należący do bladego jak kreda blondyna. Remus Lupin, we własnej osobie, wyciągał teraz doń rękę, po tym, jak przez całą imprezę kompletnie ją ignorował. Marlena przełknęła głośno ślinę i spojrzała na niego z zaskoczeniem.
─ Do tańca?
─ Do czego chcesz – odparł i uśmiechnął się jeszcze milej. Marley przygryzła nerwowo wargę, ale ujęła jego dłoń i dała poprowadzić się na środek pokoju, niedawnej klitki singli. Ciekawiło ją, co Remus może od niej chcieć.
                Kołysali się w rytm muzyki przez jakąś minutę, podczas której w Marlenie zaczęła wzrastać dojmująca irytacja. Nienawidziła owijania w bawełnę, zwłaszcza, gdy chodziło o Lupina. Wolała odbyć rozmowę o Gii i swojej orientacji teraz, kilkadziesiąt sekund przed północą niż po pół roku wzajemnego unikania się.
 ─ Dobrze, wiem, że to ciężki temat, ale wolę mieć już go z głowy – jeśli chodzi o Gię…
─ Jaką Gię? – zmarszczył brwi Remus. Marlena spojrzała na niego sceptycznie.
                To nie było w jego stylu, żeby tak ewidentnie się z nią drażnić. Mógł się wściekać, w porządku, na jego miejscu Marlena też by się wściekała, ale na gacie Marlina, po co zgrywać głupiego?!
─ Dobrze, może wciśniesz wielki włącznik na swoim mózgu i przypomnisz sobie recenzję mojego debiutu, który przekazał ci Syriusz, dobra, bo…
─ Jakiego znowu debiutu?! – powtórzył pytanie, wciąż tak samo skonsternowany. Marlena wytrzeszczyła oczy.
─ No… tego, na kotylionie…
─ Od kiedy jeździsz na kotyliony? – zdumiał się. Zaraz po jego pytaniu ktoś głośno wrzasnął: OSIEM!
                Marlena zaniemówiła.
                Nie wiedział nic o kotylionie.
                Nie wiedział o jej debiucie.
                Nie wiedział o Gii Davis.
                Syriusz Black milczał.
                Miała ochotę wyrwać się teraz z objęć Lupina, podbiec do Łapy, odepchnąć od niego Dor, i dać mu długiego, siarczystego buziaka. MILCZAŁ! NAPRAWDĘ MILCZAŁ!
                Roześmiała się głośno, kiedy w tle ktoś krzyknął: TRZY!
                Nim Remus zdołał zadać następne pytanie, już całowała go najbardziej namiętnie, jak tylko potrafiła.

***


Titanic?
Emmelina zadrżała, słysząc znajomy głos Syriusza. W pośpiechu wytarła wilgotne powieki rękawem swetra. Odwracając się, wiedziała już, że nie ukryje tego, iż płakała. W drzwiach stał Black w całej okazałości, trochę bardziej trzeźwy niż parę godzin temu, jednak wciąż ledwo stojący na nogach. Ten fakt średnio poprawił humor Titanicównie.
─ Zostaw mnie, okej? – poprosiła słabo, czując, że jej nadwyrężone nerwy nie zniosą jeszcze przekomarzania się z byłym chłopakiem. ─ Po prostu… mnie zostaw.
                Od samego początku, kiedy tylko zadecydowała, że jednak pojedzie z dziewczynami do Blacka na Sylwestra, przeczuwała, że coś pójdzie nie tak. Przypuszczała, że widok Syriego imprezującego z innymi dziewczynami lekko ją zaboli. Spodziewała się również, że to Meadowes stanie się jego głównym celem, ale chyba w jej sercu mimowolnie zrodziła się naiwna nadzieja, że Łapa zachowa na tyle przyzwoitości, że będzie się przynajmniej krył. A publiczne całowanie się z Dor z pewnością nie było dyskretne, ani nie było kryciem.
                Czy to wszystko zaczyna się ponownie? Czy Dor i Black znowu się zejdą? Czy będą chodzić za rączkę, przytulać się i całować od teraz, ot tak, na jej oczach? Przestaną się chować po kątach i trzymać swój związek w sekrecie dopóty, dopóki nie wybuchnie kolejna epidemia mononukleozy? Czy naprawdę to wszystko zatoczy jedno wielkie koło?
                Syriusz nie odszedł. Stał dalej w drzwiach i wpatrywał się na nią ze skupieniem. Chyba nigdy nie widziała go aż tak poważnego.  
                Minęło kilka sekund, zanim odważył się i podszedł bliżej. Przysiadł na łóżku, na którym siedziała już Emmelina. Była to sypialnia rodziców Jamesa.
                Czując, że chłopak jest tak blisko niej, blondynka rozszlochała się jeszcze bardziej. Nie mogła znieść jego obecności. Raniło ją wszystko, co tylko się z nim wiązało – to, że mówi, to, że oddycha, to, że się z kimś całuje. Niczego nie żałowała bardziej niż tego, że kiedykolwiek go poznała, że się w nim zakochała. To przyniosło za sobą tylko ból.
─ Dlaczego ONA, Syri? – nieoczekiwanie wybuchnęła, kiedy z jej oczu zamiast łez zaczynało lać się tsunami. ─ Dlaczego tak bardzo ci na niej zależy? Dlaczego TO ZAWSZE musi być ona?!
                Black westchnął. Nie był potworem i wbrew tego, co powszechnie o nim mówiono, wcale nie zależało mu na pobiciu rekordu świata w łamaniu serc. Uważał po prostu, że jest wolnym ptakiem, a długie związki zwyczajnie go męczyły, jednak jeśli czegoś już chciał uniknąć, to późniejszych dziewczęcych lamentów, jak ten teraz, w wykonaniu Emmeliny, królowej dramatów.
                Wcale nie wiedział, dlaczego tak uczepił się Meadowes, a raczej już nie był pewny. Kiedyś ta dziewczyna zwyczajnie działała mu na nerwy i zapraszał ją na randki wyłącznie, żeby ją podenerwować, ale teraz, kiedy okres wzajemnej nienawiści mieli już za sobą… chyba po prostu fakt, że to ONA z nim zerwała, wytrącił go z równowagi. Ale to jednak nie do końca było to…
─ Nie wiem… Emma – wydukał, po raz pierwszy od kilku tygodni wymawiając jej imię. ─ Tak po prostu jest.
                Blondynka podciągnęła głośno nosem. Syriusz otoczył ją ramieniem, w pocieszającym geście.
                Zastygli w milczeniu. Emmelina wciąż wylewała morze łez, plamiąc koszulę Blacka, ale on znosił to z niewiarygodną cierpliwością. Minęło parę ładnych sekund, zanim zdecydował się wyciągnąć z tylnej kieszeni spodni małego, beżowego pudełeczka.
                Poczuł się głupio, równie głupio jak wtedy, gdy przeszło miesiąc temu wylosował dziewczynę w szkolnej loterii mikołajkowej. Długo zastanawiał się, co jej kupić, a prezent, który wybrał dwa tygodnie temu w Hogsmeade oddał wrednej sąsiadce Potterów. Chyba dopadło go coś, co doznawał bardzo nieczęsto, a mianowicie – wyrzuty sumienia. Z nimi pojawiła się dziwna potrzeba, by kupić Emmelinie coś, co chociaż w połowie zrekompensuje cały ten numer, który wyciął jej w zeszłym semestrze. Ten, z zamienieniem jej w Gretę Catchlove. To chyba było trochę… zbyt brutalne.
─ Wylosowałem cię w loterii mikołakowej – powiedział, kiedy Emma wlepiła w niego swoje wielkie, niebieskie oczęta. – Wiesz, tej, którą tak przeżywała Meadowes.
                Titanicówna uniosła brwi, ale drżącą ręką sięgnęła po pudełeczku, przeczuwając najgorsze.
                W środku jednak wcale nie znajdowała się bomba masowego rażenia ani larwa jakiegoś robactwa. Z nieukrywanym zdumieniem chwyciła za srebrny łańcuszek, a gdy wyciągnęła go całego, zauważyła, że wisi na nim mała zawieszka w kształcie serca. Emmelina, która niejednokrotnie widziała biżuterię tego typu, chwyciła je i otworzyła. Tak jak przypuszczała, dostała magiczne puzderko.
                Di wyjaśniła jej kiedyś, że naszyjnik ma to do siebie, iż we wnętrzu serca pojawi się magiczne zdjęcie kogoś, kogo kochamy najbardziej na świecie. Titanicówna była pewna, że jak tylko otworzy puzderko, w środku zobaczy zdjęcie Syriusza. Tak się jednak nie stało.
                Jej puzderko było puste.
─ Jest…  co…?
─ Wiesz na czym to polega? – spytał Black, gotów wtajemniczyć ją w sekret swojego prezentu. ─ Widzisz…
─ Wiem! – pokręciła głową Emma. – Ale… ono jest puste.
─ Puste?
─ Puste.
                Zapanowało krępujące milczenie. Syriusz zapewne również przypuszczał, że Emmelina zobaczy jego podobiznę, bo wyraz twarzy miał bardzo skonsternowany. Co to w ogóle znaczyło, że w sercu nie ma żadnego zdjęcia? Może kupił jakąś fałszywkę? Czy to możliwe, że Emma była na tyle oschła, że nie kochała nikogo?
─ Cóż… ─ wzruszył ramionami Black. – To nawet lepiej.
─ Jesteś pewien, że to dobrze działa?
─ Tak.
─ A skąd?
─ Bo Luniak zobaczył McKinnon.
                Emmelina spuściła wzrok. Miłość Remusa do Marley była wystarczającym dowodem na to, że puzderko działa, jak powinno. Ale czy to możliwe, że Emma naprawdę nikogo nie powinna zobaczyć?
                Cisnęła łańcuszek z powrotem do pudełeczka i przyjrzała mu się badawczo.
                Puzderko było puste.
                Nic.
                Zero.
                Kompletnie bez zawartości.
                Nie było w środku Syriusza ani żadnego innego chłopaka. Nie było nikogo.
                Milczała przez chwilę, pogrążając się w refleksji. Wyrwał ją z niej Syriusz, łapiąc ją za dłoń. Dziewczyna cała zadrżała.
─ Czy mogę też cię o coś prosić w ramach spóźnionego prezentu świątecznego?
─ A czego chcesz? – spytała dziewczyna, na wpół przytomnie.
─ Rusz dalej – powiedział, całując ją w czoło. Emmelina zamrugała, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
                Rusz dalej…
Zanim Syriusz zniknął za drzwiami, pozostawił za sobą jeszcze jedną, zagadkową uwagę:
 ─ Moje puzderko też jest puste.

***
ok. 9.00, 1 stycznia 1977
                Hestia obudziła się z paskudnym bólem głowy, zapewne wcześnie rano, bo za drzwiami nie słyszała żadnych głosów, świadczących o tym, że domownicy byli już na nogach. Niechętnie uchyliła powieki i przeciągnęła się jak kot, gdy jej poranne, powolne przebudzenie zaburzyło coś zgoła nieoczekiwanego – najmniejszym palcem u nóg uderzyła o coś twardego, ślizgiego i… mokrego? Zmarszczyła brwi i zignorowała kilkusekundowe pobolewanie. Musiała uderzyć o pręt łóżka szpitalnego (zdaniem Hestii bardziej przypominało ono pryczę) i pewnie ta niezdarna pielęgniarka, Nancy, znowu coś rozlała. Westchnęła ciężko i nie patrząc, zaczęła macać palcami w poszukiwaniu skrawka pierzyny. Jakie było jej zdumienie, kiedy zamiast puszystej kołdry jej palce dotknęły lodowatej, mokrej cieczy.
                Hestia krzyknęła i zerwała się na równe nogi, chwiejąc się na nich niebezpiecznie. Była w wannie. W wannie z wodą tak zimną, że prawdopodobnie łamiącą jakieś prawa w przyrodzie.
                Naga.
                Będę chora, jęknęła w myślach, podpierając się o umywalkę i suszarkę, by sprawnie wyjść z wanny. Lepiej pomodlić się do tego boga, o którym czytałam w „Centaurze”, a którego imienia nie mogę sobie przypomnieć…
                Woda, w której przed chwilą się kąpała (o ile można kąpać się bezwiednie), nie dość, że była okropnie zimna, to jeszcze mętna i pływały w niej jakieś dziwne substancje, które skąś kojarzyła, a których nazwy nie mogła sobie przypomnieć. Z drżącą od zimna ręką wyciągnęła z wanny korek. Ku jej radości woda zaczęła posłusznie spływać hen, daleko z jej pola widzenia.
Cała drżała z zimna. Spojrzała na swoje oblicze w lustrze – była trupioblada, a na czole utworzyła się dziwaczna niebieskawo-czerwona siateczka. Zasnęła w wannie. Co ona wczoraj robiła?
Muszę iść do dyżurującej, żeby dała mi jakiś eliksir, zanim rozwinie się u mnie obustronne zapalanie płuc,  zdecydowała, ubierając najcieplejszy szlafrok, który znalazła łazience. Jak mogła być tak głupia? Spanie w wannie? Naprawdę? Kto miał wczoraj dyżur na jej oddziale i był tak mądry, że nie zorientował się, że jej brakuje i że spędziła kilka ładnych godzin w łazience? Och! A mówi się, że tylko bardzo inteligentne osoby mogą łączyć swoją przyszłość z uzdrowicielstwem. Już ona lepiej by sobie poradziła!
                Złapała za klamkę, a po otwarciu drzwi ukazał jej się nieznany hol. Czy zeszłej nocy nie dość, że SPAŁA W WANNIE to jeszcze UCIEKŁA ZE SZPITALA? Jak ta nadopiekuńcza uzdrowicielka Belle się dowie to…
                Nagle wszystko jej się przypomniało.
                Wróciła do Potterów.
                Belle i Seth wyjechali do znajomych.
                Była wczoraj impreza.
Chyba odleciała po którymś kieliszku.
                Niedobrze.
                Na korytarzu nie natknęła się na nikogo, ale drzwi, które mijała, były pootwierane, więc przypuszczała, że wszyscy są już na dole i jedzą śniadanie. Z miną godną męczennicy zbiegła ze schodów. Nie zrobiła takiego hałasu jak zwykle, ponieważ wciąż rozglądała się po całym domu, szukając czegokolwiek wyglądającego choć odrobinę znajomo. Na próżno.
                Postawiła gołą stopę na zimną posadzkę w holu. Cichutki dźwięk zdawał się przenikać przez każdą ścianę i drzwi wielkiego domu. Hestia dostawiła drugą stopę, po czym zaczęła człapać, chichutko tuptając o podłogę, by dodać sobie otuchy. Miała nadzieję, że w sytuacji, gdy nie pamięta obrazów, przynajmniej dźwięki staną się bardziej znajome, dlatego celowo dotykała tapety, pukała w ścianę czy drapała paznokciem dużego palca o podłogę. Wszystko na nic.
                Intuicja podpowiedziała jej, którędy udać się do kuchni, lecz gdy konspiracyjnie zerknęła przez dziurkę od klucza (licząc na to, że ten dziecinny gest przywoła przynajmniej wspomnienia z jej najmłodszych lat) – natychmiast odskoczyła.
                W środku byli ludzie. Jonesówna przez sekundę zapomniała o tym, że spędziła noc w wannie i prawdopodobnie w tej chwili rozwija się u niej obustronne zapalenie płuc, wsłuchując się (oczywiście przypadkiem, bo podsłuchiwanie nie leżało w jej zamiarach) w dialog stojących za drzwiami osób:
─ …nie jest ze mną tak źle, McDziwko.
                Hestia zmarszczyła brwi. Ciężko jej było sobie przypomnieć, ale coś podpowiadało jej, że tylko jedna osoba na świecie zwraca się do drugiej per „McDziwko”.
                Syriusz Black. 
                Chociaż z początku dziewczyna naprawdę nie chciała robić czegoś tak dziecinnego, jak podsłuchiwanie przez dziurkę od klucza, z tym odkryciem natychmiast zmieniła zdanie.
Ciekawość – rzecz ludzka, a zwłaszcza dziewczęca, pomyślała i zaczęła szukać wzrokiem jakieś szklanki.
Znalazła ją leżącą na zagraconym jakimiś papilotami stoliku, zapewne była jedną z pamiątek po wczorajszym melanżu. To lepiej dla niej.
Po przyłożeniu szklanki do drzwi, słyszała praktycznie wszystko, a po kilku chwilach zdążyła zauważyć, że Mary i Syriusz o coś się kłócili, a dokładniej jej kuzyn miał jakieś wyrzuty, a rudowłosa jawnie się z niego nabijała. Zorientowała się też, że w kłótnię zamieszany jest ktoś jeszcze, na dręczeniu kogo Black przyłapał dziewczynę.
─ I dlatego wykradłaś wczoraj May Demencję? Chciałaś znowu podtruć Lily Evans, co nie? Tak jak zrobiłaś ostatnio?
                Podtruć? Demencja? Lily Evans?
                Po krótkim wysiłku Hestia odtworzyła w pamięci obraz Lily – to ta niska, ruda i krzykliwa dziewczyna Jamesa.
                A Demencja to coś jak zażywanie płynnego akonitu, co robiła ta dziewczyna, która w kółko przychodziła do sali Hestii w Mungu. Narkotyki.
                Zmarszczyła brwi.
─ Tak, Black. Bo nie mam nic ciekawszego do roboty niż patrzenie, jak Evans dowala się do każdego chłopaka na imprezie. Pamiętasz, jak jej odwaliło, kiedy ostatni raz naćpała się Demencji.
─ …kiedy ty dolałaś jej tej Demencji.
─ Tak ciężko uwierzyć, że sama ją wzięła?
─ Sugerujesz coś?
─ Daj spokój, Syriuszku – roześmiała się Mary. Jej głos zabrzmiał milej, a wręcz filuternie. – Chyba umiesz dodać dwa do dwóch. Evans swego czasu pogrążyła się bardziej niż nasza Mayie.
Mayie? Hestia przypomniała sobie bladą brunetkę, przypominającą trochę topielca, która wczoraj chodziła po całym domu z obłędem w oczach. Była Demencjonistką? Nic dziwnego. Oni tak zwykle kończyli…
─ Nie obchodzi mnie, co Evans robiła w swoim życiu, moja droga. Jeśli o mnie chodzi, to mogła być nawet prostytutką – ale jednak wolałbym, żebyś nie mieszała do tego May…
─ Powiedział facet, który wczoraj ignorował jej samopoczucie w razie, gdyby zobaczyła Colette Angelo.
─ I tak zobaczyła Bree Angelo.
─ Przecież wiem.
                Hestia zmarszczyła brwi. Rozmowa zaczęła robić się coraz bardziej interesująca. Z jej powodu zapomniała nawet o swoim niefortunnym poranku i potencjalnym obustronnym zapaleniu płuc.
─ Do kogo wysyłałaś tę Demencję?
─ Do przyjaciela.
─ O kurde, czego ja się dzisiaj dowiaduję! MARY MCDONALD ma przyjaciół!
                Hestia nie mogła się doczekać by usłyszeć, jak McDonald się mu odszczeka, ale ani jej, ani Syriuszowi nie było to dane. Jonesówna usłyszała jeszcze, jak szklanka wypada jej z ręki i z głośnym łoskotem spotyka się z podłogą.
                Drzwi do domu otworzyły się, a do środka weszła Belle ze swoim mężem. Seth Potter gwizdnął z nieukrywanem zdumieniem, a pani Potter rozdziawiła usta w wyrazie niemego szoku.
                Wyglądało to mniej więcej tak:
                Hestia stała z pochylona pod drzwiami do kuchni na samym środku doszczętnie zdemolowanego holu. Obrazy wiszące na ścianach albo pospadały na dół, albo zostały przekrzywione. Trochę tynku z sufitu pospadało prosto na roztrzaskane i popękane kafelki. Na podłodze roiło się od szkła po butelkach, pojedynczych knutów, dziwnych proszków i nawet elementów bielizny. A ona, nie dość, że dopiero co wyszła z wanny, to jeszcze stała w całym centrum tej stajni Augiasza.
                Uśmiechnęła się słabo i niemrawo pomachała do swoich opiekunów.

***

                May zleciała po schodach na śniadanie kilka minut po tym, jak po Mary przyjechał jej brat i zabrał ją na ostatni dzień ferii do domu. Kiedy stanęła w drzwiach, jej matka wrzasnęła z przerażeniem.
                May miewała gorsze dni i zwykła robić podobne rzeczy, ale nigdy jeszcze nie pocięła się do ego stopnia. Krew ściekała strumieniami z jej rąk i nóg, a w oczach czaiła się przerażająca pustka i strach.
─ Zgadzam się… ─ wydukała tylko, zanim opadła jak długa na podłogę.
                Śniła jej się Colette Angelo.

***

                Isaac wstał dużo wcześniej przed Jo i Luthien. Umówił się z Nią, że nikt nie pozna jej tożsamości. Sowa z Demencją przyszła prawie natychmiast po tym, jak wygramolił się z łóżka. Na dziewczynę musiał poczekać jeszcze godzinę.
─ Rozumiem, że nasza umowa jest przypieczętowana? – spytała Ona, wskazując na Demencję, którą Monroe trzymał w dłoni.
─ Oczywiście… kuzyneczko – uśmiechnął się z zadowoleniem.
                Dziewczyna uwolniła trochę aury wili w odpowiedzi.

***
Heeej! Wracam z bardzo nierównym  rozdziałem, ale mam nadzieję, że do przełknięcia. Chwilami mogło wiać nudą, za co przepraszam, ale melancholijny nastrój niestety mi się udziela :C.  Co do końcówki – wiem, że prawdopodobnie namieszałam tak bardzo, że już bardziej się nie da i dlatego stwierdziłam, że najlepiej nabazgrać prymitywne drzewo genealogiczne, żeby plus minus przybliżyć wam koligacje naszych bohaterów (póki co kończę jeszcze jedno, łączące Potterów z van Weertami, Blackami, Rosierami i całą resztą osób z dziwnymi nazwiskami).
Jeśli się nie wyświetla, pisać, to prześlę drzewo bezpośrednio na bloga:

32 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak to dobrze, że zajęłam sobie miejsce :) Najlepsze jest to, że od razu przeczytałam. Twoje rozdziały maja jakąś magię. Pojawia się nowy rozdział, a ja oczywiście olewam wszystko i czytam. Jednak niestety na komentarz nie mogłam sobie pozwolić :/ Ale jest teraz! :) Co prawda nie będzie już tak wyczerpujący i pełen emocji, jak po przeczytaniu, ale nic nie jestem w stanie na to poradzić.
      Zaczynamy od naszej ukochanej pary! Czyli Syriusza i Dorcas. Czy on naprawdę nie widzi, ze miedzy nimi coś jest, że to nie tylko rywalizacja, urażona duma? Tak, wiem, że on to zaczyna ogarniać, tylko nie chce się do tego przyznać. W końcu to słynny Syriusz Black! Nie mogłoby być inaczej. Czekam na tę chwilę aż wreszcie przyzna się do tego. Przynajmniej sobie. A jest na bardzo dobrej drodze. W ogóle świetna była ta scena z Łapa i Emmeliną. To wyjątkowo przygnębiające, ze nikogo nie zobaczyła w tym serduszku, choć może da jej to coś do zrozumienia. w końcu to dobra dziewczyna , mimo że "troszkę" zabłądziła. Ona musi być silna, to okrutne, ale musi. Nie może sobie pozwolić na słabość. Życie jej dokopało, czasami samo, czasami z jej pomocą, ale jej się należy szczęście i czekam na ten moment aż je dostanie. Musi iść dalej - w końcu jak to powiedział Syriusz.
      Większość osób nienawidzi Petera, a mnie szkoda go. Zrobi w swoim życiu naprawdę wiele zła, które jest niewybaczalne, ale jemu po prostu nikt nie pomógł. a on potrzebował tej pomocy. Chciał tylko, żeby jego marzenia się spełniły. Czy to jest złe? Wielcy Huncwoci, ale pozwolili na to wszystko. Są tak samo winni jak on. Byli przyjaciółmi i pozwolili na to. Okropnie mi szkoda Petera teraz i w przyszłości. Za to bardzo się cieszę, że Mara ośmieliła się pocałować Remusa. Jak sama napisałaś, on ja kocha. A ja nie mam wątpliwości, że ona też go kocha. Piękna i wzajemna miłość z wieloma problemami. Natomiast Hestia jest inna. Nie mogę jej przewidzieć i zrozumieć co nia kiedy kieruje. To okropnie mnie irytuje. Nie lubię, gdy nie widzę, co się z kimś dzieje.A ten moment z wejściem rodziców Jamesa był świetny! ;)
      Piszesz fantastycznie, ale to chyba wiesz ;)
      Pozdrawiam :****

      Usuń
    2. Okej, kończę z lenistwem i nadrabiam zaległości w odpowiadaniu na Wasze komentarze (ja to mam zapłon, wiem xD). Zacznę od Ciebie, kochany Elfiku, bo jak Ty walniesz komentarz, to jestem na pisarskim haju przez następny tydzień :D.
      Z Syriuszem i Dorcas sytuacja będzie meeega zagmatwana, oczywiście nie do tego stopnia jak z Jily, ale podobnie. Dor straciła swoje zaufanie do Blacka (i chyba w sumie słusznie) i teraz będzie próbowała udowodnić sobie, że może bez niego funkcjonować, no ale... Dor ma słaby charakter, a bardzo cięzko odmówić komuś takiemu jak Syriusz Black ;>.
      Moment z rodzicami Jamesa był dedykowany dla cb ;*.
      Och, pierwotnie pocalunku pomiędzy Remleną miało nie być, ale jakoś tak się ułożyło, że postanowiłam trochę osłodzic im życie xD. Wiem, jestem taaaka wspaniałomyślna.
      Świetnie rozumiem Twoje nastawienie do Petera, bo ja mam bardzo podobnie. Moim głównym celem, kiedy zakładałam bloga, było przedstawienie jego historii tak, żeby miał jakieś wytłumaczenie, dlaczego zdradził. W ciągu pisania zapomniałam o tym, a przyponiałam sobie naprawdę niedawno, więc teraz będzie o wiele więcej Petera, niżeli bym chciała xD. Ale cóż - służył jako tło już wystarczająco długo.
      A co do naszej Emmie... nie zaprzeczę, że weźmie sobie słowa Syriusza od serca... cokolwiek z tego wyniknie ;P/
      Pozdrawiam i dziękuję za wspaniały komentarz :***
      Abigail

      Usuń
  2. Przeczytałam! bardziej produktywny komentarz kiedy indziej, bo jestem.po imprezie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, rozumiem :D. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś ;>.
      PS. Szykuj się na kolejną dawkę moich szaleńczych tasiemcowatych-komentarzy, bo dzisiaj mam na nie wenę ;>.

      Usuń
    2. Ja uwielbiam Twoje komentarze:)

      Usuń
  3. Ciekawie, ciekawie... Rozdział fany, czekam na następny! :D
    Ślę pozdrówki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chlip, chlip ;-;
    Nie jestem na podium chip, chlip
    Ale ok! Innym razem będę! Mogę ci to obiecać na moją płytę Queen, którą zapewne dostane na święta! Ah... Wiesz, że ja już czuję święta? W ogóle nie mogę się ich doczekać *.*
    Ale zaczynając pisać o rzeczach ważnych,a mianowicie o twoim kolejnym rozdziale.
    Uh, uh dużo ich, bo zaraz napiszesz 19, a warto wspomnieć, że niektóre rozdziały dzielisz na części... No, no...
    Wiesz, tak ostatnio stwierdziłam, że jak kiedyś czytałam inne blogi, to kompletne olanie kanonu okropnie mnie denerwowało, ale u cb jakoś jest na odwrót. Twoje kompletne olanie, że tak powiem, kanonu wcale mi nie przeszkadza ♥♥♥ Nie wiem jak jest u innych, ale te wszystkie tajemnice, miłości, które zawarte są w twoim blogu są po prostu naaaaaajj ♥♥♥♥
    Ale trzeba przyznać, że blog z kanonem możliwe rzeczywiście był by nudny...
    Mary McDziwka... Jej "przezwisko", które nadał jej Syriusz jest w 1000000,09% procentach trawne. Jest okropną, zdzirowatą osobą, która jeśli zniszczy związek Lily i Jamesa to nie wytrzymam psychicznie x.x Ale wiesz co? Nie wiem czemu, ale bardzo podobał mi się ten moment, kiedy Mary postanowiła pójść po piłę... Strasznie chciało mi się przy nim śmiać... Ogólnie ostatnio bardzo często zachciewa mi się śmiać, np wczoraj wieczorem jak byłam u mojej cioci i jak oglądałam z kuzynami jakąś bajkę ni z owego zaczęłam się śmiać xD Patrzyli na mnie jak na uciekinierkę z Munga (o ile wiedzą co to jest...) To było taaakie słodkie, kiesy nasza kofffana Mary się wkurzyła ;') Aż łezka się w oku zakręciła...
    Jestem bardzo ciekawa, o co chodzi z Sereną... I w ogóle kto to jest ta cała Skye DeVitt i jej brat? Jaką odegrali rolę w życiu Jamesa i przede wszystkim co się stało na obozie w wakacje? A tak w ogóle byłam pewna, że ta Serena jest w wieku Jamesa, a ona miała już narzeczonego i była w ciąży... No, no, no... Nie zły kryminał się zaczyna robić xD
    Ale na serio... O co w tym wszystkim chodzi? I... czy dodałaś już Serenę do bohaterów, bo chciałabym zobaczyć jak wygląda :> Ewentualnie mogłabyś ją opisać, bo strasznie pięknie opisujesz <: I... co w sprawie z Jamesem ma związek z tym @$#%&^&^$Y%^R*&%#@$ Angela?
    Dorcas&Syriusz... oni są dla sb stworzeni... Oni są wręcz parą I D E A L N Ą <333333 Ale na serio... przecież to widać! Po ich rozmowie, po ich sposobie bycia! I najlepszy cytat tej dójki ever *.*
    " - Bo była twoją dziewczyną! (...) A poza tym, tak się składa, że ZOSTAŁA MISS CZAROWNICY!

    - Emmelina - prychnął, jakby imię tej dziewczyny było jakąś obelgą. - Gdzie jej tam do ciebie."

    Ryczę i kwiczę! x.x Też bym chciała mieć takiego faceta chlip. chlip
    I JEST JESZCZE LEPSZEJSZY CYTAT *.* ♥♥♥♥♥ <333333 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥ <333333333

    " Chemia - podsumował.

    - Sugerujesz, że to moja wina? (..)

    - Tak. To twoja wina, że się we mnie zakochałaś" <3333333333333333 <3333333333 Ale kto wie może było by coś jeszcze... Gdyby Mary nagle się nie pojawiła...

    A w tym momencie powiem ci jedno:
    Cholerne ograniczenie bloggera!!! Ugh... No nic idę otwierać Worda... zaraz wracam<333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JESTEM!!!! <3333 ♪♫♪♫♪ ♥♥♥♥♥♥

      Powiem ci jedno, w sprawie Petera...
      Bardzo dobrze opisałaś jego uczucia, tak jak chyba każdy to sb wyobrażał... Mały, nie kochający przez rodziców, wyrzutek społeczeństwa... I czyżbym śniła, może z jego i z Grety będzie jakaś romantyczna para? Kto to tam wie xD
      Uhuu, uhhuuu!!! Remuś nic nie wie o Gii!!! Uhuu, uhhuu!!! Taaaakkk!! <33333333333333 I MOGĘ SIĘ ZAŁOŻYĆ, ŻE BD RAZEM DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE I SKOŃCZĄ Z GROMADKĄ DZIECIAKÓW ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ ♪♫♪ Kążdy dansiii z radości xD
      Moja kochana, wspaniała, uroczy, nie zwykle śliczna, MISS Czarownicy Emma nie jest zakochana w Blacku <333333 Hurra! To w sumie bardzo dobrze <3 I teraz tylko czekać na przyjazd pana Vance *.* I w ogóle ta ich rozmowa była taaaka dojrzała *,* Jestem pod wrażeniem twojego stylu pisania, Abiśku <3333
      Dlaczego Mary chciała podać Lily Demencję? I w ogóle skąd ona wie, że Lily była ćpunką? Ah... no tak pewnie geniusz jej powiedziała. I w ogóle chciałam ci powiedzieć moją teorię już dawno, ale jakoś zawsze zapominałam...
      No więc chcę ci powiedzieć, że Mary MacDonald bardzo przypomina mi Alison z PLL! A Emma Hannę z tego samego serialu! Ja ci mówię, że one są do siebie okropnie podobne!!!!!!
      Ola <333333
      P S Wybacz, że taaak króóóóóóóociiiiiiiiuuuuuuuuuuuuutttttttttttttttkkkkkkoooooooo, ale idę wkuwać chemię -.-
      P S Powiesz do mnie/ napiszesz moim pełnym imieniem to uduszę ♥♥♥♥Jestem po prostu Ola <3 ew. Olcia

      Usuń
    2. Dziissss, Wiatrusiu, przysięgam, że jak mój tablet zadryndał, że przyszedł mejl i ja przeczytałam twoje dzieło, to spadłam z krzesła i dostałam napadu ekstazy. Jak mama wpadła i mnie zobaczyła, to aż zakryła usta. A potem zobaczyłam, że znowu wyszukiwała w googlach stronę pobliskeigo klasztoru. Kiedyś już chciała mnie tam wysłać... do dzisiaj nie wiem, co zrobiłam. Ale nieważne.
      Z kanonem jest tak, że ja naprawdę STARAM się go przestrzegać, ale... no nie umiem. Dawanie mu po dupie za bardzo weszło mi w krew najwyraźniej ;P.
      O kurczę... Powiem szczerze, ze skoro Mary przeszkadza ci TERAZ, to ja sie boję, co będzie później... chyba we dwie zorganizujemy zamach na jej zdzirowate życie, bo ja też ledwo mogę ją zdzierżyć xd. Oczywiście musiałam kogos takiego stworzyć, bo moje sadystyczne zapędy musiały dać o sobie znać. Ewentualnie znowu wpadłam w szal tworzenia nowych postaci, bo on ogarnia mnie tak dwa razy dziennie. I potem zakładka bohaterowie wygląda, jak wygląda.
      Jeśli chodzi o napady niepohamowanego śmiechu, to ja lepiej się nie odzywam. Moje fazy, kiedy ostatnio oglądałam Krecika są czymś, czym lepiej się nie chwalić.
      Hahaha... w sumei to Serena nie była baaardzo starsza od Jamesa, a oni znali się głównie przez starszego brata Mary/Skye. A ten wątek Syriusz/Mary/Skye/Serena/May/James będzie wałkowany przez... nwm, całe opowiadanie. Dobra, żartuję. Planuję wydać połowę sekretu w rozdziale 21/22, ale u mnie planowanie to jedno, a realizacja to zupełnie co innego... np. zaplanowałam, że Serana pojawi się w retrospekcjach po raz pierwszy w rozdziale czwartym, a wyszło jak wyszło.
      Ale chyba mogę zdradzić, że pojawia się - o ile ktoś zauważył, co byłoby dla mnei szokiem, bo ja w życiu nei ogarnęłabym podobnej zbieżnosci wśród tylu imion niepotrzebnych postaci, które jednak są, bo mam te moje sadystyczne zapędy - zbieżność imion w wątku Jo/Issaca/Jilly i reszty plus Jamesa/Skye/May/Sereny, a mianowicie Dean. UWAGAUWAGA to ta sama osoba. Łącznik wątków hehe.
      A skoro chcesz opis Sereny, to się pojawi. No a co, szalejmy xD. Ale w któreś poprawce rozdziałów, bo inaczej się nie wyrobię... chyba w poprawionej czwórce będzie. Dobra, kij. Jak bedzie to sam znać.
      Kurczę, ja tutaj nei chcę sypać spoilerami na lewo i na prawo, ale w moich wyobrażeniach, co do pairingów (oczywiście niektóre wyobrażenia mam całkiem mylne... dobra, WIĘKSZOŚĆ jest mylna), ale wydaje mi się, ze jak się Vance pojawi (o kurde, kieeeeeeedy to będzie) to nikt nie będzie zbytnio go shippował z Emmą, bo pojawi się ktoś inny, kto... JEZU, ZaMyKam SIĘ. Ta moja skłonność do walenia spoilerów robi się tak nienormalna jak zapędy sadystczne czy szał w tworzeniu nowych postaci.
      KURDE. Olciu, dlaczego ty jesteś TAKA GENIALNA?! DLACZEGO doszukałaś sie tych nawiązań do PLL? :C. Po prostu... ach, aż mi głupio się zrobiło. Zawsze głupieje przy ludziach genialnych. Pocuzłam się taaaka przewidywalna. No nic. Rzycie.
      Tak, Mary to totalne odbicie Alison. Będzie jak Alison wiedziała wiieeeeele o Kłamczuchach (bohaterkach) i źle to się dla nich skończy. Np. wie o bulimii Emmeliny, o narkomanii Lily, o biseksulaności Marleny i "nie zawaha się tego użyć". A na pomysł, że Emma będzie bulimiczką wpadłam oglądając filmiki z Hanną, więc może faktycznie są jakieś zbieżności ;>.
      Hahha, tak kom baaaardzo krótki. Baaaaaardzo.
      Papa, Oleńko ;> :* (wiesz wgl, że masz imię jak moja mama ;O)
      Abisiek xD

      Usuń
  5. Rozdział genialny i długi zresztą jak zwykle. Liczę że w następnym rozdziale będzie o Lily i Rogaczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      I tak - w przyszyłym rozdziale będzie cos z Jily ;>. Przynajmniej takie są plany. Jops.
      Pozdrawiam :*
      Abigial

      Usuń
  6. Genialne.
    Ja liczę na rozdział z Remusem :)
    http://huncwockamagia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Remusik też się pojawi, bo go dawno nie było xD. Dziękuję :*
      Już wpadam ;>

      Usuń
  7. O matko! :o Ile ja mam do nadrobienia :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezus. Maria. TO TYYYY, Zuziu ???? <333. Normalnie już myślałam, że nie żyjesz albo coś równie okropnego :C (dobra, przegięłam, jak to ja, ale ostatnio cały czas na taki czarny humor mnei bierze... nwm czemu). Tak dawno ze sobą nie pisałyśmy ani nic... Chyba moja historyczka miała rację, keidy mówiła, że w Święto Niepodległości zdarzają się neisamowite rzeczy. Witaj kofffana <333.

      Usuń
    2. Proszę Cię >.< Nie zasługuję na takie powitanie XD Moja historyczka to by mnie wzięła na ,,torturki i stosik" za takie coś :D Jak masz czas (i chęci gadania taką jędzą jak ja) to będę na GG :)
      Jędza skazana na torturki i stosik
      Aleksja

      PS: Znowu
      chce
      mi
      się
      pisać
      .

      Usuń
  8. Jejku, jesteś niesamowita <3 Ten blog podbił moje malutkie serduszko po prostu <3
    Dobra, ale może zacznę od początku komentować :)
    Muszę powiedzieć, że na Twojego bloga trafiłam już kiedyś, ale wtedy jakoś nie zabrałam się za czytanie, bo... w sumie nie wiem czemu :( Więc dopiero teraz przeczytałam całą historię. Dobra, ale miałam od początku, więc jak ma być wszystko to mam wszystko skomentować, a nie jakieś urywki.
    Z góry przepraszam, bo będzie to trochę dość chaotyczny komentarz, bo nie umiem komentować :(
    Pierwsze co przykuwa uwagę, gdy się wejdzie na Twoją stronkę, to szablon. Jest piękny, śliczny, obłędny. Sama bym taki chciała :D
    Bardzo mi się podoba ścieżka dźwiękowa, bo nie są to piosenki ładne, ale takie w sumie nie wiadomo skąd i do czego. Tu jest muzyka, która była popularna w tamtych latach, której słuchali bohaterowie (i ja po części słucham <3), więc ścieżkę dźwiękową przesłuchałam tyle razy, że nawet nie chcę myśleć, ile pakietu mi zżarło :P
    Dobra, ale przechodząc już do opowiadania i jego fabuły... A wspominałam już, że bardzo mi się podoba, że masz wszystko tak poukładane i publikujesz ile procent zostało już poprawione/napisane. I ogólnie bardzo ładne zdjęcia postaci i ich karty. Dobra, teraz już przechodzę do rozdziałów: Świetnie zaczęłaś, bo od razu zaczęłaś wprowadzać jakąś zagadkę i sprawiłaś, że od razu zaczęłam się wdrażać i intrygować Twoją historią. Pomysł z medalionem, zaklęciami jednorazowymi i zmiennokształtnymi jest bardzo ciekawy i jedyny w swoim rodzaju. Podoba mi się, że James mówi takimi trochę zagadkami (choć oczywiście WSZYSCY oprócz Lil wiedzą o co chodzi!) i nie lata cały czas z tym wkurzającym w nadmiernych ilościach tekstem "Evans, umówisz się ze mną?". I tutaj chyba mogę przejść do osoby Lilian.
    Prefekt - buntowniczka?
    Evans - narkomanka?
    Stworzyłaś całkiem nową kreację tej postaci, która no cóż, jest bardzo wyrazista i intrygująca. Może nie do końca taka, jaką ją sobie wyobrażałam, ale nie wiem, czy twoja Lily nie jest nawet bardziej ciekawa.
    Co do wątku Jily to uwielbiam te ich słowne stychomytia (kurcze, pani od polaka byłaby ze mnie dumna :P) i w sumie, jak napisałaś, że w 15 będzie ich pocałunek to się nie mogłam doczekać. I się nie zawiodłam :D
    Dobra, jedziemy dalej. Może hmm... Dorcas? Również jest to bardzo barwna postać. Może żeby się nie powtarzać, to od razu powiem, że wszystkie Twoje postacie mają bardzo wyraziste charaktery.
    Dobra, tak więc panna Meadows. Dor jest dla mnie takim uosobieniem dziewczęcości. W związku z Syriuszem, to pasują do siebie. Dorcas jest taka urocza, niewinna, słodka, zwłaszczy gdy przebywa z powyższą osobą, to staje się taka nieśmiała, co jest takie ... no ... naturalne i pasuje do niej.

    s. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. komentarza cd.

      Dobra, jak była Dorcas, to pora na Em. W sumie to będę oryginalna! xD Ja osobiście ją LUBIĘ. Każdy popełnia błędy, prawda? Należy tylko wiedzieć, gdzie się je popełniło i próbować to naprawić, jak Emmelina. To dobrze, że "Syri" nie pojawił się w wisiorku. Mam nadzieję, że to będzie takie definitywne zakończenie relacji coś-więcej-niż-przyjaciel w ich przypadku.
      Syriusz... hmmm... Czemu DO CHOLERY JASNEJ Dorcas NIE pojawiła się w naszyjniku??!! Oni MUSZĄ być razem.
      Dobra, kogo dalej? Jej, nawet nie mogę się zdecydować, co do kolejności :c
      Może... Marlena? COOO? Jaka Gia? A Remus? Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
      No i do Remusa jw. ;)
      Z początku myślałam, że Jo będzie takim typowym czarnym charakterkiem. Jednak z czasem zaczęła ujawniać ludzkie uczucia. I w ogóle myślałam, że ona będzie zakochana w Isaacu (z opisów na blogu taki ach, och, przystojny się wydaje, mimo niezbyt miłego uosobienia :D). I dałam się przekonać, że ona i Lil są siostrami. Nawet zaczęłam im współczuć. I co do ich pokrewieństa, to zauważyłam jeden błąd, chociaż możliwe, że to ja coś pomieszałam, albo był celowy. Mianowicie w rozdziale (zapomniałam którym :c) napisałaś, że one miały urodzić się w lutym, a w kartach postaci jest wpisany styczeń.
      I co w ogóle do „sabatowców” to ich historia jest niezwykle ciekawa.
      Kto zginie tym razem podczas sylwestra?
      Czy to Mary dała Isaacowi demencję?
      Czemu May się pocięła, gdy Bree jej się śniła?
      Jak w sprawę zamieszana jest Luthien?
      Co James ukrywa z przeszłości?
      Czy Rogacz kocha Serenę? Co z Lil?
      Czemu … ?

      s. ;*

      Usuń
    2. komentarza cd. x2

      Ach, mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni, bo nie mogę się doczekać :D
      Widać, że włożyłaś w tego bloga ogrom pracy.
      I oczywiście gratuluję z okazji urodzin, kochana ;*
      I jeszcze chciałam coś powiedzieć, ale zapomniałam :c No nic, jak sobie przypomnę to napiszę 
      I czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział 
      Weny ;*
      Ściskam mocno ;*
      e_schonheit ;*

      Usuń
    3. komentarza cd. x3
      A no i jeszcze zapomniałam, że bardzo fajnie wyglądają cytaty na początkach rozdziałów. I chcę zapytać skąd je bierzesz?
      I tak w ogóle to "Plotkara rządzi" <3 !!!!

      I przy okazji przepraszam jeszcze raz za tak chaotyczny komentarz (który musiałam podzielić... grrr... )

      No i oczywiście, że dodaje do obserwowanych :D

      Usuń
    4. Nie no, gdybyś tylko zobaczyła moją minę, kochana, kiedy doszedł do mnie e-mail z twoimi komentarzami... Gdybyś tylko widziała moją minę... Nie mogłam z radości przez jakieś dwadzieścia minut i koniec końców nie odrobiłam pracy domowej z matmy, ale ciiii ;>.
      Co do Twoich pytań:
      1) Ten numer z datami urodzenia odwaliłam celowo, bo zarówno Chasey jak i Lily są z końca stycznia, a lekarze bardzo często w Cokeworth stawiają złe terminy porodu xP. A tak serio, zdobyłam się na taki trik, żeby cała zagadka nie prysnęła, bo zakładka o bohaterach, w której są bodajże trzy osoby ze stycznia, zdradziłaby wszystko... ach, mam za swoje po pisaniu tak nieodpowiedzialnych zakładek...
      Dobra. Co do pytania o cytaty - większość czerpię z tej stronki: http://www.cytaty.info/ , ale bardzo wiele mam zapisanych na dysku (są to głównie wspaniały Oscara Wilde, bo gościa uwielbiam), no i czasem wplotę coś serialowego, co chodzi mi tygodniami po głowie (Plotkara <33333).
      TAK! Ktoś polubił Emmę! Miałam nadzieję, że znajdą się osoby (;*), które spojrzą na jej zachowanie z lekkim dystansem i cieszę się, że faktycznie tak jest ;>.
      Jeszcze raz dziękuję stukroć za komentarz, bo niewyobrażalnie mnie nim nakręciłaś. I od dzisiaj będę używać słowa "stychomytia" - po prostu epickie :D.
      3maj się i dziękuję jeszcze raz :*
      Pozdrawiam,
      Abigail

      Usuń
  9. Nie skomentowałam - jestem okropna -____-

    Rozdział jak zawsze mi się podobał ! <3
    Dorcas i Syriusz === LOVE LOVE LOVE
    Emmelina Emmelina srina dupa jasiu xD No ! Wiadomka o co chodzi :D
    CZEKAMNANOWY :****

    [ plonace-serca ] powrót niedługo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana :*
      Wracasz na płonące-serca? Ale to będzie coś podobnego do poprzednich płonących-serc, czy totalnie zmieniasz fabułę? ;>

      Usuń
  10. Dawno mnie nie było na blogach :c Muszę to nadrobić. Rozdział świetny, fajnie się czyta :D Czekam na NN

    P.S.Na blogu http://lily-james-i-ja.blogspot.com/ nowy rozdział. Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. GDZIE NOTKA TWOJA :(((((

    ps. moje plonace-serca to bedzie coś podobnego ( po szkole, ale historię trochę zmieniłam ) :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział super :* Nic dodać, nic ująć ;)
    P.S.http://sekret-szarej-damy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Odpowiedzi
    1. O kurde, widzę, ze tu pomału wszczyna się rebelia xD. <3. Rozdział będzie niedługo, obiecuję. Już naprawdę dużo napisałam. Muszę tylko przejść przez jutrzejszy dzień (sprawdzian z matmy i fizyki) i będę zaprogramowana głównie na niego. Żeby wam wynagrodzić czekanie, mogę zaoferować bonus świąteczny, co ty na to? ;*
      PS. Rozdział u cb przeczytałam, ale z pwoodu powyższyhc powodów ^^ muszę niestety wstrzymać się z napisaniem produktywnego komentarza. Ale rozdzialik cudowny, tyle powiem :*

      Usuń
    2. Oczywiście:) Rebelia pełną parą! Bój się:P Niedługo zaczną nawiedzać Cię głodni nowego rozdziału czytelnicy ze mną na czele:P Jak zobaczysz coś małego, rozczochranego w oknie - to będę to JAxD
      Chcę bonus! Dużo Lily, dużo JAMESA!!! Albo dużo huncwotów! Patrz no, jaka się wybredna zrobiłam, to chyba przez tą stu podpunktową listę prezentów do Mikołaja:D
      Matma i fizyka?! Naraz?! Przecież to grozi przegrzaniem wszelkich obwodów w mózgu;/ Wybaczam!
      P.S. Pominęłaś mnie w linkach zapominaluchu ty:P
      Buziaki!
      Pisz! Pisz! Pisz!

      Usuń
    3. No właśnie wiem ;(. Obawiam się, że moja głowa nie udźwignie do następnego Bożego Narodzenia nic więcej... matma i fizyka jednego dnia, PO SOBIE. To powinno być zakazane czy coś...
      Stupunktowa lista do świętego Mikołaja? Zmieści się wszystko pod choinką xD?
      PS. Linków nie odświeżałam od... o kurczę, nwm, od roku chyba ... Połowa rzeczy, która tam jest, już nie istnije, na drugą połowę nie wchodzę, ale idę cię dodać i zrobić tam jakiś ogar :*
      Wybacz za Anonima,
      Abigail

      Usuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Theme by Lydia Credits: X, X