24.11.2013

6. Burza Uczuć


Dwadzieścia jeden dni później. Pełnia. (29 września. Poniedziałek)

  Nieznośne promienie słońca paliły twarz Marleny. Przez pewien czas dziewczyna walczyła z nimi, przekręcając się na boki, ale zrezygnowała, bo coś się nie zgadzało. Uniosła jedną powiekę i natychmiast podniosła się na nogi z krzykiem.
  Nie leżała w swoim łóżku.
  Nie leżała w swoim dormitorium.
  Nie było jej nawet wewnątrz zamku.
  To pewnie jakiś durnowaty kawał, pomyślała najpierw. I gdy już chciała wskazać, kim jest jej domniemany winowajca- przypomniało jej się.
  Opadła na ziemię równie gwałtownie, jak wstała. Głowa zapulsowała jej bólem, poczuła też, że z kolana ciurkiem leci jej krew. Nie to jednak miała w głowie.
  Fakt, że oni znowu mieli rację, rację, której zresztą mieć nie chcieli, sprawił, że odechciało jej się żyć. I jedyne co teraz mogła zrobić, to rozpłakać się jak dziecko.



***

Trzydzieści godzin wcześniej
 
    Walczyła z oddechem przed drzwiami  do gabinetu dyrektora. Nie miała w zwyczaju mieć trudności z brakiem odwagi czy śmiałości, ale teraz urosła przed nią ogromna blokada. Z jednej strony musiała wiedzieć, co dalej, a z drugiej obawiała się prawdy. Tak, bała się, że usłyszy, coś, co zmieni całe jej dotychczasowe życie.
    Kamienne gargulce, które strzegły pomieszczenia łypały na nią groźnie i to może przez nie w końcu wzięła się w garść. W dzieciństwie bowiem siostra straszyła ją podobnymi rzeźbami, mówiąc, że po dłuższym nań przyglądaniu samemu się w niego zamienisz. Teraz już w to oczywiście nie wierzyła, ale wolała nie ryzykować. Poza tym i tak tego nie odłoży.
  Odchrząknęła i zastukała pięścią we wrota.  Prawie natychmiast otworzyła jej profesor McGonagall z zatroskaną, aczkolwiek w dalszym ciągu surową miną. Bez powitania weszła do środka i przejechała po twarzach pozostałych nauczycieli, którzy zgromadzili się w pokoju w jej sprawie.
  Pani Pomfrey. Nauczycielka Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, którą kojarzyła  jedynie z widzenia. Liam Argent, ich nowy nauczyciel OPCM’ u. Jakaś nieznana jej kobieta, w stroju uzdrowicielki. No i sam zamyślony Dumbledore. Wbiła wzrok w ziemię.
  -Marlena, usiądź proszę- usłyszała głos dyrektora. Posłusznie wypełniła polecenie.
  -Powiedziałaś, że nie chcesz pojechać na badania do Szpitala św. Munga…
  -A pan powiedział, że nie powinnam się niczym przejmować, kilka tygodni temu- przerwała mu z wyrzutem. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się niegrzecznie, ale nie przejmowała się konsekwencjami, czyli szlabanem. Gdyby tylko to ją spotkało, byłoby wręcz nagrodą.
  Starzec westchnął ciężko.
  -Nie musisz się przejmować, to prawda. Póki co jeszcze nic nie wiemy. Ale to, że nie wiemy pewnej rzeczy nie umniejsza jej istnienia- odparł filozoficznie. –A więc pozwól nam zrobić te badania. Nie zrobię nic wbrew twojej woli, ale lepiej zrobić to teraz, tutaj, niż niepokoić, być może niepotrzebnie, twoich rodziców wysyłając im prośbę o pozwolenie wysłania cię do szpitala, nie sądzisz?
  Już otwierała buzię, by opowiedzieć, ale natychmiast ją zamknęła. W jej rodzinie dzieje się wystarczająco źle. Ojca niedawno zwolnili z pracy z Ministerstwa, a matka pracująca jako sprzedawczyni w jednym ze sklepów na Pokątnej poza sezonem nie mogła utrzymać reszty rodziny, wliczając jej praktykującą od tego roku siostrę. Gdyby miała się zamartwiać jeszcze tym, że jej córka może zostać wilkołakiem…
  Pociągnęła nosem i pokręciła lekko głową.
  -A więc pozwolisz pani Carver spojrzeć na twoją ranę?
  Nie opowiedziała.
  Przez ostatnie dni, a dokładniej od rozpoczęcia nowego związku, mało myślała o swoim zadrapaniu na nodze z feralnej pierwszej nocy szóstej klasy. Tym bardziej, że McGongall powiedziała, że to fałszywy alarm, a przynajmniej ona tak to odebrała. Teraz znowu musiała na nią spojrzeć.
  Podwinęła nogawkę spodni. Rana od jej wizyty u szkolnej pielęgniarki nie zagoiła się ani odrobinę.
  Teraz już wiedziała, co robiła tu ta nieznana jej uzdrowicielka. Dumbledore wezwał ją, żeby coś tu nareszcie stwierdziła. Najwyraźniej się pomylił, bo tamta tylko zrobiła zdziwioną minę.
  -Likantropia zawsze była dla nas czymś… nieznanym- mruknęła szukając wymówki. –A ja osobiście nigdy nie słyszałam o podobnym przypadku. Wiadomo, że wilkołakiem zostaje się od ugryzienia.
  -Tylko, że ona miała z nim styczność podczas pełni- wtrąciła chłodno McGonagall.
  Pani Carver coś opowiedziała, potem nauczycielka OPMS’ u coś dodała, potem jeszcze Carver się odezwał, ale Marlena ich nie słuchała. Czekała jedynie na wyrok.
  -Sądzę, że w tym przypadku musimy cię odizolować od innych na czas pełni. Ustawimy cię z dala o pana Lupina, więc w razie braku przemiany na pewno ponownie się nie… eee… spotkacie. Jeśli nie czujesz się pewnie, dodam, że w pobliżu będzie się kręcić Hagrid.
  Kiwnęła głową.
  -Albusie, musimy porozmawiać jeszcze z Lupinem. Wyjątkowo umiejscowimy go z dala, sądzę, że jak się dowie co się stało…
  -Nie!- krzyknęła natychmiast szatynka bezwiednie. Profesorka przerwała swój wywód i oburzona obróciła się w jej kierunku. –Nie może pani powiedzieć Remusowi o mnie. On sobie tego nie wybaczy.
  Chłopak mógł sobie ją ranić do woli, ale ona nie sprawi mu takiego bólu. Wystarczy już to, co się dotychczas stało. Jego szczęście zawsze będzie dla niej najważniejsze.
  
***

  Chociaż mijał dzisiaj dwudziesty pierwszy dzień od pamiętnego wypadu do Hogsmeade, nic się nie zmieniło. Jedyną nowością był związek Marleny i Franka, ale początkowe emocje i poekscytowanie dawno już opadły. Nawet Meadowes przestała już organizować w przyszłości podwójną randkę dla nich wraz z nią i Syriuszem. 
  Emmelina mniej lub bardziej widocznie wtrącała się w sprawy związku Dorcas i Syriusza, którzy byli w czymś w rodzaju separacji od sytuacji z Clemence. Może właśnie dlatego wszystkie plany dziewczyny z udziałem Blacka miały miejsce „w przyszłości”?
   Remus nie do końca zaakceptował nowy związek swojej ukochanej, ponieważ wyjątkowo zaczął planować kawał na Longbottomie z własnej inicjatywy. Koniec końców nic się nie odbyło, bo wszyscy jak jeden mąż stwierdzili, że to może zaszkodzić pozycji Jamesa i Syriusza w drużynie Qudditcha, której Frank był kapitanem.
  Peter i Jo wciąż byli „parą”, chociaż Huncwoci zdążyli zauważyć, że Ślizgonka lekko wstydzi się swojego chłopaka wśród znajomych.
  -Wydaję się być miła, ale jest ze Slytherinu, więc to pewnie taka udawanka- podsumował ją Syriusz.
  Reszta podzielała jego zdanie, z wyjątkiem Pettigrewa, który każdy występek Prewettównej zajadle bronił.
  A co się działo wokół Lily i Jamesa? Mało.
  Ruda miała jakiś swój powód, którego, naturalnie, nikomu nie zdradziła, by nie dawać Rogaczowi szansy i ponieważ nie chciała przyznać, że w Hogsmeade jej się poobało postanowiła przyjąć najbardziej sprawdzoną metodę- unikanie. Pottera wybitnie to śmieszyło i specjalnie wpadał na nią po zajęciach, co kończyło się napadem furii:
  -Czy te okulary w ogóle coś ci dają? Naucz się patrzeć przed siebie! Jeszcze raz wylecą mi przez ciebie książki, to…
  -…pomogę ci je pozbierać- dokończył z uśmiechem i dzielnie na klatę przyjmował uderzenie z owej książki prosto w głowę.
  I nie zapowiadało się, że dzisiaj zmieni się coś w tym nudnym systemie. A jednak.
  Ruszył sezon Quidditcha i miał się dziś obyć pierwszy mecz, Gryffindor konta Slytherin. Remus nie mógł być dzisiaj na trybunach, bo od rana przesiadywał od pani Pomfrey, ale wczoraj przed przeminą obiecał trzymać kciuki za przyjaciół. Jak zawsze rano przed ważnym meczem, graczom magicznie znikał apetyt. Dorcas praktycznie karmiła Syriusza z łyżki jak małe dziecko, co doprowadzało go do szału i pluł on we wszystkie strony (jak małe dziecko). Po raz pierwszy od zawsze Jo dosiadła się do gryfońskiego stołu pod pretekstem przywitania się z Peterem, a gdy tylko usiadła, musiała, jak to ona, zadawać pytania.
  -Kto właściwie gra u was w drużynie?- zapytała Jamesa.
  -Myślałem, że bardziej zainteresuje cię skład Ślizgonów- odparł beztrosko.
  -No tak…- naciskała. –Ale nigdy nie byłam zbytnio przywiązana do jakiegoś domu… I kibicuje wam. Nigdy nie gustowałam w szpanerstwie naszych wielkich sportowców.
  Jedyne, czego zdążyli się już nauczyć o Prewett, to to, że uwielbiała obdarowywać wszystkich wokół onieśmielającymi  komplementami, po których zapominało się języka w gębie.
  -U nas szpanerstwo jest jeszcze bardziej rozpowszechnione- wtrąciła spod książki Lily. –Co nie, Potter?
  Okularnik parsknął śmiechem i podebrał Rudej tosta z talerza pałaszując, jakby o wieków nie miał jedzenia w ustach. Jako jedyny potrafił w takie dni jeść. 
  -Lily Evans, mistrz ciętej riposty- Wytknęła do niego język. –Odpowiadając na twoje pytanie, Jo, to tak: Frank Longbottom jest kapitanem drużyny i jednym z pałkarzy, drugim w tym roku został jakiś trzecioroczniak, nazwiska ci nie powiem, bo nie pamiętam. Obrońcą jest kumpel Franka, czyli Chris Wood, taki przygłupi mięśniak. Ale broni nieźle, to mu muszę przyznać. Syriusz, Jayden, czyli kolejny kumpel Franka, i od tego roku znowu ktoś nowy, są ścigającymi.  A ja…
  -Jestem największą gwiazdą- dokończyła Evansówna. –Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.
  -Możecie przestać sobie dogryzać?- warknęła Hestia. –W sumie domowe rozgrywki to bardzo fajny pomysł, u nas, w Beaux graliśmy tylko dla zabawy, jak jakiś siódmoklasista nam wyczarował pętle.
  Black ziewnął.
  -U nas też nie było rozgrywek- zaczęła ostrożnie Jo. –I dla zabawy też nie graliśmy.
  -A gdzie ty właściwie chodziłaś?- spytała zaciekawiona Emma.
  -Instytut Czarownic w Salem w Ameryce- odpowiedziała szybko. Łapa zmarszczył brwi.
  -Jesteś Amerykanką?
  -A co? Nie zdradził mnie mój akcent?
  -Nie…- mruknął trochę speszony. -Chodzi mi o twoje nazwisko. Wydawało mi się, że jesteśmy spokrewnieni. Black i Prewett… Słyszałem gdzieś twoje nazwisko. Ale musisz być z dalszej rodziny, bo normalnie wszyscy siedzą na kupie w Anglii i sprawdzają, czy ktoś przypadkiem nie spotyka się z mugolami.
  Jo nie zaśmiała się.
  -Najwyraźniej tak. A tak idąc tropem- kto jest w drużynie domowej Slytherinu?
  Gryfoni równocześnie ciężko westchnęli, ale nikt nie odpowiedział. W końcu, po kilku odchrząknięciach, Dorcas wyjaśniła:
  -Regulus jest szukającym. Regulus Black, w sensie, brat Syriusza.
  Ślizgonka aż gwizdnęła i już otwierała usta, by o coś spytać, gdy znikąd zmaterializował się Frank ze wściekłym wyrazem twarzy. James i Syriusz podali mu dłonie na przywitanie, a dziewczyny delikatnie się uśmiechnęły, ale nie opowiedział na żaden z tych gestów.
  -Nie mamy ścigającego- odparł bezceremonialnie.
  -Co?!- krzyknęli równocześnie Rogacz i Łapa, bezsensownie rozglądając się po sali. Kapitan Gryfonów westchnął i usiadł na miejscu, które zrobiła mu Emma.
  -Ano tak… Ten nowy dostał szlaban od McGonagall na resztę semestru z uwzględnieniem meczów, żeby, cytuję „była to jeszcze lepsza kara”.
  -Boże, jaka sadystka!- wybuchnął Black. –Może zawiesić w drużynie jakiś Ślizgonów- (-Ej!- oburzyła się Prewett) wywrócił oczami- a nie osłabiać własny dom…
  Frank przytaknął.
  -Nie mamy rezerwy. Jeśli nie wyjdziemy w pełnym składzie, zdyskwalifikują nas. Damy wygrać Slytheirnowi walkowerem…
  -Ja mogę zagrać- przerwała mu Hestia z podnieconą miną. –Powiem skromnie, że jestem całkiem dobra.
  -Zapomnij! Hestia, to nie jest jakaś żałosna zabawa- warknął Łapa.
  -W zeszłym roku przegraliśmy z nimi w ostatnim meczu i straciliśmy puchar. To nie jest jakiś tam mecz w pierwszej kolejce. To gra o honor. Musimy ich rozgromić- dodał Rogacz.
  -Czy macie lepsze zastępstwo? Jak się nie sprawdzę, to trudno. No chyba nie będziemy teraz biegać po zamku w poszukiwaniach kogoś, kto…
  -Żebyś wiedziała, że będziemy.
  Jones prychnęła i rzuciła widelec z dezaprobatą, poczym obróciła się na pięcie i odeszła wylewając „przypadkiem” na kuzynów trochę soku dyniowego.
 
***

    -Ruda, przyjdziesz na imprezę do Pokoju Wspólnego po naszym zwycięstwie?- zapytał James doganiając dziewczynę po drodze na boisko, ubrany w czerwony strój z wielką, wyszywaną siódemką na plecach. Evansówna uniosła brwi.
  -Znaleźliście jakieś zastępstwo?
  Parsknął śmiechem.
  -Nie, ale prędzej już TY z nami zagrasz niż zrobi to Hestia.
  -Hahaha…- udała śmiech. –Zabawny jesteś. A więc skoro nie, to kogo macie?
  -Frank poszedł błagać McGongall, żeby wypuściła młodego Dwyera. Uwielbia go, przecież to prefekt naczelny. Na pewno odpuści…
  Spojrzała na niego z politowaniem.
  -Wydaję mi się, że sam nie wierzysz w to, co mówisz. Na waszym miejscu naprawdę przyjęłabym Hestię do drużyny. Nie widziałeś na oczy jak gra, a wydajesz osąd. McGonagall nie odpuści mu szlabanu, nawet jeśli sam minister magii by ją o to poprosił. A jeśli chodzi o waszą durnowatą imprezę, to mówię NIE.
  -Nie ufasz sobie po alkoholu?- zapytał z błyskiem w oku. –Dobra, już dobra. Pogadamy jak przestaniesz mnie unikać.
  Odwróciła się na pięcie.
  -Dlaczego miałabym cię unikać? Nie obchodzi mnie co robisz, nigdy nie obchodziło, i to chyba normalne, że nie kręcę się wokół twojej osoby.
  Zbliżył się do niej o dwa kroki i z szelmowskim uśmiechem, szepnął:
  -No nie wiem, kochana.  Nad moim towarzystwem raczej nie powinnaś się użalać.
  -Zdaje mi się, czy nie masz za pięć minut meczu?- wydyszała udając pewność siebie, bo czuła się skrępowana, gdy trzymał tak blisko twarz.
  -Poczekają na mnie.
  Krok w tył.
  -No nie wiem…- Podszedł bliżej.
  Kolejny krok w tył, na który on opowiedział dwoma krokami w przód. Jaki idiota….
  -Bo widzisz…- ciągnął. –Zależy mi na całusie na szczęście.
  -I brak ci kandydatek?
  -Żebyś wiedziała…
  Stał niebezpiecznie blisko. W jego czekoladowych oczach, powiększanych przez kwadratowe szkła okularów, dostrzegła mieszankę rozbawienia i ciekawości. W jej pewnie widać było jedynie strach i ogłupienie. Na pewno to wykorzysta, pomyślała. Czuła bezradność, gdy te wesołe tęczówki zbliżały się bliżej i bliżej… Chciała zamknąć oczy, by na nie dłużej nie patrzeć, ale obawiała się, że chłopak źle to zinterpretuje. Ich nosy się styknęły. Był za blisko. Zbyt blisko by jakoś zareagować.
  Już nie przyglądała się jego oczom. Bardziej zainteresowały ją usta, które zaraz miałaby posmakować. Nie była na to gotowa. Niech on przestanie, niech on przestanie…
  -Lily?- usłyszała zszokowany głos za sobą. I poczuła, że gorzej być już nie mogło.

***

  -Cholibka, Marlena… Wyglądasz jakby napadło cię stado wściekłych hipogryfów… Na pewno nie chcesz, żebym cię zaprowadził do pani Pomfrey?- zapytał zmartwiony półolbrzym stawiając przed nieprzytomną dziewczyną talerz ze swoimi wypiekami w postaci niezbyt smacznych ciasteczek.
  -Dziękuję ci, Hagridzie, ale nie… On pewnie tam jest i… - głos jej się załamał. Gajowy westchnął ciężko.
  -Ja wim, że tobie jest ciężko. Ale Remus powinin wiedzieć, co się porobiło. I na pewno lepij jak usłyszy to od ciebie.
  Wbiła wzrok w podłogę. Niech Hagrid lepiej tu nie mędrkuje, bo zbytnio jej nie pomaga. Bo niby co ma powiedzieć? „Cześć, Remus. Wiem, nie rozmawiałam z tobą ostatnio zbytnio, ale sądzę, że chciałbyś wiedzieć, że przemieniłeś mnie miesiąc temu w wilkołaka! Ale nie przejmuj się tym zbytnio, nie mam ci za złe”?
  Zresztą po to niby kłóciła się dwa dni temu z McGonagall o zachowanie tajemnicy, żeby teraz wszystko samemu wyjawić?
  Nie zdawała sobie sprawy, że zatajając przed przyjaciółmi ten fakt popełnia identyczny błąd, co jej były chłopak.

***

  Severus Snape kilka razy przetarł oczy, bo w głowie nie mieściło mu się to, co zobaczył. Przecież Lily, jego Lily, nienawidzi Pottera, nie mogłaby się z nim całować, a raczej ku temu zmierzać. I gdyby chociaż zobaczył skruchę w tych jej boskich zielonych oczach, gdzie tam. Odskoczyła od Pottera i zaczęła zbliżać się do niego, ale nie dlatego, że chciała go pocałować. Właściwie, to chyba powinien spodziewać się uderzenia w policzek.
  -Jak śmiesz…- warknęła przez zaciśnięte zęby. –Nie jestem już dla ciebie szlamą? Przypomniałeś sobie jak mi na imię? NIE RÓB TAKIEJ GŁUPIEJ MINY!
  -Lily…- westchnął ciężko, ale czarnowłosy chłopak zagrasował mu widok na jej rozwścieczone tęczówki. Potter.
  Machinalnie wyjął różdżkę zza pazuchy. Ten kretyn za długo działał mu na nerwy.
  Potter również nie zwlekał.
  -James, daj spokój!- wykrzyknęła rudowłosa, zawieszając się na jego ramieniu. –Musisz iść na mecz, zdyskwalifikują cię…
  -Lily…. Idź.
  -Znowu mam się na was wkurzyć?! Naprawdę jesteście takimi debilami, że będziecie się tu tłuc? PRZYSIĘGAM, ZARAZ PÓJDĘ PO MCGONAGALL!
  Jej prośby i groźby niewiele dały. Ta dwójka nienawidziła się za bardzo, żeby teraz opuścić. Tym bardziej, że chodziło o zielonooką.
  Poleciała pierwsza Drętwota, ale została zablokowana.
  Stanęła między nimi.
  -Spuśćcie różdżki! Heeej, jestem tu! Jeśli któryś z was chociażby drugiego draśnie, wywołam tu taką aferę, że…
   Tym razem Snape lekko ją odsunął. Już miała go, za to ofuknąć, ale Rogacz ją uprzedził.
  -Nie. Dotykaj. Jej.
  -Dobra, już dobra, wybaczam mu, ale przestańcie! Stawiacie mnie w beznadziejnej sytuacji…
  A potem pisnęła, bo pojawiło się czerwone światło wywołane przez Ślizgona. I zrobiła to chyba wystarczająco głośno, bo zaraz ktoś po mugolsku walnął pięścią jej dawnego przyjaciela.
  Syriusz.
  -Cała płoniesz, Ruda- parsknął i pomógł podnieść się okularnikowi. –A ty, jesteś jakiś głupi, czy co? Chcesz żebyśmy dzisiaj przegrali? Zamieszki ze Ślizgonami, owszem, ale po meczu. Okazało się, że Dwyer ma szlaban właśnie za taki „wygłup”.
  -Wy…- wydyszała Lily. –Dlaczego go uderzyłeś?- spytała piskliwie z wyrzutem.
  -A co, miałem go pogłaskać?
  -Tylko go znowu nie broń- powiedział nagle James. Widać było, że czuł się upokorzony tym, że pozwolił się powalić Smarkerusowi w jej towarzystwie.
  -Nie mam zamiaru. Za to wy jak zwykle musieliście dać popis swoich umiejętności. Co ci w ogóle strzeliło do głowy, żeby się z nim pojedynkować? I czemu nie pozwoliłeś mi załatwić tej sprawy?
  Wywrócił oczami. Czego by nie zrobił, ona i tak dostrzegłaby w tym jego winę. Bronić tego gnojka, po tej całej sytuacji po sumach? Pewnie teraz jeszcze będzie na niego obrażona, za to, że nie pozwalił mu znowu jej zranić, przez następny miesiąc.
  Pożegnał się z nią chłodno. Musiał iść na mecz. Wygrają, jeśli cały swój gniew wywołany przez Snape’ a przerzuci na resztę Ślizgonów.

***

   Dorcas przyniosła na trybuny reklamówkę pełną smacznych zagryzek. Częstowała wszystkich dookoła, a Ruda po raz kolejny odmówiła ulubionych ciastek korzennych. Za to Emmelina, która siedziała po jej drugiej stornie korzystała z okazji i co chwila nad jej głową przelatywała ręka wypełniona paczkami czekoladowych żab, co, oczywiście, doprowadzało ją do szału.
  -W porządku?- zapytała cicho szatynka, Lily. Ruda kiwnęła głową i cicho rzuciła:
  -Potter i Snape tak jakby… się pobili.
  Wcale nie zdziwiła się, że Emma i Dor nie były tym zdruzgotane tak, jak ona. Wręcz przeciwnie- westchnęły z zachwytem, a blondynka odparła rozmarzona:
  -Chciałabym, żeby kiedyś ktoś się o mnie pobił.
  To było jak chlust zimną wodą. Lily przestała się dąsać.  
  -CO?!- krzyknęła, czerwona jak piwonia. –Nie pobili się O MNIE, tylko zupełnie bez powodu, a na koniec jeszcze Black przylazł pomóc. Nie dostrzegam w tym nic romantycznego.
  Nawet dla niej nie zabrzmiało to przekonywująco. Dziewczyny przerwały jedzenie i podekscytowane nachyliły ku niej głowy.
  -Rozumiem twoje oburzenie w stosunku do Snape’ a- przyznała Dorcas- ale chyba nareszcie otworzysz oczy na Rogacza, no nie?
  Yyy… Nie.
  -Zresztą- podjęła temat Emma- lepiej nie rób nic. Może odwalą jeszcze jeden romantyczny wyskok… Pobili się, teraz może zaczną pisać wiersze albo piosenki…
  Poczuła się jeszcze bardziej głupio. Nigdy nie zależało jej na takich rzeczach i podobać się mogły jedynie w mugolskich nowelach, które tak uwielbiała czytać. Ale widok Pottera deklamującego wiersz albo wspinającego się po pnączach róż ku swojej Julii był zbyt przytłaczający, żeby nawet go wyśmiać. Czując narastające zażenowanie, przerwała sprzeczkę dziewczyn na temat najwspanialszego możliwego gestu ze strony jej „ukochanego”:
  -I tak bym się z nim nie umówiła.
  -A to dlaczego?- zapytała pewna dziewczyna, która siedziała rząd niżej. Evans od razu rozpoznała Jo. Trochę krępujące, że musiała to usłyszeć dziewczyna jednego z przyjaciół Pottera.
  Prewett musiała być strasznie naiwna skoro spodziewała się odpowiedzi, przynajmniej takiej słownej. Odpowiedź na swoje pytanie jednak uzyskała- bez wiedzy samej Lily. Dowodem na to było jej następne pytanie:
  -Jak nazywa się twój ojciec, Lily?
  Zarówno Ruda, jak i jej dwie towarzyszki ponownie poczuły się dziwnie wpuszczone w maliny przez tę czarnowłosą osóbkę. Zielonooka zaczęła poważnie zastanawiać się czy nie skłamać. Ale po co?
  -Ethan… A co?- spytała głośno. Prewett tylko wzruszyła ramionami.
  -Zwyczajnie. Tak też myślałam… Och, patrzcie- już wchodzą!
  Przez resztę meczu nie odwróciła się ani o nic nie zapytała. Mogła już przystąpić do dalszej części planu.

***

  -Rasac znowu ma kafla!- krzyczał jakiś siódmoklasista do mikrofonu. –Robi zwód, mija Wilkesa i… Ałć! To musiało boleć. Trzymaj się, Jayden. Gra trwa dalej- piłkę ma Bulstrode, niezwykle szybka z niej dziewczyna… I… Nieee…- jęknął. –To znaczy taaak… sto dwadzieścia do sześćdziesięciu dla Slytherinu!
  -Czy ten mecz się kiedyś skończy?- spytała zdenerwowana przegrywaniem Gryfonów, Dorcas.
  Grali już ponad półtora godziny i jedyne co się działo na boisku to faule ścigających między sobą. Wyćwiczeni między sobą Regina Bulstrode, Nigeal Wilkes i Evan Rosier nie mieli problemu z ciągłym ogrywaniem przeciwników. Tym bardziej, że obrońca- Chris Wood, był przeziębiony i co chwilę kichał na całe trybuny, a zastępstwo za Dwayera w postaci czwartoklasisty, który wyglądał jakby po raz pierwszy był na miotle nie napędzało Syriusza i Jaydena.
  -James nie złapie znicza, bo jest wkurzony- mruknęła Emmelina, za co dostała szturchańca od rudowłosej.
  Tymczasem Frank zażądał zmiany u Gryfonów i, niedomiary, na miotle wleciała rozirytowana szatynka. Dziewczyny wymieniły zachwycone spojrzenia (wreszcie coś poszło nie tak, jak chcieli Huncwoci) i zaczęły drzeć się jak opętane: Hestia! Hestia!
  -Hestia Jones… Tak? No dobrze, a więc mamy zmianę w składzie Gryffindoru… Och, ile ta dziewczyna ma w sobie wigoru… Przejmuje kafla… Wymija Wilkesa… Rosiera… Bulstrode… pałkarzy… tłuczka…- komentator aż przerwał z niedowierzaniem. –Robi zwód na obrońcę… I… STO DWADZIEŚCIA DO SIEDEMDZIESIĘCIU!
  Na trybunach rozległ się krzyk radości Gryfonów, i jęk Ślizgonów. Nim tylko wznowiono grę, piłkę znów trzymała szatynka. Tym razem podała Syriuszowi, który zgrabnie zdobył następne dziesięć punktów.
  -Gra odżyła! Gryfoni pięknie grają… Mamy chyba nowe odkrycie drużyny Gryffindoru… Rasac! Black! Jones… znowu. I gol. Sto dwadzieścia do dziewięćdziesięciu.
  Nie minęło pięć minut i już drużyny zremisowały. Kolejne pięć minut- Gryffindor prowadził czterdziestoma punktami. Ścigający grali jak natchnieni.
  Emmelina zniknęła na chwilę mówiąc, że musi iść do łazienki i właśnie wtedy czarnowłosy chłopak o haczykowatym nosie podszedł do grupki przyjaciółek.

***

  Snape wrócił z podbitym okiem, pamiątce po bójce z Huncwotami z przed dwóch godzin. I gdy tylko się pojawił, już przywołał z powrotem niezadowolenie. Meadowes nie wahała się nawet rzucić w niego kawałkiem tortu cytrynowego.
  -Lily, musimy pogadać. Tu wcale nie chodzi o sytuację sprzed wakacji- szepnął błagalnie.
  -Nie możesz zostawić jej w spokoju?- warknęła szatynka. –James i Syriusz grają, ale cały czas mamy jeszcze Petera, który siedzi w rząd niżej. Sądzę, że z chęcią pobije ci drugie oko.
  Obdarzył ją mało łaskawym spojrzeniem, ale kątem  oka spojrzał rząd niżej. Jednak nie przejął się Peterem. O, Boże, to ona.
  Siedzi obok niej… Musi ją stąd zabrać. Za nim ta wariatka rozpocznie jakieś przedstawienie. Przez krótki okres ich znajomości już zdążył szczerze znienawidzić Prewettówną i jako jedyny zorientował się, że Łowów Śmierci to ona ma w nosie. Przybyła tu z jakiś chorych powodów, których nikomu nie zdradzi i wysługuje się wszystkimi.
  Z drugiej jednak strony nie mógł przecież zdradzić jej, kiedy wszystko słyszała. Musi użyć jakieś wymówki…
  -Cześć, Snape- uśmiechnęła się niewinnie, odwracając się. –Avery powiedział mi, że dziś nie przyjdziesz, bo kończysz rozprawkę o klątwach dla… No właśnie, dla kogo?
  -Poprosiłaś mnie o to- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Teoretycznie, to kazałaś. Lily, proszę cię, chodź na chwilę…
  -Ona nigdzie z tobą nie pójdzie- oburzyła się ta jej denerwująca przyjaciółeczka, Meadowes.  
  -Ależ usiądź!- ciągnęła Jo. –Może przyniesiesz nam trochę szczęścia, bo przegrywamy.
  W jej postaci była jakaś dziwna siła, zupełnie jakby była superbohaterką. Wyróżniała się negatywnie na tle innych tym, że potrafiła coś, coś, dzięki czemu wiedziała wszystko o wszystkim. Jakby czytała w myślach.
  Meadowes nie pozwoli jej odejść… Zostanie tu z nią. Musi użyć jakieś wymówki.
  -Meadowes, chodź ze mną. Chodzi o… Blacka- To było pierwsze co przyszło mu na myśl i chyba był to strzał w dziesiątkę.
  Dorcas najpierw przyglądała się mu ze zwątpieniem, podobnie jak Jo,  ale w końcu pociągnęła Lily za rękę.
  -Dlaczego musisz je gdzieś zabierać?- spytała retorycznie Prewett. –Obawiasz się, że wszystko wygadam?
  -I tak musimy iść zobaczyć, co z Emmą…- odpowiedziała za niego Lily. –To nienormalne tak długo siedzieć w toalecie.
  -KOLEJNY GOL DLA GRYFONÓW! PIĘKNIE, HESTIA!
  Zdawał sobie sprawę, że niebieskooka skądś wie, że oni wszyscy kłamią. Skąd? To chyba sekret jej całego sukcesu.
  Parsknęła cicho i odwróciła się z powrotem udając zainteresowanie grą. Grymas nie schodził z jej twarzy.

***

 -Lily, proszę cię uważaj na Jo- westchnął , gdy tylko znaleźli się wystarczająco daleko od trybun i bacznych oczu Prewett.
  -Wiedziałam, że nie chodzi ci o Syriusza- westchnęła Meadowes, pukając się przy tym w czoło. –Zauważyłyśmy już, że za nią nie szalejesz, ale my za tobą również, więc.
  -Zamknij się, Dor- warknęła Ruda i spojrzała na niego z ciekawością zmieszaną z pogardą. –Dlaczego mam uważać na Jo?
  Zawahał się. Przyrzekł nigdy nie zdradzić stowarzyszenia. Wplątał się w coś od czego nie zależy tylko grupka nastolatków. Wplątany w to był sam Voldemort. Jeśli mu teraz podskoczy…
  Z drugiej strony nie mógł nie zrobić nic. Jeśli pozwoli tej dziewczynie działać, rudowłosa na pewno nie wyjdzie z tego bez szwanku.
  I wtedy przypomniał sobie sytuację po sumach, kiedy to wybrał swoich „przyjaciół” zamiast niej. Stracił jej przyjaźń i zaufanie, ale mimo wszystko wciąż ciążył na nim jej szacunek. Może doceni to, co robi.
  -Przyjechała tu z Durmstrangu, bo…
  -Czekaj, czekaj…- wtrąciła się Meadowes, nie pierwszy raz dzisiaj, zresztą. –Z Durmstrangu? Przecież pochodzi z Ameryki… Powiedziała, że chodziła do Instytutu Czarownic w Salem.
  -Kłamała- warknął. –Tylko tyle potrafi. Wróciła tu w pewnym celu… Kiedy kazała mi dostarczyć do ciebie ten list…
  -To ty przysłałeś mi ten list?!- wykrzyknęła.
  Wszystko idzie źle.
  -Nie… To znaczy, kazała mi, bo… no po prostu mi kazała. Załóżmy, że ma na coś wpływ, na coś od czego jestem w pewnym sensie zależny. Ale ja go nie dostarczyłem. I… on po prostu zniknął.
  -Jasne- warknęła. –Znikające listy.
  -Mówię prawdę!- oburzył się. –Ona wcale nie jest taką, na  jaką wygląda. Jest wredna, przebiegła i coś ukrywa… Na pewno to zauważyłaś.
  Posłał jej błagalne spojrzenie. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.  
  -Powiedziała, że jest tu ktoś, kogo musi koniecznie poznać… I chyba chodziło o ciebie.
  Dorcas parsknęła.
  -Lily, nie słuchaj tych bzdur. Obiło mu. Uczepił się tego tematu, żeby tylko z tobą o czymś rozmawiać.
  Pociągnęła ją za rękę, a ona, niechętnie odeszła.
  Ale Severus widział, że ją przekonał.

***

  Gdy tylko przekroczyły próg pokoju wspólnego usłyszeli ryk, jakby wewnątrz ktoś trzymał rozwścieczonego lwa. Gryfoni świętowali wylewając na dywany litry alkoholu i co chwilę obcałowując gwiazdę dzisiejszego meczu- Hestię, która nie ukrywała zadowolenia z świeżo zyskanej popularności.
  -Wygrali- szepnęła Dorcas do zamyślonej Rudej.
  -Taa… To fajnie.
  Meaowes spojrzała na nią z troską.
  -Chyba nie myślisz nad tym, co powiedział ci Snape?
  Już otwierała buzię, by odpowiedzieć, ale szatynka krzyknęła tak głośno, że zdawała się przekrzyczeć całe sto osób, które teraz bawiło się na zwycięstwo Gryfonów.
  Evans już wiedziała o co chodzi- Syriusz i Emmelina gadali ze sobą luźno na drugim końcu pokoju, a Dorcas, jak to ona, pewnie uważała, że ze sobą flirtują.
  Na nic zdały się prośby „Dori, przecież nic się nie dzieje…” i groźby „Meadowes, wiesz jak bardzo Syriusz nienawidzi scen zazdrości”- dziewczyna już kroczyła w ich kierunku z bardzo srogą miną.
  -Chyba powinnaś zostawić ich w spokoju- szepnął jej ktoś do ucha. Odwróciła się gwałtownie i znalazła się prosto przed twarzą Pottera. –Nie dokończyliśmy naszej rozmowy, pamiętasz?

***

  Marlena opuściła Hagrida bardzo późno- mecz już się skończył, a ona zobaczyła na tabeli wyników połyskujące, złote cyfry:
GRYFFINDOR: 350; SLYTHERIN: 120
  
   Powiedziała przyjaciółkom, że dzisiejszego dnia wyjeżdża do siostry, bo chciała jej przedstawić swojego narzeczonego, którego, rzecz jasna, nie miała. Był wolny dzień i dużo osób postąpiło podobnie, więc nie dostrzegły one w tym nic nadzwyczajnego. Emmelina obiecała się nawet modlić, za to, żeby nie okazał się on brzydalem albo nudziarzem.
  Teraz jednak zastanawiała się, czy nie wrócić do zamku. Musiała się komuś wygadać, bo prawda ciążyła na niej zbyt mocno. Pierwszą osobą, o której pomyślała, to Lily- w końcu ona zniosła prawdę o Lunatyku, a jeden przyjaciel- wilkołak więcej, to żadna różnica. Tylko co jeśli każe jej porozmawiać o tym z Remusem? Jeśli podzieli zdanie McGonagall, Hagrida i Dumbledore’ a?


***


Tadaaa!
Jak obiecałam- tak i jest na czas- mizerny, nudny jak flaki z olejem rozdział, za który powinniście zacząć mnie avadować i żądać poprawki.  Nie, no dobra, może nie jest tak źle, ale jak sobie przeczytałam rozdział piąty i ten, to normalnie niebo i ziemia. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo wyszłam z siebie, żeby to dzisiaj opublikować- wręcz od rana siedziałam nad książką i wyrywałam sobie włosy z głowy, dziwię się, że jeszcze kilka ich zostało. I tak nic się nie nauczyłam :P. Ale dobra, koniec marudzenia, przejdę do spraw istotnych:
Po pierwsze- ten rozdział jest tak jakby dwuczęściowy i sądzę, że się tego domyśleliście, bo postąpiłam wbrew własnej naturze i walnęłam pod koniec cliffhanger. No i może też dlatego, że jak na mnie ten rozdział jest króciutki i napisałam o tym wcześniej w "Rozdziałach". W każdym bądź razie kontynuacja, czyli impreza Gryfonów będzie w siódemeczce. Zdaję sobie sprawę, że ani ten, ani ten przyszły epizod raczej was nie porwie, ale, niestety, te rozdziały są niezbędne o dalszej fabuły. Pisałam już, że nienawidzę początków? Wtedy właśnie trzeba odwalać coś takiego. Ale w ramach rekompensaty, obiecuję, że rozdział ósmy będzie zawierał już oficjalne nakierunkowanie fabuły, wyjaśni intencje Jo i zaserwuje całkiem znośny zwrot akcji. 
Po drugie- następny rozdział będzie raczej na pewno za tydzień.
Po trzecie- nowy szablon na niektórych przeglądarkach może trochę ścinać bloga, ale wystarczy "oddalić" widok, a potem przybliżyć i voila jest suwak :D. 
Po czwarte- chciałabym wam coś ogłosić, a raczej prosić o głosy w ankiecie na blog miesiąca na http://stowarzyszenie-czasy-huncwotow.blogspot.com/. Oczywiście ja nikogo do niczego nie zmuszam, a wręcz nie dziwię się tym, którzy, po lekturze powyższej parodii rozdziału, stwierdzą, że mój blog na wygraną nie zasługuje... Znowu marudzę? Dobra, zamykam się. Z góry dziękuję za głosy i całuję każdego z osobna :*
Pozdrawiam was wszystkich :***

27 komentarzy:

  1. Czemu uważasz , że nudny? Mi się bardzo podobał. Fakt jako takiej akcji nie było , ale dużo się działo. Ten Mecz i inpreza. Dorcas i Syriusz w separacji? ciekawe , ciekawe!
    Ogólnie rozdział boski, błedów nie zauważyłam.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Paulla K
    Ps. Fajny szablon
    dorcasihuncwoci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za komentarz i cieszę się, że spodobał się rozdział :D :*
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Hej!
    Mam problem z wyświetleniem posta - to jest - obicieło mi kawałek jego prawej cześci :C
    Wiem, że na moim blogu jedna z czytelniczek też miała ten problem. Niestety nie mogę więc na razie skomentować rozdziału. Uwierz mi, jeszcze bardziej przeszkadza mi to, żę nie mogę go przeczytać!
    Jeśli do jutra problem się nie rozwiąże, to się załamię po prostu :c
    Buziaczki :*
    Lumossy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm... Wiesz, to chyba zależy od przeglądarki, bo u mnie na Mozilli też tak jest. Spróbuj może zmniejszyć widok, to chyba powinno pomóc...
      Pozrawiam :*

      Usuń
    2. Hej już sobie poradziłam :3
      I komentuję :D
      Remus... Biedny... Strasznie mi go szkoda, ma tyle przeżyć, ciągłe poczucie winy i strach, że kogoś krzywdzi - no po prostu smutne. No i biedna Marlena - płakać mi się chce.
      Ej, czemu Lily jeszcze nie jest gotowa na pocałunek? Nnno, to nie fair.
      I Jo mnie wkurza. Cieszę się, że Sev zasiał w Lily niepokój <3
      Buziaczki i weny :*
      Lumossy
      _______
      im-possible-dramione.blogspot.com

      Usuń
  3. Powiem szczerze, ze w pewnym momencie zaszklily mi sie oczy a w srodku mnie cos zaplakalo. Dokladniej mowiac pod koniec pierwszego fragmentu. Gdybym byla na miejscu kolezanki Marleny zaczelabym krzyczec, ze dalej jej zalezy na Remusie, ale pewnie Marlena wszystkiego by sie wyrzekla.
    I bylo mordobicie! Ciesze sie ze tak sie stalo, bo od dawna czekalam na cos podobnego.
    Zycze weny,
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :*** Cieszę się, że ktos dostrzegł mój przekaz, bo nie rezygnuje z relacji Marleny i Lupina, ale teraz wszystko się naturalnie pokomplikuje. Mordobicie z dedykacją dla ciebie ;>.
      Pozdrawiam :***

      Usuń
  4. Rozdział jest na prawdę świetny :) Kocham twoją relację Lily i Jamesa, a zwłaszcza fragment przy śniadaniu. Jest na prawdę boski!!!!! Mam nadzieję, że Marlena jednak nie będzie wilkołakiem. Powiedz, że nie będzie!!! Przecież Remus by tego nie przeżył. W każdym razie już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, w którym, mam nadzieję wszystko się wyjaśni.
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę... Póki co, niestety będzie ona wilkołakiem, ale nie do końca... A to nie do końca dlaczego, wkrótce się wyjaśni. Powiem, że Remus będzie się starał to odwrócić, a jak, zdradzic nie mogę, ale próbować będzie :D.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :***

      Usuń
  5. Oj tam od razu nudny! Fajny był właśnie! ;D
    Separacja Dorcas i Syriusza... CORAZ CIEKAWIEJ SIĘ ROBI COŚ PATRZE ^^
    ,,Udawanka'' jak to Black nazwał związek Petera i Jo xD
    Nic pomiędzy Lily i Jamesem ;C Smutam się ;'C
    Ale unikanie Pottera to nie takie już łatwe ^^ Hahahaha xD:
    ,,-Czy te okulary w ogóle coś ci dają? Naucz się patrzeć przed siebie! Jeszcze raz wylecą mi przez ciebie książki, to…
    -…pomogę ci je pozbierać- dokończył z uśmiechem i dzielnie na klatę przyjmował uderzenie z owej książki prosto w głowę.''- To było coś ^^
    Dorcas karmiąca małego Syriuszka *o* Takie słodkie.
    No i Lily Evans jako mistrz ciętej ripostyy ^^.
    ,, A ja…
    -Jestem największą gwiazdą- dokończyła Evansówna. –Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.'' NIE MOGĘ ODDYCHAĆ XDDDD
    Snape. Nigdy go nie lubiłam i raczej nie polubię ;/ Wkurza mnie, żę lata za Lily i myśli, że mogliby być razem. Potter i Snape piszący wiersze dla Lily xDD FAZAFAZA. Zła Jo ;C Ciekawe co ona takie chce zrobić....
    Czekam z wielką niecerpliwością na nowy rozdział i chociaż małeego CAŁUSA Jily ^^ Tak, tak. Wiem, że nie da się ze mną wytrzymać, ale jestem wieelką świruską ^^
    Pozdrawiam ;*
    Aleksja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej dziękuję za twój komentarz- uwielbiam długie komentarze, bo to la mnie znak, że mój tekst nie był płytki i nie wzbudził w czytelniku żadnych emocji, a ty masz dar do motywowania mnie :D. Kurczę tak bym chciała wszystko obalić i dla ciebie wstawić pocałunek, ale nie idzie tego ułożyć bez konsekwencji... Ale będzie na pewno i to według mnie całkiem niedługo!
      Też nie przepadam za Snapem i pewnie dlatego nie wychodzą mi fragmenty z nim... Planuję dla niego ciężką, bolesną przyszłość (sadystka ze mnie, wiem :P), bo może wtedy będzie mi przynajmniej go trochę żal.
      Jak tak piszę rozdziały to staram się, żeby był humor, ale moje myśli nigdy mnie nie śmieszą, więc zdaje się na czytelników i skoro mówisz, że było zabawnie to jest mi bardzo miło :D. Boże, jak to mało sensownie zabrzmiało...
      Dobra, jeszcze raz dzięki za komentarz :* Również pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Ja najchętniej to bym poćwiartowała Snape'a xDD (Jestem taka okrutna) Gdyby nie latał za Lily to dałabym mu spokój ;) No chyba każdy wie, że NIGDY nie będzie z Lily.
      Ja też tak mam, że moje rozdziały mnie nie śmieszą. Wydają mi się takie szare i bez życia...
      No ja myślę, że będzie jakieś całowanko! ^^
      Pozdrawiam ;*
      Aleksja

      Usuń
  6. FANTASTYCZNY!!! :)
    Piszesz genialnie i Lily i James są super!!! Uwielbiam ich. Tak naprawdę od dawno bardzo chciałam, żeby ktoś napisał własnie coś takiego - przygody Huncwotów. Spełniłaś moje marzenie <3 Mam powód, żeby przetrwać cały tydzień w szkole!!! :D
    Dzięki Tobie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja kocham twoje komentarze... Zawsze mi szybciej serce zaczyna bić :D. Życzę ci miłego tygodnia :* Pozdrawiam :***

      Usuń
  7. Jestem jedną z osób, której się ucieło xD Nie wiedziałam jak mam to oddalić, więc skopiowałam sobie do worda i przeczytałam ;D
    Rozdział super, mega długi co mi się podoba ! <3 Huncwoci, no no ! ;) ! Yeah :*** Weny kochana !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :C, a łudziłam się, że jednak tylko mi komp nawala i wszystkim będzie chodzić jak talala... Chyba muszę się rozejrzeć za nowym szablonem, zamówiłam już nawet, ale jeszcze nie wiem czy przyjęli... Więc problem powinien się rozwiązać :D.
      Tobie również weny :***

      Usuń
  8. Świetne! Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba <3
    Masz wielki talent i proszę, nigdy nie przestawaj pisać *-*
    Fabuła bardzo interesująca, wspaniałe słownictwo.
    W ogóle piszesz tak cudownie!
    Uwielbiam także temat opowiadania <3
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co nie mam zamiaru przestawać pisać i raczej nie będę miała jak będzie dużo takich komentarzy :D Najbardziej cieszy mnie jak ktoś chwali fabułę, według mnie najważniejszy punkt opowiadania- cieszę się, że nie przynudzam jak moja nauczycielka fizyki :D.
      Pozdrawiam :****

      Usuń
  9. Hej! ;)
    Odpowiadam na pytanie: Możesz mnie nominować ;>

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, tu Dissentire http://imperium-grafiki.blogspot.com/. Postanowiłam przyjąć twoje zamówienie, ponieważ nigdy wcześniej nie robiłam nic w takiej magicznej tematyce. Postaram się wykonać pracę jak najszybciej. Pozdrawiam. :) x

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej nominuję cię do Libster Blog Awards . Szczegóły u mnie na blogumhttp://dorcasihuncwoci.blogspot.com/2013/11/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej!
    Przeczytałam twoje posty i mi się podobają. Na pewno jeszcze wpadnę i dodaję cię do mojej listy =)
    Gabrysia M.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy będzie następny rozdział? Niecierpliwię się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak ktoś czeeeka, jak miło :***. Powinnaś mnie porządnie zbić, bo nawaliłam- miałam napisany prawie cały rozdział, ale eee podpadłam rodzicom i dostałam taki mały szlabanik... W każdym bądź razie teraz robię do szkoły projekt i może jeśli szybko się za niego wezmę to może uda mi się to dodać dzisiaj, a jeśli nie- to kompletnie wyjdę z siebie, zeby to się JUTRO pojawiło.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  14. Zrobiłaś z Marleny wilkołaka?! Jak mogłaś! Przecież biedny Remus jak się dowie, a na pewno w końcu kiedyś dowie, to sobie nie wybaczy, że skrzywdził kogoś kogo kocha! O rany, ale się porobiło! Dorcas jest niesamowita, jakby żyła w świecie romansu. Kocham Hestię, nie wiem czemu ale jest wspaniała, ma takie cenne uwagi i uwielbiam jak rozmawia z Huncwotami, którzy ją ignorują i traktują jak młodszą, upierdliwą siostrę:D James.... ach, ech, uch, och! Jest uroczy, złośliwy, arogancki ale taki uroczy! Snape ma u mnie plusa, ale takiego "wielkiego", że nawet przez magiczną lupę nie sposób go zobaczyć;) Myliłam się co do Lily, nie jest nudna, jest oryginalna, nie ma kochających rodziców jak w większości opowiadań, sprawia wrażenie twardej, zdecydowanej osoby ale tak naprawdę potrzebuje kogoś, kto ją wesprze, zrozumie, komu będzie mogła się wygadać.
    Idę czytać dalej, przepraszam, że nie komentuję pod każdą notką, nadrobię to, bo komentarze piszę w przypływie weny wtedy coś z nich można sensownego wyczytać, lepsze to niż suche "super, ekstra". Na pewno nie raz wrócę do poprzednich rozdziałów.
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć,
    Mój mózg nie współpracuje, nie będę się nad niczym rozwodzić.

    ,, -Bo widzisz…- ciągnął. –Zależy mi na całusie na szczęście.

    -I brak ci kandydatek?

    -Żebyś wiedziała…" <3333

    ~P.

    OdpowiedzUsuń

Autorka jest głodomorkiem, a akurat nie ma Danio w pobliżu. Chcesz ją dokarmić? Napisz komentarz! Wystarczy zwykłe: "przeczytałem" z anonima, a ona już ma dzienne zapotrzebowanie Witaminy K(omentarz).

Theme by Lydia Credits: X, X